Reklama

Trela: „Geopolityka sportu”. Zmarnowany potencjał na sportową książkę roku

Michał Trela

Autor:Michał Trela

04 listopada 2024, 10:55 • 7 min czytania 18 komentarzy

Kilka zdań, spostrzeżeń, przywołanych w tej książce danych, choćby o tym, jak marnie polskie społeczeństwo wypada pod względem aktywności na tle innych w Europie, powinno być eksponowanych przy wszystkich ważniejszych transmisjach z imprez sportowych. Niestety, perełki trzeba wyławiać spomiędzy okrągłych słówek Jerzego Dudka i Tomasza Frankowskiego na temat sportowego soft power Unii Europejskiej. Próba wmieszania sportu w trend publikacji poświęconych geopolityce nie wypadła tak dobrze, jak mogła.

Trela: „Geopolityka sportu”. Zmarnowany potencjał na sportową książkę roku

Przynajmniej od czasu wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie, w polskiej przestrzeni medialnej i wydawniczej rozkwitają tematy związane z geopolityką. Poszukiwanie stref wpływów, odwiecznych i zupełnie nowych sojuszy, spoglądanie na globus z zupełnie innej perspektywy zawsze były arcyciekawymi tematami. Aura tajemniczości, która od momentu powstania tej dziedziny nieodłącznie im towarzyszy oraz fakt, że – niestety – przestały należeć do działki rozważań czysto akademickich, lecz dzieją się realnie, namacalnie, w tym momencie i całkiem niedaleko, tylko dodały im seksapilu. Dlatego publikacja Oliviera Jarosza i Adama Metelskiego, która właśnie ukazała się na polskim rynku, trafia idealnie w punkt zarówno jeśli chodzi o moment, jak i temat rozważań. „Geopolityka sportu. Siła sportowych wydarzeń” zapowiadała się z tego względu fascynująco.

Dyskusje powracają praktycznie przy każdej wielkiej imprezie. Jaka jest kondycja Niemiec, przy okazji Euro 2024 i jak różni się nastrój w narodzie w porównaniu do mundialu sprzed osiemnastu lat? Co o współczesnej Francji mówią letnie igrzyska olimpijskie w Paryżu? Jak to możliwe, że Rosja zorganizowała dwie gigantyczne imprezy sportowe już po tym, jak anektowała Krym? Dlaczego kraje Zatoki Perskiej piorą sobie wizerunek przy okazji zawodów sportowych? Po co im europejskie kluby piłkarskie i co się kryje za próbą zbudowania w Arabii Saudyjskiej czołowej ligi piłkarskiej świata? To rozważania stare, jak wielkie imprezy sportowe, by przypomnieć choćby sposób, w jaki Benito Mussolini wykorzystał propagandowo piłkarski mundial w 1934, a Adolf Hitler igrzyska olimpijskie w 1936 roku.

Polska też nie jest zresztą od nich obca. Najszersze debaty, czy warto, przetaczały się przez kraj przy okazji Euro 2012. Ale przecież w pomniejszej skali odbywały się też regionalnie, kiedy w Krakowie głosowano w referendum, czy miasto powinno ubiegać się o organizację Zimowych Igrzysk Olimpijskich albo gdy kwestionowano jakąkolwiek zasadność rozgrywania tam Igrzysk Europejskich. O ubieganiu się o zorganizowanie Letnich Igrzysk Olimpijskich wspominali też prezydent Andrzej Duda czy premier Donald Tusk. Oba pomysły są na razie zupełnie mglistymi ideami rzuconymi w eter, ale są najlepszym dowodem, że temat dyplomacji poprzez sport, nie dotyczy tylko odległych krajów i wielkich globalnych graczy.

ZATRWAŻAJĄCA MAPKA AKTYWNOŚCI

To tematy na tyle interesujące i – nie bójmy się dużych słów – ważne, że autorzy mogliby im poświęcić całą książkę i stworzyć w ten sposób dzieło, które naprawdę wniosłoby duży wkład w merytoryczną dyskusję z pogranicza sportu i polityki. Nie taka chyba była jednak ich intencja. Metelski i Jarosz poruszają mnóstwo fascynujących i wartych zgłębienia tematów, ale po większości z nich tylko się prześlizgują. Z jednej strony zaznaczają, że to nie jest praca naukowa, lecz jej struktura właśnie to sugeruje. I to nie jest komplement. Akademickie przyzwyczajenie do rozpoczęcia sprawy z poziomu absurdalnie dużego ogółu, rozwlekłe tłumaczenie różnych definicji oczywistych pojęć, które aż tak dogłębnego wyjaśniania nie wymagają, jeszcze z podaniem źródeł, skąd zostały zaczerpnięte, od początku rodzi skojarzenia z czasami studenckimi i pisaniem prac w taki sposób, żeby koniecznie zmieścić w nich jak największą liczbę przypisów, dodatkowo rozdymając liczbę znaków.

Reklama

Nie to jest nawet jednak największym rozczarowaniem po przeczytaniu pierwszych stron, lecz powierzenie napisania przedmowy Jerzemu Dudkowi, co od razu trąci tanim marketingowym chwytem zaangażowania dużego nazwiska, o którym jednak skądinąd wiadomo, że w dziedzinie, której poświęcona jest książka, nie ma nic do powiedzenia. Z jednej strony geopolityka, układy sił, dyplomacja, soft power, a z drugiej po prostu znany bramkarz, który naskrobał, raczej niesamodzielnie, a na pewno nie przeczytawszy książki, kilka okrągłych słówek. Gdy autorzy przechodzą do sedna, zaczyna być ciekawiej. Zwięzły opis działań poszczególnych krajów, od globalnych mocarstw, przez mniej oczywiste przypadki jak Rwanda czy Maroko, pozwala jednak dość dobrze wczuć się w temat, przez co akcja zaczyna toczyć się bardziej wartko.

Z książki, którą powinno się czytać z wypiekami na twarzy, można jednak tylko wyławiać ciekawostki i bardzo interesujące spostrzeżenia. Prawdopodobnie najlepszy fragment dotyczy roli sportu dla ogólnej kondycji zdrowotnej społeczeństw i przełożenia na dalsze sukcesy zawodowe tych, którzy uprawiają go za młodu. Mapka z Eurobarometru z 2022 roku, prezentująca odsetek osób aktywnych w krajach Unii Europejskiej, powinna być wyświetlana przy wszystkich transmisjach z igrzysk olimpijskich, gdy co cztery lata gremialnie zastanawiamy się, dlaczego nie idzie nam w sporcie. Polski wynik 35% jest jednym z najgorszych w Europie. I wyraźnie odbiega od tych z krajów sąsiednich. W Niemczech aktywność deklaruje 68% respondentów, w Czechach 74%, a na Słowacji 57%. To dane faktycznie otwierające oczy i warte wynotowania. Podobnie jak smakowite zdanie Hamada Bin Khalify Al Thaniego, emira Kataru w latach 1995-2013, że ważniejsze jest być uznanym przez MKOl niż przez ONZ. Kiedy jednak powoli można zacząć wyrabiać sobie zdanie, że ta książka jest jednak bardzo wartościowa, mimo dziwnej struktury, ciekawy wątek urywa się nagle i przechodzi w wywiad z Tomaszem Frankowskim na temat roli sportu w soft power Unii Europejskiej. Nie trzeba wielkiego obycia ani w świecie sportu, ani w świecie mediów, by wyczuć, że Frankowski w najlepszym wypadku przeczytał słowa, pod którymi go podpisano, ale z całą pewnością ich nie napisał ani nie wypowiedział.

TŁUMACZENIE OCZYWISTOŚCI

W tematach, w których naprawdę prosiłoby się o dogłębną analizę, czyli właśnie poszukiwanie odpowiedzi na pytania, czy Polska powinna zaprzątać sobie głowę organizowaniem kolejnych wielkich imprez sportowych, co nam dało Euro 2012, albo czy Iga Świątek i Robert Lewandowski są odpowiednio wykorzystywani jako ambasadorzy „polskości”, autorzy ograniczają się do zdawkowych stwierdzeń, że „należałoby się nad tymi tematami zastanowić” albo „rozpocząć o nich dyskusję”. Zajawiają temat, ale zostawiają go innym. Znów, jak w pracy naukowej, której ćwierć zajmuje wyjaśnianie, dlaczego w ogóle daną sprawą warto się zajmować, kolejną opisywanie, kto już próbował to robić. A gdy następuje już właściwa treść pracy, zaraz się urywa, by zapowiedzieć, co właściwie należałoby jeszcze przebadać. Jarosz oraz Metelski funkcjonują na co dzień w świecie akademickim i choć zapewniają, że nie napisali pracy naukowej, to książki na temat geopolityki sportu też nie. Wyszło coś pomiędzy. A że kłuje jeszcze w oczy niewystarczająco staranna korekta, po pozycji, która wydawała się samograjem, pozostaje uczucie niedosytu.

To wszystko nie oznacza, że kompletnie nie warto po nią sięgnąć, bo wciąż da się z niej wyłowić wiele ciekawego. Ale właśnie: wyłowić, bo jest pochowane. Pozycja wydaje się adresowana do absolutnych laików. Osób, które nawet nie podejrzewają , że w sporcie może chodzić o coś więcej niż tylko trafienie piłką do bramki albo przebicie jej nad siatką. Tego rodzaju sportowi ignoranci faktycznie mogą z niej dowiedzieć się, że kraje i marki wykorzystują sport do własnych celów, że sport to duży biznes, w którym gra się o duże pieniądze, że warto się ruszać, by unikać chorób i że sport, jego miejsce w społeczeństwie oraz sposób przeżywania zmieniają się wraz z czasem i technologiami. Tym, którzy mają o tym choć ogólne pojęcie, wiele wyjaśnień wyda się zbędnych. Autorzy jakby starali się zmieścić całą złożoność sportu u jego zbiegu z polityką na 245 stronach. Siłą rzeczy powstała książka, która w mało który temat mogła się wgryźć i która wiele zjawisk zwyczajnie sygnalizuje, bez wyjaśniania, zagłębiania się, analizowania.

Jeśli więc uznać, że książkę, po której zostanie w głowie choćby jedno zdanie, warto przeczytać, „Geopolityka sportu” zdecydowanie jest warta polecenia. Pada w niej wiele ciekawych zdań, pojawia się sporo interesujących danych i spostrzeżeń, które chciałoby się zachować. Jeśli jednak ktoś uznaje, że nie warto pisać po polsku drugiej książki na ten sam temat, bo jedna już powstała, zdecydowanie jest w błędzie. Choć obwoluta sugeruje, że trzyma się w rękach przewodnik po wpływie sportu na międzynarodowe relacje i zapewnia, że otworzy oczy na ukryte wymiary sportu, jest to zapowiedź zdecydowanie na wyrost. Szkoda, bo można odnieść wrażenie, że nawet dokładnie ta sama treść, ale inaczej zredagowana, sensowniej poukładana i w bardziej atrakcyjny sposób podana, mogłaby zrobić z tej książkę jedną z najciekawszych w tematyce sportowej, jaka pojawiła się w Polsce w ostatnich latach.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Reklama
Fot. Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Komentarze

18 komentarzy

Loading...