Radomiak z Koroną. Miedź z Lechią. Pogoń z Zagłębiem. Widzew z Wisłą. W sobotę w Ekstraklasie grania starczy dla wszystkich i to – mamy nadzieję – takiego na odpowiednim poziomie. Co nas najbardziej zastanawia przed tymi czterema meczami?
Czy derby rządzą się swoimi prawami?
To na sam początek, na przystawkę przed intensywną sobotą – Radomiak podejmie Koronę, czyli kolejny etap rywalizacji Radomia z Kielcami, trwającej spokojnie od końca XIX wieku.
– Wiemy, jaki to jest gatunek meczu i co mamy w nim zrobić – zapowiada trener gospodarzy Mariusz Lewandowski.
– Jesteśmy świadomi wagi tego spotkania. To ważne starcie dla kibiców i nas samych – wtórował mu pomocnik gości Adam Deja.
Czyli i jedni, i drudzy wiedzą, że to derby i teraz pytanie, czy zadziała pradawne zaklęcie, że rządzą się one swoimi prawami? Czy za sprawą tej tajemniczej magii Radomiak wytraci impet, którego nabiera po trzech zwycięstwach z rzędu? Czy dzięki tym sekretnym siłom Korona podniesie się po ostatnich dwóch porażkach?
– Nasz styl jest taki, żeby zawsze grać ofensywnie. W rywalizacji w Lubinie podjęliśmy decyzję o zmianie taktyki i była słuszna. Celowo odpuściliśmy rozgrywanie, żeby nie dopuścić do tworzenia się dużych przestrzeni za naszymi plecami – tak Lewandowski wyjaśnił inne nastawienie swojej ekipy w poprzedniej kolejce w potyczce z Zagłębiem.
Można się spodziewać, że dzisiaj wszystko wróci do normy. Znowu priorytetem będzie atak, więc defensywa złocisto-krwistych może się nastawić, że w okolicach ich pola karnego będzie się działo. Niech nisko latające samoloty omijają tę przestrzeń od 12.30 do mniej więcej 14.30, jako że będą w niej fruwać piłki niczym pociski. Żadna drużyna w Ekstraklasie nie oddaje przeciętnie tak wielu strzałów, jak właśnie Radomiak – 12,37.
A Korona czym się wyróżnia? Cóż, ciągle liczbą fauli. Nawet po dwóch piątkowych meczach zespół z Kielc niezmiennie prowadzi w klasyfikacji przewinień z wynikiem 99. Setka pęknie przy Narutowicza bezapelacyjnie. Pytanie tylko, w której minucie. I czy będą ofiary…
Czy Miedź z Lechią zaczną bronić?
Gospodarze i goście dokonali wielkiej sztuki – mimo że rozegrali mniej spotkań od większości (Miedź jedno, Lechia dwa), zdołali zasłużyć na miano najgorszych defensyw Ekstraklasy. Obie ekipy zgodnie dały sobie wbić po 10 bramek i jako pierwsze w tym sezonie wykręciły dwucyfrówkę po stronie strat. Czapki z głów! To na pewno proste do osiągnięcia nie było, a może faktycznie lepiej być najlepszym wśród najgorszych, niż tylko nijakim?
Aha, i żeby nie było, że to tylko pech. Że biedacy oberwali cegłą w drewnianym kościele. Nie, nie, nie – jak śpiewał sobie T.Love. Otóż przed początkiem 7. kolejki Miedź i Lechia były w czołówce pod względem xG straconych – odpowiednio z rezultatem 8 i 9,51. Pewnie, mogli oberwać ciut mniej, szczególnie drużyna z Legnicy, ale generalnie z defensywą to im nie po drodze.
Czy piłkarze odpowiadający za atak mogliby sobie wyobrazić lepszy sposób na spędzenie soboty? Na pewno nie, jeśli musieliby wybierać aktywność fizyczną na boisku. Luciano Narsingh nie mógł uwierzyć, kiedy jego kumpel Olaf Kobacki nie trafił z bliska na pustą bramkę, ale spokojnie, dopiero dzisiaj brwi ze zdziwienia uciekną mu aż na plecy, jeśli tylko Mario Maloca i spółka będą bronić, jak choćby z Radomiakiem. Tego to na pewno jeszcze nie widział, choć kawałek świata zwiedził.
Po drugiej stronie wszystkie oczy zwrócą się na Łukasza Zwolińskiego. Władze biało-zielonych uparły się, by nie negocjować transferu atakującego ani z Hapoelem Beer Szewa, ani z Girondins Bordeaux i zamiast rozpakowywać się w Izraelu czy Francji, szczecinianin wystąpi w Legnicy. Pewnie na nieszczęście przeciwników, ponieważ w ostatnich miesiącach prezentował się bardzo dobrze. Z plecami napastnika już w porządku i tak w ogóle nie odniósł urazu w trakcie podróży do Radomia, a znacznie wcześniej, bo od dawna występował na lekach przeciwbólowych. Ból dopadł go na ostatnich zajęciach w Gdańsku przed wyjazdem na Radomiak, a długa podróż jedynie jeszcze go wzmogła. Tak było.
Czy wróci dawny Dante?
Dante Stipica to jeden z najlepszych transferów w nowej historii Pogoni Szczecin, czyli od odbudowy klubu od IV ligi w 2007 roku. Nie ma co do tego wątpliwości. Odnalazł się doskonale na boisku i poza nim. Stał się wzorem obcokrajowca w Ekstraklasie, bo wniósł jakość i szacunek do miejsca pracy (prędko nauczył się polskiego). Ale w ostatnich tygodniach bardziej pomaga przeciwnikom niż swoim.
Po pierwsze, oczywiście rewanż z Broendby. Tak oddaliśmy „popis” Chorwata:
„Duńska firma produkująca sygnał z meczu na Broendby Stadion miała problem z zasilaniem, w związku z czym przed przerwą dwa razy zrywało transmisję na TVP Sport i prawdopodobnie z tego samego źródła energię czerpali Dante Stipica i Luis Mata. Im też dwukrotnie w pierwszej połowie wyłączyło prąd. Inaczej trudno wytłumaczyć, co się stało z Chorwatem i Portugalczykiem.
Najpierw Stipica pod pressingiem przeciwnika uznał, że poda do ustawionego na skraju szesnastki Maty. I nie w samej decyzji leżał problem, a w jej wykonaniu. Bramkarz kopnął za lekko i to zdecydowanie. Takie zagranie prawdopodobnie nie przeszłoby w Ekstraklasie, a w europejskich pucharach to już na pewno. Simon Hedlund przeczytał zamiar Chorwat jak poranną gazetę i to pełną zdjęć, wyprzedził Portugalczyka, a lewy obrońca Pogoni niezdarnie go podciął, kiedy próbował sięgnąć piłkę. Poszkodowany sam wykonał wyrok.”
To był początek końca Portowców w Lidze Konferencji. Potem zapanował spokój, słabiutka postawa zawodników z pola z Jagiellonią i Wartą zepchnęły w cień Stipicę, aż nadeszła rywalizacja z Wisłą Płock, czyli po drugie. Chorwat zrobił to samo, co w Danii. Zaprosił przeciwników do gry. A do momentu rzutu karnego sprokurowanego przez golkipera Nafciarze byli niczym Grzegorz Markowski w „Autobiografii”. Nie umieli nic.
Ale karnego dali radę wykorzystać, a przecież jeszcze Rafał Wolski po stracie Stipicy miał kapitalną szansę, tyle że obił poprzeczkę. Do tego trudno oprzeć się wrażeniu, że przy trafieniu Antona Krywociuka Chorwat też mógł zrobić więcej.
– Mecz z Wisłą był olbrzymim krokiem do przodu – stwierdził trener granatowo-bordowych Jens Gustafsson.
Cóż, niestety Stipica podstawił kumplom nogę i ich wyhamował. Drugi raz. Ostatni? No właśnie. Dzisiaj pierwsza weryfikacja, czy to chwilowe zaćmienie, czy początek kryzysu.
Czy Widzew umie zdobywać punkty po dobrej grze?
Oto jest pytanie. Z Pogonią, Lechią i Legią prezentował się dobrze, czasem bardzo, a momentami świetnie, ale zgarnął okrąglutkie zero. Za to z Wartą był siermiężny i to do bólu, a proszę, dzięki uderzeniu brzuchem Patryka Lipskiego zdobył pełną pulę. Czy to reguła? Musi być albo, albo? Nie można mieć wszystkiego?
Dzisiaj piekielnie wymagający sprawdzian tych wątpliwości, bo w trwających rozgrywkach nikt nie prezentuje się tak dobrze jak Wisła.
– Czeka nas trudne zadanie, ale każda seria kiedyś się kończy. Postaramy się o niespodziankę. Patrząc na tabelę i sposób gry, to najtrudniejszy rywal. Czasem jednak boisko pokazuje, że nie tak diabeł straszny, jak go malują – zapowiedział trener RTS Janusz Niedźwiedź.
Można zrozumieć pewność siebie szkoleniowca, ponieważ ewidentnie jego drużyna radzi sobie lepiej z tymi mocniejszymi, którzy nie chcą siedzieć w okopach, tylko ruszają na pozycję przeciwnika. Dowody? Prosimy bardzo. Najwięcej strzałów – Lechia (17), Pogoń i Legia (14). Najwyższe xG – Lechia (2,7), Jagiellonia (1,3), Legia (1) i Pogoń (0,9). Najwięcej wejść w pole karne – Lechia (27), Legia (16) i Pogoń (15). Tak, brakowało umiejętności w fazie finalizacji, natomiast kreatywność RTS usycha, kiedy trzeba rozbijać głowami mur, a rozkwita przy odrobinie miejsca.
– Chcemy zneutralizować ich słabe punkty. Wisła wykorzystuje swoje szanse zwłaszcza przy szybkim wyjściu. Mają mocny przód i zespół próbuje budować grę od tyłu. Wychodzą płynnie spod pressingu – wyliczał zalety Niedźwiedź.
Pełne trybuny (jak zawsze przy Piłsudskiego), dwie ekipy z ofensywnym nastawieniem. Zapowiada się miły wieczór w Łodzi, choć pewnie w zależności od rezultatu, nie każdy będzie go wspominał z rozrzewnieniem.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Największe problemy Miedzi na starcie sezonu w Ekstraklasie
- Klimek: Mamy możliwość wykupienia Bartosza Mrozka za realną dla nas kwotę
- Napędzany przez złość, dynamit w nogach. Skąd wziął się Jakub Myszor
foto. 400mm.pl