Wychował się na tym samym osiedlu co Zbigniew Boniek, latami obserwowała go — a w końcu także kupiła — Chelsea. Hubert Adamczyk dekadę temu był uznawany za pewniaka do gry w reprezentacji Polski i zrobienie dużej, międzynarodowej kariery. Czy udana jesień w 1. lidze sprawi, że pomocnik się odbije i wróci na poziom, który mu wróżono?
16 wypracowanych bramek w 1. lidze w trakcie rundy jesiennej. To wynik, który pomocnikom z zaplecza Ekstraklasy przytrafia się rzadko. Takie liczby w ostatnich latach robili piłkarze, którzy zdecydowanie wyróżniali się w tych rozgrywkach, jak Łukasz Grzeszczyk i Bartosz Nowak. Ten pierwszy jest już weteranem pierwszoligowych boisk, ale drugi dzięki tak dobrej postawie wypromował się do najwyższej klasy rozgrywkowej.
Czy z Adamczykiem będzie tak samo?
Hubert Adamczyk. Polski talent z Chelsea
– W Londynie na bieżąco śledziłem Ekstraklasę, wiedziałem jaki futbol prezentuje drużyna trenera Jacka Zielińskiego i stwierdziłem, że to najlepsze miejsce dla mnie, by zrobić krok do przodu – mówił sam zainteresowany w rozmowie z portalem “Łączy Nas Piłka”, gdy okazało się, że bardzo szybko wróci do Polski.
Bardzo szybko, bo wyjazd do Chelsea nie był w jego przypadku ruchem dziwnym. Nikt nie zastanawiał się, jakim cudem Hubert Adamczyk znalazł się w Anglii, jak w przypadku niektórych zagranicznych transferów młodych Polaków. The Blues obserwowali go oczami polskich skautów, a także zaufanych ludzi władz klubu. Sprawdzali go przez rok podczas wyjazdów na treningi do akademii. Klub zabiegał o niego tak bardzo, że nie zrażały go wszelkie kłody pod nogami, jak to, że piłkarz nie mógł wyjechać z kraju ze względu na wiek. Zespół z Londynu ostatecznie zapłacił za Adamczyka 700 tysięcy funtów. Ktoś spojrzy na budżet Chelsea i powie: śmieszna kwota. Ale jednak mówimy jedynie o adepcie akademii, nie o transferze do pierwszego składu.
Czy za adeptów akademii The Blues płacili lata temu takie pieniądze? Niekoniecznie, nie zawsze. A gdy płaci to chce na tym zyskać. Być może nie zawodnika do pierwszego składu, ale przynajmniej kogoś, kogo sprzeda “z przebitką” do innego klubu. Takich piłkarzy w klubowej akademii Chelsea przecież nie brakuje. Polak otrzymał zresztą zawodowy kontrakt, więc z pewnością ktoś w niego wierzył.
Czas spędzony w Londynie ostatecznie jest dla Huberta Adamczyka tylko anegdotą. Ciężko uważać inaczej, gdy chłopak, który przez lata był szykowany na taką przeprowadzkę, wrócił do kraju po półtora roku, mając za sobą — jak sam przyznawał — cztery czy pięć treningów w pierwszym zespole i mniej lub bardziej regularną grę w młodzieżowych drużynach. Pomocnik na pewno sporo zyskał, bo wielką piłkę nie tylko zobaczył, ale i jej doświadczył. Nie ma wątpliwości, że Chelsea można zyskiwać już dzięki samym treningom. Tyle że nie ma też wątpliwości, że gdyby Polak zyskał na nich tyle, ile się spodziewano, londyńczycy nie oddaliby go z taką łatwością.
Adamczykowi w Chelsea najbardziej zabrakło chyba czasu. Nie słyszymy o jego wielkich błędach czy problemach. Wiemy za to, że stracił pierwsze pół roku z powodu błędów proceduralnych, bo klub nie dograł jego przejścia na czas i pomocnik nie mógł występować w oficjalnych spotkaniach. W kolejnych miesiącach stracony czas był rozbijany na mniejsze etapy: wyjazdy na zgrupowania kadr, turnieje i tym podobne sprawy. Oczywiście ciężko traktować jako zarzut to, że dany piłkarz chciał grać w reprezentacji, zwłaszcza że The Blues nie wydawali w tym temacie żadnych zakazów. Z drugiej strony logiczne jest, że gdy kogoś nie ma w klubie, zyskuje ten, kto w klubie jest. Zwłaszcza w tak wielkich fabrykach piłkarzy jak ta ze stolicy Anglii.
Nieudany powrót. Adamczyk w Cracovii
27 meczów w Ekstraklasie. Gol, dwie asysty. To bilans Huberta Adamczyka w najwyższej klasie rozgrywkowej w kraju. Pomocnik wrócił do Polski na chwilę przed swoimi 18. urodzinami. Do powrotu skłoniła go wizja wejścia w buty Bartosza Kapustki, który szykował się do wyjazdu do silniejszej ligi. Słyszymy, że Adamczykiem w tym samym czasie interesowały się kluby z Danii, Hiszpanii czy Holandii. Być może nie potentaci, ale i nie zespoły, które nie miały czym przyciągnąć zdolnych piłkarzy z niezłym CV. Otoczenie zawodnika stwierdziło jednak, że najlepszym pomysłem będzie wypromowanie się poprzez Ekstraklasę.
“Zdarzało się, że w Londynie siadałeś przy stole z tatą i analizowaliście: Marcin Listkowski, z Twojego rocznika, gra w Ekstraklasie. Rok starszy Dawid Kownacki był nawet na zgrupowaniu pierwszej kadry, a o dwa lata starszy Bartek Kapustka zdobywa już dla niej bramki. Te przykłady działały na Twoją wyobraźnię? Stymulowały do powrotu?
Tak, muszę powiedzieć, że myślałem o tym. Analizowaliśmy wiele wariantów. Zastanawiałem się też nad Holandią, gdzie odważniej stawiają na młodych, ale i tam, w tych topowych klubach, ta droga do pierwszego zespołu, wcale nie jest taka prosta” – czytamy w wywiadzie dla portalu “Łączy Nas Piłka”.
W grze o piłkarza miały być także silniejsze marki, jak Lech Poznań i Legia Warszawa, jednak ostatecznie z różnych powodów w grę wchodził tylko Kraków. Nie było to złe miejsce do rozwoju, choć “Pasy” nie dysponowały jeszcze takim zapleczem, jakie dziś gwarantuje im ośrodek w Rącznej. Klub mocno wierzył w umiejętności Adamczyka. Trener Jacek Zieliński trochę ten optymizm hamował. Po dość szybkim debiucie pomocnik przez osiem miesięcy nie zaliczył nawet minuty w pierwszym zespole Cracovii.
– Dla niego to jest duży przeskok. On praktycznie nie liznął piłki seniorskiej. W jego grze w drugiej drużynie widać jeszcze elementy gry juniorskiej, mało odpowiedzialnej taktycznie gry – mówił. Z drugiej strony podkreślał też, że Adamczyk to materiał na dobrego zawodnika, pokazując, że to wcale nie tak, że kibice klubu z Krakowa mogą się pogodzić z tym, że z tego materiału Kapustki 2.0 na pewno nie będzie.
Po czasie sam zainteresowany w audycji “Radia Gdańsk” przyznawał się do błędu w wyborze klubu. Twierdził, że był w stanie zaakceptować brak minut w pierwszej drużynie, ale Cracovia niewiele robiła, żeby pozwolić mu się odbić, choćby w innym klubie. Na wypożyczenie powędrował półtora roku po transferze, lądując w pierwszoligowej Olimpii Grudziądz. Skończyło się na 900 minutach, bramce, dwóch asystach i spadku z ligi. W Krakowie słyszymy, że Adamczykowi brakowało determinacji i woli walki. Nie chodzi o to, że był leserem, ale spodziewano się czegoś ekstra, czegoś więcej, bo każdy widział, że talent zawodnika nie eksplodował tak, jak powinien.
Możemy jednak stwierdzić, że obie strony są zgodne: to nie było to.
ADAMCZYK I INNI – NAJLEPSI PIŁKARZE JESIENI W 1. LIDZE
Adamczyk w Wiśle Płock: udane wypożyczenie i gol na wagę utrzymania
20 lat w dowodzie, nieco ponad 1000 minut w dorosłej piłce na 90minut.pl i łatka “tego, który był w Chelsea”. Z takim dorobkiem Hubert Adamczyk wylądował w Wiśle Płock. “Nafciarze” błyskawicznie wypożyczyli go do GKS-u Tychy, gdzie w końcu mógł poczuć się jak piłkarz. Kiedy parę lat po transferze do akademii dużego klubu lądujesz na zapleczu polskiej Ekstraklasy, w teorii nie możesz być zadowolony. Ale kiedy po latach bez poważnych szans zaczynasz regularnie grać w lidze na wciąż przyzwoitym poziomie — możesz. 2164 minuty Adamczyka były drugim najlepszym wynikiem młodzieżowca w śląskim zespole. Większe zaufanie Ryszarda Tarasiewicza miał tylko wychowanek Jakub Piątek. GKS korzystał z pomocnika na skrzydłach, czyli na pozycji, którą wynalezienie dla niego w Chelsea. Efekt?
- 10 wypracowanych bramek
- średnio 1,72 podań penetrujących na mecz (8. miejsce w lidze wg WyScout)
- 65% skuteczność dryblingów i akcji 1v1 (12. miejsce w lidze)
- dobry w skali ligi wynik kluczowych podań czy “smart passes”
Krótko mówiąc: Adamczyk potwierdził to, że wieści o jego talencie nie są zwykłymi plotkami. Potwierdził to na ligowym boisku, a nie w treningach czy sparingach. Oficjalnie wypracował 10 bramek, “WyScout” dorzuca mu do tego trzy “third assist”, co było jednym z lepszych wyników w lidze. Był bardzo aktywny i na bokach boiska, i w okolicach pola karnego. Nie powiedzielibyśmy, że był jej gwiazdą, ale 20-latkowie z zaplecza Ekstraklasy notujący takie występy, zwracają na siebie uwagę klubów z wyższej ligi.
Gdy pomocnik do wspomnianej na wstępie listy dorzucił weryfikację na poziomie 1. ligi, Wisła Płock zamierzała dać mu poważną szansę i uczynić go podstawowym młodzieżowcem. Niestety niedługo po powrocie na Mazowsze szanse na regularną grę Adamczyka w Ekstraklasie zmalały ze 100% do 0. Zawodnik doznał kontuzji, która zabrała mu osiem miesięcy. Gdy zaczął łapać minuty z ławki, kolejne trzy miesiące zabrał mu COVID i przerwa w rozgrywkach. Pierwszy występ w wyjściowym składzie Wisły zanotował ponad rok po powrocie z udanego wypożyczenia. To jego gol — co ciekawe lewą nogą, w Tychach strzelał głównie prawą (6/7 bramek) – zapewnił Nafciarzom utrzymanie w lidze. Zapewne nie to przeważyło o przedłużeniu jego umowy, ale faktem jest, że Wisła mu ją zaoferowała.
I Adamczyk znów trafił na ekstraklasową ławkę, z której tym razem podniósł się 10 razy, na nieco ponad 400 minut.
– Uważam, że naszą piłkę hamuje szeroko pojęty brak odwagi. To, że trenerzy boją się postawić na nastolatka powoduje, że piłkarze mają coraz mniej wiary w siebie i przepadają. Dam ci przykład: Wisła Płock, Hubert Adamczyk i Rafał Wolski. Najlepsi technicznie piłkarze, z jakimi kiedykolwiek grałem w Polsce. Oni są w Wiśle Płock. Grają w klubie, który w ogóle nie gra w taki sposób — mówił “Newonce” Jarosław Fojut, który dzielił szatnię z wychowankiem Zawiszy Bydgoszcz.
Czy tylko brak odwagi sprawił, że Hubert Adamczyk w wieku 23 lat znów został na lodzie? Pewnie nie. Natomiast Wisła zdecydowanie nie była miejscem, do którego pasował.
