Jesteś tak dobry, jak dobry jest twój najsłabszy piłkarz. Mniejsza już o to, kto wypowiedział te słowa i przy jak wielu drużynach mają one zastosowanie. Przy Piaście Gliwice akurat mają. Przynajmniej takie mamy wrażenie, że szeroka i w gruncie rzeczy wyrównana kadra była jednym z kluczy do zdobycia mistrzostwa Polski. No bo załóżmy, że tym najsłabszym zawodnikiem był Damian Byrtek, który na problemy zdrowotne jakoś szczególnie nie narzekał, a w drodze po tytuł nazbierał okrągłe zero ligowych występów (dorzucając 90 minut w PP). Cóż, znamy kilka klubów, w których taki Byrtek spokojnie by sobie grał i jeden, a może ze dwa, w których byłby najlepszym stoperem.
To co, jesteś tak dobry, jak dobry jest twój najsłabszy piłkarz?
Ale wbrew pozorom nie o Byrtku będzie dziś mowa. W ramach cyklu “Dynastia Piastów” przedstawiliśmy już niemal wszystkich bohaterów, którzy poprowadzili gliwicki zespół do tytułu, dlatego dziś chcielibyśmy zająć się tymi, którzy grali mało, ale – w przeciwieństwie do Byrtka – grali. I swoją cegiełkę do mistrzostwa dołożyli. Takich nazwisk jest kilka:
– Aleksander Jagiełło (16 ligowych występów),
– Patryk Sokołowski (12 występów),
– Tomasz Mokwa (5 występów),
– Denis Gojko (5 występów),
– Paweł Tomczyk (4 występy),
– Karsten Ayong (1 występ),
– Karol Stanek (1 występ).
No dobra, wybaczcie, ale o dwóch ostatnich w zasadzie tyle, bo to ledwie 10 minut z Koroną Kielce w przypadku Ayonga i tylko dwie minuty Stanka w końcówce starcia z Legią Warszawa. Formalnie oczywiście panowie są mistrzami Polski, brawa choćby za podnoszenie jakości zespołu na treningach, no ale historii tu żadnych nie ma. Zresztą Czecha już nawet nie ma w samych Gliwicach, bo zimą wylądował w Dunajskiej Stredzie, gdzie też, tak na marginesie, zaliczył tylko jeden występ.
– Liczebnie mamy taką kadrę jak wiele innych klubów. Ba, niektóre kluby mają ją znacznie większą. Powiedziałbym, że nasza kadra jest symetryczna, rozsądnie zbudowana. Nikt w niej nie znajduje się po to, żeby zgadzała się tylko liczba zawodników – mówił nam niedawno Bogdan Wilk, dyrektor sportowy Piasta, i w sumie trudno znaleźć lepsze stwierdzenie, by przedstawić pozostałą piątkę mistrzów Polski z dalszego szeregu.
Zacznijmy od Pawła Tomczyka, jedynego zimowego transferu Piasta. Chociaż i to za dużo powiedziane, bo mowa przecież o gościu, który do Gliwic trafił na wypożyczenie z Lecha – z góry wiadomo było, że nie zostanie na dłużej, a jednym z powodów, dla których w ogóle zdecydował się na przeprowadzkę, była chęć jak najlepszego przygotowania się do mistrzostw Europy do lat 21. Z samym dogadaniem transakcji też były problemy i w pewnym momencie w Gliwicach pogodzeni byli już z tym, że do drużyny nie dołączy nikt. Tomczyka, w trakcie zimowego zgrupowania w Turcji, na wypożyczenie osobiście namawiał Waldemar Fornalik, gwarantując przy okazji odegranie roli w jego zespole, ale samemu piłkarzowi bliżej było do propozycji ze strony Arki Gdynia. I napastnik, który jesienią strzelił dwa gole w lidze dla Lecha, pewnie wylądowałby nad morzem i walczył z nową drużyną o utrzymanie, gdyby nie fakt, że informacja trochę za wcześnie została upubliczniona i nie spotkała się z miłym przyjęciem w gdyńskim środowisku (chodziło o zapisy zapewniające grę i fakt, że przyjście Tomczyka oddali od składu Rafała Siemaszkę, ulubieńca kibiców).
Tak więc spokojnie można powiedzieć, że Tomczyk to mistrz z przypadku.
I długo trudno było też ten ruch jakoś pojąć, bo mimo zapewnień trenera Fornalika wyglądało to tak, że chłopak przesiadł się z trybun/ławki w Poznaniu na trybuny w Gliwicach. No, średnia podmianka. Przełomem był dopiero mecz z Koroną w 30. kolejce, gdy Tomczyk po raz pierwszy zmieścił się na ławce. A nawet wszedł na boisko, zastępując Parzyszka w 85. minucie, choć zwykle czynił to Papadopulos. I być może Tomczyk zostałby kolejnym Ayongiem czy Stankiem, gdyby nie fakt, że w tym krótkim czasie zdołał strzelić bramkę i wywalczyć rzut karny (zmarnowany przez Sedlara).
– Często myślałem sobie: “chłopie, nawet jak dostaniesz minutę, to można zdobyć bramkę”. I szukałem w internecie, kto i kiedy strzelał tak szybko po wejściu – powiedział później oficjalnej stronie Lecha. A Waldemar Fornalik w końcu dostrzegł jego starania, bo już w fazie finałowej Tomczyk doskoczył do Papadopulosa na pozycję napastnika numer dwa i na placu pojawiali się w zasadzie na zmianę. Ale to młodszy z nich potrafił dorzucić kolejną bramkę jako dżoker (na 3-1 z Cracovią).
Jasne – 49 minut na boisku w rundzie wiosennej to wciąż wynik słabiutki, szczególnie w kontekście deklaracji Michniewicza, który zapowiedział, że piłkarzy, którzy nie grają w klubach, na Euro raczej nie weźmie. Przy nazwisku Tomczyka stanął duży znak zapytania, ale różnicę zrobiło chyba właśnie to, że wchodząc z ławki na chwilę potrafił się pokazać (na Euro, jeśli w ogóle, odegra zapewne podobną rolę). No i to, że głównymi rywalami do wyjazdu byli Oskar Zawada i Patryk Klimala. – Pawka to… Pawka. Może zrobić dwie żonglerki, trzecią na wślizgu, ale jak trzeba strzelić gola, to nie zawiedzie. Kto trafia najczęściej na treningach? Pawka. Może mu brakować błyskotliwej techniki, ale ma instynkt i umiejętność odnalezienia się w polu karnym. To najważniejsza cecha napastnika, dlatego jest z nami – mówił niedawno w Przeglądzie Sportowym Czesław Michniewicz.
Przy przenosinach Tomczyka do Piasta sporo było przypadku, ale to samo powiedzieć trzeba o szansie, którą wiosną otrzymał Tomasz Mokwa. Jesienią, przy konkurencji Konczkowskiego i Pietrowskiego w zasadzie nie miał szans na grę, nieczęsto łapał się nawet na ławkę. Pierwszy i długo jedyny występ zaliczył trzy dni przed Wigilią, gdy jeden z rywali próbowany był już trochę wyżej, a drugi musiał opuścić boisko jeszcze w pierwszej połowie. Kolejna szansa? Dopiero w kwietniu, przeciwko Wiśle. I chyba zmarnowana, bo drużyna nie wygrała, prawy obrońca zagrał słabo i Fornalik ściągnął go z boiska już po godzinie. I w zasadzie pewnie byłby to dla niego koniec sezonu, gdyby nie fakt, że Pietrowskiemu dzień przed meczem z Lechią Gdańsk… urodziło się dziecko. Zawodnik Piasta szybko spakował manatki i wrócił na Śląsk, a na głęboką wodę został rzucony zmiennik, który chwilę wcześniej zawiódł. Tym razem pokazał, że potrafi pływać, cały Piast zagrał zresztą jak z nut. I pokazał do tego stopnia, że Pietrowskiego posadził na ławce na dwa kolejne mecze.
Dotychczasowa kariera prawego obrońcy – delikatnie rzecz ujmując – nie układa się bajkowo. Pochodzi z Pomorza, bezskutecznie przebijał się w Arce Gdynia, a na Śląsk trafił z przystankami w Kaliszu i Świnoujściu. To jeden z sześciu piłkarzy Piasta (obok Szmatuły, Koruna, Pietrowskiego, Badii i Maka), który zdobywał również wicemistrzostwo w sezonie 2015/16. U Radoslava Latala grał znacznie więcej (20 spotkań w tamtych rozgrywkach), ale jeśli mamy być szczerzy, zapamiętaliśmy go głównie z podobieństwa do Ondreja Dudy. I tego, że mylił nam się z Moskwikiem. Jemu samemu rola aktora trzecioplanowego chyba też nie do końca odpowiadała, bo w sezonie 2017/18 przeniósł się do GKS-u Katowice. Liga niżej, ale szanse na regularną grę jakby większe. W teorii, bo w praktyce sześć występów to wynik poniżej jakichkolwiek oczekiwań. Nie był tylko wypożyczony, dlatego jego powrót do ekstraklasowego Piasta był w tej sytuacji niespodzianką. Wymowne jest to, że piłkarz doskonale w Gliwicach znany musiał zaliczyć przed nim… trzytygodniowe testy.
Nie miał zbyt mocnej pozycji, żeby wybrzydzać, więc wziął się do pracy, wypadł lepiej niż konkurenci i przekonał do siebie Fornalika. I został mistrzem Polski.
