Reklama

Jak bardzo USA zdominuje lekkoatletyczne mistrzostwa świata?

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

06 lipca 2022, 20:02 • 12 min czytania 3 komentarze

Za nieco ponad tydzień lekkoatletyczne mistrzostwa świata po raz pierwszy zawitają do Stanów Zjednoczonych. Co zrozumiałe, gospodarze, największa lekkoatletyczna potęga globu, są zmotywowani do tego, by na nadchodzącej imprezie wypaść najlepiej w historii. Najlepiej bijąc rekordowy rezultat 29 medali (14 złotych, 11 srebrnych i 4 brązowe), które ich reprezentanci przywieźli z Dohy. Czy im się to uda, a Eugene – dom amerykańskiej lekkoatletyki – okaże się szczęśliwy dla gospodarzy, którzy potwierdzą swoją dominację na świecie? Czy może impreza zakończy się dla nich niedosytem, a wyniki które Amerykanie obecnie wykręcają na bieżni, nieco zakrzywiają rzeczywistość?

Jak bardzo USA zdominuje lekkoatletyczne mistrzostwa świata?

JAK WYGLĄDAŁY MISTRZOSTWA ŚWIATA W WYKONANIU GOSPODARZY?

W porównaniu do igrzysk olimpijskich czy mistrzostw Europy, mistrzostwa świata w lekkoatletyce to młoda impreza. Dość powiedzieć, że turniej w Eugene będzie swoistą osiemnastką światowego czempionatu – bo do tej pory zostało rozegranych siedemnaście edycji. Pod względem lat, dopiero za rok, w Budapeszcie mistrzostwom świata stuknie czterdziestka.

Jest to niezły wynik, zmagania o miano najlepszych lekkoatletów na kuli ziemskiej z pewnością mogą już powiedzieć o sobie, że posiada spore tradycje. Ale na przykład mistrzostwa Europy rozgrywane są od 1934 roku, a pierwsza oficjalna edycja mistrzostw Ameryki Południowej miała miejsce w roku 1919. Więc zawody, mające wyłonić najlepszych lekkoatletów świata, pod względem starszeństwa wyglądają niczym dziecko, a nawet wnuczek powyższych imprez. Nie wspominając już o nowożytnych igrzyskach olimpijskich, których lekkoatletyka jest nieodłącznym elementem. Ich pierwszą edycję rozegrano jeszcze w XIX wieku.

Orlen baner

Reklama

Mimo wszystko, siedemnaście edycji to spora liczba. Stąd dość zadziwiające jest to, że w historii rozgrywania lekkoatletycznych mistrzostw świata nie było ani jednego przypadku, kiedy to gospodarze triumfowali w klasyfikacji medalowej. A wszystko głównie przez… Amerykanów, którzy od lat są największą lekkoatletyczną potęgą. Reprezentacja USA aż trzynaście razy wracała z mistrzostw świata jako najbardziej utytułowana ekipa. W pozostałych przypadkach, klasyfikację medalową wygrywało NRD (1983 i 1987 r.), Rosja (2001) oraz Kenia (2015). Poza tym zawsze to Jankesi kończyli rozgrywki na czele medalowej stawki.

Lecz co ciekawe, Amerykanom nigdy nie było dane organizować mistrzostw świata. A przecież dysponują taką infrastrukturą że, cytując klasyka, do przygotowania tej imprezy musieliby tylko wydrukować bilety. Tymczasem mistrzostwa świata dwukrotnie gościły w Niemczech, Japonii czy… Finlandii. Walkę o medale światowego czempionatu można było na żywo podziwiać w tak słabych w tym sporcie krajach jak Korea Południowa, która jak do tej pory wywalczyła tylko jeden krążek w swojej historii występów na tej imprezie. Sztuki tej dokonał Kim Hyun-sub, który zdobył brązowy medal w chodzie na 20 kilometrów w 2011 roku. Czyli właśnie w koreańskim Daegu.

Mało tego, ostatnie mistrzostwa świata w lekkoatletyce zorganizowane zostały w katarskiej Dosze. Były traktowane jako mały test tego, jak Katarczycy poradzą sobie z imprezą rangi mistrzowskiej – choć oczywiście nieporównywalnie mniejszą od piłkarskiego mundialu. Odpowiadały też na pytanie, jak sami sportowcy zniosą arabski upał, choć impreza została przeniesiona na przełom września i października.

STARA GWARDIA

Tymczasem największa lekkoatletyczna potęga świata, posiadająca ogromne tradycje w tym sporcie, cierpliwie czekała na swoją kolej. Teraz, będąc gospodarzami, Amerykanie z pewnością będą chcieli zaznaczyć swoją pozycję. I mają kim straszyć swoich rywali. Do tego stopnia, że mistrzostwa świata w Eugene mogą być imprezą, na której USA wykręci najlepszy rezultat. Zwłaszcza, że stadion Hayward Field można śmiało nazwać domem amerykańskiej lekkoatletyki. Dość powiedzieć, że od 2008 roku, aż osiem spośród czternastu edycji mistrzostw USA zorganizowano właśnie w tym miejscu.

A które mistrzostwa świata były dla USA najbardziej udane? Cóż, za takie możemy uznać te ostatnie, rozegrane w Dosze. Amerykanie wywalczyli na nich aż 14 złotych medali. Wprawdzie już wcześniej zdarzało im się dobić do tej liczby złotych krążków – w 2005 roku w Helsinkach oraz 2007 w Osace. Lecz w Katarze dołożyli do tego równie imponujące 11 srebrnych krążków oraz 4 brązowe. Spora część tamtej reprezentacji pojawi się w Eugene. A niektórzy z nich będą nawet mocniejsi, niż trzy lata temu.

Reklama

Weźmy na przykład rywalizację na 400 metrów przez płotki kobiet. Wprawdzie podczas rozgrywanych w dniach 23-26 czerwca mistrzostwach USA nie zobaczyliśmy Dalilah Muhammad, która w Eugene będzie bronić mistrzowskiego tytułu z Dohy. Ale srebrna medalistka olimpijska z Tokio pobiegnie w Eugene, gdyż jest obrończynią tytułu. Z czerwcowej imprezy – będącej dla amerykańskich zawodników zarazem kwalifikacją do światowego czempionatu – wycofała się z powodu kontuzji kolana. Rzecz w tym, że to nie Muhammad będzie największą gwiazdą na tym dystansie. To miano przypada Sydney McLaughlin – jej młodszej rodaczce, wicemistrzyni z Kataru. Ale Sydney w Tokio wywalczyła złoty medal i pobiła rekord świata Dalilah. Od igrzysk w Tokio wynosił on 51.46. Tak, czas przeszły jest tu prawidłowy. McLaughlin pojawiła się na stadionie Hayward Field w czerwcu i poprawiła własny rekord świata na 51.41.

Sandi Morris – wicemistrzyni z Dohy w skoku o tyczce – miała w Tokio ogromnego pecha. Przez stadion przeszły wcześniej ogromne ulewy i faworytka do zwycięstwa w całym konkursie nie poradziła sobie ze śliskim rozbiegiem. Na domiar złego, Sandi zaraz na początku złamała się tyczka, kiedy ta była już w powietrzu. Poobijana i z widoczną blokadą psychiczną (serio, nawet doświadczeni skoczkowie o tyczce ciężko znoszą takie zdarzenia) odpadła już na wysokości 4,40.

Ale Amerykanie i tak mieli powody do zadowolenia. Mistrzynią olimpijską została Katie Nageotte. W obecnym sezonie po Morris nie widać śladu niepowodzenia z Tokio. Sandi została halową mistrzynią świata, zaś w mistrzostwach kraju skoczyła 4.82. To najlepszy wynik w sezonie. Konkurs w Eugene nie był tak spektakularny w wykonaniu Nageotte, ale kwalifikację wywalczyła bez problemu. W halowych mistrzostwach zdobyła srebrny medal. Ona potrafi skakać w zawodach o wielką stawkę.

W rzucie dyskiem kobiet USA będzie reprezentować Valarie Allman. Trzy lata temu była dobrą zawodniczką, ale jednak pozostawała nieco w cieniu dyskobolek z Kuby czy tez Chorwatki Sandry Perković. W Katarze Allman zawiodła, zajęła dopiero siódme miejsce. Ale od 2020 roku Amerykanka za każdym razem kończy sezon z najlepszym wynikiem na świecie, wynoszącym ponad 70 metrów. W Tokio zdobyła złoty medal olimpijski. W tym roku już rzuciła 71.46 – o ponad 3 metry dalej od drugiej na światowych listach Perković.

Wśród panów także zobaczymy wielu zawodników, którzy pamiętają katarskie mistrzostwa świata. Jak zawsze, Amerykanie będą bardzo mocni w sprintach, w których wystawią mistrzów świata na 100 i 200 metrów – Christiana Colemana i Noah Lylesa. Poza czempionami wystąpią też inni znakomici sprinterzy, ale pozwólcie, że do nich wrócimy później.

W biegu na 110 metrów przez płotki mężczyzn USA wystawi Granta Hollowaya, Daniela Robertsa, Devona Allena oraz Treya Cunninghama. Pierwsza trójka wystąpiła w Katarze, a najbardziej znany z nich jest Holloway, który będzie bronił tytułu i – tak się wydaje – ścigał się z rekordem świata Ariesa Merritta (12.80). Ale jak na razie – do spółki z Robertsem – Grant jest też najwolniejszy spośród wyżej wymienionych. 12 czerwca w Nowym Jorku znakomicie pobiegł Allen, który wykręcił czas 12.84. Trey Cunningham osiągnął z kolei równe 13 sekund. Równie dobrze amerykańskie perspektywy medalowe wyglądają w płotkach krótkich pań. Tam wystartują Kenda Harrison oraz Nia Ali, które w Dosze zdobyły odpowiednio srebrny i złoty medal MŚ. Do walki o medale z pewnością włączy się również Alaysha Johnson – druga na światowych listach (za Harrison), z czasem 12.35.

Z kolei 400 metrów przez płotki powinno paść łupem Raia Benjamina. Wprawdzie przegrał on złoto z Karstenem Warholmem zarówno na mistrzostwach świata, jak i igrzyskach, ale genialny Norweg obecnie leczy kontuzję. Jak na razie nie wiadomo czy wyrobi się na mistrzostwa. A jeśli nawet tak, to zagadką będzie jego dyspozycja.

KARSTEN WARHOLM – NAJSZYBSZE DUŻE DZIECKO NA ŚWIECIE

Powiedzieliśmy o „track” w wykonaniu panów, więc poświęćmy też słówko na „field”. A tam największym atutem Amerykanów pozostaje pchnięcie kulą. Owszem – może Darlan Romani udowodnił podczas halowych mistrzostw świata w Belgradzie, że Ryan Crouser jest tylko człowiekiem. Że da się go pokonać posyłając kulę „zaledwie” na odległość 22.53. Lecz po wynikach Crousera widać, że szlifuje formę na mistrzostwa świata w Eugene. Czyli miejscu, w którym ustanowił rok temu rekord globu. Jeszcze w połowie maja pchnął 22.75. Pod koniec miesiąca minimalnie przekroczył granicę 23 metrów (23.02). A podczas mistrzostw kraju posłał kulę na 23.12.

Crouserowi z pewnością nie zabraknie motywacji. Nie dość, że mistrzostwa odbywają się w Stanach Zjednoczonych, to w dodatku dwukrotnemu mistrzowi olimpijskiemu jeszcze nie udało się zdobyć tytułu mistrza świata. Trzy lata temu po fenomenalnym konkursie pchnięcia kulą, określanym za jeden z najlepszych w historii, Crouser pchnął kulę na 22.90 m. Taki wynik w 99% konkursów dawałby mu zwycięstwo. Ale wtedy złoto w ostatniej próbie sprzątnął mu jego kolega z kadry, Joe Kovacs, który pchnął kulę centymetr dalej.

NOWE, DOBRZE ZNANE TWARZE

Wyżej wymienieni zawodnicy to tylko część grupy, która trzy lata temu stała za 29 medalami Stanów Zjednoczonych. Fenomen USA polega na tym, że do tak mocnej ekipy dołączyli kolejni znakomici lekkoatleci.

Nie wspomnieliśmy chociażby o biegu na 800 metrów kobiet, w którym Raevyn Rogers i Ajee Wilson zdobyły odpowiednio srebrny i brązowy medal mistrzostw świata. To bez wątpienia świetne biegaczki… ale obecnie pozostają w cieniu dwudziestoletniej Athing Mu. Mistrzyni olimpijskiej, która jeszcze trzy lata temu siłą rzeczy nie miała czego szukać wśród seniorek.

W rzucie młotem kobiet Anita Włodarczyk miała stawić czoła świetnym Amerykankom. Niestety zawodniczka Grupy Sportowej ORLEN doznała pechowej kontuzji, w wyniku zatrzymania złodzieja, który próbował ukraść jej samochód. Całą nadzieję pokładamy zatem w Malwinie Kopron, która będzie starała się walczyć z zawodniczkami z USA. Przy czym obecna mistrzyni świata – DeAnna Price – wydaje się najmniejszym zagrożeniem spośród amerykańskiej czwórki. W końcu Brooke Andersen jako jedyna w tym sezonie rzuciła ponad 79 metrów, a Janee Kassanavoid posłała młot na równe 78 metrów. W porównaniu do tych wyników, 75.08 Kopron, z 68. ORLEN Memoriału Janusza Kusocińskiego, już nie wygląda tak okazale. Nie mówiąc już o SB Price, który wynosi 73.07.

To dobry moment, by wspomnieć o reszcie amerykańskich sprinterów. Na 400 metrów wystartuje Michael Norman, który ma coś do udowodnienia. W Dosze kontuzja pozbawiła go szans na występ w finale. W Tokio do finału się dostał, lecz ostatecznie zajął w nim piąte miejsce. A przecież to piekielnie szybki gość – z życiówką 43.45 jest czwartym najlepszym czterystumetrowcem w historii. Jest też najszybszy w tym roku, a czas 43.56 wykręcił właśnie w Eugene.

Na dwa razy krótszym dystansie – poza obecnie panującym mistrzem, Lylesem – pobiegną Erriyon Knighton, Fred Kerley i Kenny Bednarek. Dwaj ostatni to wicemistrzowie olimpijscy, z kolei Knighton uważany jest za sprinterski talent, który rodzi się nawet rzadziej, niż raz na pokolenie.

ERRIYON KNIGHTON – NAJWIĘKSZY TALENT OD CZASÓW USAINA BOLTA?

W przypadku biegu na 100 metrów mężczyzn, Amerykanie mają do czynienia z podobną sytuacją jak w kobiecym rzucie młotem czy też biegu na 110 metrów przez płotki. Mistrz świata – Christian Coleman – wciąż jest szybki, ale jednak odstaje od takich zawodników jak wspomniany Kerley, Marvin Bracy-Williams czy Trayvon Bromell.

Pewny medal – chociaż nie złoty – reprezentanci USA powinni zdobyć w męskim skoku o tyczce. Ale bardzo możliwe, że nie będzie on dziełem Sama Kendricksa. Amerykański mistrz świata w Dosze pokonał samego Armanda Duplantisa. Z tym że wówczas sam znajdował się w życiowej formie, w tym samym roku skacząc 6.06. I z całym szacunkiem do tego świetnego wyniku, 2019 rok to był ostatni moment, by pokonać Szweda na wielkiej imprezie. Miał wtedy osiemnaście lat i już skakał po sześć metrów. Lecz na poziom nieosiągalny dla rywali wzniósł się dopiero w następnym sezonie – i pozostaje na nim do dziś.

Niemniej jednak, z USA przybył mu groźny konkurent. Christopher Nilsen jest tylko rok starszy od Armanda, więc jeszcze nie powiedział ostatniego słowa i wciąż rozwija swoje umiejętności. Ale Nielsen został wicemistrzem olimpijskim, a w tym roku wkroczył do elitarnego grona sportowców, którzy pokonali poprzeczkę zawieszoną na granicy sześciu metrów lub wyżej. Dokonał tego aż trzy razy – w sezonie zimowym w hali skoczył 6.02 i 6.05, a w maju na stadionie pokonał równą szóstkę.

Do tego na 400 metrów dochodzi znakomita Talitha Diggs – rówieśniczka Athing Mu, rocznik 2002. W wieloboju Garrett Scantling prowadzi na światowych listach z rezultatem 8867 punktów. Nie zapominajmy również o biegach sztafetowych, które jak zwykle powinny dać reprezentacji USA kilka złotych krążków.

Na marginesie dodajmy, że równie ważnym wydarzeniem będzie ostatni w karierze występ Allyson Felix na mistrzostwach świata. Amerykanka zapewne pobiegnie w sztafecie 4×400 metrów kobiet, i sami jesteśmy ciekawi, jak sztab reprezentacji rozegra jej pożegnanie. Z jednej strony, finał z jej udziałem byłby ogromnym wydarzeniem. Z drugiej – obecnie Amerykanie dysponują lepszymi biegaczkami. Biorąc pod uwagę wyłącznie sportowy punkt widzenia, legenda nie łapie się do najlepszej czwórki. A wizja pobicia rekordu świata ZSRR (3:15.17) we własnym domu jest bardzo kusząca. W Tokio Amerykankom zabrakło do tego 1.68 sekundy. Stąd bardzo możliwe, że trzynastokrotna złota medalistka mistrzostw świata zgarnie kolejny złoty krążek. Ale jej udział zakończy się tylko na biegu eliminacyjnym.

TU NIE MA MIEJSCA NA BŁĘDY

Postawienie pieniędzy na to, że Stany Zjednoczone zwyciężą w klasyfikacji medalowej, nie będzie wielkim ryzykiem. Jednak istnieją dwie poważne wątpliwości co do tego, czy reprezentacja USA poprawi najlepszą medalową zdobycz w historii.

Po pierwsze, 14-11-4 z Kataru to naprawdę znakomity wynik. Wymieniliśmy około piętnastu konkurencji, w których Amerykanie nie mogą zawieść, jeżeli chcą przejść do historii. Ale każdej z nich wystarczy jedna pomyłka, gorsza dyspozycja dnia, i już cały plan się posypie. Przypomnijmy, że w statystyce medalowej największą wartość ma liczba złotych krążków. Wprawdzie czasami wygląda to kuriozalnie w tabeli, kiedy jeden kraj z dwoma złotymi medalami, wyprzedza drugi, który na koncie posiada cztery razy więcej medali, ale z tego najcenniejszego kruszcu – wyłącznie jeden. Ale takie są ogólnie przyjęte zasady. Zatem przykładowy bilans USA, wynoszący 13 złotych, 18 srebrnych i 6 brązowych medali, będzie gorszy niż ten z Kataru. Choć medali – jak łatwo policzyć – zdobyliby więcej.

Kolejną wątpliwością jest analiza wyników amerykańskich biegaczy. A raczej tego, w którym miejscu je osiągali. Oczywiście, to może być bardzo budujące dla tamtejszych fanów, że ich pupile biegają tak szybko akurat w Eugene. Bo to właśnie głównie na tamtejszej bieżni Amerykanie wykręcają najlepsze czasy. Rzecz w tym, że mają tam do dyspozycji słynną już nawierzchnię Mondo – tę samą, która została wykorzystana na igrzyskach olimpijskich w Tokio. Rywale zawodników z USA nie mają wielu okazji do tego, by biegać po tak szybkiej bieżni. To z kolei oznacza, że sportowcy innych narodowości, którzy obecnie zajmują miejsca na światowych listach za reprezentantami USA, będą w stanie jeszcze coś urwać ze swoich najlepszych rezultatów. W przeciwieństwie do gospodarzy, którzy już pokazali światu maksimum swoich możliwości.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj też:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

3 komentarze

Loading...