Reklama

To może być najpiękniejsza gala UFC dla Polski

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

30 października 2021, 16:45 • 7 min czytania 9 komentarzy

To prawdopodobnie najważniejsza gala w historii polskiego MMA. W walce wieczoru UFC267 Jan Błachowicz broni pasa wagi półciężkiej. A Marcin Tybura powalczy o to, by wykonać być może przedostatni krok w stronę walki o mistrzostwo kategorii ciężkiej. Ponadto na karcie jest jeszcze pojedynek Michała Oleksiejczuka. Jakby tego było mało – dla dzisiejszej naszpikowanej gwiazdami gali UFC polscy widzowie nie muszą zarywać nocki. Jeśli chcecie zakochać się w MMA na światowym poziomie, to dziś jest do tego idealny moment.

To może być najpiękniejsza gala UFC dla Polski

UFC w ostatnich tygodniach nie rozpieszczało swoich fanów w sobotnie wieczory. W federacji istnieje jasny podział na gale numerowane i tzw. fight-nighty. Podczas gal numerowanych kibice dostają kilka pojedynków na bardzo wysokim poziomie i często stawką walki wieczoru jest pas mistrzowski jednej z kategorii. Tymczasem fight-nighty – choć czasem znakomite – są kartami słabszymi, z mniejszymi nazwiskami, mają też mniejsze zaplecze medialno-kibicowskie.

Natomiast dzisiaj patrząc na kartę walk UFC 267 można złapać się za głowę. Federacja spokojnie mogłaby rozbić ją na dwie duże gale, a i tak karta walk wyglądałaby bardzo okazale. Starcie o pas wagi półciężkiej. Walka o tymczasowy pas wagi koguciej. Spektakularny Islam Makaczew. Czołówka kategorii ciężkiej. Wschodząca gwiazda Chamzat Czimajew.

A co nas cieszy najbardziej – Polak w walce wieczoru, Polak w karcie głównej, Polak w karcie wstępnej.

Reklama

Poza klatką jak kumple, ale w klatce ma być ogień

Świat sportów walki lubi konflikty. Zwłaszcza te naturalne, które nie są odgrywane pod kliki. To generuje oglądalność, gdy dwóch zawodników nie tylko chce wygrać dla pieniędzy i sławy, ale też po to, by stłamsić rywala. Osobisty podtekst zawsze podgrzewa atmosferę wśród kibiców.

Ale między Janem Błachowiczem a Gloverem Teixeirą takiego konfliktu nie ma. Mało tego – obaj darzą się dużą sympatią. Gdy Brazylijczyk w dzień oficjalnej konferencji prasowej świętował urodziny, Polak… dołączył się do chóru kibiców śpiewających Teixeirze urodzinową piosenkę. Jeden pompuje drugiego, nie mogą wręcz się wzajemnie nachwalić. Błachowicz komplementuje parterowe umiejętności rywala i docenia karierę 42-letniego Brazylijczyka. Glover jest pełen podziwu dla drogi, jaką Polak przeszedł do zdobycia pasa mistrzowskiego kategorii półciężkiej.

Ale obaj zgodnie zapowiadają – w klatce będzie ogień. Gdy przekroczą próg oktagonu, to obaj zapomną o miłych gestach z tygodnia poprzedzającego walkę. A tych nie brakowało, bo Błachowicz dał nawet urodzinowy prezent rywalowi. Było nim piwo z browaru, który Błachowicz reklamuje. Kamery UFC uchwyciły nawet rozmowę obu zawodników w toalecie.

Wiem, że ci się spodoba prezent, który mam dla ciebie… – mówił Błachowicz.

Co to będzie? Pas? Dasz mi pas? – żartował Teixeira.

Pas zostaje u mnie. Ale dam ci coś innego, też fajnego! – odpowiadał Polak.

Reklama

I tak jak obaj się wzajemnie chwalą, tak też obaj mówią, że plan jest prosty – wykończyć rywala przed czasem. Błachowicz prognozuje zwycięstwo przez nokaut w drugiej lub trzeciej rundzie. Teixeira kluczy, czaruje, ale jasnym jest, że jego najgroźniejszą bronią są poddania. Ale i ma czym uderzyć. Żaden inny zawodnik w historii wagi półciężkiej UFC nie zakończył tylu walk przed czasem, co Teixeira – aż czternaście walk wygrał przez KO/TKO lub poddanie.

Faworytem jest Błachowicz. Można powiedzieć – wreszcie. Bo Polak zdążył się przyzwyczaić do tego, że w bukmacherskich typowaniach jest na straconej pozycji. I co z tego? Wygrał dziewięć z ostatnich dziesięciu walk. Pokonał Dominicka Reyesa, który – zdaniem wielu ekspertów – powinien na punkty wygrać walkę z ówczesnym mistrzem Jonem Jonesem. Wygrał też z Israelem Adesanyą, mistrzem wagi średniej, wówczas niepokonanym (20-0) zawodnikiem, który zechciał zaatakować pas wyższej kategorii wagowej.

Teraz – co sam Polak podkreśla – choć jest faworytem, to musi mieć respekt przed tym, jak bardzo zdeterminowany będzie Teixeira. Poświęciliśmy mu dzisiaj większy tekst – to gość, który jest w czołówce najlepszych zawodników, którzy nigdy nie sięgnęli po pas mistrzowski UFC. Dzisiaj będzie przed prawdopodobnie ostatnią szansą na pas w swojej karierze. Zarówno Błachowicz, jak i jego sztab, podkreślają, że Teixeira będzie w możliwie jak najlepszej formie, z możliwie jak najlepszym przygotowaniem mentalnym. I z chęcią odebrania Błachowiczowi tytułu mistrza.

A Polak już zdążył przywyknąć do tego, że na galach witany jest przez wszystkich per „champion”.

Tybura na drodze do czołówki

Na karcie głównej znalazło się też nazwisko drugiego z Polaków – Marcina Tybury. Zawodnik z Uniejowa jest na ósmej pozycji w rankingu wagi ciężkiej, a dziś spróbuje zapukać do czołowej piątki. Właśnie piątą pozycję z zestawieniu zajmuje Aleksander Wołkow. Rosły Rosjanin przegrał w tym roku z Cirylem Gane’em, tymczasowym mistrzem królewskiej kategorii wagowej.

Rozpędzony Tybura wierzy, że pokonanie Wołkowa będzie dla niego przepustką do ostatniego przystanku przed walką o mistrzostwo. Ale najpierw trzeba pokonać 33-latka, który aż 22 walki kończył nokautami.

– Nie ciąży na mnie presja, trochę sam ją z siebie zdjąłem. Toczyłem już wcześniej boje o przebicie się do ścisłej czołówki rankingu UFC. Presję wywiera na mnie bardziej to, że dobrze się do tej walki przygotowałem. To droga, która prowadzi mnie na szczyt kategorii ciężkiej. Aleksander Wołkow był zawodnikiem kiedyś notowanym nawet niżej ode mnie, byliśmy też wspólnie w innej organizacji. Zestawiano nas razem. Nie robi na mnie wrażenia to, że teraz jest piąty w rankingu UFC. Sam chciałem kogoś wyżej notowanego – właśnie z pierwszej piątki – po to, żeby się tam przebić – mówił ostatnio w „Kanale Sportowym” w programie „Oktagon Live”.

– Do walki o pas brakuje mi dwóch wygranych pojedynków. Pierwszy z nich w sobotę. Planuję wygrać przez poddanie w drugiej rundzie – zapowiedział również.

W karcie wstępnej powalczy z kolei Michał Oleksiejczuk. W jego przypadku trudno mówić o aspiracjach na czołówkę kategorii półciężkiej. 26-latek walczy z Szamiłem Gamzatowem. Polak w marcu po bardzo, ale to bardzo zaciętym starciu pokonał Modestasa Bukauskasa, ale nawet efektowne zwycięstwo nie przybliży bardzo wyraźnie „Lorda” do TOP15 kategorii, w której pas dzierży Błachowicz.

Będą grzmoty

Na karcie głównej UFC 267 jest jednak kilka nazwisk, które są zapowiedzią kapitalnych starć. Piotr Yan podchodziłby do starcia z Corym Sandhagenem z pasem mistrzowskim kategorii koguciej, gdyby nie feralne kolano na głowę Aljamaina Sterlinga. Amerykanin – w stylu innego Sterlinga – przyaktorzył i nie podniósł się po nieprzepisowym ciosie Rosjanina, a sędzia zdyskwalifikował Yana. Tym sposobem Rosjanin stracił pas i dziś powinniśmy oglądać rewanż Sterling-Yan. Problem w tym, że Amerykanin wycofał się z karty walk z uwagi na problemy zdrowotne. Za niego do klatki wskoczy Sandhagen, który zmierzy się z Rosjaninem o tymczasowy pas wagi koguciej. Czego się spodziewać? Emocji. Sandhagen słynie z efektownym nokautów, a Yan to prawdziwa uniwersalna maszyna do rozbijania przeciwników. W UFC przegrał tylko raz – właśnie w marcu przez dyskwalifikację ze Sterlingiem. Przedtem rozbijał chociażby Jose Aldo czy Urijah Fabera.

Rosyjscy kibice wypatrują też starcia Chamzata Czimajewa. To wchodząca gwiazda UFC – zawodnik urodzony w Rosji, lecz występujący pod flagą szwedzką. Ostatni rok Czimajew stracił przez komplikacje związane z przechorowaniem koronawirusa, ale – jak sam mówi – wrócił jeszcze bardziej spragniony zwycięstw. – I’d like to smash everybody – powtarza jak mantrę.

Czimajew zdobył serca fanów UFC, gdy latem zeszłego roku stoczył dwie walki w odstępie… dziesięciu dni. Obie wygrał. Pierwszą w sześć minut, drugą w trzy minuty. I jeszcze miesiąc później znokautował rywala w siedemnaście sekund. Teraz w starciu z Li Jingliangiem jest murowanym faworytem, ale Szwed był bliski przegrania… z wagą. I pewnie by to starcie przegrał, gdyby nie pomoc ręcznika. To właśnie na nim Czimajew wsparł się, by lekko odciążyć swoje ciało na wadze.

Spektakularnie zapowiada się też starcie Makaczew-Hooker. Rosjanin typowany jest przez wielu jako rodzimy następca Chabiba Nurmagomedowa – też ma świetne zapasy, też świetnie czuje się w ubijaniu rywali z góry. Za Hookerem będzie jednak publiczność, która uwielbia nowozelandzkiego zawodnika. To fighter spod znaku „nieważne kiedy, nieważne gdzie” – UFC ma mu po prostu wysyłać propozycje walk, a on zawsze będzie gotowy. „Hangman” słynie z tego, że w oktagonie nie jest łatwo go ustrzelić, ma wytrzymałą szczękę i aspirującemu do zawładnięcia kategorią lekką Makaczewowi wcale nie musi dziś być łatwo.

Jednego jesteśmy pewni – dzisiaj czeka na show. Kapitalna karta walk, rekordowa liczba Polaków na jednej karcie UFC, wschodzące gwiazdy, dwa pasy mistrzowskie. I trzymamy kciuki, by legendarna polska siła sprawiła, że pas znów wróci do Cieszyna.

Czytaj też:

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

9 komentarzy

Loading...