Jak co rundę wybieramy dla was najlepszych młodzieżowców Ekstraklasy. Kto z dwójki piłkarzy stojących u progu dużego transferu – mamy na myśli Kacpra Kozłowskiego i Jakuba Kamińskiego – wygrał zestawienie? Ilu znajdziemy zawodników ze stawiających na młodzież Zagłębia Lubin i Wisły Kraków? Czy załapał się ktoś z Legii? Który klub ma dwóch zawodników w czołowej dziesiątce? Zapraszamy was do zapoznania się z rankingiem.
Ogólne wrażenia? Widzimy tylko dwóch piłkarzy, którzy mogą przebić się w mocnej lidze zagranicznej. To niewiele. Ale z drugiej strony – czy to wyznacznik czegokolwiek? Nie zawsze trzeba wyjeżdżać z ligi ze statusem ukształtowanego piłkarza. Taki Adrian Benedyczak nigdy nie znalazł się w żadnym z trzech naszych zestawień, a chyba nie żałuje transferu do Parmy. Kolejna refleksja – kluby generalnie odchodzą od stawiania na żelaznych młodzieżowców i chcą mieć ich w składzie kilku. Inna sprawa, że z ilością nie zawsze szła w parze jakość, przynajmniej minionej jesieni.
Jeśli chcecie rzucić okiem na poprzednie zestawienia, to…
Za chwilę przed wami najlepsza dwudziestka, a najbliżej załapania się na pokład byli Michał Rakoczy (Cracovia), Jakub Myszor (Cracovia), Bartłomiej Kukułowicz (Bruk-Bet), Bartosz Bida (Jagiellonia), Kacper Sezonienko (Lechia) i Kacper Trelowski (Raków). W zestawieniu nie znajdziemy żadnego reprezentanta Cracovii i Jagiellonii.
No to jedziemy.
Najlepsi młodzieżowcy w Ekstraklasie (jesień 21/22)
20. FRYDERYK GERBOWSKI (rocznik 2003, Wisła Płock)
W pewnym momencie tego sezonu w gabinetach Wisły Płock dochodziło do mocnych tarć. Maciejowi Bartoszkowi zarzucano toporny styl i brak rozwoju młodych piłkarzy. Trener z kolei bronił się wynikami na swoim stadionie, które ostatecznie wywindowały „Nafciarzy” na szóste miejsce. No i okazało się, że jeden z młodzieżowców fajnie odpalił.
Przed sezonem wskazywaliśmy, że to może być rok Dawida Kocyły. Do tego sezonu – jeśli chodzi o młodzieżowców w Wiśle – startował z pole position. Tylko że Kocyła kompletnie sprzeciętniał, a płockie wróbelki podszeptują, że poczuł się trochę za mocny. Nie zanotował żadnej liczby, pod koniec rundy nie grał praktycznie w ogóle, co może stanowić pewną przeszkodę na transferze do Borussii Dortmund, która serio się nim interesowała.
W efekcie Bartoszek musiał szukać. Błachewicz i Cielemęcki nie do końca przekonali, ale już Gerbowski wypracował sobie w składzie dość mocną pozycję. Jedna, konkretna zaleta? Potrafi w naprawdę powtarzalny sposób słać precyzyjne wrzutki w pole karne. To chłopak z rocznika 2003, wychowanek Escoli Varsovia, z którą „Nafciarze” współpracują od jakiegoś czasu. Wiele wskazuje na to, że Gerbowski może okazać się pierwszym success story tego partnerstwa.
19. MARCEL WĘDRYCHOWSKI (rocznik 2002, Górnik Łęczna)
W ciemno obstawiamy, że znalazłby się znacznie wyżej, gdyby nie pechowa kontuzja. Wędrychowski rozegrał tylko siedem meczów w tym sezonie. Ale jakich! Wchodził do drużyny w momencie, gdy ta jeszcze uprawiała hobby football w defensywie i generalnie wydawało się, że nie ma żadnych argumentów do utrzymania się w lidze. I młody skrzydłowy niemal od razu zaczął ją ciągnąć w górę.
Nie było żadnej mowy o aklimatyzacji czy innych tego typu bajek. Wpada, daje jakość, z miejsca staje się najważniejszym obok Śpiączki piłkarzem ofensywnym. Zasługi? Gol z Wisłą Płock, wywalczenie karnego na Legii, asysta z Pogonią. Wędrychowski pokazywał, dlaczego jest postrzegany jako jeden z największych talentów „Portowców”, bo przecież do Łęcznej jest tylko wypożyczony. Czytaj – naturalną smykałkę do dryblingu, szybkość, zdolność do gry kombinacyjnej. Nie zdziwimy się, jeśli w przyszłym sezonie to on, a nie Kacper Smoliński, Mariusz Fornalczyk czy Mateusz Łęgowski przejmie schedę po Kacprze Kozłowskim.
18. KONRAD MATUSZEWSKI (rocznik 2001, Warta Poznań)
To Szymon Czyż, przychodzący do Ekstraklasy po debiucie w Lidze Mistrzów, miał pełnić rolę podstawowego młodzieżowca Warty. I w sumie tak było (koniec końców rozegrał najwięcej minut), ale czy sprostał zadaniu? Niekoniecznie. Znacznie lepiej wyglądał Matuszewski, który rywalizuje przecież z kapitanem drużyny.
Widać, że chłopak ma zdrowie do biegania. Ukoronowaniem niezłej rundy był mecz ze Śląskiem Wrocław, w którym zaliczył gola i asystę. Warto podkreślić, że jak na swój wiek, Matuszewski ma już naprawdę duże ogranie w dorosłej piłce. 20-latek zagrał…
- 47 meczów w trzecioligowych rezerwach Legii,
- 25 meczów w Wigrach Suwałki (jeszcze w I lidze)
- 28 meczów w Odrze Opole (także pierwsza liga)
No i 15 spotkań w Warcie, co daje już 115 meczów. To bardzo solidny bagaż doświadczeń.
17. KONRAD GRUSZKOWSKI (rocznik 2001, Wisła Kraków)
Jedna z nielicznych pozytywnych rzeczy, jakie pozostawił po sobie Peter Hyballa? To on mocniej postawił na Gruszkowskiego, któremu dał pograć w czterech ostatnich meczach zeszłego sezonu, gdy było już po herbacie. Wcześniej prawy obrońca balansował gdzieś między ławką a trybunami, dostał trzy szanse w końcówkach spotkań, no ale generalnie – nie był w orbicie zainteresowań. Mówiąc „wiślacka młodzież”, nie myślałeś o Gruszkowskim.
I pewnie są przy Reymonta piłkarze bardziej utalentowani. Mamy na myśli choćby Piotra Starzyńskiego (448 minut, 0 goli, 0 asyst), Mateusza Młyńskiego (767 minut, 1 gol, 0 asyst) czy Patryka Plewkę (672 minut, także bez liczb). A Gruszkowski? To takie – nie umniejszając, bo to komplement – zdrowe chamidło. Może jego sufit nie jest w topowych ligach, ale czemu miałby nie pograć przez lata w Ekstraklasie? Umie wejść agresywnie, odebrać piłkę, rzetelnie pracuje w obronie, a do tego potrafi podłączyć się skrzydłem. Rywalizował o miejsce w składzie z mającym wcześniej większe notowania Dawidem Szotem i w zasadzie nie dał pograć swojemu koledze.
16. ARIEL MOSÓR (rocznik 2003, Piast Gliwice)
Kolejny piłkarz, który zyskał na odejściu z Legii, chociaż ten sezon ułożył się tak, że Mosór pewnie dostałby swoje szanse przy Łazienkowskiej. W dorosłym zespole miał jednak cztery mecze. W sezonie poprzedzającym odejście – żadnego. Podążył więc drogą choćby Mateusza Praszelika, no i już teraz wiadomo, że wybrał dobrze.
