Dla niektórych samo wyjście z grupy było powodem do zalania szatni szampanem. W pierwszej rundzie fazy pucharowej grali więc bez presji. Inni mieli obowiązek awansować w dobrym stylu. Komu udało się zrealizować cele? Kto zawiódł mimo awansu, a kto odpadł w sposób, jaki będziemy pamiętać przez lata?
Mimo wakacji, skala ocen tak, jak w szkole: 1-6. Oceniamy TYLKO występ w 1/8, fazę grupową podsumowywaliśmy osobno. Zaczynamy.
BRAZYLIA: 3
Dawno dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami, mundialowe mecze Brazylii uważano za te najbardziej wyczekiwane. Canarinhos byli powszechnie podziwiani, bo żadna reprezentacja nie potrafiła grać tak pięknie, ofensywnie, nieustannie prezentując techniczną manianę i duch joga bonito.
Pewnie nie wierzycie, myślicie, że opowiadam bajki, ale ta historia zdarzyła się naprawdę. Ja sam pamiętam przynajmniej jedną wspaniałą Brazylię, którą chciało się oglądać w kolejnych rundach (Coupe de Monde 98). Ale tegoroczni Canarinhos? Nie ma w tej drużynie niczego, co by mi się szczególnie podobało. Uważam, że temu turniejowi więcej było w stanie dać Chile, a Brazylia miała szczęście (i Julio Cesara). Poprzeczka Pinilli to jedno, bo ile drużyn odpadłoby z turnieju, gdyby zepsuło dwie jedenastki? Większość. Brazylia prześlizgnęła się dalej, a nie awansowała. Przeturlała się, przeczołgała. Poza tym prezentuje przeciętność, miałkość. Nic dziwnego więc, że wśród kibiców Brazylii przed potyczką z Kolumbią dominuje strach.
CHILE: 5-
Mieć Brazylię na talerzu podczas brazylijskiego mundialu? Być o centymetr od wysłania Canarinhos przed ekrany telewizorów w tak wczesnej rundzie? Ten wpis powinien być listem gratulacyjnym, jaki w poprzednim ustroju dostawali ci, którzy wyrabiali trzysta procent normy. Ale takim nie będzie, bo na wszystko można patrzeć dwojako.
Chile powinno wbić Canarinhos sztylet pod żebro, wyrzucić ich z ringu. Brazylia od początku turnieju boksuje niemrawo, tamtego dnia odsłoniła się kilka razy w taki sposób, że bardziej doświadczony bokser posłałby ją nieodwracalnie na deski. A już frajerstwo w karnych – nieprawdopodobne! Brazylijczycy strzelali źle, nawalili dwa razy. Dla zdecydowanej większości drużyn w tym turnieju zawalenie dwóch jedenastek znaczyłoby wycieczkę na lotnisko. Ale Chile dało radę strzelać gorzej niż ci spętani presją (powtórzcie sobie strzał Hulka) gracze. Oczywiście, że wielka walka, wielki mecz i wielki żal, że Chile nie grajdalej. Ale też i wielkie frajerstwo, bo tak dogodnaokazja na zemstę (Brazylia wcześniej bodaj trzykrotnie już wyrzucała Chile z mistrzostw) może się nie powtórzyć.
HOLANDIA: 4
Van Gaal do spółki z Robbenem zepsuł Wołkowi kupon w ostatnich sekundach. Gracz Bayernu padł z głodu, ale w pierwszej połowie mieliśmy dla równowagi do czynienia z najbardziej oczywistym niegwizdniętym karnym turnieju. Arjen dostał po nogach od jednego obrońcy, a potem jeszcze wycięty przez drugiego – żaden z Meksykanów nie trafił w piłkę. Pojawia się więc dylemat: jak traktować to zwycięstwo? Sędzia przyłożył rękę “naprawiając” jeden błąd drugim.
Boiskowo Holendrzy skorzystali z tego, że Meksyk spróbował zaparkować autobus, choć fachowcem od tego nie jest. Zwiodło ich przekonanie o łatwości urządzenia powtórki meczu z Brazylią, ale zapomnieli o dwóch kwestiach: Ochoa nie da rady zawsze wyłapać kilku setek. No i Holandia jest lepiej poukładana od Canarinhos.
Oranje kolejny raz pokazali mądry, bezlitosny futbol. Bazujący na wykorzystywaniu błędów rywali, nie tylko indywidualnych, ale i taktycznych. Znamienne, że Van Gaal po meczu przyznawał jak wiele dała jego drużynie przerwa na wodę, dzięki której mógł na spokojnie przekazać piłkarzom instrukcje przejścia na plan B. Ten, który wypalił.
MEKSYK: 4+
Meksyku, kibicowali ci wszyscy. Za nieuznane bramki z Kamerunem. Za Ochoę. Za trenera Herrerę i nieprawdopodobny team spirit w ekipie. Nawet za seksowne reporterki. Gdy odpada taki zespół jak Meksyk człowiek zaczyna żałować, że w MŚ nie ma meczów o miejsca 9-16. Pooglądalibyśmy jak mierzy się ta banda z Chile, USA i Algierią. Jeszcze trochę pocieszyli się ich obecnością, a nie już żegnali. Sami są sobie jednak winni. Cofnęli się z Holandią za bardzo, zamiast grać swoje i prowadzić grę. Zamiast kontrolować piłkę w środku pola, oddali ją Van Gaalowi, a to za sprytny facet, by pozwolił na wyłączenie swoich piłkarzy. Ale zapamiętamy ten zespół, mundialową maskotkę. Mogło być jednak lepiej.
KOLUMBIA: 5
Kolumbia zgodnie z rodzimą tradycją wciąga nosem kolejnych rywali. Urugwaj miał tyle szans co samotny gringo w walce z kartelem. Szefem tego gangu James Rodriguez, 22 lata, żona, dziecko, a religijny tak, że razem z Enyamą (pseudonim “Pastor”) mogliby założyć całkiem nieźle prosperujący kościół. Wyłączyli Urugwajowi prąd, dali im trochę pohasać w końcówce, ale generalnie był to najbardziej jednostronny mecz tej rundy. Wisienką na górze koksu torcie gol Jamesa, po którym zakończono konkurs na bramkę turnieju.
URUGWAJ: 3-
Urugwaj bez Suareza okazał się zespołem bezzębnym. Niezdolnym ukąsić Kolumbię. Nie było gryzienia trawy, tej piany na ustach. Wyszli na boisko, postatystowali, a zagrali nieco odważniej dopiero wtedy, kiedy przeciwnik na to pozwolił. Przykład drużyny kontrolowanej przez rywala. Zbyt ograniczonej. Co miało się zdarzyć u nich ważnego, zdarzyło się z Suarezem na boisku. Mecze z Kostaryką i Kolumbią natomiast przegrane gładziutko.
KOSTARYKA: 4
Spodziewaliśmy się po nich więcej? W sumie tak, przecież to rewelacja fazy grupowej, a mierzyła się z Grekami, u których największym piłkarskim wirtuozem jest facet, który całkiem sporo czasu spędził w szatni z Józkiem Wandzikiem. Kostaryka dała się jednak zdominować. Gdyby natrafiła na jakikolwiek zespół, który jest przyzwyczajony do posiadania piłki w większym niż trzydziestoprocentowym wymiarze, to by przegrała.
Ale przetrwała. Pokazawszy mało, łącznie ze dwie akcje i szczura wpełzającego do bramki obok ręcznikowatego Karnezisa, ale ich przygoda trwa. Są dziewięćdziesiąt minut od STREFY MEDALOWEJ. Mokry sen co trzeciego plantatora bananów na świecie już się ziścił. Pamiętajmy jednak, że Oranje uniknęli dożynki dogrywki z Meksykiem, podczas gdy Campbell ostatnie spędził na szukaniu miejsca, w którym najmniej męcząco się stoi. Oddychanie rękawami w przypadku Kostaryki to bardzo pobłażliwe określenie.
GRECJA: 3+
No więc Kostaryka wynalazła sposób na Grecję. Przez lata autobus dowoził Helladę ich na mistrzowskie imprezy, dał im kiedyś złoto, ale może wreszcie ktoś pójdzie po rozum do głowy. Wystarczy oddać piłkę Grekom i tyle w temacie. Na ich cofnięcie zareagować jeszcze głębszym cofnięciem się, a kompletnie się pogubią. Z Kostaryką potrafili iść w piątkę na dwóch i nie stworzyć z tego setki, ba – nie skończyć tego nawet anemicznym strzałem. Rywal ledwo dyszał, grał w osłabieniu, nie miał sił. Ale Keylor Navas był gdzie powinien w kluczowych momentach i to wystarczyło. Zespół o niebo lepszy bez piłki niż z piłką.
Żal u Greków tylko Gekasa. Bardzo dobrze wykonał karnego, a teraz będzie przez lata uważany za symbol zmarnowanej szansy na ćwierćfinał. Nie zasłużył na to.
FRANCJA: 4
Ochy i achy były oparte na demolce ze Szwajcarią oraz na tym, że pierwszy raz od niepamiętnych czasów się nie kłócą. Naprawdę dobra drużyna potrafiłaby jednak pokazać świetny futbol we wszystkich trzech meczach grupowych, Francja zachwyciła tylko raz. Może to więc po prostu Helweci popełnili wtedy piłkarskie harakiri? Byli tak beznadziejni, a nie Tricolores tak dobrzy? Pozostałe trzy mecze to zupełnie inne tony. Z Nigerią wygrali zasłużenie, ale pomęczyli się solidnie, długimi okresami wyglądali słabo. Owszem Les Blues mają wszystko, by przejść Niemców, ale faworytem tego starcia nie będą. Są piłkarską definicją nieprzewidywalności, gdzie prawdopodobne zarówno odpadnięcie z kretesem jak i wygranie wszystkiego. Jedyne co pewne u Francuzów, to stałe fragmenty Valbueny – nikt nie bije ich na tym turnieju lepiej i tak już zostanie.
NIGERIA: 3+
Dwie różne połówki, dwie różne drużyny. Nigeria z pierwszej połowy mogła to nawet wygrać, toczyła bój z Francuzami na mniej więcej równych prawach. Nigeria z drugiej połowy natomiast najwyraźniej strajkowała z powodu braku premii finansowej, tak przynajmniej wyglądali.
Nikt po tej drużynie płakał nie będzie. Fajnie wyglądał Emenike, Musa miał przebłyski, ale dajcie spokój, całościowo to byli jednak nudziarze. Może na innym turnieju docenialibyśmy ich bardziej, ale tu, gdzie ekipy pokroju Chile, Meksyku, Algierii i USA odpadły na tym samym poziomie co Super Orły, trudno pochylać się nad nimi dłużej. Wstydu nie przynieśli, ale za miesiąc zapomnimy z kim grała w 1/8 Francja.
NIEMCY: 5-
Ale słabi ci Niemcy, w regulaminowym czasie nie pokonali Algierii! – tak mógłby wypowiedzieć się tylko kibic siatkówki albo waterpolo. Generalnie ktoś, kto meczu nie widział. Ci, którzy oglądali to jedno z najlepszych starć mistrzostw, wiedzą, że obie drużyny zagrały bardzo dobrze i obie zasługują na szacunek. To aż tak proste. Nie ma co dorabiać wielkiej filozofii. Niemcy zagrali świetny mecz, z gwiazdą Neuerbauerem w roli głównej. Algieria też zagrała świetny mecz, właściwie jeszcze lepszy biorąc pod uwagę ich potencjał, ale z drugiej strony została ostatecznie zamęczona i zdominowana.
Niemcy dołożyli nie cegiełkę, ale cały mur do tego, żeby stworzyć z meczu w Porto Alegre zapadające w pamięć widowisko, nie odbierajmy im tego. Zapamiętajmy też, że nawet pod koniec dogrywki wyglądali fizycznie naprawdę nieźle. Roboty. Współczujemy Francji.
ALGIERIA: 5
Bój z niemieckimi robotami mógł skończyć się nawet przy sprzyjających wiatrach zwycięstwem, ale gros kontr w zarodku uśmiercił Neuer. Mimo wszystko toczyć długimi minutami otwarty bój z Niemcami, stwarzać sobie świetne sytuacje, a ostatecznie dowieźć remis po 90 minutach? Szymkowiakowy szacuneczek. Szczególnie, że potrafili się jeszcze podnieść przy 0:2 i strzelić bramkę, kiedy już nikt się nie spodziewał. Ambicją i walką mogliby obdzielić pół Ekstraklasy i reprezentację Polski. Ta ostatnia przyzwyczaiła nas do odpadania z wszelkich turniejów i eliminacji. Daj Boże, żeby choć raz odpadła jak Algieria!
ARGENTYNA: 2+
Da się sprawić, żeby CKM był ostatecznie w boju równie groźny co pistolet na wodę? Dla Sabelli nie ma rzeczy niemożliwych. To nie uczeń Passarelli, to popłuczyny po tamtym trenerze. W rezultacie oglądamy jedną z najbrzydszych wersji Albicelestes w historii. Wstydzę się za Argentynę, choć im nie kibicuję, ale po piłkarsku się wstydzę, że zespół z takim potencjałem, z taką historią, z cieniem Maradony na plecach, gra tak spektakularną kaszanę. Gdyby nie Messi, który wziął całą drużynę na plecy, nie wyszliby z grupy. Tak jest, powiedziałem to: bez Leo Albicelestes siedzieliby już w boskim Buenos. Ze Szwajcarami stworzyli jedno z najgorszych widowisk tych mistrzostw, w czym największa ich zasługa, bo po Helwetach należało się spodziewać murarki. Ale że Argentyna będzie tak bezradna w jej obliczu? Być może Belgia na pierwszy poważny test będzie musiała poczekać do półfinału. Sorry, taką mamy drabinkę.
SZWAJCARIA: 3+
Morderstwo futbolu, jakie oglądaliśmy we wtorkowe popołudnie, miało dwóch ojców. Tego z Alp trudniej jednak winić, bo w ten sposób na Argentynę ustawiłoby się 96.7 % drużyn, nawet, jeśli jest to Argentyna wybrakowana. Kombinowali nieźle: w karnych mieliby przewagę. Mniejsza presja i o wiele lepszy fachowiec w bramce. Plan nie wypalił, bo Messi musi mieć jakiś przebłysk geniuszu w każdym meczu, nawet, jeśli tylko jeden. Do tego Papież Franciszek w ostatniej minucie skierował piłkę na słupek zamiast do bramki i było po herbacie.
Z jednej strony – realizowali skrzętnie swój plan. Z drugiej – rywal był słaby jak nigdy, chwiał się sam, była wielka szansa go dobić. Tak czy inaczej nie żałujemy, że Helweci odpadli, oglądanie ich do przyjemności nie należało.
BELGIA: 4+
Czerwone Diabły smażyły w drugiej połowie Amerykanów na gorącym ogniu. Przypiekały, kłuły widłami, wreszcie w dogrywce podziurawiły. Belgowie wyglądali momentami naprawdę świetnie. Zorganizowani, wyrachowani, potrafiący przyspieszyć, zwolnić. Problem w tym jednak, że nie było tak zawsze. Fragmenty znakomitej gry przewlekali takimi, które dawały do myślenia. Pierwsza połowa z USA raczej średnia, ale okej, może badali rywala, wszystko do zrozumienia. Jednak fakt, że dali się zepchnąć do defensywy przy prowadzeniu 2:0 w dogrywce, że dali sobie wyrwać z rąk kontrolę nad meczem, musi obniżać ich notę. Mieli szczęście, że Amerykanie nie doprowadzili do karnych. Zresztą gdyby Wondolowski nie był skażony polskim pechem mogło ich już nie być w turnieju. Nie zapominając o dobrej grze, trzeba pamiętać o tym, że słabe punkty były i to wyraźne.
USA: 4+
Ależ ten zespół w drugiej połowie nie istniał. Równie dobrze mogli zejść z boiska i zostawić na nim samego Howarda, mniej więcej na to samo by wychodziło. Gdyby nie Tim to mogło zakończyć się bagażem bramek, inny golkiper miałby zakwasy od ciągłego wyciągania piłki z siatki. Ale Howard to też część tej drużyny, pracuje więc na ogólną notę, a zaserwował nam jeden z najspektakularniejszych występów w tych mistrzostwach.
Trzeba też Amerykanów szanować też za to, jak rzucili się do gardła Belgom pod koniec meczu. Strzelili gola, a rozegranie rzutu wolnego… bajka, po tym powinien paść gol. Jednocześnie nie zasłużyli na karne (bo byli o klasę gorsi od Belgów w przekroju cAŁlego meczu) a i zasłużyli (bo w końcówce mieli takie sytuacje, które należało zamienić na bramkę, poza tym zabiegali rywala). Kolejny zespół, który koniec końców tylko i aż kontynuował tradycję pięknego odpadania.
Leszek Milewski