Bójki, awantury, oplucie, wyzwiska. Wysłanie prezesa klubu do szpitala. Szarpanina z ochroną. Wbrew pozorom nie jest to kartoteka lidera chuligańskiej bojówki czy stadionowego rzezimieszka. Tak wygląda CV trenera Goncalo Feio. Szkoleniowca z ogromnymi ambicjami, których spełnienia mieliśmy się nie doczekać, dopóki… ktoś nie zaczął poważnie rozważać go w roli trenera Legii Warszawa. Według Tomasza Włodarczyka Portugalczyk ma być kandydatem nr 1, po tym jak zwolniono dzisiaj Kostę Runjaicia.
W ramach tego tekstu przypominamy, jaką drugą twarz ma potencjalny szkoleniowiec Legionistów.
***
Łatka pieniacza i awanturnika z dużym ego towarzyszy Goncalo Feio w zasadzie od zawsze. Jego kariera rozwijała się całkiem nieźle. Przewijał się przez Benfikę Lizbona, był na stażu w Arsenalu. W Polsce zaczynał od Legii Warszawa, później trafił do Wisły Kraków, aż w końcu współtworzył jeden z najlepszych sztabów szkoleniowych w kraju — ekipę Marka Papszuna w Rakowie Częstochowa.
Pracę na własny rachunek zaczął zresztą przy ciekawym projekcie z dużymi aspiracjami, bo tak trzeba mówić o Motorze Lublin. Jednocześnie nie było tajemnicą, że rozważano zatrudnienie go w Arce Gdynia czy Radomiaku Radom. Jawił się jako osoba ze świeżym pomysłem i dużymi kompetencjami, co zresztą nie jest nieprawdą.
Problem w tym, że na lewym ramieniu Feio siedział jakiś chochlik. Szkodnik, który powodował, że w pewnym momencie Portugalczyk nie potrafił się powstrzymać przed uruchomieniem protokołu autodestrukcji. W środowisku długo przymykano na to oko, bo jego trenerskie zdolności rozbudzały nadzieje. – A, może w końcu się ogarnie, nie ma co mu bruździć – uważało wiele osób, dlatego kolejne wybryki Goncalo, nawet jeśli były tajemnicą poliszynela, uchodziły mu płazem.
Wydarzenia w Lublinie zmieniły jednak podejście do wybuchowego temperamentu Feio. Kolejnej szansy na odkupienie win może już nie mieć.
Bójki, awantury, oplucie. Burzliwa kariera Goncalo Feio
„Goncalo Feio wdał się w przepychanki z ochroną, wszczynając awanturę w strefie VIP. Po domowych meczach Wisły Kraków jest zwyczaj, że piłkarze i trenerzy spotykają się w loży VIP z kibicami i sponsorami klubu. Żeby wejść do loży, każdy otrzymuje identyfikator. Feio nie zabrał go ze sobą, ochroniarz stwierdził, że nie może go wpuścić. Portugalczyk zaczął zachowywać się agresywnie. Manuel Junco, dyrektor sportowy Wisły, próbował uspokoić Feio, który odepchnął kobietę z ochrony. Kilka minut później Feio zaczął krzyczeć na ochroniarza, a na koniec go opluł”.
To relacja „Gazety Krakowskiej” z meczu Wisły Kraków z Piastem Gliwice. Pierwszy wyskok Goncalo Feio, który przedostał się do mediów. Portugalczyk miał później przeprosić pracowników ochrony, choć początkowo utrzymywał, że został przez nich sprowokowany. Sytuacja przycichła, także dlatego, że Feio był po prostu jednym z członków sztabu. Jego rola nie była na tyle znacząca, żeby niestosowne zachowanie wracało do niego na każdym kroku. Nie był to jednak pierwszy sygnał ostrzegawczy wysłany przez trenera. Jeszcze w czasach pracy w Legii Warszawa, jego zachowanie budziło wątpliwości.
– Nie chodzi o jakąś konkretną sytuację, przekroczenie granicy. Po prostu czasami odnosiliśmy wrażenie, że nie panuje nad emocjami. To nasilało się zwłaszcza w okolicach meczu, wtedy wydawał się być w jakimś amoku. Był nerwowy, nie pamiętał niektórych sytuacji – słyszymy w warszawskim klubie.
Problemy Goncalo Feio zdawały się jednak rosnąć razem z tym, jak rosła jego pozycja w polskiej piłce. Z Wisły Kraków trafił do AO Xanthi, gdzie pracował Kiko Ramirez. To on wciągnął Feio do sztabu pierwszej drużyny Białej Gwiazdy. Obaj zabawili w Grecji krótko, a potem znaleźli się w Rakowie Częstochowa. Portugalczyk w sposób formalny: został zatrudniony jako drugi trener, pomocnik Marka Papszuna. Tak rozpoczął się najlepszy okres kariery Feio, który rósł z miesiąca na miesiąc.
Goncalo Feio i Ivi Lopez. Portugalczyk wspólnie z Kiko Ramirezem miał spory wkład w to, że Hiszpan trafił do Rakowa Częstochowa
Goncalo Feio w Rakowie Częstochowa. Prawa ręka Papszuna i nokaut podczas gierki
Goncalo Feio zdecydowanie nie ograniczał się do rozstawiania pachołków. Marek Papszun szybko złapał z nim nić porozumienia, doceniał jego wiedzę i umiejętności. Feio, do spółki z Dawidem Szwargą, stali się jego dwoma najbliższymi współpracownikami. – Osobą, z którą miałem okazję pracować, która wiele rzeczy ulepszyła, uaktualniła, był Goncalo Feio. Największą siłą trenera Papszuna jest to, że on szuka ludzi, od których może dostać jakąś wiedzę – przyznawał nam wspomniany Szwarga.
Dawid Szwarga: Mówili, że oglądam za dużo Ligi+ Ekstra
Portugalczyk w pewnym momencie zaczął być wymieniany jako naturalny kandydat na następcę Papszuna. Ktoś, kto wskoczy w jego buty, kiedy Raków okaże się dla pierwszego trenera zbyt ciasny. W Częstochowie nie wszyscy podzielali ten entuzjazm — za kulisami mówiło się, że nie przepada za nim Marek Śledź — ale klimat wokół Feio przez długi czas był pozytywny. Pierwsze sygnały o krnąbrnej naturze młodego trenera pojawiły się, kiedy Papszuna zaczęto łączyć z Legią Warszawa. Goncalo najwidoczniej wziął za pewnik głosy o byciu prawowitym następcą tronu, bo miał dąsać się, że szefostwo nie wyznaczyło go do roli sukcesora.
Ostatecznie jednak do zmiany na stanowisku pierwszego trenera nie doszło, więc nie było powodów do spięć. No chyba, że z rywalami. Podczas finału Pucharu Polski, w którym Raków Częstochowa grał z Lechem Poznań, Feio zaczepiał pracowników Kolejorza. Wieść niesie, że Portugalczyk wyrywał się do awantury z Maciejem Palczewskim, trenerem bramkarzy mistrza Polski. Te (potwierdzone w kilku źródłach) informacje chyba jednoznacznie sugerują, że w nerwowych sytuacjach Goncalo traci chłodną głowę i rozsądek. Palczewski to w końcu blisko dwumetrowy gość, który — delikatnie mówiąc — chodzi w nieco innej kategorii wagowej.
Chłodnej głowy zabrakło Feio w innym spięciu z członkiem sztabu szkoleniowego. Tym razem chodziło jednak o swojego współpracownika, tym razem też sprawy nie udało się zdusić w zarodku. Podczas treningowej gierki Rakowa, członkowie sztabu rozgrywali między sobą krótki sparing. Portugalczyk w pewnym momencie zdenerwował się na kierownika drużyny i wyskoczył z nim do bitki. Źle dobrał rywala, bo nie dość, że sam skończył „na deskach”, to też został zmuszony do poszukania sobie nowej pracy.
Feio nie uratowały kompetencje i szacunek trenera Papszuna. Medaliki i tak zrobiły ukłon w jego stronę, przedstawiając jego odejście jako chęć rozwoju, pójścia na swoje, nie wspominając o wewnętrznym problemie.
Goncalo Feio: Życie jest za krótkie, żeby nie grać w europejskich pucharach
Goncalo Feio w Motorze Lublin. Odbudowa i oczarowanie
Środowisko huczało już od plotek. Łukasz Olkowicz z „Przeglądu Sportowego” wprost pytał Portugalczyka, czy faktycznie trzeba było poświęcić jedną z osób zamieszanych w tamto spięcie. Feio zaprzeczał, ludzie wiedzieli swoje. Kolejna awantura sprawiła, że przy jego nazwisku stawiano znaki zapytania. Szarpie ochroniarkę, pluje na ochroniarza, bije się ze współpracownikami. Trudny charakter. Na końcu wciąż było jednak ALE, które spychało problematyczny temperament szkoleniowca na dalszy plan.
Wciąż był cholernie utalentowanym, obiecującym, młodym trenerem.
Goncalo Feio potrafi kapitalnie opowiadać o futbolu. Jest wdzięcznym rozmówcą i wziętym ekspertem, bo świetne analizy potrafi sprzedawać tak, że nawet laik w mig łapie, o co mu chodzi. Pochodzi z Portugalii, ziemi, która rodzi wiele talentów i potrafi zdiagnozować, czego nam brakuje, żeby pójść w ich ślady. Rozmawiał z właścicielami klubów, także tych ekstraklasowych i potrafił przekonać do swojej wizji, sprzedać im swoje spojrzenie na piłkę. Był w tym wszystkim bezkompromisowy i szczery.
Jego przyjście do Motoru Lublin, klubu targanego problemami, niepotrafiącego wykorzystać potencjału, było ruchem bardzo ciekawym. Dla obu stron.
– Lublin jest miastem czującym piłkę. Dopóki byłem na zewnątrz, nie do końca miałem tę świadomość. Jeżeli będę miał odpowiednie wsparcie, Motor może być projektem mojego życia. Jestem o tym przekonany, dlatego tu przyszedłem. Zanim się zdecydowałem, ja i prezes Tomczyk rozmawialiśmy z panem Jakubasem łącznie przez kilkanaście godzin – także o rzeczach, które trzeba zmienić od razu i które trzeba zmienić w dłuższej perspektywie. To wszystko ustaliliśmy zawczasu, dlatego się zdecydowałem – wyjaśniał sam zainteresowany.
Goncalo Feio: Motor Lublin może być projektem mojego życia
Szybko okazało się, że za słowami idą czyny. Goncalo Feio zrobił z Motoru Lublin zespół, który potrafi i ładnie grać w piłkę i świetnie punktować. Wygrzebał zespół z dna tabeli, oczarował piłkarzy swoim podejściem. W klubie poprawiły się także wspomniane warunki. Ze sporego chaosu wyłoniło się miejsce, które warunkami do treningu czy regeneracji nie odstawało od tego, czym dysponowały drużyny z wyższych klas rozgrywkowych. Motor w końcu zaczął wyglądać tak, jak wyglądać powinien zespół ze sporym budżetem. Zimą, gdy drugoligowiec rozmawiał z potencjalnymi nowymi nabytkami, ci nie chcieli nawet słyszeć o innych ofertach.
Feio i Motor potrafiły zawrócić w głowie, ale było zbyt dobrze. Ciemna strona trenera znów dała o sobie znać.
Paweł Tomczyk kontra Goncalo Feio. O co chodzi w konflikcie w Motorze Lublin?
– Jest to osoba, której ufam i która pokazywała mi, że zawsze jest po mojej stronie. Mamy podobną wizję co do rozwoju klubu, drużyny i ludzi, którymi chcemy się otaczać. Wiem, że to człowiek słowny, który jeśli coś deklaruje, to później się z tego wywiązuje. Tego samego może oczekiwać ode mnie. Prezes Tomczyk jest stąd, jest wychowankiem Motoru i zrobi wszystko, żebyśmy osiągnęli sukces, bo to „jego” klub — mówił nam Feio w cytowanej już wcześniej rozmowie.
To Paweł Tomczyk wciągnął go na podkład klubu z Lublina, więc ciepłe słowa nie mogły dziwić. Dziwić mogło za to, jak ta relacja posypała się na przestrzeni kilku miesięcy. Tomczyk nie był ulubieńcem kibiców, którym szczególnie podpadł, gdy Motor wywindował ceny biletów na mecz Pucharu Polski z Rakowem Częstochowa. Decyzji tej bronił dzielnie w wywiadach, jednak ciężko nie przyznać racji fanom, którzy wytykali mu przesadną chęć zarobienia na historycznym sukcesie i przestrzegali, że przyniesie to odwrotny skutek. Goncalo dość niespodziewanie wykorzystał tę sprawę do uderzenia w prezesa. Nagle stanął po stronie kibiców, na konferencjach prasowych zaczął publicznie atakować Tomczyka.
– Jestem na równi z prezesem, nie może mnie zwolnić.
– Jesteśmy jedynym klubem w Polsce, gdzie po porażkach prezes chodzi uśmiechnięty.
To tylko mała próbka zaczepek portugalskiego szkoleniowca. Wygadany przestał być dopiero, gdy właściciel i prezes ogłosili wspólną konferencję prasową. Wtedy Goncalo Feio stwierdził, że się na niej nie pojawi, bo za niego przemawia boisko i nic dodawać nie musi.
W momencie wypowiadania tych słów konflikt trwał już jednak w najlepsze. Bomba wybuchła, gdy Goncalo Feio wrzucił na prywatny kanał swoją wypowiedź po jednym ze sparingów. Trener przejechał się po miejskich spółkach, nie po raz pierwszy zresztą stawiając tezę o tym, że w Lublinie mnóstwo osób robi Motorowi pod górkę i nie pomaga w stawianiu klubu na nogi. To nie tak, że Portugalczyk zupełnie chybił, jednak w klubie stwierdzono, że szkoleniowiec przesadził i wypuszczenie takich słów przez oficjalny kanał w momencie, w którym Motor negocjuje z miastem i MOSiR-em nową umowę, byłoby strzałem w stopę.
Feio wpadł w furię.
Na klubowych korytarzach panowała dziwna atmosfera, trener nie witał się z prezesem, piłkarze zaczynali się zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi. O ile cenili trenera i uważali, że wywalczył dla nich lepsze warunki pracy, tak czuli, że Feio zaczyna walczyć z wiatrakami i tworzyć niepotrzebne konflikty. W Lublinie huczało też od plotek, że zalążkiem sporu z Pawłem Tomczykiem wcale nie jest nieprofesjonalne podejście prezesa. Sam Goncalo mówił przecież, że wspólnie z Tomczykiem wywalczył wiele spraw u właściciela klubu, Zbigniewa Jakubasa. Trener nie mógł też narzekać na brak wzmocnień: dostawał w zasadzie wszystko, czego chciał.
Wszystko poza jednym. Feio miał bowiem zabiegać o lepszą posadę dla swojej partnerki, która także trafiła do Motoru z Rakowa. Tomczyk zaś miał stwierdzić, że wystarczającą przysługą było zatrudnienie jej w klubie z Lublina. Zwłaszcza że potencjalny awans nie bronił się kompetencjami osoby, o której rozmawiamy. To wtedy relacje między trenerem i prezesem miały się ostatecznie popsuć.
Motor Lublin. Trener Goncalo Feio wysłał prezesa Pawła Tomczyka do szpitala
Goncalo Feio poszedł na wojnę z Pawłem Tomczykiem. Korzystał z faktu, że prezes nie jest faworytem kibiców, więc każdorazowe opowiedzenie się po ich stronie i uderzenie w rzekome dyletanctwo sterników, trafiało na podatny grunt. W Motorze Lublin od lat problemem byli przecież działacze, którzy ciągnęli klub w dół, podejmując szereg fatalnych decyzji. Portugalczyk faktycznie wniósł profesjonalizm w wiele dziedzin codziennego funkcjonowania drugoligowca, dlaczego więc nie wierzyć mu, gdy – z pozoru – walczy o kolejne zmiany? Problem w tym, że takie działania były skuteczne na zewnątrz. Tam można było wciskać kit o tym, że partnerka Feio jest dręczona, a on sam staje się ofiarą zbytniego zaangażowania w sprawy Motoru.
Gdy Portugalczyk zaczął szukać sojuszników w klubie, trafił na mniej podatny grunt. Nie pomagały telefony do właściciela, nie udało się przekonać pracowników, że Tomczyk jest złem wcielonym. Fiasko tej misji powodowało napięcie na kolejnych frontach.
– Wszystko zaczęło się przez nieporozumienia między prezesem i trenerem. Ja byłam pomiędzy nimi, musiałam współpracować z obydwoma, to logiczne. Trener uznał, że powinnam być w stu procentach po jego stronie. Odpowiedziałam, że jeśli prezes mówi, że mam czegoś nie robić, to tego nie robię. Trener ma takie zachowania, w których nad sobą nie panuje. Przez pięć minut jest miły, uśmiechnięty, po czym nagle zaczyna cię atakować – wyjaśnia Paulina Maciążek, rzeczniczka prasowa Motoru Lublin.
Tak dochodzimy do powrotu rozgrywek ligowych i domowego spotkania z GKS-em Jastrzębie. Goncalo Feio od początku dnia był cięty na ludzi z biura prasowego. Nie odpowiadał na „dzień dobry”. Nie chciał przesłać składu, co wcześniej nie było problemem. Na koniec, przed konferencją prasową, zwyzywał rzeczniczkę klubu, która ostatecznie – ku zdziwieniu dziennikarzy – nie pojawiła się w sali konferencyjnej.
– To nie była pierwsza tego typu akcja ze strony trenera. Agresywne zachowanie, grożenie, obrażanie… Po pewnym wyrazie, który padł w moją stronę, poszłam do prezesa i powiedziałam, że nie jestem już w stanie nakładać maski i udawać, że wszystko jest w porządku. Każdy człowiek ma swoje emocje, próg, po którego przekroczeniu, jest ciężko. Prezes i właściciel to usłyszeli, powiedzieli, żebym wyjaśniła tę sytuację dziennikarzom – mówi nam Maciążek.
Ciąg dalszy sprawy przypomina już film akcji. Paweł Tomczyk postanowił stanąć w obronie rzeczniczki prasowej, doszło do spięcia z Feio, który rzucił w niego czymś w rodzaju tacki, teczki na dokumenty. Trafił w skroń, prezes Motoru Lublin zalał się krwią. Całe zajście działo się na oczach kilku świadków. Tomczyk trafił do szpitala, konieczne było szycie. Portugalczyk natomiast spakował się i wyjechał, do pracy wzięli się klubowi prawnicy, co jasno oznacza, że nie uda się zamieść tej sprawy pod dywan. Feio pracę straci na pewno, ale to nie koniec jego kłopotów. Jeśli sprawa trafi do sądu, na pewien czas straci też możliwość wykonywania zawodu trenera.
W tle jest jeszcze Szkoła Trenerów PZPN, w której 33-latek kontynuuje kurs UEFA PRO. W przeszłości kandydaci na trenerów wylatywali z kursu za mniejsze przewinienia. – Czekamy na oficjalne informacje, pisma w tej sprawie. Kiedy je otrzymamy, zbierze się Komisja Dyscyplinarna i jako Szkoła Trenerów podejmiemy decyzję. Jeśli doniesienia medialne się potwierdzą, będziemy działać – informuje nas Paweł Grycmann.
Kłopoty, kłopoty Najmana Feio? Mało powiedziane. Z takim wpisem w CV kariera ambitnego Portugalczyka w polskiej piłce stoi pod ogromnym znakiem zapytania. Pytajnik należy też postawić przy temacie przyszłości Motoru Lublin. Z Lubelszczyzny docierają do nas coraz poważniejsze sygnały, że Zbigniew Jakubas, który niedawno zaangażował się w klub, zaczyna mieć dość chaosu i problemów, jakie napotkał. Jeśli cierpliwość miliardera się skończy, drugoligowiec może stracić właściciela.
***
Próbowaliśmy skontaktować się z Goncalo Feio i wysłuchać jego wersji wydarzeń. Trener nie odbiera jednak telefonu, nie odpisuje na wiadomości i wszelkie próby uzyskania jego stanowiska. Paweł Tomczyk także nie udzielił żadnego komentarza do tej sprawy.
WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix