Reklama

Świnia w szaliku, skrojona oprawa, jednoczesny awans i spadek. Jak wyglądają derby w 1. lidze?

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

27 września 2022, 15:34 • 9 min czytania 14 komentarzy

W najbliższej kolejce pierwszej ligi czeka nas pierwszy derbowy mecz w sezonie. Naprzeciw siebie staną Stal Rzeszów oraz Resovia, które nie tak dawno walczyły między sobą w finale drugoligowych baraży. Wtedy było gorąco, gorąco będzie pewnie i teraz, bo podkarpacka rywalizacja ma tradycję sięgającą blisko 90 bezpośrednich spotkań. Z tej okazji warto przypomnieć pamiętne starcia odwiecznych rywali na zapleczu Ekstraklasy w XXI wieku.

Świnia w szaliku, skrojona oprawa, jednoczesny awans i spadek. Jak wyglądają derby w 1. lidze?

O tym, że walka o dominację w Rzeszowie będzie pełna emocji wiemy już od kilku dni. Konfrontacja obydwu drużyn rozpoczęła się już w przerwie reprezentacyjnej, gdy podczas sparingu Resovii z Garbarnią w Krakowie, rzeszowski zespół namierzył i zneutralizował dron należący do sztabu Stali, która próbowała podejrzeć rywala w zamkniętym meczu kontrolnym. W historii pierwszej ligi mieliśmy już jednak poważniejsze występki związane z derbami czy świętymi wojnami w różnych regionach kraju.

Na północy przy okazji derbów wykorzystano świnię. W centralnej części Polski przez nieuwagę policji kibice “skroili” odwiecznym rywalom oprawę. Z kolei dalej na południe byliśmy świadkami rzadkiego wydarzenia, gdy święta wojna zakończyła się przyklepaniem awansu i spadku z ligi. Oto trzy najciekawsze rywalizacje w XXI wieku.

Rozczarowania, niespodzianki i oczarowania. Podsumowanie 1. ligi po 1/3 sezonu

Reklama

Arka Gdynia — Lechia Gdańsk (2007/2008)

Trójmiejskie derby liczą sobie ponad 40 odsłon, ale tylko raz w XXI wieku obydwa zespoły z północy kraju rywalizowały na zapleczu Ekstraklasy. Co ciekawe obydwa spotkania ustawiono tak, że odbyły się one w ciągu miesiąca. Najpierw, na początku października, Lechia podjęła Arkę, potem, na początku listopada, role się odwróciły. W pierwszoligowej trójmiejskiej rywalizacji zobaczyliśmy łącznie więcej czerwonych kartek (dwie) niż bramek (jedna). Była ona jednak dość istotna — przynajmniej dla jednej ze stron — bo przesądziła o ostatnim derbowym triumfie Arki. Od tamtej pory gdynianom nie udało się pokonać Lechii w ligowych rozgrywkach.

Ale nie tylko wynik sprawił, że derby z 4 listopada były interesującym wydarzeniem. Powodów do zapamiętania tego spotkania było kilka, zaczynając od skandalu na trybunie Arki. W pewnym momencie gospodarze wyrzucili z niego świnię, której założyli szalik Lechii (i jej ówczesnej zgody, Wisły Kraków). Bogu ducha winne zwierzę musieli wynieść stewardzi, ale przynajmniej później spotkał je lepszy los. W komentarzach pod filmem z całego zajścia ktoś zdradził, że rzeczona świnia dożyła spokojnej starości w podmiejskiej stadninie koni.

Pomysłów na dogryzienie derbowemu rywalowi było więcej. Kibice Arki wywiesili na płocie baner z wizerunkiem… Jacka Kurskiego. Polityk, wówczas poseł Prawa i Sprawiedliwości, jest zadeklarowanym fanem Lechii, został przedstawiony obok przerobionego herbu Lechii i hasła „Tradycja zobowiązuje, w świecie baranów dobrze się czuje”.

Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem jeden z kibiców Arki wbiegł na murawę i zanim służby porządkowe zdążyły coś z tym zrobić, wyściskał swoich ulubieńców, a potem przebiegł przed rywalami, wymachując im przed nosem żółto-niebieskim szalikiem. Z kolei już w trakcie meczu inny fan gdynian wybiegł z sektora i zerwał szalik, który w bramce tradycyjnie wieszał Paweł Kapsa.

Reklama

Nie był to jednak największy problem bramkarza Lechii w tym spotkaniu. Tuż przed końcem pierwszej połowy golkiper wybiegł do długiego podania Andrzeja Bledzewskiego, ale źle obliczył tor lotu futbolówki i złapał ją już za polem karnym, za co zapłacił czerwoną kartką. Był to jedyny „kier” tego dnia, choć pachniało kolejnymi, gdy Paweł Weinar brutalnie wyciął Piotra Wiśniewskiego albo gdy Piotr Cetnarowicz i Krzysztof Sobieraj skoczyli do siebie w narożniku boiska. W każdym razie czerwona kartka sprawiła, że Arka zaczęła mocno dominować i 18-letni Łukasz Kubiński, który w nietypowych okolicznościach debiutował w Lechii, miał sporo pracy.

W słupek z rzutu wolnego trafił Bartosz Karwan. Obramowanie po strzale z dystansu ustrzelił także Marcin Wachowicz. W końcu jednak Grzegorz Niciński wykończył dośrodkowanie Karwana i dał Arce zwycięstwo. Gdynianie wyprzedzili Lechię w tabeli, awansując na trzecie miejsce — a byłoby ono jeszcze wyższe, gdyby nie kara za korupcję (minus pięć punktów). Ostatecznie jednak to Lechia wygrała ligę, a Arka miała mnóstwo szczęścia. Rozgrywki skończyła na czwartej pozycji, wyprzedzając Znicz Pruszków dzięki lepszemu bilansowi w małej tabeli (trzecim zespołem z taką samą liczbą punktów był Piast Gliwice). Pierwotnie gdynianie mieli grać w barażach, ale skorzystali z kar za kupczenie meczami, które wymierzono Koronie Kielce i Zagłębiu Lubin.

Arka wróciła do Ekstraklasy, jednak nie spełniła nadziei Ryszarda Krauze, którego fani fetowali przed derbowym spotkaniem. Jeden z najbogatszych Polaków zapowiadał:

Chciałbym, aby Arka zdobyła mistrzostwo już w pierwszym roku po powrocie do ekstraklasy. Idea walki o najwyższe laury wyszła też po rozmowach z trenerem Wojciechem Stawowym. To człowiek, którego nie interesują średnie cele, np. zajęcie 9. miejsca w tabeli. On chce sięgać wysoko.

Życie zaczęło weryfikować te deklaracje jeszcze na zapleczu Ekstraklasy, gdy pracę stracił Stawowy. Z kolei w pierwszym roku po powrocie do elity Arka, zamiast walczyć o mistrzostwo, broniła się przed spadkiem. Dopiero w ostatniej kolejce wydostała się z dna tabeli, także dzięki temu, że licencji nie otrzymał ŁKS.

ŁKS Łódź — Widzew Łódź

A skoro już o ŁKS-ie, to trzeba wspomnieć o miejskich derbach, które na pierwszoligowych boiskach oglądaliśmy najczęściej w XXI wieku. Łódzkie kluby mierzyły się ze sobą w pięciu różnych sezonach, zaczynając od rozgrywek 2004/2005, kończąc na sezonie 2021/2022. Bilans tych starć?

  • cztery zwycięstwa Widzewa
  • pięć remisów
  • jedna wygrana ŁKS-u

Niektóre z tych spotkań na pewno utkwiły kibicom w pamięci. W końcu było i tak, że na alei Unii 2 Widzew wygrał 4:1. A parę lat wcześniej 3:1 i był to nawet większy sukces, bo RTS postawił wtedy wielki krok w kierunku awansu. Tamte derby rozegrano w maju, w 27. kolejce rozgrywek, po której Widzew miał cztery punkty przewagi nad wiceliderem i aż osiem nad ŁKS-em. Drug raz w sezonie w derbowym starciu dublet zanotował Bartłomiej Grzelak, były gracz ŁKS-u, ale tamto spotkanie najmocniej zapamiętano z powodu awantur w trakcie i przed rozpoczęciem gry.

Podczas przemarszu kibiców Widzewa na obiekt rywala doszło do fatalnej pomyłki policji. Trasa na sektor gości wiodła bowiem przez okolice „Galery”, na której gromadzili się już fani drugiego z łódzkich klubów. Goście wykorzystali moment i wpadli na sektor rywala, gdzie przygotowywano elementy oprawy meczowej. Zanim służby porządkowe zdążyły zareagować, bijatyki rozkręciły się na dobre. Efekt tego był taki, że w trakcie spotkania sektorówkę ŁKS-u owszem, zaprezentowano, tyle że w sektorze gości. Sektorze, który był znacznie przepełniony, bo w chaosie towarzyszącym przedmeczowym wydarzeniom fani Widzewa sforsowali płot i dostali się na stadion w ten sposób.

Samo spotkanie zostało przerwane dwa razy — raz z powodu kibica, który uciekał przez boisko po próbie zerwania flagi rywali, drugi raz, gdy z trybun zaczęła się sypać pirotechnika.

A które derby najlepiej wspominają kibice z drugiej strony Łodzi? Dla ŁKS-u najbardziej udanym sezonem derbowym na zapleczu Ekstraklasy były rozgrywki 2020/2021, kiedy najpierw pokonali Widzew na jego obiekcie, a rewanżu odrobili straty z 0:2 na 2:2 po kapitalnej bramce Ricardinho w końcówce spotkania. Przewrotkę Brazylijczyka wybrano wówczas golem kolejki, a po meczu pracę stracił Wojciech Stawowy, który nie mógł się pogodzić z taką decyzją władz klubu.

Dzień przed meczem z Widzewem prezes wszedł na odprawę i powiedział, że ma świetną drużynę i świetnego trenera, a dzień później tego trenera wyrzucił z klubu. Wyszliśmy na pierwszą połowę derbów ze związanymi nogami. W przerwie powiedzieliśmy sobie parę męskich słów. Było bardzo gorąco, nigdy nie wyszliśmy z szatni tak szybko, bo byliśmy w niej siedem minut. Czekaliśmy na Widzew jak lew na ofiarę. Jestem pewien, że po derbach mielibyśmy serię podobną do tej, jaką mieliśmy na starcie jesieni. Myślę, że moje zwolnienie w znaczący sposób odbiło się także na drużynie – mówił nam były opiekun ŁKS-u.

Stawowy: Ze mną ŁKS byłby w Ekstraklasie [WYWIAD]

W tej samej rozmowie Wojciech Stawowy przyznał, że najbardziej cieszyło go jesienne zwycięstwo na Widzewie, a w drugiej połowie rewanżu oglądał “taką dominację nad rywalem, jaką chciałby oglądać cały czas”. Rzeczywiście: Widzew w drugich 45 minutach oddał tylko trzy strzały na bramkę, w tym jeden z pola karnego. Jeśli chodzi o statystyki, ciekawsza jest jednak ta, która odnosi się do pierwszego starcia. Wówczas odgwizdano bowiem aż 51 fauli, z czego 33 to przewinienia Widzewa (osiem należało do Bartłomieja Poczobuta, który wyleciał z boiska za dwie żółte kartki). Tamto spotkanie trwało łącznie 99 minut, więc faule odgwizdywano częściej niż co 120 sekund.

Jak upadały derby Łodzi?

Ruch Chorzów — Zagłębie Sosnowiec

Gdy „Hanysy” grają z „Gorolami” to nie są to derby, ale tę świętą wojnę warto wciągnąć na naszą listę, bo w XXI wieku obydwa zespoły bardzo często toczyły ją na zapleczu Ekstraklasy. Obecny sezon jest piątym, w którym możemy obserwować takie starcie w pierwszej lidze. Piłkarze z Sosnowca wygrali sześć z 11 spotkań, z kolei wrześniowa wygrana zawodników z Chorzowa była ich drugim triumfem nad rywalem z Zagłębia Dąbrowskiego. Wyjątkowa święta wojna przydarzyła się w 2017 roku. Targany problemami Ruch (minus sześć punktów za zaległości finansowe) rywalizował w przedostatniej ligowej kolejce z Zagłębiem, które drugi rok z rzędu walczyło o awans.

Przy ul. Cichej 6 wszyscy wiedzieli, że sprawy mają się kiepsko, ale matematycznie “Niebiescy” wciąż mieli szanse na utrzymanie. Gdyby wygrali obydwa spotkania przy dwóch porażkach Stomilu Olsztyn, wskoczyliby na miejsce gwarantujące grę w barażach. Nie były to marzenia ściętej głowy, bo Ruch wygrał dwa poprzednie spotkania. Z kolei sosnowiczanie, którzy rok wcześniej przegrali walkę o Ekstraklasę o punkt, mieli dwa „oczka” przewagi nad trzecią w tabeli Chojniczanką i chcieli uniknąć powtórki z poprzednich rozgrywek. Jednocześnie w przypadku potknięcia drużyny z Chojnic i zwycięstwa nad drużyną z Chorzowa mógł się spełnić piękny sen Zagłębia. Ciekawostką było to, że poprzedni pierwszoligowy sezon ze świętą wojną, czyli rozgrywki 2006/2007, miały równie emocjonujący finisz z udziałem obydwu zespołów. Wówczas zwycięstwo Ruchu przyklepało awans Zagłębia, ale i „Niebiescy” na koniec cieszyli się z promocji. Tym razem drogi odwiecznych rywali miały się rozjechać.

Komplet kibiców w sektorze gości (584) szybko mógł świętować bramkę dla klubu z Sosnowca. Alexandre Cristovao, który po trzech meczach na ławce rezerwowych dostał szansę w pierwszym składzie, urwał się rywalowi po szybkiej kontrze i wygrał pojedynek z bramkarzem. To w zasadzie zamknęło mecz, w którym niewiele już się działo. Ze strony Ruchu sygnał do walki próbował dawać Mateusz Bogusz, w ekipie Zagłębia kilka dośrodkowań posłał Tymoteusz Puchacz. To tytułem ciekawostki, bo losy obydwu z nich w następnych latach potoczyły się zaskakująco dobrze. Inaczej niż Przemysława Bargiela, który był wówczas zawodnikiem Milanu, ale wpadł do Chorzowa odwiedzić starych kolegów.

W międzyczasie w Legnicy Miedź potwornie łoiła Chojniczankę — mecz zakończył się wynikiem 5:1 dla gospodarzy. Po ostatnim gwizdku na sektorze VIP przyjezdni świętowali długo wyczekiwany awans nieco zbyt głośno, co nie spodobało się fanom „Niebieskich”, ale sytuację udało się opanować. Później, już pod siedzibą klubu z Sosnowca, oporów nie było. Trener Dariusz Dudek sobie polatał, gdy jego podopieczni podrzucali go w rytm śpiewu kibiców.

W Chorzowie z kolei wierzono, że problemy Ruchu są jedynie chwilowe. W pomeczowych kulisach kilkukrotnie przewijało się hasło szybkiego powrotu i odbudowy wielokrotnego mistrza Polski. Tych nadziei spełnić się nie udało: śląski zespół rok później spadł do trzeciej ligi, z której powrócił dopiero teraz.

WIĘCEJ O 1. LIDZE:

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Michał Kołkowski
10
Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”
Polecane

“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Błażej Gołębiewski
6
“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Felietony i blogi

Komentarze

14 komentarzy

Loading...