Hubert Adamczyk w Arce Gdynia – gwiazda 1. ligi
Czerwiec 2021 roku. Hubert Adamczyk po raz trzeci ląduje na zapleczu Ekstraklasy. Przed przyjściem do Arki Gdynia pomocnik miał takie CV, że patrząc na nie można było bez wątpliwości stwierdzić, że to po prostu gracz pierwszoligowy. Ale w tej historii wciąż coś nie zgrzytało. Cała sprawa z Chelsea i skala jego talentu wciąż kazała nam myśleć o nim jak o ponadprzeciętnym zawodniku w skali polskiej ligi. Natomiast nie jest przypadkiem to, że Adamczyk najlepiej wyglądał w klubach, w których obdarzono go zaufaniem. Zbierając wszystkie opinie o nim, otrzymujemy obraz zawodnika, który najlepiej czuje się wtedy, gdy jego pozycja w kadrze jest pewna i niepodważalna. Można uznać to za banał, bo każdy piłkarz czuje się lepiej, gdy gra. Faktem jest jednak to, że na całym świecie spotkamy zawodników, którzy rozwijają skrzydła, gdy nie muszą martwić się zbyt mocną konkurencją.
I niekoniecznie trzeba to uznać za wadę, bo przecież są też kluby, które chętnie zbudują skład i kadrę, biorąc to pod uwagę, bo kalkulacja zysków przewyższy straty. Arka jest tego dowodem. Rzecz jasna wygląda to trochę inaczej, gdy wiemy, że Adamczyk jest zawodnikiem agencji KFM, która jest blisko związana z gdyńskim klubem. W takich okolicznościach łatwiej o stworzenie środowiska najlepszego do rozwoju samego zainteresowanego. Niemniej pomocnik pokazał, że nie ma to znaczenia. Po prostu odpłacił się za to, że odważnie na niego postawiono i pokazał, że warto było to zrobić.
- trzy bramki dające Arce prowadzenie
- udział przy ponad połowie bramek Arki
- 9. miejsce w lidze pod względem “smart passes” (1,47)
- 6. pod względem podań penetrujących (1,8)
- 5. jeśli chodzi o kluczowe podania (0,85)
W Tychach Adamczyk gwiazdą ligi nie był, w Gdyni zdecydowanie nią jest. Porównując jego występy z sezonem 2018/2019, widać rozwój. Nie tylko w najprostszych liczbach, ale i w bardziej szczegółowych statystykach.
Zawodnik Arki gra rzecz jasna na innej pozycji, bo na “dziesiątce”, a nie na boku pomocy. Niemniej jednak wciąż bardzo chętnie schodzi w boczne sektory boiska, co widać po jego heat mapach.
Dodatkowo teraz zyskał atut w postaci trenera, który jako pierwszy obdarzył go pełnym zaufaniem. Ryszard Tarasiewicz prowadził Adamczyka w Tychach, więc wydaje się oczywiste, że Hubert będzie jedną z osób, które najmocniej zyskają. Gdy dziś myślimy o jego przyszłości, scenariusze rysują się tylko dwa. Jeden to awans do Ekstraklasy z Arką. Drugi to transfer do najwyższej ligi, w przypadku nieudanego sezonu klubu z Trójmiasta. Któryś z nich na koniec sezonu się spełni, to praktycznie pewne. Jeśli lider gdynian utrzyma tę formę, może wracać do najwyższej ligi z liczbami, które nie będą wypadały blado na tle wspomnianego na wstępie Bartosza Nowaka, który na tej samej pozycji zaorał całe rozgrywki (13 goli, 10 asyst, dziewięć asyst drugiego stopnia).
Najważniejsze jest jednak nie to, czy ten wynik uda się przebić, czy nie, a to, czy Hubert Adamczyk postawi kolejny krok w stylu podobnym do Nowaka. On też długo przebijał się do elity, ale gdy w końcu potwierdził klasę na jej zapleczu, nie zginął też poziom wyżej. Dziś jest kandydatem do wyjazdu do zagranicznej ligi. Może nie tej z topu, ale takiej, która zapewni mu i niezły pieniądz i solidny poziom. Pomocnik Arki wciąż jest na tyle młody (24 lata), że może odbić się szybciej i wyżej. Potrzeba do tego tylko i aż jednej rzeczy.
Zamienienia złych decyzji na dobre.
WIĘCEJ O 1. LIDZE:
- Co da zmiana Marca na Tarasiewicza w Arce Gdynia?
- Oskar Krzyżak o Skrze i Rakowie Częstochowa [WYWIAD]
- Ile znaczy miejsce po rundzie jesiennej w 1. lidze?
- Maxime Dominguez o szwajcarskich talentwach [WYWIAD]
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix