Reklama

Moulin: Gol z Realem? Każdy o tym marzy, specjalnie grałem bliżej ich bramki!

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

29 czerwca 2022, 10:06 • 16 min czytania 14 komentarzy

Thibault Moulin ma za sobą karierę, której wielu może mu zazdrościć. Grał w młodzieżowej reprezentacji Francji, strzelił bramkę Realowi Madryt w Lidze Mistrzów. Dotknął też drugiej strony: chciał kończyć z piłką, wylądował w szóstej lidze francuskiej. Teraz razem z Wieczystą Kraków awansował do trzeciej ligi i opowiedział nam o wszystkim, czego doświadczył na murawie.

Moulin: Gol z Realem? Każdy o tym marzy, specjalnie grałem bliżej ich bramki!

Jak często słyszałeś pytanie: dlaczego Wieczysta Kraków?

Ha, bardzo często! W zasadzie zawsze ludzie pytają mnie, czemu wybrałem ten klub. Dla mnie to było proste — byłem w rumuńskiej ekstraklasie, to był dobry poziom piłkarski, ale poza boiskiem… Nie było już tak przyjemnie. Miałem cztery czy pięć ofert, mogłem też zostać w Rumunii, ale odezwała się Wieczysta. Pamiętałem, jak żyło mi się w Polsce i chciałem tu wrócić. Podobało mi się też to wyzwanie: walka o kolejne awanse w tym klubie.

Twoja reakcja, gdy usłyszałeś, że zagrasz w czwartej lidze?

To jedyna rzecz, która nie jest idealna — poziom ligi. Poza tym jednak wszystko jest świetne: organizacja, atmosfera. Nie narzekam.

Reklama

Co takiego spotkało cię w Rumunii?

Typowa historia: miesiącami nie widzisz wypłaty. Moja drużyna funkcjonowała w taki sposób, że długo nie płacili nam należności. Pieniądze były jedynym problemem. Ciągle powtarzali nam, że zaraz zapłacą, a potem tego nie robili. Złożyłem skargę do FIFA, nadal czekam na wypłatę tych zaległości. Idąc do Rumunii byłem na to gotowy, opuściłem klub jako ostatni. Chciałem szanować naszą umowę, ale oni tego nie robili. Wiele zespołów postępuje w ten sposób, nie tylko tam, na całym świecie. W Polsce wygląda to poważniej.

Byłeś w Ankaragucu, tam mają takie same problemy.

Dokładnie — dopiero gdy poszedłem do FIFA, dostałem moje pieniądze. Plus jest taki, że tam po wygranych meczach wypłacali premie.

W Turcji spotkałeś jeszcze jedną anomalię: masowe transfery.

Jeśli nie dostajesz pensji przez trzy miesiące, możesz iść do FIFA i rozwiązać kontrakt, więc wielu piłkarzy odchodzi. Czujesz się, jakbyś trafiał do nowego klubu — co okienko wymieniana jest praktycznie cała kadra. Tak było, gdy przychodził do nas Michał Pazdan. Ja trafiłem tam na sam koniec okienka transferowego, zostałem wypożyczony.

Reklama

Wracając do Wieczystej: wszyscy mówią, że gdy ktoś tu przychodzi, chodzi tylko o pieniądze. Myślę jednak, że chodzi też o czerpanie radości z życia. Jesteśmy w fajnym miejscu, w ładnym mieście. Tak można żyć.

Gdybym chciał zarobić większe pieniądze, mógłbym wybrać inny kierunek. Na przykład Cypr, bo miałem ofertę z tego kraju. Nie chodzi tylko o to, tak jak mówisz — tutaj cieszę się życiem. Mamy jeden trening każdego dnia, mecz gramy na przykład w sobotę rano. Reszta to twój wolny czas. Przez 12 lat profesjonalnie w piłkę, żyłem w rygorze sportowca.

Czujesz, że zasłużyłeś na to, co masz, grając przez tyle lat na wysokim poziomie.

Jasne. Kontrakt jest dobry, nie ukrywam tego, ale to nie wszystko. Bardzo podoba mi się to, że chcemy co roku wchodzić na wyższy szczebel, to jakieś wyzwanie.

Ale czy zawodnik może czuć satysfakcję, grając na tak niskim szczeblu?

Nie, często to nic fajnego i przyjemnego. Po 15 minutach jest 3:0. Mam nadzieję, że jak najszybciej będziemy robić kolejne awanse, żeby rywalizować na lepszym poziomie.

Myślałem o tym, jak porównać satysfakcję z rozjeżdżania kolejnych rywali w czwartej lidze z tym, jaką frajdę dawała walka o mistrzostwo Polski z Legią Warszawa.

Czasami te wygrane przychodzą z trudem. Nasi rywale traktują mecz z nami jako najważniejsze wydarzenie sezonu. Chcą ciągle walczyć, każdy mecz wygląda tak, że jesteśmy cały czas faulowani, dlatego mamy dobry sztab medyczny. Dzisiaj (rozmawiamy przed pierwszym meczem barażowym – przyp.) mamy badania krwi, będą sprawdzać czy jesteśmy zmęczeni. Przeciwnicy są nastawieni głównie na to, żeby się bronić, stoją całym zespołem na własnej połowie. Cóż, mogło być łatwiej, niż jest. Wiadomo, że lepiej grać z rywalami, którzy też chcą atakować, wtedy na boisku jest więcej miejsca.

W minionym sezonie w krakowskiej piłce były dwie sensacje. Pierwsza: Wisła spadła z Ekstraklasy. Druga: przegraliście mecz.

Z tego co pamiętam, straciliśmy dwie bramki po rzutach karnych, mieliśmy z piętnaście szans na strzelenie gola. Nie zrobiliśmy tego, przegraliśmy 1:2, ale równie dobrze mogło się skończyć 7:2 czy 8:2. To był typowy dla nas mecz, nie różnił się niczym od innych spotkań w lidze: rywale bronili całym zespołem, grali na kontrę. Koniec końców tamta porażka trochę nas obudziła i zmotywowała.

Najciekawszą rzeczą w Wieczystej jest dziś wasza szatnia. Macie w niej wielu świetnych piłkarzy.

Treningi są świetne, stoją dobrym poziomie. Czasami, gdy gramy jedenastu na jedenastu mamy na zajęciach wyższy poziom niż w lidze. Dla mnie cenniejsze jest to, żeby zaliczyć dobry trening niż mecz. Trener i sztab też są świetni, w szatni wszyscy się ze sobą trzymamy. Czasami organizujemy wspólne wypady, na przykład na mecze Wisły Kraków, gdy jeszcze grała w Ekstraklasie. Nie mówię po polsku, ale dogaduję się z każdym. To znaczy: nie mówię, ale coś już rozumiem. Jest mi tu łatwiej niż w Legii, bo kiedy przyszedłem do Warszawy, nie znałem nawet angielskiego, teraz to poprawiłem. Wtedy miałem szczęście, bo razem ze mną grał Vadis Odjidja-Ofoe, który znał i francuski i angielski, więc bardzo mi pomagał.

Thibault Moulin w Wieczystej Kraków. Baraże o awans do 3. ligi

Vadis był twoim najlepszym przyjacielem?

W czasach gry w Legii tak.

Jak dobry był tak naprawdę? Patrząc na niego z bliska?

Bardzo dobry, najlepszy w każdym meczu. Dla mnie posiadanie kogoś takiego w zespole to idealne rozwiązanie, bo wszystkim gra się dzięki temu łatwiej. Miał wyjątkową jakość, pewnie sam widziałeś, jak odróżniał się od pozostałych piłkarzy w lidze. Potrafił utrzymać się przy piłce w każdej sytuacji, był bardzo silny i miał kapitalną technikę. Wszyscy w Legii powiedzieliby ci to, co ja — z nim wszystko było łatwiejsze. Posiadanie takiego zawodnika po swojej stronie ma jeszcze jeden atut: wszyscy rywale skupiają się na nim, a nie na tobie.

Pamiętam, gdy skupił się na nim Jacek Góralski z Jagiellonii.

To było głupie. Góralski chciał zrobić wszystko, żeby Vadis dostał czerwoną kartkę. Też pamiętam ten mecz i chyba każdy widział, że taki był jego cel. Skończyło się na 0:0, to był dziwny mecz. Kiedy grałem w Legii, wyglądało to podobnie, jak tutaj: wszyscy chcieli się bronić, musieliśmy szukać pojedynczych, dobrych podań, żeby stworzyć sobie okazję, utrzymywać dobre tempo akcji, mimo że na boisku było bardzo mało miejsca. Musisz być bardzo skupiony, skoncentrowany, żeby to się udało.

Powiedziałbyś, że Vadis był najlepszym piłkarzem, jakiego spotkałeś w karierze?

Nie, bo grałem z wieloma świetnymi zawodnikami we Francji. Poziom tamtejszej piłki jest wyższy niż poziom Ekstraklasy. Dla mnie najlepszym piłkarzem, z jakim grałem, jest Benjamin Nivet. To nie jest duże, znane nazwisko. Nigdy nie grał dla najlepszych drużyn we Francji, był jednak niesamowitym zawodnikiem. Jego technika była świetna, ale wyróżniało go coś, co jest dla mnie bardzo ważne w piłce nożnej: umiejętność dostrzeżenia czegoś przed tym, gdy to się wydarzy. Coś takiego miał na przykład Andres Iniesta. Widział wszystko przed zagraniem piłki, dzięki temu potrafił odpowiednio przyśpieszyć grę. Nivet potrafił zrobić to samo. Oczywiście nie porównuję ich umiejętności w skali 1:1, wiadomo, że Iniesta był lepszym zawodnikiem, ale Nivet wyróżniał się w swojej skali. Wiele się od niego nauczyłem, bo gdy byłem w akademii, on grał w pierwszym zespole Caen. Cały czas go podpatrywałem. Z tego co kojarzę w wieku 42 lat nadal grał w drugiej lidze francuskiej, rozegrał wtedy swój ostatni sezon. Długo utrzymywał się na wysokim poziomie.

Akademia Caen, o której mówisz — to jedna z najlepszych szkółek we Francji czy raczej coś pośrodku?

Jest dobra, wywodzi się z niej wielu zawodników, którzy zostali zawodowcami. Moim zdaniem w czasach, w których tam grałem, to była akademia z TOP 5 we Francji. Musiałbyś zobaczyć to na żywo, żeby zrozumieć, jakie mieliśmy warunki. Nie wiem, jak ot wygląda teraz, ale ostatnio słyszałem, że jeden z wychowanków podpisał kontrakt z Lyonem, więc musi być dobry. Ja grałem w jednym zespole z Raphaelem Guerreiro, który dziś gra w Borussii Dortmund. Pamiętam, że to zaczęło się od marzeń. Oglądałeś telewizję i chciałeś być na miejscu tych zawodników, to pchało mnie w kierunku gry w piłkę. Miałem swoich idoli: Roberta Piresa, Andresa Iniestę. Grałem dla drużyny z mojej wioski, a w wieku 13 lat trafiłem do akademii, gdzie spędziłem pięć lat.

Ktoś z twojej rodziny grał w piłkę?

Mój tata. Był dobry, ale jego karierę zatrzymała kontuzja, uszkodził kolano. Dotarł na poziom trzeciej ligi francuskiej, jednak nie widziałem go w akcji. Zakończył karierę, zanim mogłem pójść na jego mecz. Czasami bywał moim pierwszym trenerem, była lekka presja, ale nie do przesady. Dla niego liczyło się to, żebym czuł radość z gry, nawet jeśli nie zostałbym zawodowcem. Ja sam skupiłem się tylko na piłce. Wcześnie przerwałem naukę, więc nawet nie myślałem o planie B.

Najważniejszym wydarzeniem w twojej karierze było powołanie do młodzieżowej reprezentacji Francji do lat 21?

Tak. Szczerze mówiąc — zupełnie się tego nie spodziewałem! W tamtym sezonie zacząłem grać z profesjonalistami, więc wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Ale skoro do mnie zadzwonili, stawiłem się na zgrupowaniu. Potem, gdy odbywały się różne konsultacje, obozy, na które jeździło po czterdziestu piłkarzy, zawsze byłem na liście. Jeśli jednak chodzi o powołania na mecze reprezentacji, dostałem je tylko raz. To było dobre doświadczenie, mogłem się uczyć od innych zawodników. Mogłem też zobaczyć, na jakim poziomie są moim rówieśnicy. Graliśmy w tej samej lidze, ale byli lepsi, nie ma co się oszukiwać. Koniec końców zagrałem jednak w narodowych barwach, to duża rzecz. Zwłaszcza że wtedy wciąż byłem amatorem. Jadąc na zgrupowanie kadry nie miałem nawet podpisanego kontraktu. Jasne, trenowałem z pierwszym zespołem, grałem w nim, ale nie miałem żadnej umowy. Dopiero gdy wróciłem z obozu, podpisałem zawodowy kontrakt.

