Reklama

Jak działa umysł mistrza – Djoković wciąż myśli, że jest Supermanem

Sebastian Warzecha

12 listopada 2025, 17:23 • 12 min czytania 5 komentarzy

Novak Djokovic udzielił długiego wywiadu Piersowi Morganowi. Serb mówił o wielu sprawach – zbliżającym się końcu kariery, Carlosie Alcarazie i Janniku Sinnerze, dopingowym procesie tego drugiego, a także o tym, czy jest najlepszym tenisistą w historii. Najbardziej fascynujące w tym wszystkim było jednak spojrzenie na to, jak pracuje umysł sportowego mistrza, który wie, że jest bliski zejścia z kortu, ale nadal kocha tenis i wierzy, że swoje może ugrać. Co więc miał o tym wszystkim do powiedzenia Novak Djoković?

Jak działa umysł mistrza – Djoković wciąż myśli, że jest Supermanem
Reklama

Novak Djoković zapisuje ostatni rozdział kariery. „Jeszcze bardziej doceniam życie”

Owszem, w mediach pojawiło się wiele cytatów z tego wywiadu. Głównie te odnoszące się do sprawy Sinnera, który – przypomnijmy – został zawieszony na trzy miesiące za nieumyślne stosowanie zakazanych środków. Karę wymierzono mu w dodatku w okresie bez Szlemów, a wielu tenisistów, którzy też przechodzili przez podobne procesy – i często otrzymywało dłuższe zawieszenia – twierdziło, że to niesprawiedliwe.

I nie chodziło tyle o Sinnera, który przedstawił odpowiednie dowody, zweryfikowane przez konkretne, wyznaczone do tego organy. Chodziło o brak przejrzystości całego procesu, szybkość rozpatrzenia sprawy (w przypadku wielu zawodników trwa to nawet latami) i łagodność organów, które zdawały się brać pod uwagę to, że Włoch był już wówczas światową „jedynką”, a nie przypadkowym graczem z końcówki pierwszej setki. O tym wszystkim więcej możecie zresztą przeczytać między innymi w linku poniżej.

CZYTAJ: IGA, JANNIK I 19 STRACONYCH MIESIĘCY TARY. TENIS MA PROBLEM Z PROCEDURAMI

Co natomiast miał do powiedzenia o tej sprawie Djoković? – To będzie się za nim ciągnęło, tak jak sprawa COVID-owa [gdy został wydalony z Australii za brak szczepień – przyp. red.] ciągnie się za mną. Z czasem pewnie nieco to zaniknie, ale nie sądzę, że zniknie całkowicie. […] Gdy to się stało, byłem w szoku. Myślę, że nie zrobił tego celowo, ale to, jak poprowadzono całą sprawę, niosło za sobą sporo problemów – mówił Serb.

Zwracał też uwagę na brak spójności w tym, jak prowadzone są różne sprawy, a także w wyznaczanych po śledztwie karach. Generalnie: powiedział mniej więcej to, co myśli większość fanów czy ekspertów. Zresztą podobne słowa wypowiadał wcześniej też Roger Federer. A co do Federera – Nole został również zapytany, czy jest najlepszym tenisistą w historii… i nie odpowiedział. Stwierdził, że gdyby sam udzielił odpowiedzi na to pytanie, byłoby to podszyte brakiem szacunku nie tylko wobec Federera czy Rafy Nadala, ale też całych pokoleń tenisistów przed nimi.

Serb mówił więc sporo o tym, jak zmieniły się przez lata warunki, nawierzchnie, rakiety i cały sprzęt, przygotowanie fizyczne i wiedza na jego temat czy odnowa biologiczna. Stwierdził, że trudno porównywać ze sobą ery i że on sam nie chce tego robić. I może słusznie, bo te dyskusje i tak będą trwać, a przynajmniej on sam nie będzie czy to odsądzany od czci i wiary, czy uważany za zbyt skromnego albo aroganckiego.

Niemniej, przy okazji innego pytania, Piers Morgan zagadnął Novaka o to, kiedy czuł się na korcie najlepiej. Serb powiedział, że od początku 2015 do połowy 2016 roku. Faktycznie, był to okres jego niesamowitej dominacji, podpartej problemami Rafy Nadala i gorszym okresem Rogera Federera. Nole wygrał pięć z sześciu Szlemów, nie udało mu się tylko z Roland Garros 2015, gdy triumfował tam… Stan Wawrinka, pokonując w finale właśnie Serba.

Czy jakikolwiek tenisista w historii mógłby cię wtedy pokonać? – spytał Morgan.
Nie – odpowiedział Djoković.

I może faktycznie, na dłuższą metę nikt (bo w pojedynczych meczach, mimo wszystko, zawsze trafi się ktoś taki jak Wawrinka). A może jednak ktoś by się znalazł. W każdym razie: w to akurat Nole wierzy. Że wtedy był najlepszy, że nie miał sobie równych i że kogo by nie postawić na korcie po drugiej stronie – najlepszego Lavera, Boerga, Samprasa, Federera, Nadala czy Alcaraza – to by go ograł. I to dobry wstęp do tego, co w tym wywiadzie faktycznie było najbardziej fascynujące: tego, jak myśli o sobie, swoim tenisie i obecnej sytuacji Novak.

Bo Serb wie, że się starzeje, że to jego ostatnie chwile na korcie i że musi to zaakceptować. Ale równocześnie zdaje sobie sprawę, że nie może o tym zbyt wiele myśleć.

Ciekawy problem, prawda?

Novak Djoković wciąż wierzy, że jest niezniszczalny. Bo musi

Nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że Djoković jest w gronie najlepszych w historii. Czy najlepszy? Skoro on sam nie chciał na to odpowiadać, to i ja się nie odważę. Wypada napisać jedynie, że na pewno nie ma sobie równych statystycznie. Warto jednak zastanowić się, czemu Serb zawdzięcza wszystkie te sukcesy. Bo w jego tenisie nie ma wcale jednej, niezwykle groźnej broni. Jest to natomiast tenis niezwykle regularny, przy tym stale ulepszany.

W efekcie taki, którego rozszyfrowanie przypomina obcowanie z Enigmą. Bo niby wiesz, jak to działa, rozumiesz mechanizm. Ale bez klucza, znajomości kodu – nie masz szans na złamanie szyfru. A ten kod ulega zmianom, nie zostaje taki sam.

Ten tenis musiał być jednak być podparty jednym kluczowym składnikiem – niesamowitym przygotowaniem fizycznym. Novak naturalnie był wybiegany i wygimnastykowany, ale przez lata rozwinął się fizycznie pod każdym możliwym względem. W kwestii dbałości o swoje ciało przerastał być może wszystkich w tenisowym Tourze. Mógł grać ponad pięć godzin i w kluczowych momentach nadal sprintować do najważniejszych piłek. Mógł rozgrywać wymiany na 50 uderzeń. Mógł się wyginać, obkręcać, robić szpagaty, skakać – i to wszystko w jednej akcji. Na ogół wygranej, rzecz jasna.

Innymi słowy: jego tenis był znacznie bardziej oparty na biologii niż ten, na przykład, Rogera Federera. Bo defensywna taktyka – a ta Nole przez lata taka była – tego wymaga. Dopiero w ostatnich latach Djoković zaczął akcje skracać, więcej atakować. Zaczął, bo musiał. Czuł, że jego ciało tego potrzebuje. Teraz, gdy ma 38 lat, zdaje sobie z tego sprawę tym bardziej. Zresztą u Morgana mówił, że miał już swój wielki moment w chwili, gdy zdawało się, że takiego nie dostanie – zeszłoroczne igrzyska, wygrane po finale z Carlosem Alcarazem. Wielkim finale, dodajmy.

Jednak on sam, w swojej głowie, nadal chce wierzyć we własne możliwości. Musi w nie wierzyć. Na nich opiera się jego tenis. Jeśli chce grać, jeśli chce wygrywać – to potrzeba pierwszego rzędu.

Rozumiem siłę myśli [wizualizacji, wcześniej mówił, że przez lata z tego korzystał – przyp. red.], ale równocześnie ważna jest biologia. Mam 38 lat, 39 w przyszłym roku, „zużycie” [organizmu] jest faktem. Jednak wciąż wierzę do pewnego stopnia, że jestem Supermanem, który nigdy nie może być słaby i tak dalej – mówił. Jasne, dodawał, że to myślenie, którego weryfikacja przychodzi czasem na korcie. Ale to w pewnym sensie imponujące, że dalej tak siebie postrzega.

Spójrzmy zresztą na dalszą część wypowiedzi:

Kiedy wchodzę na kort, nie ma dla mnie znaczenia, kto jest po drugiej stronie siatki. Zawsze wierzę w to, że jestem lepszy. I wierzę, że to ja zasługuję na wygraną. Zrobię wszystko, co mogę, żeby wygrać. To jest najważniejsze – utrzymuję tę mentalność zwycięzcy. Wierzę – i to jeden z moich głównych celów – że mogę utrzymać swoje ciało w dobrym stanie. Bo w takim teraz jest – mówił.

Są więc tu dwa punkty oparte na wierze, ale popartej doświadczeniem.

