Tylko Ruch ma w tej chwili mniej zwycięstw w lidze niż Piast. I tylko Puszcza oraz ŁKS tyle samo. To ciekawe, choć oczywiście pewnym nadużyciem byłoby równanie ekipy trenera Vukovicia do klubów ze strefy spadkowej. Te dziesięć remisów, które również mają na koncie, daje im przecież miejsce w środku tabeli. Z drugiej strony – trochę tego nie czujemy. Pragmatyzm pragmatyzmem, czasami warto za niego pochwalić, ale można odnieść wrażenie, że gliwiczanie stali się minimalistami. Większe ryzyko chyba ich po prostu parzy, a szkoda, bo jakości tam nie brakuje.
Podziały punktów z Zagłębiem czy Pogonią w ogólnym rozliczeniu nie będzie można nazwać słabym dorobkiem. Ale już z Wartą czy tak jak dzisiaj Koroną – no, nie, tutaj powinniśmy wymagać od Piasta trochę więcej. Nie tego, żeby nagle stał się maszyną ofensywną, bo nawet wspomniane zespoły z dolnych rejonów tabeli nie są chłopcami do bicia. Ba, “Scyzory” są wręcz ostatnio na fali. Ale to nie znaczy, że najlepszym pomysłem na jednych i drugich jest gra z lekko zaciągniętym hamulcem ręcznym.
Piast Gliwice 0:0 Korona Kielce. Klasyka gatunku…
Akurat dzisiaj nikt nie zasłużył na wygraną i już nie wiemy, czy kogoś za to obwiniać, czy zwyczajnie przyjąć do wiadomości, że tak musi być. Ot, że Piast nie rzuca wszystkiego do ataku (co najwyżej Huka) prawie w ogóle, tak jak Korona na tym etapie sezonu nie będzie zabijać się o trzy punkty w każdym spotkaniu.
Niby moglibyśmy się przyczepić do poszczególnych piłkarzy. Tak jak choćby do Damiana Kądziora, że kwintesencją piachu, jaki prezentował na murawie, była zmarnowana sytuacja w pierwszej połowie, kiedy dostał fajne długie podanie od Czerwińskiego do zmierzenia się z Dziekońskim. Albo po drugiej stronie do Czyżyckiego, przy którym ten sam Czerwiński mógł mieć drugą asystę, po tym jak za lekko podał do Placha. A więc jakieś okazje były, paździerzem tego nie nazwiemy, jednak to na pewno nie jest 0:0 z serii “oglądało się z zapartym tchem”. Mimo to, trzeba przyznać, że obie ekipy potrafiły bardzo dobrze organizować się na tyłach. To nie przypadek, że Korona ma szóstą defensywie w Ekstraklasie, a Piast pierwszą, jeśli chodzi o liczbę straconych bramek.
I tak dochodzimy do punktu, w którym trudno powiedzieć o tym meczu cokolwiek więcej, co warto byłoby zapamiętać. To już klasyk, że Piast zgarnia remis. Dopóki jakoś trzyma się w połowie stawki, nie będziemy za to krytykować Aleksandara Vukovicia. Ani tym bardziej Kamila Kuzery, którego o chęć obronienia 0:0 posądzać nie będziemy, skoro to dopiero drugi taki mecz kielczan w tym sezonie. Piasta – piąty. I zapewne nieostatni jeszcze w tym roku.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Największe więzienie świata. Piłkarskie sceny z konfliktu Izraela i Palestyny
- Wróżyli mu gangsterkę w Brazylii, pracuje na transfer w Polsce. Jak Radomiak znalazł Pedro Henrique
- „Bad Boys”. Najbardziej znienawidzeni mistrzowie w dziejach NBA
- Stal Brzeg przeżyła swój pierwszy raz. Bunkrów nie ma, ale też jest fajnie [REPORTAŻ]
Fot. Newspix