Radomiak Radom to trzeci klub, w którym Krzysztof Kawałko pełni rolę asystenta Mariusza Lewandowskiego. Jak zaczęła się ich wspólna praca? Czym właściwie zajmuje się asystent pierwszego szkoleniowca? Jak przygotować zespół do meczu i zrobić efektywną analizę? O tym, a także o pracy dla angielskiej firmy i topowych trenerów, opowiada nam sam zainteresowany.
Jakie cechy powinien mieć asystent trenera?
Dobre pytanie, bo żaden kurs, żadna szkoła nie przygotowuje do takiej pracy. Trzeba złapać doświadczenie, pobyć dłużej z danym trenerem, wiedzieć, na co zwraca uwagę i jaki ma pomysł na funkcjonowanie drużyny. Z trenerem Mariuszem Lewandowskim dotarliśmy się na tyle, że wygląda to coraz lepiej, ale w każdym klubie pracuje się inaczej. Inna specyfika, inne narzędzia do pracy. Drugim trenerem w Radomiaku jest także Zbigniew Wachowicz, który ma duże doświadczenie jako zawodnik, co też jest ważne. Książki i kursy nie są w stanie przekazać tego, jak funkcjonuje szatnia, szczególnie jak się przegrywa, bo jak się wygrywa, to wszystko jest fajnie. Piłka uczy pokory.
Ta pokora dotyczy też tolerowania tego, że jest się trochę w cieniu?
Na pewno. Niektórzy pojawiają się w mediach, na przykład trener Goncalo Feio jako asystent bywał w studiach, brał udział w analizach. To też zależy od osoby, ja nie potrzebuję wychodzenia do mediów, skupiam się na pracy.
Której jest pewnie dużo, więc kolejną cechą jest…
Rzetelność, skrupulatność. Pierwszy trener jest od przekazu, trzymania szatni, my jesteśmy od pomagania, organizacji, konsultowania się z nim. Tej organizacji jest naprawdę dużo.
Jak wygląda pański dzień pracy?
On się nie kończy, bo to, co jest na boisku, to 90 minut, a do tego dochodzi ich przygotowanie, planowanie. Po to też wprowadziliśmy monitoring systemu Catapult, żeby mieć z niego feedback i na jego podstawie planować jednostkę treningową. Poza tym przygotowujemy też indywidualne analizy przed meczami. Przykładowo przed meczem w Lubinie trener rozmawiał z każdym zawodnikiem, nakreślał mu plan gry, to, czego będzie oczekiwał.
W tych analizach zwracacie uwagę na to, jak grają poszczególni rywale i jak można to wykorzystać?
Też, ale dużo skupiamy się na własnej grze. Podczas dzisiejszego ćwiczenia (rozmawialiśmy w środę, przed meczem z Koroną — przyp.), technicznego, wprowadzającego, dużą uwagę przywiązywaliśmy do przyjęcia kierunkowego, zagrania na dalszą nogę, szybkość grania, komunikację. Staramy się cały czas adaptować zawodników do warunków meczowych. Jest progres, bo gdy analizujemy treningi, to widać różnicę między tym, co było na początku, a tym, co jest teraz. Wiele treningów nagrywamy, zwłaszcza taktycznych, więc mamy porównanie.
Co wyciągacie z takich nagrań?
Zwracamy uwagę na zachowania w formacji, współpracę między formacjami, odległości. Staramy się przemycić w ćwiczenia czy gry schematy, które wykorzystamy pod przeciwnika, nawet jeśli nie zawsze zawodnik wie, że akurat dany element jest pod konkretnego rywala. Robimy notatki z treningów, potem organizujemy zebranie w sztabie i wszystko omawiamy. Analizy w formie wideo są dla mnie najlepsze, nic nie zastąpi zatrzymania obrazu, pokazania, że — dajmy na to — Jarosław Jach wprowadza piłkę w taki sposób, gra prostopadłe podania między formacjami, ma sporo strat, spróbuj to wykorzystać. Na treningu po Zagłębiu skupiliśmy się z kolei na Thabo Cele, który w tym spotkaniu za nisko schodził po piłkę, zwróciliśmy mu na to uwagę.
Czy asystent trenera musi mieć taką samą wizję futbolu, jak pierwszy szkoleniowiec?
Dobrze zmierzać w jednym kierunku, chociaż często są burzliwe rozmowy, bo każdy ma inne zdanie co do składu, pewnych założeń. Trener Lewandowski jest z tego rozliczany, więc do niego należy ostateczna decyzja, ale to nie jest tak, że tylko przytakujemy, bo to nie jest dobre.
Jak złapać feeling z trenerem na początku pracy? Losy pana i trenera Mariusza Lewandowskiego splotły się w pewnym momencie, nie pracowaliście ze sobą od razu.
Nie mieliśmy super relacji, to trener poprosił, żebyśmy razem z Michałem Kolanowskim dołączyli do jego sztabu w Zagłębiu Lubin. Zbudował na nas dział analiz “Miedziowych” i powoli łapaliśmy schemat pracy. Trener Lewandowski lubi mieć monitoring: począwszy od parametrów fizycznych po analizę poszczególnych zawodników. Często prosi, żeby przygotować materiał z treningu czy meczu o danym piłkarzu, dlatego chciał mieć w swoim sztabie takich ludzi. Mamy wiele indywidualnych rozmów, bo wtedy zawodnicy bardziej się otwierają.
Jaka była pańska “baza” przed dołączeniem do sztabu trenera Lewandowskiego? Miał pan doświadczenie w analizie?
Od 2010 do 2016 roku pracowałem jako analityk w angielskiej firmie “Scout Seven”. To był jeden z pierwszych produktów na rynku, teraz wykupił to “Stats Perfrom”. Byłem trenerem, który był “online”, pracowałem zdalnie z Polski. Wyglądało to tak, że do osoby, która była “online” odzywali się ludzie, którzy zgłaszali zapotrzebowanie na konkretne rzeczy. Na przykład pisał do mnie Louis van Gaal, że potrzebuje tego i tego i miałem taką analizę zrobić.
To musi być ciekawe uczucie, gdy Louis van Gaal zamawia u pana analizę.
Tak, bo widziałem, kto tam był zalogowany — był też Dennis Bergkamp i wielu innych znanych trenerów. To była dość droga platforma, z której korzystały topowe kluby, kosztowała chyba 6000 funtów miesięcznie. Pracowałem też w Górniku Zabrze czy w Polonii Warszawa u trenera Libora Pali w Młodej Ekstraklasie.
Ten angielski wątek jest ciekawy. To były tylko analizy na zamówienie?
Nie, to było też narzędzie dla skautów, trzeba było przygotowywać raporty na temat danych zawodników czy z konkretnych turniejów, jak Viareggio Cup. Miałem swój zakres obowiązków, zlecano mi różne rzeczy. Z racji tego, że mieszkałem blisko granicy czeskiej i niemieckiej, miałem też możliwość pojechać, obejrzeć jakiś mecz.
Były z tego jakieś odpowiedzi zwrotne? Louis van Gaal pisał do pana i gratulował dobrej pracy?
Nie, nie! Suche komunikaty, a jak potrzeba było zrobić coś jeszcze, to dostawałem kolejną wiadomość i tyle. Oglądałem dużo piłki młodzieżowej, więc to było ciekawe doświadczenie. Bundesliga U-15, włoska Primavera, miałem duży przegląd zawodników, którzy grali w tych ligach. Przykładowo w Kaiserslautern, a potem w Alemanii Aachen był taki zawodnik Maciej Szewczyk, czołowy lewy obrońca. Jakiś czas później trafił do Górnika Polkowice, potem do Bytovii Bytów, miał jakieś problemy z kolanem, ale chodzi o to, że gdy trafił do Polski, to znałem to nazwisko właśnie dzięki oglądaniu juniorskich rozgrywek.
Udało się podpatrzeć jakieś gwiazdy?
Kai Havertz, Timo Werner. Załapałem się też na końcowy moment Mesuta Oezila w piłce juniorskiej. Byłem na meczu Czechy — Belgia w kategorii U-20, w Jabloncu. Praktycznie każdy Belg, który tam zagrał, zrobił karierę, ale przegrali ten mecz. Grali fajnie ofensywnie, jednak Czesi byli lepiej zorganizowani, grali 4-4-2 i wygrali chyba 1:0. Ciekawostka: wszędzie mówią, że Pedro Justiniano był w młodzieżówce FC Porto, a ja skojarzyłem go z gry w Primaverze, bo był przecież w Vicenzie. Wiadomo, nie pamiętałem szczegółów, ale gdy do nas przychodził, nie był dla mnie anonimową postacią. Jeśli chodzi o znane nazwiska, to trener Lewandowski cały czas jest w kontakcie z Mirceą Lucescu, był nawet na stażu u Pepa Guardioli. Często było tak, że jechaliśmy na trening i dzwoniliśmy do Lucescu, dyskutowaliśmy. Zresztą on ogląda nasze mecze, kibicuje Radomiakowi.
To mamy tytuł. Mircea Lucescu kibicuje Radomiakowi.
Może być! Bernd Schuster, Nevio Scala — z nimi wszystkimi trener ma kontakt i szukamy w tym inspiracji dla siebie. Nie możemy tego przełożyć 1:1, ale czerpiemy od nich wiedzę, staramy się dopasować to pod nasze możliwości. Mnie bardzo podobały się pomysły Arrigo Sacchiego, Arsene’a Wengera, Aime Jaqueta. Lubię też szkołę włoską, ułożenie defensywy. W Polsce cenię na przykład Waldemara Fornalika, który swoją pracą potwierdza, że jest dobrym trenerem, bo potrafi zrobić wynik, nie będąc w topowym klubie.
No właśnie, co z tą polską piłką? Jak pan do niej wszedł?
Pozytywnie wspominam współpracę z Liborem Palą, mimo że nie miał w Polsce dobrej prasy. Skrupulatny trener stawiający na przygotowanie fizyczne. W Polonii byli wtedy Łukasz Teodoroczyk, Maciej Domański, Mateusz Michalski czy Adam Pazio. Trener Pala miał twardy charakter, był komunikatywny, ale na treningu potrafił dokręcić śrubę. Więcej czasu spędzałem wtedy na analizie niż na boisku, jednak to był ciekawy początek. Jakby nie patrzeć miał wtedy na koncie młodzieżowe mistrzostwo Czech. Byłem też dyrektorem akademii Górnika Polkowice, gdy wszystko się tam budowało. Pierwszy kurs trenerski zrobiłem w wieku 26 lat, kariery piłkarskiej nie miałem. Próby były, ale niezbyt dobrze się to kończyło, sporo operacji… Nawet teraz, w marcu, próbowałem pograć w piłkę i zerwałem więzadło krzyżowe, z kolei w Lubinie zerwałem Achillesa, czyli to bardziej miłość w jedną stronę. Raczej amatorskie kopanie.
Co pana pchnęło w kierunku trenerki?
Tata był trenerem bramkarzy, pracował z Januszem Wójcikiem w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, prowadził samodzielnie Wigry Suwałki. Obserwowałem to i z racji tego, że nie wyszło mi w roli piłkarza, pomyślałem, że może praca trenera pozwoli mi być przy tej miłości życia.
Nie odstraszało to, że taty często nie było w domu?
Na pewno rodzina cierpi. Mam dwóch synów — jeden ma dziewięć lat, drugi dwa lata i cztery miesiące. Rzadko się widzimy, bo nawet jeśli nie ma mnie w Radomiu, to jadę na obserwację przeciwnika, ciągle w rozjazdach. A ciężko się zawsze przenosić z rodziną w nowe miejsce, gdy nie wiadomo, ile się w nim zostanie.
Z której pracy wyniósł pan najwięcej?
Z Bruk-Bet Termaliki Nieciecza. Jesteśmy młodymi trenerami, dopiero zaczynamy pracę. Patrząc na grę, na wynik, na problemy, w jakich to się rodziło, to było największe doświadczenie. Cały czas oglądam, kibicuję im, trzymam kciuki za powrót do Ekstraklasy. Są tam warunki do tego, żeby zbudować zespół na miarę najwyższej klasy rozgrywkowej. Były już drużyny z Grodziska Wielkopolskiego czy Tarnobrzega. Nie oni pierwsi wywodzą się z małej miejscowości. Jeśli Hoffenheim może funkcjonować w Niemczech, a Midtjylland w Danii, to czemu Bruk-Bet nie może w Polsce?
Mała miejscowość, ale duża presja, bo skoro właściciele płacą, to oczekują wyniku.
Państwo Witkowscy są bardzo ambitni, praktycznie wszystko finansują sami, a to nie są małe koszty. Są tam idealne warunki dla młodych trenerów — sale konferencyjne, boiska, było wszystko, czego potrzeba, żeby rozwijać siebie i zawodników. Od rana do wieczora siedzieliśmy tam, byliśmy skoncentrowani na tym, żeby zbudować nowy model taktyczny. Jeśli mieliśmy jakieś uzasadnione potrzeby, to nie było też problemu z tym, żeby coś zakupić. Najlepszy model systemu Catapult miała przecież tylko Legia i Bruk-Bet Termalica. Najpierw w pierwszym zespole, a potem pani prezes stwierdziła, że przyda się to także w akademii. Badania krwi, badania fizyczne — to wszystko robiliśmy na bieżąco.
W jakim stopniu da się rozpracować drużynę przed meczem?
Mądrzejsi jesteśmy zawsze po… Ale pewne schematy i zachowania się nie zmieniają. Umówmy się: analizą nie wygrywa się meczów, to dodatek, bardzo ważny dodatek, ale nie można jedynie zarzucać zawodników informacjami. Muszą mieć swobodę i kreatywność na boisku, dlatego staramy się przemycać pewne rzeczy w gry, w ćwiczenia. Poza tym mecz wiąże się z dużą presją, zwłaszcza w Ekstraklasie. W Niecieczy widzieliśmy, że niektórzy bardziej się spinali, stresowali, wyglądało to zupełnie inaczej niż w pierwszej lidze, gdzie mieli większy luz.
Mariusz Lewandowski: Kibic musi zobaczyć, że masz mu coś do zaoferowania [WYWIAD]
Co jest kluczem do dobrej gry w defensywie?
Dobra organizacja i komunikacja. Na przykład w meczu z Zagłębiem Lubin mogliśmy wyjść bardziej agresywnie do zawodnika z piłką, ale staliśmy nisko i wyglądało to dobrze. Przełomowy był mecz w Białymstoku, który nie był łatwy, bo przeciwnik zamknął się we własnym polu karnym. W takiej sytuacji trzeba grać szybko, operować piłką, rozciągać obronę i znaleźć w niej luki. Po tym spotkaniu drużyna dostała duży bodziec mentalny.
À propos tego meczu. Dlaczego zespół, który gra przeciwko mocno zamkniętej drużynie, wybiera dośrodkowanie w pole karne jako środek do sukcesu? Przecież nie ma wtedy przewagi w polu karnym rywala.
W Białymstoku operowaliśmy piłką tak, żeby powyciągać obrońców i wtedy zagrać piłkę w daną przestrzeń, a łatwiej jest wyciągnąć przeciwnika do boku, bo światło bramki pozostaje zwykle zamknięte, więc strzały ze środka są często blokowane. Poza tym wiadomo, jak to jest: piłka może się odbić i przypadkowo trafić kogoś w rękę czy po prostu wpaść do bramki. W dobie VAR można też pewne rzeczy sprawdzić, wywalczyć rzut karny. Dużo zależy też od zawodnika, bo nie da się mu powiedzieć, żeby zrobił coś od A do Z. To on w kluczowym momencie ma ułamek sekundy na podjęcie decyzji, w tak dynamicznej grze musi mieć swobodę i brać odpowiedzialność na siebie. Tym bardziej że mamy kreatywnych zawodników.
Pytam o tę analizy, bo w poprzednim sezonie trenerzy Maciej Skorża i Marek Papszun mówili, że Radomiak jest przewidywalny, ale w tym co gra jest tak dobry, że i tak ciężko go zatrzymać. Czyli może się okazać, że nawet mając wiedzę o rywalu i porządną analizę, cała wiedza może niewiele dać.
Jeśli chodzi o nasze mecze z Radomiakiem, to zawsze szykowaliśmy się na trudne, agresywne spotkanie, w którym będzie sporo prowokacji. W Ekstraklasie, w meczu zremisowanym 1:1, byliśmy moim zdaniem lepszą drużyną, jeśli chodzi o aspekty piłkarskie, operowanie piłką. Ale skończyło się remisem, bo bezpośrednia gra za plecy naszych obrońców przyniosła bramkę. Analiza jest ważna, ale ważniejsze jest zachowanie drużyny. Staramy się wyciągać to, co najważniejsze. Nie nagrywamy każdego treningu, ale te taktyczne już tak.
Na jakich narzędziach pan pracuje? Co pomaga w pracy asystenta trenera?
Do niedawna podstawą był InStat, szczególnie jeśli chodzi o dostęp do materiałów wideo, oglądanie meczów przeciwnika. Reszta to często kwestia organizacji w danym klubie. W Niecieczy mecze czy treningi mieliśmy nagrywane dronem, mieliśmy też takie nagrania spotkań przeciwnych drużyn. To pomaga, bo widać poruszanie się całego zespołu. W InStacie fajna była kamera, która pokazywała pole między jedną, a drugą formacją. Na kamerze telewizyjnej nie zobaczyc się wielu taktycznych detali. Problem jest tylko taki, że gdy wrzucasz coś do InStata, to widzą to także przeciwnicy i ułatwia im to pracę. Ostatnio czytałem artykuł o tym, że Czesław Michniewicz pokazuje pewne rzeczy na telebimie. My robiliśmy to już dwa lata temu. Wyświetlaliśmy tam analizy, stałe fragmenty gry, zachowania w defensywie i ofensywie drużyn przeciwnych. Zwykły telebim, na którym wyświetlany jest wynik meczu. Po prostu kiedyś piłem kawę na stadionie, obok przechodził informatyk i zapytałem się go, czy jest szansa, żeby podłączyć komputer do tego ekranu.
Jaki wycinek analizy trzeba pokazać zawodnikowi, żeby nie czuł się przeciążony wiedzą i przyswoił to, co najważniejsze?
Inny materiał przygotowuję dla pierwszego trenera, inni dla zawodnika. Piłkarze otrzymują do 10 minut wideo plus omówienie tego, co na nim widać. Tak jak mówiłem — większy sens ma to, gdy rozmawiamy z zawodnikiem. Nie działamy na takiej zasadzie, żeby przepytywać piłkarzy z tego, co im przekażemy. Są na tyle świadomi, że wiedzą, dlaczego warto to zrobić. Zresztą gdy z nimi rozmawiamy, to zawsze wychodzi, czy ktoś te materiały przegląda. Ostatnio mieliśmy fajną analizę z Raphą Rossim, po której zrobił progres. Jednym z aspektów było to, że lubił się obrócić przy pojedynkach czy strzałach, jak się obejrzy bramki, które straciliśmy, to był to jeden z ważnych elementów. Bywa też tak, że wysyłamy zawodnikom na WhatsAppie informacje o przeciwniku z linkami do indywidualnych zachowań, powtarzalnych rzeczy. Wtedy nasz piłkarz wie, czego może się spodziewać.
Dużo czasu przyjmuje przygotowanie czegoś takiego?
To też kwestia tego, ile mam pozostałej pracy, ale jest to do zrobienia w jeden dzień. Zwykle patrzę na pięć ostatnich spotkań danej drużyny, ale też na to, jak zespół, który ma podobny styl do naszego, grał z daną drużyną. Na tej podstawie też mam jakiś feedback, chociaż najważniejszy jest nasz model gry, dlatego wyciągam z tego tylko pojedyncze rozwiązania.
A jak wygląda praca asystenta podczas meczu? Czym się pan zajmuje, co się dzieje w przerwie?
W Bruk-Bet Termalice mieliśmy mecze, w których ktoś nagrywał wszystko z góry, a potem szybko pokazywaliśmy konkretne fragmenty. Podczas spotkań ligowych mam podgląd na transmisję, wyłapuję poszczególne rzeczy. W przerwie mamy czas dla sztabu, gdy wspólnie rozmawiamy o tym, co można poprawić, co zaobserwowaliśmy. Później jest czas dla trenera Lewandowskiego, który nakreśla, co mamy zrobić. “Męskich słów” raczej nie ma, trener nie używa epitetów, nie działa na emocjach. Podchodzi do tego na spokojnie, punktuje to, co trzeba poprawić.
Trener Daniel Myśliwiec mówił mi kiedyś, że wszystko, co chce przekazać piłkarzom, przekazuje im w trakcie tygodnia, dlatego w trakcie meczu nie ma sensu im podpowiadać.
Korekty wprowadzać trzeba – na przykład w meczu z Zagłębiem Lubin mieliśmy troszeczkę inny plan na budowanie ataków, ale trener zadecydował, że będziemy robić to inaczej. Uważam, że to była dobra reakcja. Zawodnicy muszą czuć zaufanie, wiedzieć, że to, co robimy, idzie w dobrym kierunku.
Czy każdy asystent chce wyjść z cienia? Czy zobaczymy kiedyś Krzysztofa Kawałko w roli pierwszego trenera?
Mam takie ambicje, ale wiem, że trzeba mieć do tego pewne predyspozycje, to nie są łatwe rzeczy. Teraz o tym nie myślę, spełniam się w roli asystenta.
WIĘCEJ O RADOMIAKU RADOM:
- Nascimento: Jeśli chcesz odnieść sukces, słuchaj Bryanta
- Michel Huff o przygotowaniu fizycznym Radomiaka. Jak wygląda jego praca?
- Semedo: Noga wygięła mi się tak, że koledzy płakali na jej widok [WYWIAD]
- Michał Feliks: Chcę dać kilka bramek i asyst, być solidny i zrobić krok do przodu
- Mołdawskie i portugalskie wsparcie w Radomiaku. Jak działa ten klub?
- Skąd się wzięła wojna Radomia z Kielcami?
- Raphael Rossi – od nielegalnego życia w Anglii do transferu za milion euro [WYWIAD]
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix, archiwum trenera