Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

11 listopada 2021, 19:27 • 8 min czytania 31 komentarzy

Michał Probierz jest trenerem, którego szanuję. Trenerem, który moim zdaniem ma spore zasługi dla Ekstraklasy, zmieniał jej koloryt, nadawał charakteru. Nie bał się mówić rzeczy, które inni woleliby przemilczeć. Nawiązując do klasyka, bez Probierza liga nie byłaby ciekawsza. I nie byłaby lepsza, bo piłkarsko ten bilans też nie jest taki, że jak rozmawiać z Probierzem, to o grzybach i rybach, bo o piłce nie ma po co.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Powiem wam, że chętnie bym Michała Probierza pobronił. Paweł Zarzeczny swego czasu specjalizował się w felietonach, w których próbował spojrzeć na daną sprawę przez pryzmat nielicznych, a nie tak zwanej dominującej narracji. To dobry eksperyment myślowy, który prowadzi w ciekawych kierunkach, nawet jeśli ostatecznie nie podążać tą drogą myślenia.

Ale nijak tego zrobić nie mogę.

Można dzielić włos na czworo, można słuchać, można szukać. Ale jak nie patrzeć, kadencja Michała Probierza jest jedną z najbardziej spektakularnych porażek ostatnich lat w Ekstraklasie.

Reklama

Na wstępie zaznaczę: Puchar Polski nie dla każdego jest wielkim wydarzeniem. Ale dla Cracovii na pewno jest i tego nikt Probierzowi nie odbierze.

Myślę, że tylko kibice Cracovii – no, może jeszcze kibice Pogoni – wiedzą, jak wiele znaczyło to trofeum. Są kluby, gdzie chętnie zrezygnowano by z rywalizacji w tych rozgrywkach, względnie Puchar Polski jest czymś, co traktuje się poważniej od ćwierćfinału lub od momentu, kiedy to jedyna ścieżka do pucharów. Są kluby, gdzie Puchary Polski stoją z tyłu gabloty. I, by tak rzec, nie zarzucam im nic – mają ku takim a nie innym podejściom uzasadnione argumenty. Bo zwykle nasze podejście do wszystkiego ma swoje racjonalne wytłumaczenie.

Zdobyciu Pucharu Polski z Cracovią – pamiętam tańczącego w szatni Janusza Filipiaka. Wspominam na wszystkie poświęcone Pasom felietony Jerzego Pilcha, oczami wyobraźni zastanawiałem się, jaki felieton napisałby po wygranym finale, ba – pamiętając reportaż Canal+, widziałem jakby go oglądał. Oddając tym samym nie tylko swoje emocje, ale każdego prawdziwego kibica Cracovii.

Tak, ten triumf był symbolem, był pewnym nawiązaniem do własnej mitologii, powrotem do niej, ale jej przewartościowaniem, bo to mitologia trudna, mitologia ran.

Z zewnątrz – oj tam, oj tam, tylko Puchar Polski. Cracovia miała mierzyć wyżej.

Wewnątrz – aż Puchar Polski, zdarzenie dla klubu wielkie, bez cienia deprecjonowania tego słowa.

Reklama

Dostrzegam to, wiem, że Michał Probierz, im dalej od rozstania z nim, tym częściej przy Kałuży będzie rozpatrywany jako ten, który dał trofeum, NATOMIAST myślę, że klubowa mitologia nie może przykryć aż tak wiele.

I że jednak Michał Probierz, po prostu, zatrudniany był w innym celu, niż jednorazowe egzorcyzmy nad własnym – jak to ujmował Jerzy Pilch – garbatym losem.

Pamiętam gdy Cracovia awansowała do europejskich pucharów i mierzyła się ze Szkendiją Tetowo. Nie było wtedy w obozie Cracovii narracji: powalczymy. Przejdźmy rundę, dwie, się zobaczy. Janusz Filipiak powiedział wtedy wprost: celem Cracovii jest awans do fazy grupowej Ligi Europy. Te same słowa Filipiak powtórzył w grudniu 2019 roku.

Michał Probierz miał za zadanie zbudować właśnie taką Cracovię. Klub będący przynajmniej tam, gdzie obecnie jest Raków. A więc klub, który walczy kolejny sezon o mistrzostwo Polski. Klub, na dźwięk nazwy którego kojarzy się ligową siłę. Klub, który też coś pokazał w pucharach, a najlepiej osiągnął więcej niż częstochowianie.

Michał Probierz dostał ten mityczny czas, by taką Cracovię zbudować. Filipiak niegdyś uchodził za właściciela, który często zmienia trenerów – na pewno dawny Filipiak zwolniłby Probierza dużo wcześniej. Tym razem nie da się nijak tłumaczyć brakiem cierpliwości, projektem, który dopiero miał przynieść owoce.

Ale uznajmy, że byli tacy, którzy otrzymali dar cierpliwości, choćby Mariusz Rumak. Michał Probierz dostał jednak coś znacznie cenniejszego – otrzymał dar władzy, bo miał bodaj największą jaką dostał trener w ostatnich latach w Ekstraklasie, poprawcie mnie, czy ktokolwiek mógł się z Probierzem czasów Cracovii w tym względzie równać. Trenerzy w polskiej piłce niejednokrotnie przy rozdzielaniu władzy byli gdzieś w środku kolejności dziobania. Bywały czasy, że za kluczowymi piłkarzami. Probierz na ich tle to ten legendarny „trener w angielskim stylu”, tylko bez wciskania kitu, z władzą potwierdzoną stołkiem wiceprezesa.

Probierz może nie miał nieograniczonych możliwości finansowych, może Cracovia to nie jest ligowy potentat z najwyższej półki, bo do solidnego wsparcia Comarchu brakuje jej dochodów ze sprzedaży piłkarzy, tu się robi pieniądz. Ale wciąż, Pasy miały budżet na regularne kręcenie się wokół podium. To, co działo się w minionym sezonie, a także co dzieje się teraz – kiedy naprawdę sądziłem, że będzie inaczej – jest uwłaczające dla skali wydanych pieniędzy.

Kiedyś napisałem taki tekst o budowlańcach-trenerach. Było tam o budowie domu na działce szanownego pana Wiesława, który zatrudnia piątego fachowca w tym roku, a każdego z inną koncepcją; co więcej, ci z nowymi koncepcjami dostają, na przykład, materiały po tym wcześniejszej koncepcji i mimo to z niej mają tworzyć swoją. I tak dalej, i tak dalej; tamten tekst miał oczywiście przedstawić w krzywym zwierciadle pracę trenera ligowego. Wiem z dobrego źródła, że trener Probierz znał ten tekst i go posyłał dalej.

Problem w tym, że sytuacja trenera Probierza nijak nie nawiązywała do problemów wskazanych w tym tekście.

Pewnie były inne problemy, bo przecież coś ten projekt musiało zatopić, nie tylko on sam. Ale nie te, nie tak oczywiste, nie tak wielkie, nie takie, by tak rzec, przaśne. I większość trenerów ligowych w ostatnich latach – długich latach – warunków Probierza w Cracovii mogło pozazdrościć. To jest niekwestionowany fakt. Tak samo jak to, że na taką pozycję sobie zapracował – w momencie, gdy skusiła go Cracovia, tuż wcześniej toczył rozmowy w Śląsku, gdzie chciano go również na „nadtrenera”, szkoleniowca z dużo bogatszym wpływem na klub.

O dalszą karierę trenera Probierza bym się nie martwił. Michał Probierz ma nieporównywalnie słabszą sytuację rynkową niż przed Cracovią, ale wciąż Michał Probierz pozostaje w sytuacji, kiedy aby zdecydować się na jakiś projekt, on go musi chcieć, on go musi czuć. Podejmie pracę wtedy, gdy odpowie sobie twierdząco na pytanie „czy to chcę w życiu robić”, a nie dlatego, że będzie zmuszony.

Ja szczerze życzę mu, by wziął sobie rok wolnego, wyjechał w te słynne Bieszczady, odciął się od wszystkiego. I skończył książkę, którą pisze, być może z niej dowiemy się czegoś więc, choćby o wspomnianej Cracovii. Ale nie tylko

***

Tak generalnie, warto słuchać.

Ale osób w pewnym wieku, mających już kawał życia za sobą, tym bardziej. Brzmi to może trochę patetycznie, wiem, ale choćby prawem ich doświadczenia. Prawem tego, że patrzą na czas, gdy byli w naszym wieku, z dystansu kilku dekad – ta nierealna dziś dla nas perspektywa, kiedyś też nam się przydarzy. Jak będziemy mieli szczęście.

Mnie, szczerze mówiąc, fascynuje takie spojrzenie. Przykładowo: Józef Hen. Pisarz i scenarzysta z rocznika 1923, notabene wielki kibic futbolu, który barwnie potrafi opowiadać o tym, jak grał Ernest Wilimowski, bo go pamięta jeszcze z boiska. Tenże Józef Hen, dobijający do setki, jeszcze w zeszłym roku wydał swoje dzienniki („Bez strachu. Dziennik współczesny”). I przyznam, to było dla mnie coś – dowiedzieć się jak człowiek z perspektywy przeżytej prawie setki patrzy na swoje życie.

Czy to było tak dobre, jak się spodziewałem?

Nie.

Pewnie również dlatego, że wiele się spodziewałem.

Ale jakie by nie było, sama możliwość wglądu w taką świadomość, była wartością. A choćby jedno zdanie, otwierające książkę „Starość. Zdarzyło mi się po raz pierwszy” uważam za warte więcej, niż niejedna powieść.

To przydługie wprowadzenie stąd, że czuję się niezręcznie musząc wypomnieć coś znacznie starszej osobie, ale co zrobić: nikt nie kazał gadać głupot. Szczególnie, że wiek ma swoje prawa, ale od starszych, prawem doświadczenia, można wymagać nieco więcej przenikliwości, może nawet mądrości. A może chociaż ostrożności w stawianiu łatwych odpowiedzi.

Nie, nie piję wcale do Jana Tomaszewskiego, który powiedział, że Paulo Sousa tym razem jest do zwolnienia, bo Polska nie jest przed Anglią w grupie. Mówię „tym razem”, bo Jan Tomaszewski co zgrupowanie znajduje powód do zwolnienia Paulo Sousy, ale też dlatego, że Jan Tomaszewski w takiej roli został medialnie obsadzony, z tych wypowiedzi żyje i na swój szalony sposób: robi to dobrze. Bo w tym, czego od niego oczekują, jest dobry. Bo każdego dnia jest w stanie wypuścić w eter coś wariackiego, co poniesie się po sieci, a zarazem gdzieś znajdzie swoje kilkuprocentowe poparcie, które uwiarygodni zajmowaną przez niego pozycję specjalisty od szalonych tez. Można się za każdym razem irytować, można otwarcie lekceważyć, przemilczać, słusznie wypierać jego głos z poważnej debaty. Ale gdzieś tam najwyraźniej jest na tak generowany ruch zapotrzebowanie i Jan Tomaszewski – mówiąc wprost – dostarcza pożądany produkt.

Co innego Hubert Kostka, trenerski mistrz Polski z Szombierkami Bytom, asystent Kazimierza Górskiego. Trener Kostka rzadko zabiera głos w mediach, to nie jego nisza. Oczekiwać można było po nim może jakiejś refleksji, odrobiny głębi, spojrzenia z dystansu. Kostka w ostatnich dniach powiedział, że nie jest przekonany do Paulo Sousy – do czego ma prawo, jak każdy – ale też powiedział później, że największe sukcesy odnosiliśmy z polskimi selekcjonerami.

Nie chcę się pastwić nad tymi słowami. Wszyscy wiemy bez rozgrzebywania, w czym tkwi ich problem. Zostawmy to.

Powiem swoją gradację reakcji na te słowa:

Najpierw był u mnie śmiech. Że można taką argumentację jeszcze przeprowadzać.

Potem był smutek. Że można taką argumentację jeszcze przeprowadzać.

A na koniec refleksja, by nie przegapić momentu, kiedy tak bardzo przegapimy zmiany, szeroko pojęte zmiany w świecie, że nawet teoretycznie w swojej dziedzinie, koronnej, której poświęciliśmy całe życie, będziemy potrafili wypowiedzieć tylko frazes, co więcej: frazes niecelny. Zapewne jest to niezwykle trudne. I nigdy nie ma pewności.

Leszek Milewski

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Grają o mistrzostwo w szkolnej hali. ”Słyszę to od 10 lat. To musi się zmienić”

Jakub Radomski
2
Grają o mistrzostwo w szkolnej hali. ”Słyszę to od 10 lat. To musi się zmienić”
Piłka nożna

Rekord Ruchu na tle Europy – wynik nieosiągalny dla PSG, Bayeru czy Lipska

AbsurDB
4
Rekord Ruchu na tle Europy – wynik nieosiągalny dla PSG, Bayeru czy Lipska

Felietony i blogi

Ekstraklasa

Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?

Piotr Rzepecki
8
Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?
1 liga

Czyczkan, Kuczko i problemy białoruskich piłkarzy. Dlaczego transfery spoza UE są trudne?

Szymon Janczyk
3
Czyczkan, Kuczko i problemy białoruskich piłkarzy. Dlaczego transfery spoza UE są trudne?
Ekstraklasa

Vusković, czyli pieniądze w piłce nie grają [KOZACY I BADZIEWIACY]

Jakub Białek
17
Vusković, czyli pieniądze w piłce nie grają [KOZACY I BADZIEWIACY]

Komentarze

31 komentarzy

Loading...