Reklama

Napędzany przez złość, dynamit w nogach. Skąd wziął się Jakub Myszor

Mateusz Janiak

Autor:Mateusz Janiak

08 sierpnia 2022, 09:46 • 9 min czytania 20 komentarzy

Kiedy był chłopcem – Kubusiem, jako bramkarz brał piłkę, dryblował przez całego orlika i strzelał gole. Bo drużynie nie szło, a porażki zaakceptować nie umiał. Gdy był nastolatkiem – Kubą, zdarzyło mu się zapomnieć butów z hotelu, więc grał w pożyczonych, choć każdy ruch sprawiał mu ból i obcierał stopy. Bo nie wyobrażał sobie, by nie zagrać. Jako dorosły – Jakub, powoli zaczyna stanowić o sile Cracovii. Oto droga do Ekstraklasy Jakuba Myszora.

Napędzany przez złość, dynamit w nogach. Skąd wziął się Jakub Myszor

Bojszowy, Tychy, Chorzów, Kraków – to kolejne przystanki. Zawzięty, waleczny, ambitny, charakterny – tymi cechami wykazywał się na każdym z nich. Dynamika, odwaga, drybling, strzał – tym imponował w GTS, MOSM, Stadionie Śląskim i Cracovii. Dla Myszora odkąd był bajtlem, liczyło się jedno – zostać piłkarzem. Udało się, a teraz stopniowo zbliża się, by zasłużyć na miano dobrego.

Jakub Myszor – historia pomocnika Cracovii

Nikt nie lubi porażek, ale Myszor wręcz nienawidzi. Od dziecka.

Pod tym względem był faktycznie specyficznym chłopcem. Mieliśmy silny zespół, więc tych przegranych dużo nie było, ale kiedy już się przydarzyły, bardzo to przeżywał. Bardzo. Nigdy nie miał pretensji do innych, po prostu był wściekły. A ta złość go napędzała – wspomina Arkadiusz Miedza, jeden z trenerów pomocnika ze Stadionu Śląskiego Chorzów.

Na samym początku zdarzało się, że po porażkach płakał – dodaje kolejny ze szkoleniowców z tej akademii – Tomasz Osowski.

Reklama

Nawet nie ukrywał tych łez – uzupełnia Miedza.

W lidze orlika stawiałem chłopców na wszystkich pozycjach, żeby rozwijali różne umiejętności. Podczas jednego z meczów Kuba zagrał jako bramkarz i w pewnym momencie, gdy widział nieporadność drużyny, zaczął brać piłkę, przebiegać całe boisko i strzelać gole. Zebrał sześć albo siedem. To było niesamowite. Taką różnicę robił już jako ośmiolatek – wraca do przeszłości Adam Natkaniec, pierwszy trener Myszora z GTS Bojszowy.

We wszystkim chciał odnosić zwycięstwa. Do bólu – stwierdza Osowski.

Długo brakowało mu tak naprawdę jednego – warunków fizycznych. Kiedy inni rośli, Myszorowi jakoś nie przybywało centymetrów i kilogramów.

Chłopcy z jego rocznika byli wyżsi i silniejsi. Musiał dużo kombinować, by ich ograć – opowiadał sport.tvp.pl ojciec Jakuba – Wojciech, który w sumie w Ekstraklasie wystąpił 146 razy w Ruchu Radzionków i Odrze Wodzisław Śląski.

Reklama

Gdy odbił się od kogoś, to się nie załamywał. Dodawało mu to skrzydeł. Starał się jeszcze bardziej. A poza tym należał do tych, co wyróżniali się umiejętnościami, nie wzrostem – wyjaśnia Miedza.

Tata Kuby widział, że ma dużą przewagę nad rywalami. Mierzyliśmy się z wiejskimi zespołami, o ograniczonych umiejętnościach, dlatego zdecydowali się wrzucić go w mocniejsze środowisko – mówi Natkaniec.

Mniej więcej półtora roku spędził w GTS, kolejne dwa w MOSM Tychy, by po 11. urodzinach trafić do Stadionu Śląskiego, który z zawodników z rocznika 2002 budował jedną z najmocniejszych drużyn w swojej historii.

Szczęśliwy z piłką przy nodze

W 2016 roku ekipa z Chorzowa zajęła trzecie miejsce w krajowym finale Nike Premier Cup, nieoficjalnych mistrzostwach Polski U-15. Rok później drużyna złożona w ogromnym stopniu z rocznika 2002 nieoczekiwanie awansowała do Centralnej Ligi Juniorów U-17, mimo że większość rywali była z 2001. Według pierwotnych planów zawodnicy Stadionu Śląskiego mieli zdobywać doświadczenie, tymczasem najpierw w wyścigu o pierwsze miejsce w I Lidze Wojewódzkiej B1 Juniorów Młodszych na ostatniej prostej wyprzedzili GKS Tychy, a następnie w barażach okazali się lepsi od Pomologii Prószków.

Z tamtej drużyny debiuty w Ekstraklasie mają za sobą Łukasz Seweryn (jeden występ dla Stali Mielec, ostatnio ŁKS Łagów), Jakub Witek (jeden występ dla Wisły Płock, obecnie Ruch Chorzów) i Myszor, a w I lidze grają Patryk Kapica (Sandecja Nowy Sącz), Jakub Michalczyk (Chrobry Głogów) i Kacper Grzebieluch (GKS Katowice).

To nasz flagowy rocznik – nie ukrywa Osowski.

A w nim wiodącą postacią był właśnie Myszor. Biegał na prawym i lewym skrzydle, w zasadzie nie robiło mu to różnicy. Zdobywał bramki, notował asysty, harował od jednej linii końcowej do drugiej.

Przyjęcie w biegu, zabranie się z piłką. On to miał. Dostawał dłuższe podanie i w ułamku sekundy „robił” przeciwnika. Bardzo dobra motoryka. Dynamit w nogach – charakteryzuje pomocnika Osowski.

Napędzał nasze ataki. Nie bał się – dodaje Miedza.

Odważny. Wyróżniał się grą jeden na jeden. Widać było, że sprawia mu to radość. Takich niekonwencjonalnych chłopców szukaliśmy – wspomina Kordian Wójs, pierwszy trener Myszora w CLJ U-19 Cracovii, który wspólnie z wówczas odpowiedzialnym za skauting Pasów Robertem Kasperczykiem jeździł na mecze Stadionu Śląskiego. Początkowo planowali sprowadzić do Krakowa jednego – Grzebielucha, ale prędko zdecydowali, że warto zainwestować w dwóch i obaj przed sezonem 2019/20 przeprowadzili się pod Wawel.

Od zawsze taki był. Frustrował się bez piłki. Chciał ją mieć bez przerwy przy nodze. Wtedy czuł się szczęśliwy – komentuje Natkaniec.

Dlatego drugiego dnia roku szkolnego potrafił dać sobie spokój z lekcjami i iść na pobliskie boisko.

Nauczyciele widzieli go przez okna – mówił tata Wojciech.

Każdy mecz jak ten ostatni

Bo Myszor lubił robić po swojemu. Miało być tak, jak chciał i tyle. Koniec.

Żona z teściową pojechały na zakupy i zabrały ze sobą małego wówczas Kubę. Ten bardzo chciał, aby mama kupiła mu samochodzik. A gdy go nie dostał, stanął przed kasami obok mamy i babci, a następnie zaczął krzyczeć, że w kieszeniach i torbach wynoszą skradzione produkty. Sprawą natychmiast zainteresowała się ochrona i skończyło się przeszukaniem. Kuba nigdy nie potrafił usiedzieć na miejscu. Często uciekał z domu i wielokrotnie szukaliśmy go po okolicy – opowiadał Wojciech we wspomnianym tekście ze sport.tvp.pl.

Miał swoje zdanie. Nie siedział cicho. Co myślał, to powiedział – przyznaje Miedza.

Nie stał z boku. Miał wpływ na drużynę, ale pozytywny. Choć był trochę niepokorny, nigdy nie mieliśmy z nim zgrzytu – opowiada Osowski.

Jako się rzekło – lubił robić po swojemu i czasem opłacało się to wszystkim. Kwiecień 2018, Gorzów Wielkopolski. Miejscowy Stilon podejmuje Stadion Śląski. Przewinienie na przyjezdnych, dobre 35 metrów od bramki gospodarzy. Za futbolówkę chwyta Myszor, ustawia i cofa się kilka kroków.

Widziałem, że szykuje się do uderzenia, więc wrzasnąłem: „«Mysza»”, spokojnie! Podcinka!”. Ale już w trakcie mojego krzyku rozbiegał się do strzału. Po chwili cieszyliśmy się ze wspaniałego gola – stwierdza Osowski.

Myszor przy tym wszystkim nie pękał w trudnych momentach. Ani kiedy w rewanżowym barażu o CLJ U-17 w Prószkowie musiał hasać przy linii, tuż przy mało przyjaźnie nastawionych kibicach Pomologii (strzelił gola i asystował). Ani gdy inni dostawali powołania na konsultacje selekcyjne reprezentacji kraju juniorów (jak Michalczyk, Miłosz Poloczek, Seweryn i Siga) albo szybciej przenosili się do mocniejszych zespołów (jak Seweryn i Siga). Ani kiedy krótko po przenosinach do Cracovii na wyjeździe do Szczecina na spotkanie CLJ U-18 zapomniał z hotelu korków.

Jakub Myszor

Mieszkaliśmy godzinę od samego miasta. Siedzimy w szatni, po odprawie, a Kuba mówi, że butów zapomniał. Oj, dostał burę, że jakoś telefonu nie zapomniał, ale zagrał w pożyczonych. Obtarł sobie mocno nogi, a nie odpuścił – przyznaje Wójs.

Każdy mecz traktował, jakby to był ostatni w jego życiu – dodaje Miedza.

Takie serducho jest niezbędne do występów na określonym poziomie – uzupełnia Wójs.

Potencjał do gry w Ekstraklasie prędko dostrzegł trener I drużyny Pasów – Michał Probierz.

Nie przesadzić z głaskaniem

Może poza boiskiem początkowo był cichy, za to na nim od razu głośny. Wykazywał się błyskawicznie. Momentalnie wpadł w oko trenerowi Probierzowi, już w trakcie debiutanckiej rundy w Cracovii okazjonalnie ćwiczył z seniorami – mówi Wójs. 

Trener Probierz co tydzień rozmawiał z każdym ze szkoleniowców akademii na temat wyróżniających się zawodników z danej ekipy, poza tym oglądał mecze. Widział jak Kuba się rozwijał, a według mnie mógłby to robić jeszcze szybciej, tylko pandemia koronawirusa i przerwanie sezonu to wyhamowały – uważa Jakub Dziółka, który przejął zespół U-19 po Wójsie.

Zanim na dobre rozszalała się zaraza, Myszor zdążył poszaleć przed obliczem obecnego selekcjonera młodzieżówki. 1 stycznia w tradycyjnym noworocznym sparingu zdobył bramkę dla rezerw, a niespełna trzy tygodnie później wystąpił w wyjściowej jedenastce I drużyny z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Miał lecieć na obóz do Turcji, tyle że… ważność stracił jego paszport. W związku z tym został w Krakowie i trenował z juniorami, po czym wstrzymano rozgrywki, ledwie po jednym spotkaniu drugiej rundy CLJ U-19.

Jak mówiłem, to wszystko nieco wstrzymało proces przejścia Kuby z poziomu juniora na seniora – przekonuje Dziółka.

Wyróżniał się tym, co obecnie w Ekstraklasie. Motoryką, grą jeden na jeden. Tylko brakowało mu właśnie tego doświadczenia, które stopniowo zyskiwał – kontynuuje szkoleniowiec.

Nawet trochę się wewnętrznie spieraliśmy z trenerem Probierzem o docelową pozycję Kuby, bo on go widział bardziej w środku – tłumaczy Wójs.

Ostatecznie w Ekstraklasie zadebiutował w ostatnim meczu sezonu 2020/21 przeciwko Warcie. Miał 18 lat, 11 miesięcy i 9 dni. Następne rozgrywki zaczął w rezerwie, pod koniec sierpnia wszedł z ławki z Bruk-Betem Termaliką Nieciecza i od tamtej pory łapał coraz więcej minut. W październiku w potyczce z Wartą zanotował premierową asystę.

Jakub Myszor

Pracuje 17 lat w piłce i wiem jak wprowadzać młodych zawodników. Nikt mnie nie będzie uczył i obrażał. Prowadziłem młodych, którzy mogliby mi teraz pomnik postawić, bo są mi wdzięczni i może jak umrę zapalą mi świeczkę – wściekał się po tej rywalizacji Probierz.

Fakt – był jednym z tych, którzy akceptowali transfer Myszora, od pierwszego dnia śledził jego postępy, włączył do seniorów i dał zadebiutować. Też fakt – u niego pomocnik zagrał ośmiokrotnie, ale ani razu w podstawowym składzie. Dopiero Jacek Zieliński zdecydował się posłać młokosa z Bojszów na murawę w wyjściowej jedenastce – w grudniu 2021 w spotkaniu z Legią Warszawa. W sumie młodzieżowiec po zmianie szkoleniowca wystąpił 19-krotnie, przy czym w 11 meczach od początku. Zdobył trzy bramki i zaliczył dwie asysty. W trwającym sezonie już w każdej kolejce miał miejsce w podstawowym składzie Pasów i zanotował jedną asystę.

Kiedy oglądam Cracovię i widzę Kubę, uśmiecham się do siebie. Pamiętam, jak przedstawialiśmy w klubie, że mamy dwóch rokujących ze Stadionu Śląskiego. Na szczęście się nie pomyliliśmy – mówi Wójs.

Miał swój cel i dążył do niego. Nie przejmował się, kiedy ktoś dostał powołanie do kadry, a on nie, lub przeniósł się do silniejszej drużyny. Robił swoje – wyjaśnia Miedza.

Może być przykładem, bo nie podpalał się, kiedy koledzy szybciej wyfrunęli w świat. Spokojnie czekał na swoją szansę i wyczekał. Płynnie to wszystko poszło – uważa Osowski.

Przy czym zgadzam się z tym, co mówił ostatnio trener Zieliński w kontekście Kuby i Michała Rakoczego. Muszą regularnie grać tak dobrze i dawać liczby – podsumowuje Dziółka i dodaje: – Nie zagłaszczmy ich.

CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

foto. FotoPyk

Rocznik 1990. Stargardzianin mieszkający w Warszawie. W latach 2014-22 w Przeglądzie Sportowym. Przede wszystkim Ekstraklasa i Serie A. Lubi kawę, włoskie jedzenie i Gwiezdne Wojny.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

20 komentarzy

Loading...