Reklama

Pochwała solidności. O sukcesach Jarosława Skrobacza

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

10 października 2022, 13:46 • 8 min czytania 2 komentarze

Ponad 1500 dni w roli trenera GKS-u Jastrzębie, co zaowocowało dwoma awansami. Drugi sezon w Ruchu Chorzów, który po awansie na zaplecze Ekstraklasy rozsiada się na czołowym miejscach w tabeli. Jarosław Skrobacz jak nikt potrafi sprawić, że śląski zespół wykręci świetny rezultat.

Pochwała solidności. O sukcesach Jarosława Skrobacza

Często mówimy o trenerach niedocenianych, zwykle zresztą wymieniając w tym gronie szkoleniowców, którzy może nie stoją w pierwszym szeregu, ale nie są też niezauważalni. Dla przykładu Tomasz Tułacz — nic do niego nie mamy, ale większość osób jednak wie, że to najdłużej pracujący trener w Polsce, że robi wyniki ponad stan w pierwszoligowej Puszczy Niepołomice.

Niedostrzegany jest za to inny trener z zaplecza Ekstraklasy. Ekspert od śląskich drużyn, człowiek, który najpierw zaskoczył wszystkich w Jastrzębiu, a teraz zerka na wszystkich z góry już jako trener Ruchu Chorzów. Oczywiście o ile GKS był kompletnym kopciuszkiem, tak „Niebiescy” są dużą marką, ale jednocześnie też beniaminkiem ligi, który dopiero wraca na właściwe tory.

Właśnie dlatego warto tę postać wyróżnić.

Reklama

Awanse i niespodzianki. Sukcesy Jarosława Skrobacza

Gdyby w sezonie 2018/2019 istniał system barażowy, GKS Jastrzębie walczyłby o awans do Ekstraklasy (w pierwszym spotkaniu ich rywalem byłaby Sandecja Nowy Sącz – przyp.). Mówimy o zespole, który był beniaminkiem ligi, a awans na zaplecze Ekstraklasy wywalczył z piłkarzami, którzy łączyli grę z pracą na etacie.

Udało nam się sprawić, by paru chłopaków mogło zostawić pracę i skupić się tylko na piłce, ale są jeszcze cały czas zawodnicy, którzy oprócz gry pracują, co jest chyba na skalę II ligi ewenementem. Piotrek Pacholski, Wojtek Caniboł, Damian Szczepan – oni jeszcze normalnie chodzą do pracy — mówił nam trener Skrobacz, gdy odwiedzaliśmy rewelacyjnego drugoligowca z Jastrzębia.

Jako ważne i potrzebne innowacje wymieniano wówczas remont szatni i montaż monitoringu. Stadion GKS-u kojarzy pewnie wielu z was, bo „lej” między blokami zyskał rozgłos. Także dlatego, że gdy jastrzębianie grali w trzeciej lidze, na mecz Pucharu Polski przyjechał do nich Górnik Łęczna. Przyjechał i wyjechał ogolony przez efektownie grającą bandę Skrobacza. Bo kluczem do sukcesu było właśnie to, że trener mimo mało ekskluzywnych warunków, potrafił stworzyć dobry zespół.

Drugoligowy GKS Jastrzębie strzelił najwięcej bramek w lidze i choć przewyższył wskaźnik xG o ponad siedem goli, to nawet gdyby zatrzymał się na równi z przewidywaniami analityków, byłby w ligowej czołówce. Pierwszoligowy GKS w premierowym sezonie pod względem xG był siódmy w tabeli, strzelając ponad cztery gole mniej względem wyliczeń. Gdy zerkniemy na przewidywane punkty, jastrzębianie uplasowali się pozycję niżej niż w rzeczywistości. Wciąż świetnie, wciąż niespodziewanie, bo na Śląsku mogli pomarzyć o zawodnikach, których miały w składzie ŁKS, Raków czy Stal, czyli zespoły, które wyprzedziły beniaminka.

II liga w szponach Jastrzębia

GKS Jastrzębie – odwaga się opłaciła

Kamil Adamek — to on był liderem klasyfikacji kanadyjskiej GKS-u w tamtym sezonie. Stal miała Bartosza Nowaka, ŁKS Daniego Ramireza, a Raków Macieja Domańskiego. Nawet Sandecja miała bardziej rozpoznawalnego lidera: Macieja Małkowskiego. W Jastrzębiu zmontowano jednak zaskakująco skuteczną ofensywę: bramki strzelał tam także Jakub Wróbel, a duetowi Adamek — Wróbel piłki dogrywali Farid Ali, Dawid Gojny i Damian Tront.

Reklama

Wypracowaliśmy sobie bardzo dobre przejście po przejęciu piłki do szybkiego ataku. Po przechwycie potrafiliśmy dwoma, trzema podaniami, zaangażowaniem, przenieść się pod pole karne. Mieliśmy dobrych piłkarzy, zyskiwaliśmy pewność siebie, to nas budowało. To była familia, zaglądając w CV, każdy był anonimem, ale każdy chciał się rozwijać — wspominał ten czas Wróbel.

My mamy swobodę, trener pozwala nam grać tak, jak lubimy. Mamy swoje schematy, ale dużo improwizujemy. Fajnie, że trener nas nie szufladkuje i pozwala nam czasami zagrać po swojemu, bo dobrze nam to wychodzi. Jak zaczniemy grać naszą piłkę, potrafimy zepchnąć i kontrolować każdego przeciwnika w tej lidze — dodawał Kamil Jadach, legenda klubu z Jastrzębia.

W tamtym sezonie GKS wyróżniała przede wszystkim intensywność pojedynków i pressingu. Kopciuszek ze Śląska nie grał prostej piłki: był szybki i odważny. To decydowało o jego sukcesie. W kolejnych sezonach zespół dopadła jednak ligowa rzeczywistość. Wyniki były słabsze niż wcześniej, aż w końcu Skrobacz podał się do dymisji.

Pechowo tracimy bramki w końcówkach. Staraliśmy się zrobić wszystko, opadła psychika. Nie byliśmy takim zespołem, jak wcześniej, że potrafiliśmy wychodzić z opresji, strzelać, gdy traciliśmy, a potem niesieni przez trybuny iść za ciosem i wygrywać przegrane mecze. Zmiana była konieczna. Ten zespół był przyzwyczajony do zwycięstw. Teraz przyszła seria trudna, nawet bardzo. Zimą było bardzo głośno o awansie, szczególnie w Jastrzębiu. Starałem się tonować nastroje, uważam, że pierwsza szóstka to byłby dla nas wynik ogromny, docenienie pracy, której wykonujemy. Ale też wynik bardzo zawyżony. Jeśli ktoś mówił o Ekstraklasie, to też nie pomagało. To takie moje przemyślenia, bo jest jeszcze wiele czynników, o których się nie wypowiem nigdy, bo to są nasze sprawy wewnętrzne — tłumaczył nam sam zainteresowany.

W podobne tony uderzał prezes Dariusz Stanaszek. – Myślę, że zgubiło nas myślenie o Ekstraklasie. Myśleliśmy, że baraże są już zapewnione i wszystko będzie dobrze. Nikt nie spodziewał się innego scenariusza.

Trener Skrobacz po czasie przywołał jeszcze jeden problem. – Zimą doszło do pewnych zajść, na które powinienem zareagować bardziej stanowczo. Szatnia była przeciwko jednemu zawodnikowi i chciała jego odejścia. Poszedłem pod prąd, doprowadziłem do tego, że został. Chciałem być za dobry, zwyciężył sentyment, że rok czy dwa lata temu ktoś coś tam zrobił dla zespołu. Wszystko się skumulowało i poszło w złym kierunku, psując atmosferę. To był decydujący moment, od którego zaczęły się dalsze problemy.

GKS-u Jastrzębie na zapleczu Ekstraklasy już nie ma. Klub nie poszedł w ślad za sportowym sukcesem, nie był w stanie dogonić go pod względem organizacyjnym.

Skrobacz: W szatni Ruchu zawsze mówiliśmy o awansie [WYWIAD]

Miedź Legnica, czyli przebudowa

Szkoleniowiec dostał wtedy zadanie reorganizacji Miedzi Legnica. Reorganizacji, nie tylko prowadzenia, bo na Dolnym Śląsku od początku mówiło się, że jego zadaniem będzie nie tylko walka o powrót do Ekstraklasy, ale też przebudowa zespołu, odmłodzenie i spolszczenie kadry. Jego Miedź miała pecha, zajęła siódme miejsce, choć wskaźniki były dla niej dużo korzystniejsze:

  • expected points: 5. pozycja (55,6)
  • expected goals: 4. pozycja (51,84)
  • podania/90minut: 4. pozycja (370,74)
  • podania/minutę posiadania: 5. pozycja (13)
  • PPDA: 4. pozycja (7,51)

Skrobacz grał tak, jak lubił. Ofensywnie, na wysokiej intensywności. Znów budował piłkarzy, bo w czołówce klasyfikacji kanadyjskiej Miedzi znaleźli się Kamil Zapolnik i Krzysztof Drzazga. Wynik sportowy nie był zadowalający głównie z powodu remisów. Tylko pięć ekip w lidze przegrało mniej meczów niż Miedź, za to zaledwie jeden częściej dzielił się punktami.

Nie mam oporów przed dawaniem szansy młodzieży i na razie chłopcy w mniejszym lub większym stopniu ją wykorzystują. Każda zmiana jest jednak procesem, który ma swoją cenę. Trzeba ryzykować, niekiedy nawet kosztem bieżącego wyniku. Długofalowo na pewno się to zwróci z nawiązkątłumaczył Skrobacz.

Szkoleniowiec spędził w Legnicy rok, zastąpił go Wojciech Łobodziński, który awansował do Ekstraklasy. Andrzej Dadełło w rozmowie z nami przypisał jednak ten sukces obydwu szkoleniowcom.

Zasługi w awansie ma także trener Jarosław Skrobacz, który w ubiegłym sezonie prowadził tych piłkarzy, dokonał odpowiedniej selekcji i zostawił po sobie dobrze przygotowany zespół. Tak naprawdę budowaliśmy tę drużynę przez dwa lata, nie przez rok.

Znów można powiedzieć: solidna robota, panie trenerze.

Wywiad z Andrzejem Dadełło

Ruch Chorzów zaskoczył 1. ligę

Drugie miejsce pod względem expected points, trzecie, gdy spojrzymy na xG, najwięcej strzałów na bramkę, podań i podań w tercję ataku, drugie pod względem pressingu. Ruch Chorzów awansował do pierwszej ligi z problemami, bo musiał przebrnąć przez baraże, ale nie zrobił tego bez stylu czy przypadkiem. Jarosław Skrobacz znów budował w warunkach trudnych. Może nie tak trudnych, jak w Jastrzębiu, ale możliwości „Niebieskich” były ograniczone. Tak samo zresztą było po awansie. Ruch pozbierał zawodników ze średniej półki:

  • Łukasz Moneta ze spadkowicza 1. ligi
  • Jakub Piątek, rezerwowy z GKS-u Tychy
  • Mikołaj Kwietniewski ze średniaka z Częstochowy
  • Tomasz Swędrowski, Przemysław Szur i Artur Pląskowski z drugiej ligi

Przed Ruchem nikt nie stawiał wielkich wymagań, zespół miał utrzymać się w lidze i budować klub na miarę Ekstraklasy. Ekipa Jarosława Skrobacza błyskawicznie jednak zaskoczyła, zupełnie jak GKS Jastrzębie przed laty. “Niebiescy” są na szczycie tabeli, a ich obecność w czołówce nie jest przypadkowa. Zespół z Chorzowa jest:

  • 3. pod względem expected points
  • 2. pod względem xG
  • 3. pod względem kontaktów z piłką w polu karnym

Jarosław Skrobacz w Chorzowie pokazuje też elastyczność taktyczną. W Jastrzębiu jego ulubionym ustawieniem było 4-3-3, w którym wykorzystywał zgranie i zrozumienie ofensywnego tercetu. W Miedzi Legnica stosował podobne 4-2-3-1. Tymczasem Ruch gra trójką z tyłu i jest w tym bardzo dobry.

55-letni trener na pewno nie zostanie nagle jednym z najgorętszych nazwisk na karuzeli w kraju. Być może nawet nie awansuje z Ruchem do Ekstraklasy. Nie zmienia to jednak faktu, że jego solidna praca zasługuje na uznanie, bo Jarosław Skrobacz poniżej pewnego poziomu w swoim fachu po prostu nie schodzi.

WIĘCEJ O 1. LIDZE:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Pięściarz kompletny kontra król rewanżów. Czas na Usyk – Fury 2!

Szymon Szczepanik
1
Pięściarz kompletny kontra król rewanżów. Czas na Usyk – Fury 2!

Felietony i blogi

Komentarze

2 komentarze

Loading...