Jeden – że ciało go nie zawiedzie. Choć zdarzało się to w przeszłości, choć w ostatnich sezonach coraz częściej, to Novak nadal ufa w to, że organizm „poprze” go w staraniach o wygrane na korcie. Drugi – że jest zdolny pokonać każdego. Można tu rzucić standardowe „wiek to tylko liczba”, ale wiadomo, że w zawodowym sporcie na ogół to tak nie działa. Djoković – a wcześniej Federer i Nadal – i tak to wszystko mocno poprzeciągali. Dużo bardziej, niż się po nich spodziewano.

Nole próbuje rozciągnąć ten okres jeszcze trochę. I skoro próbuje, musi wierzyć właśnie w te dwie składowe: swoje ciało i swoje czysto tenisowe możliwości. Mentalność zwycięzcy też wymaga utrzymania… i można podziwiać, że nadal ją ma. Bo sam przecież zauważył, że ostatnie dwa lata były jak „policzek”.

Policzek od rzeczywistości, czyli Carlos i Jannik

Wiem, że to nowy rozdział – stwierdził Novak w tym samym wywiadzie. Przy czym, oczywiście, podkreślić wypada, że ten nowy rozdział rozpoczął się dla niego już jakiś czas temu. Punkt zwrotny – mimo wygranych igrzysk – to zapewne Australian Open 2024, gdy pokonał go Jannik Sinner, zabierając mu tym samym triumf w należącym do Nole królestwie.

Choć oznaki zbliżającego się końca były już wcześniej. Nawet w roku 2023 – kiedy wygrał trzy Szlemy – na Wimbledonie pokonał go Carlos Alcaraz. Pokonał, choć zaczął słabo. Pokonał na dystansie pięciu setów. Na trawie. Dało się zauważyć, że idzie nowe. Nawet jeśli poziom Novaka wciąż wystarcza, by w Szlemach pokonywać 98 tenisistów ze 100, to ta dwójka mu odjechała.

Co ważne – on sam o tym wie.

Przechodzę przez okres zmian. Chcę wejść w ten ostatni rozdział kariery – jakkolwiek długo on potrwa – w takim stanie umysłu, by utrzymać w sobie ten głód rywalizacji na korcie, ale równocześnie zmierzyć się z rzeczywistością, która w tym momencie nie jest dla mnie łatwa do zaakceptowania. Przez większość mojej kariery byłem graczem, który na korcie dominował, a teraz sam jestem często dominowany – głównie przez Alcaraza i Sinnera – mówił.

Dodawał, że wiedział – bo przecież każdy sportowiec wie, nawet jeśli tylko podświadomie – że w końcu do tego dojdzie. Ale czy przez to jest łatwiej pogodzić się z tym, że to inni przejmują pałeczkę i zaczynają wieść prym? Że rywalizują między sobą, ciebie zostawiając z tyłu? Oczywiste, że nie. Stąd też to, o czym była wcześniej mowa: że Novak wciąż wierzy w wielkie sukcesy. Bo przez lata kreował swoją rzeczywistość – był, korzystając z gotowego sformułowania, kowalem swojego losu – i nadal stara się to robić.

Jestem świadomy tego, że gdy ci goście grają teraz swój najlepszy tenis, są ode mnie lepsi. Taka jest rzeczywistość. Ale przez lata techniki wizualizacji pomogły mi wzmocnić swoją siłę mentalną i wiarę w moje możliwości. Zawsze wierzyłem w rzeczy, które były niemal niemożliwe do osiągnięcia – mówił Nole. Stąd to, o czym pisałem wcześniej: stała wiara, że może pokonać każdego. A że Jannik Sinner ograł go w pięciu ostatnich starciach?

To nie ma znaczenia. Nole nadal będzie wierzyć. Ile policzków od rzeczywistości by nie otrzymał.

Zresztą – paradoksalnie – ta akceptacja obecnego stanu może być dla niego przez to łatwiejsza. Bo nie chodzi o to, że on się rozsypał – nawet jeśli czasem jest zmuszony do wycofania się z turnieju przez zdrowie – a o to, że przyszło dwóch gości grających fenomenalny tenis. Novak sporo mówił na przykład o tegorocznym finale Roland Garros. Wspominał, że – po porażce w półfinale z Sinnerem – nie chciał go oglądać, wyszedł na spacer, ale finał na tyle się przeciągnął, że gdy wrócił, to mecz wciąż trwał. I ostatecznie widział ostatnie dwie godziny.

Początkowo starałem się zrozumieć wszystko to, co się dzieje, jak podchodzą do siebie taktycznie, obserwowałem ten mecz od tej strony. A potem wszedłem w „fazę podziwu”. Nie czułem tego zbyt wiele razy w swoim życiu, gdy oglądałem mecze kogoś innego. Kilkukrotnie zdarzyło się to, gdy grali ze sobą Federer i Nadal, może było z pięć takich meczów, gdy je oglądałem i powiedziałem:: „Wow, to jest astronomiczny poziom tenisa. Niesamowity” – stwierdził.

