Reklama

Ewa „6.99” Swoboda! Polka złamała barierę siedmiu sekund na 60 m!

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

05 marca 2022, 20:34 • 6 min czytania 12 komentarzy

Cóż to był za występ! Podczas Halowych Mistrzostw Polski układ sił w biegu na 60 metrów pań od początku był jasny. Pierwszoplanowa rola należeć miała do Ewy Swobody. Nasza najlepsza sprinterka nie ścigała się z rywalkami – ona walczyła z czasem. Chciała przebiec ten dystans w mniej, niż siedem sekund. Trzy tygodnie temu, podczas ORLEN Cup w Łodzi, ta sztuka prawie jej się udała. Prawie, bo wynik z 6.99 został skorygowany na równe 7.00. Tym razem było odwrotnie, a Polka stała się dziesiątą zawodniczką w historii, która złamała barierę siedmiu sekund na 60 metrów! A to wszystko na dwa tygodnie przed halowymi mistrzostwami świata w Belgradzie.

Ewa „6.99” Swoboda! Polka złamała barierę siedmiu sekund na 60 m!

Prawdziwe natężenie gwiazd na Halowych Mistrzostwach Polski zobaczymy w akcji dopiero jutro. Odbędzie się wtedy bieg na 400 metrów kobiet z udziałem Justyny Święty-Ersetic czy Natalii Kaczmarek, które dziś startowały w porannych eliminacjach. Podobnie jak Patryk Dobek w biegu na 800 metrów. Poza tym, jutro odbędą się akurat te konkurencje techniczne mężczyzn, w których Polacy są mocni, takie jak pchnięcie kulą (Michał Haratyk, Konrad Bukowiecki) czy skok o tyczce (Piotr Lisek). Ale to nie znaczy, że dziś o godzinie 15:00 nie warto było zasiąść przed telewizorem.

Oczywiście, najbardziej czekaliśmy na kobiecy sprint. W tegorocznym sezonie halowym Ewa Swoboda znajduje się wręcz w fenomenalnej dyspozycji. Wyniki mówią jasno – Polka na 60 metrów jest obecnie najszybszą kobietą na świecie. Przed dzisiejszym występem trzy najlepsze rezultaty na tym dystansie należały właśnie do niej. Ten pierwszy – 7.00 – był nowym rekordem Polski. Każdy tegoroczny występ Ewy to świetny prognostyk przed halowymi mistrzostwami świata, które za dwa tygodnie odbędą się w Belgradzie. Podczas ORLEN Copernicus Cup pokonała w bezpośrednim pojedynku samą Elaine Thompson-Herah.

Ale Swoboda chciała więcej. Pragnęła zostać dziesiątą kobietą w historii, która na dystansie 60 metrów złamałaby barierę siedmiu sekund. Podczas rozgrywanego w Łodzi mityngu ORLEN Cup, była bardzo blisko tego celu. Pierwszy pomiar jej czasu wskazał wynik 6.99. Ale po korekcie została dodana ta jedna setna sekundy. Było niemal pewne, że podczas Halowych Mistrzostw Polski Ewa bardziej niż z rywalkami, będzie ścigać się z czasem. Zatem w Toruniu mieliśmy ogromną szansę, by zobaczyć bieg historyczny.

Reklama

6.99!

Teoretycznie Swoboda miała dwie okazje do osiągnięcia wymarzonego rezultatu, gdyż przed biegiem finałowym odbyły się starty kwalifikacyjne. Ale to tyle, jeżeli chodzi o teorię. W praktyce najlepsi lekkoatleci zostawiają fajerwerki na finał, a eliminacje traktują jako swoiste przetarcie. I taki też był występ Polki. Swoboda nieco spóźniła start i wyraźnie oszczędzała siły. Pomimo tego, nasza najlepsza sprinterka uzyskała czas 7.09 – nowy rekord halowych mistrzostw. Tak, nowy rekord imprezy. Biegnąć na pół gwizdka.

Ale w końcu nadszedł finał. Swoboda znajdowała się na trzecim torze. Po jej prawej stronie biegła Pia Skrzyszowska – pewniaczka do drugiego miejsca. I Pia pobiegła świetnie – czas 7.12 to jej nowa „życiówka”. Taki czas robi jeszcze większe wrażenie, gdyż osiągnęła go zawodniczka, która specjalizuje się w biegach przez płotki. Biegi płaskie traktuje bardziej jako dodatek, uzupełnienie startów. Tymczasem stała się drugą najszybszą Polką w historii na dystansie na 60 metrów. Pierwsza jest oczywiście Ewa Swoboda.

A ta zgodnie z oczekiwaniami stanowiła klasę samą w sobie. Od początku dynamicznie wystartowała i pędziła jak natchniona. Kiedy wpadła na metę, zegar wskazał… 7.00. I nastąpiła niepewność. Czyżby Swoboda miała „zaledwie” powtórzyć wynik z ORLEN Cup? Zgromadzeni na hali kibice, niczym zahipnotyzowani wpatrywali się w telebim, na którym miał ukazać się ostateczny rezultat. Ona również nie mogła oderwać od niego wzroku.

Jeszcze chwila, jeszcze tylko moment i… ekran pokazał czas 6.99! Tym samym Ewa dołączyła do elitarnego grona zawodniczek, które przebiegły 60 metrów w mniej, niż 7 sekund. A znajdują się w nim takie nazwiska, jak Merlene Ottey, Gail Devers, Shelly-Ann Fraser-Pryce czy Elaine Thompson-Herah. Sama śmietanka kobiecego sprintu, do której Polka właśnie dołączyła. Jako dziesiąta kobieta w historii. Mało tego – żadna europejska sprinterka w XXI wieku nie pokonała „sześćdziesiątki” szybciej od Ewy.

Reklama

Już nie możemy się doczekać halowych mistrzostw świata w Belgradzie. W takiej formie Polka jest zdolna do wielkich rzeczy.

-To jest niemożliwe – 6.99. Utrzymywało się 7.00 – teraz przynajmniej skorygowali wynik w dobrą stronę. Nie tak, jak podczas zawodów w Łodzi, kiedy mi dodali! – śmiała się Swoboda, udzielając wywiadu dla TVP Sport.

NIE TYLKO SWOBODA, CZYLI ŚWIETY PIĘCIOBÓJ

Wyczyn Ewy Swobody przyćmił resztę wydarzeń w toruńskiej Arenie, ale to nie znaczy, że poza tym nie mieliśmy żadnych emocji.

Z niecierpliwością czekaliśmy na ostatni akt pięcioboju kobiet, czyli bieg na 800 metrów. Wszystko z tego względu, że w sesji porannej genialnie spisała się Adrianna Sułek. W biegu na 60 metrów uzyskała drugi najlepszy wynik w karierze – 8.36. Natomiast poprawiła swoje najlepsze rezultaty w skoku wzwyż (1.89) i pchnięciu kulą (13.50), a w skoku w dal uzyskała 6.26, co jest jej najlepszym wynikiem halowym.

Sułek szybko objęła prowadzenie, bo rywalki nie paliły się do ostrzejszego biegu. Adriannie nie do końca odpowiadało to, że od początku musiała dyktować tempo. Na 800 metrów to bardzo niebezpieczna taktyka. Na ostatnim kółku Sułek wyraźnie zaczęła słabnąć, przez co na mecie niemalże dopadła ją Edyta Bielska. Jednak czas – 2:12.84 – i tak jest najlepszym wynikiem w karierze Adrianny. Tym samym Sułek została liderką światowych list, zdobywając aż 4754 punktów! To trzeci rezultat w historii polskiego pięcioboju. W takiej formie Sułek z pewnością będzie się liczyć w walce o medale podczas halowych mistrzostw świata, które odbędą się za dwa tygodnie.

Ale pięciobój kobiet bynajmniej nie był teatrem jednej aktorki. Świetnie spisała się również Paulina Ligarska, która rezultatem 4593 ustanowiła swój rekord osobisty. To czwarty najlepszy wynik na tegorocznych światowych listach. Trzecie miejsce z wynikiem 4229 zajęła Edyta Bielska – ona również ustanowiła nowy „Personal Best”. Co ważne, z wyżej wymienionej trójki, najstarsza jest Ligarska – ma 25 lat. Sułek ma na karku zaledwie 22 lata, natomiast Bielska jest o dwa lata młodsza od halowej mistrzyni Polski. Zatem doczekaliśmy się niezłego pokolenia wieloboistek.

W biegu na 60 metrów przez płotki kobiet wyraźnie wygrała Klaudia Siciarz z czasem 8.01. Cichą bohaterką finału została Klaudia Wojtunik. Dwudziestodwuletnia biegaczka świetnie wystartowała i przez moment wydawało się, że sprawi niespodziankę – a taką bez wątpienia byłoby pokonanie rudowłosej płotkarki z Krakowa. Ta sztuka się nie udała, jednak Wojtunik z czasem 8.07 poprawiła swój najlepszy wynik.

Skok wzwyż mężczyzn zdominował Norbert Kobielski, który pokonał poprzeczkę zawieszoną na wysokości 2.26 – o 7 centymetrów wyżej, niż Mateusz Kołodziejski. Dla Kobielskiego to czwarte halowe złoto mistrzostw Polski z rzędu.

W biegu na 1500 metrów kobiet nie było sensacji. Wprawdzie Martyna Galant prowadziła gdy panie zaczynały ostatnie okrążenie, lecz zaraz za nią czaiła się Angelika Cichocka. Doświadczona biegaczka przyzwyczaiła nas do mocnego finiszu, a samo tempo biegu nie było porażające. Stąd kiedy zachowała wystarczająco dużo sił, z łatwością odstawiła resztę stawki.

Natomiast największy niedosyt po dzisiejszej imprezie może mieć Adrian Brzeziński. Torunianin startował u siebie, w dodatku legitymował się świetnym wynikiem 6.57 – to czwarty najlepszy rezultat w historii polskich występów w biegu na 60 metrów. Ale w finale wyraźnie zaspał na starcie i ostatecznie zakończył mistrzostwa nawet bez medalu. Wygrał Dominik Kopeć, z łatwym do zapamiętania czasem 6.66. Na drugim miejscu, z czasem gorszym o zaledwie siedem tysięcznych sekundy (!), na mecie zameldował się Przemysław Słowikowski, zaś skład podium uzupełnił Jakub Lempach.

Fot. Newspix

Czytaj także:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

12 komentarzy

Loading...