Nieco podobnym przypadkiem do Mokwy w przyszłości może być Denis Gojko. W tym sensie, że wyfrunął z Piasta do pierwszej ligi (na rundę wiosenną, tym razem już na zasadzie wypożyczenia), ale poziom niżej wcale furory nie zrobił. Zagrał tylko w siedmiu meczach dla Stali Mielec i choć trzy bramki strzelił (dwie w “strzelaninach o pietruszkę”), to trzeba powiedzieć, że też pewnie wszyscy liczyli na więcej.
Bogdan Wilk taką rundę w wykonaniu chłopaka tłumaczył w ten sposób: – Doznał jakiejś kontuzji akurat wtedy, gdy był szykowany do pierwszego składu. Ponadto kilka tygodni temu wziął ślub w terminie meczu i też nie był brany pod uwagę przy ustalaniu składu.
I dodał, że trzeba się będzie zastanowić, co dalej z chłopakiem zrobić. Naszym skromnym zdaniem zapewne zostanie, a powody widzimy przynajmniej dwa. Pierwszy – jest z rocznika 1998, więc w przyszłym sezonie będzie mógł pełnić rolę obowiązkowego młodzieżowca. Nawet jeśli nie do pierwszego składu, to warto mieć taką alternatywę. Drugi – jeśli się mocniej skupicie, to przypomnicie sobie, że Gojko ma potencjał i pokazywał go na poziomie Ekstraklasy. Konkretnie chodzi nam końcówkę sezonu 2016/17, gdy dostał szansę od Dariusza Wdowczyka. Szybko strzelił debiutancką bramkę i zaliczył pierwszą asystę, w zasadzie w każdym z sześciu występów grał dobrze. Później pojawiły się problemy, nie rozwinął się tak, jak można by wtedy pomyśleć, ale to niestary piłkarz, więc może jeszcze będą z niego ludzie.
Na pewno młody nie jest za to Patryk Sokołowski. Przypominamy, bo kilka razy takie stwierdzenie wyrwało się komentatorom różnych stacji telewizyjnych. Wynika to rzecz jasna z tego, że Sokołowski, który po wakacjach skończy 25 lat, wcześniej był piłkarzem dość anonimowym. Zapewne nawet dzisiaj mógłby przesiedzieć pół dnia w gliwickiej galerii Forum, a i tak mistrza Polski rozpoznałoby niewiele osób. Nie rzuca się w oczy, przy czym wcale nie mówimy, że to coś złego.
To gdzie się podziewał przez te wszystkie w lata? Urodził się w Warszawie i kilkanaście lat spędził w… Legii. Cierpliwie przebijał się przez juniorskie drużyny i rezerwy stołecznego klubu, ale najważniejsza ekipa ciągle była dla niego czymś odległym. – Mój wiek biologiczny, zwłaszcza po zakończeniu gry w juniorach, był niższy niż u rówieśników. To wpłynęło na moje szanse przebicia się, na to, że musiałem szukać alternatywnej drogi – tłumaczył dla portalu laczynaspilka.pl.
Ta alternatywna droga wiodła przez zejście niżej. Ale kolorowo też nie było. Sokołowski wylądował na wypożyczeniu w Olimpii Elbląg i miał problemy z regularną grą w starej drugiej lidze. Później już w nowej drugiej lidze był tylko rezerwowym w Zniczu Pruszków, więc wiosną wrócił do Elbląga. Do trzeciej ligi… – Przypomina mi się gra w trzeciej lidze w Elblągu, gdy siadałem na ławce, a jechaliśmy na mecz do Szczuczyna czy Grajewa… Tam boiska wyglądały jak łąki, nie było stadionu i zza linii bocznej patrzysz, jak koledzy grają na tym poziomie. Myślałem sobie: czy robię właśnie to, co chcę robić? – mówił o chwilach zwątpienia we wspominanym wywiadzie.
Momentem przełomowym było przejście do pierwszoligowych Wigier Suwałki. Nie jako gwiazda, tylko po testach, ale pracujący wtedy w klubie Artur Skowronek szybko dostrzegł w nim potencjał i zrobił z niego podstawowego gracza drużyny. Byli w tej ekipie gracze, którzy mocniej rzucali się w oczy (jak Gąska, Radecki czy Klimala), ale Sokołowski też na swój błyskawiczny awans poziom wyżej solidnie zapracował.
Nie można powiedzieć, że poszło już z górki. Sokołowski – wyłączając mecze pucharowe – grał tylko ogony. Swoją obecność zaznaczył na pewno w spotkaniu z Legią, choć to idealny przykład tzw. mieszanych uczuć. Z jednej strony strzelił gola w końcówce dogrywki i pozwolił on Piastowi przystąpić do serii rzutów karnych. Z drugiej – Sokołowski jedną z jedenastek zmarnował i gliwiczanie pożegnali się z rozgrywkami.
Kolejna poważna szansa też przyszła na Legii, bo w meczu przy Łazienkowskiej już w 12. minucie musiał zastąpić Tomasza Jodłowca. Nie do końca sobie poradził, ale jedno trzeba uczucie przyznać – gdy rywalizujesz, z reguły o dwa miejsca, z Hateley’em, Dziczkiem i Jodłowcem nie może być łatwo. Ale Sokołowski, przynajmniej naszym zdaniem, wiosną dawał wartościowe zmiany. Nie powiemy, że kolejny sezon będzie należał do niego, ale nie zdziwimy się, jeśli po odejściu Dziczka dostanie poważną szansę. Chyba zasłużył.
Naszą stawkę Pożytecznych Rezerwowych uzupełnia kolejny piłkarz związany z Legią. Jakkolwiek to zabrzmi – “Messi z Jelonek”. No nie przepadamy za takimi określeniami, ale – abstrahując od tego, że Jagiełło sam go sobie nie nadał – to również w jakimś stopniu pokazuje, że w chłopaku widziano wielki potencjał. Potencjał, którego w stolicy nie potrafił pokazać. Musiał szukać szczęścia gdzieś indziej, między innymi na wypożyczeniach. I pierwsze kroki w Ekstraklasie stawiał w Podbeskidziu, z którego można było zapamiętać go z dwóch rzeczy.
Pierwsza: jako demon szybkości miał ogromne problemy w pojedynku biegowym z Bartoszem Ślusarskim.
Druga: strzelił bramkę Legii, w samej końcówce spotkania, i jego drużyna wygrała 1-0.
Po latach mówi Przeglądowi Sportowemu: – W Podbeskidziu szło mi dobrze, ale najdziwniejsze było to, że chociaż wreszcie grałem w Ekstraklasie i to praktycznie we wszystkich spotkaniach od początku, to już tyle o mnie nie pisano. Zrobiło się głośno dopiero, gdy w meczu z Legią strzeliłem gola. Gola, który z perspektywy czasu okazał się moim przekleństwem, bo dzięki niemu wcześniej wróciłem do Legii. Może powinienem zostać na wypożyczeniu w Bielsku? Trudno było mi jednak nie wracać, w końcu jestem wychowankiem tego klubu, marzyłem, by grać przy Łazienkowskiej, czułem, że miałem szansę. Myliłem się. Znów wszyscy dookoła pytali: „To kiedy debiut, Olek?” Pojechałem z Legią na obóz, po którym nagle trafiłem do rezerw. Zabolało.
No i rozpoczął się tour po Polsce: Lechia Gdańsk, Arka Gdynia, Dolcan Ząbki, Znicz Pruszków i w końcu Piast Gliwice. Nie powiemy, że to bezpieczna przystań, bo w Gliwicach też różnie bywało i bywa. O ile jeszcze jesienią Jagiełło był blisko składu (15 występów, 6 od pierwszej minuty), o tyle już wiosną zagrał tylko raz i tyle go widzieliśmy. Na pewno nie przekonuje do siebie efektywnością, rzućcie okiem na te liczby: 2 sezony, 27 siedem ligowych gier, 0 goli i 3 asysty. Od skrzydłowego mistrza Polski trzeba wymagać więcej.
Ale niezależnie od tego, jak potoczy się przyszłość każdego z nich, nawet jeśli za dwa dni rzucą piłkę, tytuł mistrza Polski zostanie z nimi na zawsze. Będzie o czym opowiadać dzieciom.
To był ostatni odcinek “Dynastii Piastów”, wszystkie znajdziecie poniżej:
Waldemar I Mistrzowski – CZYTAJ
Frantisek Objawiony – CZYTAJ
Jakub Cierpliwy – CZYTAJ
Jakub Niezniszczalny – CZYTAJ
Bogdan Wilk (Dynastia Piastów Extra) – CZYTAJ
Aleksandar Niewzruszony – CZYTAJ
Mikkel Odmieniony – CZYTAJ
Martin Asystujący – CZYTAJ
Marcin Solidny – CZYTAJ
Joel Przesunięty – CZYTAJ
Gerard I Zakochany. Z wzajemnością – CZYTAJ
Tom II Lepszy – CZYTAJ
Patryk Odsodowany – CZYTAJ
Tomasz Pracowity – CZYTAJ
Jorge Finansista – CZYTAJ
Piotr Odrodzony – CZYTAJ
Michal Pomocny – CZYTAJ
Mateusz Rodzinny – CZYTAJ
Uros Z Cienia – CZYTAJ
Fot. 400mm.pl