Mecz Alcaraza z Sinnerem na Roland Garros był właśnie jednym z nich. I wydaje się, że to w pewnym sensie pomogło Nole dostrzec, jak genialnie grają ci dwaj goście, a przy tym pogodzić się nieco bardziej z tym, że zaczyna od nich odstawać.

Choć wiadomo – wiara nadal jest. Bo przecież Carlos i Jannik mogą zaliczyć słabszy turniej, gorszy dzień, tydzień czy miesiąc. A wtedy… kto wie? Choć najważniejsze w tym całym podejściu Novaka jest chyba to, że zdaje się pogodzony z jednym faktem – to końcówka kariery. Nic z tym nie zrobi. Wcześniej udało się dojść z tym do ładu jego wielkim rywalom, teraz musi to zrobić on sam.

I chyba już zrobił.

Doceniać podróż, dotknąć ludzkich serc

U Piersa Morgana odbył zresztą pewną sentymentalną podróż. Djoković mówił bowiem sporo o swoim dorastaniu w biedzie, w ogarniętej wojenną zawieruchą Jugosławii, o tym, że miał sporo szczęścia, bo jego talent został dostrzeżony i wspierany na wielu kolejnych krokach. I że może przez to, co widział i przeżył w dzieciństwie, nigdy nie traktował presji z kortu tak, jak wielu jego rywali, że nie robiła na nim aż takiego wrażenia.

Ale też – że gdy patrzy dziś na to, gdzie się znalazł, to doskonale wie, jak daleko zaszedł.

To czyni tę podróż jeszcze bardziej specjalną. Jeszcze bardziej doceniam życie i wszystko, co dał mi Bóg, ze względu na to skąd przyszedłem. Nie chcę tu narzekać, każdy niesie swój krzyż. Moja podróż jest unikalna dla mnie, osobista. Ona uczyniła mnie tym, kim jestem – stwierdził. Ta podróż – tenisowa, zawodnicza – o czym kilkukrotnie mówił w czasie tej rozmowy, powoli dobiega końca. Jak stwierdził: to ostatni rozdział.

Ile potrwa – nie wiadomo. Ale Novak na pewno już w nim jest. Dopisuje ostatnie strony i stara się doceniać to, że nadal jest w stanie to robić (a czasem nawet wygrywać – ostatnio turniej w Atenach, ATP 250, ale jednak). Jednak docenia też inne rzeczy – chwile spędzone z rodziną, fakt że jego dzieci widziały jak wygrywa Szlemy, że nadal jest zdrowy. Tenis nadal jest dla niego ważny, ale nie najważniejszy, zresztą zdaje się, że Nole od dawna miał w życiu ten balans.

A to coś niezwykle ważnego, wielu zawodników odkrywa to z czasem.

Roger Federer przecież dlatego skończył karierę – zależało mu, jak sam mówił, „na tym by być w stanie wyjść z dziećmi na narty”, nie chciał uszkodzić kolan do końca na korcie. Serena Williams z tego powodu zdecydowała się na założenie rodziny i nie żałuje, choć po ciąży nie wygrała już żadnego Szlema. Coraz więcej zawodników i zawodniczek dba o to, co poza ich karierą, pielęgnuje to – jak Amanda Anisimova, która zrobiła sobie przerwę, gdy tego potrzebowała, a potem wróciła i z czasem zaczęła osiągać najlepsze wyniki w życiu.

CZYTAJ TEŻ: WYPALENIE, VAN GOGH I ŚMIERĆ OJCA. AMANDA ANISIMOVA I JEJ ŻYCIE

Novak docenia więc to wszystko – rodzinę, przyjaciół, dobre chwile poza kortem. Gdy Piers Morgan spytał go, jak chciałby być zapamiętany, mówił o jednym z byłych trenerów, swoim „tenisowym ojcu”, jak go nazywał, czyli Nikoli Piliciu, który zmarł we wrześniu, mając 86 lat.

Sposób, w jaki mówili o nim ludzie… Nie mówili o tenisie czy tym, co osiągnął jako gracz i trenera, o tym kogo trenował. Mówili o tym, jaki był jako osoba, jak odnosił się do ludzi, jak odmienił życie wielu młodych osób i każdego, kto był mu bliski. Tak chciałbym być zapamiętany – stwierdził Novak. A Morgan zapytał, co w takim razie miałoby być wyryte na nagrobku pod jego nazwiskiem. A Nole raz jeszcze nie mówił o sukcesach samych w sobie, wprost sugerując, że nie to jest najważniejsze. Zamiast tego powiedział:

Człowiek, który dotknął ludzkich serc.

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

Czytaj więcej o tenisie na Weszło:

5 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama