W sobotnie popołudnie przystawką do hitu Ekstraklasy był powrót Leszka Ojrzyńskiego do Kielc. Czy starcie Korony ze Stomilem było dobrym wprowadzeniem do meczu Pogoni z Lechem? Powiedzmy. Dwa gole, które padły w dzisiejszym telewizyjnym meczu pierwszej ligi nie oddają w pełni tego, co działo się na murawie.
Mario Zebić. Obrońca, który w Koronie Kielce nie kojarzył się z byciem skałą, w pierwszych minutach spotkania został bohaterem zespołu gospodarzy. To drużyna Leszka Ojrzyńskiego chciała od początku zaznaczyć, że jest faworytem meczu, ale szybko mogła wpaść w pułapkę. Gdy Piotr Malarczyk stracił piłkę w okolicach własnego pola karnego, śmierdziało golem na kilometr. Okazało się jednak, że był to zapach zbuka, bo Łukasz Moneta chyba zbyt długo zwlekał z zagraniem do Patryka Mikity. Skrzydłowy Stomilu chciał wystawić piłkę koledze do pustej bramki, jednak Zebić zaliczył dwie kapitalne interwencje:
- najpierw zatrzymał podanie na piąty metr
- potem wybił piłkę, która zaplątała się w chaosie i mogła spaść pod nogi Mikity
Niedługo potem Zebić dał się poznać także jako rozgrywający, posyłając kapitalnego crossa na lewe skrzydło, po którym Korona mogła strzelić bramkę. Wtedy ona nie padła, ale jeszcze przed upływem 30. minuty gry gospodarze wyszli na prowadzenie. Sędzia Patryk Gryckiewicz początkowo uznał, że Adam Frączczak dodał zbyt wiele od siebie, padając w polu karnym po starciu z Maciejem Dampcem. Po interwencji VAR arbiter podszedł jednak do monitora i dopatrzył się, że piłkarz Stomilu faktycznie faulował napastnika kieleckiej drużyny. Frączczak sam podszedł do piłki ustawionej na „wapnie” i strzelił swojego pierwszego gola od sierpnia.
FRĄCZCZAK: DOBRZY LUDZIE NAJMOCNIEJ DOSTAJĄ PO DUPIE
Stomil nie dał za wygraną
Bramka trochę uśpiła nam ten mecz, ale przede wszystkim uśpiła czujność gospodarzy. Gdy wszyscy szykowali się już na kwadrans luzu w szatni, olsztynianie znów ruszyli lewą stroną boiska. Moneta zrehabilitował się za sytuację z pierwszych minut, wypuszczając Jonatana Strausa, który dograł piłkę na piąty metr. Tym razem Zebić nie uratował Korony mijając się z piłką, a Mikita nie miał problemów z sięgnięciem piłki, ustawiając się idealnie między nim a Roberto Corralem. Stomil wyrównał, sędzia zarządził przerwę i nastroje w kieleckiej szatni na pewno nie były tak dobre, jak dobre mogłyby być, gdyby pierwsza część spotkania zakończyła się jakieś 120 sekund wcześniej, bo gol dla Stomilu padł w drugiej minucie doliczonego czasu gry.
Druga część spotkania wcale nie wyglądała tak, że Korona Kielce rzuciła się do szalonego ataku, próbując za wszelką cenę wyrwać trzy punkty w meczu z drużyną ze strefy spadkowej. Wręcz przeciwnie: to Stomil wydawał się stwarzać lepsze okazje, jak choćby wtedy, gdy Jakub Kisiel nieudanie dobijał zablokowany strzał Monety. Gospodarze za to zdecydowanie nie potrafili wykorzystać np. niepewnych interwencji Kacpra Tobiasza. Wypożyczony z Legii Warszawa bramkarz zastępował Krzysztofa Bąkowskiego, który wypadł z gry na ok. osiem tygodni. Tobiasz parę strzałów wypluł, przynajmniej raz niepewnie zachował się po dośrodkowaniu, ale koniec końców stanął na wysokości zadania, gdy:
- zatrzymał strzał Łukowskiego, który minął dwóch rywali i uderzał z ostrego kąta
- odbił piłkę po kolejnym strzale Łukowskiego, który wykorzystał pomyłkę Strausa
- zatrzymał także dobitkę tego uderzenia autorstwa Artura Amrozińskiego
DLACZEGO DOMINIK NOWAK STRACIŁ PRACĘ W KORONIE?
Punkt mimo problemów
Stomil mógł się odgryźć, gdy faulowany przed polem karnym był Hubert Sobol, jednak Wojciech Reiman mając dobrą pozycję do strzału z rzutu wolnego, trafił w mur. Inne próby z jednej i z drugiej strony także nie przyniosły skutku. Ostatecznie obie drużyny mogą jednak mówić o korzystnym dla siebie wyniku. Korona dlatego, że w 79. minucie gry Gryckiewicz pokazał czerwoną kartkę Łukowskiemu, który w dość kuriozalny i przypadkowy sposób wpadł w rywala. Nie wiemy, czy było to wejścia na „kiera”, ale wiemy, że sprawiło ono, że poszkodowany, czyli Dampc, nie skończył spotkania. A że wcześniej boisko z kontuzją opuścił Jonathan Simba, olsztynianie kończyli mecz bez dwóch podstawowych stoperów.
Czyli jedni grali w „dziesiątkę”, a drudzy bez filarów obrony. W takich okolicznościach remis nie brzmi źle. Zwłaszcza dla Stomilu, który nie pozwolił na choćby minimalną ucieczkę Zagłębia Sosnowiec, które wczoraj zremisowało z Odrą Opole.
WIĘCEJ O 1. LIDZE:
- Sparingi, transfery, zmiany. Co słychać w 1. lidze przed wiosną?
- Widzew rozszerza dział analiz. Zaglądamy za kulisy
- Od Chelsea do 1. ligi. Jak odradza się Hubert Adamczyk
- Ile znaczy miejsce po rundzie jesiennej w 1. lidze?
- Analiza jesieni na zapleczu Ekstraklasy
- Jedenastka jesieni w 1. lidze
Korona Kielce – Stomil Olsztyn (1:1)
Frączczak 27′ – Mikita 45+2′
fot. Newspix