Reklama

KSW 64: Pudzianowski nokautuje, Przybysz broni pasa przez poddanie!

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

24 października 2021, 01:19 • 7 min czytania 9 komentarzy

Na gali KSW 64 największe emocje miały budzić dwie walki – ta Mariusza Pudzianowskiego i ta Sebastiana Przybysza. Ten pierwszy do klatki wychodził naprzeciw ważącego niemal 150 kilogramów Bombardiera, z którym pierwotnie miał zmierzyć się już w marcu. Drugi zaliczał pierwszą w karierze obronę pasa mistrzowskiego kategorii koguciej. Obaj spisali się znakomicie i swoje pojedynki wygrali. W zupełnie inny sposób – jeden potężnym ciosem, drugi przez poddanie – ale i tak trudniej rozstrzygnąć, który zrobił to efektowniej. Choć w najwspanialszy sposób swoją walkę zakończył… debiutant. 

KSW 64: Pudzianowski nokautuje, Przybysz broni pasa przez poddanie!

Przybysz broni pasa!

Kiedy w materiale wideo promującym walkę o twoim rywalu w superlatywach wypowiada się Charles Oliveira – aktualny mistrz UFC wagi lekkiej, prawdopodobnie najmocniej obsadzonej na świecie, to wiesz, że nie będzie to łatwy rywal. Ale Sebastian Przybysz to nie gość, który takimi rzeczami by się przejmował. On sam zawsze powtarza, że nigdy nie miał wielkiego talentu, ale ma serducho i potrafi zapier… byle tylko osiągnąć swój cel. Tak zrobił w marcu, kiedy poprzez jednogłośną decyzję sędziów zabrał pas KSW Antunowi Raciciowi. Tak też planował zrobić dziś.

I to mu się udało. Na zwycięstwo potrzebował niecałych trzech rund. Pierwsza była dość wyrównana, w drugiej przewagę zyskał Przybysz, który sprowadził walkę do parteru. W trzeciej to Bruno Augusto dos Santos, rywal Przybysza, spróbował zejść na matę, ale Polak szybko wykorzystał to przeciwko niemu. A potem zaliczył jedno z najbardziej efektownych poddań w historii KSW – odwrócony trójkąt nogami z pozycji bocznej. Czegoś takiego jeszcze w tej federacji nie było. I o ile przez kilkanaście, może kilkadziesiąt sekund Brazylijczyk jeszcze się bronił, tak w końcu odklepał, a Przybysz zaliczył pierwszą udaną obronę pasa. Patrząc na to, jak walczy – zapewne nie ostatnią.

– Na pewno czymś jeszcze was zaskoczę. W każdej walce chcę prezentować coś nowego. „Jak tworzyć to historię, jak robić to furorę” – to moje motto. […] W pierwszej rundzie źle kopnąłem, połamałem sobie przez to dwa albo trzy palce, teraz ledwo stoję na stopie. Ale to tylko ból, serduchem walczyłem o to, by wygrać walkę. Nie musiałem kopać tą nogą, mogłem nią poddać rywala – mówił Przybysz. I to właśnie zrobił. Pytaniem, które normalnie zadaje się w takich sytuacjach jest: kto następny dla mistrza?

Reklama

W przypadku Przybysza nie ma to chyba jednak większego znaczenia. On jest gotowy roznieść każdego. Szkoda jedynie, że duża część publiczności opuściła halę jeszcze przed tą walką, a po pojedynku wagi zdecydowanie cięższej.

„Pudzian” wygrał w 18 sekund!

To miała być walka wieczoru już na KSW 59, w marcu, ale wtedy Sergine Ousmane Dia, czyli „Bombardier” w dniu starcia doznał ostrego zapalenia wyrostka robaczkowego. Trafił do szpitala, nie mógł wystąpić, a Pudzianowi na szybko zorganizowano zastępstwo. Senegalczyk jednak niezmiennie powtarzał, że jest człowiekiem honorowym i chciałby, by do tego pojedynku doszło, bo czuje się winny temu, że kibice nie dostali tego, co im obiecano. Sam Mariusz nie miał żalu ani złości – mówił, że zadecydowała sytuacja zupełnie przypadkowa. Kiedy jednak ostali okazję, obaj postanowili wreszcie stanąć naprzeciw siebie w klatce.

Tam miały nas czekać naprawdę ciężkie grzmoty. Pudzianowski, wiadomo, przyłożyć potrafi, w klatce KSW zanotował już mnóstwo nokautów i trudno oczekiwać po jego walkach, by trwały długo. A gdy po drugiej stronie staje taki gość jak Bombardier, który wnosi do oktagonu niemal 150 kilogramów, a w rękach ma piekielną siłę, to trzeba było spodziewać się niezłej jatki. I w sumie to taką dostaliśmy. Nikt chyba jednak nie spodziewał się, że będzie to… najkrótsza walka Pudzianowskiego w historii jego występów w klatce!

O takich pojedynkach mówi się czasem, że spokojnie można by je pokazać w „Teleexpresie”. Tę można by nawet kilkukrotnie, a czasu na pozostałe wiadomości i tak by wystarczyło. Od razu po rozpoczęciu walki obaj ruszyli na siebie, zaczęli wymieniać ciosy. Trwało to kilka sekund, aż wreszcie jeden z tych wyrzuconych przed siebie przez Pudziana sięgnął celu idealnie. I okazało się, że Ousmane Dia może i jest twardy, może jest potężny, ale kiedy w czaszkę przydzwoni ci z siłą młota pneumatycznego gość taki jak Mariusz Pudzianowski, to po prostu padasz na matę.

https://twitter.com/KSW_MMA/status/1452031449285238788?s=20

I tak też było w tym przypadku. Walka skończyła się niemal natychmiast, sędzia z miejsca doskoczył do walczących, bo odsunąć Pudziana, bo widział, że Senegalczykowi po prostu zgasło światło. – Przeciwnika nie można było lekceważyć, to wielkie chłopisko. Okres przygotowawczy przepracowałem uczciwie, jak zawsze. Ci, którzy śledzą moje social media wiedzą, że Mariusz to taki rzemieślnik i jak będę pracować, to w końcu to wszystko zaprocentuje – mówił Polak po walce. Dziś zaprocentowało niesamowicie, bo zaliczył swój być może najbardziej efektowny nokaut w karierze w MMA. Choćby dlatego, że gdy upada taki kolos jak Bombardier, to po prostu robi to ogromne wrażenie. Z naciskiem na ogromne.

Reklama

Świetny debiut „Rutka”, Ruchała wygrywa starcie niepokonanych

Daniel Rutkowski to postać w polskim MMA już dobrze znana, był bowiem mistrzem dwóch federacji: Babilon MMA i FEN. Dziś zadebiutował za to w tej największej. Na start dostał Filipa Pejicia, czyli gościa, który słynie z widowiskowych – i nierzadko szybkich – nokautów. Dziś też spróbował skończyć sprawę natychmiast. W pierwszych sekundach ruszył na Polaka jak wystrzelony z procy i mało brakowało, a świetnym kolanem znokautowałby „Rutka”. Daniel się jednak otrząsnął, odzyskał kontrolę nad wydarzeniami i zaczął rozdawać karty w klatce. Tu zaznaczyć trzeba ważną rzecz: Polak to zapaśnik. Ale dziś postanowił poprowadzić walkę w stójce. I w drugiej rundzie wyprowadził idealne wysokie kopnięcie, którym posłał rywala na matę. To był koniec. Nokaut wieczoru. Poezja.

Taki debiut to sygnał dla innych, że do federacji wkroczył gość, który żadnego rywala i wyzwania się nie boi. Trzeci pas mistrzowski w karierze może wkrótce zawisnąć na jego biodrach. Choć on sam podchodzi do tego spokojnie. – To był mój pierwszy nokaut i to nogą. Mówiłem w wywiadach, że Filip będzie chciał mi urwać przez pierwsze dziesięć ciosów łeb. I chciał. Ale wszystko kontrolowałem. Cieszę się, fajnie wszedłem do KSW. Pokazałem się. Czy czas na trzeci pas? Nie wiem. Będą chcieli włodarze? Oczywiście. Nie? To idziemy dalej – mówił.

W innych walkach zmierzyli się między innymi Robert Ruchała i Patryk Kaczmarczyk, czyli dwaj niepokonani do tej pory fighterzy, stanowiący przyszłość polskiego MMA (obaj mają ledwie 23 lata). Lepszy okazał się pierwszy z nich, choć przewalczyli pełny dystans i dopiero sędziowie wyłonili zwycięzcę. Jason Radcliffe i Albert Odzimkowski stoczyli za to prawdziwą krwawą bitwę, choć krew lała się głównie z tego drugiego i to on też przegrał. W jedynym starciu pań Sylwia Juśkiewicz wygrała na punkty z Karoliną Owczarz. Swoją drogą na gali mieliśmy też większościowy remis (wypunktowało tak dwóch sędziów) w starciu Michała Pietrzaka z Szamilem Musajewem. Poza tym zwycięstwa odnieśli jeszcze Oumar Sy i Cezary Kęsik.

KSW 64. Walki:

  • Sebastian Przybysz (8-2-0) pokonał przez poddanie w trzeciej rundzie Bruno Santosa (10-2-0);
  • Mariusz Pudzianowski (15-7-0) pokonał przez KO w pierwszej rundzie Bombardiera (2-0-0);
  • Daniel Rutkowski (13-2-0) pokonał przez KO w drugiej rundzie Filipa Pejicia (15-6-2);
  • Robert Ruchała (6-0-0) pokonał na punkty Patryka Kaczmarczyka (7-1-0);
  • Michał Pietrzak (10-4-1) zremisował z Szamilem Musajewem (15-0-1);
  • Sylwia Juśkiewicz (10-6-0) wygrała na punkty z Karoliną Owczarz (4-2-0);
  • Cezary Kęsik (13-1-0) pokonał przez TKO w trzeciej rundzie Marcina Krakowiaka (11-4-0);
  • Jason Radcliffe (17-8-0) pokonał przez TKO w pierwszej rundzie Alberta Odzimkowskiego (11-6-0);
  • Oumar Sy (5-0-0) pokonał przez TKO w pierwszej rundzie Adama Tomasika (5-1-0).

KSW 65. Chalidow wróci do klatki

Przy okazji dzisiejszej gali zapowiedziano też pierwsze walki na kolejnej, która odbędzie się 18 grudnia w Gliwicach. Najważniejszą z nich będzie starcie Legendy z Przyszłą Legendą, jak reklamuje się ten pojedynek – Robert Solidicia z Mamedem Chalidowem. Dziś obaj stanęli naprzeciw siebie w klatce, ale nie było między nimi złej energii. Wręcz przeciwnie – obaj przyznali, że pojedynku nie mogą się doczekać i są na niego gotowi. A kto wygra? Przekonamy się w grudniu. Jedno jest pewne – to będzie jedna z największych i najważniejszych walk w historii polskiego MMA.

https://twitter.com/KSW_MMA/status/1452036495209074693?s=20

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Michał Trela
1
Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Komentarze

9 komentarzy

Loading...