Reklama

Wróżyli mu gangsterkę w Brazylii, pracuje na transfer w Polsce. Jak Radomiak znalazł Pedro Henrique

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

01 listopada 2023, 15:40 • 14 min czytania 12 komentarzy

Jego mamie powtarzano, że syn zostanie gangsterem. On sam wierzył w Boga i moc futbolu, jak prawie każdy Brazylijczyk. Gdy kupiła go Benfica Lizbona, zaprosił do Portugalii rodzinę. Kiedy zadzwonił do niego Radomiak, spojrzał na liczbę rodaków w szatni i dał się przekonać, że lepszej trampoliny do wielkiej piłki nie będzie. Kolekcjonował słupki i poprzeczki, teraz zbiera już tylko bramki. Jak Pedro Henrique trafił do Ekstraklasy i co sprawia, że ją podbija?

Wróżyli mu gangsterkę w Brazylii, pracuje na transfer w Polsce. Jak Radomiak znalazł Pedro Henrique

Osiem goli, dziesięć punktów w klasyfikacji kanadyjskiej. W trzynastu meczach lepszy start zaliczył tylko Erik Exposito. Pedro Henrique wierzy, że nie ma w tym przypadku, bo jak na chłopaka z okolic czterdziestego najmniej bezpiecznego miasta na świecie doszedł wystarczająco daleko, żeby nie wierzyć w przypadki.

Z Brazylii przez Benfikę do Radomiaka. Historia Pedro Henrique

Nie zostać gangsterem

Imię i nazwisko: Pedro Henrique Alves de Almeida. Miejsce urodzenia: Goias, Brazylia. Nurkując w sieci odkryjemy, że dane w paszporcie zawodnika Radomiaka Radom nie są zbyt precyzyjne. Goias to nie żadne miasteczko w Kraju Kawy, a jeden z tamtejszych stanów. Musimy więc założyć, że w 1996 roku mały Pedro przyszedł na świat gdzieś na 340 tysiącach kilometrów kwadratowych stanu Goias.

Nie było to być może tak złe miejsce na ziemi, jak dzielnica Bejrutu, w której urodził się Zain, bohater filmu “Kafarnaum”, który pozywa rodziców za to, że w ogóle dali mu życie niezważając na warunki dookoła. Młodym chłopakom zdarzało się jednak dorastać w lepszych miejscach.

Reklama

Gdy Pedro Henrique miał szesnaście lat, Goias przebojem wpadł na podium brazylijskich stanów z najwyższym wskaźnikiem morderstw na sto tysięcy mieszkańców. W 2017 roku, gdy szansę dawał mu grający wówczas w Serie A lokalny klub Atletico Goianiense, stan Goias w tym samym rankingu przebijał średnią zabójstw w całej Brazylii o 11 osób.

Nawet gdy młodzież w takich okolicach wybiera sport, nie jest łatwo utrzymać się z dala od przestępczej ścieżki. W Anapolis, mieście pomiędzy stolicą kraju Brasilią a stolicą stanu Goianią, Henrique mógł liczyć na człowieka-anioła. Flavio Ribeiro pomaga ludziom. Założył swój klubik, w którym dzieciaki poza piłką i butami dostają ubrania, jedzenie i poczucie, że nie wszystko stracone. Ribeiro bierze ich pod swoje skrzydła, buduje, a potem, jako agent piłkarski, robi z nich profesjonalistów.

Spełnia marzenia.

Jego zawodnicy zwykle przetaczają się przez zespół Gremio Anapolis, z którym w 2017 roku Pedro Henrique wygrał lokalne rozgrywki Campeonato Goiano, strzelając nawet gola w finale. W klubie z Anapolis w tamtym czasie działał portugalski dyrektor sportowy Pedro Correia. To z nim Flavio Ribeiro wysyłał swoich podopiecznych do Europy. Zaczął od strzału życia, który otworzył wiele furtek. Wszystkie ruchy odbywały się na zasadzie znajomości, zero skautingu, a w takich warunkach dobre pierwsze wrażenie znaczy wiele.

W lipcu 2017 roku drugoligowy portugalski Real SC sięgnął po rosłego napastnika Carlosa Viniciusa. Chłopak z nowym klubem przywitał się hattrickiem, a sezon kończył z trzema bramkami straty do króla strzelców rozgrywek, co i tak było ogromnym wydarzeniem — Real SC był outsiderem, zamknął tabelę. Sam zainteresowany na łamach „Relevo” wspominał, z jak wielkim wyzwaniem się mierzył.

Dostałem roczny kontrakt, wypożyczenie, które mogło zostać skrócone w połowie sezonu. Miałem więc jedno wyjście: musiałem strzelać, inaczej odesłaliby mnie do Brazylii. Presja była ogromna, nie potrafiłem jej ukryć. Wiedziałem, że moja sytuacja w kraju nie jest łatwa, że nie mogę zawieść. Chwała Bogu, że wykorzystałem tę szansę.

Reklama

Szansę, która momentalnie przerodziła się w transfer do Napoli i dalszą wędrówkę po Europie — od Francji po Premier League. Rok po Viniciusie w drogę z Anapolis wyruszył Pedro Henrique, który także trafił do drugiej ligi portugalskiej, tyle że do Leixoes. Gdy kolejny napastnik ze stajni Flavio Ribeiro okazał się sprawnym egzekutorem — dziewięć goli w trzynastu występach — Benfica Lizbona wyłożyła na stół 800 tysięcy euro, żeby nie przegapić nowego talentu.

Pedro Henrique zaprosił wtedy do Europy ukochaną mamę i zamieścił wzruszający post w mediach społecznościowych.

Tylko Bóg i ci, którzy zawsze byli wokół mnie, znają moją walkę. W porze deszczowej nasz dom zalewała woda, mama była smutna, bo nie mogła nikogo do nas zaprosić. Wstydziła się iść na zakupy, bo nie mogła kupić mi czegoś słodkiego, bo miała wyliczone wszystkie pieniądze. Miałem ubrania „na wyjście” i do domu, zostawałem w domu, bo śmiali się z tego, co noszę. Widziałem, jak mama płacze, bo nawet jej rodzina mówiła, że zostanę przestępcą. Przyrzekłem sobie, że zapewnię jej lepsze życie. Chciałem zostać piłkarzem, żeby trochę jej pomóc. Byłem daleko od rodziny, przyjaciół. Płakałem, głodowałem, czułem się upokorzony, walczyłem i dzisiaj dzieciak, który miał zostać przestępcą, jest zawodowym piłkarzem i podarował mamie nowy dom. Czasami to do mnie nie dociera, mama dzwoni do mnie i mówi, że ma wrażenie, że jest służącą u jakiegoś szefa, bo jej nowy dom wygląda tak, że sama w to nie wierzy.

Król gry w powietrzu, który marnował zasłynął z pudłowania

Cztery lata później Pedro Henrique jest w Polsce i choć nie okazał się nowym Carlosem Viniciusem — notabene, Benfica próbując znaleźć jego piłkarski sobowtór, w końcu po prostu się poddała i kupiła oryginał — to w Europie jak najbardziej się obronił. W Lizbonie nie przebił się ponad drugą drużynę, ale w portugalskiej ekstraklasie szansę dało mu SC Farense. Pięć bramek nie rzucało na kolana, natomiast Brazylijczyk już wtedy pokazał swój największy atut.

  • pojedynki w powietrzu/90 minut: 14,06 (1. miejsce w lidze portugalskiej wśród napastników)
  • wygrane pojedynki w powietrzu: 52,08% (1. miejsce w lidze portugalskiej wśród napastników)

Pedro Henrique pokazał też wtedy swoje najgorsze oblicze. Był napastnikiem cholernie nieskutecznym. Andraż Sporar, Haris Seferović, Mehdi Taremi. To ekskluzywna lista „dziewiątek”, które miały wyższy współczynnik przewidywanych bramek/90 minut niż zawodnik Farense. Ostatecznie jednak Henrique „zgubił gdzieś” minimum cztery trafienia — zanotował pięć bramek przy xG 9,42.

Farense spadło z ligi, ale Pedro Henrique został w klubie i jeszcze przez dwa lata trafianie do siatki przeplatał fatalnymi pudłami. W pewnym momencie na liście najlepszych strzelców drugiej ligi portugalskiej wyżej od niego był tylko Darwin Nunez, dziś gwiazda Liverpoolu. Potem przez parę miesięcy strzelał od wielkiego dzwonu.

Marnował wiele łatwych okazji do strzelenia bramki, co sprawiło, że wrażenie po nim jest lekko rozmazane, trochę negatywne. Opinia o nim bardzo dzieliła kibiców — przyznaje nam Bruno Ferreira, który Farense śledzi od dawna.

Wspominaliśmy o tym już wtedy, gdy Brazylijczyk trafiał do Radomiaka:

“Przewidywane bramki w tym przypadku są zwykle ciut wyżej niż bramki rzeczywiście strzelone, więc skuteczność jest tu do poprawy. Ciekawym zjawiskiem jest jednak to, że w jedynym sezonie w portugalskiej ekstraklasie Pedro Henrique wykręcił najlepszy wynik jeśli chodzi o wartość xG dla pojedynczego strzału — czyli wtedy, kiedy w teorii powinno być mu trudniej, bo musiał poradzić sobie z przeskokiem na wyższy poziom, było mu ciut łatwiej. Przeglądając sytuacje, widzimy, że było w tym trochę pecha. Pedro już wychodzi na sam na sam, ale w ostatniej chwili wślizgiem wjeżdża Pepe, który blokuje strzał. Pedro mija dwóch obrońców, bramkarz cudem sięga piłki przy lobie, kumpel dobija — ani gola, ani asysty. No, ale wszystkiego na pecha zganiać nie będziemy, bo Brazylijczyk zmarnował też dwie kapitalne okazje, gdy sam mógł dobić wybroniony strzał z bliskiej odległości”.

Trzyletni pobyt Pedro Henrique w Farense to szesnaście zmarnowanych i dziewięć wykorzystanych okazji bramkowych o wartości min. 0,3 według wyceny “WyScout” – nie uwzględniamy rzutów karnych. Trzydziestoprocentowa szansa na gola to dużo, a Brazylijczyk potrafił się pomylić, gdy licznik wskazywał 0,82 lub 0,74. Dlatego gdy przygodę z Radomiakiem zaczął w podobnym stylu — zmarnowane cztery z pięciu okazji >0,3, w tym strzał o wartości xG 0,72 z Pogonią Szczecin; pięć słupków i poprzeczek — obawy o słuszność tego ruchu rosły.

Pech czy nie skuteczność? Pedro Henrique i inni królowie crossbar challenge

Zwłaszcza że Constantin Galca ani myślał z Pedro Henrique zrezygnować, mimo że na ławce siedział najdroższy nabytek klubu, autor sześciu goli, które wydatnie pomogły Radomiakowi w lidze pozostać, wracający po kontuzji Leonardo Rocha.

Wiara trenera miała jednak swoje podstawy. Obserwując treningi czy mecze sparingowe Zielonych, widać było, jak wielką męką dla obrońców są pojedynki z Pedro Henrique. Siła i użyteczność w kontekście czarnej roboty, której szkoleniowcy często oczekują od „dziewiątek” na boisku, znajdowała potwierdzenie w słowach kolegów z zespołu. Już wtedy w szatni panowała opinia, że o ile kiedyś przydomek „Bestia” nadano Mauridesowi, który charakteryzował się podobnym stylem gry, tak Pedro to „Bestia 2.0”.

Większa, silniejsza, lepsza. W jego skuteczność wierzył nawet Rocha, który mimo rywalizacji o skład, szybko zaprzyjaźnił się z Henrique.

To była tylko kwestia czasu, aż zacznie mu wpadać. Wszyscy widzieliśmy, że za każdym razem potrafił znaleźć się we właściwym miejscu do oddania strzału. Mamy świetne relacje od samego początku, staram się mu pomagać, żeby strzelał jeszcze więcej bramek. Mimo że jesteśmy rywalami, wiem, że to tylko praca, a on wykonuje ją tak, że jest fantastycznym napastnikiem, mógłby grać w topowych polskich klubach — mówi nam Leonardo.

O czystej klasie Pedro Henrique mówi także Mateusz Cichocki, którego pytamy o to, jak ocenia napastnika z perspektywy środkowego obrońcy, który musi rywalizować z nim na treningach.

Przeciwko lepszemu napastnikowi w Radomiaku nie grałem. Technika, siła, zastawka, timing. Dobrze gra tyłem do bramki, ciężko grać z nim na wyprzedzenie. W polu karnym nawet jeżeli wydaje ci się, że masz go pod kontrolą, potrafi z dobrym timingiem cię wyprzedzić, wygrać głowę i oddać strzał. Fajnie go mieć w swojej drużynie, bo nawet z najbardziej gównianej piłki i podania potrafi coś zrobić.

W przypadku Radomiaka „coś” to osiem bramek i dwie asysty, które plasują Brazylijczyka na drugim miejscu w rankingu strzelców Ekstraklasy oraz w roli wicelidera klasyfikacji kanadyjskiej ligi.

Pedro Henrique, czyli czołowy napastnik Ekstraklasy

Na tle polskich ligowców Pedro Henrique momentami wypada wręcz rewelacyjnie. “StatsBomb” pozwala nam sklasyfikować wszystkich napastników Ekstraklasy w konkretnych kategoriach, więc oddajmy głos liczbom.

  • przewidywane bramki/90 minut: 1. Pedro Henrique (0,42); 2. Tomas Pekhart (0,38); 3. Efthymious Koulouris (0,35)
  • post-shot xG: 1. Tomas Pekhart (0,64); 2. Pedro Henrique (0,44); 3. Mikael Ishak (0,42)
  • strzały/90 minut: 1. Patryk Makuch (3,58); 2. Pedro Henrique (3,24); 3. Daniel Szczepan (2,75)
  • przewidywane bramki i asysty/90 minut: 1. Pedro Henrique (0,45); 2. Benjamin Kallmann (0,44); 3. Efthymious Koulouris (0,41)
  • najczęściej faulowani/90 minut: 1. Patryk Makuch (3,04); 2. Erik Exposito (2,85); 3. Pedro Henrique (2,56)
  • wygrane pojedynki w powietrzu/90 minut: 1. Kamil Zapolnik (6,36); 2. Patryk Makuch (4,92); 3. Pedro Henrique (4,75)

Szczególną uwagę zwraca to, że Pedro Henrique nie tylko zasypuje rywali strzałami, ale zachowuje przy tym wysoką wartość xG każdego z nich – 0,13. To więcej niż średnia wszystkich napastników ligi, co oznacza, że Brazylijczyk lepiej się ustawia; oddaje strzały z lepszych pozycji niż jego koledzy po fachu. Dla porównania Patryk Makuch, który jeszcze częściej uderza na bramkę, ma prawie dwukrotnie niższy współczynnik xG/strzał, więc część uderzeń mógłby spokojnie sobie darować.

Pedro Henrique vs inni napastnicy Ekstraklasy 23/24

Wysoki wynik Post-Shot xG, dzięki któremu poznajemy, jak zmienia się szansa na zdobycie bramki już po oddaniu strzału, a więc na podstawie toru lotu piłki, także świadczy o jakości napastnika Radomiaka, który trafiając w bramkę ma tak dokładny celownik, że bramkarze bardzo często nie mają szans, żeby jego strzał wybronić.

Jego wykaz strzałów wciąż może budzić lekki uśmiech – zmarnował dwie najlepsze okazje w sezonie, ale skoro mimo to jest jednym z najlepszych strzelców Ekstraklasy, to rywalom wcale nie jest do śmiechu. Na początku sezonu spudłował głową w meczu z Cracovią, ale już z ŁKS z praktycznie tego samego miejsca na boisku umieścił piłkę w siatce. Henrique głową trafiał jeszcze trzykrotnie na dwadzieścia pięć prób.

Poprawa dotyczy jednak także strzałów oddawanych innymi częściami ciała. Prawą nogą ładował z bliska, z połowy boiska i tuż sprzed pola karnego, gdy wziął na zamach trzech zawodników Zagłębia Lubin i nie dał szans Sokratisowi Dioudisowi.

Mapa strzałów Pedro Henrique

Raphael Rossi uważa go za napastnika kompletnego, a w Radomiu liczą, że rzuci wyzwanie Erikowi Exposito w rywalizacji o koronę króla strzelców. Nie jest to wcale nierealna wizja, bo pod wieloma względami Brazylijczyk prezentuje się lepiej niż lider Śląska Wrocław.

Pedro Henrique vs Erik Exposito

To dobry punkt wyjścia do kolejnej dyskusji — tej o liczeniu pieniążków z kolejnej sprzedaży Pedro Henrique. Radomiak sukcesywnie sprzedaje swoich napastników, zgarniając za to solidne pieniądze. Maurides przyniósł 500 tysięcy euro, Karol Angielski 650 tysięcy euro. Zieloni są pewni, że Brazylijczyk już teraz jest wart więcej, niż kiedyś zapłaciła za niego Benfica Lizbona. Pojawia się pytanie: o ile więcej?
Przypadek Pedro może być podobny do Saida Hamulicia, którego Stal Mielec sprzedała za 2,5 miliona euro. Podobieństwem jest to, że jeden i drugi wyglądają bliźniaczo na radarach prezentujących ich umiejętności. Hamulić był młodszy i szybszy, miał jednak znacznie słabsze CV. Henrique jest starszy, ale ma dobry paszport. Brazylijscy napastnicy zawsze przyciągają uwagę, egzotyczne kluby polują na takich, jak on.

Pedro Henrique vs Said Hamulić

Chłopak z Goias ma jeszcze jeden nieoczywisty atut: obrotnego agenta, który ma na koncie transfery do Serie A, Ligue 1 czy Premier League. W Radomiu już zimą może być bardzo gorąco, bo przy takiej formie utrzymanie Pedro Henrique nie będzie najłatwiejszym zadaniem.

Jak Pedro Henrique trafił do Radomiaka? Kontrakt w 30 minut i strach przed Białorusią

Strata najlepszego strzelca w połowie sezonu byłaby rzecz jasna ciosem, choć Radomiak, mając na ławce Leonardo Rochę, nie powinien popaść w przesadnie wielkie tarapaty. Zieloni i tak wygrali tym, że udało im się przekonać Pedro Henrique do dołączenia do nich po wygaśnięciu kontraktu z Farense, które bardzo liczyło na przedłużenie współpracy z zawodnikiem.

Zimą, gdy klub walczył o awans do portugalskiej ekstraklasy, zgłosili się do niego Saudyjczycy, którzy oferowali dobre pieniądze za transfer Henrique. Farense odrzuciło ofertę, licząc na promocję do wyższej ligi, która przekonałaby Pedro do przedłużenia umowy. Awans stał się faktem, na stole napastnika wylądowała propozycja nowego kontraktu, minimalnie wyższa od tej, którą przedstawił Radomiak.

W Radomiu monitorowano go od dawna, ale skoro zimą smakiem obeszły się kluby z Bliskiego Wschodu, to i Polacy nie mieli szans. Latem nie było łatwiej, bo zainteresowanie piłkarzem przedstawiały trzy inne portugalskie kluby — Vitoria Guimaraes, Familicao i Vizela. Skąd więc transfer do Ekstraklasy?

Rozmawiałem z Pedro i jego agentem. Powiedziałem im: w portugalskiej ekstraklasie pewnie strzeli siedem, osiem bramek. Tam jednak jest wielu piłkarzy, którzy notują takie liczby i mało kto zwraca na nich uwagę. W Polsce łatwiej się wypromować, bo gdy strzelasz regularnie, twoja wartość bardzo szybko rośnie — mówi nam Oktawian Moraru, dyrektor sportowy Radomiaka.

Zieloni na Pedro Henrique trafili dzięki swoim kontaktom. Kilka lat wcześniej Moraru pomógł w sprowadzeniu do rumuńskiego Gaz Metan Medias portugalskiego trenera Jorge Costy, który później pracował z Brazylijczykiem w Farense. 52-letni szkoleniowiec szepnął Oktawianowi, że Henrique to zawodnik na coś więcej niż druga liga portugalska. Dyrektor sportowy Radomiaka śledzi te rozgrywki od dawna, dotychczas nie miał zbyt dobrej passy w sprowadzaniu stamtąd piłkarzy do Polski (Luizao, Thabo Cele — zawsze czegoś brakowało), ale wierzył, że można tam znaleźć świetnego napastnika.

Gdy mój ojciec kupił Rapid Bukareszt, rozmawiałem z nim o transferze Paulinho. Grał wówczas w drugoligowym Gil Vicente, kosztowałby grosze, 20 tysięcy euro. Tata nie był przekonany, nie chciał sięgać po napastnika z drugiej ligi. Paulinho strzelił potem 19 bramek, trafił do Bragi, skąd za 16 milionów euro kupił go Sporting — opowiada.

Radomiak musiał działać szybko, bo inni chętni konkretyzowali swoje ruchy. W przeszłości Oktawian Moraru miał podobną sytuację, gdy z drugoligowych rezerw Benfiki próbował wyciągnąć Luisa Duka. Działacz poleciał już do Portugalii, rozmawiał z zawodnikiem, ale ten ostatecznie dostał ofertę ze szkockiego Aberdeen i został czwartym najlepszym strzelcem Premiership. W Radomiu śmieją się, że żeby uniknąć podobnego scenariusza, kontrakt dla Pedro przygotowali w pół godziny, gdy tylko Brazylijczyk pozytywnie zareagował na opcję takiego ruchu.

Zieloni liczyli na to, że Pedro Henrique będzie lepszą wersją Mauridesa. Szukali zawodnika o podobnym profilu: silnego, potrafiącego grać głową — Maurides także wyróżniał się pod tym względem w Portugalii — a przy tym ciut skuteczniejszego. Zainteresowanie Pedro Henrique wykazywał jeszcze jeden polski klub — Jagiellonia Białystok. Łukasz Masłowski, dyrektor sportowy drużyny, miał go na liście obok Afimico Pululu, który ostatecznie na Podlasie trafił.

Wyglądał na takiego, jak teraz gra w Radomiaku. Silny, szybki, dobrze grał w powietrzu. Szukaliśmy piłkarza, który zapełni lukę, profilowo wpasowywał się w to, jakiego napastnika chcieliśmy, ale warunki finansowe były dla nas nie do zaakceptowania. Nie wiem, ile Radomiak mu zapłacił, ale na pewno dużo – przyznaje nam Masłowski.

Nad Jagiellonią Radomiak miał jeszcze jedną przewagę.

Chodziło o sprawy geograficzno-kulturowe. Pedro usłyszał, że Białystok to już delikatne odludzie, że mentalność jest tam inna, a poza tym jest zimniej i tuż obok jest Białoruś, czyli wojna. Radom jest bliżej centrum Polski, słyszałem, że to go przekonało — zdradza Moraru.

Nie należy odbierać tego jako wielki przytyk, bo już w przeszłości zdarzało się, że zawodnicy odmawiali Jagiellonii po zorientowaniu się w mapie kraju. Pedro w Portugalii mieszkał w Faro, stolicy turystycznego regionu Algarve. Bruno Ferreira wspomina, że gdy grał w Farense, ochoczo z tego korzystał.

To bardzo ekscentryczna i ekstrawertyczna osoba. Lubi imprezy, nocne życie, jak każdy Brazylijczyk. Nigdy jednak nie mogliśmy mieć o to problemów, bo w każdym meczu epatował energią, grał na pełnym zaangażowaniu. Dobrze nas traktował, kibice odwdzięczali się tym samym.

Wreszcie pomocna w transferze okazała się brazylijsko-portugalska kolonia w Radomiu. Obecność krajan przyśpiesza adaptację, sprawia, że zawodnik unika wrażenia bycia tym obcym. Mówiący po portugalsku Oktawian na miejscu pomoże z formalnościami, Leandro Rossi sprawdzi się w roli tłumacza, bo Henrique nie zna żadnego języka poza ojczystym.

Widząc, że w Radomiu będzie „swój”, Pedro zdecydował się wsiąść na ten okręt. Reszta to już historia, na której dalszy ciąg wciąż czekamy. Brazylijczyk w Radomiu dystansuje swoich poprzedników w ofensywnych dokonaniach (xG/90 minut: 1. Pedro Henrique – 0,42; 2. Leonardo Rocha 22/23 – 0,36; 3. Maurides 22/23 – 0,32; non-penalty goals/90 minut: 1. Pedro Henrique – 0,6; 2. Leonardo Rocha 22/23 – 0,48; 3. Karol Angielski 21/22 – 0,32), ale to nie ich wyniki są dziś jego celem.

Jest nim walka o tytuł najlepszego strzelca Ekstraklasy i kolejny transfer. Gdzieś tam czeka jeszcze większy dom dla skromnej familii z Goias.

WIĘCEJ O RADOMIAKU RADOM:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Casemiro nad Bosforem? Tureckie media donoszą, że to możliwe

Antoni Figlewicz
0
Casemiro nad Bosforem? Tureckie media donoszą, że to możliwe

Ekstraklasa

Anglia

Casemiro nad Bosforem? Tureckie media donoszą, że to możliwe

Antoni Figlewicz
0
Casemiro nad Bosforem? Tureckie media donoszą, że to możliwe

Komentarze

12 komentarzy

Loading...