Reklama

Dlaczego Wigry musiały wycofać się z rozgrywek?

Kacper Bagrowski

Autor:Kacper Bagrowski

25 czerwca 2022, 15:06 • 7 min czytania 44 komentarzy

To już pewne. Wigry Suwałki żegnają się ze szczeblem centralnym, jednak jest to odejście z klasą. Wydaje się, że podjęto odpowiedzialną, racjonalną decyzję, wynikającą z chłodnych kalkulacji. Co działo się w klubie i dlaczego zarząd był zmuszony wycofać go z rozgrywek?

Dlaczego Wigry musiały wycofać się z rozgrywek?

Wigry spędziły szmat czasu na poziomie centralnym. W 2008 roku awansowały do drugiej ligi. W 2015 awansowały szczebel wyżej i spędziły tam sześć sezonów. Z pozoru niewiele wskazywało na to, że zespół z Suwalszczyzny może opuścić drugą ligę. Kilka dni temu zespół wrócił do treningów, a klub przedłużył kontrakt ze swoim trenerem, Grzegorzem Mokrym. Miniony sezon był dla nich bardzo udany, w końcu niedawno udało im się zakwalifikować się do baraży o awans na zaplecze Ekstraklasy. Jednak w sobotę, 25 czerwca opublikowano oficjalne oświadczenie zarządu. Dlaczego musiało do tego dojść?

Plan dwuletni

Po spadku z pierwszej ligi w Suwałkach postawiono jasne zadanie – powrót na zaplecze Ekstraklasy w ciągu dwóch najbliższych sezonów. Na ten cel zabezpieczono środki. Miasto było gotowe na dwa lata wspomagania klubu na poziomie drugiej ligi. Koszty gry w pierwszej i drugiej lidze są zbliżone, ale zyski na wyższym szczeblu rozgrywkowym – nieporównywalnie większe. W Suwałkach bardzo liczono na pieniądze z praw telewizyjnych, które wpływały do klubu, kiedy ten grał w pierwszej lidze. Dodatkowo zarząd miałby wówczas lepszą pozycję negocjacyjną w rozmowach ze sponsorami.

Biało-niebiescy dwukrotnie dochodzili do baraży. I dwukrotnie w nich polegli.

Reklama

W Wigrach liczono się z tym, że w przypadku braku awansu w tym sezonie sytuacja w klubie może stać się bardzo trudna. Już w styczniu doszło do spotkania władz klubu ze sponsorami, gdzie przekazano im te informacje. To właśnie tam padło ostrzeżenie o możliwości potencjalnego wycofania się z rozgrywek.

Piłkarze o tym jednak nie wiedzieli. Docierały do nich wiadomości, że w klubie może być po prostu mniej pieniędzy, że trzeba będzie stawiać na młodzież, powalczyć w Pro Junior System. Sygnałem, który wzbudził duży niepokój były przeciągające się negocjacje kontraktowe. Trener Grzegorz Mokry budowę zespołu na sezon 2022/2023 rozpoczynał z zaledwie czterema zawodnikami z ważnymi kontraktami, o czym mówił w przededniu rozpoczęcia treningów.

– Od poniedziałku zaczynamy czterotygodniową pracę nad zbudowaniem zespołu niemal od podstaw. Czeka mnie bardzo ciężkie, ale wierzę też, że i wdzięczne zadanie. O tym, jak wielka jest skala problemów, niech świadczy fakt, że dzisiaj ważne kontrakty ma tylko czterech piłkarzy. W tym tylko jeden, który był w wyjściowym składzie barażowego meczu z Motorem Lublin – opowiadał Mokry cytowany przez portal suwalki24.pl

Tym jedynym piłkarzem, o którym wspominał trener był Tomasz Lewandowski. Oprócz niego ważne umowy mieli Patryk Mularczyk, Kosei Iwao i rezerwowy bramkarz – Piotr Słowikowski. Rozmowy z niektórymi graczami trwały, ale przede wszystkim na szkoleniowca Wigier czekały wagony zawodników testowanych i juniorów. To na nich miała opierać się kadra zespołu z Suwałk w nadchodzących rozgrywkach.

Klub chciał także poczekać na zawodników, którzy pod koniec okienka nie znajdą zatrudnienia bądź zostaną odrzuceni przez pierwszoligowców, a także bogatsze kluby drugiej ligi. Przedefiniowano cele – z walki o awans na walkę o utrzymanie. Teraz w Wigrach nie byłoby żadnych argumentów sportowych, które pozwalałyby realnie myśleć o pierwszej lidze.

Reklama

Z powodu cięć budżetowych nie udało się porozumieć między innymi z bramkarzem, Hieronimem Zochem.

– Trudno mi teraz cokolwiek powiedzieć, bo Wigry przez lata były mi bardzo bliskie. Rozegrałem tu siedem sezonów, grywałem jako kapitan. Dochodziły do nas sygnały, że może być krucho z pieniędzmi. Usłyszałem gdzieś nawet, że będą chcieli postawić w bramce młodzieżowca, aby być wyżej w Pro Junior System. Rozmawialiśmy z klubem na temat przedłużenia kontraktu, ale nie doszliśmy do porozumienia. Dwa tygodnie temu opuściłem klub i szukam nowego pracodawcy. Mam rodzinę, dwójkę dzieci, muszę mieć stabilizację finansową. Nie tylko ja jestem w takiej sytuacji, są w klubie piłkarze, którzy też mają rodziny na utrzymaniu i muszę myśleć przede wszystkim o tym. Jest mi bardzo przykro, bo nie spodziewałem się, że los Wigier potoczy się w ten sposób – mówił były już bramkarz zespołu z Suwałk.

Chłodna kalkulacja

Decyzja – choć niezwykle przykra i bolesna – wydaje się być racjonalna, kiedy przyjrzymy się bliżej sytuacji klubu. W budżecie Wigier brakuje około miliona złotych. Czy można winić sponsorów klubu? Nie bardzo. Obecna sytuacja w kraju i rosnąca inflacja sprawiają, że większość lokalnych firm wspierających klub bardziej martwi się o swój los i przetrwanie. Nawet gdyby każdy z nich dorzucał do klubowej kasy 5-10 tysięcy złotych, niewiele by to zmieniło.

Czy miasto było w stanie uratować klub? Rządowe regulacje obcięły ostatnio budżety samorządom, nie uniknęły tego także Suwałki. Urzędnicy co miesiąc przelewali Wigrom ok. 110 tysięcy złotych, co i tak jest już naprawdę dużą dotacją, biorąc pod uwagę zespół grający na trzecim poziomie rozgrywkowym. Miasto musiało dzielić też dotację na sport między piłkę nożną, badmintonem, w którym klub SKB Litpol-Malow został mistrzem Polski, a także siatkówką. Sukces w tej ostatniej dyscyplinie również w jakimś stopniu przyczynił się do upadku Wigier.

Zespół Ślepsk Malow Suwałki gra bowiem w siatkarskiej PlusLidze, czyli na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Polsce. Transmisje z meczów tej ekipy są regularnie pokazywane w telewizji, co jest niezwykle atrakcyjne dla sponsorów. Dlatego też w ostatnich latach lokalne firmy albo podzieliły pieniądze przeznaczane na sport pomiędzy Wigry a Ślepsk, albo całkiem porzuciły wspieranie piłki nożnej na rzecz siatkówki.

W tym sezonie nie było także premii związanej z klasyfikacją Pro Junior System. Wigry w poprzednich latach dzięki premiom wypłacanym przez PZPN zainkasowały łącznie ok. 3,4 miliona złotych. W sezonie 2021/2022 zespół z Suwałk uplasował się jednak na tyle nisko, że żadne znaczące pieniądze do klubowej kasy nie wpłynęły. Pierwszy raz od kilku lat. Zarząd klubu miał dojść do wniosku, że mimo chęci grania juniorami w nadchodzących rozgrywkach Wigrom i tak nie uda się wyprzedzić w klasyfikacji drugoligowej konkurencji. Na stadion przychodziło coraz mniej kibiców. Nawet mecz barażowy z Motorem czy pucharowy z Legią Warszawa nie były w stanie zapełnić obiektu.

Pieniędzy było więc coraz mniej, a wydatki wciąż rosły. Rosnące ceny sprawiły, że koszty noclegów dla zespołu wzrosły z 4-5 tysięcy złotych, do 7-8 tysięcy. Klubowi nie pomaga położenie geograficzne. Najkrótszy dystans, który musieli pokonywać piłkarze na mecze wyjazdowe to około 300 kilometrów. Teraz gdy do II ligi spadł Stomil Olsztyn, byłoby to 200 kilometrów. To nie zmienia faktu, że większość podróży zespołu z Suwałk to wyjazdy bardzo dalekie, generujące ogromne koszty. Wszyscy wiemy bowiem, jak w ostatnich miesiącach wzrosły ceny paliw. I o ile występująca w Ekstraklasie Jagiellonia może sobie na takie wyjazdy spokojnie pozwalać, o tyle dla klubu grającego na trzecim poziomie rozgrywkowym kolejny rok wydawania tak ogromnych pieniędzy na dojazdy jest nie do wytrzymania.

Można zaryzykować więc tezę, że Wigry są pierwszym klubem, który pokonała rozpędzająca się w Polsce inflacja. Pierwszym, ale czy ostatnim?

Wyjście z twarzą

Trzeba uczciwie przyznać jednak, że zespół z Suwałk rozstaje się z poważną piłką z klasą. Do samego końca klub był wypłacalny, nie zalegał z płatnościami, nikt nie musiał upominać się o pieniądze. Decyzja o wycofaniu się z rozgrywek była chłodną kalkulacją. Nikt nie chciał zadłużać spółki, nie chciano powtórzyć w Suwałkach scenariusza znanego, chociażby z Bełchatowa. Istniało bowiem poważne ryzyko, że Wigry wytrzymają w drugiej lidze już tylko pół roku i pójdą na dno jako potwornie zadłużony klub.

Nie chciano do tego dopuścić.

Przyszłość Wigier nie rysuje się jednak w jasnych barwach. Nie wiadomo, co zrobią teraz piłkarze, a także trener Grzegorz Mokry, który został w bardzo niekomfortowej sytuacji. Klub czeka mozolne odbudowywanie, za pomocą piłkarzy z regionu i młodych graczy z Centralnej Ligi Juniorów. Problem w tym, że jest ich niewielu. Dawniej zespół Wigier dysponował dwoma drużynami juniorów młodszych, teraz z ledwością udało im się złożyć jedną. Młodzi piłkarze dość szybko opuszczają region, ze względu na jego położenie geograficzne i fakt, że z Suwałk po prostu wszędzie jest daleko. Daleko jest też teraz do wielkiej piłki.

Wojciech Drażba, dziennikarz portalu suwalki24.pl i wieloletni kibic Wigier prognozuje, że przyjdzie nam czekać jeszcze długie lata, zanim ponownie ujrzymy ten klub na poziomie centralnym:

– Nie wykluczam, że tu powtórzy się scenariusz podobny do Widzewa Łódź czy Polonii Warszawa. Długie lata w ligach niższych, powolna budowa klubu. Może minąć nawet z 7-8 lat, zanim doczekamy się Wigier tak wysoko. I mówię to z bólem serca.

W nowym sezonie w drugiej lidze zagra najprawdopodobniej Hutnik Kraków, a biało-niebiescy wystartują w rozgrywkach IV ligi podlaskiej. Jej rywalami będą między innymi Cresovia Siemiatycze, Sparta Szpietowo, Krypnianka Krypno czy Promień Mońki. Pozostaje mieć nadzieję, że klub z tak dużymi tradycjami jak najszybciej powróci na szczebel centralny.

CZYTAJ WIĘCEJ O 2 LIDZE:

 

fot. FotoPyk/400mm.pl

Rodem z Wągrowca, choć nigdy nie pokochał piłki ręcznej. Woli tą kopaną, w wydaniu polskim i chorwackim. Student dziennikarstwa, który lubuje się w felietonach i reportażach. Miłośnik absurdu i Roberta Makłowicza.

Rozwiń

Najnowsze

Niższe ligi

Komentarze

44 komentarzy

Loading...