Reklama

Klub Zero. Najbardziej doświadczeni ligowcy, którzy nigdy nie grali w pucharach

Michał Trela

Autor:Michał Trela

01 listopada 2024, 10:53 • 10 min czytania 8 komentarzy

W Ekstraklasie utrzymują się od lat. Na lipcowy wyjazd na Bałkany, Kaukaz czy do krajów nadbałtyckich nie załapali się jednak nigdy. Królowie własnego podwórka, czyli ligowcy, którzy nie powąchali pucharowej rywalizacji.

Klub Zero. Najbardziej doświadczeni ligowcy, którzy nigdy nie grali w pucharach

W trwającym sezonie w Ekstraklasie zagrało 433 zawodników, a w każdych pełnych rozgrywkach ta liczba oscyluje wokół pół tysiąca. Przy czterech klubach co roku uzyskujących kwalifikację do europejskich pucharów, jest niemal niemożliwością utrzymywać się w Ekstraklasie przez kilka lat i nigdy nie zetknąć się z międzynarodową rywalizacją. Zwłaszcza że wyrównany poziom polskiej ligi sprawia, że czołowe miejsca nie są zabetonowane między ciągle powtarzające się kluby.

W trakcie ekstraklasowej kariery 32-letniego Rafała Janickiego z Górnika Zabrze, najbardziej doświadczonego aktualnie polskiego ligowca, Polska wysłała do Europy aż piętnastu różnych reprezentantów, w tym tak — z dzisiejszej perspektywy — egzotycznych jak Zawiszę Bydgoszcz, Ruch Chorzów czy Arkę Gdynia. Trzeba naprawdę sporego pecha, by ani razu w karierze nie załapać się na jakąś lipcową wycieczkę we wczesnej rundzie eliminacyjnej któregoś z europejskich pucharów. Są jednak nieliczni, którym ta sztuka się udała. O ligowcach własnego podwórka, czyli Polakach z Ekstraklasy, których kontakt z europejskim futbolem ogranicza się co najwyżej do zimowych sparingów w Turcji. Oto klub zero – zawodnicy z największą liczbą występów w Ekstraklasie, którzy nigdy nie zagrali w pucharach.

Klub zero. Który z doświadczonych ligowców nigdy nie zagrał w pucharach?

10. Krystian Getinger – Stal Mielec (138 meczów w Ekstraklasie)

Historia jego kariery jest iście filmowa. Lewy wahadłowy przebijał się z klubem, którego jest wychowankiem, z peryferii polskiego futbolu aż do Ekstraklasy. Utrzymuje się w niej kolejny sezon, mając na liczniku już niemal 140 występów. Wszystkie zaliczył jednak w barwach Stali, co nie ułatwia osiągnięcia kolejnego szczebla, czyli zagrania z mieleckim klubem na europejskiej scenie. Ostatnie mecze w pucharach Stal rozegrała sześć lat przed tym, jak jej obecny kapitan przyszedł na świat. W poprzednich sezonach ani razu nie zakręciła się wokół miejsc pucharowych. Nie osiągała też zaawansowanych faz Pucharu Polski. Z bieżącej edycji już odpadła, a na awans do Europy przez ligę w tym sezonie zdecydowanie znów się nie zanosi. A że Getinger ma na karku już 36 lat i trudno podejrzewać, że jeszcze kiedykolwiek zagra w Ekstraklasie w barwach innego klubu, w klubie zero raczej pozostanie już do końca kariery.

Reklama

9. Grzegorz Tomasiewicz – Piast Gliwice (141)

Były kolega Getingera ze Stali, z którą w 2020 roku wywalczył awans do Ekstraklasy. Po udanym sezonie przeszedł do Piasta Gliwice, mogąc liczyć, że tam dostąpi szansy pogrania w pucharach. Śląski klub w tamtym czasie mógł się pochwalić pewną regularnością kwalifikowania się do Europy. Od tego czasu jednak, choć parę razy był blisko, nie zdołał się do niej przebić. To sprawia, że filigranowemu środkowemu pomocnikowi wciąż bije tylko licznik występów w Ekstraklasie, ten pucharowy zaś ani drgnął. W tej kwestii być może jednak nic straconego. Tomasiewicz ma wszak tylko 28 lat i wydaje się, że jeszcze kilka lat solidnego ekstraklasowego grania przed nim. Może więc kiedyś w końcu uda mu się zagrać w pucharach. Z Piastem lub innym klubem. Bo on, w przeciwieństwie do Getingera, kilka miejsc w Polsce już zwiedził.

8. Sebastian Rudol – Motor Lublin (142)

Za młodu regularnie występował w Pogoni Szczecin, ale działo się to w czasach, gdy Portowcy nie należeli jeszcze do czołowych klubów w Polsce. Nie miał więc szans zagrać w europejskich pucharach. Później, gdy Pogoń zaczęła grywać w kwalifikacjach do Ligi Konferencji, Rudol wypadł już z łask i musiał od nowa budować pozycję w hierarchii polskiego futbolu. Grał w II lidze w barwach Widzewa Łódź i Motoru, a w I jako piłkarz Sandecji Nowy Sącz. Z lublinianami wrócił teraz do Ekstraklasy po sześciu latach przerwy i cieszy się regularnymi występami. W ekipie beniaminka odgrażają się, że w ciągu kilku lat chcą walczyć o grę w Europie. Pytanie jednak, czy Rudol zdoła dotrwać w kadrze do tego czasu. Na razie jego jedynymi kontaktami z europejskim futbolem pozostają epizody w rumuńskiej ekstraklasie, które zaliczył pięć lat temu.

7. Dawid Szymonowicz – Puszcza Niepołomice (149)

Ma prawo uznawać się za pechowca, ponieważ dwukrotnie był o włos od zadebiutowania w pucharach. To nie tak, że stoper, a wcześniej defensywny pomocnik nigdy nie był we właściwym miejscu w odpowiednim czasie. Należał do kadr Jagiellonii Białystok i Cracovii, gdy te szykowały się do europejskich przygód. Ba, regularnie jeździł nawet na pucharowe mecze. Grając na Podlasiu, obejrzał z ławki dwumecze z Dinamem Batumi oraz Gabalą, z Pasami pojechał natomiast na spotkanie do Malmoe. Ani razu nie pojawił się jednak na murawie. Gdy został filarem Warty Poznań, chodziło już tylko o utrzymanie w Ekstraklasie. W Puszczy Niepołomice raczej nie będzie inaczej. 29-latek musiałby pewnie zmienić klub, by móc myśleć o debiucie w Europie. Choć warto zaznaczyć, że Puszcza wciąż pozostaje w grze o tegoroczny Puchar Polski, z której odpadło już wiele ekstraklasowych klubów.

6. Mateusz Cholewiak – Puszcza Niepołomice (153)

To duża sztuka mieć na koncie dwa tytuły mistrza Polski i ani jednego występu w pucharach. Mateusz Cholewiak był w kadrze Legii w 2020 i 2021 roku, gdy ten klub pod wodzą Aleksandara Vukovicia, a potem Czesława Michniewicza wygrywał ligę. Do drużyny Vukovicia dołączył jednak ze Śląska Wrocław zimą, gdy pucharowa kampania była już dla Legii zamknięta. Z kolei w następnym sezonie odgrywał już jedynie marginalną rolę i o grze w Europie mógł tylko pomarzyć. Nie doświadczył jej wcześniej ani w Śląsku, ani w Górniku. W Puszczy będzie natomiast o to jeszcze trudniej. Nie grał też ani przez moment za granicą i nie był powoływany do młodzieżowych reprezentacji Polski. To czystej postaci zawodnik własnego podwórka. Będąc w Puszczy, nie będzie rywalizował z zagranicznymi drużynami nawet na zimowych obozach, wszak akurat w zeszłym roku niepołomiczanie jako jedyni zostali w kraju.

5. Jan Grzesik – Radomiak (160)

Po wieloletniej tułaczce dopiero w wieku 26 lat zdołał zadebiutować w Ekstraklasie i od tego czasu wyrobił sobie w niej solidną markę. Regularnie grał w barwach ŁKS-u i Warty Poznań, a teraz utrzymuje przyzwoity poziom w Radomiaku. W imponującym tempie zdołał uzbierać przeszło 150 występów w elicie. Europejskie puchary wydają się jednak dla 30-latka na razie dość odległym marzeniem. Trudno mu będzie przebić się do klubu aspirującego do ścisłej czołówki. Z kolei Radomiak w ostatnich latach raczej należy do dolnej części tabeli i w tym roku prawdopodobnie nie będzie inaczej. By liznąć europejskiego futbolu, Grzesik będzie musiał w kolejnych latach liczyć na łut szczęścia. Podobnie jak Cholewiak nigdy ani nie wyjechał za granicę, ani nie był powoływany do kadr młodzieżowych. Styczność ze światowym futbolem ma jedynie poprzez międzynarodowe towarzystwo w radomskiej szatni.

Reklama

4. Piotr Wlazło – Stal Mielec (160)

W podobnej sytuacji jest wychowanek Radomiaka, który wyrobił sobie status solidnego ligowca, krążąc po różnych zakątkach kraju. Wlazło zwiedził Płock, Białystok, Niecieczę i Mielec, nigdzie jednak nie zetknął się z europejskimi pucharami. Najbliżej było na Podlasiu, bo z Jagiellonią wywalczył wicemistrzostwo Polski. W kolejnym sezonie zamiast jednak bić się w pucharach zrobił krok w tył, przenosząc się do I ligi. Nigdy później nie skończył już Ekstraklasy w górnej części tabeli. Środkowy pomocnik bądź obrońca ma na karku już 35 lat i gra w klubie, dla którego puchary znajdują się tylko w sferze marzeń. Trudno więc przypuszczać, że radomianin jeszcze kiedyś w nich zadebiutuje.

3. Damian Rasak – Górnik Zabrze (211)

Przechodząc do Górnika Zabrze, wykazał się nie lada intuicją. Gdy odchodził z Wisły Płock, jego klub był w środku tabeli, a zabrzanie musieli się martwić o ligowy byt. Okazało się jednak, że to Górnik skończył ligę na szóstym miejscu, a płocczanie pożegnali się z Ekstraklasą. Podobnego wyczucia nie ma jednak Rasak pod względem wyszukiwania klubów, które zagrają w europejskich pucharach. 28-latek ma już na koncie przeszło 200 meczów w lidze, jednak żadnego w pucharach, choć debiutowali w nich słabsi od niego gracze. Wydaje się, że żadne drzwi przed środkowym pomocnikiem nie zostały jeszcze zamknięte. Minionego lata był bliski wyjazdu za granicę, a i transfer w obrębie ligi do silniejszego klubu nie wydaje się wykluczony. Poza tym także Górnik w poprzednich latach kręcił się w okolicach miejsc pucharowych. Może więc w końcu uda mu się do nich którąś ścieżką dotrzeć.

2. Bartosz Kopacz – Zagłębie Lubin (246)

W 2017 roku awansował z Górnikiem do Ekstraklasy. Podczas gdy zespół Marcina Brosza z marszu wziął potem także elitę, kwalifikując się do europejskich pucharów po ćwierć wieku przerwy, Kopacz zdecydował się na inną ścieżkę i przeszedł do Zagłębia Lubin. Teoretycznie wydawał się to krok do przodu w karierze, bo Miedziowi chwilę wcześniej rywalizowali w Europie za czasów Piotra Stokowca i kilkakrotnie zgłaszali później takie aspiracje. Nigdy jednak się nie ziściły, a Kopaczowi przeszła koło nosa szansa debiutu w pucharach. Podobnie było w Lechii Gdańsk, która akurat w okresie, gdy Kopacz tam występował, nie rywalizowała w Europie. Tym samym obrońca uzbierał już blisko ćwierć tysiąca występów w Ekstraklasie, ale wciąż pozostaje zawodnikiem własnego podwórka.

1. Michał Chrapek – Piast Gliwice (313)

Absolutny rekordzista klubu zero. Jedyny aktualnie piłkarz w lidze, który ma na koncie ponad 300 występów i nie zadebiutował w europejskich pucharach. Udało się to nawet Mateuszowi Matrasowi i Rafałowi Janickiemu, którzy na ogół nie występowali w wiele silniejszych klubach niż pomocnik Piasta. U Chrapka wciąż natomiast figuruje okrągłe zero. A kariera do pewnego momentu układała się zupełnie standardowo. Po pokazaniu się w Wiśle Kraków wyjechał do Serie B, której nie podbił, ale przynajmniej spróbował innego świata, wylądował w aspirującej do wysokich celów Lechii Gdańsk. Grał też w Śląsku i Piaście, czyli klubach, które co jakiś czas jednak pojawiały się w pucharach i nie były notorycznymi kandydatami do spadku. A jednak 32-latek jakimś cudem zdołał przemknąć przez karierę, nawet nie spróbowawszy gry w pucharach. Jego wyczyn trudno będzie komukolwiek przebić. Raz, że nie tak łatwo rozegrać w dzisiejszych czasach przeszło 300 meczów w lidze. A dwa, że jeszcze trudniej zrobić to, nie natknąwszy się nigdy choćby na kwalifikacje europejskich rozgrywek. Ewenement.

Przeciwieństwo Klubu zero – pucharowi rekordziści

Biegają też jednak po polskich boiskach zawodnicy, których można uznawać za obieżyświatów, choć często nawet nie ruszali się z kraju albo robili to tylko na chwilę. To żywe dowody, że da się regularnie grać w pucharach, będąc zawodnikiem polskiego klubu. Może nie każdemu udaje się, jak Maciejowi Szczęsnemu, zagrać w Lidze Mistrzów z dwoma polskimi klubami. Albo jak Jakubowi Czerwińskiemu, nigdy nie wyjechać z Polski, a rozegrać po dwa mecze z Realem Madryt i Borussią Dortmund w Lidze Mistrzów, ale są tacy, dla których gra na trzech frontach to chleb powszedni. Spośród obecnych ligowców absolutnym rekordzistą jest Artur Jędrzejczyk z Legii Warszawa, który z tym klubem uzbierał już ponad 60 meczów w pucharach.

Drugi zawodnik w tej klasyfikacji ma europejskich doświadczeń dwukrotnie mniej. Jest nim Patryk Kun, inny legionista, który Europy skosztował już w trzech różnych polskich klubach. Drugi sezon z rzędu gra w niej z Legią, wcześniej przez dwa sezony rywalizował z Rakowem, co daje mu ciągłość gry w pucharach od 2021 roku. Łącznie to już 29 występów, bo do dorobku z ostatnich lat trzeba mu doliczyć także dwumecz z Midtjylland w barwach Arki Gdynia. Podium zamyka Paweł Wszołek, inny gracz Legii, który debiutował w pucharach jako zawodnik Sampdorii, ale później uzbierał ponad 20 występów w Europie jako piłkarz stołecznego klubu. Poza legionistami całkiem pokaźnym dorobkiem w pucharach mogą się pochwalić również Marcin Cebula ze Śląska Wrocław (23 mecze), Fabian Piasecki z Piasta Gliwice (21) i Taras Romanczuk z Jagiellonii (20). Jako że środkowy pomocnik rywalizuje aktualnie w Lidze Konferencji, jest filarem zespołu i ma szansę przezimować z nim w Europie, w najbliższych miesiącach może podskoczyć na liście najbardziej ogranych w Europie ekstraklasowiczów.

Byli o włos. Ligowcy, którzy jedynie liznęli Europy

Jest grono piłkarzy, którzy w lidze uzbierali mnóstwo meczów, a przez Europę tylko się prześlizgnęli. Nie należą do cokolwiek wstydliwego klubu zero, ale też trudno powiedzieć, by zdołali się nasycić pucharami. Naczelny przykład to Matras, który w Piaście, Górniku, Pogoni, Stali, Lechii i Zagłębiu uzbierał 335 meczów w lidze, a w pucharach rozegrał ledwie dwa mecze, jedenaście lat temu, w barwach klubu z Gliwic. Także w barwach Piasta spróbował europejskiej gry Piotr Malarczyk z Korony Kielce, mający na liczniku ponad ćwierć tysiąca ligowych spotkań i ledwie jedno w Europie, cztery lata temu przeciwko TSV Hartberg.

Z graczy mających ponad sto meczów w Ekstraklasie na pucharowy debiut wciąż czekają 22-latkowie Arkadiusz Pyrka i Michał Rakoczy, już doświadczeni, ale wciąż względnie młodzi. Można więc podejrzewać, że ich występ w pucharach to tylko kwestia czasu. Z tej listy dopiero w tym sezonie zniknął Kacper Chodyna, który w Ekstraklasie zagrał już 132 razy, a w pucharach raptem pięciokrotnie i to w obecnej kampanii. Debiutancki gol z Backą Topolą musiał mu więc smakować znakomicie. Jest też jednak przykładem, że czasem, by spróbować europejskiej rywalizacji, nie trzeba wcale wyjechać z kraju. Wystarczy odpowiednio zmienić klub w obrębie ligi.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. NewsPix.pl / FotoPyk

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

8 komentarzy

Loading...