Beniaminek ligi nie ma w niej łatwego życia — to oczywistość. Jaka jest jednak różnica między byciem nowicjuszem w Ekstraklasie i na jej zapleczu? Kto musi się szykować na większy przeskok i potencjalnie trudniejsze zadanie? Przejrzeliśmy ostatnie 10 sezonów na dwóch najwyższych szczeblach rozgrywkowych w Polsce w poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie.
Siódme miejsce Radomiaka — fenomen. Piąte Warty Poznań — kosmos. Historie kopciuszków, które przeszły przez Ekstraklasę jak burza, są świeże i robią wrażenie, ale przecież parę lat wcześniej mieliśmy w lidze uznane marki, które w roli beniaminka spisały się jeszcze lepiej, docierając do strefy pucharowej. To o tyle ciekawe, że drużyn, które w pierwszym sezonie w elicie wywalczyły bilet do Europy (Piast Gliwice, Zagłębie Lubin, Górnik Zabrze), było w ostatniej dekadzie więcej niż tych, które zaliczyły dwa awanse w dwa lata, przedostając się z drugiej ligi do Ekstraklasy (ŁKS Łódź i Górnik Łęczna — po barażach).
Czyli co, łatwiej zadomowić się w najwyższej lidze niż szczebel niżej? Niekoniecznie, bo w tym przypadku udane pojedyncze wypady przysłaniają to, co w tle, gdzie dominuje szarość i czerń.
Powroty po spadku w 1. lidze – co mówi historia?
Jak trudno wrócić do Ekstraklasy po spadku?
Beniaminek Ekstraklasy vs beniaminek 1. ligi. Kto ma trudniej?
Za nami piąty sezon z rzędu, w którym z Ekstraklasy zleciał minimum jeden beniaminek. Bez znaczenia, czy z ligi spadały trzy drużyny, dwie czy nawet jedna. Zawsze znajdowało się tam miejsce dla jakiegoś świeżaka, a było i tak, że z ligą pożegnały się obydwa zespoły, które rok wcześniej wywalczyły awans. Wszystko zaczęło się od sezonu kontrastów, w którym Górnik Zabrze sensacyjnie dostał się do pucharów. Zabrzanie stracili wówczas 54 bramki, czyli dokładnie tyle, ile drugi z beniaminków — Sandecja Nowy Sącz. Różnica była jednak kolosalna, bo o ile na Śląsku bukowali bilety na przygodę życia, tak w Nowym Sączu walizki pakowano z powodu powrotu do 1. ligi. “Sączersi” zajęli ostatnie miejsce w tabeli, bo Górnik nieszczelną defensywą nadrobił, strzelając najwięcej bramek ze wszystkich drużyn. Sandecja z przodu była zaś najgorsza.
W kolejnych latach podobny rozstrzał obserwowaliśmy, gdy w lidze radę dali piłkarze Warty i Radomiaka, podczas gdy pozostali beniaminkowie z ich „klasy” – Podbeskidzie i Stal oraz Górnik Łęczna i Bruk-Bet Termalica — zajęli miejsce w ogonie stawki. Mielczan przed spadkiem uratowała jednak reforma rozgrywek. W każdym razie przez 10 sezonów z Ekstraklasy spadło ośmiu z 22 beniaminków, przy czym to ostatnie lata przynoszą najbardziej bolesne zderzenia z ligą. Przed przypadkiem Sandecji i Górnika spadek zaraz po awansie zaliczył tylko GKS Bełchatów. Pozostałe sytuacje dotyczą ostatnich sezonów, więc można postawić wniosek, że Ekstraklasa robi się coraz trudniejsza, a przepaść — głównie z powodów finansowych — rośnie.
Dlatego to świeżo upieczeni pierwszoligowcy mają łatwiejsze zadanie, gdy przychodzi do walki o utrzymanie. Z 1. ligi spadło siedem klubów, tyle że beniaminków było aż 32. Prawdopodobieństwo spadku jest więc mniejsze niż szczebel wyżej, w dodatku tendencja jest odwrotna niż w Ekstraklasie – w ostatnich latach nowicjusze radzą sobie coraz lepiej. Przyjmując za wyznacznik ten sam sezon, co w przypadku Sandecji (2017/2018), wygląda to tak:
- 5 spadkowiczów przed sezonem 17/18
- 2 po sezonie 17/18
Rok 2018 był tym, w którym beniaminek Ekstraklasy po raz ostatni dotarł do strefy pucharów. Z kolei w 1. lidze sezon 2017/2018 rozpoczął falę sukcesów beniaminków. ŁKS i Górnik wywalczyły awans, Radomiak zameldował się w finale baraży. Oczywiście wpływ na to miał także system barażowy, ale jednak wcześniej tylko Zagłębie Sosnowiec uplasowało się w TOP 4 w pierwszym sezonie. Gdy play-offs funkcjonowały od dekady, lista beniaminków-barażowiczów nie byłaby specjalnie długa. Poza Zagłębiem do walki o awans podpięłyby się także GKS Tychy (12/13) i GKS Jastrzębie (18/19).
Na zapleczu łatwiej się utrzymać
Pierwszoligowym świeżakom znacznie łatwiej przychodzi wykręcenie zwykłego, solidnego wyniku. Za taki zakładamy utrzymanie z lekką górką, czyli po prostu zajęcie miejsca w środku stawki. Na zapleczu Ekstraklasy 10 beniaminków utrzymało się, jednocześnie nie dołączając do grona solidnych ligowców. Oczywiście w każdym sezonie ten termin ma inną definicję, bo zmienia się i liczba punktów wywalczona przez poszczególne kluby i dystans pomiędzy danymi miejscami. W każdym razie na przestrzeni minionej dekady spokojne miejsce na koniec sezonu (7-12) zajęło dziewięć z 32 drużyn. Najlepszą z nich była Miedź Legnica, która w 2013 roku zdobyła 53 punkty i uplasowała się na ósmej pozycji.
To znaczy — w teorii najlepsza była Miedź, która zdobyła najwięcej punktów. Można spojrzeć na to z innej strony i zauważyć, że Raków Częstochowa czy Wigry Suwałki uzbierały jedno „oczko” mniej, za to kończyły ligę wyżej niż legniczanie.
Trochę trudniej wyliczyć coś takiego w Ekstraklasie, w której na przestrzeni lat zmieniła się liczba zespołów. Przyjmując takie same kryteria, jak w 1. lidze (7-12), okaże się, że na najwyższym szczeblu znajdziemy tylko cztery kluby, które w premierowym sezonie były średniakami: Radomiak, Raków, Wisła Płock, Zawisza i Pogoń. Uwzględniając jednak wcześniejszy rozmiar ligi i przesuwając przedział na miejsca 6-11 w sezonach z 16 drużynami, okaże się, że średniaków było ledwie trzech.
Procentowe dane wyraźnie pokazują, że większość drużyn, które awansowały do Ekstraklasy, nie wzbija się poza ogon tabeli. Miejsca 13-18 – czy też 12-16 – zajmowało 68% beniaminków. W ostatniej „tercji” 1. ligi sezon kończyło natomiast 53% świeżaków. W pierwszym sezonie w wyższej klasie rozgrywkowej beniaminkowie punktowali tak:
- Ekstraklasa: średnio 34 punkty w sezonie
- 1. liga: średnio 43 punkty w sezonie
Mediana nowicjusza w Ekstraklasie to 29 punktów. W przypadku pierwszoligowców wynosi ona 41 punktów.
Podobne problemy
Z czym beniaminkowie poszczególnych lig mają największy problem? Zmienia się tempo gry i czas reakcji na wydarzenia na boisku. Dlatego zwykle jest tak, że nowy klub w lidze ma problemy z defensywą oraz nie strzela wielu bramek. Widzieliśmy to dobitnie na przykładzie Zagłębia Sosnowiec, które dało sobie władować 80 sztuk. Jest to jednak kłopot, z którym zmaga się praktycznie każdy nowy zespół w Ekstraklasie. Aż 14 z 22 beniaminków straciło w pierwszym sezonie ponad 50 goli. Ekstraklasowy świeżak tracił średnio 53 bramki w sezonie, podczas gdy strzelał ich 41. Mediana wynosi odpowiednio: 55 bramek straconych i 39,5 bramek strzelonych. Przypadki, w których nowy zespół w lidze zdołał ustrzelić minimum 80 bramek, można policzyć na palcach jednej ręki — to zdarzyło się trzykrotnie (Raków Częstochowa, Górnik Zabrze, Zagłębie Lubin).