Parę lat temu wróciłeś do korzeni — znów grałeś jako amator, znów w Caen, ale w innym zespole. W szóstej lidze.

To było kiedy rozwiązałem kontrakt w PAOK-u Saloniki. Miałem wtedy dwa telefony z Polski, rozmawiałem z Wisłą Płock i Cracovią. Tyle że po tym, co spotkało mnie w Grecji, chciałem zakończyć karierę. Nie miałem już ochoty grać w piłkę. Podpisałem kontrakt z tamtym zespołem, bo jego trenerem był mój ostatni szkoleniowiec z akademii Caen, dobrze się znaliśmy. Zacząłem z nimi trenować, przekonywali mnie, żebym dał sobie trochę czasu, zagrał w paru meczach. Podchodziłem do tego z dystansem, ale dałem się namówić.

To była dla nas spora niespodzianka, zastanawialiśmy się, jak w tak krótkim czasie można trafić z Ligi Mistrzów do amatorskich rozgrywek.

Pytanie co jest lepsze: czy lepiej w ogóle rzucić piłkę, czy pograć w takiej lidze? Zdecydowałem się na drugą opcję, w międzyczasie był jeszcze COVID i lockdown.

A co takiego stało się w Grecji, że chciałeś zakończyć karierę?

PAOK mnie wypożyczał, a w ostatnim klubie, w którym byłem, niewiele grałem. Tyle że nie z mojej winy, czy z winy Xanthi, tylko przez PAOK. Nie był to łatwy moment, w okresie przygotowawczym, zanim poszedłem na wypożyczenie, kazano mi trenować wieczorami, samemu, przed zajęciami zespołu rezerw. Miałem swojego trenera, ale to nie to samo. PAOK mnie nie chciał. Na początku odniosłem poważną kontuzję, wypadłem z gry na sześć miesięcy. Trafiłem na wypożyczenie do Turcji, do Ankaragucu, gdzie wszystko się układało. Wróciłem i zaczęło się od nowa. W Salonikach był także Aleksandar Prijović. Strzelał dużo bramek, był idolem. W takich okolicznościach życie tam było przyjemne, dla mnie to najgorszy okres w życiu.

Najlepszym okresem była za to Legia Warszawa. Wybraliśmy cię najlepszym piłkarzem w lidze na swojej pozycji. Co sprawiało, że w Polsce grałeś tak dobrze?

Byliśmy bardzo dobrzy, regularnie grałem… Tak, to było najlepsze. Grając co trzy dni nie tak łatwo utrzymać dobry poziom, ale myślę, że mnie to się udawało. Grałem tak, jak zawsze, tak jak potrafię. Miałem dobre podanie, korzystałem z tego. Nie jestem piłkarzem, który dryblował w środku boiska, nie widzieliście takich akcji w moim wykonaniu. Dla mnie najważniejsze na murawie jest podanie, przyśpieszanie gry — to właśnie robiłem. Patrzyłem, co się dzieje na boisku, dostawałem piłkę i robiłem swoje. Myślę, że dlatego Jacek Magiera na mnie stawiał, podobało mu się to, jak grałem. Nie rozmawialiśmy ze sobą zbyt często, ale czasami wystarczało nam na siebie spojrzeć i wiedzieliśmy, o co nam chodzi.

Moulin i reszta – najlepsze ósemki w lidze

Kiedy trafiłeś do Wieczystej Kraków, wszyscy pisali o tobie: to piłkarz, który strzelił bramkę Realowi Madryt.

Dlatego grałem tak blisko bramki, bo zwykle nie podchodziłem w te okolice! Teraz zawsze w rozmowach pojawia się temat tego gola, ale to normalne, marzy o tym każde dziecko. Też o tym marzyłem, chociaż gdy zaczynał grać w piłkę, nie przypuszczałem, że kiedyś zagram w Lidze Mistrzów z Realem Madryt. To niesamowite uczucie, gdy możesz spełnić to marzenie. Pokazaliśmy się z dobrej strony przed całą Europą, to było ważne nie tylko dla nas, ale dla całej piłkarskiej polski. W domu mam nawet koszulkę z tego spotkania, zebrałem podpisy całej drużyny i powiesiłem ją na ścianie. Kiedyś pokażę ją moim dzieciom. Zresztą — mam też piłkę.

Ale mogliście wygrać, co byłoby jeszcze większym wyczynem. Byliście chociaż trochę zawiedzeni?

