Reklama

Wsparcie z Mołdawii i Portugalii. Jak działa Radomiak, rewelacja Ekstraklasy?

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

26 listopada 2021, 08:00 • 17 min czytania 36 komentarzy

Radomiak Radom to rewelacja obecnego sezonu Ekstraklasy. Powoli zbliżamy się do rundy rewanżowej, a mistrz 1. ligi ma na koncie więcej punktów niż dwaj pozostali beniaminkowie. “Zieloni” są niepokonani od sześciu gier, a cztery ostatnie wygrali. Jeśli zgarną minimum trzy punkty w dwóch kolejnych meczach, na półmetku sezonu będą przynajmniej na piątym miejscu. Krótko mówiąc: w Radomiu jesteśmy świadkami czegoś, co Angel Perez Garcia nazywał resultados historicos. Jakie są kulisy tego sukcesu?

Wsparcie z Mołdawii i Portugalii. Jak działa Radomiak, rewelacja Ekstraklasy?

O tym, że zwycięstwa Radomiaka mają twarz Dariusza Banasika, wie każdy. To jeden z trenerów z najdłuższym stażem w jednym klubie na szczeblu centralnym. Autor dwóch awansów, człowiek, który z każdym kolejnym meczem buduje swój pomnik. Ale co jest dalej? Radomski klub nie kończy się przecież na szkoleniowcu, niezależnie od tego, jak ważną rolę w nim pełni. Jeśli chcemy rozwikłać zagadkę udanej jesieni beniaminka, musimy cofnąć się minimum o pół roku.

Radomiak 2021 – zagraniczne wsparcie i zmiana podejścia

20 stycznia 2021 roku informowaliśmy o tym, że Radomiak może zyskać zagranicznych inwestorów. Sprawy miały się tak, że powiązane z menedżerką osoby miały wesprzeć klub, oferując swoje know-how, kontakty i przede wszystkim — piłkarzy. Skąd zainteresowanie skromnym pierwszoligowcem z Radomia? O tym nie mówiono, zresztą beniaminek Ekstraklasy nigdy nie poinformował, że zagraniczne wsparcie faktycznie dostał. A dostał, bo tak się składa, że niedługo potem pojawiły się obiecane, konkretne transfery. Słowo „konkretne” ma tutaj znaczenie, bo do tej pory w Radomiaku pojawiali się zwykle obcokrajowcy z lichym CV, zwykle bardzo egzotycznym. Żaden z nich nie zagrzał miejsca w Polsce, chyba że liczymy jednego ancymona, który zadomowił się tu na dobre. Szkoda tylko, że w więzieniu, po głośnej „aferze samochodowej”.

W każdym razie szybko okazało się, że tym razem mówimy o piłkarzach innego kalibru.

Reklama
  • Raphael Rossi – obrońca, który miał odbudować się po kontuzji, ale też gość, który nie tak dawno po kapitalnym sezonie w Portugalii trafił do Sion za milion euro
  • Filipe Nascimento – pomocnik, który z powodzeniem występował w Bułgarii oraz Rumunii
  • Mamadu Cande – obrońca, reprezentant Gwinei Bissau, piłkarz z portugalskiej ekstraklasy

Raphael Rossi zostanie w Radomiaku?

Piłkarze z takim CV, choć po pewnych przejściach, wylądowali w 1. lidze. W klubie, który owszem, miał aspiracje do gry o awans, ale jeszcze pół roku wcześniej przeszedł spore zmiany, kleił kadrę w trakcie sezonu. Było to następstwem dość szalonego roku, w którym beniaminek zaplecza Ekstraklasy trochę przeszarżował i gdy COVID sparaliżował cały kraj, a stypendia miejskie, które stanowiły ogromny procent budżetu klubu, stanęły pod znakiem zapytania, musiał zmierzyć się z zaległościami. Z tamtej lekcji Radomiak wyciągnął wnioski i nie są to puste słowa. W sezonie 2020/2021 zupełnie inaczej zorganizowano np. kwestię premii meczowych.

