W Nowym Sączu powstaje nowy stadion. Inicjatywa chwalebna, bo czemu miałby nie powstać? Sandecja najeździła się już po okolicy, próbując rozgrywać mecze piłkarskie na obiektach, które spełniały warunki cywilizowanego świata. Coś nam jednak podpowiadało, by nie wierzyć na słowo, że w nowosądeckim środowisku można tak po prostu postawić ładny, zgrabny obiekt. I wiecie co? Słusznie, bo budowa domu “Sączersów” to kopalnia dziwactw.
Widzieliście kiedyś budowę, na której w trakcie nocy, ni stąd, ni zowąd, zaczyna się rozbiórka? W dodatku pod okiem właściciela firmy, której inwestycja została powierzona? Zakładamy, że odpowiedź brzmi “nie”, bo przecież nie każdy żyje w pobliżu stadionu Sandecji Nowy Sącz. A tak się składa, że w ostatnim czasie mieszkańcy miasta i lokalni dziennikarze regularnie przyłapują budowlańców na tym, że coś sobie burzą, demontują i kruszą.
- 27 października, czwartek. Kibice Sandecji wrzucają zdjęcie z rozbiórki stadionu. “Nieoficjalnie słyszymy, że to wina wykonawcy, którego poniosła fantazja i zrobił coś, czego nie było w projekcie”. Jan Kos, właściciel firmy “Blackbird” tłumaczy dziennikarzom: “Za swoje budujemy, za swoje burzymy. Trybuny stoją, proszę się nie martwić”.
- 3 listopada, czwartek. “Blackbird” znowu zabiera się za rozbiórkę. Lokalne media informują: “Grupa wyburzała ściany pod trybuną obiektu pierwszoligowca. Pustaki spadały jeden po drugim, gdy koparka naruszała konstrukcję ścian. Najpierw budowlańcy prowadzili prace pod osłoną nocy, następnie późnym popołudniem”. Ochrona próbuje przegonić dziennikarzy, którzy dokumentują całą akcję.
- 17 listopada, czwartek. Portal “Nasze Miasto”: “Robotnicy wyburzali ścianki, po czym zdemontowane pustaki ładowali na podstawiony samochód. Co ciekawe pracownicy, gdy tylko zobaczyli człowieka z aparatem, zaprzestali prac”. Przed trybuną ustawiono samochód ciężarowy, żeby zasłonić gapiom całą scenę.
W Nowym Sączu zaczęto żartować, że budowa przebiega zgodnie z planem. Jak co czwartek — burzenie części stadionu. Sytuacji daleko jednak do żartu, skeczu czy nawet stand-upu. Stężenie kuriozalnych i zastanawiających zdarzeń wokół budowy jest zaskakująco duże. Na tyle duże, że budową zainteresował się Urząd Zamówień Publicznych, który stwierdził, że przetarg na powstanie obiektu przeprowadzono z naruszeniem ustawy o prawie zamówień publicznych.
Stadion Sandecji Nowy Sącz budowany z naruszeniem prawa?
– Powołana przez miejskich urzędników do budowy stadionu spółka Nowosądecka Infrastruktura Komunalna w Nowym Sączu naruszyła przepisy ustawy o zamówieniach publicznych. Już po rozstrzygnięciu przetargu na budowę obiektu w systemie “zaprojektuj i zbuduj”, urzędnicy zdecydowali o rozszerzeniu inwestycji o dobudowę dodatkowych trybun i zamknięciu bryły stadionu. W tej sprawie w marcu zeszłego roku spółka zawarła aneks do podpisanej umowy, a powinna – zdaniem UZP – rozpisać na to przedsięwzięcie odrębny przetarg – czytamy w informacji “PAP”.
O co konkretnie chodzi? O to, że gdy w 2021 roku wybrano wykonawcę stadionu, plan zakładał mniej więcej 4500 miejsc i dwie trybuny. Niedługo potem zadecydowano, że obiekt powinien mieć jednak cztery trybuny, więc podpisano aneks na rozbudowę stadionu do pojemności 8111 krzesełek. W teorii wszystko wygląda prosto i rozsądnie. Zagłębiając się w temat, trafimy jednak na potencjalne czerwone flagi. Nie jest to nawet pierwszy problem związany z pozwoleniami i przetargami. Firma ATS 999 z Białej Podlaskiej, która w 2018 roku wygrała przetarg na budowę stadionu w Nowym Sączu, a dwa lata później uzyskała pozwolenie na jego budowę — do której ostatecznie nie doszło — zgłosiła Powiatowemu Nadzorowi Budowlanemu, że władze miasta zrezygnowały z jej projektu, jednocześnie wykorzystując część rozwiązań i uzyskane zezwolenia przy obecnej budowie.
ATS 999 miała wybudować stadion na 8200 miejsc. Mniej więcej tyle, ile po nagłych zmianach ma liczyć obiekt budowany przez firmę “Blackbird”, za którą stoi lokalny przedsiębiorca Jan Kos. To on okazał się najwytrwalszy i najlepszy w kilkuletniej telenoweli, gdy przetargi kilkukrotnie rozpisywano od nowa. Z jednego z przetargów firmę Kosa wykluczyła Krajowa Izba Odwoławcza, która stwierdziła, że konsorcjum “Blackbird” oraz “Tamex” udzieliły nieprawdziwych informacji na temat doradzania i zaangażowania zamawiającemu w przygotowaniu postępowania o udzielenie zamówienia.
Ostatecznie jednak Jan Kos i jego firma przetarg wygrali, a chwilę później rozpoczęła się seria nieoczekiwanych zdarzeń.
– Dziwnym zbiegiem okoliczności po wygraniu przetargu Jan Kos został sponsorem klubu, dla którego buduje stadion – wyjaśnia nasz informator, obeznany w lokalnym środowisku. Nasz rozmówca tłumaczy też, dlaczego decyzja o rozbudowie obiektu jest dziwniejsza niż nam się wydaje.
– Poprzedni prezydent wymyślił to tak, że początkowo stadion będzie miał 4500 miejsc, potem będzie rozbudowywany. Chodziło o to, żeby zmieścić się w 50 milionach złotych. Nowy prezydent wymyślił to tak, że w pobliżu stadionu miał powstać nowy budynek Urzędu Miasta. Dzięki temu dostali większy kredyt na budowę: na stadion, budynek Urzędu Miasta i parkingi. W trakcie inwestycji okazało się, że jednak nie chcą budować nowego Urzędu Miasta. Wtedy zaczęły się problemy, bo gdy okazało się, że zamiast budynku ma być większy stadion, powinien zostać rozpisany nowy przetarg. To wszystko było dziwne, bo w internecie są zdjęcia sprzed tej decyzji, gdy w miejscach, w których nie miało być tych dwóch dodatkowych trybun, już wylewano fundamenty.
Podwykonawcy walczą o pieniądze w sądach. Stadion musi powstać za wszelką cenę
Zbiegi okoliczności nie były jedyną plagą, która nawiedzała budowę stadionu Sandecji Nowy Sącz. Specyficznym zdarzeniem jest fakt, że obiekt miał już kilku projektantów. Wizualizacje stadionu zmieniały się kilkukrotnie, ostatni raz — tydzień temu. Trzy miesiące przed planowanym ukończeniem budowy. Spółka miejska, która zajmuje się budową — Nowosądecka Infrastruktura Komunalna — zyskała natomiast wielomilionową dotację. Spółka, która nie zajmuje się niczym innym, po prostu nadzoruje powstawanie stadionu. Pieniędzy brakuje za to podwykonawcom, którzy w “Gazecie Krakowskiej” narzekali na Jana Kosa i jego firmę.
– Gdy mijają terminy, a ktoś ze mną nie rozmawia, to coś jest nie tak i oznacza to, że po prostu nie chce zapłacić za pracę. Wobec tego po około 1,5 miesiąca oczekiwania zdecydowałem się na kontakt z adwokatem. Sprawa trafiła do sądu. Mam już wyrok w tej sprawie, czekam na jego uprawomocnienie. Część pieniędzy została mi już wypłacona wraz z odsetkami, a na drugą część jeszcze czekam. Mowa o kwotach w przedziale od 50 do 100 tys. zł. Kontaktowały się ze mną inne osoby – bezpośredni podwykonawcy stadionu, niektóre z nich chcą odzyskać nawet ponad 100 tys. zł – tłumaczył dziennikarzom pan Józef, który współpracował z “Blackbird”.
Według informacji “Gazety Krakowskiej” wykonawca nie uregulował na czas płatności podwykonawcom:
- naprawiającym taboru samochodowego
- dostarczającym paliwo
- układającym kostkę brukową
– Nasz rozmówca dodaje, że z jego informacji wynika, iż właściwie nie ma firmy, która byłaby „na czysto” z Grupą Blackbird. Są opóźnienia w wypłatach ze strony tejże grupy. Czytałem to, co mówił pan wiceprezydent Bochenek, że wszystko jest dobrze i się zdenerwowałem. Napisałem zresztą do niego… Wysłałem mu faktury, z których jasno wynika, że termin na dokonanie płatności minął – czytamy w “Gazecie Krakowskiej”.
W Nowym Sączu mówią nam, że planu B na budowę obiektu nie ma. Koniecznie trzeba go oddać na czas, odtrąbić sukces, zamknąć temat. Wszelkie znaki zapytania wymazać. Fakt, że stadion jest tani (75 milionów złotych) jednych cieszy, innych zastanawia, bo cena jest aż zbyt atrakcyjna, żeby była realna. Oczywiście nikt nie wyklucza, że z ceną wszystko jest w porządku, jednak rozbiórki, poprawki i zmiany nie pomagają w zbudowaniu zaufania do sukcesu tego projektu.
– Czasami było tak, że nie mieli jeszcze pozwolenia na burzenie czegoś, a to już było zburzone. Robili sobie coś, czego nie było projekcie. Budując budynek klubowy w ostatnim momencie zmienili projekt, inaczej postawili ścianki i musieli coś wyburzać. Odszedł od nich kierownik budowy, który w dzienniku budowy zalecał zakończenie budowy i nie podpisał się pod kolejnymi etapami. “Gazeta Krakowska” publikowała zdjęcia tego dziennika. To jest rok wyborczy, więc największa inwestycja miejska ostatnich lat musi zostać skończona – mówi nasz rozmówca.
Na budowie odcięto prąd i wodę. Powodem zaległości wykonawcy
Najbardziej kuriozalna sytuacja dotyczy jednak tego, jak Sandecja Nowy Sącz funkcjonuje bez stadionu. Klub od dawna gra na wyjeździe – w Niecieczy oraz w Niepołomicach. Nieoficjalnie mówi się, że za wynajem stadionu w gminie Żabno “Sączersi” musieli płacić 100 tysięcy złotych miesięcznie. Natomiast to mniejszy problem, gdy weźmie się pod uwagę to, jak pracownicy klubu funkcjonują na miejscu. W grudniu Sądeckie Wodociągi odcięły plac budowy od dostaw wody z powodu “znacznych zaległości w opłatach”. Ogrzewanie także wyłączono. Nie pomogły wcześniejsze ostrzeżenia, wysyłane do wykonawcy z dużym wyprzedzeniem.
– Pracownicy Sandecji mają na terenie stadionu budynek z biurami. Po wyburzeniu stadionu zrobiono dla piłkarzy pseudosanitariat, ale Kos nie płacił za wodę i media, więc je wyłączono i pracownicy siedzieli bez ogrzewania i wody. Na czas tej “awarii” wysłano pracowników na pracę zdalną – słyszymy.
Miłosz Jańczyk, prezes pierwszoligowego klubu, nie ma wiele do powiedzenia na temat budowy. Uważa, że stadion zostanie oddany na czas, a przynajmniej wierzy w zapewnienia miejskiej spółki, która nadzoruje prace. Bardziej martwi go to, że zespół musi grać w Niepołomicach, gdzie — mimo zaangażowania lokalsów — murawa jest w coraz gorszym stanie. W kuluarach słyszymy jednak, że w klubie panuje spory niepokój dotyczący przyszłego sezonu. Zarówno pracownicy jak i piłkarze widzą, że powstający stadion nie wygląda jak arena, której budowa jest na ukończeniu.
– Jestem przekonany, że będzie problem z terminem. To jest jeden wielki plac budowy, a zbliża się połowa marca. Sytuacja na rynku jest taka, że wszystkie materiały poszły w górę, trzeba szukać pieniędzy. Poza tym wybudowanie stadionu to jedno. A odbiory, służby, PZPN? – pyta nasz rozmówca.
Tak wygląda obecnie stadion Sandecji Nowy Sącz
W Nowym Sączu wszyscy starają się jednak uspokajać nastroje. Przed startem rundy wiosennej pierwszy zespół usłyszał od prezydenta miasta, że stadion zostanie ukończony na czas. Nowosądecka Infrastruktura Komunalna bagatelizuje natomiast temat naruszenia ustawy o prawie zamówień publicznych przy przetargu. Spółka poinformowała nas, że jedynym komentarzem, jakiego udzieli, będzie przesłanie nam oświadczenia wysłanego także do innych mediów. “NIK” zaznacza, że postępowanie wszczęto na podstawie donosu.
– Spółka wniosła zastrzeżenia do wyniku kontroli. Kontrolę przeprowadzono z rażącym naruszeniem procedury, w sposób stronniczy i nierzetelny, poprzez wybiórcze dobieranie faktów pod przyjętą z góry tezę i ignorowanie “niewygodnych” dokumentów. Spółka traktuje kontrolę jako działanie na użytek zbliżającej się kampanii wyborczej – czytamy w oświadczeniu.
“Sądeczanin.info” twierdzi jednak, że Krajowa Izba Odwoławcza nie przychyliła się do zastrzeżeń Nowosądeckiej Infrastruktury Komunalnej i podtrzymała decyzję Urzędu Zamówień Publicznych. Sprawa może zakończyć się w prokuraturze.
Sandecja Nowy Sącz i walka o utrzymanie w 1. lidze
W tym wszystkim istotny jest także fakt, że Sandecja Nowy Sącz walczy o utrzymanie w pierwszej lidze. Lokalsi sugerują nam, że inauguracja nowego stadionu z poślizgiem i w niższej klasie rozgrywkowej, byłaby ogromnym ciosem wizerunkowym dla prezydenta Ludomira Handzla i wszystkich zaangażowanych w budowę. Jesienią zwolniono trenera Dariusza Dudka, w jego miejsce przyszedł Stanislav Varga, słowacki szkoleniowiec, który wcześniej pracował w niższych ligach w swoim kraju.
– Menedżer w stylu angielskim. Deleguje zadania, rozdziela pracę, sam lubi stanąć z boku i wszystko kontrolować. Broni się merytorycznie, nie można mieć pod tym względem zastrzeżeń. Ma trafne spostrzeżenia, analizy – słyszymy w szatni, pytając o nowego trenera. Wyspiarski styl pracy Vargi nie dziwi: osiem lat spędził na Wyspach Brytyjskich, grał w Celtiku Glasgow czy Sunderlandzie. Nie miał łatwego wejścia do ligi, na pierwsze zwycięstwo czekał miesiąc. W Sandecji panuje jednak przekonanie, że jego praca zwiększyła wiarę w utrzymanie. Na starcie wiosny “Sączersi” pewnie pokonali Górnik Łęczna (3:0), urwali też punkty Resovii (1:1).
Znów jednak przyszła zadyszka i porażki: błędy nowosądeckiej ekipy przyniosły jej przegraną z Arką Gdynia, potem w niecodziennych okolicznościach z Sandecją wygrała Odra Opole. Niecodziennych, bo pierwszy gol dla opolan padł po rzucie karnym, który dwukrotnie powtarzano. Pierwszy i drugi strzał Borjy Galana odbił debiutujący między słupkami Karl-Romet Nomm. Sędzia stwierdził jednak, że w obydwu przypadkach bramkarz popełnił błąd, bo jego nogi nie znajdowały się na linii (Estończyk skakał, ale nie wyszedł z bramki). Trzecia próba skończyła już w siatce, tym razem strzelał już Rafał Niziołek.
– Ale ta sytuacja też pokazuje, że trenerzy mają wiedzę. Bardzo dobrą pracę wykonuje Tomasz Horwat, asystent Vargi. Przed rzutem karnym powiedział, że oglądał strzały Borjy Galana w Hiszpanii, że zawsze uderzał w prawy, dolny róg patrząc z punktu widzenia bramkarza. Na ławce był Robert Kirss, który krzyknął Karlowi po estońsku, gdzie Galan zwykle strzela karne. To dlatego Nomm obronił obydwa strzały – przekazali nam piłkarze Sandecji. Plusuje też trener przygotowania motorycznego. Nadzieję daje potężny zaciąg transferowy.
Natomiast po porażce nowosądecki zespół trochę się podłamał, bo Odra to jeden z rywali w walce o utrzymanie. Mental może lekko siąść, może przyjść dołek i zwątpienie, a w sytuacji, w jakiej znalazł się zespół, na coś takiego nie ma miejsca. Ani czasu. Zwłaszcza czasu. Tak czy inaczej można założyć, że łatwiej będzie jednak utrzymać Sandecję na zapleczu Ekstraklasy niż w spokoju, bez kontrowersji i zgodnie z terminem oddać do użytku stadion, który ma spełniać wymogi najwyższej klasy rozgrywkowej w kraju.
WIĘCEJ O 1. LIDZE:
- Ruch Chorzów i Ekstraklasa. Czy to może się wydarzyć?
- Już nie Sosnowieś. Zagłębie hucznie otwiera nowy stadion
- Moda na zagranicznych napastników w 1. lidze
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix