Reklama

Dwanaście niepiłkarskich pytań na rok 2022

redakcja

Autor:redakcja

02 stycznia 2022, 19:46 • 16 min czytania 8 komentarzy

W ostatnich dniach na naszych łamach roiło się od wszelkiego rodzaju podsumowań. Wspominaliśmy choćby “Rok poza piłką”, z którego wyciągnęliśmy najbardziej pamiętne – z perspektywy polskiego kibica – momenty w krajowym oraz światowym sporcie. Teraz, kiedy sylwestrowe emocje już opadły, pochylamy się nad tym, co czeka nas w nadchodzących miesiącach. W całym przekroju dyscyplin – od tenisa, przez siatkówkę, na Formule 1 kończąc.

Dwanaście niepiłkarskich pytań na rok 2022

Jak Iga Świątek poradzi sobie w trudniejszych czasach?

W teorii nic złego nie dzieje się z Igą Światek. Polka, która w maju skończy dopiero 21 lat, wygrała w poprzednim sezonie dwa turnieje rangi WTA. Pokazała się też z dobrej strony w zawodach wielkoszlemowych, szczególnie Roland Garros, gdzie – do czasu meczu z Marią Sakkari – dominowała kolejne rywalki. W szczytowym momencie była też na 4. miejscu w rankingu WTA. To wszystko robi wrażenie, ale mimo tego nie rozpływamy się nad wynikami polskiej tenisistki.

Oczekiwaliśmy po niej więcej na igrzyskach w Tokio, martwiliśmy się o nią, kiedy płakała po kolejnej porażce z Marią Sakkari (tym razem w WTA Finals), żałowaliśmy, że nie zaszła choćby do półfinału w żadnym z czterech turniejów wielkoszlemowych. Sporo kontrowersji wywołała też jej decyzja o rozstaniu się z trenerem Piotrem Sierzputowskim. Na obóz Igi spadła krytyka za to, że – podobno – najważniejszą osobą w jej kręgach była psycholożka Daria Abramowicz, a nie trener.

Nie ma wątpliwości, że olbrzymi sukces Igi w Roland Garros, który osiągnęła jako 19-latka, rozbudził nasze oczekiwania. Być może niesłusznie, bo Polka wciąż może być określana przede wszystkim jako młody talent, wschodząca gwiazda. A nie weteranka, którą rozlicza się z każdego niepowodzenia.

Reklama

Jednak o ile w maju, kiedy wygrała turniej WTA w Rzymie, nikt nie śmiał powiedzieć o Świątek złego słowa, tak w najbliższych miesiącach – kibice czy eksperci – nie będą dawać jej taryfy ulgowej. Można powiedzieć, że Polka poznaje teraz gorsze strony bycia popularną, a także wybitną w swoim zawodzie.

Co pokaże w Australian Open oraz kolejnych wielkich turniejach? Jak będzie przebiegać jej współpraca z Tomaszem Wiktorowskim? Czy łzy na korcie staną się regularnym obrazkiem, a może wyłącznie wspomnieniem z 2021 roku? Sezon Igi Świątek przyniesie wiele odpowiedzi.

Ile paliwa w baku mają Stoch, Żyła i Kubacki?

To pytanie nie tylko na rok 2022, ale generalnie najbliższe lata w polskich skokach. Stoch oraz Żyła są zawodnikami z rocznika 1987. Kubacki natomiast urodził się pod koniec tamtej dekady – w styczniu 1990 roku. Oczywiście znajdziemy kilku starszych aktywnych skoczków od tej trójki – wymieniając choćby Simona Ammanna czy Daiki Ito – ale Polacy do młodzieniaszków po prostu nie należą.

Wystarczy rzut oka na klasyfikację Pucharu Świata. Choć czasy, kiedy karty na skoczniach potrafili rozdawać nastolatkowie, wydają się odległe, tak większość czołowych zawodników urodziła się w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych. Daleko nam do zwalania ostatnich wyników Polaków na wiek, ale wypada się zastanowić – kiedy minie termin przydatności naszej “złotej trójki”?

