Chojniczanka Chojnice w ostatnich latach była marką mocno kojarzoną z zapleczem Ekstraklasy. Jak wyglądała walka tego klubu o powrót do 1. ligi? Jakie są realia funkcjonowania zespołu z Chojnic? Jak wygląda praca dyrektora sportowego w takim klubie? Opowiedział nam o tym Dawid Frąckowiak.
Chojniczanka faktycznie była finansowym potentatem 2. ligi? Rozmawiałem z Markiem Saganowskim, który mówił, że Motor Lublin nie mógł się równać z takimi klubami.
Nie czytałem tego wywiadu, ale dotarły do mnie jakieś odgłosy. Może to będzie przekomarzanie się, ale całkowicie nie zgadzam się z tym, co powiedział trener Saganowski. Nie będę negował: byliśmy klubem z czołówki sportowej oraz finansowej w 2. lidze. Rozmawiam z piłkarzami, którzy trafili do innych klubów, wiem, ile oferowaliśmy my, ile oferowali inni. Największym krezusem ligi była Stal Rzeszów, która przerastała ligę pod względem budżetu. Potem były trzy kluby, które można było postawić w jednym rzędzie: Chojniczanka, Motor Lublin oraz Radunia Stężyca. Absolutnie nie byliśmy klubem, który przebijał stawkę czy zdecydowanie górował nad resztą.
Saganowski: 'No limits’ to bajka. W Motorze Lublin nie było różowo
Wcześniej rozmawiałem też z Mateuszem Mazurem z Wigier Suwałki, który konkretnie mówił o tym, ile ten klub przeznaczał na utrzymanie pierwszej drużyny – 200 tys. zł brutto. Może zmierzmy to w ten sposób, konkretnie.
Jeśli chodzi o Chojniczankę, to był to wyższy budżet, w granicach 290 tys. zł miesięcznie. Trzeba też wziąć pod uwagę to, że mieliśmy liczniejszą kadrę niż np. Wigry. Wigry zaczęły też później budować zespół, bo graliśmy z nimi pierwszy mecz, a jak wiadomo stawki są wyższe na początku okresu budowania kadry i maleją z każdym dniem. W każdym razie u nas było to 290 tys. zł, w porywach do 300 tys. zł.
O ile zwiększy się was budżet teraz?
Prezes z zarządem zapewniają, że budżet względem lat poprzednich będzie rekordowy, ale trzeba też pamiętać, że wszystko idzie do przodu. Stawki rosną i pierwszoligowy budżet sprzed trzech lat, kiedy to spadaliśmy, a budżet obecny to dwie różne bajki. Cały czas wszystko się klaruje, trwają rozmowy ze sponsorami, trwają poszukiwania nowych. Byłbym bardzo szczęśliwy, gdybym miał do dyspozycji 80 tys. zł miesięcznie więcej niż w drugiej lidze. Jeśli to się uda, to prawdopodobnie będziemy mieli kadrę, która nam się wymarzyła. Nie da się też ukryć, że sporym obciążeniem naszego budżetu jest premia za awans, dlatego też lwią część, którą można byłoby przekazać na budowę zespołu, trzeba będzie odjąć.
Czyli walka o awans to kosztowna sprawa.
Naszym planem po spadku z pierwszej ligi był natychmiastowy powrót, w zeszłym sezonie to się nie udało, przepadliśmy w barażach. Strategia była taka, że wszystko podporządkowaliśmy awansowi. Zawodnicy nie mieli premii za zwycięstwa w poszczególnych meczach, bo to nas nie interesowało. Cel był konkretny, więc i konkretna premia będzie wypłacona.
Mówi się, że Chojniczanka może pozyskać dodatkowe środki od dużego sponsora, to prawda?
Zarząd cały czas prowadzi bardzo intensywne rozmowy, generalnie strategia jest od lat taka sama: budżet jest budowany ze wsparciem mniejszych, większych bądź średnich firm. Klub wspiera ponad 150 firm, to strategia, która sprawia, że wycofanie się takiego sponsora nie zatrzęsie budżetem klubu. Nie zajmuję się sprawami związanymi z budową budżetu, być może jest jakiś większy sponsor, ale niczego nie przesądzam, nie składam deklaracji, bo nie mam takich informacji. Zapewniam jednak, że ze stadionu przy ul. Mickiewicza nagle nie tryśnie ropa naftowa, nie będziemy szastać pieniędzmi.
A czym zajmuje się dyrektor sportowy Chojniczanki? Jak wygląda w praktyce pańska praca, np. w letnim okienku transferowym?
Temat rzeka! Jakbym mówił o wszystkich swoich obowiązkach, to byśmy długo rozmawiali. W takim okresie, jak teraz, doba jest dla mnie za krótka. Nie przypominam sobie wolnego dnia, od momentu, gdy wywalczyliśmy awans. Każdy dzień poświęcam na stworzenie jak najlepszej drużyny, do tego dochodzi masa spraw organizacyjnych, jak obóz, sparingi i wiele, wiele innych… Nie będę ukrywał, że to już moment, w którym dopada mnie duże zmęczenie. Nie chcę narzekać, ale jestem trochę osamotniony w działaniach, bo jak do tej pory nie udało nam się stworzyć działu skautingu, także ze względów finansowych. Chodzi głównie o pomoc w wyszukiwaniu młodych piłkarzy, bo tych ogranych na szczeblu centralnym w 90 procentach znam. Był czas, że tworzyły się zalążki tego działu, ostatecznie jednak nie udało się, jest to coś, co chcemy w przyszłości poprawić, bo byłaby to dla mnie duża pomoc.
Znajomość tych piłkarzy też się z czegoś bierze, zapewne z oglądania spotkań. Ile meczów w sezonie udaje się panu obejrzeć?
Jest tego masa, w szczególności lubię oglądać mecze na żywo, bo w ten sposób można najwięcej zobaczyć. Nie ma weekendu, żebym nie był na jakimś meczu, do tego oglądam mecze Ekstraklasy, pierwszej, drugiej czy trzeciej ligi w internecie. Mam już ponad 20 lat doświadczenia, pracowałem na wszystkich szczeblach rozgrywkowych poza Ekstraklasą, więc bazę piłkarzy mam dość dużą.
Wsparciem dla tego „jednoosobowego działu skautingowego” są jakieś programy i narzędzia, czy bardziej pan polega na znajomościach?
Oczywiście: WyScout, InStat, to dziś abecadło pracy dyrektora sportowego. Opieram się też na opiniach znajomych trenerów i działaczy, którym ufam. Najbardziej ufam jednak mojemu oku, bo opinia innych osób nie do końca może licować z moim poglądem na temat danego zawodnika. Przecież nie od dziś wiadomo, że ten sam mecz może oglądać 100 osób i każdy ma inną opinię. Staram się dopasowywać piłkarzy do swojej filozofii, która opiera się nie tylko na umiejętnościach, ale i na charakterze, mentalu, zdyscyplinowaniu. Bardzo dużą uwagę przywiązuję do tego, żeby zawodnik potrafił się dostosować do reguł i zasad klubu, w którym pracuję.
Ciężko przekonać kogoś do przejścia do Chojniczanki? Każdy ma swoje ograniczenia, wasze są takie, że jesteście beniaminkiem ligi i gracie w małym mieście.
Chojnice to mniej atrakcyjny ośrodek niż Kraków, Opole czy Łódź. Odległość też nie pomaga: my i Arka jesteśmy na uboczu, w przypadku zawodnika z południa może to mieć znaczenie, przekonaliśmy się o tym w tym oknie transferowym. W pierwszej lidze nie jest tak łatwo przekonać zawodników do Chojniczanki, bo wszyscy patrzą na nas z niedowierzaniem. Topowych zawodników, tych ze szczytu naszej listy, trzeba nieraz bardzo długo namawiać, ale też nie jest tak źle — większość piłkarzy z czołówki naszych rankingów trafia jednak do Chojniczanki. Tak samo było w drugiej lidze, gdzie byliśmy skazywani na walkę o awans, więc patrzono na nas troszeczkę inaczej. Teraz niektóre rozmowy trochę się przeciągają.
Ale są też i tacy, którzy się nie zniechęcają. Adama Ryczkowskiego ściągacie do siebie już trzeci raz.
Adaś chyba najlepiej czuje się tutaj, powietrze chojnickie mu sprzyja. Sam to powiedział, jak podpisał kontrakt po raz trzeci. Byłem orędownikiem tego transferu, musiałem przekonać prezesa i trenera do kolejnego podejścia. Wierzę w jego potencjał, wiem, jak dobrze wyglądał, gdy przychodził do nas na wypożyczenie zimą, półtora roku temu. Był motorem napędowym naszego zespołu.
Skoro tak dobrze się tu czuje, to czemu ciągle odchodzi?
Dobre pytanie! Po nieudanej walce o awans były pewne rzeczy, które miały na to wpływ. Podstawą była chęć grania na poziomie pierwszej ligi, Adam jest bardzo ambitny, wysoko zawiesza sobie poprzeczkę. Liczył, że złapie klub na tym poziomie, plany pokrzyżowała mu trochę kontuzja, bo na koniec pobytu w Chojnicach złapał uraz, który został źle zdiagnozowany, to się przeciągnęło. Nie chcę go usprawiedliwiać, ale gdybym miał mu to za złe, to nie złożyłbym mu teraz propozycji powrotu.
Klauzo: Wracamy do bardziej wymagającej ligi
Poza Adamem ściągnęliście jeszcze kilku zawodników, więc zapytam: na jakim etapie jest budowa waszej kadry?
Podpisaliśmy kontrakty z siedmioma nowymi zawodnikami. W tej siódemce jest trzech wypożyczonych z Ekstraklasy młodzieżowców. Chcemy mieć silną grupę młodzieżowców jak na pierwszą ligę, mamy do tego swoich młodych zawodników. Lada moment podpiszemy kontrakt z Sebastianem Golakiem, który trenuje z nami od dwóch tygodni.
Bardzo intensywnie szukamy bramkostrzelnej dziewiątki, ale to nie tylko nasz problem. Chcemy zawodnika mobilnego, ale też o dobrych warunkach fizycznych, bo dużo bramek strzelaliśmy po dośrodkowaniach z bocznych stref boiska, a jak będzie do tego jeszcze kilerem, to będzie wspaniale. Sytuacja z dziewiątkami na rynku jest jednak bardzo trudna, przewertowałem setki zawodników. W pierwszej kolejności zawsze optuję za Polakiem, jeżeli nikogo takiego nie znajdę, to dopiero wtedy podpiszę się pod piłkarzem zagranicznym, co zawsze jest ryzykowną opcją, bo nie wiadomo, jak się u nas odnajdzie, jak zaaklimatyzuje. Dajemy sobie jeszcze dwa, trzy dni, żeby sprawdzić rynek krajowy. Jeśli się nie uda, to będziemy decydowali się na kierunki zagraniczne.
Musimy też znaleźć drugiego bramkarza. Widziałbym wakat na jeszcze jednej pozycji, trener jest jednak innego zdania, więc zobaczymy, jak to się potoczy. Zbliżamy się do finiszu budowania kadry.
Coś się wykoleiło z Maciejem Kikolskim?
Maciej przyjeżdżał do Chojnic przekonany, że współpraca będzie kontynuowana, my też tak uważaliśmy. Ze względu na okres urlopowy nie było wszystkich osób, które mogły podpisać umowę transferową z Legią, pojechaliśmy na obóz, trochę się to przeciągnęło. Przez kilkanaście dni wiara sztabu szkoleniowego w to, że Maciej będzie murowaną jedynką, zaczęła topnieć, a Legia uzurpuje sobie w umowach wypożyczeń liczbę minut, które dany zawodnik musi rozegrać pod dużą karą. Zsumowaliśmy to i uznaliśmy, że jednak lepiej będzie, jak zawodnik wróci do Legii. Proponowaliśmy, żeby został, ale bez minut zapisanych w umowie, czego nie zaakceptowała druga strona. Chcę jednak zaznaczyć, że to bardzo perspektywiczny bramkarz, jestem przekonany, że w przyszłości będzie grał na wysokim poziomie, ale na ten moment wraca do Legii. Będę mu bardzo mocno kibicował.
Na co może liczyć w pierwszej lidze drużyna z takim budżetem jak Chojniczanka?
Chciałbym, żebyśmy się zadomowili w lidze, otrzaskali w tym towarzystwie. Nie będę mówił, że interesuje nas walka o awans, bo znamy swoje miejsce w szeregu. Oczywiście ten klub niedawno otarł się o Ekstraklasę, te marzenia nie umarły, ale chcemy wszystko robić małymi kroczkami. Fundamentem jest spokojne utrzymanie, a jeżeli okoliczności potoczą się tak, że będziemy mogli powalczyć o coś więcej, to powalczymy.
Liczycie na premię z Pro Junior System czy takiego celu nie będzie?
Z tego co pamiętam Chojniczanka raz znalazła się na miejscu premiowanym w PJS, w minionym sezonie niewiele nam zabrakło do zgarnięcia premii, na finiszu wyprzedził nas Ruch Chorzów. Będziemy brali to pod uwagę, dlatego mamy dość liczną grupę młodzieżowców, nie zamykamy się na grę większą liczbą młodzieżowców. Walka o te środki nie może nam jednak przysłonić celu punktowego. Jeśli uda się to połączyć, to będzie naprawdę super, to poprawiłoby możliwości finansowe naszego klubu.
W najbliższym sezonie Chojniczanka zagra chyba w najmocniejszej pierwszej lidze, w jakiej kiedykolwiek przyszło jej rywalizować.
Zgadza się, to zupełnie inna liga niż ta, z której spadliśmy. Przed nami bardzo trudny sezon. Nie chcę mówić, że jesteśmy totalnym kopciuszkiem, ale nie jesteśmy taką marką, jak wiele innych klubów. Mam nadzieję, że mimo ograniczeń uda nam się stawić czoła takim klubom jak Wisła Kraków. Zdaję sobie jednak sprawę z różnicy między ligami, ze skali trudności.
Pański typ na awans?
Nie tak prosto wytypować, ale ciśnie się na usta Wisła Kraków, która ze swoimi tradycjami, klimatem wokół klubu i możliwościami finansowymi, będzie numerem jeden. Nie będzie jej jednak łatwo, bo nasza drużyna była taką Wisłą w drugiej lidze — wszyscy się na nas spinali, łatwo było o potknięcia. Bardzo silna będzie także Bruk-Bet Termalica. Dalej będzie grupa sześciu, siedmiu klubów, to będzie wyrównana liga. Mam tylko nadzieję, że będziemy w górnej części tabeli.
Jaki jest wasz plan na rozwój w najbliższym sezonie?
Staramy się rozwijać na wielu płaszczyznach. Ostatnio prezes trochę mnie strofował, mówiąc, że jesteśmy bardziej długodystansowcem niż sprinterem. Nie mamy się czego wstydzić w pierwszej lidze, ale naszą piętą achillesową jest infrastruktura treningowa. Musimy to poprawić, jeśli chcemy iść do przodu. Potrzebujemy większej liczby boisk do treningu. Ostatnio poprawiliśmy sztuczną murawę, mamy najnowszą generację, więc zimą nie będziemy mieli problemów z przygotowaniem się do rundy wiosennej. Stadion mamy gotowy, po minimalnych poprawkach moglibyśmy starać się o licencję na Ekstraklasę. Kołem zamachowym tego typu inwestycji będzie zawsze wynik sportowy, dlatego chcemy, żeby był on jak najlepszy.
WIĘCEJ O 1. LIDZE:
- Najlepsi młodzieżowcy 1. ligi sezonu 21/22
- Beniaminek Ekstraklasy czy 1. ligi – kto ma trudniejsze zadanie?
- Jedenastka sezonu w 1. lidze
- Jak grali pierwszoligowcy w sezonie 21/22?
- Najlepsi snajperzy-weterani i młodzi napastnicy w 1. lidze
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix