Reklama

Drugi medal Katarzyny Zdziebło! Polka znów srebrna

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

22 lipca 2022, 18:23 • 6 min czytania 20 komentarzy

Już tydzień temu, gdy zdobywała medal na 20 kilometrów, stała się bohaterką naszej kadry. Bo był to medal stosunkowo niespodziewany. Owszem, przebąkiwano, że Katarzyna Zdziebło ma szanse na podium, ale na dłuższym dystansie. Tymczasem drugie miejsce – z rekordem Polski – zajęła w rywalizacji na krótszym. Dziś z kolei wystartowała na 35 km, już jako jedna z faworytek, nawet do zwycięstwa. Wygrać się co prawda nie udało, ale Polka po raz drugi stanęła na podium. A to w naszej lekkoatletyce rzecz absolutnie wyjątkowa – nikt wcześniej nie przywiózł nam z jednych mistrzostw dwóch indywidualnych medali.

Drugi medal Katarzyny Zdziebło! Polka znów srebrna

Mocny początek

Gdy rywalizowała na 20 kilometrów, od początku szła swoim tempem i szybko wysforowała się na trzecie miejsce. Z przodu pozostawały tylko dwie rywalki, jedną potem zresztą wyprzedziła. Co było jednak istotne – Kasia mówiła, że to nie było do końca jej typowe chodzenie. – Z reguły mam tak, że rozkręcam się w trakcie. Wyścig od początku był mocny, dałam sobie za zadanie nie odpuszczać grupy. Na początku najgorzej było wskoczyć na obroty, ale wytrzymałam to. Nie czułam tego, że tempo rośnie. Szłam swoje i wytrzymałam do końca. Nie mam problemu z samotnym chodzeniem, czuję wtedy swój rytm. Wiadomo, że w grupie jest łatwiej, ale znam swój organizm i dziś go dobrze wyczułam – mówiła wtedy.

Dziś też się przełamała i wytrzymała. Bo to ona od początku narzuciła piekielnie mocne tempo, rozrywając grupę. Już po kilometrze przewodziła stawce, po dwóch razem z Kimberly Garcią Leon – czyli złotą medalistką z 20 kilometrów – oderwała się od reszty rywalek. I obie po trochu powiększały swoją przewagę nad resztą. Z tyłu w tym samym czasie zresztą swoje robiła Chinka Qieyang, która też odsadziła pozostałe chodziarki. Ale nie była w stanie zbliżyć się do przewodzącej rywalizacji dwójki.

Orlen baner

Reklama

Szybko więc mogliśmy zakładać, że jeśli tylko nie będzie błędów technice, a kondycja nie zawiedzie do samego końca, to Katarzyna Zdziebło zgarnie kolejny medal. Zresztą w połowie dystansu Polka i Peruwianka miały już ogromną przewagę nad resztą rywalek. Choć więc do mety było naprawdę daleko, wsadzaliśmy szampana do lodówki, przekonani, że otworzymy go, gdy tylko Kasia przekroczy linię mety. Jako podwójna medalistka mistrzostw świata. O tym swoją drogą warto napisać ze dwa zdania. Bo do tej pory tylko jedna osoba z Polski zdobyła dwa medale na tych samych mistrzostwach świata – Marek Plawgo w 2007 roku (dwa brązy w biegu na 400 i sztafecie 4×400 metrów).

Dwóch indywidualnych medali z jednych MŚ nie przywiózł jednak do tej pory do naszego kraju nikt. A tym bardziej dwóch sreber.

Teraz to już faworytka

Kilka dni temu, w wywiadzie dla PAP, Kasia mówiła, że gdy stanie na starcie rywalizacji na 35 kilometrów, nie będzie już bezimienną chodziarką, a rywalki będą musiały na nią zwrócić uwagę. Choć to też nie tak, że gdyby nie to srebro, to by tego nie robiły – Zdziebło pokazała, że na 35 kilometrów radzi sobie znakomicie, choćby w marcu, gdy w Omanie zostawała brązową medalistką Drużynowych Mistrzostw Świata w Chodzie (wbrew nazwie – rywalizacja toczyła się tam indywidualnie).

Gdyby to 35 kilometrów było pierwszym wyścigiem, jej medal nie byłby wielką niespodzianką. Ale ten na 20 już był.

– 20 kilometrów? Powiem tak – to kibice się nie spodziewali, bo my się spodziewaliśmy. (śmiech) – mówiła nam Marzena Kulig, do października ubiegłego roku trenerka naszej chodziarki – To była wyłącznie jej decyzja, żeby wystartować na dwóch dystansach. Kolejny, na 35 kilometrów, będzie miał miejsce za niespełna tydzień. I tak, bardziej liczyliśmy na medal na dłuższym dystansie. Wiedziałam, że Kasia jest dobrze przygotowana. Rozmawiałam z nią przed wylotem do Eugene. Ostatni miesiąc była na obozie, który intensywnie przepracowała, i mówiła, że wszystko jest na rewelacyjnym poziomie. Osiągała życiowe czasy. Dlatego byłam spokojna o jej występ. Co najwyżej mogłam bać się o zdrowie, bo u sportowca jest ono najważniejsze.

Reklama

Baliśmy się w tej sytuacji o regenerację. Choć równocześnie wiedzieliśmy, że Kasia swój medal już ma i jeśli na 35 kilometrów się nie uda, to i tak będzie niesamowicie szczęśliwa. Zdawaliśmy sobie jednak też sprawę z tego, że Polka to akurat niesamowicie zacięta osoba – do niedawna łączyła przecież karierę sportową ze studiowaniem medycyny. Harowała niesamowicie. To dało efekt w postaci srebra na 20 km. Ze środowiska docierały jednak głosy, że Kasia zdąży wypocząć i powalczyć na dłuższym dystansie.

Czy zdążyła? Sama mówiła, że nie do końca. – Bardzo się cieszę. Mówiłam, że będę walczyć. Postanowiłam tak na początku. Nie wiedziałam, jak będzie. Ból był już naprawdę duży, ale dałam radę. Dwa wyścigi w ciągu tygodnia to jest dla mnie bardzo dużo. Nie czułam się jeszcze w pełni wypoczęta. Wola walki chyba jednak mnie napędzała – opowiadała na antenie TVP kilka minut po zdobyciu drugiego medalu.

Nie pozwoliła więc, by zmęczenie ją zatrzymało. I znów – drugi raz na tych mistrzostwach – poszła po swoje.

Srebro!

Można powiedzieć, że Kasia w swojej karierze miała nieco szczęścia – gdyby World Athletics nie zdecydowało się na skrócenie chodu z 50 do 35 kilometrów, nie trafiłaby na dystans, który leży jej idealnie. I to nie nasza opinia, a Marzeny Kulig.

Pięćdziesiątki ona nigdy by nie przeszła. Nigdy nie była do niej przygotowywana. Do października pracowała jeszcze ze mną i w ogóle o tym dystansie nie myśleliśmy. Przerażała ją liczba kilometrów. Ale w momencie, gdy World Athletics zmniejszyło dystans w tej konkurencji, po prostu zaryzykowała. I okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. W październiku „poszła na żywca”, zaliczyła debiutancki start z bardzo dobrym wynikiem. Świetnie toleruje wysiłek na trzydzieści pięć kilometrów – mówiła była już trenerka Zdziebło.

Dziś Kasia wszystko to potwierdziła. Jak pisaliśmy – od początku szła mocno, ale też równo. Dopiero na ostatnich kilometrach nieco zwolniła. Zaczęła wtedy tracić dystans do Garcii Leon (ostatecznie przyszła 47 sekund za nią), a do niej z kolei zaczęła odrabiać dystans Chinka Qieyang (zresztą dokładnie odtworzyły podium z 20 kilometrów). Polka mogła sobie jednak na to pozwolić. Utrzymywała tempo, bo zdawała sobie sprawę, że to przyniesie jej sukces. Bo przecież to srebro jest sukcesem ogromnym.

– Przyjechałam tu walczyć głównie na dystansie 35 kilometrów. Taki był pierwotny zamiar, ale powalczyłam już na dwudziestce i zdobyłam tam medal. Dla mnie to już było spełnienie. Teraz podeszłam do tego tak, że co będzie, to będzie, zrobię, co zrobić mogę, a reszta nie zależy ode mnie. Jestem bardzo szczęśliwa, że udało mi się dojść do końca. Ten medal tak cieszy, że chyba dotrze to do mnie… nie wiem kiedy. Napisałam historię. Zdaję sobie z tego sprawę, ale… nie wiem, jak to się stało. W tym momencie nie wiem – mówiła przed kamerą TVP, jeszcze nie do końca dowierzając temu, co się stało.

Gdy uwierzy, z pewnością uroni jeszcze kilka łez – choć zrobiła to już dzisiaj – bo jej szczęście jest ogromne. A przecież dodać tu trzeba, że Zdziebło to zawodniczka, która dopiero się rozkręca. Stosunkowo młoda, ma niespełna 26 lat. Przed nią jeszcze sporo lat rywalizacji na wysokim poziomie, a celem – co potwierdza sama Kasia – są przede wszystkim igrzyska w Paryżu.

Jeśli więc już na drodze do celu zdobywa dwa srebrne medale mistrzostw świata i pobija dwa rekordy Polski (dziś o ponad dziewięć minut!), to znaczy, że na mecie tej drogi może być nawet piękniej. I tego jej życzymy.

Fot. Newspix

Czytaj też:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

20 komentarzy

Loading...