Wisła Kraków walczy o bezpośredni awans do Ekstraklasy i uniknięcie baraży, które znacznie wydłużyłyby — mogą też zamknąć — drogę do najwyższej klasy rozgrywkowej. Sęk w tym, że Radosław Sobolewski w meczu z ŁKS-em wystawił zawodnika, który sabotował jego zespół. I robił to tak skutecznie, że wybił swoich kolegów z rytmu i w konsekwencji Wisła przegrała bardzo ważny mecz.
Hit kolejki był naprawdę ciekawym widowiskiem, które nie odstawało poziomem od tego, co możemy zobaczyć na boiskach Ekstraklasy. Ba, do pewnego momentu mieliśmy prawo powiedzieć, że jakość piłkarska i chęć gry do przodu jest w stanie zadowolić nawet wybrednego widza.
Sabotażysta Colley
Wisła w pierwszej połowie wyglądała pod wieloma względami bardzo dobrze i raz po raz straszyła lidera rozgrywek. Natomiast miała w swoim zespole Josepha Colleya, który chyba uznał, że będzie dwunastym piłkarzem gospodarzy. To po jego błędach ŁKS zdobył dziś dwie bramki i miał ułatwione zadanie zgarnięcia kompletu punktów.
Pierwszy błąd Colleya przypomniał nam słynną wywrotkę Jerome’a Boatenga w Lidze Mistrzów, gdy ten został wkręcony w ziemię przez Leo Messiego. Problem polega na tym, że w Łodzi genialnego Argentyńczyka nie było, był natomiast Janczukowicz, ale na tak dysponowanego Szweda wystarczył. Potem jeszcze pomocnik ŁKS-u ładnie położył Łasickiego i wpakował piłki do sieci.
Druga poważna pomyłka Colleya miała miejsce przy wyniku 2-1 dla Wisły. Wówczas Szwed na skraju pola karnego nadepnął Michała Mokrzyckiego. Sędzia Stefański nie popełnił błędu i odgwizdał jedenastkę, którą wykorzystał Pirulo. Od tego momentu mecz przybrał korzystny kształt dla gospodarzy.
Wisła siadła, ŁKS odżył.
Błędy Colleya wybiły gości z rytmu. Gdyby nie one goście schodziliby do szatni z dwubramkową przewagą. A tak mieli po 45 minutach tylko remis. Ok, nie brakowało im szczęścia przy zdobyciu pierwszego gola, gdy Bobek wypuścił piłkę po wpakowaniu się w Dąbrowskiego i potem Rodado pozostało zapakowanie do pustej. Ale to goście wówczas przeważali i jeszcze wtedy byli zespołem lepszym. Drugi gol Wisły był doskonałym przykładem jakości Luisa Fernandeza. Hiszpan potańczył sobie w narożniku pola karnego, obok niego stało kilku piłkarzy gospodarzy, a on bezczelnie pomiędzy gąszczem nóg posłał strzał, którym zaskoczył Bobka.
Wyrachowany ŁKS
Ponarzekaliśmy na Colleya, który narozrabiał, ale nie chcemy ŁKS-owi odbierać zasług. Łódzki klub w decydującym momencie pokazał, dlaczego znajduje się na szczycie ligowej tabeli. Pierwsza część nie była oczywiście najlepsza w jego wykonaniu, ale w drugiej gospodarze zagrali niezwykle dojrzale. Sprawili, że Wisła nie wiedziała, gdzie się podziać, waliła głową w mur i nie oddała już choćby jednego strzału celnego.
Świetny mecz zaliczył zwłaszcza Mokrzycki, który zasuwał za dwóch i napsuł mnóstwo krwi przeciwnikom. Przecież to on naciągnął Colleya na faul w polu karnym i w kluczowym momencie zaliczył asystę przy golu, który dał jego drużynie zwycięstwo. Swoją drogą akcja na 3-2 była fantastyczna. Krótko rozegrali rzut rożny, do piłki dopadł Trąbka, zagrał na wolne pole do Mokrzyckiego, a ten wzdłuż linii do niekrytego Szeligi, który z niewielkiej odległości sfinalizował akcję.
ŁKS mógł jeszcze strzelić na 4-2, ale Szelidze zabrakło zimnej krwi. Jednak nie ma to już teraz większego znaczenia. ŁKS powiększył przewagę nad – trzecią w tym momencie – Wisłą do ośmiu „oczek” i na cztery kolejki przed końcem ma już na wyciągnięcie ręki bezpośredni awans.
A „Biała Gwiazda” bardzo komplikuje sobie sprawę. Droga powrotna do Krakowa z pewnością nie będzie dla niej należała do przyjemnych i powinna zostać wykorzystana jako czas na wyciąganie wniosków. Spotkania wyjazdowe z mocnymi zespołami powoli stają się zmorą drużyny Radosława Sobolewskiego. Dla Wisły była to już trzecia porażka z rzędu na obcym stadionie. Najpierw Puszcza, potem Ruch i teraz ŁKS. W końcowym rozrachunku te spotkania mogą wpakować ją w baraże. A już teraz pokazują, że Wisła ma problemy w meczach z drużynami, które biją się o Ekstraklasę, co zwiastuje kłopoty.
ŁKS Łódź – Wisła Kraków 3:2 (2:2)
P. Janczukowicz 11′, Pirulo (k.) 40′, B. Szeliga 52′ – A. Rodado 25′, L. Fernandez 35′
WIĘCEJ O 1. LIDZE:
- Czy Nacho Monsalve to najlepszy stoper w pierwszej lidze?
- Spadki, długi i obietnica poprawy. Pacific Media Group – w co wpakował się GKS Tychy?
- „Bogdanka” przejmuje Górnik Łęczna. Obiecuje Ekstraklasę
- Nikitović: Sukces na miarę Górnika Łęczna? Sprzedanie Śpiączki dwa razy
- Słonie skradają się po cichu. Bruk-Bet Termalica walczy o Ekstraklasę w cieniu znanych marek
- Czy pierwszoligowcy polują na Luisa Fernandeza?
- Nocne rozbiórki, brak wody i naruszenie prawa. Absurdy na budowie stadionu Sandecji Nowy Sącz
- Ruch Chorzów i Ekstraklasa. Czy to może się wydarzyć?
Fot. Newspix.pl