Tym bardziej, że następców na horyzoncie po prostu nie widać. W ostatnich latach regułą stało się, że jeśli któryś z Polaków notował przełomowy sezon, to już kolejny miał znacznie gorszy. Za potwierdzenie tego trendu posłużyć może Andrzej Stękała. Objawienie poprzedniej zimy na ten moment ma na koncie… jeden punkt w Pucharze Świata.

Jakub Wolny, Stefan Hula, Jan Ziobro, a nawet Maciej Kot (choć on przed “sezonem przełomowym” miał kilka niezłych) – wszyscy ci zawodnicy też nie byli w stanie na dłużej utrzymać wysokiej formy. Dlatego o ile w konkursach drużynowych zawsze oglądamy Kubackiego, Stocha i Żyłę, zawodnik numer cztery regularnie się zmienia.

Reklama

Zastanawiać możemy się, czy trzydziestolatkowie w polskiej kadrze będą w stanie przypomnieć sobie wysoką formę na igrzyskach, a także wrócić do światowej czołówki, w kontekście kolejnych sezonów. Ale również – co jeśli im się to nie uda? Na pewno najbliższe miesiące, a także początek zmagań 2022/2023 pomogą nam zrozumieć położenie, w jakim znajdują się polskie skoki.

Jak będzie wyglądać kadra polskich siatkarzy pod wodzą nowego trenera?

Nazwisko trenera naszej reprezentacji mamy poznać w okolicach połowy stycznia (prawdopodobnie 12. dnia tego miesiąca), ale już teraz możemy powiedzieć, że prawdopodobnie zostanie nim Nikola Grbić. Serb faworytem do objęcia tego stanowiska był od dawna, jednak jeszcze w listopadzie wydawało się, że nie otrzyma zgody swojego klubu na to, żeby podpisać kontrakt z PZPS-em.

Ale – mimo tego, że Gino Sirci, prezes Perugii, do teraz wyraża swoje niezadowolenie w mediach – Serb nieoficjalnie na liście kandydatów do przejęcia polskiej reprezentacji się znajduje. Wiemy też, że prawdopodobnie z wyścigu wycofało się paru trenerów. Marcelo Mendez podpisał niedawno kontrakt z Asseco Resovią Rzeszów, wątpliwe więc, że wkrótce złoży podpis na kolejnej umowie. Lorenzo Bernardi ma natomiast rozmawiać z kadrą Słowenii, gdzie zastąpiłby Alberto Giulianiego.

Poza Grbiciem na poprowadzenie polskiej kadry ma liczyć też Plamen Konstantinow. Ten jednak nie może pochwalić się równie imponującym CV, co Serb. Sumując wszystkie informacje i pogłoski – Nikola zapewne dogada się niedługo z szefami naszej siatkówki. I stanie na czele projektu, którego najważniejszym założeniem na rok 2022 będzie sukces na mistrzostwach świata, a w dalszej perspektywie – przełamanie na igrzyskach w Paryżu.

To, czy naszej kadrze uda się obronić – po raz kolejny – tytuł mistrzów globu, to jedna sprawa. Istotne jest jednak też to, jak zespół biało-czerwonych będzie w ogóle wyglądał. Czy Wilfredo Leon znowu stworzy duet z Michałem Kubiakiem? Jak długo w roli podstawowego atakującego reprezentacji pociągnie jeszcze Bartek Kurek? Czy zawodnicy jak Tomasz Fornal czy Kamil Semeniuk będą odgrywać większą rolę w kadrze?

Po rozczarowującym sezonie 2021 polska siatkówka ma wrócić na właściwe tory. Na ten moment niewiadomych jest jednak więcej niż rzeczy, co do których możemy być pewni.

Czy Jan Błachowicz powróci na szczyt UFC?