W pierwszym sezonie na drugim poziomie rozgrywkowym były one wysokie, a koniec końców nie przyniosły awansu. Pieniądze trzeba było wypłacić, sukcesu sportowego nie było. W minionych rozgrywkach wyglądało to tak, że bonus za awans był większy, ale także dlatego, że część premii za zwycięstwa w trakcie sezonu wrzucono w nagrodę za wynik końcowy. Wszystko rozpisano też tak, żeby kwota nie ciążyła na klubowej kasie już w lipcu czy sierpniu, a była rozłożona na cały sezon, w którym na konto wpływać będą zyski z Ekstraklasy. Czyli tym razem zadowoleni byli i zawodnicy, którzy mogli sporo zarobić i klub, który nie wyrzucił pieniędzy w błoto. Przed drużyną postawiono też rozsądny cel: jesienią była to walka o miejsca 1-6, z uwagi na słabszą kadrę. Wiosną, gdy Radomiak miał nadwyżkę punktową względem założeń, postanowiono walczyć o pełną pulę.

Tercet zagraniczny miał w tym pomóc i — w większości — się sprawdził. Mamadu Cande szybko nabawił się kontuzji i wrócił do domu. Ale Raphael Rossi został liderem zespołu, a Filipe Nascimento solidnym dodatkiem. To wszystko wiemy z boiska. A co działo się za kulisami?

RAPHAEL ROSSI – OD SIÓDMEJ LIGI W ANGLII DO OFERT Z SERIE A

Mołdawsko-portugalski pion sportowy

Za kulisami powstawała koalicja polsko-mołdawsko-rumuńska. Arcadie Zaporojanu, kojarzycie? To znany menedżer ze wschodu Europy, który zajmuje się karierą Mircei Lucescu i pomaga mu w poszczególnych klubach. Szachtar Donieck, Zenit St. Petersburg, Dynamo Kijów — wszędzie tam Zaporojanu współpracował z doświadczonym trenerem i wspierał go m.in. w temacie transferów. Arcadie może się pochwalić choćby udziałem przy udanych dealach Szachtara związanych z Brazylijczykami. Jaki ma związek z Radomiakiem? Otóż lata temu poznał polskich sędziów międzynarodowych: Grzegorza Gilewskiego i Sławomira Stempniewskiego. Kontakt z nimi utrzymywał przez lata i gdy Stempniewski, prezes „Zielonych”, zainteresował go klubem, Zaporojanu umieścił w nim swojego wieloletniego współpracownika z grupy „Fotbal Hebdo” – Octaviana Moraru. To analityk, skaut i były dyrektor sportowy kilku rumuńskich klubów. Kontakty i wiedza o poszczególnych rynkach Moraru miały pomóc radomianom w łowieniu zagranicznych zawodników z potencjałem.

Reklama

Octaviana najczęściej spotkamy z telefonem przy uchu, gdy obserwuje treningi lub mecze radomskiej drużyny. Słyszymy, że najbardziej lubi pracować z liczbami i danymi, analizować występy poszczególnych zawodników i pomagać sztabowi szkoleniowemu. Z racji wspomnianych kontaktów, ma także ważną rolę w pionie transferowym. Dyrektorem sportowym go nie nazwiemy, ale kilku zawodników trafiło do zespołu przy jego udziale. Jako że jego specjalizacją są Brazylia i Portugalia, pomógł także w opiniowaniu i zbieraniu informacji o tych zawodnikach, którzy byli oferowani Radomiakowi przez menedżerów. Nie ma przypadku w tym, jacy piłkarze zasilili zespół z Radomia:

  • Mario Rondon — zamienił Ligę Europy z Cluj na beniaminka Ekstraklasy. Moraru ściągnął go do Gaz Metan Medias, gdzie Wenezuelczyk stał się gwiazdą i pomógł w walce o utrzymanie
  • Maurides i Rhuan — zgarnięci z brazylijskiego rynku bezpośrednio dzięki kontaktom Radomiaka. Mauridesowi transfer do Radomia polecał Raphael Rossi
  • Luis Machado i Tiago Matos — znów Portugalia, w dodatku agencja, która reprezentuje Filipe Nascimento. Trener Banasik przyznawał zresztą, że pomysł na transfer Machado narodził się w tym samym okienku, w którym Filipe trafił do Radomia, ale trzeba było go odłożyć w czasie
  • Goncalo Silva i Thabo Cele — zawodnicy z ligi portugalskiej

Nie każdy z nich to bezpośredni transfer Moraru, ale w każdym z przypadków miał jakąś rolę w sprowadzeniu danego zawodnika. Octavian ma także dobrą wiedzę na temat rumuńskiego rynku i Radomiak aktywnie poszukiwał i poszukuje na nim piłkarzy. Mołdawianin opiekuje się też tymi, którzy już trafili do Radomia — pomaga im na co dzień, pełni rolę łącznika między sztabem a obcokrajowcami.

Octavian Moraru ściągnął do Radomia nie tylko piłkarzy. Już zimą do zespołu dołączył lekarz Alexandru Buza, który pracował z Octavianem w wielu rumuńskich klubach. Latem natomiast pion sportowy uzupełnił szef skautingu — Antonio Ribeiro. To Portugalczyk, który wcześniej związany był z agencją menedżerską, która reprezentuje Filipe Nascimento, Luisa Machado oraz Tiago Matosa. Dziś pracuje tylko dla klubu: obserwuje piłkarzy w ojczyźnie, szukając kolejnych wzmocnień. Dariusz Banasik ceni ich wiedzę i wsparcie, zwłaszcza w przypadku Octaviana, który został w Polsce i na co dzień pracuje przy pierwszym zespole.

Jak Radomiak robi transfery?

Zagraniczni eksperci pozwolili „sprofesjonalizować” transferowe działania klubu. Radomiak zerwał z dziwnymi, zagranicznymi ruchami, które przeprowadzał w przeszłości. Proces decyzyjny w przypadku letnich zakupów wyglądał tak, że poza Octavianem i Antonio w wyszukiwanie, ocenianie i opiniowanie poszczególnych zawodników zaangażowani byli także trener Dariusz Banasik wraz ze swoim sztabem, w szczególności analitykiem Maciejem Daszkiewiczem, który przygotowywał raporty oferowanych klubowi zawodników. Do Radomia trafili głównie zagraniczni piłkarze (nie licząc wypożyczeń), ale klub interesował się także Polakami. Celem na lato było sprowadzenie zagranicznego napastnika i powrót Raphaela Rossiego. Na pozostałych pozycjach obcokrajowcy „rywalizowali” z rodzimymi graczami. Stoperem „Zielonych” mógł zostać Igor Lewczuk, środek pomocy mogli zasilić Dominik Furman czy Michał Nalepa, a skrzydło Maksymilian Sitek. Lista życzeń była długa.

RAPHA ROSSI I INNI – NAJLEPSI TRANSFERY 1. LIGI

Dlaczego więc stawiano na opcje zagraniczne? Z różnych powodów — w przypadku niektórych uznawano, że obcokrajowcy gwarantują większą jakość, inni to już kwestia ceny: w klubie słyszymy, że polscy, doświadczeni ligowcy, byli poza zasięgiem finansowym Radomiaka, być może nie byli też przekonani, czy ten projekt faktycznie wypali. Czy to przypadkiem nie jest ucieczka w popularną tezę „obcokrajowiec jest tańszy od Polaka”? Pewnie dałoby się znaleźć solidnych piłkarzy nad Wisłą za podobne pieniądze, ale klub postanowił zaryzykować i postawić na brazylijsko-portugalski kierunek. I faktycznie nie wygląda na to, że radomianie płacą kokosy piłkarzom, których mogliby zastąpić równie dobrymi i tańszymi Polakami. Zagraniczna część szatni w większości nie jest droga w utrzymaniu, klub stosuje także progresywne kontrakty, które zakładają podwyżki wraz z czasem i potwierdzeniem jakości na boisku. Z wieloma zawodnikami Radomiak podpisywał też trzyletnie umowy, żeby w przypadku wystrzału formy po sezonie nie być pod ścianą i nie musieć sprzedawać zawodników w sytuacji, w której klub nie ma wszystkich kart w ręku. Wiadomo, że zawsze doszukamy się plusów i minusów takiego podejścia, ale ok: nie oceniamy, informujemy.

Ciekawy zabieg zastosowano w temacie kwot odstępnego. Beniaminka ligi nie stać na to, żeby płacić za piłkarzy. 500 tysięcy złotych wydano na Raphaela Rossiego, co jest rekordem transferowym klubu. Finansowym transferem jest także Tiago Matos, ale w jego przypadku sumę rozbito na różne bonusy i zmienne, więc ciężko jednoznacznie określić, ile radomianie ostatecznie zapłacą za tego piłkarza (na pewno nie więcej niż za Rossiego). Ale właśnie w przypadku Matosa oraz Rhuana zastosowano podział procentowy zysków z kolejnego ruchu: jeśli Radomiak wypromuje zawodników i sprzeda ich do większego klubu, ich poprzedni pracodawcy zgarną spory procent z kwoty transferu. W Radomiu wierzą, że dzięki takim zabiegom mogą wyławiać utalentowanych młodych piłkarzy z niezłych akademii, na których wykup nie byłoby ich stać.

Letnie transfery Radomiaka

Kim jest Octavian Moraru?

Radomiak założył po prostu, że w Brazylii i Portugalii można znaleźć piłkarzy, którzy oferują coś, czego nie mają zawodnicy z innych kierunków świata. Druga kwestia jest taka, że choćby w Lidze NOS można z łatwością znaleźć zawodników, którzy są w finansowym zasięgu polskich ekip. Z kolei w Brazylii bez problemu znajdziemy piłkarzy, którzy po prostu chcą grać w Europie, to żadna nowość. Jak już wspomnieliśmy osoby Octaviana Moraru, a także Antonio Ribeiro, ułatwiają poruszanie się w tych regionach świata. W rumuńskich mediach natknęliśmy się np. na wzmiankę o tym, że Moraru i Zaporojanu robili transfery do Hermannstadt przy udziale krewnego prezydenta FC Porto, tymczasem Tiago Matos trafił do Radomia z juniorów tego klubu. Prosty ciąg logiczny i potwierdzenie wspomnianych kontaktów. W Rumunii Mołdawianin jest ceniony m.in. za to, jakich zawodników potrafił dzięki nim wyszukać.

Zatrudniano go dlatego, że ma dobrą sieć kontaktów i znajomości na rynku transferowym. Zwłaszcza jeśli chodzi o Portugalię. Ściągał zagranicznych piłkarzy, o których nikt w Rumunii nie wiedział. Próbował ich wypromować i sprzedać. Część z nich faktycznie błysnęła, wyrobiła sobie nazwisko i zrobiła karierę. Octavian na pewno ma ciekawe spostrzeżenia i dobre oko do piłkarzy. Pracował w czterech rumuńskich klubach i robił solidne transfery. Część z nich wypaliła, część nie, jak to zwykle bywa – mówi nam Emanuel Rosu, znany rumuński dziennikarz.

Nieudany początek w Zimbru Kiszyniów i sukces w Politehnice Iasi

Moraru starał się działać w cieniu, ale bywało o nim głośno. Jego projekty to Politehnica Iasi, AFC Hermannstadt, Gaz Metan Medias i U Cluj. Jego droga zaczęła się jednak od Zimbru Kiszyniów i nie zakończyła się sukcesem. Wręcz przeciwnie, oddajmy głos rumuńskiej Wikipedii.

W 2015 roku w Zimbru zaszły wielkie zmiany. Na zasadzie trzyletniej umowy klub trafił pod opiekę Octaviana Moraru, syna biznesmena Valerii Moraru. Do zespołu trafiła grupa ośmiu zagranicznych piłkarzy, a celem stało się wygranie potrójnej korony: mistrzostwa Mołdawii, pucharu i superpucharu kraju. Po dobrym starcie sezonu klub popadł w przeciętność”.

W latach 2015-2017 Zimbru tylko raz zakończyli sezon na podium, ale zaledwie na trzecim miejscu. Moraru nie wypełnił trzyletniego kontraktu, a miejscowe media informowały, że klub z Kiszyniowa popadł w problemy finansowe. W Rumunii wiodło mu się jednak zdecydowanie lepiej. W czerwcu 2017 roku Politehnica Iasi ogłosiła, że grupa Arcadiego Zaporojanu, Fotbal Hebdo, wchodzi do klubu. Octavian zyskał władzę nad transferami. Czterech zagranicznych zawodników, których sprowadził latem, znalazło się w TOP 5 klasyfikacji kanadyjskiej drużyny. Moraru celował w Portugalczyków, często tych, którzy mieli afrykańskie korzenie.

W Politehnice pracował przez zaledwie pół roku. Z tego co udało nam się ustalić i co potwierdzają rumuńskie media, odszedł stamtąd przez konflikt z władzami miasta i klubu, które nie wywiązały się z obietnic i nie chciały zagwarantować jemu i jego współpracownikom kontraktów i realizacji długoterminowego projektu. Iasi zaliczyło najlepszy sezon w historii, ale wiosną, już po odejściu Octaviana, przegrało niemal wszystkie mecze.

W kolejnym sezonie klub stracił swoje gwiazdy i zaczął się zjazd. Aż do drugiej ligi.

SKĄD W EKSTRAKLASIE MODA NA PORTUGALCZYKÓW?

Uratowanie Gaz Metan Medias

Octavian Moraru w styczniu 2018 roku trafił natomiast do Gaz Metan Medias, czyli drużyny, która zajmowała przedostatnie miejsce w tabeli rumuńskiej ekstraklasy. Za sprawą Mołdawianina zimą doszło do — a jakże — zagranicznego zaciągu, głównie portugalskiego. Karta dla ekipy z Medias się odwróciła: klub podwoił liczbę zdobytych punktów i utrzymał się w lidze. Sprowadzony przez Moraru Mario Rondon został najlepszym strzelcem drużyny (10 goli, 3 asysty), a jego kolejny transfer, Diogo Rosado, najlepszym asystentem (gol, 5 asyst). Rumuńskie “GSP” tak pisało o przemianie drużyny.

W Medias postanowiono ściągnąć zimą ludzi, którzy latem przebudowali Politehnikę Iasi. Zastosowano tę samą metodę: zrezygnowano z wielu zawodników, a w ich miejsce wprowadzono wielu nowych, szerzej nieznanych piłkarzy. W Iasi Zaporojanu i jego ludzie sprawili, że ligowy średniak był jednym z dwóch zespołów w lidze, który wywalczył cztery punkty z FCSB. Za udane transfery odpowiada Octavian Moraru, syn byłego właściciela Rapidu Bukareszt, który odszedł z Iasi skonfliktowany z władzami klubu, które oczekiwały, że oprócz piłkarzy wniesie do zespołu pieniądze. Teraz Moraru chce powtórzyć sukces w nowym klubie”.

 

Mołdawianin został w klubie na kolejny sezon, w którym Gaz Metan Medias znów wylądował w grupie spadkowej. Tym razem jednak zespół spisał się zdecydowanie lepiej: już po rundzie zasadniczej miał tyle punktów, ile w całym poprzednim sezonie. W grupie spadkowej okazał się zaś najlepszy i skończył rozgrywki na siódmym miejscu. Portugalczycy oraz Rondon znów odegrali główne role, będąc podstawowymi piłkarzami drużyny. Klub zarobił też na transferach.

MODA NA PORTUGALCZYKÓW. BANASIK: LUBIĄ GRAĆ ODWAŻNIE, OFENSYWNIE

U Cluj: problemy Moraru i Aleksa Buzy

Po sezonie 2018/2019 Octavian Moraru odszedł z Gaz Metanu Medias i zakotwiczył w drugoligowym U Cluj, które chciało wywalczyć awans do rumuńskiej ekstraklasy. Scenariusz działania nie był zaskakujący — już latem dokonano czterech zagranicznych transferów. Ten okres nie był jednak udany dla Mołdawianina i dla całego klubu. Lokalne media zaczęły mocno krytykować Moraru i jego współpracowników. Trafiliśmy na rozmowę, w której Octaviana pytano o to, czy klub płaci mu za sprowadzanie piłkarzy, czy nie stosuje żadnych machlojek prawnych i finansowych. Sam zainteresowany obruszał się zarzutami, odsyłał dziennikarzy do swojej historii w innych klubach i zapewniał, że wszystko odbywa się tak, jak wszędzie indziej.

Oskarżenia posypały się także pod adresem Alexandru Buzy. Prasa zarzucała mu brak uprawnień, wyciągnęła także sprawę dopingu w reprezentacji Mołdawii podczas Igrzysk Olimpijskich, dokopały się także, że Buza był zamieszany w sprawę związaną z nielegalną migracją. Chodziło o częsty w Mołdawii proceder: do sportowych ekip, które jeździły na międzynarodowe zawody, dorzucano grupę osób z lewymi papierami, które dzięki temu dostawały się na teren Unii Europejskiej. Buza nie był w to bezpośrednio zamieszany, ale jako że podróżował razem z drużyną, wplątano go w tę sytuację. A co z pozostałymi zarzutami? Spytaliśmy o nie samego zainteresowanego.

Przez 25 lat pracowałem w kadrze olimpijskiej Mołdawii, opiekowałem się częścią zawodników, dbałem o ich suplementację i przygotowanie. Przed Igrzyskami Olimpijskimi w Rio de Janeiro pracowałem m.in. z kajakarzem Sergheiem Tarnovschim, który zdobył brązowy medal. Potem okazało się, że nie przeszedł testu antydopingowego i odebrano mu trzecie miejsce. Okazało się, że jego organizmie wykryto minimalne dawki niedozwolonej substancji. Przez ponad rok Serghei zdawał wszystkie testy antydopingowe, nie było żadnych problemów. Wszystkie suplementy, które stosowałem, były zgodne z listą antydopingową. Jego problem wynikał z tego, że na własną rękę zakupił w Czechach produkt, który zawierał niedozwoloną substancję. Nie wiedziałem o tym do czasu testów, nie miałem na to wpływu. Co do kwestii uprawnień, nie było z tym problemów, pracowałem legalnie. Chodziło tylko o to, że gdybym chciał rozszerzyć zakres obowiązków, musiałbym zaliczyć dodatkowe egzaminy w Rumunii, bo te z Mołdawii nie były tam uznawane. Starałem się o to, ale wyjechaliśmy do Polski, więc nie zdążyłem ich jeszcze zdać – tłumaczy lekarz Radomiaka.

Alexandru Buza, lekarz Radomiaka

Prześledziliśmy rumuńskie media i znaleźliśmy podobne wypowiedzi Buzy z okresu, gdy trwało dochodzenie w sprawie kajakarza. Obecny pracownik Radomiaka nie został pociągnięty do odpowiedzialności w tej sprawie, z kolei zawodnik został zawieszony. Co ciekawe wrócił do rywalizacji na poprzednich igrzyskach i… zdobył brązowy medal. Trafiliśmy także na potwierdzenie tego, że Alexandru przez lata był związany z mołdawskimi olimpijczykami. W 2008 roku dostał nawet specjalną nagrodę od rządu za pomoc w przygotowaniach brązowego medalisty IO, boksera Veaceslava Gojana.

Lokalne media w Cluj nazywały też Buzę „najdroższym lekarzem w Rumunii”. Miał zarabiać w Universitea 4000 euro miesięcznie. Nie wiemy, czy tak było, ale z naszych ustaleń wynika też, że w Radomiu Alex otrzymuje sporo niższe wynagrodzenie. Zarówno Alex jak i Octavian nie zabawili długo w U Cluj, odeszli stamtąd po kilku miesiącach. Wyniki nie były złe, nie były też wybitne, jednak problemem miały być sprawy wewnątrz klubowe. Za negatywne artykuły mieli odpowiadać byli i aktualni pracownicy klubu, których nowe władze chciały odsunąć. Tak przynajmniej twierdzą nasze rumuńskie źródła. To się nie udało, więc Mołdawianie opuścili zespół, który do teraz gra na zapleczu ekstraklasy.

Jaką opinię ma Moraru w Rumunii?

Ostatni etap rumuńskiej kariery Octaviana Moraru to borykające się z finansowymi problemami AFC Hermannstadt. Ciężko je przypisać działaniom Moraru — część kibiców była przeciwna jego transferom i sposobowi budowania drużyny, ale kłopoty z kasą pojawiały się już wcześniej. Zresztą razem z nimi pojawiały się także plotki o tym, że „Fotbal Hebdo zainwestuje w zespół”. Klub im zaprzeczał, twierdząc, że Mołdawianin jedynie pomaga w kwestii transferów. W Hermannstadt Moraru postawił m.in. na piłkarzy, którzy sprawdzili się w jego poprzednich klubach. Część z nich obroniła się liczbami, zwłaszcza w sezonie 2019/2020, zakończonym utrzymaniem. Sezon później Hermannstadt spadło z ligi.

Niektórzy obwiniają Octaviana o klęskę dwóch ostatnich projektów, czyli Cluj i Hermannstadt. Niektórzy przypisują mu także klęskę Rapidu Bukareszt, który zbankrutował w okresie, gdy rządził nim jego ojciec Valerii. Moraru junior nie sprawował wówczas żadnej funkcji w klubie, przynajmniej oficjalnie. Nie natknęliśmy się na wzmianki o jakimś nieoficjalnym stanowisku. Wygląda na to, że w paru miejscach zrobił dobrą robotę, w innych niekoniecznie. Zapytaliśmy więc Emanuela Rosu, czy faktycznie kluby miały problemy przez działania Mołdawianina.

Futbol w Rumunii to jeden wielki, niekończący się skandal. To jak „Igrzyska Śmierci”, więc ciężko nie być uczestnikiem pewnych zdarzeń, nie być w to zamieszanym. Octavian unikał rozgłosu, media w naszym kraju nigdy nie wiedziały, w jaki sposób pracuje. To, co mówi się o nim w środowisku, to pozytywy dotyczące jego dużej siatki kontaktów. Zatrudniano go po to, żeby dał im dobrych, tanich piłkarzy, których po czasie będą mogli sprzedać z zyskiem. Wszystko opierało się na działaniu na „tu i teraz”, bo tutaj każdy klub żyje tak, jakby jutra miało nie być, nie dba o przyszłość.

EMANUEL ROSU: LIGA W RUMUNII JEST MARTWA. TO ZAMKI NA PIASKU

Radomiak i Moraru: co dalej?

O przyszłość dba za to Radomiak, który chce zbudować z Octavianem Moraru długoterminowy projekt i liczy na to samo, na co liczyły rumuńskie kluby. Z tą różnicą, że chce zachować większą cierpliwość. Z tego co słyszymy, działania Mołdawianina nie są żadną tajemnicą. Zarówno on, jak i Alexandru Buza mają długoterminową umowę z beniaminkiem Ekstraklasy, pracują w nim na etacie, otrzymują comiesięczne wynagrodzenie: nie ma tu haczyka w postaci ukrywania ich obecności czy działalności. Radomiak zapewnia nas także, że żaden z obecnych piłkarzy nie jest reprezentowany przez agencję Moraru i Zaporojanu, nie pobierają oni także żadnych prowizji za transfery do klubu.

Słyszymy także, że nie ma szans na to, żeby osoby związane z Fotbal Hebdo zostały udziałowcami czy też zaczęły pełnić kluczowe, decyzyjne role. Nie wyklucza to jednak wpływu Moraru na to, jak budowany będzie Radomiak, bo plany na przyszłość są z nim — jako ważną osobą w pionie sportowym — konsultowane i współtworzone. Ambicją Mołdawianina i radomskiej drużyny jest zbudowanie zespołu, który będzie z powodzeniem walczył o miejsca w górnej części tabeli. Celem na ten sezon jest zajęcie jak najwyższej pozycji, która zapewni zastrzyk finansowy na letnie transfery i ustabilizowanie budżetu. Jak słyszymy kierunek brazylijsko-portugalski ma być kontynuowany, ale do drużyny mają też dołączać polscy piłkarze, żeby zachowany został balans w szatni. Klub chciałby stopniowo piąć się w lidze i gdy w końcu otwarty zostanie nowy stadion, włączyć się do walki o wyższe cele.

Cóż, plany są ambitne, Radomiak nie chce wylecieć z ligi po jednym, fantastycznym sezonie. Czy to się uda? Zobaczymy. Widzieliśmy już i projekty, które wypalały i te, które zaliczały spektakularny upadek. Dajemy szansę, a za jakiś czas powiemy: sprawdzam.

CZYTAJ TAKŻE:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

EURO 2024

Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Antoni Figlewicz
0
Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu
Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
11
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Urban o meczu z Legią: Będzie Lany Poniedziałek? Pytanie, kto kogo będzie lał

Szymon Piórek
6
Urban o meczu z Legią: Będzie Lany Poniedziałek? Pytanie, kto kogo będzie lał

Komentarze

36 komentarzy

Loading...