Reklama

Uryga: Brzmię jak boomer, ale, panowie, mniej lansowania się [WYWIAD]

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

08 lutego 2024, 15:18 • 13 min czytania 9 komentarzy

Poprzednie dwa sezony miał właściwie wyjęte z kariery piłkarskiej. W 2021 roku przeszedł z Wisły Płock do Wisły Kraków, ale zamiast cieszyć się z powrotu w rodzinne strony, cierpiał z powodu poważnych urazów: – Ciągle pojawiały się jakieś problemy z kolanami. Wpadłem w głęboki dół. Pamiętam, że byłem bardzo blisko podjęcia terapii z psychologiem za namową żony. Ona zobaczyła, że pewnego dnia wszystko we mnie pękło – przyznał nam Alan Uryga. Z kapitanem „Białej Gwiazdy” porozmawialiśmy w Turcji m.in. o jego drodze do pełnej sprawności, trudnych przeżyciach, Hiszpanach w zespole, roli lidera, zakazie wstępu dla kibiców Wisły Kraków na meczach wyjazdowych, inspirowaniu młodych piłkarzy i spadku Wisły Płock z Ekstraklasy. Zapraszamy.

Uryga: Brzmię jak boomer, ale, panowie, mniej lansowania się [WYWIAD]

Na jakim poziomie masz już opanowany język hiszpański – średnio zaawansowanym czy zaawansowanym?

Niestety ani na jednym, ani na drugim! Choć przeszło mi kiedyś przez myśl, żeby bardziej się do tego przyłożyć. Nie ukrywam, że teraz taki język by się mocno przydał, ale znam tylko pojedyncze słówka. Na szczęście z angielskim też można sobie poradzić, a na boisku wystarczą proste komendy. Przeszkodą jest jedynie moment, gdy trzeba zrobić jakąś przemowę i powiedzieć coś w moim mniemaniu bardzo ważnego. Tutaj trzeba być perfekcyjnym, żeby dobrze oddać emocje i wpleść trochę merytoryki pod wpływem presji czasu i stresu.

Szkoda, że tylko słówka. Tylu Hiszpanów w Wiśle, że codziennie mógłbyś mieć jakieś lekcje.

To prawda, choć siłą rzeczy robią się grupki, kiedy dochodzi do spędzania czasu wolnego poza klubem. Nie da się tego uniknąć, aczkolwiek nie jest źle. Hiszpanie się nie izolują. Atmosfera w szatni jest w porządku.

Reklama

Nie miałeś takich myśli, że w Wiśle jest ich za dużo?

Będąc szczerym, miałem z tyłu głowy myśl, że klub podejmuje duże ryzyko. Za wysoka liczba obcokrajowców w składzie sama w sobie jest już ryzykowna, a liczna grupa z jednego kraju być może nawet to ryzyko podwaja. Zwiększa się szansa na enklawę. Ale tak jak mówiłem – albo oni są na tyle świadomi, że nie chcą do tego dopuścić, albo mamy na tyle szczęścia, że nie są zamknięci tylko na hiszpańskich kolegów.

Były takie mecze w rundzie jesiennej, w których od pierwszej minuty grałeś ty, kilku młodych chłopaków z Polski i obcokrajowcy. Nie brakuje ci w takich sytuacjach bardziej doświadczonego rodaka u boku?

Rzeczywiście, zdarzają się takie momenty. Nie ukrywam, że przydaje się inna osoba w składzie, która mogłaby odciążyć mnie z liderowania. Z drugiej strony jestem przyzwyczajony, że biorę na siebie tę fuchę w 100%.

Nie męczy cię to?

Zdarza się i sam łapię się na tym, że potrafię stracić więcej energii na ustawianie i motywowanie kolegów niż na własne działania. Zwłaszcza jak brakuje oddechu i trzeba wydusić z siebie jakąś przemowę.

Reklama

Kiedy kapitan zdobędzie pierwszą bramkę w Wiśle Kraków?

Jestem przekonany, że wiosną…

Brakuje ci jednego meczu, żeby wyrównać liczbę występów w Wiśle Kraków względem Wisły Płock (119 do 120). W tabelce w Transfermarkcie ta różnica w golach (0 do 17) jest nietypowym obrazkiem.

Ale pamiętajmy, że przed wyjazdem do Płocka nabiłem już większość występów w Krakowie.

Ale okazji, nie zważając na okres, nie brakowało.

To prawda, aczkolwiek tak naprawdę dopiero w Płocku się odblokowałem. I jak już poszło, potrafiłem mieć kilkutygodniowe okresy, w których strzelałem po kilka goli. Rzeczywiście to jest pewna ciekawostka, ale póki co jeszcze mi to nie ciąży. Mogę zadeklarować, że mój licznik odetnie się w najbliższych miesiącach.

Co sądzisz o niewpuszczaniu kibiców Wisły Kraków na waszych wyjazdach? Patologia?

Zdecydowanie. To, co się dzieje, jest po prostu skandaliczne. O ile jestem w stanie zrozumieć kwestie moralne, o tyle pamiętajmy, że w świecie kibicowskim było multum sytuacji podobnego kalibru. Nie chcę wszczynać dochodzenia, czyja wersja jest najbliższa prawdy, zresztą wiemy, o jaką sytuację z udziałem kibiców Wisły chodzi. Oczywiście, dla jasności, nie popieram żadnych takich działań. Pragnę to podkreślić. Tylko dlaczego akurat teraz stworzyła się taka krucjata przeciwko naszym kibicom? To absurd. Gdybyśmy byli skrupulatni, można by coś znaleźć na większość grup kibicowskich w Polsce.

Najprawdopodobniej największy wpływ na kluby, jeśli chodzi o zamykanie trybun, wywierają ich kibice. To jawna dyskryminacja i zabieranie możliwości wsparcia drużyny. Liczę, że odpowiednie organy, w tym władze PZPN czy organizator rozgrywek 1. ligi, podejmą stosowne decyzje, które pozwolą naszym kibicom uczestniczyć w meczach wyjazdowych, bo brak naszych kibiców na wyjazdach to wypaczenie zasady, że mecze są dla kibiców! Chcemy awansować, a obecność kibiców jest przy tym bardzo ważna. Na wyjazdach były takie mecze, kiedy czuliśmy się jak u siebie właśnie dzięki nim. Inne zespoły mają te kilka % więcej, mają dodatkowego zawodnika, a my nie. I czy to nie jest niesprawiedliwe?

Brak wstępu dla kibiców Wisły Kraków stał się wygodnym, niepisanym punktem w regulaminie.

Wydaje mi się, że chodzi o strach przed wystąpieniem przed szereg. Dzisiaj nikt nie chce tego zrobić. Zaczęło się od jednego klubu, potem doszło kilka, aż w końcu cała liga stwierdziła, że warto to kontynuować. Nie podoba mi się to, ale chyba tak to na razie musi wyglądać. Nasze słowa nic nie dają.

Jak nisko można upaść mentalne? Nawiązuje do okresu, w którym przed tym sezonem zmiotło cię z planszy z powodu urazów.

Było bardzo ciężko. Gdybym powiedział, że straciłem chęć do życia, raczej bym przesadził, ale przez kontuzje, powroty do zdrowia i za chwilę znowu wypadanie na dłuższy okres było ze mną naprawdę źle. Życie jako sportowca mnie w pewnym momencie dobijało. Wiesz, wracasz po wielu przygodach zdrowotnych, które trwały kilka miesięcy, a potem zrywasz więzadła na treningu… Aż trudno mi opisać, co wtedy przeżywałem, choć to i tak nie był najtrudniejszy moment. Sam fakt zerwania i późniejszego zabiegu nie był tak dołujący względem przeżyć, z jakimi mierzyłem się już po rehabilitacji, kiedy ciągle pojawiały się jakieś problemy z kolanami. Wpadłem w głęboki dół.

Pamiętam, że byłem bardzo blisko podjęcia terapii z psychologiem za namową żony. Ona zobaczyła, że pewnego dnia wszystko we mnie pękło. Wykręciła numer, umówiła mnie na wizytę i powiedziała, że czas zmierzyć się z problemem pod okiem profesjonalisty. Ale ostatecznie do takiej wizyty nie doszło, bo wyjątkowo wypadł nam popołudniowy trening i musiałem ją przełożyć. Później znowu wydarzyła się taka sytuacja…

I wizyta u psychologa została odłożona na zawsze.

Dokładnie. Przynajmniej na razie jej nie potrzebuję. Wydaję mi się, że wtedy po prostu poczułem się lepiej. Treningi podbudowały mnie psychicznie.

To był najtrudniejszy moment w twoim życiu?

W sportowym życiu na pewno. Nigdy bym wcześniej nie powiedział, że będę potrzebował czegoś takiego jak terapia u psychologa. Nie pod kątem sportowym, tylko życiowym. Z potrzebą pomocy z zewnątrz, żeby na nowo zacząć normalnie funkcjonować.

Ból zerwanych więzadeł niestety znam, ale ty miałeś to nieszczęście, że były jeszcze problemy wokół.

To bardziej bolało psychicznie niż fizycznie. Moje kolano niestety rozsypało się po zderzeniu z zawodnikiem. W innym razie miałbym do losu pewnie mniejsze pretensje, bo powiedziałbym sobie, że w moim organizmie coś nie zadziałało. Mógłbym też zadawać sobie pytanie, czy byłem wystarczająco przygotowany, a nigdy wcześniej nie miałem żadnych problemów ze stawami. Po to zawsze spędzałem dużo czasu na siłowni i podglądałem starszych kolegów. Chciałem mieć dobrą obudowę mięśniową wokół kolan, żeby zmniejszać ryzyko urazów. Ale w tym przypadku prewencja nie mogła pomóc, dlatego mam pretensje do losu, że to nie była moja wina. Zablokowałem strzał i… ach, oglądałem powtórki tego zdarzenia po jakimś czasie. To nie mogło skończyć się inaczej. Noga była wygięta w zupełnie innym kierunku, niż powinna.

A miałeś potem pretensje do lekarzy? Okres rekonwalescencji można zepsuć i to też się zdarza.

Nawet przez moment nie miałem pretensji do nikogo z zewnątrz. Ani do doktora wykonującego zabieg, ani do fizjoterapeutów, przed którym czasami było mi nawet głupio, że tyle trwa moja rehabilitacja. Widziałem, że wykonują swoją robotę na 100% i pojawiały mi się myśli, że to ze mną jest problem. Często pracowaliśmy nawet w czasie wolnym dla innych zawodników czy w okresie urlopowym. Tak było podczas dłuższej przerwy na mundial w Katarze, kiedy cały czas przyjeżdżałem do klubu, a fizjoterapeuta przychodził tylko dla mnie…

Słyszałem, że Jakub Błaszczykowski cię trochę hamował.

Kuba radził, żebym trochę zwolnił, ale ja żyłem w przekonaniu, że im więcej pracy zrobię na siłowni, tym lepsze będą efekty. Czasami wpadamy w takie błędne koło. Słowo „hamował” bym jednak wymienił, bo nikt tego nie robił, trenerzy również. Twierdziłem, że kolejna seria na odbudowę mięśnia czworogłowego sprawi, że na drugi dzień obudzę się z mniejszym dyskomfortem. Po uwagach Kuby czy kogoś ze sztabu na pewno uważałem, żeby nie przesadzić i nie zrobić sobie krzywdy.

Jeśli chodzi o doktorów, też nie mogę powiedzieć nic złego. Był tylko jeden taki dzień, kiedy byłem już zdrowy, ale obudziłem się z opuchniętym kolanem i bólem. To było po dwóch miesiącach po powrocie. Wszystko było w porządku, aż nagle okazało się, że szew na łąkotce puścił. Według słów lekarzy jest takie ryzyko, kiedy szyje się łękotkę. Robiąc to, godzisz się, że to może się wydarzyć za kilka miesięcy albo lat. Generalnie jest na to 10% szans, ale wtedy z moim szczęściem byłem tą jedną na 10 osób, której musiało się to przytrafić i to poza boiskiem.

Jakimś szczęściem w nieszczęściu może być fakt, że to wszystko stało ci się w Wiśle Kraków, w której pracujesz na bycie legendą. Gdzieś indziej mogliby na ciebie po prostu nie czekać i postawić krzyżyk po przedłużających się komplikacjach.

Coś w tym może być. Jeśli już, dobrze, że przytrafiło mi się to w takich okolicznościach. W Wiśle na mnie czekali i dawali wsparcie…

Tobie też pewnie się nie podobało, że małego kontraktu nie masz, a tyle czasu jesteś poza grą. Zresztą nikt nie powinien ci tego wypominać, bo wakacji nie miałeś.

Czasami czułem się niezręcznie. Nie mogłem pomóc drużynie w żaden sposób przez bardzo długi okres. Byłem bezradny. To trwało ponad rok i przypadało akurat na najtrudniejsze chwile, kiedy graliśmy o utrzymanie w Ekstraklasie, a potem przeciągnęło się na cały sezon w 1. lidze, kiedy powrót do elity był realny. Miałem wyrzuty sumienia, ale wiele osób dookoła starało się wybić mi je z głowy. Na szczęście często skutecznie. Nie mogłem obwiniać się za wyniki zespołu i w międzyczasie robiłem, co mogłem, żeby wrócić do gry. Pod tym względem miałem czyste sumienie. Nikogo nie oszukiwałem.

Na pewno w dużym stopniu pomogła wiara Wisły, że to się uda. Nie czułem, że ktoś zepchnął mnie na boczny tor. Miałem wsparcie od kolejnych trenerów czy władz klubu. Z samym Kubą spędziliśmy na siłowni dużo czasu, bo też miał swoje problemy.

Czego jako już tak doświadczony kapitan możesz nauczyć młodych piłkarzy w Wiśle Kraków? Oprócz Hiszpanów trochę ich jest, a oni raczej potrzebują liderów, z którymi, wydaje mi się, tak jak kibice mogliby się utożsamić.

Pierwsze, co przychodzi mi na myśl, to ciężka i sumienna praca wykonywana z dnia na dzień. Mam nadzieję, że jak młodsi chłopcy na mnie patrzą, widzą to i mogą się inspirować. Ja tego zostałem nauczony. Patrzyłem m.in. na Arka Głowackiego czy Pawła Brożka, którzy byli wzorami, jeśli chodzi o codzienną rutynę, przygotowanie do treningów i dodatkową pracę indywidualną. Często mówię chłopakom, żeby obserwowali i sami wyciągali wnioski. Nie chodzi o to, żeby ślepo za kimś podążać, tylko być obok i się uczyć. Zawodnik, który więcej przeszedł w swoim życiu, może być kopalnią dobrych nawyków. To taka droga, którą warto podążać. Ważna szczególnie teraz, bo mamy takie czasy, kiedy wielu piłkarzy próbuje się prześlizgnąć mniejszym nakładem sił. Sam też reaguję, gdy widzę, że ktoś np. zamiast 10 powtórzeń, zrobił 7-8. Pytam wtedy, czy komuś nie jest głupio, czy mu nie wstyd.

Sam jeszcze tego nie czuję, to do końca do mnie nie dochodzi, ale dzisiaj jestem już takim piłkarzem, na którego patrzyłem w młodym wieku. W tym roku kończę 30 lat, a przejście na trójkę z przodu to już taki specyficzny moment, w którym powinna dojść większa odpowiedzialność za innych. A co do tych rzeczy, które można ode mnie podłapać, wskazałbym jeszcze na normalność. Panowie, mniej lansowania się i „pajacowania”. Czasami mnie to męczy, jak widzę, gdy ktoś skupia się na pokazywaniu kulis życia w mediach społecznościowych, zamiast skupić się na innych rzeczach, takich jak prewencja czy regeneracja. Wiem, że brzmię teraz trochę jak boomer, ale trzeba znaleźć złoty środek. Też mam Instagrama i zdarza mi się wrzucać posty, ale to dodatek. Najważniejsze jest boisko i to, co robisz, żeby jak najlepiej na nim wypaść. To w końcu nasz zawód.

Zdziwił cię spadek Wisły Płock z Ekstraklasy? Pewnie się nie spodziewałeś, że spotkasz się z ekipą „Nafciarzy” w obecnej konfiguracji.

Racja, choć o ile to dla mnie bardzo ważne miejsce, świetnie je wspominam i chętnie będę do niego wracał, o tyle jeszcze będąc w Płocku, miałem wrażenie, że z sezonu na sezon drużyna staje się coraz słabsza. W moim pierwszym sezonie zajęliśmy 5. miejsce i do ostatniej kolejki graliśmy o puchary, a potem częściej balansowaliśmy nad przepaścią i poważną grą o utrzymanie. Był nawet taki sezon, w którym utrzymaliśmy się rzutem na taśmę. Czułem, że zbliża się moment, kiedy to po prostu się nie uda. Skoro na cztery sezony w Płocku w trzech bronisz się przed spadkiem, coś było bardzo nie tak. Nie było spokojnie.

Spadek Wisły Płock akurat w poprzednim sezonie był dla mnie niespodzianką, bo jeszcze przed nim klub miał najlepsze okienko transferowe od lat. Zespół był silny, a po rundzie jesiennej nikt nie obstawiłby spadku. Ale jeśli powiedziałbyś mi w momencie mojego odejścia, że Wisła Płock w najbliższych latach spadnie z Ekstraklasy, nie byłbym taką tezą zdziwiony. Teraz dziwi mnie tylko timing, że to zdarzyło się już w 2023 roku. Oczywiście im kibicowałem, było sporo emocji, a jeszcze my w Krakowie graliśmy o awans. Szkoda, że w obu przypadkach stało się to, co się stało. Podwójne nieszczęście. Ale teraz liczę, że najpierw my, a potem Wisła Płock wróci na najwyższy poziom. Albo wrócimy razem już w tym sezonie.

Dlaczego teraz Wisła Kraków miałaby awansować, skoro nie udało się w zeszłym roku?

Moim zdaniem tym razem na naszą korzyść może zadziałać obycie z 1. ligą. Oczywiście nie mówimy o latach tutaj spędzonych, nie poznaliśmy jej do szpiku kości, ale z poprzedniego sezonu na pewno wynieśliśmy jakieś doświadczenia. Siłą rzeczy zaplecze generuje niespodzianki szczególnie dla spadkowiczów z Ekstraklasy. Teraz jednak nie możemy już użyć tego argumentu i nic nie powinno nas zaskoczyć.

Myślę, że obecnie mamy też bardziej wyrównaną kadrę. Wiosną tamtego roku mieliśmy bardzo mocną ekipę, ale ta siła pochodziła z podstawowej jedenastki na czele z Fernandezem. Teraz nie mamy aż tak wybijających się indywidualności jak on. Nikt nie ciągnie nas tak za uszy, ale za to akcenty w grze rozkładają się inaczej. Jesteśmy lepiej zbalansowani. Są mecze, w których dużo dają zmiennicy, a to ważne w maratonie, jakim jest walka o awans. Nie można mieć wysokiej jakości tylko w 11-13 piłkarzach. W gorszych momentach, przy pauzach za kartki albo kontuzjach trzeba ich kimś zastąpić. Wierzę, że mamy tylu dobrych chłopców, którzy uniosą trudne mecze.

DODATKOWE PYTANIA W RAMACH „POMIDORA”:

Cracovia rzuca dwa miliony euro za sezon – korzystam z oferty – nie

W piłce zarobiłem już tyle, ze będę zabezpieczony po karierze – nie

W polskim futbolu są postacie, którym nie podałbym ręki – nie

W Wiśle Kraków chciałbym zakończyć karierę – tak

Gdyby nie kontuzje, zaliczyłbym debiut w reprezentacji Polski – pomidor

Michała Probierza cenię bardziej niż Jerzego Brzęczka – nie

Franciszek Smuda to lepszy trener niż Radosław Sobolewski – nie

Gdybym mógł wybrać, zabrałbym 120 meczów w Wiśle Płock i dodał tę liczbę do meczów w barwach Wisły Kraków – nie

WIĘCEJ MATERIAŁÓW ZE ZGRUPOWANIA W TURCJI:

Fot. Newspix/400mm

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Komentarze

9 komentarzy

Loading...