Przez pierwsze sześć kolejek zebrał cztery mecze i… jedenaście minut. Wszedł do wyjściowego składu, gdy Jakub Czerwiński doznał urazu. I co znamienne – pozostał w nim po powrocie lidera defensywy Piasta, w czym pewnie też pomogły mu kłopoty zdrowotne Tomasa Huka. Z drugiej strony – gdy w jednym meczu mogła zagrać cała trójka, to Waldemar Fornalik przeszedł na trójkę z tyłu. Generalnie trener gliwiczan był kojarzony jako gość, który woli wystawić młodzieżowca na „bezpiecznych pozycjach”, czyli tam, gdzie najmniej można zepsuć. A dzięki Mosórowi się przełamał. Wiosną weryfikacja, czy przy zdrowych Czerwińskim i Huku dalej będzie podstawowym piłkarzem.
15. MATEUSZ ŻUKOWSKI (rocznik 2001, Lechia Gdańsk)
Słodko-gorzka runda Żukowskiego, który wcześniej był piłkarzem mającym więcej tatuaży niż meczów. – Mateusz nie jest gotowy w defensywie na najtrudniejsze mecze, ale na wysoki poziom będzie mógł wejść tylko wtedy, jak damy mu większą szansę rozwoju – mówił o nim Tomasz Kaczmarek, który po meczach z Pogonią i Stalą odstawił go od składu. W tym pierwszym niebywały wiatrak zrobił z niego Kamil Grosicki. W tym drugim sprezentował Stali karnego, bez sensu faulując Maka i asystę, podając do Piaseckiego. Żukowski, który niegdyś był postrzegany jako napastnik, miał opinię słabego w defensywie. I jesienią ją potwierdził.
Ale z drugiej strony zrobił wiele dobrego z przodu. Mecz z Radomiakiem? Huknął na bramkę tak mocno, że nie było czego zbierać. Cracovia? Przebiegł w dynamicznym rajdzie z piłką dobre 70 metrów i zapakował gola. Gdy przekraczał linię środkową, zyskiwał masę atutów. Może po prostu powinien przestać być postrzegany jako prawy obrońca? A przypomnijmy, że grał tam z konieczności, bo Lechia po sprzedaży Karola Fili postanowiła… nie ściągać żadnego innego zawodnika na tę pozycję.
14. ŁUKASZ PORĘBA (rocznik 2000, Zagłębie Lubin)
Mimo że Poręba znalazł się w tym zestawieniu, to całościowo trochę zawiódł. To powinien być sezon, w którym staje się liderem Zagłębia pełną gębą. Jest pewnym punktem młodzieżówki, jego agencja odbiera zapytania z zagranicznych klubów, dostał dwa razy opaskę kapitana. I co? I przeciętniactwo łamane na solidność.
ŁUKASZ PORĘBA: – Niemcy byli wkurwieni. Nie spodziewali się takiego meczu
Wiadomo, że w obecnym Zagłębiu – mimo strategii zakładającej stawianie na młodych – nie jest łatwo. Cała drużyna funkcjonuje średnio, co pewnie odbija się też w jakiś sposób na Porębie, którego kontrakt wygasa w czerwcu. Strzelamy, że zakotwiczy gdzieś w Serie B.
13. KACPER ŚPIEWAK (rocznik 2000, Bruk-Bet)
Napastnik, którego ktoś przesuwa na bok obrony i w ten sposób wypływa w dorosłej piłce. Znacie takie historie, nie? Zresztą – taką drogą podążył nawet jeden z piłkarzy z tego rankingu. Kacper Śpiewak to rzadki przykład napastnika, który… kiedyś był obrońcą.
Kiedyś, a konkretnie dwa lata temu, gdy jako stoper nie mógł przebić się w Stali Stalowa Wola i był w zasadzie spakowany na ekskluzywne wypożyczenie do Wólczanki Wólka Pełkińska. Nikt nie wróżył mu kariery. Dostał szansę na ataku, gdy w Stali… wypadli wszyscy napastnicy. A że Śpiewak jako młody chłopak zaczynał jako snajper, to rzucono go na szpicę, by chociaż przepychał się z defensorami. No a ten w pięć minut strzelił dwa gole.