Nie, nie mogliśmy być, to był dobry wynik. Ok, gdy było 3:2, mieliśmy myśli, że możemy to wygrać. Ale Real jest na tyle wielkim zespołem, że z łatwością strzelili nam bramkę. Pamiętam, że gdy prowadziliśmy, nie czułem presji. Byłem szczęśliwy, ale i potwornie zmęczony, bo ciągle biegałem. Może gdyby kibice byli tego dnia na stadionie, udałoby nam się dowieźć ten wynik. Oni zawsze dodawali nam energii i wiary, może właśnie tego zabrakło do wygranej. Atmosfera na Legii zawsze była niesamowita, zachwycałem się tym. Oczywiście czasami kibice nie byli zadowoleni…

Pamiętam nawet moment, gdy byli bardzo niezadowoleni i odczuliście to na własnej skórze.

Można to zrozumieć, oni przychodzą na stadion, żeby zobaczyć dobry mecz, zwycięstwo. Kiedy tego nie ma, jesteś wkurzony. Tamto wydarzenie na pewno pomogło nam się obudzić.

W jakim meczu kibice natchnęli was do wygranej, dodali wam sił?

Sporting. To był świetny mecz, najlepszy, jaki rozegrałem w Legii. Na tym spotkaniu była też najlepsza atmosfera, jaką pamiętam z Warszawy. No i jeszcze ostatni mecz sezonu, gdy sięgaliśmy po mistrzostwo kraju.

Jaka atmosfera panuje w zespole, który odnosi same sukcesy? Gra w Lidze Mistrzów, sięga po mistrzostwo kraju.

Wszyscy są szczęśliwi i chodzą uśmiechnięci. Może dla niektórych nie było to tak wielkie przeżycie, bo zawodnicy, którzy dłużej grali w Legii, wygrali z nią wiele tytułów. Dla mnie jednak było to pierwsze mistrzostwo karierze, więc cieszyłem się podwójnie. Zwłaszcza że dokonałem tego akurat z takim zespołem. Naszym liderem w szatni był wtedy Jakub Rzeźniczak, sporo znaczył też Miroslav Radović. Bardzo ważne jest posiadanie takich osób w zespole, chociaż czasami trzeba też rozluźnić atmosferę, pożartować. Ja na przykład nigdy nie byłem poważny, zawsze żartowałem, czasami to były głupie numery.

Gra co trzy dni to marzenie każdego zawodnika? Najlepsza rzecz?

Tak, bo nie trenujesz! Uwielbiałem to, chociaż dla ciała było to ciężkie doświadczenie. Przed przyjściem do Legii nigdy nie grałem co trzy dni, nie znałem takiego wysiłku, musiałem się przystosować. Po miesiącu jesteś trupem, twój organizm czegoś takiego nie wytrzymuje. Tak właśnie się wtedy czułem. Musisz się regenerować, dbać o podstawowe sprawy: dobrze się odżywiać, wysypiać się, pić dużo wody. Robiłem to, ale i tak byłem zmęczony takim cyklem grania.

Wakacje po takim sezonie też pewnie określiłbyś jako „najlepsze w życiu”.

Zdecydowanie. Teraz nie mam presji, mogę się zrelaksować, nie myśleć o piłce.

Wracając do meczu z Realem Madryt. Gralo tam wtedy kilku Francuzów, udało się z kimś porozmawiać?

Tylko z Raphaelem Varanem. Graliśmy razem w reprezentacji Francji U-21, miło było go znowu zobaczyć i zmierzyć się z nim po latach.

Pamiętał cię chociaż?

Na zgrupowaniu kadry spaliśmy w tym samym pokoju, więc tak, znał mnie. Rozmawialiśmy po pierwszym i po drugim meczu.

Thibault Moulin w barwach Legii Warszawa. Mecz Ligi Mistrzów z Realem Madryt, bramka na 3:2

Myślę, że jesteś jedną z niewielu osób w Polsce, która uważa, że Besnik Hasi to dobry trener. Musisz się z tego wytłumaczyć.

To jedyny trener, który wprowadził Legię do Ligi Mistrzów w ostatnim czasie. Możesz powiedzieć, że w Ekstraklasie nam nie szło, ale jednak tego dokonał. Czy ktoś po nim wprowadził polski zespół do fazy grupowej tych rozgrywek? A on poszedł do Olympiakosu i zrobił to samo, awansował do Champions League. Był tam także Vadis Odjidja-Ofoe.

