Cztery gole Efthymiosa Koulourisa, w tym decydujący, ustalający wynik na 5:4, w 94. minucie meczu. Puszcza Niepołomice w dziewięć minut wychodząca ze stanu 1:2 na 4:2 i wypuszczająca prowadzenie z rąk. Puszcza strzelająca gola bez celnego strzału. Ofensywny pomocnik z jednym celnym podaniem przez niemal całą pierwszą połowę. Dwie czerwone kartki. To wszystko miało miejsce w meczu Puszczy z Pogonią Szczecin. Mamy jedno pytanie: Co to w ogóle było?!
Chcielibyśmy nawet skupić się wyłącznie na strzeleckich wyczynach Efthymiosa Koulourisa – na tym, że Grek ma już na koncie 25 bramek i będzie najskuteczniejszym królem strzelców od blisko dekady. Na tym, że już teraz przebił osiągnięcia Christiana Gytkjaera, Igora Angulo i Carlitosa (wszyscy 24 gole) i wciąż ma cztery kolejki, pokonać także Nemanję Nikolicia. Węgier w sezonie 2015/16 kończył sezon z 28 golami.
Mieliśmy napisać głównie o tym, że Koulouris strzelił już czwartego hat-tricka w tym sezonie, zrównując się z Artjomsem Rudnevsem, który takiej sztuki dokonał w sezonie 2011/12. O tym, że więcej hat-tricków w jednym sezonie nie zaliczał nikt. A później dołożył jeszcze czwarte trafienie.
Ale nie da się. Po prostu się nie da. Ten mecz był tak szalony, nieprzewidywalny i niezgodny z wszelkimi normami logiki, jak tylko było to możliwe.
Puszcza – Pogoń 4:5. Szalony mecz w Niepołomicach
Widzowie jeszcze dobrze nie rozsiedli się w fotelach, a Pogoń już prowadziła w Niepołomicach 1:0. Pach, dośrodkowanie Kacpra Łukasiaka, pach, przyjęcie na klatkę Koulourisa, pach, Yakuba uznaje, że po co w sumie stać blisko napastnika, pach, strzał z powietrza koziołkuje do bramki.
Kolejne minuty tylko potwierdzały pierwsze wrażenie: na zlanym deszczem boisku oglądaliśmy tylko jeden zespół piłkarski. Pogoń przewyższała rywala w każdym aspekcie, praktycznie nie opuszczała połowy Puszczy, często gościła w polu karnym gospodarzy. Raz bawiła się w małą grę, innym razem przyspieszała. Kolejne bramki wydawały się kwestią czasu.
Luz złapał Kamil Grosicki, w 12. minucie ośmieszając Artura Craciuna, gdy założył mu siatkę, a Mołdawianin ratował się faulem, oglądając za to żółtą kartkę. Chwilę później Grosik zmienił flankę i świetnym dośrodkowaniem obsłużył Koulourisa. Jego strzał obronił Kewin Komar, ale obraz gry wyglądał tak, jakby druga bramka już za chwilę miała definitywnie zamknąć mecz.
Puszcza wyrównuje bez celnego uderzenia
Puszcza przez pierwsze 40 minut nie pokazywała bowiem nic. Absolutnie nic. Była tak tragiczna, jak tylko tragiczny może być zespół piłkarski. A wiecie już pewnie, co dzieje się w takich momentach w uniwersum Ekstraklasy.
Tak jest, Puszcza strzeliła wyrównującego gola. Tak jest, po stałym fragmencie. No pewnie, po wrzucie z autu. A jakże, nie oddając nawet w tej akcji strzału. Ale żeby jeszcze był to rzut z autu w pełni wytrenowany, żeby można było na niego spojrzeć i powiedzieć: „Tak jest, zadziałał trenowany schemat”, to… nie. Abramowicz wrzucił piłkę ręką, głowę wygrał obrońca Pogoni, futbolówka przypadkowo trafiła do Jakuba Steca, ten zagrał wzdłuż bramki, a tam niefortunnie interweniował defensor. Gol, początkowo zapisany jako samobójcze trafienie, ostatecznie został zweryfikowany jako trafienie Piotra Mrozińskiego.
Wówczas realizator zaprezentował nam statystykę uderzeń:
A ja spojrzałem w statystyki piłkarzy i – jak się okazało – w 42. minucie grający na dziesiątce w Puszczy Hubert Tomalski wykonał wówczas przez niemal całą pierwszą połowę… jedno celne podanie. I jedno niecelne. Pomyślcie, co o grze Puszczy musiał mówić fakt, że jej – w teorii – najbardziej odpowiedzialny za kreowanie gry zawodnik, dziesiątka, wykonuje w tym czasie dwa podania. W tym jedno niecelne.
Widocznie pogoda była nieodpowiednia…
Trzy gole w dziewięć minut po przerwie
Kiedy więc chwilę później Koulouris podwyższył na 2:1, wydawało się, że sytuacja po prostu wraca do normy. Ale okazało się, że gol do przerwy, zamiast uspokoić sytuację, kompletnie uśpił Portowców.
Tego co działo się na początku drugiej połowy – nie obejmuje nawet logika Ekstraklasy. Tak beznadziejna w pierwszej połowie Puszcza w ciągu dziewięciu minut strzeliła… trzy gole. I w 54. minucie zrobiło się 4:2 dla gospodarzy.
Pierwszy gol – oczywiście, po rzucie z autu. Minęło ledwie 40 sekund drugiej połowy, gdy Abramowicz za linią boczną wycierał mokrą piłkę ręcznikiem. Wrzucił ją w szesnastkę, znów nieudanie wybił ją jeden z obrońców, futbolówka spadła pod nogi Dawida Szymonowicza, ten uderzył, strzał odbił się od nogi Leo Borgesa, myląc Valentina Cojocaru. I wylądował w bramce.
Kolejne dwa gole zapisał na swoje konto Antoni Klimek. Dwa razy uderzał z podobnych sytuacji – najpierw gracze Pogoni zostawili za dużo miejsca na lewej stronie Konradowi Stępieniowi, później German Barkowskij wygrał pojedynek z Linusem Wahlqvistem – obaj gracze Puszczy zagrywali wzdłuż bramki i za każdym razem na miejscu czekał już 22-letni skrzydłowy.
Szymonowicz podał rękę rywalowi
4:2 i szok w Niepołomicach. Puszcza grała przez dziewięć minut i nagle znalazła się w doskonałej sytuacji, by zdobyć komplet punktów, tak ważny w walce o utrzymanie. Ale ten mecz nie mógł tak po prostu zakończyć się spokojnym dowiezieniem prowadzenia.
Pomocną dłoń podał – dosłownie i w przenośni – Portowcom Szymonowicz. To on zagrał piłkę ręką po wrzutce Grosickiego i sędzia Łukasz Kuźma, po analizie VAR, podyktował rzut karny. Do piłki podszedł Koulouris, kompletując hat-tricka spokojnym, płaskim strzałem w sam środek bramki.
Chwilę później Robert Kolendowicz zaryzykował, zdejmując z boiska aktywnego Grosickiego, ale to nie przeszkodziło Pogoni w ruszeniu po remis. Indywidualną akcję przeprowadził Marcel Wędrychowski, wpadł w pole karne, zszedł na lewą nogę i niczym Arjen Robben pociągnął po dalszym słupku. Piłka w bramce, 4:4!
Efthymios Koulouris z czwartym golem!
Czego brakowało w tak szalonym meczu? Oczywiście, czerwonych kartek. No to na kwadrans przed końcem doczekaliśmy się. Barkowskij starł się z Borgesem, sprowokował Brazylijczyka i został przez niego uderzony w głowę. Sędzia pokazał Borgesowi bezpośrednią czerwoną kartkę, a Białorusina ukarał żółtą. Ale że ten miał już jedną na koncie, także wyleciał z boiska.
Mecz zasłużył na to, by dopisać do niego piękną puentę. I konsekwentnie tworzył ku temu okazje: najpierw gdy czerwoną kartkę mógł zobaczyć Łukasiak, po tym jak zgubił piłkę i ryzykował odbiorem na wychodzącym sam na sam rywalu, a później, gdy Komar wybijając piłkę trafił wprost w Koulourisa, a futbolówka o mały włos nie wpadła do bramki.
Ale ostatecznie skończyło się najbardziej klasycznie: grecki napastnik Pogoni wziął sprawy w swoje ręce i sprzed pola karnego huknął nie do obrony. Była 94. minuta, gdy Koulouris ustalał wynik meczu na 5:4.
Na 5:4, strzelając swoją czwartą bramkę.
Co to był za mecz. Ludzie kochani!
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O POGONI SZCZECIN NA WESZŁO:
- Joao Gamboa: Mogłem trafić do Sportingu. Teraz chcę grać z Pogonią w pucharach [WYWIAD]
- Trener Pogoni skomentował wygraną z Rakowem: Stadion nas niósł
- Wróciły! Problemy ze wzrokiem Sylwestrzaka i szanse Lecha na tytuł
fot. Newspix.pl