Finał Pucharu Polski waży w tym sezonie niesamowicie dużo dla obu drużyn. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że ten, kto przegra w piątek, przegra także cały sezon, co grozi długo odczuwalnymi konsekwencjami finansowymi. Na finałowe rozstrzygnięcie czekają jednak nie tylko w Legii Warszawa i Pogoni Szczecin, gdyż od niego wiele powinno zależeć również w kontekście emocji za prowadzącą dwójką z Częstochowy i Poznania, która najpewniej między sobą załatwi kwestię mistrzostwa.
Triumfator PP zyskuje naprawdę dużo. PZPN wypłaca mu 5 mln zł netto, podczas gdy przegrany finalista otrzymuje jedynie milion złotych. Mamy więc różnicę na poziomie transferu wychodzącego za blisko milion euro. Dla każdego polskiego klubu to stawka, obok której nie sposób przejść obojętnie.
Rozstrzygnięcie finału Pucharu Polski bardzo istotne dla Jagiellonii
Do tego oczywiście klub sięgający po to trofeum zapewnia sobie start w I rundzie eliminacji Ligi Europy, do których nie wejdzie się poprzez Ekstraklasę (chyba że jako mistrz Polski odpadniesz w eliminacjach Champions League). I nawet jeśli od razu powinie mu się noga, ma jeszcze zagwarantowany co najmniej jeden dwumecz w eliminacjach Ligi Konferencji.
Przegrany finału de facto zostaje z niczym, nie licząc tego miliona na pocieszenie.
Tak się w tym roku poskładało, że obaj finaliści kręcą się w okolicach podium Ekstraklasy, ale dziś się na nim nie znajdują, dlatego sięgnięcie po puchar załatwiłoby temat najbliższej przyszłości klubu. Kwestia tego, kto wygra na Narodowym, nie jest jednak wyłącznie ich wewnętrzną sprawą.
Wynik tego meczu bardzo interesuje Jagiellonię Białystok. Obrońcy tytułu mistrzowskiego wyjątkowo długo godzili dobrą grę na międzynarodowej arenie z walką o czołowe lokaty w lidze, ale porażki z Zagłębiem Lubin i Koroną Kielce sprawiły, że niespodziewanie na ostatniej prostej mogą sobie mocno skomplikować życie i zatrzeć pozytywne wrażenie z niemal całego sezonu. Czytaj: realny stał się scenariusz, w którym tracą europejskie przepustki, co do niedawna wydawało się wariantem jedynie teoretycznym.
W Białymstoku chyba trzymają kciuki za Pogoń
Z punktu widzenia białostockiej ekipy, jest różnica, czy Puchar Polski zdobędzie Pogoń czy Legia. Znacznie korzystniejszą opcją wydaje się zwycięstwo Portowców.
Dlaczego? Pogoń już teraz traci tylko dwa punkty do trzeciej lokaty i może jeszcze zakończyć rozgrywki na ligowym podium, zwłaszcza że na koniec zagra właśnie z Jagiellonią. Gdyby Pogoń sięgnęła po PP, dla Jagi nawet czwarte miejsce oznaczałoby europejskie puchary. Aby z nich wypaść, musiałaby ona jeszcze dać się wyprzedzić Legii, nad którą ma pięć punktów przewagi i lepszy bilans w bezpośrednich meczach. Sytuacja nadal byłaby zatem względnie bezpieczna i w ograniczony sposób stresogenna dla zespołu Adriana Siemieńca.
Jeżeli natomiast Puchar Polski trafiłby do gabloty Legii, która tym samym mogłaby ogłosić fajrant na resztę maja, ciśnienie wokół finiszu Jagiellonii stałoby się znacznie większe. Nie wiadomo, jak piłkarze Pogoni zareagowaliby po drugim z rzędu przegranym finale, to zawsze może iść w dwie strony, ale wciąż na wyciągnięcie ręki byłaby możliwość uratowania sezonu dzięki Ekstraklasie.
Na papierze terminarz Portowców też wygląda lepiej. Najbliższe dwa mecze rozegraliby z rozkoszującymi się już komfortem spokojnej głowy Motorem Lublin i Radomiakiem Radom (możliwość spadku czysto matematyczna), potem podejmowaliby Lechię Gdańsk, która ma spore szanse, by wtedy już nie drżeć o utrzymanie i na koniec pojechaliby do Białegostoku. Natomiast oddychająca rękawami Jaga musi przede wszystkim wygrać najbliższe domowe starcie z myślącym już powoli o nowym sezonie Górnikiem Zabrze, bo potem jedzie do Częstochowy (Raków walczy o mistrzostwo) i Wrocławia (Śląsk może jeszcze bić się o ligowy byt), by na koniec – kto wie – zagrać o pucharowe być albo nie być z Pogonią. Potencjalnie jest tu znacznie więcej grania z rywalami znajdującymi się pod konkretną presją.
Jagiellonia niezmiennie ma tu wszystko w swoich nogach, ale jej pozycja wyjściowa na cztery ostatnie kolejki będzie się diametralnie różnić w zależności od piątkowego rozstrzygnięcia. Z perspektywy postronnego obserwatora, szkoda byłoby to zepsuć. Adrian Siemieniec już kilka razy powtarzał, że do prawdziwego rozwoju klubu potrzebna jest pucharowa ciągłość, żeby wnioski z pierwszego sezonu na taką skalę można było wdrażać na bieżąco, a nie chować je do szuflady na “kiedyś”. Jesteśmy zatem pewni, że on i jego sztab z pełną uwagą obejrzą finał PP i to nie dlatego, że nie wypada inaczej.
PRZEMYSŁAW MICHALAK
CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE NA WESZŁO:
- Wittmann: Lewandowski nie może być najlepszy na świecie [WYWIAD]
- Szkoła przetrwania. Najsilniejsi beniaminkowie Ekstraklasy XXI wieku
- Rzut oka na terminarz Rakowa i Lecha. Za wcześnie, by skreślać Kolejorza
- Maksymalnie Kroczek do przodu. Co dalej z trenerem Cracovii?
- Czego brakuje Lechowi Poznań, żeby zostać mistrzem Polski?
- Lech, może Legia. Kto powinien (jeśli w ogóle) kupić Fornalczyka?
Fot. Newspix