Reklama

Maksymalnie Kroczek do przodu. Co dalej z trenerem Cracovii?

Michał Trela

Autor:Michał Trela

28 kwietnia 2025, 17:39 • 12 min czytania 19 komentarzy

Pasy były rewelacją jesieni i są jednym z najsłabszych zespołów wiosny. Nic dziwnego, że ich trenera widziano najpierw wyłącznie w jasnych, potem tylko w ciemnych barwach. W efekcie Cracovia znów zrobiła się na szaro.

Maksymalnie Kroczek do przodu. Co dalej z trenerem Cracovii?

Przeszło rok pracy Dawida Kroczka w Cracovii przebiega na razie modelowo według cyklu życia trenera w Ekstraklasie. Zaczął udowodnienia fachowości i tchnięcia życia w skostniałą organizację, czym pokazał, że zasługuje na poważniejszą szansę. Potem wszedł w fazę zachwytu, kiedy we wszystkim, co robił, upatrywano się przebłysków geniuszu, prezes zachwalał w wywiadach jego sposób opowiadania o piłce, a piłkarze prowadzenia szatni. Kibice mieli prawo uwierzyć, że wszelkie problemy klubu zostały zażegnane wraz z zastąpieniem trenera starej daty przedstawicielem nowej fali. Entuzjazm skłonił prezesa do zmienienia w trakcie rozgrywek celu postawionego przed sezonem na bardziej ambitny. W dalszej części sezonu okazało się, że bardziej realna ocena potencjału odbyła się jednak przed rozgrywkami, a trener też popełnia błędy i nie wszystko zamienia w złoto. Tak jak jego poprzednik, zaczyna się zmagać z klubowymi ograniczeniami, które wcale nie zniknęły. Poprzednik z kolei w innym klubie udowadnia, że za wcześnie go skreślono, a w tabeli już siedzi przedstawicielowi nowej generacji na ogonie.

Choć osobom z zewnątrz Cracovia może czasem wydawać się klubem nijakim, zadowolonym z wiecznej przeciętności, cierpiącym na syndrom ciepłej wody w kranie, pod przykrywką cały czas buzuje i trudno w rozmowach o niej uniknąć gorących emocji. Jej fanami wciąż targają głębokie pragnienia. Chcą powrotu do dawnej wielkości, o której tylko słuchali i czytali, ale sami z rzadka jej doświadczali. Chcą zadośćuczynienia za lata przebywania na marginesie polskiej piłki. Chcą wyraźnego wywrócenia sytuacji w mieście, w której największy od dekad kryzys sportowy Wisły zbiegłby się z największym od dekad sukcesem Cracovii. Chcą wreszcie przeżycia czegoś szalonego, wpadnięcia w jakąś ekstazę, której co jakiś czas doświadczają wszyscy wokół. Oni zaś od dwudziestu lat słuchali o zrównoważonym rozwoju, inwestowaniu w infrastrukturę i budowaniu stabilnych fundamentów. Raz, drugi, piąty można to kupić. Ale jeśli Raków Częstochowa zmierza po szóste trofeum w ciągu czterech lat, a Jagiellonia Białystok remisuje z Betisem w ćwierćfinale Ligi Konferencji, można, z perspektywy Cracovii, mieć po dziurki w nosie słuchania, dlaczego gdzie indziej się da, a tam nie.

Trudno się więc dziwić, że temu sezonowi również towarzyszą duże emocje. Nagła śmierć Janusza Filipiaka była zamknięciem ważnego etapu, a prezes Mateusz Dróżdż zadbał, by żałoba nie trwała długo. Odtrąbił nowe otwarcie, zerwał nisko wiszące owoce, poprawił klimatu wokół klubu. Jego ryzykowny ruch z postawieniem na trenera Kroczka również się obronił, a Pasy zasłużenie były tytułowane rewelacją jesieni. Ofensywne widowiska, umiejętność odrabiania strat, zamienianie każdego spotkania w wymianę ciosów tak kontrastowały z wcześniejszą szarzyzną, że niemal niezauważone przeszło ponowne uczynienie z zespołu armii zaciężnej, za co krytykowany był kilka lat wcześniej Michał Probierz, czy bezwzględne skasowanie wychowanka, co Jakubowi Tabiszowi nie zostałoby tak gładko wybaczone. Ale że tych ruchów dokonywali nowy prezes i jego świta, nikt się nie czepiał.

Reklama

Niepokojąca tendencja

Jak zwykle bywa, nie zdążył się nawet skończyć sezon, którego Pasy były rewelacją, a prezes już musi odpowiadać na pytania o przyszłość trenera Kroczka. Został niespełna miesiąc do końca rozgrywek, a przedłużenie jego kontraktu wciąż nie jest pewne. Jeśli zespół zajmie miejsce w pierwszej ósemce, ma to się odbyć automatycznie, ale już trudno powiedzieć, czy to dobrze. Prezes Dróżdż z jednej strony mówi, że zmiana trenera to zawsze droga donikąd, z drugiej zauważa, że nie niektóre rzeczy, zamiast iść jak po maśle, idą jak po grudzie. I nie chodzi nawet o niezrealizowanie nowo postawionego w zimie celu, czyli awansu do pucharów. Skoro wiadomo było wtedy, że Pasy nie grają już w Pucharze Polski po jesiennej porażce z III-ligowcem, która również przeszła niezauważona, bo przykryły ją dobre wyniki w lidze, skoro już wtedy istniało duże prawdopodobieństwo, że Puchar Polski zdobędzie zespół spoza podium, żądając od trenera pucharów, prezes Dróżdż żądał wyprzedzenia Rakowa, Lecha lub Jagiellonii, co nawet w najlepszych momentach sezonu Pasów nie wydawało się racjonalne. Dziś do miejsca pucharowego krakowianom brakuje dziesięciu punktów, czyli nie można nawet powiedzieć, że byli blisko.

Bardziej niebezpieczna jest jednak tendencja. W tabeli rundy wiosennej Cracovia zajmuje trzynaste miejsce, ale Zagłębie Lubin może ją dziś zepchnąć na czternaste. W ostatnich szesnastu kolejkach, czyli niemal pełnej rundzie, jest piętnasta, mając tyle punktów, ile Puszcza Niepołomice. Nawet po ograniu Motoru Lublin w ostatni weekend ma tylko trzy zwycięstwa na szesnaście ostatnich prób. Punktuje ze średnią jeden na mecz, co oznacza powrót do czasów późnego Jacka Zielińskiego, kiedy Kroczek musiał ratować ligę. Zieliński przez większość ostatniego sezonu nie miał jednak kogo wpuszczać z ławki, bo jedną z ostatnich decyzji prezesa Filipiaka było wstrzymanie transferów i poszerzenie kadry zawodnikami z rozwiązanych rezerw. Kroczek, jeśli chodzi o kwestie kadrowe, funkcjonuje w znacznie lepszych realiach. A jednak ostatnie pół roku jest w wykonaniu jego drużyny wielce niepokojące. Cracovia w tym okresie nie strzela już wielu goli – 22; więcej zdobyło sześć drużyn – a nadal traci bardzo dużo – 27; najwięcej w lidze. Nie jest to faktycznie obraz, który nakłaniałby prezesa do rychłego przedłużenia kontraktu.

Jeśli Dróżdż zrezygnowałby po sezonie z Kroczka, łatwo można byłoby robić z trenera męczennika, kolejną ofiarę własnego sukcesu i prezesa, który nie czuje futbolu. Przecież rok wcześniej Cracovia walczyła o utrzymanie, a teraz zajmie prawdopodobnie miejsce 6-8, czyli nie dość, że zrealizuje cel sprzed sezonu, to jeszcze zaliczy wyraźny krok do przodu w tabeli w stronę ponownego bycia ambitnym średniakiem. Tyle że to nie będzie pełnia prawdy. Narrację o stabilizacji po pełnym turbulencji sezonie można by sprzedawać, gdyby kwestie poboczne wyglądały inaczej. Wprawdzie często mówi się, że w futbolu liczy się tylko wynik. Ale gdy ten jest kwestią sporną, można trenera obronić albo pogrążyć zadaniami pobocznymi. A te dla Kroczka wyglądają marnie.

Młodzież w odwrocie

Jeśli trener nie dał wyniku, może mówić o zawodnikach, których rozwinął i wypromował. O odmłodzeniu składu. Wdrożeniu jakiegoś nowego stylu. Co do każdej z tych kwestii można mieć jednak zastrzeżenia. W poprzednim sezonie Pasy miały drugą wśród najniższych średnich wieku w Ekstraklasie. W obecnym są piątą wśród najstarszych drużyn. Przy zawodnikach mających przeciętnie 27,6 lat (wg CIES Football Observatory), trudno już tłumaczyć niepowodzenia młodością, niefrasobliwością. To kadra zbudowana na już, by osiągnąć wynik tu i teraz. Pod względem minut rozgrywanych przez młodzieżowców gorsze w lidze są tylko dwa zespoły. Żeby nie płacić kary, trener będzie musiał w ostatnich kolejkach wystawiać ich sztucznie, by wypełnić limit, choć w poprzednich latach nigdy nie był to w Cracovii temat. Limit wypełniał się sam, mimochodem. Sezon temu Pasy wypełniły go z niewielkim zapasem 176 minut, ale rok wcześniej było to ponad 1100, a dwa lata wcześniej 1000 minut powyżej wymaganej granicy. Młodzi piłkarze nigdy w poprzednich latach nie znaczyli w Cracovii tak mało.

Filip Rózga to aktualnie jedyny regularnie grający młodzieżowiec Cracovii. 

Reklama

Limit można by nazywać głupim i sztucznym, ale jednocześnie dbać o rozwój młodych piłkarzy w taki sposób, by któryś przyniósł Cracovii solidny zastrzyk. Pasy może nie miały w ostatnich latach wzorowo funkcjonującej akademii i skautingu, jednak z pewną regularnością potrafiły zarabiać na względnie młodych piłkarzach, by przypomnieć, że to stamtąd do zagranicznych karier startowali Mateusz Klich, Bartosz Kapustka, Krzysztof Piątek, Paweł Jaroszyński czy Michał Helik, którzy przynieśli klubowi relatywnie niezłe pieniądze, jak na klub, który nie bił się o najwyższe cele. Teraz nastąpiła wprawdzie eksplozja formy Benjamina Kallmana, którą można przypisać trenerowi jako zasługę, ale klub nic z tego nie będzie miał. Fin odejdzie za darmo, doprowadzając wcześniej zespół do miejsca w środku tabeli, które regularnie już w poprzednich latach zajmował. Nie będzie to więc przypadek Erika Exposito, który wprawdzie nie zostawił Śląskowi Wrocław milionów, ale niemal zaniósł drużynę do mistrzostwa.

 Owszem, może ktoś skusi się na potencjał Filipa Rózgi czy Fabiana Bzdyla, których Kroczek wystawiał, bo jakichś młodzieżowców musiał. Po prowadzeniu ich obu przez trenera widać jednak brak zaufania. Rakoczy u Zielińskiego grał niemal zawsze od deski do deski, przez co można było zapomnieć, że w ogóle był młodzieżowcem. Był po prostu ważnym piłkarzem jego drużyny. Rózga, Bzdyl, Bartosz Biedrzycki czy Kacper Śmiglewski wypadają ze składu przy każdym gorszym wyniku, są zmieniani jako pierwsi, czy wręcz chowani przy najdrobniejszym pretekście. Rózga pokazuje oczywiście potencjał motoryczny, zadziorność, bezkompromisowość, ale to wszystko jego naturalne cechy, którymi imponował już rok temu. Czy można powiedzieć, że u Kroczka zrobił jakiś wyraźny postęp? Nabrał ogłady? Raczej nie. Zwyczajnie zbiera teraz więcej minut, bo głównie na nim wisi wypełnianie minut młodzieżowców.

Bez nowej jakości

Nie jest oczywiście tak, że tylko Kallman zyskał indywidualnie u Kroczka. Nowy pomysł na wykorzystanie Mikkela Maigaarda uwolnił w nim pokłady, których wcześniej nie pokazywał. Ale ilu jeszcze graczy można zaliczyć do tego grona? Fani polskiej ligi oglądali już lepszego Henricha Ravasa, lepszego Otara Kakabadze, Virgila Ghitę, Jakuba Jugasa, Davida Olafssona, czy Patryka Sokołowskiego. To nie tak, że każdy z nich wygląda w sezonu jakoś szczególnie źle, często grają po prostu na swoim poziomie. Ale oprócz Kallmana i Maigaarda, żadnego Kroczek nie może sobie wpisać na listę zasług. 

Spore grono stanowią też tacy, którzy do Ekstraklasy dopiero trafili. Większość była witana z olbrzymim entuzjazmem, jako wielkie sukcesy nowego działu sportowego. Każdy, łącznie z Mauro Perkoviciem, który zaczął grać dopiero ostatnio, pokazał już, że faktycznie coś w sobie ma. Jednocześnie żaden nie okazał się absolutną gwiazdą drużyny. Niektórzy nawet niekoniecznie są lepsi od tych, których zastępowali. Ajdin Hasić, następca Rakoczego, momentami grający bardzo efektownie, choć tylko jedną nogą, przyniósł w tym sezonie dwa gole i siedem asyst. Rakoczy miał w poprzednim, gdy Cracovia walczyła o utrzymanie, sześć bramek i cztery asysty. Wyśmiewany Patryk Makuch dał wtedy pięć goli i pięć asyst. Mick Van Buren przyniósł cztery gole i dwie asysty. Oczywiście, miał sporo problemów zdrowotnych, ale to też jest element wpływający na ocenę transferów. 

Piłkarzy ofensywnych można porównywać konkretami pod bramką, co jest trudniejsze w przypadku innych pozycji. Trzeba się więc opierać na mniej wymiernych czynnikach. Ale czy Amir Al Ammari, całkiem porządny piłkarz, na pewno jest tak wyraźnie lepszy od Janiego Atanasowa, Takuto Oshimy (właśnie bije się o mistrzostwo Rumunii), czy Karola Knapa, że wszystkich trzeba było dla niego skasować? Nawet Ravas, który wydawał się transferem bez większego ryzyka, w skali sezonu niekoniecznie dał drużynie więcej od Sebastiana Madejskiego. To, czy Martin Minczew wytrzyma porównanie z Kallmanem, powie dopiero przyszłość. Podobnie jak to, czy Gustav Henriksson będzie lepszy niż Kamil Glik, nawet ten z Cracovii, nie z Monaco. Zwraca jednak uwagę, że mimo tylu nowych nabytków, Kroczek najczęściej korzysta z tych, których w klubie już zastał i jedynie Hasić ma u niego względnie niepodważalną pozycję.

Ajdin Hasić bez wątpienia jest udanym transferem Cracovii. 

Zespół zbudowany na wynik

Czy to, że transfery niekoniecznie podniosły poziom zespołu, jest okolicznością łagodzącą dla trenera, czy zarzutem wobec niego, muszą już sobie odpowiedzieć w klubie. Opcje są dwie – albo dział sportowy źle ocenił potencjał zawodników i wcale nie podniósł tak drastycznie poziomu drużyny, albo dział sportowy robotę wykonał dobrze, ale trener nie potrafił wkomponować odpowiednio nowych piłkarzy, wydobyć z nich takich umiejętności, które nie pozostawiłyby wątpliwości, że Cracovia Hasicia jest lepsza od Cracovii Rakoczego, Cracovia Van Burena od Cracovii Makucha itd. Koniec końców jednak Cracovia po wielkich i chwalonych powszechnie zmianach kadrowych w najlepszym wypadku zajmie szóste miejsce, czyli jedno wyższe niż w ostatnim pełnym sezonie Zielińskiego. Ale to tylko przy założeniu, że w końcówce rozgrywek odeprze ataki Motoru, Górnika czy GieKSy, które są blisko niej.

Zostaje jeszcze niewygodna kwestia czasu gry obcokrajowców. To z jednej strony naturalna tendencja wszędzie, także w Polsce, z drugiej jednak zwykle występująca w zespołach nastawionych na osiągnięcie natychmiastowego wyniku, a nie na spokojne budowanie projektu. Większy odsetek piłkarzy z zagranicy występuje obecnie tylko w Rakowie Częstochowa, który brnie po mistrzostwo, co zamyka usta krytykom. Jeśli jednak w Cracovii w ciągu roku czas gry obcokrajowców wzrósł w ciągu roku z 58% do 76% możliwych minut, by awansować na szóste albo siódme miejsce, trudno przyklasnąć takiej budowie zespołu. Ostatni raz Pasy były tak zdominowane przez graczy z zagranicy w sezonie 2020/21 za Michała Probierza. Ale wtedy zdobyły pierwsze trofeum po siedemdziesięciu latach i przynajmniej przez pół roku naprawdę biły się o mistrzostwo. 

Powtarzalne problemy

Do tego dochodzi jeszcze kwestia stylu. Jednym podoba się długie posiadanie piłki i tzw. kultura gry, innym szybka wymiana ciosów. Daleki jestem od uznawania, że ładne jest granie tylko w jeden sposób. Co jednak zwraca uwagę w przypadku Cracovii, to, że problemy nie znikają. Kroczek potrafi iść na wymianę ciosów, wyprowadzić szybki atak, wykorzystać kontrę. Problem tracenia horrendalnej liczby goli ciągnie się jednak przez całe rozgrywki i znikąd nie widać jego rozwiązania. Nieumiejętność utrzymania się przy piłce i spokojnego kontrolowania w ten sposób meczu nawet w określonych fazach bije po oczach od miesięcy. Z tego powodu Pasy odpadły jesienią z Pucharu Polski, straciły w listopadzie wygraną z Zagłębiem w meczu, w którym grały przez 85 minut w przewadze zawodnika i to samo działo się też w ostatni weekend. Prowadząc w jedenastu na dziesięciu, Cracovia oddawała Motorowi piłkę i w panice broniła korzystnego wyniku. Tym razem się udało, bo Filip Wójcik w końcówce nie trafił w piłkę. Nie widać, by ta drużyna robiła w jakimś aspekcie postęp, szła do przodu, robiła lepiej rzeczy, które kiedyś jej nie wychodziły. Widać to także na wykresie stwarzanych i dopuszczanych sytuacji. Zielona linia przerywana, czyli jakość okazji tworzonych przez Pasy, systematycznie idzie w dół. A sytuacje, do których dochodzą rywale (fioletowa linia przerywana) utrzymują się na względnie stałym poziomie.

Paradoksem dylematu, przed jakim stanie niebawem prezes Dróżdż, jest to, że gdy rok temu chciał postawić na Kroczka, musiał zastosować zabieg formalny w postaci powierzenia zespołu duetowi trenerskiemu z Tomaszem Jasikiem, byłym asystentem Jacka Zielińskiego, by spełnić wymogi PZPN. Kiedy już Kroczek dostał się na kurs UEFA Pro i można było skończyć z fikcją, Jasik pozostał w sztabie jako asystent odpowiedzialny m.in. za stałe fragmenty gry. I dziś to jego działka utrzymuje Kroczka przy życiu. Bez dwudziestu jeden goli strzelonych po zagraniach ze stojącej piłki, nie byłoby dziś wątpliwości, co zrobić z młodym trenerem. To jednak ten rodzaj decyzji, w której każde rozwiązanie trzeba będzie przyjąć ze zrozumieniem. Bo choć sezon jest pełen skrajności, czerń i biel znów przyniosły Cracovii szarzyznę. 

CZYTAJ WIĘCEJ:

Fot. Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Rekordowy transfer Górnika staje się faktem. Młody piłkarz odchodzi z Zabrza

Szymon Janczyk
17
Rekordowy transfer Górnika staje się faktem. Młody piłkarz odchodzi z Zabrza

Komentarze

19 komentarzy

Loading...