KACPER ŚPIEWAK: – Nie jestem zaskoczony tym, że dobrze gram
I tak już poszło. Do Bruk-Betu odszedł już jako napastnik. W Ekstraklasie brakuje mu jeszcze liczb (ma tylko dwa gole), ale nie da się nie docenić pracy, jaką wykonuje dla Bruk-Betu. Bo to właśnie siła fizyczna jest jego największym atutem. Toczył udane pojedynki nawet z takimi wieżami jak Tomas Petrasek. Śpiewak to jeden z kandydatów do tego, by znaleźć się wkrótce na krzywej wznoszącej.
12. MICHAŁ SKÓRAŚ (rocznik 2000, Lech Poznań)
Jeśli spojrzymy na Skórasia przez pryzmat innych topowych talentów Lecha – choćby Jakuba Kamińskiego – wypadnie blado. Zupełnie nie ten pułap. Może odejdzie kiedyś do zagranicznej ligi, ale księgowa Lecha nie wpada w ekscytację na myśl o jego transferze. I jeśli jest przez kogoś oceniany w ten sposób, to… jest oceniany niesłusznie.
Bo nie każdy młodzieżowiec Lecha musi od razu rozbijać bank. Skóraś potrafi dać Lechowi impuls z ławki – tak było ostatnio w meczach z Zagłębiem czy Radomiakiem. Już sam fakt, że w tak dobrze funkcjonującym Lechu zaliczył 707 minut jest na swój sposób imponujący. Zaczął sezon w wyjściowym składzie, gdy „Kolejorz” czekał na Ba Louę. Potem zjechał do bazy, a po ściągnięciu zastępstwa dla Kamińskiego bądź powrocie Sykory jego rola pewnie jeszcze spadnie. Ale przy takiej drużynie to naturalna kolej rzeczy. A trochę szkoda, bo Skóraś w wielu klubach Ekstraklasy byłby pewnym punktem.
11. ARKADIUSZ PYRKA (rocznik 2002, Piast Gliwice)
W Piaście doszło do niecodziennej sytuacji. Waldemar Fornalik traktował wcześniej przepis o młodzieżowcu jako zło konieczne, a w minionej rundzie często zdarzało mu się wystawiać dwóch młodych zawodników – Mosóra na stoperze i Pyrkę na skrzydle.
Być może byłego piłkarza Znicza Pruszków zmobilizowało przyjście Michaela Ameyawa. Ale to Pyrka grał znacznie więcej. Początek rundy na bardzo duży plus. Potem trochę wyhamował, a w końcówce stracił miejsce w składzie. Atut, który musi mocno eksponować? Drybling. Rzecz, nad którą powinien popracować? Regularność.
10. MIKOŁAJ BIEGAŃSKI (rocznik 2002, Wisła Kraków)
W Wiśle mogą uderzyć w retorykę Cezarego Kuleszy, który przekonywał kiedyś, że transfer Ognjena Mudrinskiego to sukces, bo dzięki niemu szerzej wypłynął Patryk Klimala. W Krakowie chcieli obsadzić bramkę doświadczonym Pawłem Kieszkiem, ale to nie do końca się udało. Momentem kulminacyjnym był mecz z Piastem, gdy były bramkarz portugalskich klubów w kuriozalny sposób wychodził do piłki i sprezentował rywalom gola.
Postawiono więc na Biegańskiego. Kieszek zrehabilitował się dobrym meczem w Pucharze Polski, wrócił nawet do bramki na jeden mecz, ale później oddał znowu miejsce młodszemu koledze. Biegański w zasadzie ani razu nie zagrał źle. Niczego nie zawalił. Parę razy pomógł – zwłaszcza w derbach Krakowa. Słyszymy, że pod względem charakteru blisko mu do Kacpra Kozłowskiego, co z jednej strony stanowi atut, z drugiej – jest może okazać się tykającą bombą.
9. BEN LEDERMAN (rocznik 2000, Raków Częstochowa)
W ostatnich kolejkach być może nawet najlepszy z młodzieżowców. Lederman – a i siłą rzeczy cały Raków – miał sporego pecha. Po dziewięciu minutach pierwszego meczu pucharowego z Suduvą pomocnik zszedł z boiska z urazem, który wyeliminował go na trzy miesiące.
Czy Raków był gotowy na stratę piłkarza, który wcześniej był tylko drugoplanową postacią? I tak, i nie. Niby w składzie był zaciąg z Korony (Szelągowski, Długosz i Kaczmarski), ale na dłuższą metę żaden z nich nie zdołał jeszcze doskoczyć do poziomu Rakowa. Rolę młodzieżowca spełniał więc bramkarz, Kacper Trelowski, co wywołało pewną dramę na linii agent Vladana Kovacevicia – Marek Papszun. Gdy Lederman wrócił do zdrowia od razu wrócił też do składu, bo do takiej roli – podstawowego młodzieżowca przez cały sezon – szykował go trener Rakowa. I piłkarz mający polsko-izraelsko-amerykańskie korzenie się broni. Ba! Jest nawet wartością dodaną w Rakowie. Jest mobilny, techniczny, potrafi zagrać prostopadłą piłkę, odnajduje się w szybkiej grze. Przy golu z Lechią Gdańsk zaprezentował dużą klasę – to było naprawdę trudne uderzenie, a Lederman idealnie zmieścił piłkę w wolnym korytarzu między piłkarzami Lechii, bramkarzem i słupkiem.
BEN LEDERMAN: – W Barcelonie miałem przyszłość, ale dostałem policzek od losu
8. ŁUKASZ BEJGER (rocznik 2002, Śląsk Wrocław)
Czy w czwórce najlepszych piłkarzy Śląska jesienią (lub też jedynych, których można pochwalić) jest dwóch młodzieżowców? Naszym zdaniem tak. Okroilibyśmy to grono do Michała Szromnika, Erika Exposito, Łukasza Bejgera i Mateusza Praszelika.
Do tego drugiego jeszcze dojdziemy. Bejger był pewnym znakiem zapytania, bo wiecie jak to jest, gdy młody piłkarz wraca z takiego klubu jak Manchester United. Widzieliśmy już zbyt wiele przykładów przeciętniactwa, by nastawiać się pozytywnie. A Bejger zaskoczył, trzyma nieporównywalnie większy poziom niż chociażby elektryczny Szymon Lewkot. A przy tym ma bardzo magierowy styl grania, bo szkoleniowiec Śląska wysoko ceni defensorów, którzy swoje zrobią także z przodu. Może nie jest to od razu drugi Kamil Piątkowski, ale warto mieć Bejgera na radarze.
7. MAIK NAWROCKI (rocznik 2001, Legia Warszawa)
Tak, wiemy. Sprezentował gola Spartakowi Moskwa, cieniem kładzie się na nim beznadziejny mecz w Gdańsku, po imponującym porządku sprzeciętniał jak i cała Legia. Dlatego jest siódmy, a nie wyżej. Gdybyśmy sporządzali ten ranking w końcówce września, bankowo załapałby się do pierwszej dwójki.
OBROŃCA MILCZĄCY I ZDROWY KOŃ. HISTORIA MAIKA NAWROCKIEGO
Gdy Legia sięga po rezerwowego Warty Poznań, wiedz, że musi coś w nim dostrzec. Wydawało się, że Nawrocki będzie którymś-tam-do-grania, obrońcą mniej więcej o statusie Hołownii, a tu Czesław Michniewicz stworzył z niego bardzo pożytecznego żołnierza. Gdzieś tam przebąkiwano, że powinien przyjrzeć mu się Paulo Sousa, sumę odstępnego w okolicach 1,5 miliona euro traktowano jako promocję. To już nieaktualne, ale czy w dobrze funkcjonującej drużynie Nawrocki nie byłby znów mocnym punktem?
6. MAKSYMILIAN SITEK (rocznik 2000, Stal Mielec)
Największe zaskoczenie wśród młodzieżowców? Prawdopodobnie tak. Maksymilian Sitek spadł z Podbeskidziem, nie dając mu niczego szczególnego. Widać było, że ma w sobie potencjał, ale raz – jego ruchy były nieustannym chaosem, którego nie potrafił opanować, dwa – brakowało mu zimnej krwi pod bramką. W efekcie jednym z powodów, dla których bielszczanie spadli, był brak naprawdę klasowego młodzieżowca.
Stal wzięła go trochę z braku laku. Nie jest zresztą jej piłkarzem, przeniósł się na zasadzie wypożyczenia, bo na zapleczu Ekstraklasy nie miałby już statusu młodzieżowca. No i świetnie wpasował się w odmienioną ofensywę Stali. Przede wszystkim ma jakieś liczby. A konkretnie – trzy gole, dwie asysty i kluczowe podanie. Akcja jesieni? Pewnie asysta na Legii, gdy wygrał pojedynek w środku pola, a później idealnie zagrał w uliczkę do Maka. Ale i lob nad Kuciakiem był całkiem całkiem. Nie spodziewaliśmy się w zasadzie niczego poza powtórką z rozrywki, a dostaliśmy sensownego grajka, który nie musi czuć kompleksów w tercecie z Makiem i Piaseckim, czyli – nie bójmy się tego stwierdzenia – czołowymi postaciami ligi na swoich pozycjach.
5. KRZYSZTOF KUBICA (rocznik 2000, Górnik Zabrze)
Podobnie jak w przypadku Sitka – jest to pozytywne zaskoczenie. W zeszłym sezonie… był bo był. Wiecie, może na treningach zdradzał się ze swoim talentem, ale w meczach Ekstraklasy już niekoniecznie. Z drugiej strony, nie dał się też zapamiętać jako typowy partacz. Musiało widocznie minąć trochę czasu, zanim zaadaptuje się do warunków Ekstraklasy.
Krzysztof Kubica: – Pytają mnie, czy jestem rajdowcem. Mówię, że takim na boisku
Bo w tym sezonie nie gra tylko za status młodzieżowca. Gdyby nie było tego przepisu, miałby identyczną rolę w drużynie. Znak firmowy? Gole strzelane głową. Ma takich na swoim koncie trzy, a łącznie zapakował cztery razy (raz dorzucił jeszcze trafienie nogą). Nie jest to typ wirtuoza. Bardziej rzemieślnika, który swoje musi wybiegać, swoje wyskakać, swoje zaasekurować. Ale to generalnie bardzo pożyteczny zawodnik.
4. MATEUSZ PRASZELIK (rocznik 2000, Śląsk Wrocław)
Czy przed nim ostatnia runda w Śląsku Wrocław? Tego mu życzymy. Nie jest to typowy „gotowy materiał na wyjazd”, ale rozwija się harmonijnie i zwraca uwagę zagranicznych klubów. Pamiętamy jednocześnie, że rok temu także chwaliliśmy go za jesień, a wiosną zaliczył lekki zjazd, więc mimo wszystko ręce na kołdrę.
Trochę musiał się rozkręcać. Na początku sezonu był w cieniu Picha czy Exposito. Potem wręcz ciągnął ofensywę. Podoba nam się ta dynamika Praszelika i jego odwaga do zdobywania przestrzeni. Nie kalkuluje, idzie jak po swoje, nawet gdy nie zawsze wychodzi. Strzelił bardzo ładną bramkę z Rakowem. Miał pecha, bo na początku listopada zdemolował go Puerto i nie wrócił do formy aż do końca rundy (na boisku pojawił się już w drugiej kolejce po zdarzeniu, ale sam ostatnio mówił w C+, że musiał odpuścić i się doleczyć). – Sędziowie powtarzają zajmij się graniem, więc chyba można śmiało powiedzieć, żeby oni zajęli się sędziowaniem – napisał wówczas na Twitterze i trudno nie przyznać mu racji, bo Puerto powinien wówczas wylecieć z boiska.
3. FILIP MAJCHROWICZ (rocznik 2000, Radomiak Radom)
Tak jak Sitka nazwaliśmy największym zaskoczeniem, tak Majchrowicz to największe odkrycie. Dacie wiarę, że przed tym sezonem miał tylko cztery mecze w dorosłej piłce? I to jeszcze w Resovii, która grała w drugiej lidze.
W Rzeszowie nie pograł, ale odszedł do Cracovii. Tam – dla odmiany – też nie pograł, nie był wystawiany nawet w rezerwach. Wbił lekką szpilkę w Probierza mówiąc, że przez 3 lata kontraktu dostał tylko 15 minut w sparingu, były trener „Pasów” w swoim stylu odpowiedział, że był nieprzygotowany do bronienia. Majchrowicz odszedł więc do Radomiaka i… tam też nie grał. Przynajmniej przez pierwsze pół roku.
A później Legia wyświadczyła niedźwiedzią przysługę Mateuszowi Kochalskiemu, który a) także ma status młodzieżowca, b) ma też swoje zasługi, bo pomógł we wprowadzeniu Radomiaka do Ekstraklasy, c) z pewnością zacząłby sezon jako pierwszy bramkarz. Stołeczny klub w obliczu kontuzji Miszty zaprosił go jednak na miesiąc, nie dał ani jednego meczu, a gdy ten wrócił do Radomia, zastał nowe okoliczności. Mianowicie – Majchrowicz bronił tak dobrze, że nie pozostawił Dariuszowi Banasikowi wyboru. Trener Radomiaka musiał zostawić go w bramce. Przedziwna historia. Gdyby nie telefon z Legii, pewnie wciąż byśmy o nim nie usłyszeli.
2. KACPER KOZŁOWSKI (rocznik 2003, Pogoń Szczecin)
KIM JEST KACPER KOZŁOWSKI? SYLWETKA PIŁKARZA BRIGHTON
Dopiero co skończył osiemnastkę, a już jest reprezentantem Polski, zagrał na Euro, no i to dla Pogoni jedna z kluczowych postaci środka pola. Kozłowski zaczął sezon bajecznie, od cudnej urody gola strzelonego Górnikowi. Wydawało się wtedy, że w tym sezonie pozamiata. No i tak – z jednej strony potwierdza łatkę jednego z większych talentów w polskiej piłce od lat. Z drugiej – nie wyjedzie na zachód jako piłkarz spełniony w Ekstraklasie, jako jej niekwestionowana gwiazda.
Bo to, że wyjedzie, jest w zasadzie przesądzone. Pytanie, czy już zimą, czy jednak nowy klub – dla jego rozwoju – pozwoli mu dokończyć sezon w Pogoni i spuentować go kolejnym medalem. A przy okazji rozbije bank, bo „Portowcy” zarobią na nim zapewne ośmiocyfrową liczbę. Kozłowski imponuje konkretnością działań. Jak prowadzi piłkę, to po to, by zawsze coś z nią zrobić. Nie lubi pustych przelotów. I chyba właśnie prowadzenie piłki jest jego najmocniejszą cechą.
1. JAKUB KAMIŃSKI (rocznik 2002, Lech Poznań)
Poprzedni sezon? Niemrawy. Niby było wejście do pucharów, powołanie do reprezentacji (z którego nie mógł skorzystać), ale była też przytrafiająca się w najgorszym momencie kontuzja i brak liczb. Kamiński w świetnym stylu odpowiedział na boisku, że pogłoski o jego kryzysie są mocno przesadzone. Nie mamy żadnych wątpliwości – to mocny top1 młodzieżowców jesienią.
Liczby? 6 goli i 3 asysty. Tak jak w przypadku Kozłowskiego, pewne jest, że wyjedzie. Nie zastanawiamy się jednak, kiedy to się stanie, bo Maciej Skorża zadeklarował ostatnio, że Kamiński zostanie na wiosnę w Lechu. Wiadomo też, że raczej obierze kierunek niemiecki. No i w jego przypadku jest mniej znaków zapytania nad mentalnością, bo ma topowy charakter do piłki. Firmówka z tego sezonu? Mecz ze Śląskiem, który zakończył z dwoma golami i asystą. Choć jeszcze nie zachwycił w reprezentacji, wydaje się, że może być jej mocnym punktem przez lata.
CZYTAJ TAKŻE:
- Najlepsi młodzieżowcy pierwszej ligi
- Kacper Kozłowski: – Chcę być najlepszy na świecie. Duży wywiad z młodzieżowcem Pogoni
- Przepis o wychowanku zamiast przepisu o młodzieżowcu? Plusy i minusy
Fot. FotoPyK