Czyli mogła to być zasługa Vadisa!

Nie grał zbyt wiele, nie był jeszcze w dobrej formie. W Legii było zresztą tak samo, potrzebował czasu. Kiedy przyszedłem, każdy mówił, że to nie będzie dobry zawodnik, a potem zmienili zdanie i twierdzili, że jest najlepszy. Hasi był dobrym trenerem.

Świętowaliście po awansie do grupy Ligi Mistrzów?

Nie mogliśmy za bardzo się cieszyć, bo w lidze szło nam tragicznie, więc nie wypadało. Gdy udało nam się wywalczyć awans, liczyła się już tylko Ekstraklasa.

Lech i Legia miały ostatnio problemy z łączeniem gry w lidze z pucharami tak jak wy wtedy. Z czego to twoim zdaniem wynika?

Nie wiem, czy chodzi o przygotowanie fizyczne, ale raczej nie. Myślę, że chodzi o głowę. W eliminacjach do pucharów robisz wszystko, żeby dostać się do grupy, mocno o to walczysz. W lidze z kolei trzymasz głowę wysoko, może nawet wydaje ci się, że jesteś tak dobry, że z łatwością sobie poradzisz. To tak nie działa — tam też trzeba powalczyć o wynik. Kiedy to robisz i walczysz tak samo na dwóch frontach, zaczyna brakować sił i zastanawiasz się: lepiej wygrać mecz ligowy czy dobrze grać w pucharach? Dla mnie sprawa była prosta: trzeba się zakwalifikować do fazy grupowej, a potem można nadrabiać straty w lidze. Dokładnie tak zrobiliśmy. W drugiej rundzie nie przegraliśmy ani jednego spotkania, szło nam świetnie.

To była najlepsza drużyna, w jakiej grałeś? Pod względem jakości całego zespołu?

Tak. Pamiętam, że po awansie do Ligi Mistrzów mówiono, że nie jesteśmy na to gotowi i przegramy wysoko wszystkie mecze. W pierwszym spotkaniu tak było, ale potem się podnieśliśmy, postawiliśmy się. Był też mecz z Borussią Dortmund, 4:8. Oglądałem to spotkanie w telewizji, to wyglądało jak ping-pong. Straciliśmy dużo bramek, jednak nie cofaliśmy się, trener chciał, żebyśmy grali ofensywnie i to robiliśmy.

Mogliście się poczuć jak rywale Wieczystej Kraków w czwartej lidze.

Trochę tak!

Myślisz już o zakończeniu kariery? Jak długo chcesz jeszcze grać w piłkę?

Mam jeszcze dwa lata kontraktu, zobaczymy, co będzie dalej. Na pewno chcę zostać w piłce, zrobić licencję trenera. Kocham futbol, chcę być z nim związany. Może najpierw zacznę od szkolenia dzieci, to dobry pomysł, żeby poznać ten zawód. Jakaś akademia. Potem spróbuję się wyżej.

Chcesz zostać w Polsce?

Mogę, dla mnie to bez różnicy. Dobrze się tu żyje, więc czemu nie? Tylko muszę się nauczyć języka, a to jest trudne! Nie zacząłem jeszcze nauki, ale jeśli zdecyduję, że zostaję w Polsce, to zacznę. Ludzie tutaj są mili, czuję, że wszystko jest na swoim miejscu. Kraków to równie przyjemne miejsce, co Warszawa. Mieszkam 10 minut od stadionu Wieczystej, część piłkarzy mieszka obok.

Spełniłeś wszystkie swoje marzenia? Jesteś zadowolony ze swojej kariery?

Zrobiłem wszystko, co chciałem. Zagrałem w Lidze Mistrzów i reprezentacji Francji. Ok, młodzieżowej, ale jednak zagrałem. W dzisiejszych czasach ciężko byłoby zagrać nawet w młodzieżówce czy nawet przebić się do profesjonalnego futbolu. Podpisujesz pierwszy kontrakt, drugi, a potem giniesz w tłumie. Jestem szczęśliwy z powodu tego, co osiągnąłem.

WIĘCEJ O WIECZYSTEJ KRAKÓW:

ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Weszło

EURO 2024

Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]

Szymon Janczyk
8
Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]
Inne kraje

Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Michał Kołkowski
10
Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Komentarze

14 komentarzy

Loading...