Nie pamiętam, żebym aż tak bardzo trzymał kciuki za jakąś kobietę. Ostatnio równie mocno dopingowałem Justynę Kowalczyk, gdy walczyła z Marit Bjoergen podczas igrzysk olimpijskich w Vancouver w 2010 roku. Naszej narciarce finisz wyszedł wtedy spektakularnie, zdobyła złoty medal. Blanka Lipińska, niestety, nie spisała się na ostatniej prostej tak znakomicie. Końcówka „365 dni” jest równie kiepska co cała książka. Pozostając w terminologii sportowej: gdyby autorka tej powieści była biegaczką narciarską, to nie tyle nie podjęłaby walki z Justyną i Norweżką, co w ogóle nie stanęłaby na starcie, bo zgubiłaby się po drodze z hotelu.

Pod koniec 9. części napisałem wam, że liczę na totalną rozpierduchę na ślubie Laury z Massimem. Niestety, zamiast ciężkich dział Lipińska wyjęła pistolecik. Żeby chociaż był naładowany ostrą amunicją, to można by się było jeszcze chociaż trochę zabawić. Nic takiego się nie stało, magazynek w całości wypełniły ślepaki, o czym przekonacie się pod koniec tekstu.
Ślepakami nie strzela za to don Massimo, który zapłodnił Biel. I teraz zgadnijcie: jakie jest największe zmartwienie Polki? Ha, Gapiński oszalał i daje nam turbo łatwą zagadkę, pomyślicie. Wiadomo, nie może się napić różowego Moeta.
Mam was, Laurę trapi zupełnie co innego! Szczegóły są na tyle ohydne, że oddam jej głos:
„Próbowałam wszystko przełknąć, ale czułam, że zawartość żołądka podchodzi mi do gardła. Wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do łazienki, trzaskając drzwiami. Kiedy skończyłam, oparłam się o ścianę i przypomniałam sobie, że jestem w ciąży. Boże, co za dramat, pomyślałam, jeśli każde obciąganie ma kończyć się rzyganiem, to chyba nie będę tego robić.”.
Co wy wiecie o prawdziwych problemach? To dopiero są kłopoty! Ale od czego jest don Massimo, jeśli nie od rozwiązywania takowych. Włoch musiał co prawda wyjechać w interesach, jednak zanim to zrobił, zostawił Laurze kilka niespodzianek, które sprawią, że oralne rozkminy odejdą w siną dal.
„Rozpakowałam karton i moim oczom ukazały się dwa mniejsze pudełka z logo Givenchy na wierzchu. Wyjęłam je i otworzyłam. To były zabójcze kozaki (…). Byłam szaleńczo zakochana w tych butach, ale nikt normalny nie wydałby na nie prawie siedmiu tysięcy złotych”.
Na szczęście don Massimo jest pierdolnięty, co ustaliliśmy już wcześniej. Dlatego nie tylko zakochał się w wariatce, ale jeszcze obdarowuje ją drogimi giftami. Jednakowoż prezenty te wprowadzają Laurę w nieco filozoficzną zadumę, o czym może świadczyć to zdanie:
„Czułam się atrakcyjna i bardzo markowa, tylko czy to wciąż byłam ja?”
Po tych słowach Biel odrzuciła dobra doczesne i wstąpiła do klasztoru Franciszkanek.
Żartowałem!
Owszem, wstąpiła, ale na lotnisko, gdzie odebrała pustaka nr 2, czyli Olgę. I teraz pytanko: jak myślicie, co przyjaciółka powiedziała, gdy zobaczyła Laurę? Może „super cię widzieć!”? Albo „Boże, jak tu pięknie!”? Niedoczekanie wasze! Ta warszawska utrzymanka od razu zeskanowała psiapsiółkę i przywitała ją zdaniem „Czy to są kozaki Givenchy na które mnie nie stać?”.
Laura poczuła, że zrobiła wrażenie, ale było jej mało znęcania się nad Olgą, dlatego wyprowadziła kolejny cios.
„Światło rozbłysło, a jej oczom ukazała się ponad pięćdziesięciometrowa garderoba. Na ścianie naprzeciwko wejścia były półki z butami, od podłogi do sufitu, od Louboutina po Pradę.”
„Ja pierdolę. Nie wiem co powiedzieć, ale na pewno ci nie współczuję” – Olga była wyraźnie zszokowana. A moim zdaniem chciała rzec coś w stylu: dawałam dupy nie tym facetom co trzeba! Straciłam tyle lat! Zamiast puszczać się za kozaki Givenchy, robiłam to w zamian za torebki Tommy’ego Hilfigera, jestem idiotką!
Ta dziewczyna szybko wyciąga jednak wnioski. Dlatego na zakupy z Laurą ruszyła odpowiednio ubrana, licząc zapewne, że też upoluje na mieście jakiegoś dzianego gangusa:
„(…) postawiła na styl bogatej dziwki, wkładając jasne króciutkie sporty z wysokim stanem, które niemal zupełnie odkrywały jej pośladki, i top w tym samym kolorze”.
Dobra, chwila przerwy. Tu muszę wam przedstawić Domenica, który opiekuje się Biel odkąd przyjechała do willi Toriccelliego. Jakoś nie było okazji, żeby o nim wspomnieć, a warto, ponieważ ten chłopak jest dla Laury tym, kim Alfred dla Batmana. Załatwia jej wymarzone śniadania, doradza jakie ciuchy kupić, zapewne gdyby była taka potrzeba, zamordowałby dla niej bez wahania jakiegoś fagasa i z czarującym, hollywoodzkim uśmiechem zakopał w lesie.
Skarb, nie człowiek.
No więc to właśnie Domenico zabrał dziewczyny na ciuszki. Głównym punktem wypadu miało być nabycie sukni ślubnej oraz kiecki dla druhny. Panie psioczyły jednak na odwiedzane butiki, wobec czego Włoch postanowił wyciągnąć asa z rękawa. Zaprosił je do atelier pięknej projektantki, którą jak się okazało posuwa. Dziewczyna ma oko do szczegółu, gdyż kiedy zobaczyła Olgę, wykrzyknęła, uwaga, uwaga: „WIDZĘ, ŻE STYL NA DZIWKĘ JEST CI BLISKI”.
xd
Kurwa, to się nie dzieję. Nie wierzę, że można pisać na poważnie takie bzdury, może Blanka Lipińska robi sobie z nas wszystkich jaja? Nie wiem, tymczasem wracam do atelier, gdzie Laura i Olga wybrały wymarzone suknie. Potem pojechały do SPA.
Wszystko fajnie, ale po chuj piszesz o shoppingu zamiast wprowadzić nas w jakąś grubszą akcję? – spytacie. Jakby wam to powiedzieć… no właśnie problem polega na tym, że poza wypadem na zakupy niewiele się dzieje.
A nie, czekajcie!
Zapomniałem, że na finiszu zdarzyła się niesamowita historia. Zanim ją opiszę, weźcie coś na uspokojenie albo przynajmniej odłóżcie kieliszek z różowym Moetem na stół, inaczej z emocji wypadnie wam z dłoni.
Gotowi? No to jedziemy! Dokładniej rzecz biorąc: dziewczyny jadą po autostradzie zajebistym sportowym cackiem od don Massima. Za nimi śmiga ciemny SUV należący w teorii ochrony, która nagle… przypierdala w zderzak Laury. Polka orientuje się, że coś jest nie tak, przyspiesza do ponad dwustu na godzinę, gubi swoich prześladowców i już kurwa, po zabawie.
Czujecie?
Przyspieszyła i tyle, nic się nie stało. Żadnych opisów mrożących krew w żyłach pościgów, żadnych rannych, żadnych emocji, nic.
Do teraz nie rozumiem, dlaczego ci przestępcy, skoro próbowali ją zabić, np. nie strzelali, gdy laski wychodziły ze SPA albo na autostradzie, tylko uparli się, żeby jebnąć je w zderzak. Do teraz nie rozumiem też, jakim cudem przyspawana do Polek przez cały ich wypad ochrona nie zauważyła, że dziewczyny opuściły już SPA i weszły do samochodu. Szczególnie, że, jak wspomina Laura, były tak przejedzone, iż „turlały się” do tego auta. Czy ci goście zasnęli w SUV-ie z nudów? Czy może odpalili przenośną konsolę i tak bardzo się wciągnęli, że ich nie zauważyli?
Znowu: tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi.
Najbardziej nie rozumiem jednak czego innego: że Massimo słysząc o tej sytuacji… się zesrał. Facet rozstrzelał na terenie swojej rezydencji jakiegoś kryminalistę, zabił byłego Laury na weselu w Lublinie i miał to wszystko w dupie, nie przejmował się ewentualnymi śledztwami przez minutę. Tu nic się w sumie nie stało, a Włoch uznał, że jednak nici ze ślubu i nie może być z Biel, bo jej życiu grozi za duże niebezpieczeństwo. Wściekła Laura odpowiada mu tak:
„Kurwa, nie wierzę! Teraz cię takie myśli naszły? Po prawie trzech miesiącach, po oświadczynach i po tym, jak zrobiłeś mi dziecko?!”
Finito, tak się kończy książka.
Podobnie jak panna Biel, też chcę zakrzyknąć:
Kurwa, nie wierzę!
Że taki gniot zyskał tak dużą popularność.
Że dobrnąłem do końca z tą recenzją.
Że niektórzy z Was przeczytali wszystkie odcinki, nie bacząc na uszczerbki na zdrowiu psychicznym.
Że już po wszystkim.
A nie, czekajcie – za kilka dni dam wam odcinek extra. Czuję, że po prostu muszę odnieść się do wypowiedzi Blanki Lipińskiej z różnych wywiadów, stay tuned!
KAMIL GAPIŃSKI
Część 1:
Facet czyta „365 dni” Lipińskiej, odcinek 1: Don Massimo i tajemnicza Pani
Część 2:
Facet czyta „365 dni” Lipińskiej, odcinek 2: Ekskluzywne… porwanie
Część 3:
Facet czyta „365 dni” Lipińskiej, odcinek 2: Ekskluzywne… porwanie
Część 4:
Facet czyta 365 dni Lipińskiej, odcinek 4: mam dość tych cholernych pustaków!
Część 5:
Część 6:
Część 7:
Facet czyta „365 dni”, odcinek 6: You Can Dance na festiwalu w Wenecji
Część 8:
Facet czyta 365 dni, odcinek 8: Wojna, ciąża i seks na leśnych parkingach
Część 9:
Facet czyta 365 dni, odcinek 8: Wojna, ciąża i seks na leśnych parkingach
Wspaniałe to było streszczenie. Nie zapomnę go nigdy. Mam pytanie natury filozoficznej w związku z tą książką. Czy w dobie deficytu i zapaści czytelnictwa w naszym (i nie tylko) kraju, lepiej przeczytać tę książkę i mieć 1 na końcie, czy nie przeczytać i mieć okrągłe 0.
Lepiej 0, bo po przeczytaniu tej jednej, jedynej książki możesz nie chcieć już nigdy przeczytać następnej.
Jeden ch…j właściwie. 🙂
Nie przeczytać, bo jak przeczytasz będziesz miał -1, a nie 0.
Na koniec powiem tak: pochylmy się nad losem tych wszystkich kobiet nad Wisłą w wieku reprodukcyjnym które się jarają tego typu twórczością (mam na myśli oryginał, bo ta przeróbka jest kapitalna) a jeszcze bardziej nad losem tych którzy tak gonią za nimi w codziennym życiu, poświęcają swój czas, hobby, pieniądze i inne dobra żeby tylko potarmosić na chwilę kawałek cyca.
Na koniec spuśćmy zasłonę milczenia bo tylko to zostało…
Czy sequel też doczeka się streszczenia?
Mimo, że Twoje streszczenie jest zabawne to i tak upewniłam się że ta „literatura” jest nie dla mnie… Dziękuję :)) Wiesz… gdyby to coś miało być pastiszem np. na 50 twarzy Greya, do której to książki się odwołuje… to może miałoby to jakiś sens… a tak kłuje w oczy totalnym ubóstwem warsztatu pisarskiego… zupełnym brakiem smaku… płycizną intelektualną autorki… i zupełnym odklejeniem od realnego życia… Jest sztuczna… pusta… boże mój… zdarzało mi się już czytać książki, po których wydawało mi się, że będę potrzebowała terapii, ale ta jest tak głupia, że aż nie mogę uwierzyć że ktoś coś takiego wydał… ba… zekranizował… że to się w ogóle sprzedało… :O ¯\_(ツ)_/¯
Dziękuję za ten wspólnie spędzony literkowo czas… za poprawienie mi humoru w tych dziwnych i trudnych czasach… Mam nadzieję że po tej lekturze nie będziesz potrzebował kuracji… różowym Moetem 😀
Trzymaj się i do zobaczenia… pewnie jeszcze nie raz wpadnę tu do Ciebie coś poczytać… lubię sport… co prawda najbardziej ten czynny… i raczej pływanie, żeglowanie, rower i siatkówka… ale…
Pozdrawiam i do następnego… :*
Hmmm… I wciąż się zastanawiam… Jak objawia się ta rewolucja seksualna, którą podobno zapoczątkowała ta książka…
Czy ktokolwiek wie coś na ten temat? 😀
To ja Ci powiem, rewolucja ma polegać na tym żebyś jako facet nadskakiwał kobiecie na każde skinienie, żebyś wydawał na nią całe swoje pieniądze żeby się mogła pindrzyć i się chwalić swoim głupiutkim jak ona koleżankom, żebyś spełniał wszystkie jej fanaberie i zachcianki broń Boże nic za to nie oczekując w zamian, żeby mogła przy Tobie chlać na umór i robić inne rzeczy na które ma ochotę, żebyś ją ostro przeleciał ale tylko wtedy jak ona chce (Twoje potrzeby się nie liczą bo przecież Tobie jako człowiekowi zawsze się „chce” wtedy kiedy jej), a w skrajnych przypadkach żeby Cię bez ogródek i sentymentów mogła kopnąć w dupę gdy się Tobą znudzi tudzież znajdzie innego samca alfa.
Literatura trafiająca do niedoruch..ych Grażyn, roszczeniowych młodych księżniczek, pseudo feministek, tudzież innych niewiast z mózgiem jak kanarek myślących że życie to bajka niezależnie jakim jestem paszczurem.
Zrzędzisz Bazuka… dużo goryczy w Twoim stronniczym komentarzu. Na tym jakże pięknym świecie żyje co najmniej tyle samo Ferdków Kiepskich, Don Juanów, Rasputinów, Casanovów, etc., wykorzystujących kobiety, co Messalin, Fryne, Teodor, Sad Abe, Karyn, blachar, czy jak tam zechcesz je nazwać… żerujących na
facetach… to akurat żadna rewolucja 🙂
Ja głupia sądziłam, że p. Lipińska ma tak nieokiełznaną fantazję 😉 , że Kamasutra przy jej książce wygląda skromnie… jak…
podręcznik do przedmiotu przygotowanie do życia w rodzinie… że dzięki wyczynom Laury i Massima nie będzie już tych jak piszesz niedoruch.. nych, sfrustrowanych, rozczarowanych, itp. że to jest właśnie recepta na udane życie seksualne dla mas… 😀 eeech
Z tą maseczką na twarzy… Wśród zamaskowanych ludzi… Czuję się jak uczestniczka filmu gangsterskiego.. 🙂
Po drugim odcinku bałem się że tego nie udźwigniesz. Gratki, dobra seria!!
To było świetne. Dawno tak się nie uśmiałam 😀
Koniec serii…czuję się roztrzaskany…albo rozlany
To była jedna z lepszych rzeczy w tym smutnym okresie. Momentami płakałem, ze śmiechu. Dziękuje Ci za to. Mam nadzieję, że to nie koniec Twojej działalności w tej dziedzinie. Jeszcze raz wielkie, wielkie DZIĘKUJE.
Bardzo Ci dziękuję za tę fenomenalną recenzje….streszczenie …nawet nie wiem jak to nazwać poprawnie..ale płakałam ze śmiechu i strasznie mnie się podobało….mam nadzieję ,że starczy Ci sił „psychicznych ” aby zrobić to samo z 2 i 3 częścią tej farsy …chętnie w tych ciężkich czasach bym się porelaksowała przy czytaniu twych felietonów….o znalazłam odpowiednie określenie :-))) Powodzenia i czekam na obiecany ostatni wpis…pozdrawiam ciepło
A ja sobie myślę, że gdyby nie to wiekopomne dzieło, nie byłoby też serii przywracających uśmiech na twarzy i lekkość w sercu felietonów (też lubię to słowo). A to już samo w sobie i w dzisiejszych czasach, kiedy człowiek patrzy dookoła i oczom nie wierzy, warte jest każdej pochwały, więc brawo Blanka (chyba?). Tylko nie bierz sobie tego za bardzo do serca i na ambit, i w żadnym wypadku nie pisz już nic więcej (na pewno!).
Brawo Gapiński. Chcemy wincyj.
Poczytaj kolejne części to dopiero jazda 😀