W końcu! Nareszcie! Zrobił to! Na 190 stronie powieści don Massimo Toriccelli spenetrował Laurę Biel! Prawdę powiedziawszy, penetrował ją nawet dłużej, bo opis polsko-włoskiego seksu trwał prawie jedenaście stron. Po tej lekturze marzę tylko o jednym: o tym srebrnym wibratorze z filmu „Men in Black”, którym Tommy Lee Jones i Will Smith kasowali ludziom pamięć.
W pierwszym odcinku cyklu zacytowałem Blankę Lipińską, która mówiła, że jej książka zapoczątkowała rewolucję seksualną w tym kraju. Jestem ciekaw, na czym ona, kurwa, polega? Czy jej zdaniem Polki po lekturze „365 dni” zaczęły regularnie sypiać z włoskimi mafiozami? A może nagle pozwoliły na robienie sobie minetek w prywatnych odrzutowcach?
Zakładam, że autorka miała jednak na myśli co innego: pewnie uważa, że opisy seksu, jakie popełniła, otworzą nasze rodaczki na nowe, dzikie doznania. Drogie dziewczyny – jeśli macie nadzieję, że „365 dni” dni rozgrzeje wasze łóżka do czerwoności, od razu odpowiadam: o ile nie podpalicie tej książki (ja mam ochotę to zrobić od kilku dni) i nie wrzucicie pod kołdrę, nie ma na to szans. Dowody? Proszę bardzo, dwa pierwsze z brzegu teksty Laury:
„Uwielbiałam pieprzyć się od tyłu, a kontrola, którą miał nad moim ciałem w tej pozycji, przerażała mnie i podniecała jednocześnie. Pochylił się lekko i przesunął jedną rękę na moją łechtaczkę. Jeszcze szerzej rozchyliłam nogi, tak by mógł się nią bawić.”
„Łapiąc za zagłowie łóżka, przysunęłam nas do pikowanej części ściany i przyparłam do niej jego plecy. Uwielbiałam tę pozycję, dawała mi absolutną kontrolę nad partnerem, a jednocześnie pozwalała na bardzo głęboką penetrację. Złapałam go za włosy i powoli zaczęłam ocierać łechtaczkę o jego brzuch. Penis we mnie lekko się unosił, a ja nacierałam na niego coraz szybciej i z większą siłą”.
Rzeczywiście, kurwa, niesamowite. Dzięki Ci Blanko, że otworzyłaś ludziom oczy! Zapewne do tej pory seks w przeciętnym polskim domu był dniem świstaka z pozycją na misjonarza. Dzięki tobie w końcu to się zmieni! Ludzie odkryją, że można to robić od tyłu i na jeźdźca. Wspaniale, czuję, że uratujesz tysiące polskich małżeństw przed rozwodami, nie wiem jak ci ludzie powinni ci dziękować.
Żartuję, wiem, pewnie butelkami różowego Moeta!
Pojęcia nie mam, czy autorka je lubi, natomiast na ostatnich 40 stronach, które przeczytałem, jedna rzecz wkurzyła mnie bardziej niż opis spółkowania, mianowicie to nieustanne chlanie Biel.
W poprzednich fragmentach książki dało się zauważyć jedno: Laura generalnie nie jest za mądra, ale dopóki nie pije, jeszcze jakoś się trzyma. Problem w tym, że jest uzależniona, więc tankuje niemal bez przerwy, a potem ładuje się w tarapaty.
Kolejne przykłady? Proszę bardzo. Do tego nieziemskiego seksu z Massimem doszło na jego jachcie, który „posiada dwanaście kajut dla gości, jacuzzi, salę kinową, spa, salę do ćwiczeń i oczywiście ogromny basen oraz lądowisko dla helikoptera”. Normalny człowiek po wejściu na pokład takiej maszyny zacząłby od jej zwiedzania. Laura olała tę możliwość gdyż na wejściu dostała butelkę – a jakże by inaczej! – różowego Moeta. Oczywiście po raz kolejny zachowała się jak żul spod monopolowego w Gostyniu, a nie laska z klasą i wychyliła go właściwie na raz, a następnie… wypadła za burtę.
Niestety, Massimo ją uratował. Żałuję, że tak się stało, bo gdyby się utopiła, nie musiałbym czytać opisów ich bzykania.
KAMIL GAPIŃSKI
Część 1:
https://weszlo.com/2020/04/02/facet-czyta-365-dni-lipinskiej-odcinek-1/
Część 2:
Facet czyta „365 dni” Lipińskiej, odcinek 2: Ekskluzywne… porwanie
Część 3:
https://weszlo.com/2020/04/04/facet-czyta-365-dni-lipinskiej-odcinek-2/
Część 4:
https://weszlo.com/2020/04/05/facet-czyta-365-dni-lipinskiej-odcinek-4/