Reklama

Zidane, Heynckes, Scolari… Ranking najlepszych trenerów w historii (część 1.)

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

26 grudnia 2021, 10:33 • 63 min czytania 57 komentarzy

Jose Mourinho czy Pep Guardiola? Rinus Michels czy Ernst Happel? Alex Ferguson czy Bill Shankly? Louis van Gaal czy Johan Cruyff? Przygotowaliśmy dla was naprawdę pokaźnych rozmiarów lekturę na czas świątecznej sielanki – wielki ranking 50 najwybitniejszych trenerów w historii futbolu. Jak to zwykle w przypadku naszych rankingów bywa, nie ograniczyliśmy się wyłącznie do wyliczenia nazwisk w ustalonej kolejności. O każdym z wyróżnionych szkoleniowców opowiemy wam to i owo. Zapraszamy na część pierwszą (50. – 26.).

Zidane, Heynckes, Scolari… Ranking najlepszych trenerów w historii (część 1.)

50 NAJLEPSZYCH TRENERÓW PIŁKARSKICH WSZECH CZASÓW

Jakie kryteria braliśmy pod uwagę przy tworzeniu rankingu?

Wyróżniliśmy w naszych wewnętrznych rozważaniach aż osiem kategorii, pod kątem których analizowaliśmy kariery trenerów. Po pierwsze i najważniejsze – liczyły się dla nas zwycięstwa. Trofea. Nie czarujmy się, na koniec dnia właśnie o to chodzi w tej całej zabawie. Ale dużą wagę przykładaliśmy również do tego, w jakim stopniu szkoleniowiec wyróżniał się na tle danej epoki swoim spojrzeniem na grę. Docenialiśmy więc taktycznych rewolucjonistów, pionierów, myślicieli, filozofów futbolu. Ludzi, którzy stanowili inspirację dla całego piłkarskiego świata. Istotna była też dla nas zdolność do utrzymania się na szczycie. Plusika zarabiali zatem trenerzy na tyle elastyczni, by błyszczeć na topie przez długie lata, wręcz dekady. No i wreszcie kilka aspektów dodatkowych.

Spoglądaliśmy na to, czy trener umiał prowadzić do triumfów drużyny znajdujące się w cieniu, pozornie skazane na przeciętność. Przychylnym okiem spoglądaliśmy w kierunku tych szkoleniowców, których drużyny zachwycały efektownym stylem. Punktowaliśmy umiejętność odnalezienia się z sukcesem w rożnych krajach, a także smykałkę do promowania młodych piłkarzy. No i za istotne uznaliśmy, czy dany trener unikał kompromitujących niepowodzeń.

Nie znalazł się taki gigant, który wypadł perfekcyjnie pod każdym względem. Ale niektórym do ideału wiele nie brakowało. Nie przedłużamy zatem wstępu. Zapoznajcie się z mini-sylwetkami pięćdziesięciu najwybitniejszych trenerów w historii piłki nożnej.

Reklama

50. RAFAEL BENITEZ

  • data urodzenia: 16 kwietnia 1960 roku
  • kraj: Hiszpania
  • lata kariery trenerskiej: 1986 – trwa
  • najważniejsze drużyny: Real Madryt B, CF Extremadura, CD Tenerife, Valencia CF, Liverpool FC, Inter Mediolan, Chelsea FC, SSC Napoli, Real Madryt, Newcastle United
  • największe sukcesy: Liga Mistrzów (2004/05), finał Ligi Mistrzów (2006/07), Puchar UEFA (2003/04), Liga Europy (2012/13), dwa mistrzostwa Hiszpanii (2002, 2004), Puchar Anglii (2005/06), Puchar Włoch (2013/14), Klubowe Mistrzostwo Świata (2010), Superpuchar Europy (2005)
  • złota myśl:

Jestem raczej konsekwentny niż odważny

PODSUMOWANIE KARIERY

Miłośnik planszówek, który zrobił z The Reds królów Europy. Jaki jest Rafa Benitez?

Rafa Benitez ostatniego słowa jeszcze rzecz jasna nie powiedział, aczkolwiek jego trenerskie przygody z ostatnich lat świadczą o tym, że Hiszpan na szczyt już zapewne nie powróci. Pogrążyła go klęska, jaką poniósł na ławce trenerskiej Realu Madryt. Co dla Beniteza tym bardziej bolesne, że z ekipą „Królewskich” był przez sporą część swego życia blisko związany. Podczas powitalnej konferencji prasowej na Estadio Santiago Bernabeu z jego oczu pociekły łzy, mówił o „powrocie do domu”. Bo to tam stawiał pierwsze kroki jako zawodnik. Tam – od pracy z młodzieżą – zaczynał karierę szkoleniowca. I tam przeżył trenerskie Waterloo.

Naturalnie można go usprawiedliwiać. Twierdzić, że pierwszy zespół Realu objął w niezbyt fortunnym momencie, że za szybko go przekreślono. No ale fakty są dla Beniteza brutalne – został z Realu wręcz przepędzony, towarzyszyła mu ogromna niechęć ze strony kibiców i samych zawodników. Mało tego, w podobnej atmosferze Hiszpan żegnał się kilka lat wcześniej z Interem Mediolan i poniekąd również z Chelsea. To już prawdziwa czarna seria. Efekt? Benitez przestał się liczyć w grze o najwyższe cele. Nie należy go jednak oceniać wyłącznie przez pryzmat niepowodzeń. Na początku XXI wieku hiszpański szkoleniowiec powiódł Valencię do dwóch tytułów mistrzowskich w La Lidze, na co „Nietoperze” czekały od przeszło trzech dekad. Miłym bonusem był triumf w Pucharze UEFA. No a potem Rafa trafił na Anfield, z miejsca prowadząc Liverpool do wytęsknionego (i zupełnie nieoczekiwanego) sukcesu w Lidze Mistrzów.

Zgarnij CASHBACK do 500 PLN bez obrotu w Fuksiarz.pl!

Rzecz jasna niewiarygodny przebieg finałowego starcia The Reds z Milanem przyćmiewa wszystko inne, ale tak naprawdę Benitez pełnię swojej trenerskiej klasy zaprezentował nieco wcześniej. W półfinałowym dwumeczu z londyńską Chelsea. To była konfrontacja dwóch doskonałych taktyków, znajdujących się u szczytu swoich trenerskich mocy. W czerwonym narożniku Benitez, a po niebieskiej stronie ringu samozwańczy The Special One, czyli Jose Mourinho. Za faworyta uchodził ten drugi, ale koniec końców to Hiszpan – po brudnej walce, pełnej klinczów i nieprzepisowych ciosów – wypunktował przeciwnika. O wyniku zadecydował słynny „gol-widmo” autorstwa Luisa Garcii, co dość dobitnie świadczy o tym, jak mocny nacisk Benitez i Mourinho kładli na defensywę.

PAMIĘTNY MECZ

Reklama

Wielkich zwycięstw na europejskiej arenie Benitez miał wiele. W pokonanym polu pozostawiał nie tylko Mourinho oraz Carlo Ancelottiego, ale i Fabio Capello, Franka Rijkaarda, Juande Ramosa, Arsene’a Wengera czy nawet Dragomira Okukę (!). Pewnie pozwoliłoby mu to na zajęcie wyższej pozycji w rankingu, gdyby nie fakt, że po Valencii hiszpański szkoleniowiec już nigdy nie wywalczył mistrzowskiego tytułu. Jego The Reds blisko celu byli w sezonie 2008/09, lecz ostatecznie uplasowali się na drugim miejscu w lidze z czterema punktami straty do Manchesteru United. Mimo dwóch zwycięstw nad „Czerwonymi Diabłami”.

Cóż. Gdyby rola trenera ograniczała się do opracowania przebiegłego planu na mecz, Beniteza należałoby docenić znacznie mocniej. Ale tak nie jest, a Hiszpan zawsze był znacznie lepszym taktykiem niż strategiem. No i obciążają go również trudności w budowie relacji z zawodnikami oraz szefostwem. Dość powiedzieć, że Rafa potrzebował zaledwie kilku lat, by pozbyć się z Liverpoolu wszystkich triumfatorów Champions League ze Stambułu poza Gerrardem i Carragherem.

PLUS I MINUS

  • doskonała umiejętność rozpracowania przeciwnika, zwłaszcza w spotkaniach pucharowych
  • konfliktowy charakter, nie najlepsze relacje nawet z kluczowymi zawodnikami

OCZAMI INNYCH

Czasami brakowało mi tego, żeby powiedział po prostu: „dobra robota, panowie”. Ale on po prostu taki jest. W jego drużynie nie ma gwiazd, nie ma postaci wyjątkowych. Jesteśmy jednością jako zespół i tylko to się liczy

Steven Gerrard

49. WIKTOR MASŁOW

  • data urodzenia: 27 kwietnia 1910
  • data śmierci: 11 maja 1977 roku
  • kraj: Rosja / Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich
  • lata kariery trenerskiej: 1942 – 1975
  • najważniejsze drużyny: Torpedo Moskwa, Torpedo Gorki, Zimbru Kiszyniów, Dynamo Kijów, Ararat Erywań
  • największe sukcesy: cztery mistrzostwa ZSRR (1960, 1966-68), sześć Pucharów ZSRR (1952, 1960, 1965, 1969, 1972, 1975)
  • złota myśl:

Z ustawieniem drużyny piłkarskiej jest jak z samolotem. Kiedy zwiększasz prędkość, szpica musi się stać bardziej opływowa

PODSUMOWANIE KARIERY

Nazywano go „Dziadkiem” zanim zdążył się zestarzeć. Po pierwsze z uwagi na charakterystyczny, faktycznie starczy wygląd – łysinę, krzaczaste brwi, masywną sylwetkę. Ale przede wszystkim chodziło o jego charakter. Wiktor Masłow uchodził bowiem za szkoleniowca życzliwego zawodnikom, jowialnego, a przy okazji przenikliwego. Chciałoby się po prostu rzec: mądrego. – W pierwszej kolejności docenialiśmy go jako człowieka – przyznał Andrij Biba, legenda Dynama Kijów. To wszystko nie oznacza jednak, że treningi u „Dziadka” były dla zawodników sielanką. Wręcz przeciwnie, Masłow przykładał olbrzymią wagę do przygotowania fizycznego swoich podopiecznych. Nie dawał taryfy ulgowej. I nie mogło być inaczej, skoro Rosjanin wymagał od graczy ciężkiej orki w pressingu.

Jasne, że intensywność gry w latach 60. i 70. była nieporównywalnie niższa niż obecnie, stąd pressing w wydaniu zespołów dowodzonych przez Masłowa z dzisiejszej perspektywy przypomina raczej leniwy spacerek po parku. Ale dla swojej epoki „Dziadek” był pionierem. Przyjmuje się, że to on jako pierwszy stosował z powodzeniem system taktyczny 4-4-2, odcinając się w ten sposób od hurra-ofensywnych pomysłów brazylijskich (4-2-4) i włoskiego catenaccio. Masłow spoglądał na futbol z perspektywy bardzo bliskiej współczesnym trenerom. Rozumiał, że kluczem do zwyciężania jest zapanowanie nad środkiem pola.

Przełożyło się to na szereg sukcesów odniesionych przede wszystkim z Torpedo Moskwa i Dynamem Kijów. Na europejskich boiskach było gorzej, ale w 1967 roku Dynamo potrafiło wyrzucić za burtę Pucharu Europy obrońców tytułu – Celtic Glasgow.

PAMIĘTNY MECZ

 

Masłow nie wahał się przed podejmowaniem kontrowersyjnych decyzji. Odważnie stawiał na młodych zawodników, zasłynął jako odkrywca wielu talentów. To on zadbał, by Wiktor Kołotow – gwiazda reprezentacji ZSRR w latach 70. – trafił z Rubina Kazań do Dynama Kijów. – Wybraliśmy się z „Dziadkiem” na mecz Rubina, żeby przyjrzeć się Kołotowowi. Problem w tym, że chłopak złapał uraz tuż przed startem spotkania i ostatecznie w nim nie wystąpił. Po meczu „Dziadek” poprosił mnie więc, bym przyprowadził mu Kołotowa na trybuny. Porozmawiali chwilę i podali sobie ręce. Odjechaliśmy do domu. A że mieszkaliśmy w tym samym bloku, Wiktor Aleksandrowicz zaprosił mnie do siebie. Ku mojemu zdumieniu, już w progu poprosił żonę, by przygotowała coś do jedzenia i podała na stół karafkę wódki: „Ten chłopak, Kołotow. Powiadam ci, Andriju, on się znajdzie na ustach całej Europy. Grzechem byłoby za to nie wypić”.

To kolejne zachowanie charakterystyczne dla Masłowa – chętnie udzielał głosu klubowej starszyźnie. Na ogół utrzymywał znakomite relacje z doświadczonymi piłkarzami. Ale działaczom nie pozwalał wchodzić sobie na głowę. Kiedy w przerwie jednego z nieudanych spotkań przedstawiciel Dynama Kijów – a przy okazji człowiek solidnie umocowany w politycznych układach – wparował do szatni i zaczął łajać zespół, „Dziadek” zareagował natychmiastowo: – Towarzyszu, chętnie umówię się z wami na spotkanie, w trakcie którego odpowiem na wszystkie pytania. A teraz nie przeszkadzajcie i zamknijcie drzwi z drugiej strony.

Naturalnie nie z każdym zawodnikiem Masłow miał po drodze. Pokłócił się na przykład… z Walerym Łobanowskim. Ten drugi nie lubił pracy nad przygotowaniem fizycznym i motorycznym, wolał zajęcia z piłką. Ostateczni został zmuszony do opuszczenia Dynama Kijów. Choć, paradoksalnie, już jako szkoleniowiec sam ordynował podopiecznym mordercze treningi. – Co zrobiłbym na miejscu Masłowa? Również pozbyłbym się Łobanowskiego – przyznał Walery.

PLUS I MINUS

  • oparte na instynkcie, pionierskie podejście do kwestii taktycznych – zastosowanie formacji 4-4-2 oraz 4-1-3-2, nacisk na wymienność pozycji i opanowanie środka pola, krycie strefowe na całym boisku
  • brak znaczących sukcesów na europejskiej arenie poza pojedynczymi zwycięstwami

OCZAMI INNYCH

W jaki sposób „Dziadek” wpadł na pomysł, by ustawić nas w formacji 4-4-2? Sądzę, że było jak zwykle w jego przypadku – zadecydowała intuicja. Nie sądzę, by przez lata pielęgnował pomysł o grze właśnie w taki sposób. On działał inaczej. Analizował indywidualne cechy swoich zawodników i na tej podstawie dobierał taktykę. Schemat musiał pasować do wykonawców, nie odwrotnie. Dlatego za rewolucjonistę w zakresie taktyki zaczęto go uważać dopiero po wielu latach. W tamtym czasie wszystkie jego decyzje sprawiały wrażenie po prostu naturalnych

Andrij Biba

48. RAYMOND GOETHALS

  • data urodzenia: 7 października 1921
  • data śmierci: 6 grudnia 2004 roku
  • kraj: Belgia
  • lata kariery trenerskiej: 1957 – 1995
  • najważniejsze drużyny: Sint-Truiden, reprezentacja Belgii, RSC Anderlecht, Girondins Bordeaux, Sao Paulo FC, Standard Liege, Olympique Marsylia
  • największe sukcesy: 3. miejsce na mistrzostwach Europy (1972), Liga Mistrzów (1992/93), finał Ligi Mistrzów (1990/91), Puchar Zdobywców Pucharów (1977/78), finał Pucharu Zdobywców Pucharów (1976/77, 1981/82), dwa mistrzostwa Francji (1991-92), dwa mistrzostwa Belgii (1982-83), dwa Puchary Belgii (1987/88, 1988/89), Superpuchar Europy (1976, 1978)
  • złota myśl:

Nie zawsze mam rację, ale w 99 przypadkach na 100 – tak

PODSUMOWANIE KARIERY

Puchary, korupcja i przekręcanie nazwisk. Raymond Goethals, rewolucjonista z Belgii

Nie marudź, graj! – pokrzykiwał do swoich piłkarzy Raymond Goethals w szatni, na treningu oraz na meczu. Charakterystyczny, brukselski akcent wystarczał, żeby zawodnik brał się w garść i wracał do pracy. Bez znaczenia, czy był to Alen Boksić, Paul van Himst, Rob Rensenbrink czy Arie Haan. Szacunek do trenera miał każdy. Ciężko było go zresztą nie mieć, skoro przemawiała za nim gablota, w której trzymał trofea za wygrane w Lidze Mistrzów, Pucharze Zdobywców Pucharów, Superpucharze Europy czy brąz Euro. Nie bez kozery nazwano go ojcem chrzestnym belgijskiego futbolu. A jednak, mimo długiej listy sukcesów i barwnej osobowości, niewiele się dzisiaj o nim mówi. A tego Goethals zawsze bał się najbardziej. Zapomnienia i zakurzenia.

Z pozoru niełatwo wyjaśnić, dlaczego Goethals nie bywa często wymieniany wśród najwybitniejszych szkoleniowców wszech czasów. Prawie w każdym miejscu pracy osiągał wszak przynajmniej przyzwoite rezultaty. Jako się rzekło, z naładowaną gwiazdami Marsylią najpierw dotarł do finału Pucharu Europy, a potem zatriumfował w Lidze Mistrzów. Z Anderlechtem dwukrotnie zameldował się w finale Pucharu Zdobywców Pucharów, raz kończąc turniejowe zmagania zwycięsko. Jako szkoleniowiec Standardu Liege zgarniał zaś krajowe laury i ponownie wdarł się do finału PZP, gdzie uległ Barcelonie w aurze kontrowersji. Z kolei z niepozornego Sint-Truiden uczynił wicemistrza kraju, a z Girondins Bordeaux równorzędnego przeciwnika dla dominatorów z Marsylii. Nieźle, prawda? A dodajmy jeszcze do tego charyzmę, żartobliwe usposobienie oraz smykałkę do bon-motów. Trudno o bardziej medialnego trenera.

Zwycięstwo w pierwszym finale Ligi Mistrzów należy właśnie do Goethalsa. Takie są fakty.

PAMIĘTNY MECZ

Jedni nazywali go „Czarodziejem” lub „Magiem”, a inni „Raymondem-naukowcem”. Głęboko szanowano to, że wprowadził reprezentację Belgii na salony i oswoił ją z najnowocześniejszymi piłkarskimi trendami. W eliminacjach do mistrzostw świata 1974 „Czerwone Diabły” jak równy z równy walczyły z Holandią, która ledwo-ledwo wyszła z tej konfrontacji zwycięsko, by potem zachwycić świat w trakcie mundialu. Złośliwi porównywali go wprawdzie do nieco safandułowatego porucznika Columbo, przedrzeźniali jego charakterystyczne brukselski akcent i kpili z faktu, że nie potrafi zapamiętać nazwisk własnych podopiecznych, ale summa summarum to wszystko dodawało tylko Goethalsowi uroku. Jednak naprawdę ciężkie działa wytoczono w jego kierunku w 1984 roku. Najpierw belgijska skarbówka odkryła, że szkoleniowiec Standardu Liege dopuścił się oszustw podatkowych, a potem, jak po nitce do kłębka, śledczy dotarli do grubszej afery.

Okazało się, że Standard kupił ostatni mecz sezonu 1981/82, by być pewnym zwycięstwa oznaczającego przyklepanie tytułu mistrzowskiego. Goethals zgodził się na szwindel, ponieważ uznał, że w ustawionym spotkaniu jego zawodnicy będą bezpieczniejsi i unikną urazów przed nadchodzącym finałem Pucharu Zdobywców Pucharów. Sprawa urosła do rangi gigantycznego skandalu. Belgijski szkoleniowiec musiał opuścić Liege, trafił Vitorii Guimaraes. Czyli zamienił klub liczący się w grze o europejskie trofea na czwartą-piątą siłę portugalskiej ekstraklasy. To był wielki cios w jego reputację.

Zdołał powrócić na szczyt. W Marsylii współpracował z wielkimi gwiazdami światowej piłki. Ale umówmy się, że Olympique zbudowany za wielką kasę przez Bernarda Tapiego to również nie był zespół kojarzony z czystą grą. – Wolałem brać sok z domu na trening, niż pić to, co nam podawał – mówił tajemniczo Eric Cantona w nawiązaniu do Goethalsa. Ale niekoniecznie trzeba brać te słowa na poważnie, bo obaj panowie zdecydowanie za sobą nie przepadali.

PLUSY I MINUSY

  • mnóstwo godnych uznania przygód w europejskich pucharach i ważna praca wykonana z reprezentacją Belgii
  • kontrowersje towarzyszące jego osobie w związku z korupcyjnym skandalem i pobytem w Marsylii

OCZAMI INNYCH

To niesamowite, jaką miał charyzmę. Przez cały czas żartował z piłkarzy, z szatni słychać było tylko śmiech. A mimo to wszyscy go szanowali. Musisz być naprawdę dobry, żeby nie stracić respektu, gdy dzień w dzień zadzierasz z tymi gnojkami

Bernard Tapie

47. STEFAN KOVACS

  • data urodzenia: 2 października 1920 roku
  • data śmierci: 12 maja 1995 roku
  • kraj: Rumunia
  • lata kariery trenerskiej: 1952 – 1987
  • najważniejsze drużyny: Universitatea Cluj, CFR Cluj, Steaua Bukareszt, AFC Ajax, reprezentacja Francji, reprezentacja Rumunii, Panathinaikos FC, AS Monaco
  • największe sukcesy: dwa Puchary Europy (1971/72, 1972/73), dwa mistrzostwa Holandii (1972-73), mistrzostwo Rumunii (1967/68), dwa Puchary Rumunii (1968/69, 1969/70), Puchar Holandii (1971/72), Puchar Grecji (1981/82), Puchar Interkontynentalny (1972), Superpuchar Europy (1972)
  • złota myśl:

Prosty futbol jest jednocześnie najpiękniejszy

PODSUMOWANIE KARIERY

Ajaksie Amsterdam zastąpił samego Rinusa Michelsa, który pozostawił mu w spadku najlepszy zespół Europy. No i eksperci do dziś spierają się o to, jaką rolę Stefan Kovacs właściwie odegrał w historii holenderskiej ekipy. Jedyni twierdzą, że mądrze udoskonalił futbol totalny i właśnie to pozwoliło mu dwa razy z rzędu sięgnąć z Ajaksem po Puchar Europy. Inni przekonują jednak, że Rumun sukcesy odnosił siłą rozpędu, a tak naprawdę doprowadził do rozpadu drużyny.

Jedno jest pewne, Kovacs do pracy swojego poprzednika miał stosunek pełen szacunku, lecz nie nabożny. Nie obawiał się poprawiania modelu taktycznego, który w tamtych latach uchodził za najzmyślniejszy na świecie. Kiedy Michels zmienił Amsterdam na Barcelonę, jego następca z rozkoszą zaczął zaprowadzać w zespole własne porządki. Jego zdaniem styl pracy Holendra był zbyt surowy i przesadnie drobiazgowy. Kovacs doszedł do wniosku, że w Ajaksie trzeba poluzować taktyczny kaganiec i dopiero wtedy jego największe gwiazdy – Cruyff, Neeskens, Krol, Keizer i reszta – rozbłysną pełnią blasku.

Szło mu to wszystko z piorunującym efektem, bo jak inaczej określić dwa sezony z rzędu, gdy Ajax nie przegrał ani jednego meczu przed własną publicznością? Z drugiej strony jego byli podopieczni do dziś mają wątpliwości, czy styl pracy szkoleniowca na dłuższą metę nie okazał się szkodliwy. Velibor Vasović, filar defensywy Ajaksu, nie ma złudzeń: – Kovacs dostał po prostu w spadku doskonałą drużynę. Nie znał się na taktyce, nie miał pojęcia o futbolu totalnym. Kazał chłopakom grać tak, jak grali wcześniej. Dlatego wygrywał. Z kolei Gerrie Muhren wspominał Guardianowi: Kovacs to dobry trener, ale był dla nas zbyt delikatny. Michels wprowadzał twarde reguły. Przez pierwszy okres pracy Kovacsa graliśmy nawet lepiej niż wcześniej, bo byliśmy znakomitymi piłkarzami, którzy dostali na boisku wolność, jakiej wcześniej nie znali. Ale kiedy dyscyplina z nas uleciała, drużyna pękła. Nie mieliśmy już ducha.

PAMIĘTNY MECZ

Żeby dobrze zrozumieć ówczesne myślenie w Amsterdamie, warto cofnąć się do sezonu 1971/72, gdy działacze chcieli zwolnić trenera tuż po… awansie do finału Pucharu Europy. Uznano bowiem, że pokonanie Benfiki (mistrza Portugalii) zaledwie 1:0 w dwumeczu uwłacza statusowi klubu. Joden mieli przecież obowiązek łatwo gromić tak nędznych przeciwników. Ale wtedy w obronie szkoleniowca stanęła jeszcze drużyna. – Rezultaty udowadniały, że nic złego nie zrobił – opowiadał Johan Cruyff, rzecz jasna lider tamtej ekipy, z którego zdaniem liczyły się władze Ajaksu.

Jak to zatem z Kovacsem było? Dopieścił dzieło Michelsa, czy może przyszedł na gotowe?

Trudno to z dzisiejszej perspektywy rozstrzygnąć. Faktem jest, że Ajax pod jego wodzą rozegrał mnóstwo legendarnych już dzisiaj spotkań. Jednak poza Amsterdamem rumuński trener porównywalnych sukcesów nie święcił. Tak czy owak – legenda głosi, że spośród piętnastu kandydatów na następcę Michelsa sternicy Ajaksu postawili na Kovacsa, ponieważ zażądał najniższego wynagrodzenia. I ta decyzja na pewno się ekipie Joden opłaciła.

PLUS I MINUS

  • Ajax pod jego wodzą grał jeszcze efektowniej niż przedtem, uwolnił pełnię potencjału drużyny
  • wielu byłych podopiecznych podważa jego kompetencje

OCZAMI INNYCH

Dając piłkarzom Ajaksu wolność, pozwolił im osiągnąć szczyt formy, jednocześnie wprowadzając zespół na drogę ku samozagładzie

Jonathan Wilson

46. TELÊ SANTANA

  • data urodzenia: 26 lipca 1931 roku
  • data śmierci: 21 kwietnia 2006 roku
  • kraj: Brazylia
  • lata kariery trenerskiej: 1969 – 1996
  • najważniejsze drużyny: Fluminense, Atletico Mineiro, Gremio, Palmeiras, reprezentacja Brazylii, Al-Ahli, Flamengo
  • największe sukcesy: dwa razy Copa Libertadores (1992, 1993), dwa mistrzostwa Brazylii (1971, 1991), mistrzostwo Arabii Saudyjskiej (1984), pięć mistrzostw stanowych (1969-70, 1977, 1991-92), dwa Puchary Interkontynentalne (1992-93)
  • złota myśl:

Wolę przegrać po pięknym meczu niż wygrać po przeciętnym

PODSUMOWANIE KARIERY

Nieprzejednany wróg zachowawczej gry. Ambasador idei joga bonito. Jeden z ostatnich wielkich romantyków brazylijskiego futbolu. A może po prostu wiecznie przegrany naiwniak? Tele Santana to szkoleniowiec trudny do zaszufladkowania. Brazylia dowodzona przezeń na mistrzostwach świata w 1982 roku do dziś uchodzi za jedną z najefektowniej grających drużyn w historii mundiali. Canarinhos dysponowali wówczas kapitalnym środkiem pola, opartym na takich gwiazdach jak Zico, Socrates, Paulo Roberto Falcao czy Toninho Cerezo. Super-ofensywne taktyczne założenia Santany pozwalały temu towarzystwu błyszczeć. Brazylijczycy grali więc z niezwykłym rozmachem, pokonując kolejno reprezentacje ZSRR, Szkocji, Nowej Zelandii i – co najważniejsze – Argentyny.

Ekipa z Ameryki Południowej potrzebowała remisu w konfrontacji z Włochami, by w półfinale mistrzostw zmierzyć się z reprezentacją Polski. Wielu spodziewało się zatem, że Santana w takich okolicznościach zdejmie nogę z gazu. Pozwoli uboższym kadrowo oponentom przejąć kontrolę nad meczem, by wypunktować ich w kontratakach. Ale to nie byłoby w stylu tego szkoleniowca. Canarinhos natarli więc na Italię z otwartą przyłbicą.

I przegrali 2:3. Odpadli z turnieju.

PAMIĘTNY MECZ

– Reprezentacja Brazylii już nigdy nie zdoła zagrać z takim rozmachem – skomentował po meczu wstrząśnięty Socrates. Zico posunął się dalej i stwierdził, że wraz z porażką Canarinhos umarł futbol. Cztery lata później Santana ponownie poprowadził drużynę narodową na mundialu. Znów bez powodzenia. Tym razem zespół z Kraju Kawy – wciąż efektowny, choć nieco słabszy niż na poprzednim turnieju – dotarł do ćwierćfinału i w karnych przegrał z Francją. – Osiągnięcie doskonałości w piłce jest niemożliwe. Ale nie przestanę do niej dążyć – odgrażał się Santana, zwany w ojczyźnie „Mistrzem Tele”.

Brazylijczycy – lubujący się w rozpamiętywaniu romantycznych porażek, co w sumie łączy ich z Polakami – ubóstwiali Santanę za jego wierność futbolowym ideałom. Niektórzy publicyści z tego kraju dowodzą nawet, że przegrana ekipa z 1982 roku jest znacznie mocniej kochana i o wiele cieplej wspominana niż mistrzowska kadra z mistrzostw świata w Stanach Zjednoczonych. Właśnie dlatego, że ci drudzy prezentowali futbol do obrzydzenia pragmatyczny, podczas gdy „Mistrz Tele” przesuwał wajchę do oporu w stronę ofensywy. Pomocnicy, napastnicy czy boczni obrońcy spektakularnie rozkwitali pod jego okiem. – Brazylia ’82? Przecież to specjaliści, ale w dziedzinie przegrywania – wściekał się Dunga, będący centralną postacią Seleção w 1994 roku, a potem – już jako szkoleniowiec – uchodzący za zapiekłego wroga piłkarskiego romantyzmu. Jego deklarację odebrano niemalże jako bluźnierstwo.

Jednak Santana to nie tylko klęski godne ballady.

To również znakomita kadencja w Sao Paulo, z którym brazylijski szkoleniowiec sięgnął po mistrzostwo kraju, dwa razy wygrał Copa Libertadores i dwukrotnie zdobył Puchar Interkontynentalny. W 1992 roku „Trójkolorowi” pokonali Barcelonę z Johanem Cruyffem na ławce trenerskiej, a rok później zwyciężyli z Milanem dowodzonym przez Fabio Capello. – Jeśli już mieliśmy zostać rozjechani, to dobrze, że chociaż przez Ferrari – skwitował rozgoryczony Cruyff.

PLUS I MINUS

  • niezwykle spektakularny styl gry ułatwiający promowanie talentów w wielu klubach
  • niewiele konkretnych sukcesów, zmarnowanie dwóch szans na mistrzostwo świata

OCZAMI INNYCH

Spośród wszystkich trenerów, z jakimi miałem okazję pracować, tylko on zabraniał swoim zawodnikom popełniała fauli. Uważał to za niegodne

Zico

45. LUIS ARAGONES

  • data urodzenia: 28 lipca 1938
  • data śmierci: 1 lutego 2014 roku
  • kraj: Hiszpania
  • lata kariery trenerskiej: 1974 – 2009
  • najważniejsze drużyny: Atletico Madryt, FC Barcelona, RCD Espanyol, Sevilla FC, Valencia CF, RCD Mallorca, reprezentacja Hiszpanii, Fenerbahce SK
  • największe sukcesy: mistrzostwo Europy (2008), mistrzostwo Hiszpanii (1977), cztery Puchary Hiszpanii (1975/76, 1984/85, 1987/88, 1991/92), Puchar Interkontynentalny (1974)
  • złota myśl:

Klucz do tego, by przez długie lata utrzymać się w piłce? Być autentycznym. Prawda jest przytłaczająca, ale piłkarze nie wytrzymają z tobą długo, kiedy są okłamywani

PODSUMOWANIE KARIERY

Luis Aragones – dusza Mędrca zaklęta w ciele Ogiera

Mam do dyspozycji najlepszych piłkarzy, z jakim kiedykolwiek pracowałem. Jeśli nie zdobędę z nimi medalu, to znaczy, że zwyczajnie gówniany ze mnie trener i zbudowałem gównianą drużynę zarzekał się Luis Aragones przed startem mistrzostw Europy w Austrii i Szwajcarii. Dziennikarze puszczali jednak podobne deklaracje mimo uszu. Większość z nich szykowała już na zapas pożegnalne felietony dla szkoleniowca i kupowała podpałkę do grilla, na którym wkrótce miał on zaskwierczeć. Spodziewano się, że – zgodnie z wyświechtanym powiedzeniem – Hiszpania ponownie zagra jak nigdy, ale przegra jak zawsze. Już podczas mistrzostw świata w 2006 roku apetyty były przecież wielkie, lecz przygoda podopiecznych Aragonesa z turniejem zakończyła się na 1/8 finału.

Dlaczego w 2008 roku miało być inaczej? Zwłaszcza że wiekowego szkoleniowca otaczały rozliczne kontrowersje. Media otwarcie z niego szydziły, na co często reagował w sposób furiacki. Podważano jego kompetencje i kwestionowano decyzje. Zwłaszcza tę, by przekreślić ulubieńca Madrytu – Raula Gonzaleza. Co jakiś czas do gazet wyciekały doniesienia o zachowaniach Aragonesa, które życzliwy odbiorca mógł uznać za niefrasobliwość, ale mniej życzliwy traktował jako objaw demencji. Podczas jednej z odpraw taktycznych Aragones pomylił tablicę z ekranem projekcyjnym. Nabazgrał na nim strzałki i kółka, których nie udało się już później zmyć. Jakiś czas potem rozrysowywał natomiast – już we właściwym miejscu – schematy krycia przy stałych fragmentach gry. Na krótki słupek odesłał Michela Salgado, na dalszy – Davida Albeldę. Problem w tym, że żaden z nich nie pojechał z kadrą na mistrzostwa Europy. Nie było ich na zgrupowaniu.

A jednak Hiszpanie w 2008 roku przełamali turniejową niemoc. Wygrali Euro.

PAMIĘTNY MECZ

***

Aragones mógł bowiem na Davida Silvę wołać „Silvio”, a Xabiego Alonso nazywać „Alfonso”, ale jedno pojął doskonale. Jeżeli reprezentacja Hiszpanii ma wreszcie odnieść sukces na wielkiej imprezie, musi narzucić rywalom swój styl. Musi dominować. Stąd pomysł, by jego zespół do perfekcji dopracował grę krótkimi podaniami i skupił się w pierwszej kolejności na kontrolowaniu przebiegu spotkania poprzez posiadanie futbolówki. Tak odrodziła się tiki-taka. Filozofia fundamentalna dla największych sukcesów hiszpańskiego futbolu w latach 2008 – 2012. Zarówno na arenie międzypaństwowej, jak i klubowej.

Zgarnij CASHBACK do 500 PLN bez obrotu w Fuksiarz.pl!

– Zamieniliśmy tradycyjną hiszpańską furię na posiadanie piłki. Udowodniliśmy, że ładna gra może się przełożyć na sukces – stwierdził Xavi. – Jeśli nie wygralibyśmy mistrzostw Europy, nie zdobylibyśmy później pucharu świata. Na Aragonesie ciążyła spora presja, gdyż to on wyznaczył nam drogę. Nadał reprezentacji Hiszpanii styl, który ma do dziś. Na tym polu zawsze się ze sobą zgadzaliśmy. Luis dobrze ocenił sytuację i postawił na niskich graczy. „Będę stawiał na dobrych, gdyż są na tyle dobrzy, że wygramy te mistrzostwa Europy”. I wygraliśmy. Był inteligentny i bardzo odważny. Choć, co ciekawe, na początku kadencji Aragones kilka razy pominął Xaviego w powołaniach. Dopiero później uczynił zeń centralną postać swojej drużyny. Kiedy po raz pierwszy panowie spotkali się na kadrze, trener wypalił: – Pewnie pan sobie myślał: „Dlaczego ten stary skurwysyn mnie nie powołuje?!”. Wiem, że pan tak myślał!

Aragones na swojej trenerskiej drodze zanotował wiele potknięć. Niektórego z jego klubowych przygód należy uznać za ze wszech miar nieudane. Ale triumfem na Euro 2008 odkupił wszystkie winy i załatwił sobie miejsce w tym rankingu. To był naprawdę wielki przełom.

PLUS I MINUS

  • przełomowy sukces na mistrzostwach Europy w 2008 roku, wielki triumf tiki-taki
  • sporo niepowodzeń i przeciętnych lat na arenie klubowej, tylko jedno mistrzostwo Hiszpanii

OCZAMI INNYCH

Luis to fundamentalna postać zarówno w mojej karierze, jak i w całej historii La Roja. Bez niego to wszystko nie byłoby możliwe. To dzięki niemu wszystko się zaczęło. Połączył nas, tych najmniejszych: Iniestę, Cazorlę, Cesca, Silvę, Villę… Z Luisem dokonaliśmy rewolucji

Xavi

44. BOBBY ROBSON

  • data urodzenia: 18 lutego 1933 roku
  • data śmierci: 31 lipca 2009 roku
  • kraj: Anglia
  • lata kariery trenerskiej: 1967 – 2004
  • najważniejsze drużyny: Ipswich Town, Anglia, PSV Eindhoven, Sporting CP, FC Porto, FC Barcelona, Newcastle United
  • największe sukcesy: 4. miejsce na mistrzostwach świata (1986), Puchar Zdobywców Pucharów (1996/97), Puchar UEFA (1980/81), mistrzostwo Holandii (1991-91), mistrzostwo Portugalii (1995-96), Puchar Anglii (1977/78), Puchar Portugalii (1993/94), Puchar Hiszpanii (1996/97)
  • złota myśl:

Pierwsze 90 minut meczu zawsze jest najważniejsze

PODSUMOWANIE KARIERY

W 1999 roku Newcastle United uplasowało się na rozczarowującym, trzynastym miejscu w tabeli Premier League. Mimo wielkich ambicji, nie najgorszych możliwości finansowych i Alana Shearera na szpicy. Początek kolejnych rozgrywek wypadł jeszcze gorzej. „Sroki” po sześciu kolejkach miały na koncie pięć porażek i było jasne, że potrzebują natychmiastowego ratunku, jeśli nie chcą zlecieć z ligi. I wtedy do akcji wkroczył sir Bobby Robson. W pierwszym domowym meczu za jego kadencji Newcastle pokonało Sheffield Wednesday 8:0. Natychmiast stało się oczywiste, że z takim fachowcem u steru klub nie zatonie.

Robson potrzebował dwóch lat, by „Sroki” wróciły do ligowego TOP4 i ponownie zagrały w Champions League. Trzech, by skończyły sezon na podium. Anglik już taki był – jeśli zagwarantowano mu czas i zaufanie, na ogół odpłacał się znakomitymi rezultatami.

Swoją legendę zaczął budować jeszcze w latach 60. na ławce trenerskiej Ipswich Town, gdzie pracował prawie piętnaście lat. „Traktorzyści” pod jego czujnym okiem rozwijali się kroczek po kroczku. Z ligowego średniaka przepoczwarzyli się w ekipę z pucharowymi aspiracjami. A następnie stali się kandydatami do mistrzostwa Anglii, wywalczyli krajowy puchar oraz Puchar UEFA (demolując po drodze Widzew Łódź). – To, że nie wygraliśmy ligi pozostaje największym rozczarowaniem mojej kariery, przynajmniej jeżeli chodzi o jej klubową część – wyznał Robson w swojej autobiografii. – W 1981 roku dziennikarze z całej Europy wybrali nas najlepszym zespołem kontynentu. Kiedy mój czas na Portman Road dobiegał końca, jeden z dyrektorów uścisnął mi dłoń i powiedział: „Wiem, że robisz to, co musisz. Ale jest mi przykro, że odchodzisz. Chcę ci podziękować za dekadę futbolu, jakiego już w Ipswich nigdy nie zobaczymy”.

PAMIĘTNY MECZ

Robson w Ipswich to nie tylko nowatorskie metody treningowe, nie tylko wielka charyzma, ale, być może nawet przede wszystkim, dobry duch klubu. Anglik był przyjacielem wszystkich. Kibice nie obrazili się na niego nawet wtedy, gdy trener, chyba obrażony zbyt cichym dopingiem, nazwał ich „bandą zombie”. Na następny mecz przyszli z transparentami „Armia Zombie Robsona”. I dopingowali o wiele bardziej żywiołowo. Zresztą angielskiego szkoleniowca po prostu nie dało się nie lubić. Jasne, nie ma w futbolu takiej posady jak „porządny facet”, lecz sir Bobby był naprawdę równym gościem. Emanowała od niego klasa.

Brakuje mu wszakże paru skalpów w dorobku.

Dowodzona przezeń reprezentacja Anglii zaprezentowała się niezłej/dobrej strony na mundialach w 1986 i 1990 roku, ale najpierw „Synów Albionu” wystrychnął na dudka Diego Maradona, a potem w serii rzutów karnych lepsi okazali się Niemcy. Z kolei podczas pracy na Camp Nou angielski szkoleniowiec był świadkiem eksplozji talentu Ronaldo i otarł się o potrójną koronę, lecz koniec końców nie udało mu się zgarnąć najważniejszego klejnotu koronnego – zwycięstwa w lidze. No i działacze wypchnęli go ze stołka, by zrobiło się tam miejsce dla będącego na fali wznoszącej Louisa van Gaala. Nie został zatem Robson ani mistrzem świata czy Europy, ani mistrzem Anglii, ani mistrzem Hiszpanii. Na pocieszenie pozostają mu jednak tytuły zdobyte w Holandii oraz Portugalii. Zawsze coś.

PLUS I MINUS

  • doskonałe relacje z zawodnikami, solidna praca wykonana w wielu ligach i w reprezentacji
  • często ładna gra jest podopiecznych nie przekładała się na trofea

OCZAMI INNYCH

Miał niesamowitą pasję, zarówno w życiu codziennym jak i w futbolu. To jedna z tych osób, która nigdy nie umiera i żyje wiecznie

Jose Mourinho

43. DIEGO SIMEONE

  • data urodzenia: 28 kwietnia 1970 roku
  • kraj: Argentyna
  • lata kariery trenerskiej: 2006 – trwa
  • najważniejsze drużyny: Racing Club, Estudiantes La Plata, CA San Lorenzo, Catania, Atletico Madryt
  • największe sukcesy: dwa finały Ligi Mistrzów (2013/14, 2015/16), dwie Ligi Europy (2011/12, 2017/18), dwa mistrzostwa Hiszpanii (2014, 2021), Torneo Apertura (2006), Toreno Clausura (2008), Puchar Hiszpanii (2012/13), dwa Superpuchary Europy (2012, 2018)
  • złota myśl:

Nienawidzę piłkarzy apatycznych. Gardzę strachem przed podejmowaniem kluczowych decyzji

PODSUMOWANIE KARIERY

Jak uczynić sztukę z bronienia – wyjaśnia Diego Simeone

Ostatnio Diego Simeone nie ma najlepsze prasy. Można nawet odnieść wrażenie, że im większy wachlarz taktycznych możliwości oferuje szkoleniowcowi Atletico Madryt dostępna kadra, tym bardziej ubogi jest styl prezentowany przez drużynę. Ale nie należy zapominać, czego Cholo po czerwono-białej stronie stolicy Hiszpanii dokonał wcześniej. W jakim punkcie znajdowali się Los Colchoneros, gdy argentyński szkoleniowiec podejmował tam pracę.

I dokąd ich zaprowadził.

Dwa finały Ligi Mistrzów, oba minimalnie przegrane w niezwykle dramatycznych okolicznościach. Do tego kilka innych, również godnych uznania przygód w tych rozgrywkach, a także triumfy odniesione piętro niżej, w Lidze Europy. Mistrzostwo Hiszpanii z 2014 roku wydarte Barcelonie i Realowi Madryt, mimo że powszechnie przyjmowano, iż dominacja tych ekip nie zostanie zachwiana jeszcze przez długie lata. I to wszystko osiągnięte z zespołem opartym o zawodników niedocenianych, często wręcz niechcianych. Wyrzutków, w towarzystwie których Simeone poczuł się jak ryba w wodzie. Z łatwością wcielił się w rolę groźnego herszta całej tej zgrai. Niczym lider podwórkowej drużyny z najbiedniejszej dzielnicy w mieście, która toczy boje z bananowymi dzieciakami z dobrych domów.

Jego Atletico nie grało nigdy pięknej piłki. Madrytczycy – jak często podkreślał sam Cholo – cierpieli na boisku. Cierpieli z lubością. Bronili, zapieprzali, gryźli oponentów. Żeby w najmniej spodziewanym momencie władować im bramkę po stałym fragmencie gry i po raz kolejny zwyciężyć. – Jeśli chcesz wymienić się ze mną na koszulkę Atletico, musisz mi dać dwie, ponieważ moja jest warta więcej – rzucił kiedyś Argentyńczyk. Ulepił zespół na swój obraz i podobieństwo. – W tym klubie wysiłek nie podlega negocjacjom. Nie chodzi tylko o dobrą grę. Chodzi o to, by ją czuć. A żeby ją czuć, musisz mieć w sobie coś z amatora. Pasję.

PAMIĘTNY MECZ

***

– Szatnia potrzebuje tego, aby trener zachowywał równowagę – dowodził Simeone w książce „Mecz po meczu”. – Trener nie może wpaść ekstazę, kiedy drużyna wygrywa, i pogrążać się w rozpaczy, kiedy przegrywa. Drużyna musi widzieć rozsądnego trenera, który będzie potrafił właściwie reagować w różnych sytuacjach. Dzięki równowadze utrzymuje się pewien określony kierunek. Drużyna musi pojąć, że ani nie jest najlepsza, kiedy wygrywa dziesięć meczów z rzędu, ani najgorsza, kiedy przez kilka tygodni nie zdobywa punktów. (…) Grupa musi widzieć, że trener nie jest zakłamany. Piłkarz jest wdzięczny za to, że zwracasz się do niego szczerze, bez dwulicowości, ponieważ w ten sposób jest bardziej świadomy tego, co mu przekazujesz. W życiu i oczywiście w futbolu nie można pozwolić na to, żeby czas rozwiązywał problemy. Problemom trzeba stawiać czoło od razu, kiedy się pojawiają.

Kierujący się takimi zasadami Cholo nigdy nie pozwolił, by Atletico poczuło się zbyt mocne. Nawet po drugim awansie do finału Champions League starał się wciąż pozycjonować swój zespół jako ambitnego underdoga, a nie potentata pełną gębą. Choć trudno obronić taką retorykę, kiedy mówimy o klubie, który pozwolił sobie na zapłacenie 125 milionów euro za Joao Felixa. No ale nie można też zapominać, że sezon 2020/21 zakończył się ligowym triumfem Atletico. Nie jest zatem tak, że po dekadzie pracy Simeone do reszty się już wypalił. Choć może faktycznie jego karierze przydałby się jakiś nowy impuls.

Tak czy siak, z całą pewnością Cholo zasłużył, by przed Wanda Metropolitano stanął kiedyś jego pomnik.

PLUS I MINUS

  • tworzenie potężnej drużyny w oparciu o niepozornych zawodników, smykałka do grania na nosie faworytom
  • trudności z długofalowym przesunięciem akcentów w stronę ofensywnego stylu gry

OCZAMI INNYCH

Simeone lepiej się odnajduje, gdy przychodzi mu gospodarować niedostatkiem niż bogactwem. Jest lepszy jako ofiara niż kat, wyżej ceni żołnierzy od artystów

Jorge Valdano

42. ROBERTO MANCINI

  • data urodzenia: 27 listopada 1964 roku
  • kraj: Włochy
  • lata kariery trenerskiej: 2001 – trwa
  • najważniejsze drużyny: ACF Fiorentina, SS Lazio, Inter Mediolan, Manchester City, Galatasaray SK, Zenit Petersburg, reprezentacja Włoch
  • największe sukcesy: mistrzostwo Europy (2020), trzy mistrzostwa Włoch (2006-08), mistrzostwo Anglii (2012), cztery Puchary Włoch (2000/01, 2003/04, 2004/05, 2005/06), Puchar Anglii (2010/11), Puchar Turcji (2013/14)
  • złota myśl:

Lubię zwycięstwa i lubię widowisko. Wzbudzanie emocji wśród kibiców. Uwielbiam atakować, zachwycać, zaskakiwać. Kontrolować piłkę i – dzięki temu – również cały mecz. Taki byłem jako piłkarz, taki jestem jako trener

PODSUMOWANIE KARIERY

Wzloty i upadki Roberto Manciniego

Trenerską przygodę Mancini zaczął tuż po zakończeniu piłkarskiej, za specjalną zgodą włoskiej federacji, bo nie miał jeszcze wszystkich wymaganych certyfikatów. Nie było to zaskoczeniem. Włoch już w Lazio, gdzie kończył karierę zawodnika i zdobył drugie mistrzostwo kraju, uchodził tak naprawdę za grającego asystenta trenera. Sven-Goran Eriksson, wielki miłośnik talentu Manciniego, przepędził nawet z klubu jego żywą legendę, Giuseppe Signoriego, byle tylko znalazło się miejsce dla jego ulubieńca. Mancini często przeprowadzał przedmeczowe rozmowy motywacyjne z drużyną, w przerwie podrywał zespół do walki.

Rządził szatnią.

I wydawało się, że szkoleniowcem będzie równie doskonałym, jak wcześniej zawodnikiem. Zaczął od triumfów w Pucharze Włoch (najpierw z Lazio, potem Fiorentiną). Potem dołożył do kolekcji masę sukcesów w Interze, aż wreszcie w niewiarygodnych okolicznościach wywalczył mistrzostwo Anglii z Manchesterem City. Jednak wokół jego trenerskiego warsztatu wciąż krążyły znaki zapytania. Mówiono, że Włoch świetnie się sprawdza jeśli chodzi o zarządzanie szatnią, budowanie odpowiedniego klimatu w zespole, ale gdy trzeba się wykazać taktycznie, bywa wręcz bezradny. – To go różni od Mourinho – przyznał Javier Zanetti. – Obaj mają mocne charaktery, ale na futbol patrzą zupełnie inaczej. Dla „Mou” kontrola gry i defensywa to kwestie fundamentalne. Jego taktyka jest w całości dostosowana do konkretnego przeciwnika. Mancini w ten sposób nie rozpatruje taktycznych zagadnień. On chce narzucać swoje warunki.

Tego rodzaju opinie znajdowały odzwierciedlenie w faktach. Ani Inter, ani Manchester pod wodzą Manciniego nie zaistniał na poziomie Champions League. W 2013 roku włoski trener trafił do Turcji, potem pracował też w Rosji. Wyglądało to na zjazd. A wtedy Mancini został selekcjonerem reprezentacji Włoch.

PAMIĘTNY MECZ

Przejmował Italię całkowicie rozbitą po klęsce w eliminacjach do mistrzostw świata. Stojącą u progu wymiany pokoleniowej, pozbawioną tożsamości. Niepewną jutra. W pierwszej kolejności miał po prostu przywrócić drużynie elemntarną godność. Znaleźć na nią sensowny pomysł, wykreować nowych liderów. Zaufać również chłopakom spoza największych włoskich klubów, pozwolić im na zaistnienie w narodowych barwach. No i Mancini w wielkim stylu wypełnił postawione przed nim zadania. Tak się w tym zresztą rozpędził, że aż wygrał mistrzostwo Europy. A ta sztuka nie udała się Włochom od 1968 roku.

Okej, w fazie pucharowej widać było wspomniane słabości Manciniego. Im dalej w las, tym postawa Włochów była mniej zachwycająca. Zwłaszcza w starciu z Hiszpanią ekipa z Półwyspu Apenińskiego sprawiała wrażenie taktycznie rozpracowanej. Jednak happy-end zatarł wszelkie słabości Squadra Azzurra. I rzucił zupełnie nowe światło na całość trenerskiej kariery Manciniego. Któremu daleko do ideału, który bywa człowiekiem konfliktowym, który miewał bolesne upadki.

Ale jest, jak to mawiają Włosi, wielkim mistrzem. Zasłużył na to miano.

PLUS I MINUS

  • wyciągnięcie reprezentacji Włoch z kryzysu i zaprowadzenie jej na europejski szczyt w imponującym tempie
  • rozczarowania na arenie międzynarodowej w Interze oraz Manchesterze City

OCZAMI INNYCH

Mancini przez pół roku wbijał nam do głowy, że zostaniemy mistrzami Europy. Początkowo myśleliśmy, że oszalał. I co? Okazało się, że miał rację

Giorgio Chiellini

41. MARIO ZAGALLO

  • data urodzenia: 9 kwietnia 1931 roku
  • kraj: Brazylia
  • lata kariery trenerskiej: 1966 – 2001
  • najważniejsze drużyny: Botafogo, reprezentacja Brazylii, Fluminense, Flamengo, reprezentacja Kuwejtu, Vasco da Gama, reprezentacja Arabii Saudyjskiej, reprezentacja Zjednoczonych Emiratów Arabskich
  • największe sukcesy: mistrzostwo świata (1970), finał mistrzostw świata (1998), 4. miejsce na mistrzostwach świata (1974), Copa America (1997), finał Copa America (1995), finał Pucharu Azji (1976), finał Gold Cup (1996), mistrzostwo Brazylii (1968), cztery mistrzostwa stanowe (1967-68, 1972, 2001), mistrzostwo Arabii Saudyjskiej (1979)
  • złota myśl:

Zawsze myślę o przyszłości

PODSUMOWANIE KARIERY

Kiedy Brazylia w 1950 roku przegrywała u siebie finał mistrzostw świata, Mario Zagallo tam był. Pracował w stadionowej obstawie. Kiedy Canarinhos triumfowali na mundialach w 1958 i 1962 roku, Mario Zagallo tam był. Śmigał na lewym skrzydełku. Kiedy drużyna ponownie zdobyła Puchar Świata, tym razem w 1970 roku, Mario Zagallo też tam był. Dowodził zespołem z ławki trenerskiej. I wierzcie lub nie, ale to nie koniec tej wyliczanki. W 1994 roku Zagallo był członkiem sztabu szkoleniowego drużyny narodowej, która znów wywalczyła tytuł najlepszej na świecie. Mało tego! Jako trener zajął też z brazylijską kadrą czwarte miejsce na mistrzostwach świata w Niemczech (1974) i drugą pozycję na turnieju we (Francji). Facet widział wszystko.

Swój największy sukces – mundialowy triumf w 1970  roku – Zagallo odniósł w bardzo młodym wieku. Kadrę przejął niemal w ostatniej chwili, lecz gładko podołał stawianym przed nim zadaniom. Canarinhos sięgnęli po złote medale w naprawdę spektakularnym stylu.

PAMIĘTNY MECZ

Gorzej było na turnieju w 1974 roku. Zagallo został wtedy ostro skrytykowany za występ kadry i rozczarowujące czwarte miejsce. Podważano jego trenerską klasę. Ale w latach 90. szkoleniowiec udowodnił, że nie wypada go lekceważyć. Nie tylko sięgnął z Brazylią po Copa America, ale po raz kolejny awansował z nią do finału mistrzostw świata. I kto wie, jak potoczyłoby się starcie z Francją, gdyby nie tajemnicza choroba Ronaldo

PLUS I MINUS

  • wygrał wszystko z reprezentacją Brazylii
  • trochę za dużo egzotycznych epizodów w trakcie kariery

OCZAMI INNYCH

Połowa moich osiągnięć w reprezentacji Brazylii to zasługa Zagallo

Pele

40. JOSE VILLALONGA

  • data urodzenia: 12 grudnia 1919 roku
  • data śmierci: 7 kwietnia 1973 roku
  • kraj: Hiszpania
  • lata kariery trenerskiej: 1954 – 1966
  • najważniejsze drużyny: Real Madryt, Atletico Madryt, reprezentacja Hiszpanii
  • największe sukcesy: mistrzostwo Europy (1964), dwa Puchary Europy (1955/56, 1956/57), Puchar Zdobywców Pucharów (1961/62), dwa mistrzostwa Hiszpanii (1955, 1957), dwa Puchary Hiszpanii (1959/60, 1960/61), dwa razy Copa Latina (1955, 1957)
  • złota myśl:

To, czego dokonali moi chłopcy, może stanowić punkt odniesienia na następne 44 lata

PODSUMOWANIE KARIERY

Jose Villalonga nie zapisał się na kartach historii futbolu jako wielki taktyczny myśliciel, autor przełomowych decyzji w zakresie przygotowania drużyny czy też jako wybitny i charyzmatyczny motywator. O jego metodach w gruncie rzeczy wiadomo niewiele. Jedno jest wszakże pewne – Villalonga był czempionem co się zowie. Miał zaledwie 35 lat, kiedy legendarny prezes Santiago Bernabeu mianował go trenerem Realu Madryt. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. „Królewscy” sezon 1954/55 zakończyli bowiem z mistrzowskim tytułem na koncie, dorzucając też do tego triumf w Copa Latina. A potem było jeszcze lepiej. Podopieczni Villalongi zwyciężyli w dwóch początkowych edycjach Pucharu Europy – najpierw pokonali w finale Stade Reims, a potem Fiorentinę.

PAMIĘTNY MECZ

Villalonga odszedł jednak z Realu już w 1957 roku – podobno dlatego, że Bernabeu otwarcie podważył jego kompetencje, na oczach drużyny polecając Alfredo Di Stefano zlekceważenie poleceń szkoleniowca. Z nowym trenerem madrycka ekipa utrzymała się na europejskim topie, więc ktoś mógłby zasugerować, że być może Villalonga znalazł się po prostu w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu i tak naprawdę żaden z niego fachowiec. Ale Hiszpan dobitnie udowodnił swoją klasę, gdy objął rywali Realu zza miedzy – madryckie Atletico. Dwa razy z rzędu zwyciężył z ekipą Los Colchoneros w Pucharze Generała. I tak się złożyło, że w obu finałach Atletico okazało się lepsze od Realu. W 1962 roku zawodnicy Villalongi wygrali też drugą edycję Pucharu Zdobywców Pucharów.

Mało? Po kadencji w Atleti wciąż młodemu, ale już szalenie utytułowanemu szkoleniowcowi powierzono reprezentację Hiszpanii. I znowu ze znakomitym efektem. Ekipa z Półwyspu Iberyjskiego wygrała bowiem mistrzostwa Europy w 1964 roku, w finale pokonując reprezentację Związku Radzieckiego.

– Wychowałem się na opowieściach o wicemistrzach olimpijskich z 1920 roku – komentował Villalonga, nawiązując do legendarnej ekipy, która na igrzyskach w Antwerpii zapracowała na przydomek La Furia Roja. – Cieszę się, że dzisiaj wszyscy porównują nas do tamtej drużyny. Wygraliśmy w hiszpańskim stylu, pokazując wielką odwagę i waleczność. To, czego dokonali moi chłopcy, może stanowić punkt odniesienia na następne 44 lata.

Prorok czy co?

PLUS I MINUS

  • specjalista w zakresie pucharowych sukcesów
  • krótka, trwająca zaledwie dwanaście lat kariera

OCZAMI INNYCH

W 1964 roku Villalonga stworzył drużynę, która idealnie wpisywała się w stereotyp hiszpańskiej furii

MARCA

39. OSVALDO ZUBELDIA

  • data urodzenia: 24 czerwca 1927 roku
  • data śmierci: 17 stycznia 1982 roku
  • kraj: Argentyna
  • lata kariery trenerskiej: 1961 – 1982
  • najważniejsze drużyny: CA Atlanta, reprezentacja Argentyny, Estudiantes La Plata, CA San Lorenzo, Atletico Nacional
  • największe sukcesy: trzy razy Copa Libertadores (1968-70), Toreno Metropolitano (1967), Torneo Nacional (1974), mistrzostwo Kolumbii (1976, 1981), Puchar Interkontynentalny (1968)
  • złota myśl:

Widzicie tych ludzi, którzy musieli tak wcześnie wstać do pracy i czekają stłoczeni na pociąg? Przypomnijcie sobie ten widok, kiedy nie będzie się wam chciało trenować. Jesteście wielkimi szczęściarzami, bo robicie w życiu to, co kochacie

PODSUMOWANIE KARIERY

Osvaldo Zubeldia już jako zawodnik zdradzał potencjał na doskonałego szkoleniowca. Miał swoje przemyślenia, był przenikliwym obserwatorem i często odnosił wrażenie, że jego trenerzy zbyt małą wagę przywiązują do rozpracowywania oponentów. Co tu dużo mówić – czuł, że sam poprowadziłby zespół skuteczniej. Stąd nie może dziwić, że po udanym debiucie trenerskim w CA Atlanta otrzymał – jeszcze przed czterdziestką – nominację na selekcjonera drużyny narodowej. Ale w tej roli kompletnie się nie sprawdził. Brakowało mu codziennego kontaktu z drużyną, przez co nie potrafił wpoić piłkarzom swojego spojrzenia na futbol. Działacze też mu specjalnie nie pomagali. W argentyńskiej kadrze panowała bowiem wszechobecna prowizorka, podczas gdy Zubeldia był szalonym perfekcjonistą. Już w wieku 38 lat wydał podręcznik, w którym opisywał swoje taktyczne pryncypia i przedstawiał poglądy na temat budowy sprawnie działającego zespołu.

Niepowodzenie na ławce trenerskiej Albicelestes zmusiło jednak Argentyńczyka do powściągnięcia rozbuchanych ambicji. Przejął ekipę Estudiantes La Plata, nieszczególnie cenioną w połowie lat 60. Postawiono przed nim proste zadanie – utrzymać się w lidze. Zubeldia chętnie zgodził się na pracę w klubie pozbawionym mistrzowskich ambicji. Wiedział, że w takim środowisku będzie mu łatwiej realizować wszystkie pomysły, które wcześniej przedstawiał w teorii.

Zgarnij CASHBACK do 500 PLN bez obrotu w Fuksiarz.pl!

No i maszyna ruszyła. Osvaldo zaczął od zorganizowania pierwszego w historii klubu zgrupowania przedsezonowego, w trakcie którego zespół ostro pracował nad kondycją, ale i spędzał długie godziny na taktycznych odprawach. Z drużyny wyleciała znakomita większość weteranów. Szkoleniowiec postanowił oprzeć grę na młodych piłkarzach. Takich, których wciąż mógł ukształtować na własną modłę. Efekty były piorunujące. W 1967 roku Estudiantes zgarnęli mistrzowski tytuł jako pierwszy klub spoza stołecznej „wielkiej piątki”. To był jednak tylko przedsmak nadchodzących triumfów. W latach 1968-70 zespół trzy razy z rzędu zwyciężył w Copa Libertadores, a raz udało się nawet podopiecznym Zubeldii zdobyć Puchar Interkontynentalny kosztem Manchesteru United.

PAMIĘTNY MECZ

Anglicy byli w ciężkim szoku.

Na rywali z Ameryki Południowej spoglądali raczej stereotypowo, oczekując starcia z zespołem pełnym zwinnych dryblerów, ale jednocześnie pozbawionym taktycznej ogłady. Właściwej Europejczykom. Tymczasem Estudiantes okazali się zupełnym zaprzeczeniem wyświechtanych poglądów o Latynosach. Byli nieprawdopodobnie wybiegani, perfekcyjnie zorganizowani w tyłach i przy okazji niezwykle ostrzy, wręcz brutalni. Nie bez kozery nazywano ich „Młodocianymi Zabójcami”. Rozgniewany Matt Busby stwierdził, że utrzymywanie się przy piłce w starciu z Estudiantes stanowiło dla jego podopiecznych zagrożenie życia, a Alf Ramsey posunął się jeszcze dalej i przeciwników Manchesteru określił „zwierzętami”. „Zorro”, jak nazywano Zubeldię, to ojciec chrzestny anty-futbolu.

Trzeba zresztą zaznaczyć, że Argentyńczyk wpłynął nie tylko na rodzimą scenę piłkarską. W latach 70. przeniósł się do kolumbijskiego Atletico Nacional i szybko uczynił z ekipy z Medellin mistrzów kraju. Stał się tam wzorem dla wielu kolumbijskich trenerów. I już w 1989 roku jeden z jego studentów, Francisco Maturana, powiódł Atletico do zwycięstwa w Copa Libertadores. Zubeldia był też mentorem słynnego Carlosa Bilardo, który prowadził Argentynę podczas zwycięskich mistrzostw świata w 1986 roku. Bilardo zadedykował ten sukces swemu nauczycielowi. – W tej chwili nie myślę o rodzinie. Myślę o Zubeldii – przyznał selekcjoner tuż po wymarzonym triumfie w finale. – Jestem przekonany, że on cały czas mi towarzyszy, nawet po śmierci. Tak… Jestem pewien, że gdzieś tutaj jest.

Ano właśnie. Zubeldia sukcesu swojego najwybitniejszego wychowanka nie doczekał. W 1982 roku umarł na zawał podczas wyścigów konnych. W muzeum Manchesteru United do dziś znajduje się tablica pozostawiona na Old Trafford przez ekipę Estudiantes. – Droga do chwały nie prowadzi ścieżką usłaną różami – napisał „Zorro”. To hasło spokojnie mógłby swym graczom przedstawić nie tylko Bilardo w 1986, ale i Diego Simeone w 2021 roku.

PLUS I MINUS

  • otwartość na taktyczne nowinki, analityczne podejście do futbolu i niezwykła biegłość w rozpracowywaniu rywali
  • jego podopieczni grali niekiedy bardzo brutalnie, szli po trupach do celu

OCZAMI INNYCH

Mówiono, że robimy w Estudiantes laboratorium zamiast klubu piłkarskiego. Początkowo chcieliśmy zabić Osvaldo za jego metody. Ale okazały się skuteczne i wtedy pojęliśmy, że to wszystko miało głęboki sens. Nauczył nas pełnej koncentracji na futbolu

Carlos Bilardo

38. VITTORIO POZZO

  • data urodzenia: 2 marca 1886 roku
  • data śmierci: 21 grudnia 1968 roku
  • kraj: Włochy
  • lata kariery trenerskiej: 1912 – 1948
  • najważniejsze drużyny: reprezentacja Włoch, Torino, AC Milan
  • największe sukcesy: dwa mistrzostwa świata (1934, 1938), złoty medal Igrzysk Olimpijskich (1936), dwa Puchary Europy Środkowej (1930, 1935)
  • złota myśl:

Polityka nie dotyczy moich zawodników

PODSUMOWANIE KARIERY

W latach 20. poprzedniego stulecia najpopularniejszą formacją piłkarską wciąż była tak zwana „piramida”, czyli ustawienie 2-3-5 opracowane jeszcze w XIX wieku. Jednak paru trenerów zaczęło już wówczas dostrzegać oczywiste mankamenty taktyki zakładającej grę z zaledwie dwójką nominalnych obrońców.

Jednym z nich był Herbert Chapman, pomysłodawca systemu WM. Drugim Hugo Meisl, architekt słynnego austriackiego Wunderteamu. Trzecim zaś Vittorio Pozzo, któremu większość badaczy przyznaje palmę pierwszeństwa w zastosowaniu systemu zwanego „metodo”. Czyli taktyki opierającej się na grze dwójką środkowych i bocznych defensorów (ci drudzy de facto pełnili rolę defensywnych pomocników), trójką pomocników (jeden środkowy i dwaj ofensywni, będący w istocie podwieszonymi napastnikami) i trójką napastników (jeden centralny, dwaj boczni). Koncepcje Chapmana i Meisla/Pozzo mocno się od siebie różniły – Anglik preferował dynamiczną grę i bezpośrednie podania. Meisl oraz Pozzo stawiali na kontrolę i wymiany piłki po ziemi.

Dla reprezentacji Włoch system opracowany przez Pozzo okazał się strzałem w dziesiątkę. Dość powiedzieć, że Italia w latach 1934 i 1938 dwukrotnie zdobyła mistrzostwo świata, po drodze dorzucając też do tego olimpijskie złoto. Nie było mocnych na Włochów.

PAMIĘTNY MECZ

Do dziś Pozzo pozostaje jedynym trenerem, który dwukrotnie zatriumfował na mundialu.

Nie obyło się jednakże bez kontrowersji. Ogromnych. Selekcjoner ochoczo korzystał bowiem z usług piłkarzy o włoskich korzeniach, którzy już wcześniej reprezentowali barwy innego kraju. Nie wszystkim się to podobało – można powiedzieć, że na Półwyspie Apenińskim już sto lat temu dyskutowano kwestię „farbowanych lisów”. Zarzucano mu też bliskie związki z partią faszystowską, wypominano przeprowadzanie przedmeczowych odpraw w duchu opętańczo nacjonalistycznym i twierdzono, że nie byłoby sukcesu Squadra Azzurra na mistrzostwach w 1934 roku (zorganizowanych właśnie we Włoszech) gdyby nie protekcja Benito Mussoliniego oraz jego siepaczy, którzy wywierali nieustanną presję na sędziach oraz przeciwnikach reprezentacji Italii.

Ile w tym wszystkim prawdy? Trudno dziś stwierdzić. Część historyków przedstawia zupełnie odmienny pogląd na życiorys Pozzo i przypisuje mu nawet pewne zasługi dla ruchu anty-faszystowskiego. Jedno jest pewne – był doskonałym strategiem. Nie przywiązywał się do nazwisk. Jeśli uznał, że dobro zespołu tego wymaga, potrafił odpalić z kadry nawet wielkich gwiazdorów, dlatego nazywano go „Skalpelem”. Ale lepiej pasuje do niego inny przydomek: „Stary Mistrz”.

PLUS I MINUS

  • rozpropagowanie nowego systemu taktycznego
  • kontrowersje natury politycznej

OKIEM INNYCH

Pozzo był monarchistą, nie faszystą. Sukcesów nie zawdzięczał reżimowi, lecz doskonałym pomysłom taktycznym i ciężkiej pracy

Gianni Brera

37. JOACHIM LÖW

  • data urodzenia: 3 lutego 1960 roku
  • kraj: Niemcy
  • lata kariery trenerskiej: 1992 – trwa (?)
  • najważniejsze drużyny: VfB Stuttgart, Fenerbahce SK, Karlsruher SC, Tirol Innsbruck, Austria Wiedeń, reprezentacja Niemiec
  • największe sukcesy: mistrzostwo świata (2014), 3. miejsce na mistrzostwach świata (2010), wicemistrzostwo Europy (2008), finał Pucharu Zdobywców Pucharów (1997/98), mistrzostwo Austrii (2002), Puchar Niemiec (1996/97)
  • złota myśl:

W trudnych chwilach wolę polegać na duchu drużyny, a nie na indywidualnościach

PODSUMOWANIE KARIERY

Mistrzostwo świata w Brazylii. Trzecie miejsce na mundialu w Republice Południowej Afryki. Wicemistrzostwo Europy w 2008 roku, półfinał Euro cztery i osiem lat później. A spokojnie można jeszcze doliczyć mu do listy osiągnięć brązowy medal mistrzostw świata z 2006 roku, choć wtedy był jeszcze tylko asystentem Juergena Klinsmanna. Co tu dużo mówić, Joachim Loew przez bitą dekadę gwarantował reprezentacji Niemiec mniejsze bądź większe sukcesy na imprezach rangi mistrzowskiej. Die Mannschaft pod jego wodzą nie schodziła z bardzo wysokiego poziomu, na ogół zachwycając też efektownym stylem gry. A przecież kiedy Loew dołączał do sztabu drużyny narodowej w 2004 roku, niemieccy kibice liczyli tylko na uniknięcie blamażu podczas organizowanego u siebie mundialu.

„Jogi” najpierw przywrócił kadrze naszych zachodnich sąsiadów godność i nadał jej wcześniej nieznaną, ofensywną i atrakcyjną tożsamość, by wreszcie na powrót uczynić z niej turniejowy postrach. Kulminacyjnym momentem tego procesu było naturalnie rozwalcowanie Brazylijczyków 7:1 na ich terenie.

PAMIĘTNY MECZ

Na początku XXI wieku Niemcy po serii wpadek dokonali resetu w swoich metodach szkoleniowych. Diametralnie odmienili spojrzenie na futbol. Loew jako selekcjoner drużyny narodowej stał się zatem niejako ambasadorem tych przemian. Sukcesy jego drużyny zaświadczyły, że Niemców ponownie należy stawiać za wzór. Biorąc to wszystko pod uwagę można nawet przymknąć oko na kompletnie nieudane mistrzostwa świata w Rosji i kiepskie Euro 2020.

– Naszym największym osiągnięciem było zaimplementowanie w reprezentacji Niemiec filozofii opartej na dominowaniu nad rywalami. To rozwój drużyny pod tym kątem, a nie medale, dostarczał mi najwięcej satysfakcji – przyznał Loew. – Na koniec dnia nie liczą się dla mnie indywidualności, tylko poziom całego zespołu. Jeśli dany zawodnik na sześć próbo odbioru piłki powoduje trzy faule, to nie interesuje mnie jego przynależność klubowa. Ja go u siebie nie potrzebuję. Tylko piłkarze, którzy chcą się uczyć i eliminować mankamenty w swojej grze staną się naprawdę wybitni. Na tym założeniu opierałem sposób komunikacji z drużyną. Ważna była transparentność, szczerość i wzajemny szacunek, nawet kiedy musiałem kogoś skrytykować. Mądrzy piłkarze cenią takie relacje.

PLUS I MINUS

  • przywrócenie reprezentacji Niemiec na światowy top w nowym, atrakcyjnym i ofensywnym wydaniu
  • dłubanie w nosie podczas meczów przeciętna kariera klubowa

OCZAMI INNYCH

Co jest w nim wyjątkowe? Zachowuje się jak normalny facet, a jest absolutnie wyjątkowym człowiekiem

Juergen Klinsmann

36. ALBERT BATTEUX

  • data urodzenia: 2 lipca 1919 roku
  • data śmierci: 28 lutego 2003 roku
  • kraj: Francja
  • lata kariery trenerskiej: 1950 – 1981
  • najważniejsze drużyny: Stade de Reims, reprezentacja Francji, Grenoble Foot, AS Saint-Etienne, Avignon Foot, Olympique Marsylia
  • największe sukcesy: 3. miejsce na mistrzostwach świata (1958), dwa finały Pucharu Europy (1955/56, 1958/59), osiem mistrzostw Francji (1953, 1955, 1958, 1960, 1962, 1968-70), trzy Puchary Francji (1957/58, 1967/68, 1969/70), Copa Latina (1953)
  • złota myśl:

Liczy się kolektywna gra

PODSUMOWANIE KARIERY

Albert Batteux zapisał naprawdę piękną kartę w barwach Stade de Reims jako zawodnik. Setki meczów, dziesiątki bramek, parę trofeów. Wielu spodziewało się zatem, że prędzej czy później charyzmatyczny pomocnik zamieni rolę dyrygenta drugiej linii na posadę trenera czerwono-białych. Jednak niewielu zdołało przewidzieć, że nastąpi to aż tak prędko. Batteux został szkoleniowcem Reims w 1950 roku. Miał zaledwie 31 lat, dopiero co odwiesił buty na kołku. W tamtych czasach szkoleniowców kojarzono tymczasem jako sędziwych panów. Elegancko ubranych, z zaokrąglonymi brzuszkami i ze szronem pokrywającym włosy. Tymczasem Batteux stanowił zaprzeczenie tego wizerunku. Był młody, energiczny, pełen pomysłów i zapału co pracy. Ciężkiej, cholernie ciężkiej pracy.

Sesje treningowe u Batteuxa piłkarze Reims zawsze wspominali ze zgrozą.

Humor poprawiało im wszakże wspomnienie sukcesów odniesionych pod wodzą surowego szkoleniowca. Czerwono-biali aż pięciokrotnie zdobyli mistrzostwo Francji. No i dwa razy udało im się dotrzeć do finału Pucharu Europy, choć tam lepszy w obu przypadkach okazał się Real Madryt. Batteux wokół gwiazd Reims – Raymonda Kopy, Justa Fontaine’a, Rogera Piantoniego czy Jeana Vincenta – skonstruował też reprezentację Francji, trzecią drużynę mistrzostw świata w 1958 roku. Spokojnie można go wytypować jako głównego architekta największych sukcesów francuskiej piłki w tamtej epoce. I pewnie pracowałby w Reims przez całą trenerską karierę, gdyby nie to, że klub popadł w olbrzymie problemy finansowe i musiał się pozbyć renomowanego trenera z listy płac.

PAMIĘTNY MECZ

Po odejściu z Reims Francuz zakotwiczył w Grenoble. Bez większych sukcesów szkoleniowych – ponoć spodobał mu się ten klub z uwagi na nad wyraz urokliwe, alpejskie położenie samego miasta. Co wcale nie oznacza, że Batteux definitywnie wypisał się z walki o trofea.

Na ławce trenerskie Saint-Etienne wywalczył trzy tytuły mistrza Francji i dwa krajowe puchary. A byłoby tych sukcesów jeszcze więcej, gdyby nie to, że w połowie sezonu 1970/71 obrońca Bernard Bosquier i bramkarz Georges Carnus – dwaj istotni zawodnicy wyjściowej jedenastki – dogadali się z przedstawicielami Olympique’u Marsylia i wyszło na jaw, iż po zakończeniu rozgrywek opuszczą Saint-Etienne. Gruchnął gigantyczny skandal, który wstrząsnął klubem. Z dzisiejszej perspektywy to właściwie nic niezwykłego, ale w tamtym czasie obu zawodników uznano po prostu za oszustów. Zdrajców. Jak gdyby tego było mało, niedługo po opublikowaniu przez prasę bulwersujących doniesień Carnus kompletnie zawalił mecz z Girondins Bordeaux, doprowadzając do porażki 2:3. Atmosfera w zespole kompletni siadła. ASSE przegrało mistrzowski wyścig – jak na ironię – z Marsylią, a Batteux już więcej trofeów w swojej karierze nie zdobył.

Pozostawił jednak po sobie godnego spadkobiercę. – Batteux o futbolu mówił jak nikt inny – przyznał Aime Jacquet, mistrz świata z 1998 roku. – Uwielbiał opowiadać o latach spędzonych w Reims, ale nie na zasadzie: „za moich czasów…”. Pilnie śledził taktyczne nowinki, stale rozwijał się jako trener.

Nazywano go piłkarskim intelektualistą. Analizował, kombinował, liczył. – U podstaw sukcesu leży siła mięśni. Ale najważniejsze w futbolu są inteligencja i finezja – powiedział na łamach „France Football„. Jego słowa potwierdził Raymond Kopa: – Po jednej z porażek Reims strasznie skrytykowała mnie prasa. Dziennikarze pisali, że za często drybluję. Trener skomentował to krótko: „skończ czytać gazety. A jak przestaniesz dryblować, wyrzucę cię z drużyny”. Dlatego ludzie uwielbiali oglądać jego drużyny. Nawet jeżeli wynik nie był pozytywny, na boisku wiele się działo. To był spektakl.

PLUS I MINUS

  • mnóstwo sukcesów odnoszonych w efektownym stylu, przełomowym dla francuskiego futbolu
  • wiele bolesnych porażek w kluczowych spotkaniach

OCZAMI INNYCH

Nasza pierwsza rozmowa trwała cztery godziny. Pompował we mnie wiedzę. Zrozumiałem, że muszę to wszystko pospisywać. Powstała z tego mała książeczka, w której wynotowałem każdy szczegół. Polecenia taktyczne, interwały treningowe. Sposoby motywacji, również słabszych zawodników. Batteux zresztą też tak robił. Przez całe życie sporządzał notatki na temat swoich zespołów. To kopalnia wiedzy o futbolu

Aime Jacquet

35. LUIZ FELIPE SCOLARI

  • data urodzenia: 9 listopada 1948 roku
  • kraj: Brazylia
  • lata kariery trenerskiej: 1982 – 2021 (?)
  • najważniejsze drużyny: CSA, EC Juventude, Al-Shabab, Gremio, reprezentacja Kuwejtu, Palmeiras, Cruzeiro, reprezentacja Brazylii, reprezentacja Portugalii, Chelsea FC, Guangzhou Evergrande, Bunyodkor Taszkent
  • największe sukcesy: mistrzostwo świata (2002), 4. miejsce na mistrzostwach świata (2014), wicemistrzostwo Europy (2004), dwa razy Copa Libertadores (1995, 1999), finał Copa Libertadores (2000), Azjatycka Liga Mistrzów (2015), dwa mistrzostwa Brazylii (1996, 2018), trzy mistrzostwa Chin (2015-17), mistrzostwo Uzbekistanu (2009), cztery Puchary Brazylii (1991, 1994, 1998, 2012), Puchar Chin (2016), Puchar Kuwejtu (1989)
  • złota myśl:

Wszystko, czego dokonałem jako trener, wynikało z doświadczeń zdobytych w zawodzie nauczyciela wuefu

PODSUMOWANIE KARIERY

Ach, Felipão.

Nigdy nie zdoła zmyć z siebie hańby, jaką była klęska 1:7 w starciu z Niemcami na ojczystej ziemi. Nigdy nie zdoła wymazać wspomnienia o porażce z Grecją w finale mistrzostw Europy, zresztą również przed własną publicznością. Klęska, jaką poniósł jako szkoleniowiec Chelsea również nie zostanie zapomniana. Ale wciąż mówimy o jednym najwybitniejszych trenerów w dziejach, jakkolwiek absurdalnie by to nie zabrzmiało w kontekście wyliczanki bolesnych wpadek.

Scolari to mistrz świata. Dwukrotny triumfator Copa Libertadores z Gremio i Palmeiras. Mistrz Brazylii z 1996 i 2018 roku. Ba, nawet w Chinach odnosił niebagatelne sukcesy, na czele z triumfem w Azjatyckiej Lidze Mistrzów. To naprawdę znakomity dorobek.

PAMIĘTNY MECZ

Brazylijską kadrę z 2002 roku często przedstawia się jako samograj, którego trener po prostu nie popsuł i tyle. Ale to podejście bardzo krzywdzące dla selekcjonera Canarinhos. Scolari już przed turniejem musiał bowiem podjąć szereg trudnych, często niepopularnych decyzji. Przykłady? Mimo nacisków opinii publicznej, nie zabrał do Korei Południowej i Japonii uwielbianego w Kraju Kawy weterana Romario. Okazał za to pełne zaufanie Ronaldo, który z trudem odbudowywał formę po tragicznych kontuzjach. Zdołał skonstruować sprawnie funkcjonującą linię ataku z Ronaldo, Rivaldo i Ronaldinho, choć wydawało się, że dla takiego tercetu jedna piłka to za mało. W środku pola postawił na Klebersona, mimo że w gruncie rzeczy nie był to zawodnik światowego formatu.

Przede wszystkim – wykazał się taktyczną elastycznością.

Brazylia pod jego wodzą potrafiła niekiedy zagrać pięknie, ale nie bała się też głębokiej defensywy. Siłowego futbolu. – Jeżeli uznam, że brzydka gra da nam zwycięstwo, to zagramy brzydko – warknął Scolari w stronę dziennikarza, którzy oskarżał go o przesadne kunktatorstwo.

Czy był lepszy w budowaniu relacji z zawodnikami niż w rozpracowywaniu przeciwnika? Na pewno tak. No ale to też jest przecież wielka siła. – W życiu każdego sportowca przydarzają się momenty, które odbierają mu odwagę. Wtedy trzeba sobie wyznaczać nowe cele. Najważniejsze, by uczyć się na błędach, nawet jeśli o swoich wnioskach nie mówi się publicznie. To, co było dla nas kluczowe podczas mistrzostw świata w 2002 roku, to odpowiednia konstrukcja zespołu. Trafiłem z selekcją, wybrałem najlepszy możliwy skład. Na dzień przed turniejem straciliśmy Emersona, naszego kapitana i lidera drugiej linii. Zapytałem wtedy psychologa, jak postąpić. Poradził mi, by nie typować nowego przywódcy, tylko przenieść odpowiedzialność na kilku piłkarzy. Wszyscy to udźwignęli.

PLUS I MINUS

  • znaczące sukcesy w Ameryce Południowej, ale i na innych kontynentach
  • kilka razy bardzo mocno obnażony w taktycznych pojedynkach

OCZAMI INNYCH

U Scolariego sprawa jest prosta: trzeba wygrać turniej i nic innego nas nie interesuje. Chodzi o to, żeby zespół tworzyła znająca się, zwarta grupa

Bartłomiej Rabij

 

34. JUPP HEYNCKES

  • data urodzenia: 9 maja 1945 roku
  • kraj: Niemcy
  • lata kariery trenerskiej: 1978 – 2018
  • najważniejsze drużyny: Borussia M’gladbach, Bayern Monachium, Athletic Bilbao, Eintracht Frankfurt, CD Tenerife, Real Madryt, SL Benfica, Schalke 04, Bayer Leverkusen
  • największe sukcesy: dwie Ligi Mistrzów (1997/98, 2012/13), finał Ligi Mistrzów (2011/12), cztery mistrzostwa Niemiec (1989-90, 2013, 2018), Puchar Niemiec (2012/13)
  • złota myśl:

Zwycięża ta drużyna, która jest najmocniej zjednoczona

PODSUMOWANIE KARIERY

Cofnijmy się na moment do 2012 roku.

Jupp Heynckes postrzegany jest jako największy nieudacznik w świecie futbolu. Jego Bayern Monachium kolejny raz przegrał wyścig o mistrzostwo Niemiec z Borussią Dortmund. W finale krajowego pucharu ta sama Borussia sprała Bawarczyków 5:2. Z kolei w finale Champions League podopieczni Heynckesa ulegli po serii rzutów karnych londyńskiej Chelsea, mimo że spotkanie rozgrywane było na Allianz Arenie. W łeb, w łeb i jeszcze raz w łeb. Na wszystkich frontach. Oczywiście monachijczycy mieli mnóstwo pecha, żeby wspomnieć dwa arcyważne rzuty karne zmarnowane przez Arjena Robbena. Ale nie mamy złudzeń – gdyby Heynckes, przybity pasmem niepowodzeń, postanowił wówczas zakończyć trenerską karierę, nie znalazłby się w tym rankingu.

Okej, miał w dorobku dwa mistrzostwa Niemiec jeszcze z 1989 i 1990 roku. Miał na koncie triumf w Lidze Mistrzów z Realem Madryt i kilka całkiem udanych przygód z drużynami z drugiego szeregu, takimi jak Tenerife, Athletic Bilbao czy Bayer Leverkusen. Ale to za mało argumentów na TOP50 wszech czasów.

Jednak Heynckes pozostał na ławce trenerskiej Bayernu. W swoim stylu – nie poddał się. I w sezonie 2012/13 jego podopieczni po prostu pożarli konkurencję. W wielkim stylu odwojowali ligę z rąk Borussii. Wywalczyli Puchar Niemiec. A przede wszystkim – zatriumfowali w Champions League. Po drodze miażdżąc Juventus i absolutnie deklasując Barcelonę. Katalończycy zostali niemalże zmieceni z powierzchni ziemi – w dwumeczu polegli aż 0:7. To była masakra.

PAMIĘTNY MECZ

Bayern prezentował piękny, niesamowicie dynamiczny futbol.

Arjen Robben i Franck Ribery osiągnęli chyba życiową formę, kapitalnie prezentowali się również Mueller, Neuer, Boateng, Schweinsteiger, Kroos, Mandżukić, Martinez czy Alaba. Oglądanie tej ekipy w akcji było czystą przyjemnością, choć czasami aż człowieka ogarniało współczucie, taką sieczkę Bawarczycy robili wówczas z kolejnych oponentów. Heynckes po zakończeniu sezonu został wprawdzie trochę na siłę wypchnięty na emeryturę, by zrobić miejsce dla Pepa Guardioli (choć potem jeszcze wrócił na moment jako ratownik), ale swoją klasę zdążył naprawdę dobitnie potwierdzić.

PLUS I MINUS

  • umiejętność wzniesienia się na szczyt po przeszło trzydziestu latach trenerskiej kariery
  • kilka kompletnie nieudanych przygód w klubach z średniej półki

OCZAMI INNYCH

To introwertyk i pedant, szalony perfekcjonista. Kiedyś zauważył, że mam dwa kilogramy nadwagi. Kazał mi je zrzucić przed następną ligową kolejką. Udało mu się zgubić półtora kilo, ale to nie wystarczyło. Zapłaciłem karę finansową za każdy nadprogramowy gram

Wolfram Wuttke

33. ZINEDINE ZIDANE

  • data urodzenia: 23 czerwca 1972 roku
  • kraj: Francja
  • lata kariery trenerskiej: 2013 – trwa
  • najważniejsze drużyny: Real Madryt B, Real Madryt
  • największe sukcesy: trzy Ligi Mistrzów (2015/16, 2016/17, 2017/18), dwa mistrzostwa Hiszpanii (2017, 2020), dwa Klubowe Mistrzostwa Świata (2016, 2017), dwa Superpuchary Europy (2016, 2017)
  • złota myśl:

Real Madryt zmienił moje życie. Jako sportowca i jako człowieka

PODSUMOWANIE KARIERY

Zinedine Zidane to chyba najbardziej, ujmijmy to, zagadkowa postać w całym tym rankingu. Jaki będzie jego następny krok? Czy historia zapamięta jego pobyt w Realu Madryt jako jedyny okres wielkich trenerskich sukcesów, czy może jednak w kolejnych latach Francuz dołoży kolejne triumfy w innych miejscach pracy? Poprowadzi reprezentację Francji do mistrzostwa świata, tym razem jako szkoleniowiec, albo zwycięży w Lidze Mistrzów z Paris Saint-Germain lub Juventusem? Sami widzicie – mnóstwo pytań, a odpowiedzi wciąż niewiele. Pozostaje czekać i obserwować. Zidane zbliża się już pomału do 50. urodzin, nie jest młodzieniaszkiem, ale i tak należy go postrzegać jako trenera z największym potencjałem na spory awans w tym rankingu. Może do TOP15 albo TOP10? Kto wie.

Dotychczasowe sukcesy odniesione przez Zidane’a i tak nie pozostawiają złudzeń – mówimy o znakomitym fachowcu. Zwłaszcza sezon 2016/17 w jego wykonaniu stanowi majstersztyk pod wszelkimi względami. Real Madryt w wielkim stylu odzyskał wówczas mistrzostwo Hiszpanii i obronił tytuł w Lidze Mistrzów, co wcześniej nie udało się żadnej drużynie. „Królewscy” na europejskiej arenie pokonali Bayern Monachium, Atletico Madryt czy Juventus – przeciwników z absolutnie najwyższej półki. Okej, mieli trochę szczęścia do decyzji sędziowskich, lecz ich dokonań i tak nie wypada lekceważyć czy deprecjonować.

Zidane kapitalnie zarządzał szatnią. Po mistrzowsku okiełznał ego największych gwiazd i, co warto podkreślić, świetnie poustawiał zespół. Dzisiaj wszyscy się pewnie zgodzą, że tercet Kroos – Modrić – Casemiro należy do najlepszych w dziejach futbolu. Ale gdyby nie Zizou, to wcale nie byłoby takie oczywiste.

PAMIĘTNY MECZ

Druga kadencja Zidane’a w Realu nie była aż tak udana jak pierwsza, prawda, ale także i ją udało się uświetnić mistrzostwem Hiszpanii. Teraz, jako się rzekło, pozostaje czekać na kolejne ruchy legendy „Trójkolorowych”. Cokolwiek Zizou postanowi, na pewno będzie to ekscytująca przygoda.

PLUS I MINUS

  • elastyczność taktyczna pozwalająca kontrolować grę na różne sposoby
  • wciąż nie wiadomo, jak sobie poradzi poza Madrytem

OCZAMI INNYCH

Zidane nie jest zdystansowanym trenerem, nawet jeśli sprawia takie wrażenie. Wręcz przeciwnie – do jego największych atutów należy budowanie osobistych relacji z zawodnikami. Bazuje na własnych doświadczeniach i na tym, czego nauczył się od Carlo Ancelottiego

Aldo Sainati

32. ARSENE WENGER

  • data urodzenia: 22 października 1949
  • kraj: Francja
  • lata kariery trenerskiej: 1984 – 2018 (?)
  • najważniejsze drużyny: AS Nancy, AS Monaco, Nagoya Grampus, Arsenal FC
  • największe sukcesy: finał Ligi Mistrzów (2005/06), finał Pucharu UEFA (1999/2000), mistrzostwo Anglii (1998, 2002, 2004), mistrzostwo Francji (1988), Puchar Anglii (1997/98, 2001/02, 2002/03, 2004/05, 2013/14, 2014/15, 2016/17), Puchar Francji (1990/91), Puchar Japonii (1995)
  • złota myśl:

Futbol może być sztuką. Podobnie jak taniec bywa sztuką. Ale tylko wtedy, kiedy odpowiednio się go wykonuje

PODSUMOWANIE KARIERY

#KiedyśToByło – The Invincibles

Trener-inteligent. Nauczyciel. Rewolucjonista.

Niewiele brakowało, a w ostatnich latach kariery rozmieniłby do reszty swoje dziedzictwo na drobne, lecz nigdy nie można zapomnieć o jego niebagatelnym wpływie na zmiany w Premier League w drugiej połowie lat 90. Byłoby pewną przesadą stwierdzenie, że to Wenger osobiście i w pojedynkę zerwał w angielskim futbolu z jego przaśnością, z jego zacofaniem i przedpotopowymi metodami szkoleniowymi. Nie, nie zrobił tego samodzielnie, ale na pewno stał w awangardzie radykalny zmian, które uczyniły z angielskiej ligi prawdziwy raj na Ziemi. Naprawdę trzeba docenić tę misję Wengera, bo to między innymi on uczył Brytyjczyków jeść nożem i widelcem przy piłkarskim stole. A dzisiaj jest to stół zastawiony tak suto, że to aż niewyobrażalne.

Kiedy w 1996 roku Francuz przeprowadzał się nieoczekiwanie na Highbury, w szatni zastał takich ananasów jak John Hartson, Tony Adams czy Paul Merson. Niektórych z nich trudno nawet przedstawiać jako imprezowiczów – oni cierpieli po prostu na chorobę alkoholową, chlali na umór. Wenger musiał więc układać sytuację w klubie od absolutnych podstaw. Zaczynając od wymogu punktualnego pojawiania się na treningach, poprzez wyeliminowanie z klubowego jadłospisu frytek z majonezem, a kończąc na nowatorskich pomysłach taktycznych. Arsenal był klubem typowo brytyjskim. Stał się… kontynentalnym.

Na efekty w postaci mistrzowskich tytułów i krajowych pucharów nie trzeba było długo czekać. Natomiast w sezonie 2003/04 „Kanonierzy” przeszli samych siebie – wygrali Premier League bez ani jednej porażki w całym sezonie ligowym. Trudno będzie komukolwiek powtórzyć ten wyczyn.

PAMIĘTNY MECZ

Wenger brawurowo wcielał w życie sensacyjne pomysły, realizował szeroko zakrojone plany. Był dla Arsenalu kimś więcej niż trenerem, a nawet kimś więcej niż managerem. Działał niczym wysoko postawiony dyrektor w piłkarskiej korporacji. No i naturalni zasłynął jako odkrywca wielu talentów, szkoleniowiec odkrywający nowe gwiazdy. Zresztą od tej strony pokazał się jeszcze w AS Monaco. Do pełni szczęścia na pewno zabrakło mu sukcesu w europejskich pucharach – dwa razy było bardzo blisko, lecz na ogól „Kanonierzy” w Lidze Mistrzów rozczarowywali. No i, jako się rzekło, schyłek kariery Wengera był w sumie dość przykry. Doszło nawet do tego, że kibice Arsenalu domagali się odejścia zasłużonego szkoleniowca i mieli ku temu mocne argumenty.

Szkoda, że tak wyszło. Jednak dziedzictwo pozostawione przez Francuza i tak jest ogromne.

PLUS I MINUS

  • wszechstronność pozwalająca na rozwijanie klubu na wielu płaszczyznach, nie tylko tej czysto sportowej
  • niewielkie dokonania w europejskich rozgrywkach

OCZAMI INNYCH

To wizjoner, który zawsze wierzył w drużynę. W swoich zawodników. Odblokowywał w naszych głowach możliwości, o których sami nie wiedzieliśmy, że istnieją

Thierry Henry

31. HENNES WEISWEILER

  • data urodzenia: 5 grudnia 1919 roku
  • data śmierci: 5 lipca 1983 roku
  • kraj: Niemcy
  • lata kariery trenerskiej: 1949 – 1983
  • najważniejsze drużyny: FC Koeln, Viktoria Koeln, Borussia M’gladbach, FC Barcelona, New York Cosmos, Grasshoppers Club
  • największe sukcesy: Puchar UEFA (1974/75), finał Pucharu UEFA (1972/73), cztery mistrzostwa Niemiec (1970-71, 1975, 1978), mistrzostwo Szwajcarii (1983), Soccer Bowl (1980), trzy Puchary Niemiec (1972/73, 1976/77, 1977/78), Puchar Szwajcarii (1982/83)
  • złota myśl:

Kiedy mamy piłkę, wszyscy są napastnikami. Kiedy ją tracimy, broni cały zespół

PODSUMOWANIE KARIERY

W 1965 roku Borussia Moenchengladbach postawiła na młodzież. W dosłownym znaczeniu – średnia wieku w niemieckim zespole wynosiła wówczas niespełna 22 lata, a więc tyle, ile dzisiaj niekiedy w reprezentacjach młodzieżowych. Szybko się okazało, że to słuszny kierunek. W 1966 roku „Źrebaki” awansowały do Bundesligi, zresztą równolegle z Bayernem Monachium. Oba kluby natychmiast zaczęły walczyć w niemieckiej ekstraklasie o najwyższe cele. Jako pierwszy na szczyt wdrapał się Bayern, sięgając po mistrzostwo Niemiec w 1969 roku. Potem dwoma tytułami mistrzowski odpowiedziała Borussia.

Ta wojna o dominację w kraju miała jeszcze trochę potrwać.

Drużyną dowodził Hennes Weisweiler, którego imię nosi dzisiaj obiekt treningowy klubu. To dość wymowne, ponieważ Weisweiler zasłynął nie tylko jako skuteczny taktyk i miłośnik ofensywnego futbolu, ale również – a może przede wszystkim – jako specjalista w dziedzinie kreowania gwiazd. Kto wyszedł spod jego skrzydeł? Nazwiska mówią same za siebie. Günter Netzer – mistrz Europy i mistrz świata. Berti Vogts, Jupp Heynckes, Rainer Bonhof – to samo. Do tego choćby Uli Stielike i Allan Simonsen. Naprawdę niesamowita jest lista piłkarskich gigantów, których Weisweiler ukształtował. Kiedy w Moenchengladbach na okolicznościowych bilbordach uczczono drużynę stulecia klubu, nazwiska wszystkich tych wybitnych zawodników się rzecz jasna tam pojawiły. Ale napisane drobnym druczkiem. Prawie całość plakatu stanowił natomiast wizerunek szkoleniowca. Trudno się temu dziwić.

– To dzięki niemu staliśmy się zespołem uwielbianym, wręcz mitycznym – nie ma wątpliwości Netzer.

PAMIĘTNY MECZ

Za promocją młodych talentów poszły również sukcesy drużynowe. Jako się rzekło, Borussia wielokrotnie świętowała mistrzostwo Niemiec, Weisweiler w wielkim stylu sięgnął też z klubem po Puchar UEFA. Pierwszym sygnałem rosnącej potęgi „Źrebaków” było zwycięstwo nad Interem Mediolan w Pucharze Europy. 20 października 1971 roku mediolańczycy polegli w Moenchengladbach aż 1:7. Mecz został jednak ostatecznie anulowany, ponieważ w trakcie spotkania Roberto Boninsegna oberwał puszką, którą cisnął w niego jeden z kibiców. – Z prowincjonalnego klubu staliśmy się światową potęgą – przyznał Netzer.

Potem Weisweiler szukał też szczęścia w innych klubach, otwierał się na nowe wyzwania. Nie najlepiej spisał się w Barcelonie z uwagi na konflikt z Johanem Cruyffem, ale już jako szkoleniowiec FC Koeln się sprawdził i ponownie zatriumfował w Bundeslidze.

PLUS I MINUS

  • wprowadzenie Borussii Moenchengladbach z drugiej ligi na europejskie salony, na dodatek w niezwykle pięknym stylu
  • nieudany pobyt w Barcelonie

OCZAMI INNYCH

Hannes był nauczycielem futbolu w najprawdziwszym znaczeniu tego określenia, ale do końca życia pozostał też pilnym uczniem

Karl-Heinz Heimann

30. HERBERT CHAPMAN

  • data urodzenia: 19 stycznia 1878 roku
  • data śmierci: 6 stycznia 1934 roku
  • kraj: Anglia
  • lata kariery trenerskiej: 1907 – 1934
  • najważniejsze drużyny: Northampton Town, Leeds City, Huddersfield Town, Arsenal FC
  • największe sukcesy: cztery mistrzostwa Anglii (1924-25, 1931, 1933), dwa Puchary Anglii (1921/22, 1929/30)
  • złota myśl:

Nigdy nie zaakceptuję niedbalstwa

PODSUMOWANIE KARIERY

Kiedy jego drużyna skompromitował się w Pucharze Anglii, w ciągu tygodnia pozbył się z klubu dwóch głównych winowajców porażki. Sprzedał ich za grosze, byle tylko raz na zawsze zeszli mu z oczu. Przed ważnymi negocjacjami transferowymi potrafił dogadać się z kelnerem, by ten lał jego kontrahentom podwójną whisky, a jemu podawał bezalkoholowe drinki. Do Arsenalu trafił po przeczytaniu ogłoszenia zamieszczonego przez prezesa „Kanonierów” w gazecie Athletic News. Tak – Herbert Chapman swoje trenerskie sukcesy osiągał w czasach, których nie sposób porównywać do współczesnego futbolu. Jednak Anglik należy do wąskiego grona tych szkoleniowców, o których bez cienia przesady należy mówić: gdyby nie on, piłka nożna nie byłaby dziś taka sama.

Zgarnij CASHBACK do 500 PLN bez obrotu w Fuksiarz.pl!

Pierwsze triumfy święcił jeszcze z Huddersfield Town. Już tam dał się poznać jako manager pełną gębą – doskonały organizator doceniający znaczenie skautingu czy przygotowania fizycznego. I znów – nie można tego odnosić do współczesnych czasów, Chapman działał w oparciu o znacznie prostsze metody. Chodzi o to, że samym sposobem myślenia o futbolu wyprzedzał swoją epokę. Natomiast w Arsenalu zasłynął jako twórca przełomowego systemu taktycznego WM.

PAMIĘTNY MECZ

Andrzej Gowarzewski pisał o taktycznej koncepcji Chapmana (cytat: rfbl.pl): – Rewolucyjny pomysł polegał na zwiększeniu siły defensywy i lepszym wykorzystaniu zawodników w środkowej strefie boiska poprzez cofnięcie środkowego pomocnika pod własną bramkę. Tak narodziła się funkcja stopera. (…) Jego zadania defensywne i ofensywne zostały rozłożone na dwóch łączników, czyli cofniętych napastników. (…) Od ustawienia zawodników wzięła się nazwa systemu, który obok atutów – wzmocnienie defensywy i możliwości lepszego opanowania środkowej strefy boiska – miał też ujemne skutki. Dość wyraźnie zwiększał obciążenia łączników i pomocników. (…) System WM Chapman rozwinęła dopiero w zasadzie brazyliana Feoli, ponad 30 lat później!

Anglik był gorącym zwolennikiem rywalizacji na arenie międzynarodowej, nie podobało mu się hermetyczne podejście do futbolu. W klubach rozwijał pion medyczny, doceniał rolę fizjoterapeutów. Chciał grać przy sztucznym oświetleniu. Wpłynął na futbol na naprawdę wielu płaszczyznach.

PLUS I MINUS

  • wyprzedzał epokę swoim spojrzeniem na futbol
  • trudno ocenić realną siłę dowodzonych przez niego drużyn, nie zostały one zweryfikowane na arenie międzynarodowej

OCZAMI INNYCH

Nie było drugiego równie wpływowego managera w historii angielskiej piłki

Simon Burton

29. HELMUT SCHÖN

  • data urodzenia: 15 września 1915 roku
  • data śmierci: 23 lutego 1996 roku
  • kraj: Niemcy
  • lata kariery trenerskiej: 1952 – 1978
  • najważniejsze drużyny: FC Saarbrucken, reprezentacja Niemiec Zachodnich
  • największe sukcesy: mistrzostwo świata (1974), wicemistrzostwo świata (1966), 3. miejsce na mistrzostwach świata (1970), mistrzostwo Europy (1972), wicemistrzostwo Europy (1976)
  • złota myśl:

Lepszy porządny wicemistrz od kiepskiego mistrza

PODSUMOWANIE KARIERY

Mistrzostwa świata w 1974 roku nie zaczęły się dla Republiki Federalnej Niemiec najlepiej. Nie chodziło o to, że przegrała trzecie spotkanie grupowe. Wygrała poprzednie dwa i awans miała w kieszeni. Chodziło o to, że rywalem tamtego zamykającego rywalizację w grupie starcia była Niemiecka Republika Demokratyczna. Jak ogromną wagę miało dla NRD zwycięstwo niech świadczy choćby fakt, że strzelec jedynej bramki Juergen Sparwasser zażyczył sobie, by po śmierci wyryć na jego nagrobku „Hamburg 1974”, na pamiątkę miejsca i czasu jego najważniejszego życiowego osiągnięcia.

– Helmut Schön był drezdeńczykiem, ta porażka zabolała go podwójnie. Nie krzyczał jednak na nas, nie wymierzył nam żadnej kary. Po prostu się na nas obraził. Wiedział, że ten sposób motywacji działa na nas najlepiej, bo czuliśmy się jak dzieci, które zawiodły swego ojca – opowiadał Bernd Hölzenbein.

Schön tak bardzo obawiał się ataku mediów po spotkaniu, że zdecydował, iż w ogóle nie pojawi się na pomeczowej konferencji prasowej. Wysłał swojego kapitana Franza Beckenbauera. A ten usiadł przed dziennikarzami i powiedział z pełnym spokojem, że od tego momentu drużyna zacznie grać lepszy, bardziej poukładany futbol. Dowodzeni z boiska przez Beckenbauera piłkarze z RFN wygrali do końca mundialu każde kolejne spotkanie, włącznie ze słynnym meczem na wodzie 3 lipca we Frankfurcie. Cztery dni po jednej z najbardziej bolesnych porażek w historii polskiej piłki Beckenbauer mógł z uśmiechem na ustach wznieść trofeum mistrzów świata dokładnie tak, jak wznosił kilka tygodni wcześniej to za wygraną w Pucharze Europy.

PAMIĘTNY MECZ

Dla Schöna było to ukoronowanie trenerskiej kariery.

Już w 1966 roku dotarł z reprezentacją Niemiec do finału mundialu, lecz w aurze kontrowersji uległ reprezentacji Anglii. Cztery lata później Die Mannschaft musiała się natomiast zadowolić trzecim miejscem w świecie. W półfinale naszych zachodnich sąsiadów pokonali Włosi, a pasjonujące spotkanie zyskało status „Meczu Stulecia”. Okej, w 1972 roku Niemcy wygrali mistrzostwo Europy, ale, cholera, to jednak nie to samo co mundial. Dopiero triumf z 1974 roku zapewnił Schönowi spełnienie, którego nie zakłóciła nawet sensacyjna porażka po karnych z Czechosłowacją w finale kolejnego Euro.

PLUSY I MINUSY

  • ciągłość sukcesów na imprezach rangi mistrzowskiej
  • nieco za długo pozostał na ławce trenerskiej reprezentacji Niemiec

OCZAMI INNYCH

Musimy się uczyć od Niemców. Grają w sposób, jakiego nie przewidują nasze podręczniki. To nowa era w historii piłki nożnej

Ołeksandr Ponomariow

28. UDO LATTEK

  • data urodzenia: 16 stycznia 1935 roku
  • data śmierci: 31 stycznia 2015 roku
  • kraj: Niemcy
  • lata kariery trenerskiej: 1965 – 2000
  • najważniejsze drużyny: Bayern Monachium, Borussia M’gladbach, Borussia Dortmund, FC Barcelona, FC Koeln, Schalke 04
  • największe sukcesy: Puchar Europy (1973/74), dwa finały Pucharu Europy (1976/77, 1986/86), Puchar UEFA (1978/79), Puchar Zdobywców Pucharów (1981/82), osiem mistrzostw Niemiec (1972-74, 1976-77, 1985-87), trzy Puchary Niemiec (1970/71, 1983/84, 1985/86)
  • złota myśl:

Trenerką zająłem się przez zbieg okoliczności

PODSUMOWANIE KARIERY

Kiedy zaczynałem trenerską przygodę z Bayernem, wszystko musiałem robić sam. Byłem jednocześnie pierwszym trenerem, asystentem, analitykiem, trenerem bramkarzy, skautem. Przebieraliśmy się w drewnianym baraku ogrzewanym piecem. Żałuję, że nie miałem do dyspozycji takich możliwości, jak współcześni szkoleniowcy. Ale na szczęście przyszło mi pracować z grupą genialnych zawodników – przyznał Udo Lattek na łamach frankfurckiej prasy.

Być może trochę przesadzał, bo gdy trafił do Bayernu, to klub ze stolicy Bawarii stanowił już liczącą się siłę na niemieckim podwórku z pucharowymi aspiracjami. W sumie nominacja Lattka na trenera monachijczyków była nawet dość kontrowersyjna, ponieważ nie miał on doświadczenia w samodzielnej pracy na tak wysokim poziomie. Wcześniej był jedynie asystentem selekcjonera reprezentacji Niemiec. Kandydaturę poparł jednak Franz Beckenbauer i opinia „Cesarza” przesądziła sprawę. Lattek natomiast odwdzięczył się za okazane zaufanie w najlepszy możliwy sposób – trzy razy z rzędu wygrał z Bayernem mistrzostwo Niemiec, a w 1974 roku dorzucił też do tego Pucharu Europy. Uczynił z monachijskiej ekipy najlepszy zespół Starego Kontynentu.

PAMIĘTNY MECZ

Mimo wszystko – warsztat Niemca wciąż był podważany.

Eksperci sugerowali, że Lattek dysponuje po prostu kapitalnym materiałem ludzkim, stąd sukcesy Bayernu, a w istocie żaden z niego wielki fachowiec. Podkreślano, że przez wiele lat swojego życia futbol traktował tylko jako hobby, koncentrując się na pracy w zawodzie nauczyciela.  „Wuefista” – mówili złośliwi. Moment triumfu krytyków nastąpił w sezonie 1974/75 – bawarska drużyna ewidentnie zachłysnęła się wygraną w Europie i fatalnie zaczęła ligowe rozgrywki. No i Lattek został zwolniony. Wielu wieszczyło wówczas jego koniec na trenerskim topie. Tymczasem Niemiec nie tylko się na nim utrzymał, ale wciąż wygrywał. Dwa mistrzowskie tytuły i Puchar UEFA z Borussią Moenchengladbach. Puchar Zdobywców Pucharów z Barceloną. Kolejne zwycięstwa w Bundeslidze po powrocie do Monachium. Tylko dwóch szkoleniowców w dziejach wywalczyło trzy duże klubowe trofea – Lattek oraz Giovanni Trapattoni.

 

PLUS I MINUS

  • liczne sukcesy zarówno w Bundeslidze, jak i w europejskich pucharach
  • lekkie rozczarowanie, jeśli chodzi o pobyt na Camp Nou

OCZAMI INNYCH

Lattek był jak dwunasty zawodnik w zespole. Umiał z nami rozmawiać z pozycji przyjaciela, nie trenera

Sepp Maier

27. MIGUEL MUÑOZ

  • data urodzenia: 19 stycznia 1922 roku
  • data śmierci: 16 lipca 1990 roku
  • kraj: Hiszpania
  • lata kariery trenerskiej: 1959 – 1988
  • najważniejsze drużyny: Real Madryt B, Real Madryt, reprezentacja Hiszpanii, Granada CF, UD Las Palmas, Sevilla FC
  • największe sukcesy: wicemistrzostwo Europy (1984), dwa Puchary Europy (1959/60, 1965/66), dwa finały Pucharu Europy (1961/62, 1963/64), finał Pucharu Zdobywców Pucharów (1970/71), dziewięć mistrzostw Hiszpanii (1961-65, 1967-69, 1972), dwa Puchary Hiszpanii (1961/62, 1969/70), Puchar Interkontynentalny (1960)
  • złota myśl:

Sukcesy Realu w europejskich pucharach były symbolem odrodzenia Hiszpanii

PODSUMOWANIE KARIERY

Jeden z tych szkoleniowców, w przypadków których gablota pełna pucharów i medali mówi w zasadzie sama za siebie. Dwa Puchary Europy, dziewięć tytułów mistrza Hiszpanii, do tego dwa krajowe puchary. A mogło być jeszcze lepiej, gdyby nie kilka porażek w finałach międzynarodowych rozgrywek. Miguel Muñoz uczynił z Realu Madryt niekwestionowanych dominatorów krajowego podwórka. Mimo że przejął zespół w momencie, gdy jego największe gwiazdy – choćby Alfredo Di Stefano czy Ferenc Puskas – pomału opuszczały już piedestał i trzeba było przyszykować dla nich godnych następców.

Hiszpan sobie z tym zadaniem poradził. Nie bez kłopotów, co jasne, bo rozstanie „Królewskich” z Di Stefano było dość burzliwe, ale trener Realu pojął w porę, że zespół potrzebuje nowych liderów i nowych wariantów taktycznych, by powrócić na europejski top. Co się udało w 1966 roku.

PAMIĘTNY MECZ

Co istotne, Muñoz okazał się również szkoleniowcem długowiecznym. Po rozstaniu z Realem dość przeciętnie wiodło mu się wprawdzie na arenie klubowej, lecz doskonale odnalazł się jako selekcjoner drużyny narodowej. W 1984 roku Hiszpania pod jego wodzą wywalczyła wicemistrzostwo Europy, a dwa lata później otarła się o awans do półfinału mistrzostw świata, lecz koniec końców po serii jedenastek uległa wówczas reprezentacji Belgii.

PLUS I MINUS

  • gigantyczne sukcesu w Realu Madryt
  • przeciętne/słabe przygody z Granadą, Las Palmas oraz Sevillą

OCZAMI INNYCH

Muñoz kazał mi spierdalać. Odpowiedziałem mu to samo. No i to mnie wyrzucili z Realu

Alfredo Di Stefano

26. BOB PAISLEY

  • data urodzenia: 23 stycznia 1919 roku
  • data śmierci: 14 lutego 1996 roku
  • kraj: Anglia
  • lata kariery trenerskiej: 1974 – 1983
  • najważniejsze drużyny: Liverpool FC
  • największe sukcesy: trzy Puchary Europy (1976/77, 1977/78, 1980/81), Puchar UEFA (1975/76), sześć mistrzostw Anglii (1976-77, 1979-80, 1982-83), trzy Puchary Ligi Angielskiej (1981-83), Superpuchar Europy (1977)
  • złota myśl:

Liverpool to całe moje życie. Z dumą zamiatałbym ulice, gdyby tego zarządzali ode mnie działacze klubu

PODSUMOWANIE KARIERY

Pisaliśmy na Weszło: Kiedy Bob Paisley pojawił się na pierwszym treningu w roli managera Liverpoolu, miał rzekomo powiedzieć obserwującym go z zaciekawieniem zawodnikom: – Panowie, jestem tu na chwilę. Mam przypilnować sklepu, nim pojawi się jego właściciel. Bardzo nie chciał przejmować pałeczki po Billu Shanklym. Zaczynał w Liverpoolu jako fizjoterapeuta, potem trenował rezerwy. Stał się jednym z najbardziej zaufanych ludzi Shankly’ego, ale żeby wskakiwać w jego miejsce? Nie do pomyślenia. Za dobrze wiedział, co stało się z Frankiem O’Farrellem, kiedy ten miał wejść w buty Matta Busby’ego. Katastrofa.

Odchodząc dziewięć lat później Paisley zostawił klub z Anfield na piedestale angielskiej, europejskiej i światowej piłki. Gdyby chciał ostatniego dnia w pracy zabrać ze sobą wszystkie medale zawieszając je na szyi, mocno przeciążyłby kark. Byłaby z tego naprawdę poważna kontuzja. Dziewiętnaście trofeów w dziewięć lat. Trzy Puchary Europy, sześć mistrzostw Anglii. Puchar UEFA, trzy Puchary Ligi, pięć Tarcz Wspólnoty, Superpuchar Europy. Dopiero Zinedine’owi Zidane’owi w latach 2015-18 udała się sztuka trzykrotnego zwycięstwa w meczu o Puchar Europy z jednym klubem.

PAMIĘTNY MECZ

Choć to porównanie może się kibicom Liverpoolu, którzy nienawidzą Manchesteru United, nie bardzo spodobać, Paisley przez dziewięć lat był kimś takim, kim  przez dekady dla „Czerwonych Diabłów” był sir Alex Ferguson. Człowiekiem, który nie tylko umiał wykrzesać maksimum ze swoich graczy, ale też mającym rzadką zdolność wyczucia momentu, kiedy z danym graczem należałoby się rozstać. — Nie widziałem nigdy sprawiedliwszego sędziego w sprawie zawodników — powiedział o nim Graeme Souness. Alan Hansen podkreślał z kolei, jak doskonale Paisley opanował sztukę rozpracowywania rywali, znajdywać u nich słabe punkty. — Graliśmy z Chelsea. Paisley podszedł do Kenny’ego Dalglisha i powiedział mu: „widziałem kilka meczów na wideo, bramkarz Chelsea co jakiś czas opuszcza linię bramkową”. Szósta minuta meczu, podaję do Kenny’ego, on się odwraca i lobuje bramkarza.

Paisley nigdy nie przestał podkreślać, że to Shankly położył podwaliny pod późniejszą potęgę Liverpoolu. Z wrodzoną skromnością komplementował swego mentora i nauczyciela. Ale nie jest przecież tak, że byle chłopek-roztropek z pierwszej łapanki mógłby rozwinąć ekipę The Reds w tak fenomenalny sposób.

PLUS I MINUS

  • nieprawdopodobna liczba sukcesów w bardzo krótkim czasie
  • cóż, no właśnie – zaledwie dziewięć lat samodzielnej pracy w roli trenera

OCZAMI INNYCH

Dla Shankly’ego był wymarzonym numerem dwa – służył radą, lecz nie pchał się na piedestał. Lubił być w cieniu. Jednakże już wtedy dał się poznać jako znakomity taktyk, co pozwoliło mu później osiągać sukcesy po zastąpieniu Shankly’ego na ławce trenerskiej The Reds

Stephen F. Kelly

NAJLEPSI TRENERZY W HISTORII. KTO SIĘ NIE ZAŁAPAŁ?

Przed wami jeszcze dwa odcinki tego rankingowego mini cyklu (najpierw miejsca od 25. do 11., a następnie od 10. do 1.), ale chyba nie będzie już lepszej okazji, by wymienić szkoleniowców, którzy byli przez nas brani pod uwagę, lecz summa summarum zabrakło dla nich miejsca.

Bardzo blisko TOP50 znaleźli się:

  • Marcelo Bielsa
  • Antonio Conte
  • Jupp Derwall
  • Didier Deschamps
  • Sven-Goran Eriksson
  • Aime Jacquet
  • Bill Struth

Szeroko dyskutowaliśmy także następujące kandydatury:

  • Massimiliano Allegri
  • Leo Beenhakker
  • Carlos Bianchi
  • Vic Buckingham
  • Tomislav Ivić
  • Mircea Lucescu
  • Cesar Luis Menotti
  • Bill Nicholson
  • Carlos Alberto Parreira
  • George Ramsay
  • Alf Ramsey
  • Claudio Ranieri
  • Jack Reynolds
  • Roberto Scarone
  • Gusztav Sebes
Zgarnij CASHBACK do 500 PLN bez obrotu w Fuksiarz.pl!

Naturalnie pod lupę wzięliśmy jeszcze więcej nazwisk. Żeby wymienić takich szkoleniowców jak: Franz Beckenbauer, Konsantin Bieskow, Kenny Dalglish, Hugo Meisl, Gerard Houllier, Jimmy Hogan, Fatih Terim, Senol Gunes, Roy Hodgson, Luis Enrique, Guy Roux, Emerich Jenei, Walter Smith, Hassan Shehata, Richard Moller Nielsen, Howard Kendall, Carlos Bilardo, Jose Pekerman, Oscar Tabarez, Kazimierz Górski, Luis Carniglia, Bob Houghton, Oleg Romancew, Robert Herbin, Ferruccio Valcareggi, Dettmar Cramer, Alberto Suppici, Frank Rijkaard, Dick Advocaat, George Graham, Willie Maley, Gawriił Kaczalin, Fulvio Bernardini, Aad de Mos, Vanderlei Luxemburgo, Luis Molowny, Maurizio Sarri, Don Revie, Stan Cullis, Enzo Bearzot, Sepp Herberger, Vicente Feola, Enrique Fernandez Viola, Vaclav Jeżek, Juan Lopez Fontana. Cóż wam możemy powiedzieć… Było w kim wybierać. Wyliczankę można by było ciągnąć bez końca.

Na razie to tyle. Czekajcie na kolejne odsłony rankingu!

CZYTAJ TAKŻE:

fot. NewsPix.pl / FotoPyk / WikiMedia / MARCA / Corriere dello Sport

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Kovacević ujawnił, jak upadł jego transfer do Benfiki. „Był problem z prowizją dla agenta”

Patryk Fabisiak
0
Kovacević ujawnił, jak upadł jego transfer do Benfiki. „Był problem z prowizją dla agenta”

Piłka nożna

Ekstraklasa

Kovacević ujawnił, jak upadł jego transfer do Benfiki. „Był problem z prowizją dla agenta”

Patryk Fabisiak
0
Kovacević ujawnił, jak upadł jego transfer do Benfiki. „Był problem z prowizją dla agenta”

Komentarze

57 komentarzy

Loading...