Oczywiste jest, że szczelna defensywa ma bezpośrednie powiązanie z szansami danej drużyny na utrzymanie. Każdy ze spadkowiczów zanotował powyżej 50 straconych bramek. Z drugiej strony najlepsze wyniki wiązały się ze skutecznością w tyłach — Warta Poznań jest pod tym względem wzorem, ale poniżej 40 goli rywala zeszła także Pogoń Szczecin (39, 12. miejsce w lidze).
W przypadku skuteczności pod obiema bramkami beniaminkowie 1. ligi i Ekstraklasy nie różnią się zbytnio od siebie. Na zapleczu najwyższej ligi nowicjusze także tracą średnio więcej bramek (44) niż strzelają (39). U pierwszoligowców mediana wynosi odpowiednio 45 straconych goli i 37 zdobytych. Na zapleczu pięć razy utrzymał się zespół, który stracił więcej niż 50 bramek w swoim premierowym sezonie, ale też tylko raz spadł z niego klub, który zszedł poniżej „pięćdziesiątki”. Czy żelazna defensywa wystarczy, żeby odnieść sukces w 1. lidze? Z racji niezmiennej liczby uczestników możemy prześledzić losy drużyn, które traciły mniej niż jednego gola na mecz (wyżej dokonała tego tylko Warta):
- Górnik Łęczna — awans
- ŁKS Łódź — awans
- Chojniczanka Chojnice – 14. miejsce (utrzymanie)
- Wisła Płock – 7. miejsce
- GKS Tychy – 6. miejsce
W 1. lidze można sobie nawet pozwolić na nieskuteczność. Skra, Resovia, Widzew, Warta i Pogoń Siedlce to drużyny, które utrzymały się w rozgrywkach ze średnią zdobytych bramek/mecz poniżej 1,00. Wśród spadkowiczów znajdziemy tylko dwie ekipy z takim wynikiem — Górnik Polkowice i Wisłę Puławy. Braki w ofensywie były dużo bardziej odczuwalne w Ekstraklasie, z której spadło pięć drużyn ze średnią niższą niż bramka na mecz (Górnik Łęczna, Podbeskidzie, ŁKS, Sandecja, GKS Bełchatów). Mimo marnych armat utrzymać zdołała się jedynie Pogoń Szczecin.
***
No surprises jak w kawałku Radiohead. Beniaminkowie Ekstraklasy mają trudniejszy żywot niż kluby, które dostały się do 1. ligi. Co prawda problemy, z którymi się borykają, bywają podobne (nieszczelna defensywa), ale jednak rosnąca przepaść finansowa między dwoma najwyższymi szczeblami rozgrywek w Polsce sprawia, że z każdym rokiem ciężej o utrzymanie w elicie, z kolei na jej zapleczu da się jeszcze uratować ligowy byt. Oczywiście nie ma w tym żadnego złotego środka. Dla przykładu w najbliższym sezonie 1. ligi beniaminkami będą silne i bogate kluby, po których nie spodziewamy się walki o utrzymanie, a teraz o życie walczyły Skra Częstochowa czy Górnik Polkowice, które dysponują zdecydowanie mniejszymi nakładami.
Tendencja z ostatnich lat pokazuje jednak jasno, w którym kierunku zmierzamy. Ekstraklasa będzie coraz bardziej wymagająca dla tych, którzy pozbawieni byli kroplówki z Canal+.
WIĘCEJ O 1. LIDZE:
- Jedenastka sezonu w 1. lidze
- Jak grali pierwszoligowcy w sezonie 21/22?
- Najlepsi snajperzy-weterani i młodzi napastnicy w 1. lidze
- Krzepisz: Po treningach z Milikiem inaczej oglądało się mundial [WYWIAD]
- Szydełko: Polska piłka skorzysta na większym ruchu na karuzeli
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix