W sobotę na gorąco po meczu Górnika z Legią można się było zastanawiać, co dalej z Bartoszem Frankowskim – czy ten arbiter faktycznie powinien gwizdać spotkania warszawiaków, skoro kompletnie mu to nie idzie, czy jednak znów odpocząć. No, ale dzisiaj emocje już trochę opadły i to… tak naprawdę nie jest dobra informacja dla sędziego. Zupełnie na serio można przemyśleć bowiem inny temat – czy Frankowski w ogóle powinien być w Ekstraklasie?
Skoro wyjściowa teoria była taka, że Frankowski to przyzwoity sędzia, ale kompletnie zagubiony w spotkaniach Legii, to wówczas należałoby oczekiwać, iż obecnie notuje dobry sezon. Nie musiał przecież do minionej soboty mierzyć się ze starciami warszawiaków, a jeśli potyczki Rakowa, Lecha, Śląska, Jagiellonii czy którejkolwiek innej z drużyn idą mu dobrze, to wszystko powinno być w porządku.
Tyle że nie jest.
Według naszych not arbiter zapracował na średnią 4,19 (skala 1 – 6). To bardzo słaby wynik – w erze VAR, kiedy większość błędnych decyzji możesz poprawić przy monitorze, wypadałoby, żeby sędziowie spokojnie kręcili się koło piątki. Czyli wówczas owszem, czasem przytrafiłby się im jakiś błąd, ale w gruncie rzeczy pierdoła, bez większego wpływu na wynik. Wydaje się, że w dobie technologii, gdy jedna sytuacja potrafi być analizowana przez 10 minut, są solidne podstawy, by czegoś takiego wymagać.
Dla porównania – Szymon Marciniak, Tomasz Kwiatkowski, Sebastian Krasny i Piotr Lasyk mają średnią 5,0, Paweł Raczkowski 5,06, blisko przyzwoitości są Daniel Stefański (4,93) czy Łukasz Kuźma (4,92). A więc: da się, a strata Frankowskiego jest naprawdę wyraźna. Zresztą to najgorzej oceniany przez nas arbiter (z tych regularnie gwiżdżących) i nie ma w tym przypadku.
W siódmej kolejce Frankowski nie podyktował rzutu karnego dla Radomiaka, a powinien to zrobić (starcie Petrow vs Maurides).
W trzynastej serii spotkań podyktował rzut karny dla Górnika w meczu z Lechem, kiedy Podolski się po prostu poślizgnął.
W szesnastej kolejce Frankowski (Lech vs Korona) gwizdnął dwa rzuty karne dopiero po tym, jak został wezwany do monitora – sam nie był w stanie podjąć trafnej decyzji. Co więcej i tak zaliczył babola, bo kielczanom należała się kolejna jedenastka. W efekcie walcząca o utrzymanie Korona zamiast potencjalnego remisu 3:3, przegrała 2:3.
W dziewiętnastej kolejce (Pogoń vs Śląsk) arbiter nie widział faulu na Grosickim w polu karnym, a nawet jeśli uznać to starcie za „miękkie”, to równie „miękkie” spotkało się już z gwizdkiem i karnym dla Śląska (sytuacja Gorgon vs Yeboah).
Tydzień temu Frankowski potrzebował VAR-u, by wyrzucić z boiska Murawskiego i dostrzec rękę Nahuela.
No i do tego dochodzi miniona sobota, o której wszystko zostało powiedziane.
Cóż, kilkukrotnie po meczach Frankowskiego musieliśmy albo weryfikować rozstrzygnięcie meczu, albo co najmniej weryfikować wynik – jak z 2:0 na 2:1 w przypadku Korony z Radomiakiem. Ktoś może powiedzieć, że co Frankowski dał Koronie w Radomiu, to zabrał w Poznaniu, ale przecież nie na tym to polega. Sędzia ma się nie mylić, a jak już się pomyli, to nie może naprawiać (nawet nieświadomie) błędu błędem. To abecadło, podstawa. Tymczasem przy meczach sędziego Frankowskiego w Niewydrukowanej Tabeli jest naprawdę spory ruch.
Co zaś o Frankowskim mówią byli lub obecni piłkarze?
Igor Lewczuk: – Pamiętam, że sędziował spotkanie, gdy grałem jeszcze w Bordeaux. Zawsze była opinia o francuskich sędziach, że są dramatyczni. Jednak po meczu w Lidze Europy podchodzą do mnie koledzy i mówią: sorry, Igor, cofamy słowa o naszych rodakach. Ten arbiter przebił wszystkich.
Jędrzejczyk: – Pan sędzia chyba sam nie wiedział, co powiedzieć. Dla mnie jak ktoś wybija zęby rywalowi, to jest to czerwona kartka. Zobaczymy, może sędzia Bartosz Frankowski odpocznie od sędziowania naszych spotkań, bo wiemy, jak one wyglądają. Nie chcę więcej mówić o sędziowaniu.
Wiadomo, że zawodnicy nie są żadną wyrocznią, ale jednak nie ma przypadku w tym, że Frankowski nie cieszy się wśród ligowców szczególną sympatią. Z prostego powodu – nie czuje gry, ma problem z odpowiednim sprzedawaniem swoim decyzji, często buduje autorytet poprzez kartki. Wszystkie błędy z jego “polityką” było widać choćby w trakcie meczu Górnika z Legią.
No i co teraz: mamy arbitra, który często się myli, a nawet jak podejmuje dobre decyzje, to i tak potrafi wprowadzić zamęt. Nie pomaga mu VAR, były już w tym sezonie spotkania – co wykazaliśmy – które przy lepszym sędziowaniu skończyłyby się innymi wynikami. Wychodzi więc jak byk: to nie jest sędzia, który nie powinien gwizdać Legii, tylko taki, który ogólnie powinien odpocząć od Ekstraklasy.
Czy do końca sezonu, czy dłużej, kwestia do dyskusji. Natomiast to wciąż na tyle młody arbiter, że nawet po dłuższej przerwie mógłby wrócić. Kto wie, może facet wróciłby akurat silniejszy, przykładowy Wojciech Myć musiał zostawić Ekstraklasę i teraz jest z nim lepiej (wciąż daleko od ideału, ale bez kompromitacji jak przedtem).
No, ale to przyszłość i jeszcze taka ewentualna, skupmy się na teraźniejszości. Należy oczekiwać odpowiednich kroków od Tomasza Mikulskiego, szefa Kolegium Sędziów. Ma w zespole arbitra, który regularnie popełnia błędy.
On sam popełniłby więc błąd, gdyby nie wyciągnął z tej sytuacji wniosków i odpowiednich konsekwencji.
CZYTAJ WIĘCEJ O BARTOSZU FRANKOWSKIM:
Fot. Newspix