Reklama

Związek poturbowanych bytów. O Probierzu w Niecieczy

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

06 stycznia 2022, 20:49 • 8 min czytania 30 komentarzy

Michał Probierz chyba po prostu uwielbia robić na przekór wszystkim i wszystkiemu. Przez ostatnie kilkanaście miesięcy niestrudzenie wygumkowywał swoje nazwisko z listy najlepszych polskich trenerów. Dwa miesiące temu pogrzebał projekt życia w Cracovii. Wyglądał na znudzonego, wypalonego, zmęczonego, zrezygnowanego. Niezmiennie irytował się ekstraklasową rzeczywistością, ale stracił dawny nerw i dawną chęć zmieniania świata dookoła siebie. Sam przebąkiwał o potrzebie odcięcia się, o prawie do odpoczynku. Odciął się od mediów. Zaszył się na wakacjach. Skupił się na życiu prywatnym. Nic, nawet plotki o jego potencjalnym zatrudnieniu w reprezentacji, nie wskazywało, żeby zaraz Probierz miał wrócić do polskiej piłki na białym rumaku. Aż Bruk-Bet ogłosił go nowym trenerem czerwonej latarni ligi. 

Związek poturbowanych bytów. O Probierzu w Niecieczy

I tak kręci się ta karuzela.

Michał Probierz i Bruk-Bet Termalica Nieciecza tworzą związek poturbowanych bytów. 49-letni szkoleniowiec stracił władzę wszechwładnego demiurga piłkarskiego świata po pasiastej stronie Krakowa i stał się kolejnym trenerskim trybikiem w układance państwa Witkowskich, którzy w niedalekiej przeszłości nie cackali się z podobnej klasy fachowcami – Czesławem Michniewiczem, Maciejem Bartoszkiem czy Jackiem Zielińskim.

Ale przy tym wszystkim Bruk-Bet też nie występuje w pozycji siły. Jesienią wygrał zaledwie dwa mecze. Z dwunastoma punktami zajmuje ostatnie miejsce w tabeli Ekstraklasy. I wcale nie ma tu mowy o jakiejś nieśmiałości pierwszych podrygów beniaminka, bo Termalica najtragiczniej wyglądała od początku listopada, kiedy dwaj inni ligowi nowicjusze (Radomiak – spodziewanie, Górnik Łęczna – niespodziewanie) punktowali nadzwyczaj regularnie.

Reklama

Czego więc spodziewać się po tym romansie?

Jakiego Probierza zastaje Nieciecza?

Michał Probierz nie jest typem człowieka, po którym wszystko spływa, którego nic nie obchodzi, który robi swoje, a na „frajerskie gadki” ma wywalone.

– Nie traktuje się nas, trenerów, poważnie. I może niektórzy nie uwierzą, ale my, trenerzy, też jesteśmy ludźmi. Mamy swoje emocje. Do mnie, i każdego z moich kolegów, każdy anonim w sieci może strzelić. Ja nie muszę tolerować wszystkiego, co się mówi na mój temat. Nie będę milczał, jak ktoś mi coś wmawiapieklił się kiedyś w naszym wywiadzie.

Doskonale więc pewnie wie, że nie ma dobrej prasy. Ba, musi liczyć się z tym, że spośród aktualnie pracujących ekstraklasowych trenerów o nim pisze i mówi się prawdopodobnie najgorzej. Weźmy sam dół tabeli. Legię prowadzi klubowa legenda – Aleksandar Vuković. Wartę niedawno objął trener z całkowicie czystą kartą – Dawid Szulczek. Nowy rozdział w Zagłębiu otwiera najlepszy trener lubińskiej dekady – Piotr Stokowiec. Górnik Łęczna wszystko zawdzięcza Kamilowi Kieresiowi, a Wisła Kraków obdarzyła dużym kredytem zaufania Adriana Gulę. Bruk-Bet zatrudnia zaś Michała Probierza, który właśnie przekreślił wszystkie swoje wieloletnie wizje podczas pracy w Cracovii.

„Może młodzi trenerzy nie boją się ryzyka, bo nie dostawali linijką po rękach?”

Reklama

Probierz dostał stołek trenera i wiceprezesa, dostał pieniądze i transfery, dostał czas i możliwości, dostał komunikację i infrastrukturę. Dostał wszystko to, o czym marzył, o czym roił, o czym opowiadał przez lata przebijania się przez Widzewy Łódź, Polonie Bytom, GKS-y Bełchatów, Arisy Saloniki, ŁKS-y, Lechie Gdańsk, Jagiellonie Białystok…

To był raj na ziemi dla trenera z jego oczekiwaniami. Cracovia stała się średniakiem. Nudnym, bezpłciowym, wydrenowanym z osobowości średniakiem z fatalnym pijarem. Probierz mieniący się jako enfant terrible polskiego środowiska piłkarskiego – arogancki, ale błyskotliwy, pyszny, ale przekonujący, irytujący, ale niepozostający bez racji – pozostał tylko arogancki, pyszny i irytujący. Nie dlatego, że taki się stał, ale dlatego, że przegrał.

Bo historia przegranych nie zapamiętuje.

Albo zapamiętuje, ale nie przypina im orderów. A Probierz poniósł klęskę, choć włożył do zakurzonej klubowej gabloty Puchar Polski i Superpuchar Polski. Słusznie pisał Leszek Milewski:

Michał Probierz jest trenerem, którego szanuję. Trenerem, który moim zdaniem ma spore zasługi dla Ekstraklasy, zmieniał jej koloryt, nadawał charakteru. Nie bał się mówić rzeczy, które inni woleliby przemilczeć. Nawiązując do klasyka, bez Probierza liga nie byłaby ciekawsza. I nie byłaby lepsza, bo piłkarsko ten bilans też nie jest taki, że jak rozmawiać z Probierzem, to o grzybach i rybach, bo o piłce nie ma po co.

Powiem wam, że chętnie bym Michała Probierza pobronił. Ale nijak tego zrobić nie mogę.

Można dzielić włos na czworo, można słuchać, można szukać. Ale jak nie patrzeć, kadencja Michała Probierza jest jedną z najbardziej spektakularnych porażek ostatnich lat w Ekstraklasie.

Jednej rzeczy nie można mu jednak odmówić – Probierz zjadł zęby na Ekstraklasie. W innym wypadku na pewno nie wróciłby tak szybko na ławkę trenerską. W Cracovii pracował cztery lata i cztery miesiące, po czym odpoczywał niecałe sześćdziesiąt dni. Pierwsze wrażenie – zdziwienie. Drugie, trzecie, czwarte – ot, typowy Probierz.

Typowy Probierz

Bo to nie jest jego pierwszy raz. Oj, nie jest.

Pierwsza samodzielna praca? Skuteczna walka o ligowy bój z Polonią Bytom. Druga praca? Słynne „lepiej z Bońkiem przegrać, niż z Cackiem odnieść sukces” i utrzymanie z Widzewem Łódź. Trzecia praca? Absolutny brak cierpliwości, mimo wypracowanego nazwiska, powrót do Bytomia i kolejny sukces w boju o rozgrywkową egzystencję. I co, myślicie, że potem nie było już takich stresów i strachów? A gdzie tam! Przecież Probierz wyciągał Jagiellonię z dziesięciu ujemnych punktów na starcie swojego drugiego sezonu w Białymstoku. Przecież Probierz zaraz wrócił do Łodzi, gdzie opóźniał agonię ŁKS-u. Przecież Probierz borykał się z rozpaczliwymi realiami w Arisie Saloniki. Ba, przecież Probierz „o być albo nie być” tłukł się też całkiem niedawno z Cracovią.

To trener zaprawiony w bojach o utrzymanie. I zaskakująco bardzo skuteczny w roli strażaka.

Jaką Niecieczę zastaje Probierz?

W Niecieczy zastaje jednak zespół rozbity. Najlepszym symbolem tego, co stało się przez ostatnie pół roku w Bruk-Becie jest szybki rzut oka na chronologię krótkiej niecieczańskiej przygody Adama Hlouska. Doświadczony Czech wzmocnił klub latem, przyjrzał się drużynie i od razu zapowiedział, że Termalikę stać nie tylko na utrzymanie, ale też na walkę o coś więcej. I co? Ano nie dość, że Bruk-Bet jest czerwoną latarnią ligi, nie dość, że Hlousek był jesienią jednym z najsłabszych piłkarzy w całej Ekstraklasie, to już nie ma go w Niecieczy. A – tak było, nie zmyślamy – był to jeden z najbardziej obiecujących transferów klubu w letnim okienku transferowym.

Bruk-Bet ma problem. Na początku sezonu byli gorsi. Oglądaliśmy kolejne mecze ekipy Mariusza Lewandowskiego i sporo rzeczy nam się zgadzało – był pomysł, jakieś automatyzmy, nie brakowało polotu, funkcjonowała ofensywa, nie żenowała defensywa. Dosyć często pisaliśmy, że Termalica punktuje gorzej niż gra. Można było sądzić, że płaci typowe dla beniaminków frycowe. Nawet, kiedy przegrywała 0:2 z Lechem po czterech minutach spotkaniach, wcale nie była bezbronna – przeprowadziła dwie zmiany, skorygowała system i wróciła do gry. Mijały jednak kolejne dni, a wyniki nie przychodziły. I choć, jeszcze na przełomie września i października, udało się Bruk-Betowi wygrać z Górnikiem Zabrze (3:1) czy Śląskiem Wrocław (4:3), to zaraz wszystko się posypało. Koniec rundy to:

  • 1:2 z Piastem Gliwice,
  • 1:3 z Pogonią Szczecin,
  • 0:1 ze Stalą Mielec,
  • 0:3 z Wisłą Kraków.

W międzyczasie było zwolnienie Mariusza Lewandowskiego, zastąpienie go Waldemarem Piątkiem i stosunkowo długi okres bezkrólewia.

– Trener Lewandowski wspominał na konferencjach, że trochę było tak, że zawodnicy nie do końca wykonywali to, co trener zalecił. Szkoleniowiec oczekiwał, że w trudnych warunkach i momentach trochę uprościmy naszą grę, że nie za każdym razem przeniesiemy piłkę do strefy środkowej przez otwarcie gry od własnej bramki, tylko np. przez bezpośrednie zagranie piłki. Tak, by szybciej przenieść się dalej od naszej bramki. Trener o tym mówił, ale nie do końca to gracze realizowali – mówił dyrektor ds. organizacyjnych i marketingowych Rafał Wisłocki w rozmowie z Interią.

Jakim składem będzie dysponował Michał Probierz? Ograniczonym, to bez dwóch zdań. Tomasz Loska i Łukasz Budziłek to jeden z najgorszych duetów bramkarzy w Ekstraklasie. Linia defensywy składa się z mało ekskluzywnych postaci, bo musiałby stać się cud, żeby Nemanja Tekijaski, Michal Bezpalec, Marcin Wasielewski czy Wiktor Biedrzycki stali się nagle gwiazdami Ekstraklasy.

W pomocy równą formę utrzymuje tylko Piotr Wlazło, ale też umówmy się: to solidny ligowiec i tyle. Coś tam obiecał po sobie Adam Radwański, ale raz, że marzy mu się zagraniczny transfer, dwa, że ostatnio leczył kontuzję, trzy, że chyba to jednak nie tak świetny piłkarz, jak wydawało się po samym początku sezonu. Kto jeszcze mógłby robić różnicę? Sebastian Bonecki, Michal Hubinek, Samuel Stefanik, może Vlastimir Jovanović? Spuśćmy zasłonę milczenia.

Atak też nie powala. Muris Mesanović potrafi strzelić, ale potrafi też srogo spartaczyć. Kacper Śpiewak momentami wypada obiecująco, ale brakuje mu jeszcze ogłady. No i Roman Gergel, ten nieszczęsny Roman Gergel. Na poziomie I ligi – kozak. Na poziomie Ekstraklasy – słabizna. Pewnie jeszcze jakieś transfery wlecą, bo państwo Witkowscy nigdy nie szczędzili pieniędzy na wzmocnienia i pensje, ale Probierz absolutnie nie wchodzi do krainy miodem i mlekiem płynącej.

Nie będzie łatwo o utrzymanie

Jeśli Michał Probierz utrzyma Bruk-Bet w Ekstraklasie, czyli zrobi dokładnie to, co robił już kilkukrotnie w przeszłości, niewątpliwie odrdzewi chociaż kawałek swojego trenerskiego pomnika na polskich boiskach. W Niecieczy chcą wierzyć, że jeśli Probierz wraca, jeśli Probierz podejmuje się wyzwania, jeśli Probierz ryzykuje swoje nazwisko, to znaczy, że dwa miesiące odpoczynku wystarczyły, że wróciła pasja i dawna magia.

Czy tak się stało? Zabijcie nas, ale nie mamy pojęcia. Od kilkunastu miesięcy Michał Probierz pozostaje zagadką. Jedni mówią, że wciąż jest wypalony. Drudzy przekonują, że powoli wraca mu radość z trenowania. Jedni przewidują, że po klęsce w Cracovii nie czeka go już powrót na szczyt polskiej myśli szkoleniowiec. Drudzy ripostują, że taka klęska potrafi budować.

– Jest taki bardzo dobry rozdział Schopenahuera o teraźniejszości, przyszłości, przeszłości. Wnioski są takie, że całe życie gonimy za marchewką. Patrzymy tylko na nią. Czyli tylko na to, co przed nosem. A nie umiemy docenić tego, co jest wokół. Tego, co najistotniejsze. Może to brzmi banalnie. Ale czasem prawda brzmi banalnie – opowiadał nam kiedyś sam zainteresowany.

Probierz przestaje gonić za rajem. Wraca do punktu zero, do szarej ekstraklasowej młócki, gdzie – jak sam mawia – „trener zawsze musi siedzieć na walizkach”. Czy jego Bruk-Bet będzie toporny, prymitywny, defensywny? Pewnie tak, ale też nierozsądnym byłoby spodziewanie się czegoś innego, skoro głównym zadaniem 49-letniego trenera, przy tej kadrze i tej sytuacji w tabeli, jest próba utrzymania i nic więcej. Wiosną więc duet Termalika-Probierz wbije na salony poturbowany i poobijany z jednym głównym celem – nałożyć zgrabny make-up i jakoś przetrwać. A nuż uda się wszystkich oszukać.

Czytaj więcej:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

30 komentarzy

Loading...