15 sierpnia, Biała Podlaska, zbliża się 20:00, III liga, IV grupa, 2. kolejka. Lokalne Podlasie podejmuje przyjezdną Wieczystą. Dwudziestoczteroletni Artur Renkowski pręży się obok siedemdziesięcioczteroletniego Franciszka Smudy. Fotka z gatunku wnuk i dziadek, uczeń i mistrz, młody piłkarz i wiekowy szkoleniowiec. A oto na murawie ścierają się wizje dwóch trenerów – Renkowskiego i Smudy, których dzieli pół wieku w dowodach osobistym, a na co dzień łączy wykonywany zawód.
Urodził się w 1998 roku. Przebrnął przez wszystkie szczeble młodzieżowej piłki w akademii Jagiellonii Białystok. Kopał z Patrykiem Klimalą, Przemysławem Mystkowskim czy Pawłem Olszewskim. Jeszcze za czasów rządów Michała Probierza dostał szansę występu w dwóch sparingach seniorskiej drużyny Dumy Podlasia. W kolejnych latach występował w rezerwach Jagi, Podlasiu, Orlętach Radzyń Podlaski i Huraganie Międzyrzec Podlaski. Nie miał wielkiego talentu, więc szybko zawiesił buty na kołku, żeby na poważnie zająć się trenerką – z powodzeniem prowadził ekipę U-17 TOP-u 54 Biała Podlaska w rozgrywkach Centralnej Ligi Juniorów, a krótko po fuzji tego klubu z Podlasiem Biała Podlaska objął trzecioligowy zespół i został najmłodszym trenerem w powojennej historii Polski.
Kopnął mnie zaszczyt dodzwonienia się do najmłodszego trenera powojennej historii polskiego futbolu.
Taka tam ciekawostka.
Całkiem miła.
Taki trend panuje w światowej piłce, że stawia się na młodych trenerów. I jestem tego beneficjentem.
Denerwuje cię już trochę taka łatka?
Delikatne medialne zainteresowane jest całkowicie naturalne. Rzadko zdarza się, żeby tak młody człowiek dostał taką szansę na takim stanowisku w tej branży. Jestem przygotowany, że ta sensacyjka będzie bumerangowo nawracać za każdym razem, kiedy zrobi się o mnie ciut głośniej.
Dzwonię po historię jednego zdjęcia. Podlasie Biała Podlaska podejmuje Wieczystą Kraków. Na jednej ławce trenerskiej – Artur Renkowski. Na drugiej ławce trenerskiej – Franciszek Smuda.
Nie było żadnej dłuższej konwersacji, nie wiąże się z tym spotkaniem żadna większa opowieść.
Pięćdziesiąt lat różnicy między jednym a drugim szkoleniowcem.
Tyle, że przywitaliśmy się przed meczem, zapozowaliśmy do wspólnego zdjęcia.
Smuda to reprezentant starej myśli szkoleniowej. Myśli, która niekoniecznie musi być ci bliska.
Uznani młodzi szkoleniowcy z wyższych poziomowych rozgrywkowych, chociażby trener Dawid Szulczek, mawiają, że nie da się kupić doświadczenia, które latami nabywali fachowcy starszej daty. To są tysiące przepracowanych dni, setki napotkanych sytuacji, dziesiątki przewalczonych problemów. I może nie korzystają tak sprawnie i chętnie z nowinek technologicznych i nie śmigają na programach do analizy, ale wiedzą zdecydowanie więcej o reagowaniu na wydarzenia boiskowe, bo w tej kwestii doświadczenie jest akurat nieprzecenione.
Ale może też gubić, bo piłka nożna ciągle poddaje się rewolucyjnym wiatrom.
Młodzi trenerzy, bazujący na dostępie do wielkiej bazy danych współczesnego świata, mogą nadrabiać swoim przygotowaniem, kompetencjami, pomysłem. Internet przyniósł mnóstwo możliwości. Cieszę się, że urodziłem się w czasach, w których za pośrednictwem kilku kliknięć myszki czy kilku ruchów palca po ekranie mogę obejrzeć i przeanalizować prawie każdy mecz pod każdą szerokością geograficzną.
„Może młodzi trenerzy nie boją się ryzyka, bo nie dostawali linijką po rękach?”
Z dużą dozą szacunku do siwego włosa wypowiadasz się o starszych trenerach. Nie jest trochę tak, że tobie samemu brakuje jakiegokolwiek doświadczenia?
Nie ukrywam tego. Brakuje mi doświadczenia. Nieprzypadkowo tak skompletowałem sztab, żeby na co dzień otaczać się bardziej doświadczonymi ode siebie.
Czym właściwie – jako dwudziestoczteroletni żółtodziób – przekonałeś do siebie władze Podlasia Biała Podlaska?
Zarząd Podlasia wiedział, jak pracowaliśmy w akademii, w drużynie U-17, ale od początku przedstawiałem mu też klarowną wizję na cały rozwój klubu z uwzględnieniem potencjału całej organizacji i całego miasta. Do Białej Podlaskiej można ściągać młodych piłkarzy, wokół nich tworzyć ciekawy projekt. Średnia wieku zespołu wynosi jakieś dwadzieścia dwa lata, pewnie nawet trochę mniej, zrobiliśmy odpowiednie transfery pod preferowany przeze mnie styl gry, pomysł jest klarowny, ale tak, zatrudniając mnie, zarząd trochę ryzykował…
Długo trwał proces rekrutacyjny? Wszystko musiałeś przedstawić na rzeczowych liczbach, wyrazistych slajdach, mięsistych prezentacjach?
Podszedłem do sprawy bardzo konkretnie. Dość powiedzieć, że po jednej godzinie poświęciłem na przedsezonową rozmowę z każdym zawodnikiem. Chciałem szczegółowo przedstawić ogólny plan budowy – jak będzie wyglądał zespół, co nie funkcjonuje, co jest do poprawy, co będę zmieniał, co będę wprowadzał, jak widzę grę, jak widzę rolę danego zawodnika, z kim ten piłkarz będzie rywalizował na swojej pozycji. Jestem młody, niedoświadczony, świeży. Wiedziałem, że muszę kupić szatnię. Gracza po graczu. Przed przerwą wakacyjną wszyscy mieli wiedzieć, na czym stoją, a wcześniej i w międzyczasie równie konkretnie i szczegółowo komunikowałem się z zarządem.
Jeśli osiągniesz sukces i zrobisz karierę w branży, najpewniej będziesz podawany jako przykład szkoleniowca nowej ery. Takiego, który nie zaznał mitycznego zapachu szatni, ale przecież niewiele będzie w tym wszystkim prawdy. Przebrnąłeś przez wszystkie szczeble młodzieżowej piłki w akademii Jagiellonii Białystok, a twoi dawni koledzy z zespołu robią ładne kariery – Patryk Klimala, Przemysław Mystkowski czy Paweł Olszewski.
Liczyłem na dużą karierę. Byłem i jestem ambitny, jak pewnie każdy w tym środowisku. Czy jednak mam czego żałować? W juniorach Jagiellonii Białystok nie brakowało jeszcze bardziej utalentowanych chłopaków, którzy też nie przebili się do poważnej seniorskiej piłki. Taki Mateusz Ostaszewski miał opinię bardzo zdolnego, w Borussii Dortmund kopał z Christianem Pulisiciem, a mniej więcej równocześnie ze mną zawiesił buty na kołku, bo nie zadowalał go poziom trzeciej ligi.
Sam niekiedy wspominasz, że brakowało ci umiejętności.
Wiedziałem, że niczego większego nie zwojuję. Coś tam potrafiłem, ale pewnie nie na szczebel centralny, więc nie zależało mi na ciągnięciu tego w nieskończoność w jakiejś irracjonalnej nadziei, że kiedyś mi się poszczęści. Tym bardziej, że mogłem pójść w trenerkę, dostałem fajną szansę w U-17, wkręciłem się i szybko zrozumiałem, że to kierunek, w którym chce iść i w którym mogę być dobry. Już wcześniej oglądałem mnóstwo meczów. Po każdym swoim występie zastanawiałem się, dlaczego spotkanie potoczyło się tak, a nie inaczej, interesowała mnie analityczna strona tego sportu.
Zdarzyło ci się zagrać w sparingowych meczach Jagiellonii za czasów Michała Probierza.
Dostałem szansę w dwóch sparingach.
Podpatrywałeś warsztat Probierza?
Skończyło się tylko na tych dwóch sparingach, nie uczestniczyłem w żadnym treningu. Nic nie pamiętam, za duże emocje przedmeczowe, nie jestem w stanie powiedzieć nic o warsztacie trenera Probierza, bo nie przypominam sobie nawet ani jednego jego słowa z odprawy w szatni.
Z większą swadą i radością opowiadasz o trenowaniu niż graniu.
Zdecydowanie wolę prowadzić zespół niż wychodzić na murawę. Kiedy byłem jeszcze młodszy, frapowały mnie momenty, kiedy jedna drużyna zyskiwała kontrolę nad grą, a druga wycofywała się do defensywy, zastanawiał mnie ten mechanizm, próbowałem go zrozumieć. Fascynował mnie wpływ trenera na styl i sposób grania konkretnych klubów. Może też dlatego pięć lat temu zapisałem się na studia do Białej Podlaskiej. Wiedziałem, że prędzej czy później będzie to kierunek, na który się zdecyduję i który obiorę, choć naturalnie jeszcze wtedy roiłem sobie, że zdołam zagrać wyżej niż w tej trzeciej lidze. Ale już dwa czy trzy lata temu bardziej zdecydowanie nakierowałem swoją drogę w stronę trenowania.
Jesteś wyznawcą twardej filozofii czy siły meczowego game-planu?
Jedno drugiego nie wyklucza. Trener powinien mieć swoją filozofię. Kilka żelaznych założeń własnej wizji, rozróżnienie kluczowych kwestii, chociażby propozycję odpowiedzi na pytanie: utrzymywanie się przy piłce i narzucanie własnych warunków kreacji czy wciąganie przeciwnika na własną połowę i wykorzystywanie wolnych przestrzeni? Konsekwentną wiarę we własną filozofię gry w piłkę nożną widać chociażby u trenera Janusza Niedźwiedzia. Jest pomysł i ciągłość, są zasady i prawidła, niezależnie od poziomu rozgrywkowego i prowadzonego klubu.
Ja też przez ostatni miesiąc pracy w Podlasiu Biała Podlaska próbowałem wdrożyć założenia mojego spojrzenia na futbol. Sprofilowanie ról i pozycji. Kiedy ścinać na wolne pola? Jak poruszać się między strefami? Co robić w środku pola, a co robić na bokach? Przekazanie tej wiedzy było dla mnie niezwykle istotne w kontekście upoważnienia mojego wejścia zespół, ale współcześnie w piłce seniorskiej niewiele byłoby z tych programów i idei, gdyby zaniedbywane zostało przygotowanie strategii pod konkretny mecz i konkretnego przeciwnika. Można mieć ulubioną filozofię czy strukturę, ale nie należy ślepo trzymać się swojego założenia, jeśli akurat jakaś zmiana pozwoli wyeksponować słabość systemową rywala.
Na palcach jednej ręki można policzyć zespoły, który urwały punkty Wieczystej Kraków, ta sztuka udała się twojemu Podlasiu Biała Podlaska.
Pewnie zabrzmi to banalnie, ale przed meczem nastawialiśmy na wygraną. Wiem, że to Wieczysta Kraków, że Augustyn, że Moulin, że Majewski, że Mak, że Peszko, że Smuda, ale już nie takie rzeczy się w piłce zdarzały.
Myślę, że od kilku lat każdy kolejny rywal Wieczystej podchodzi do tematu w podobny sposób, a potem kończy się workiem piłek wyjmowanych z własnej bramki.
Okazja była wyjątkowa. Otwieraliśmy zmodernizowany stadion. Kibice zapełnili trybuny. Doping niósł piłkarzy.
Prowadziliście przez większość meczu po pięknym trafieniu Dawida Nojszewskiego.
Jeśli ktoś oglądał ten mecz z Wieczystą i na jego podstawie wyrabiał sobie zdanie na temat mojego pomysłu na Podlasie Biała Podlaska, to muszę stanowczo zaprotestować, zaoponować i zaprzeczyć, bo to absolutnie nie jest moja wizja futbolu. Chcieliśmy rzucić się do wysokiego pressingu, ale boisko nas zweryfikowało – nasze zakusy uniemożliwiła jakość indywidualna piłkarzy Wieczystej. W pierwszej połowie udało nam się kilka akcji doskokowych, pojawiły się odbiory na połowie rywala, ale na dłuższą metę musieliśmy bronić się niżej, skupiać się na neutralizowaniu atutów Wieczystej, szczególnie między strefami, dlatego zmieniliśmy trochę ustawienie w obronie. Ale i tak tacy Majewski, Peszko czy Mak doskonale obracali się kierunkowo z naszymi piłkarzami na plecach i zdobywali przestrzeń. W ogólnym rozrachunku było nam bardzo ciężko.
Aktem śmiałości byłoby ruszenie na Wieczystą z otwartą przyłbicą.
W Podlasiu zaszczepiam futbol odważny i intensywny, niebojący się nikogo, podejmujący wysoki pressing, ale oczywiście nie zawsze i wszędzie, bo są też takie przypadki – przeciwko takiej Wieczystej główną przeszkodą w realizowaniu planu okazała się klasa gwiazdorów rywali.
Franciszek Smuda zaskoczył jakimś taktycznym posunięciem?
W trzecioligowym debiucie Wieczystej z KSZO Ostrowiec, piłkarze trenera Smudy operowali mniej więcej w swoich strefach i sektorach, więc myśleliśmy, że zaskoczymy ich wysokim pressingiem. W meczu z nami byli jednak zdecydowanie bardziej mobilni, znacznie częściej zmieniali ustawienie, schodzili różnymi zawodnikami ze środka w boczne sektory. Zepchnęli nas do defensywy. W pierwszej połowie nie mieliśmy z tym większego problemu, mieli tylko jedną sytuację na samym początku spotkania. Ale w drugiej części gry podkręcili tempo, ruchliwi i nieuchwytni byli środkowi pomocnicy, do tego coraz częściej wchodzili w pojedynki i dryblingi, co przy takiej jakości ich zawodników pozwalało im tworzyć przewagi na skrzydłach. Uważam, że mogłem inaczej zareagować, zmienić ustawienie, ale to już takie moje przemyślenia, jak w przyszłości jeszcze bardziej uprzykrzyć życie Wieczystej przy zdobywaniu przestrzeni i zbliżaniu się do naszej bramki.
Wieczysta i jej kolejny piękny epizod. „III liga to dopiero początek”
Smuda mówił, że doping kibiców Podlasia był tak żywiołowy, że piłkarze Wieczystej nie słyszeli lwiej części jego komend. Taki remis na inaugurację zmodernizowanego stadionu tworzy falę entuzjazmu w skali lokalnego mikro-kosmosu. Bijecie się o awans?
Ostatnie sezony Podlasia Biała Podlaska w III lidze wiązały się z ciągłą walką o utrzymanie. Naszym celem jest spokojny środek tabeli. W klubie tonujemy nastroje. Na pewno nie będzie tak, że po dziesiątej kolejce zapanuje euforia i powszechny efekt „wow”, a potem nastąpi bolesny zjazd. Budujemy coś trwalszego i nieefemerycznego, nie na chwilę, nie na moment. Chcemy częściej zapełniać stadion, żeby to wszystko rozrastało się jeszcze bardziej, a najłatwiej o zainteresowanie kibiców i sponsorów, gdy zgadzają się styl i wyniki.
W dłuższej perspektywie chciałbyś pewnie pójść drogą wspomnianego Dawida Szulczka, bo na zaczątki porównań do Juliana Nagelsmanna jeszcze bardzo za wcześnie.
Uwierz mi, że nie projektuję sobie przyszłości, że nie zajmuje mnie szukanie analogii w świecie większego futbolu. Trzy lata temu nie przypuszczałem, że w takim czasie i wieku zostanę trenerem. Dwa lata temu nie spodziewałem się, że tak szybko poprowadzę drużynę U-17. Roku temu w życiu nie powiedziałbym, że tak błyskawicznie otrzymam szansę objęcia stanowiska szkoleniowca w seniorskiej drużynie na poziomie III ligi. Chcę zbudować coś charakterystycznego i rozpoznawalnego. Piłka nożna jest tak dynamiczna, że może nie zmienia się jeszcze z dnia na dzień, ale z miesiąca na miesiąc? Już tak, to żywe środowisko, a przecież żywot trenera jest jeszcze bardziej nieprzewidywalny.
ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK
Czytaj więcej o niższych ligach:
- Moulin: – Gol z Realem? Każdy o tym marzy, specjalnie grałem bliżej ich bramki!
- Saganowski: „No limits” to bajka. W Motorze Lublin nie było różowo
- Dlaczego Motor Lublin wciąż tkwi w 2. lidze?
- Dlaczego Wigry Suwałki wycofały się z rozgrywek?
- Mazur: Awans podtrzymałby Wigry przy życiu, ale nie uratował
- Czy polska piłka potrzebuje silnej Polonii Warszawa?
Fot. Podlasie Biała Podlaska/Cezary Hince