Historia Jana Błachowicza jest jedną z wspanialszych w polskim sporcie w ostatnich latach. Oto gość, który zaliczył nieudany początek kariery w UFC, przegrywając na starcie cztery z pięciu walk w amerykańskiej organizacji, zaczął rozbijać wielkie gwiazdy MMA. I jako 37-latek został królem kategorii półciężkiej (po tym, jak rozbił Dominicka Reyesa)

Moment, w którym Janek pewnie pokonał Israela Adesanyę, nie tylko jednego z najlepszych, ale najpopularniejszych fighterów globu, długo nie wypadnie nam z pamięci. Polak pokazał wtedy, że nieprzypadkowo znalazł się na szczycie. Że nie został mistrzem tylko na chwilę. Okres panowania w październiku dobiegł  jednak końca – bo Polaka zaskoczył Glover Teixeira, prawdziwy wyjadacz w świecie mieszanych sztuk walki.

SIEDEM NAJWAŻNIEJSZYCH WALK W HISTORII POLSKIEGO MMA

Brazylijczyk nie był faworytem. Ale poradził sobie z naszym zawodnikiem bez najmniejszych problemów. – Wszystko poszło źle. Zostawiłem legendarną polską siłę w hotelu – mówił wówczas Polak. W międzyczasie zapowiedział, że nie powiedział ostatniego słowa. I prędzej czy później spróbuje odzyskać pas.

Motywacją dla Janka… ma być jego były pogromca. Bo Teixeira to przecież gość z rocznika 1979, o niemal cztery lata starszy od Polaka. Jego sukces pokazuje, że w UFC można mieć naprawdę długą karierę. Błachowicz być może będzie potrzebował aż trzech walk, aby ponownie zawalczyć o tytuł, być może dopnie swego dopiero w 2023 roku.

Już jego kolejny pojedynek – z Aleksandarem Rakiciem podczas marcowej gali UFC Fight Night – odpowie jednak na pytanie, na czym stoi Błachowicz. Pewna wygrana przybliży go do ewentualnego rewanżu z Brazylijczykiem czy innym fighterem, który będzie w posiadaniu pasa kategorii półciężkiej.

Czego jeszcze może dokonać nowy “Wunderteam”?

Igrzyska w Tokio przyniosły znakomite występy polskich lekkoatletów. Mieliśmy zwycięstwa faworytów (Wojciech Nowicki), powrót na szczyt (Anita Włodarczyk), sensacyjne sukcesy (Dawid Tomala czy sztafeta mieszana), a także nowe twarze na podium (Patryk Dobek). Generalnie – mimo pecha Marcina Lewandowskiego czy gorszej formy tyczkarzy – wyniki na stadionie i ulicach w Tokio były lepsze, niż ktokolwiek oczekiwał.

Polska lekkoatletyka ma się zatem znakomicie. Ale nie możemy też w nieskończoność żyć sukcesami z ostatnich igrzysk. Rok 2022 przyniesie w końcu kolejne wyzwania. Przede wszystkim – mistrzostwa świata w Eugene. Ale też mistrzostwa Starego Kontynentu oraz halowy czempionat globu. Nie będziemy już w sezonie olimpijskim, ale okazji do zdobywania medali zdecydowanie nie zabraknie.

Na kogo będzie warto spoglądać? Oczywiście polskie sztafety, ale też jeszcze lepsze występy polskich czterystumetrowców w biegach indywidualnych. Trener Natalii Kaczmarek – Marek Rożej – zapowiedział już, że chce, aby jego zawodniczka biegała poniżej 50 sekund na swoim dystansie. Justyna Święty-Ersetic powinna liczyć się na mistrzostwach Europy, a Kajetan Duszyński też ma potencjał na to, aby pokazać się światu już poza sztafetą.

Idąc dalej – Paweł Fajdek pogroził Nowickiemu (od niedawna prowadzonemu przez Joannę Fiodorow), że w 2022 roku nie zamierza przegrać żadnego konkursu. I znowu będzie królował na globalnej scenie rzutu młotem. Kolejne medale do swojego dorobku powinna dopisać Włodarczyk, a Piotr Lisek na pewno spróbuje wrócić do formy, która pozwalała mu skakać powyżej sześciu metrów.

Wymienić możemy też młodych i zdolnych – Krzysztofa Różnickiego, Pię Skrzyszowską czy Kornelię Lesiewicz. Oni również mogą sprawić, że polska lekkoatletyka pójdzie za ciosem i tylko zbuduje się na olimpijskich sukcesach.

Czy Next Gen i Hubert Hurkacz dopadną legendy?

Pod koniec roku pisaliśmy o Rafie Nadalu oraz Rogerze Federerze, których kariery powoli zbliżają się do końca. Patrząc na ubiegły sezon – trudno mówić, żeby w światowym tenisie wciąż istniało takie pojęcie jak “Wielka Trójka”. Jest Novak Djoković… i banda młodych zawodników, którzy chcą zepchnąć go ze szczytu.

Wśród nich musimy wymienić też Huberta Hurkacza. Polak przedarł się do pierwszej dziesiątki rankingu ATP. Potrafił toczyć pasjonujące pojedynki właśnie z “Nole” czy ogrywać drugą rakietę świata, Daniiła Miedwiediewa. Wygrał aż trzy turnieje rangi ATP. Miał też świetne występy w deblu. I znajduje się w takim wieku – 24 lata – że ma szansę stawać się jeszcze lepszym.

Oczywiście – Polakowi wciąż regularnie zdarzają się wpadki. Porażki z niżej notowanymi rywalami we wczesnych etapach turniejów. Choć Wojciech Fibak wymieniał go już w jednym gronie z Miedwiediewem, Saschą Zverevem oraz Stefanosem Tsitsipasem, nasz tenisista musi zrobić kolejny krok, aby faktycznie dobić do absolutnej światowej czołówki.

Już sezon 2021 był jednak przełomowy. Zarówno dla Hurkacza, jak i zawodników należących do “Next Genu”. Miedwiediew, wygrywając US Open, został pierwszym mistrzem wielkoszlemowym urodzonym w latach dziewięćdziesiątych, który na drodze do tytułu pokonał kogoś z trójki Djokovic, Nadal i Federer (Dominic Thiem w 2020 roku nie napotkał ich w swojej drabince).

W 2022 roku już nie tyle co młode, a doświadczone gwiazdy mogą zrobić furorę. Miejmy nadzieję, że Hurkacz nie będzie odstawał od Miedwiediewa czy Zvereva.

Jeśli nie skoczkowie, to którzy Polacy powalczą o medal w Pekinie?

Zimowe igrzyska tradycyjnie kojarzyły nam się ze skokami narciarskimi, a przez dłuższy czas też z Justyną Kowalczyk. Nasza mistrzyni zakończyła jednak karierę parę lat temu, a skoczkowie… cóż, nic nie zapowiada, żeby w lutym mieli w Pekinie walczyć o olimpijskie podium. Oczywiście – nie można wykluczyć, że Stoch czy Żyła odpalą w pojedynczym konkursie. Ale scenariusz, w którym skoki nie przyniosą nam w Chinach medalu, jest po prostu bardziej prawdopodobny.

Warto zatem zadać sobie pytanie – jeśli nie skoczkowie, to kto? O szansach polskich reprezentantów sportów zimowych pisaliśmy już w listopadzie. I doszliśmy do wniosku – pewniaczką do medalu wydaje się Natalia Maliszewska. Polka jest medalistką mistrzostw świata, była też najlepsza w klasyfikacji Pucharu Świata (500 metrów w short-tracku) w sezonie 2018/2019.

Polska łyżwiarka ma wszystko, żeby w Pekinie odnieść sukces. Ale jak analizowaliśmy – w jej dyscyplinie zdarzyć może się wiele: “Problem jest jeden – short track, zwłaszcza na najkrótszym z dystansów, bywa bardzo loteryjny. Na krótkim torze trudno się wyprzedza, często zdarzają się upadki, wiele może się wydarzyć nawet na ostatnim zakręcie, o czym przekonał się choćby Steve Bradbury – być może najbardziej sensacyjny i szczęśliwy mistrz olimpijski w historii zimowych igrzysk […]”

Wspomnieć warto też o innych łyżwiarkach – Andżelice Wójcik czy Kai Ziomek – a także Monice Hojnisz-Starędze, która – choć na razie nie imponuje formą – potrafiła już zajmować miejsca w ścisłej czołówce Pucharu Świata w biathlonie. Ostatnie świetne wyniki Maryny Gąsienicy-Daniel pozwalają nam również myśleć, że Polka może być czarnym koniem w rywalizacji w gigancie slalomie. Choć medal w jej przypadku będzie naprawdę sporą niespodzianką. Podobnie jednak jak sukces skoczków.

Czy Polacy wypłyną z medalami?

Polskie pływanie ma za sobą burzliwy, ale też niezły – ze sportowego punktu widzenia – rok. Co prawda na olimpijskich basenach naszym reprezentantom znowu nie udało się stanąć na podium, ale już inne duże imprezy nie wyglądały najgorzej. Katarzyna Wilk-Wasick zdobyła łącznie… sześć medali. Jako jedyna Polka sięgnęła po krążek na mistrzostwach Europy w Budapeszcie i świetnie radziła sobie też na krótkim basenie.

No właśnie – krótki basen znowu nam sprzyjał. Mistrzostwa Europy w listopadzie biało-czerwoni zakończyli na szóstym miejscu w klasyfikacji medalowej (2 złota, 2 srebra, 4 brązowe medale). Podczas mistrzostw globu – oprócz Wilk-Wasick – sukces odniósł też Radosław Kawęcki, kończąc finałowy wyścig na 200 metrów grzbietem na pierwszym miejscu. Zdobył tym samym swoje czwarte złoto na imprezie tej rangi.

Sezon 2022 nie będzie już tak bogaty w międzynarodową rywalizację. Mistrzostwa świata na długim basenie to jednak zawody, które rangą ustępują tylko igrzyskom. A ich poprzednia edycja zakończyła się dla polskiej reprezentacji klęską – w 2019 roku żaden z naszych pływaków nie sięgnął po krążek. Ostatnim medalistą MŚ z Polski pozostaje zatem Wojciech Wojdak (srebro w 2017 roku).

W maju najlepszych pływaków globu przyjmie Fukuoka. Będziemy trzymać kciuki za Wilk-Wasick, Kawęckiego, Alicję Tchórz i kilku innych weteranów, ale nadzieje pokładamy również w zdolnej młodzieży. Bo że taką posiadamy – trudno mieć wątpliwości. Oczywiście – wypada myśleć realistycznie. Pływanie w Polsce wciąż co najwyżej odbija się od dna. Jest jednak lepiej, niż było parę lat temu. Dlatego wypada nam wierzyć, że – przykładowo – Krzysztof Chmielewski będzie wkrótce w stanie pokazać, że nieprzypadkowo pobił rekord świata juniorów czy znalazł się w olimpijskim finale.

Co przyniesie nowy sezon F1?

Choć Formułą 1 ekscytowaliśmy się jeszcze przez parę dobrych dni po zakończeniu ubiegłorocznego sezonu (głównie za sprawą awanturującego się Mercedesa czy pogłosek o zakończeniu kariery przez Lewisa Hamiltona), najsłynniejsza seria wyścigowa świata wreszcie wkroczyła w “okres wakacyjny”. Na kolejne Grand Prix będziemy musieli poczekać do 20 marca.

Nowemu sezonowi F1 będzie trudno nawiązać do poprzedniego. Bo nie ukrywajmy – dawno nie oglądaliśmy tak pasjonującej rywalizacji jak w minionym roku. Pojedynki Maxa Verstappena z Lewisem Hamiltonem, które zaostrzały się przez kontrowersyjne decyzje jury, przejdą do historii. Pytanie brzmi – czy Holender i Brytyjczyk znowu będą wymieniać się wygranymi i walczyć o tytuł do ostatnich wyścigów? A może jeden z nich odstawi drugiego?

Lewis Hamilton i Max Verstappen

Przekonamy się za parę miesięcy. O ile w obozie Verstappena nie dojdzie do większych zmian, tak Hamiltona czeka współpraca z nowym kierowcą. George Russell zastąpi Valtteriego Bottasa, który w ciągu kilku sezonów nie potrafił wyjść z cienia bardziej doświadczonego kierowcy Mercedesa. Czy 23-latka z Wielkiej Brytanii czeka podobny los?

Sam Hamilton podkreślał, że wie, jakie plany ma Russell. I nie oczekuje od niego, że będzie chętnie pełnił rolę numeru dwa w zespole. Bo przecież sam Lewis jako młodzieniec absolutnie nie bał się rywalizacji ze starszymi kierowcami (jak Fernando Alonso). Warto będzie spoglądać jednak nie tylko na najlepsze zespoły. Bo w sezonie 2022 w Formule 1 zadebiutuje choćby… pierwszy kierowca z Chin. A to tylko jeden z dziesiątek ciekawych wątków.

Czy Golden State Warriors powrócą na szczyt NBA?

To, jak mocny był ten zespół w latach 2015-2018, obrzydziło wielu osobom koszykówkę. Golden State Warriors dominowali w NBA. W sezonie regularnym potrafili przegrać tylko dziewięć meczów, a na drodze do tytułu, w playoffach, dać się pokonać w jednym spotkaniu. Gdyby nie cudowna pogoń LeBrona Jamesa i spółki w 2016 roku, Warriors zdobyliby mistrzostwo cztery razy z rzędu.

Potrzebne było trochę pecha i kilka kontuzji, aby Warriors stracili rytm i znaleźli się poza czołówką NBA. Kiedy z gry na dłuższy okres wypadł Steph Curry, zdarzyło się nawet, że szorowali po ligowym dnie. Mamy jednak sezon 2021/2022 i ekipa Golden State może pochwalić się najlepszym bilansem w całym NBA. A Curry ma szansę zgarnąć swoją trzecią statuetkę MVP.

Warriors nie są już tak mocno oparci na gwiazdach, jak to miało miejsce w przeszłości. Kluczem do ich sukcesu stała się bardzo mocna ławka rezerwowych, skład, w którym roi się od przydatnych graczy. I to mimo tego, że dwóch koszykarzy wciąż znajduje się poza nim. Klay Thompson jest na ostatniej prostej, aby wrócić do NBA po dwóch latach przerwy. To, że rzucać wciąż potrafi, nie ulega wątpliwości. Na rozgrzewce trafił ostatnio… 24 trójki z rzędu. Warriors liczą też na powrót Jamesa Wisemana, zawodnika, którego wybrali z dwójką w drafcie w 2020 roku. W jego przypadku wciąż nie wiadomo, kiedy upora się z urazem kolana.

Pewne jest za to, że Warriors znowu są piekielnie mocni. Mimo tego, że nie grają w najmocniejszym możliwym składzie. To musi dawać do myślenia. Bo kto ich zatrzyma, kiedy Klay Thompson znowu będzie cały i zdrowy?

Czym waga ciężka zachwyci nas tym razem?

Dawno nie mieliśmy tylu emocji i zamieszania w najcięższej bokserskiej kategorii, ile w 2021 roku. Choć wydawało nam się, że jeden z dwójki Tyson Fury-Anthony Joshua zostanie pierwszym od ponad dwóch dekad niekwestionowanym czempionem, obaj ostatecznie zmierzyli się z innymi pięściarzami. Ale też należącymi do światowego topu.

Fury – po raz trzeci – wyszedł do ringu z Deontayem Wilderem. I choć nikt nie miał wątpliwości, że – na przestrzeni całej walki – po raz kolejny zdominował Amerykanina, ten naprawdę pokazał pazur. Potrafił posłać Tysona na deski, przyjmować lawinę ciosów, pokazać, że jest nie tylko najmocniejszym bijącym ciężkim na świecie, ale gościem, który naprawdę ma serce do boksu.

Jeszcze przed starciem Tysona z Wilderem doszło do kolejnego wielkiego pojedynku – Ołeksandr Usyk pokonał Anthony’ego Joshuę. To wszystko jednak przeszłość. Jeśli chodzi o Brytyjczyka i Ukraińca – w ich przypadku na pewno dojdzie do rewanżu. Data pozostaje niewiadomą, ale panowie prawdopodobnie spotkają się w marcu albo kwietniu.

Bardziej zagadkowa jest za to przyszłość Fury’ego. Nie możemy nawet mieć pewności, że w najbliższej przyszłości wyjdzie na ring, skoro ojciec pięściarza zachęca go do przejścia na emeryturę. Na dodatek: pojedynek z Dillianem Whytem, który nakazuje Brytyjczykowi organizacja WBC, na razie nie może zostać ustawiony, przez przeciągające się negocjacje. Obozy nie potrafią oczywiście dojść do porozumienia, jeśli chodzi o kwestie finansowe.

Nie jest łatwo zatem przewidzieć, jakie dokładnie hity w wadze ciężkiej będą miały miejsce w 2022 roku. Możemy być jednak pewni, że “wielkich grzmotów” – ponownie – nie zabraknie.

Czy Vive pójdzie śladami ZAKSY?

W maju 2021 roku Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn Koźle po raz pierwszy w swojej historii wygrała najbardziej prestiżowe europejskie rozgrywki. Świętowaliśmy wtedy nie tylko wielki sukces siatkówki w Polsce, ale w ogóle całego sportu. Jest jednak kilka zespołów, z różnych dyscyplin, które mają na koncie podobne osiągnięcie. Wymienić możemy Płomień Milowice (też siatkówka), Siarkę Tarnobrzeg (tenis stołowy) oraz Łomżę Vive Kielce (piłka ręczna).

Szczypiorniści z Kielc wygrali Ligę Mistrzów w 2016 roku. Zespół prowadzony przez Tałanta Dujszebajewa był wówczas oparty o polskich weteranów jak Karol Bielecki, Krzysztof Lijewski, Grzegorz Tkaczyk czy Sławomir Szmal, a także kilku wyróżniających się zawodników z zagranicy. Generalnie – mówiliśmy o doświadczonej ekipie, która zjadła zęby nie tylko na klubowej, ale też reprezentacyjnej piłce ręcznej.

Vive w 2022 roku to już jednak kompletnie inna drużyna. Przede wszystkim – znacznie młodsza. Z paroma wyjątkami – które stanowią Andreas Wolff, Igor Karacic czy Alex Dujszebajew – polska drużyna ma w składzie zawodników, którzy z czasem powinni być tylko lepsi. Ale już teraz potrafią grać na najwyższym poziomie, co pokazują właśnie w bieżącej edycji Ligi Mistrzów.

Kielczanie trafili do grupy śmierci, nazywanej najmocniejszą w historii europejskich rozgrywek. Po tym, jak dwukrotnie pokonali Barcelonę, a także odprawili PSG, Veszprem czy Flensburg, zajmują w niej pierwsze miejsce. I są na najlepszej drodze, aby znaleźć się w ćwierćfinale, a potem – po trzech latach przerwy – wrócić do Final Four.

Oczywiście – mimo kilku efektownych zwycięstw – Vive wciąż nie może uchodzić za głównego faworyta do wygrania Ligi Mistrzów. Nie ma jednak wątpliwości, że dawno nie mieliśmy tak mocnego polskiego zespołu na scenie europejskiego szczypiorniaka. Niewykluczone, że kielczanie dokonają tego, co udało się ZAKSIE w 2021 roku.

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

8 komentarzy

Loading...