Ich rywalizacja przez lata była jedną z najwspanialszych w całym sporcie. Prywatnie przerodziła się też we wzajemny szacunek, a nawet przyjaźń. Roger Federer i Rafa Nadal (wraz z Novakiem Djokoviciem) powszechnie uważani są za najlepszych tenisistów w historii. Obaj mają już jednak swoje lata i obu doskwierają kontuzje. O ile Hiszpan w piątek zanotował swój powrót na kort, o tyle Roger podkreśla, że jego rehabilitacja potrwa jeszcze naprawdę długo. Czy którykolwiek z nich będzie w stanie odnieść kolejny sukces na światowych kortach?
Sezon Novaka
Rok 2021 w światowym męskim tenisie miał tak naprawdę jednego dominatora. Był nim Novak Djoković. Jasne, końcówka – brak sukcesu na igrzyskach i przegrany finał US Open – sprawiła, że oceniano go zupełnie inaczej, ale teraz, bez emocji, trzeba przyznać, że indywidualnie był to jeden z najlepszych sezonów w historii. Djoković wszedł na poziom nieosiągalny dla nikogo innego.
Poza Nadalem i Federerem, ale… w ich przeszłości. Bo w tym roku i oni nie mieli wiele do powiedzenia.
I jasne, forma Djokovicia to jedno. Drugie jednak – zdrowie tej dwójki. Federer grał niewiele. W całym sezonie zaliczył ledwie pięć turniejów i trzynaście spotkań. Już do turnieju w Katarze w marcu przystępował jako rekonwalescent, wracający po kilkunastu miesiącach nieobecności w tourze. Po nim jednak postanowił zrobić jeszcze dwumiesięczną przerwę. Wrócił dopiero w Genewie, przegrał z Pablo Andujarem, ale już Roland Garros wlało nieco nadziei w serca jego fanów – Szwajcar wygrał trzy mecze, czwarty oddał walkowerem, by nie przeciążyć organizmu.
Celem miał być Wimbledon. I tam Roger do pewnego momentu naprawdę dawał radę, choć już w pierwszej rundzie dwa sety urwał mu Adrian Mannarino. Potem jednak przyszły trzy zwycięstwa z rzędu. Ale wszystko załamało się w ćwierćfinale, gdy Rogera wręcz rozniósł Hubert Hurkacz, w ostatnim secie nie oddając mistrzowi nawet gema. Niedługo potem Federer odezwał się do fanów za pośrednictwem social mediów.
– Po sezonie na kortach trawiastych przeprowadziliśmy badania, które wykazały nową kontuzję w mojej prawej łąkotce przyśrodkowej. Postanowiono ją zszyć, co powoduje czasową nieruchomość. Lekarze, korzystając z tego, zajęli się również moją chrząstką. Kombinacja tych dwóch zabiegów wymaga cierpliwości i wielkiej ostrożności w procesie powrotu do sprawności. Dlatego chodzę o kulach. To operacja o wiele ważniejsza niż ta z 2020 roku, bo ma zadbać o moje zdrowie w długiej perspektywie.
Co oczywiste – Roger na kort już w 2021 roku nie wrócił. I mógł tylko przyglądać się jak Djokovic wygrywa po raz kolejny na jego ukochanym Wimbledonie, wyrównując tym samym rekord triumfów w turniejach wielkoszlemowych, należący do Szwajcara i Rafy Nadala. A co w tym czasie działo się u Hiszpana? On przerwę zarządził po Roland Garros, gdzie w półfinale – po fantastycznym meczu – ograł go właśnie Serb.
Rafa zresztą, gdy sam nie grał, wielokrotnie wypowiadał się o Novaku.
– Pod względem mentalnym jest maszyną. Mamy inne charaktery, ale to dobrze, nie ma jednej drogi do sukcesu. […] Kto jest najlepszy w historii? Nie wiem. Nie mogę o tym decydować, podobnie jak nie mogę uznać, czy decyduje o tym liczba tytułów wielkoszlemowych. Wiadomo, że to Novak ma największe szanse wygrać kolejne. Jest zdrowy, rywalizuje, dobrze mu idzie. Sam od kilku miesięcy nie gram, podobnie Roger – mówił Hiszpan.
A co z jego zdrowiem? Cóż, też zawiodła noga, ale nie kolano, a stopa. Kiedy informował o wycofaniu się z touru do końca roku (po Roland Garros spróbował jeszcze zagrać w sierpniowym turnieju w Waszyngtonie), pisał, że przez rok właściwie normalnie nie trenował, bo uraz był na tyle bolesny. A to powodowało, że nie był odpowiednio przygotowany do turniejów, w tym tego paryskiego, na ukochanej przez siebie mączce.
– Ta kontuzja stopy ciągnie się od dawna. Przez lata uniemożliwiało mi to rozwój kariery sportowej. Obiecuję, że zamierzam ciężko pracować, aby w przyszłości nadal cieszyć się tym sportem – mówił.
To, że ma on takie problemy, dziwić nie może. Kariera Rafy naznaczona jest urazami. A w ostatnich latach dołączył do niego pod tym względem również Federer.
Kontuzje? Żadna nowość
W przypadku Szwajcara jest to nieco ironiczne. Jeszcze sześć lat temu podawano go za okaz zdrowia i gościa, którego kontuzje niemal się nie imają. Jasne, na przestrzeni kariery łapał nieco urazów – najwięcej problemów miał w pewnym momencie z plecami – ale biorąc pod uwagę, że już w 2015 roku na nowo ustalał granicę maksymalnego wieku, w którym można osiągać wielkie sukcesy, to i tak było niewiele.
A potem wszystko się posypało.
Zaczęło się od Wimbledonu 2016, po którym musiał zrobić sobie przerwę i poddać się operacji, omijając przez to między innymi igrzyska w Rio de Janeiro. Gdy jednak wrócił, to wygrał Australian Open, Wimbledon i znów Australian Open, osiągając – zdawałoby się – niemożliwe. Ten ostatni triumf zaliczył w 2018 roku. Rocznikowo miał wtedy 37 lat. Nic dziwnego, że organizm coraz częściej odmawiał mu posłuszeństwa. Tenis to w końcu ogromne obciążenia. A największe przyjmują między innymi kolana.
I to kolano znów zawiodło go w kolejnych latach. Druga operacja konieczna okazała się w 2020 roku, w tym przeszedł trzecią. A w przyszłości – jeśli na korty wróci, choć podkreśla, że tego chce – urazy pewnie będą się mnożyć. Już nie tak poważne, ale coraz trudniejsza będzie dla jego organizmu regeneracja. Roger ma już przecież ponad czterdzieści lat. Rafa jest o pięć wiosen młodszy. Ale jego historia kontuzji jest na tyle długa, że wiek tak naprawdę nie ma tu nic do rzeczy.
Wymieńmy najważniejsze urazy. Tylko najważniejsze. Pełna lista byłaby o wiele dłuższa:
- Lewy łokieć (2003),
- Lewa stopa (2004, 2005 i 2006),
- Lewe ramię (2006),
- Plecy (2006 i 2014),
- Prawe przedramię (2007),
- Prawe udo (2007 i 2009),
- Prawe kolano (2008 i od tego czasu nawraca regularnie),
- Lewe kolano (2009 i 2012),
- Lewe udo (2011),
- Prawy nadgarstek (2014),
- Prawa kostka (2015),
- Lewy nadgarstek (2016).
Uwierzcie, to nie wszystko. A teraz do tego wszystkiego doszła – po wielu latach przerwy – stopa. Nic dziwnego, że Toni Nadal – wujek i wieloletni trener Rafy – mówił: – Nauczyliśmy się żyć z jego kontuzjami. Myślę, że znów sobie z tym poradzi. – Sęk w tym, że na przestrzeni lat wiele tych urazów Nadal leczył doraźnie, nie wymagały metod inwazyjnych. Tym razem problem był większy, trzeba było zwrócić się do lekarzy, postawić na zabieg i następujący po nim kilkumiesięczny powrót do sprawności.
– Kontuzja sama w sobie nie jest nowa – mówił Rafa. – Zmagam się z nią od 2005 roku, już wtedy lekarze byli negatywnie nastawieni do losów mojej dalszej kariery. Udało mi się jednak osiągnąć marzenia, jestem przekonany, że znów dojdę do pełnej sprawności. Jeśli z moją stopą będzie lepiej, mój tenis i moje nastawienie wrócą.
Wątpliwości jednak pozostają. Bo jasne, Rafa udowadniał, że wracać po kontuzjach potrafi, zresztą już kilkanaście razy. We wspomnianym już 2017 roku też osiągnął niesamowicie wiele, a również wracał po przerwie. Był w finale Australian Open, wygrał Roland Garros i US Open. A potem poprawił to sukcesami w kolejnych latach. Wszystko to wbrew urazom i kontuzjom. Strach pomyśleć, gdzie byłby i ile wygrał ten gość, gdyby nie one. Tym razem jest jednak nieco inaczej.
Bo Nadal, jak i Federer, jest po prostu coraz starszy.
Coraz trudniej wierzyć
– Jestem realistą. Wiem, jak trudno w tym wieku jest przejść kolejną operację i próbować wrócić. Chcę być jednak zdrowy, chcę przejść rehabilitację. Zdecydowałem się na to w dużej mierze po to, by móc jeździć na nartach z moimi dziećmi, by z przyjaciółmi grać w tenisa albo piłkę nożną. Chcę móc żyć normalnie. Najłatwiej byłoby mi odpuścić. Jednak próbuję wrócić jeszcze ten jeden raz. Fani zasługują na to, by zobaczyć coś lepszego, niż w tym sezonie.
– To prawda, że gdy stajesz się starszy, proces powrotu do sprawności jest coraz trudniejszy. Jestem jednak tym bardzo podekscytowany. Mam wątpliwości, oczywiście, ale jestem pewien, że będę mógł grać bez bólu i dostanę swoje szanse. Każdy z nas ma swoje problemy, sportowcy przekraczają własne limity. Im stajesz się starszy, tym trudniej jest.
Ten pierwszy cytat to Federer, druga wypowiedź pochodzi z usta Rafy Nadala. Nie może dziwić, że obaj mówią niemal to samo. Po prostu znaleźli się w bardzo podobnym momencie swoich karier. Jasne, Rafie w teorii powinno być nieco łatwiej. To nie tak poważna kontuzja, nie tak długa przerwa, nie tak ważna operacja. Do tego Hiszpan jest młodszy i ma jeszcze jeden atut na przyszłość – Roland Garros. Tam zdolny jest wygrać niemal zawsze. Choć Alex Corretja, były hiszpański tenisista, dziś m.in. ekspert Eurosportu, zauważa, że wiele zależeć będzie od jednego aspektu.
– Martwią mnie jego możliwości ruchowe. Jego poruszanie się po korcie, intensywność, sposób, w jaki biega – to wszystko przyniosło mu sukces. Gdy robi to dobrze, wspiera swój backhand i forehand, jest w stanie dominować. Nie da się go wtedy pokonać. Problemem jest to, czy będzie w stanie nadal dobiegać do piłek tak jak w przeszłości.
Toni Nadal bardziej wierzy w możliwości bratanka – mówił niedawno, że daje Rafie jeszcze 2-3 lata na szczycie, w trakcie których ten miałby powalczyć o tytuł wielkoszlemowy. Sam tenisista celu na razie nie chciał sobie wyznaczać, choć oczywistym dla wszystkich jest, że tym będzie wspomniane Roland Garros. Mówił za to sporo o ogarniających go wątpliwościach.
– Myślę, że wątpliwości są dobre. Pozwalają ci pracować w odpowiedni sposób. Jeśli ich nie masz, stajesz się zbyt arogancki. W życiu mało co jest w stu procentach pewne. Wątpliwości pojawiają się naturalnie. Wtedy musisz zapytać siebie, co jest dla ciebie odpowiednie. Udało mi się nigdy nie zakładać, że jestem wystarczająco dobry, by nie mieć tych wątpliwości. Dlatego przez całą karierę ciężko pracowałem.
Jasne, to ogólniki, ale wypowiedziane w takim momencie jego kariery pokazują, że Rafa zdaje sobie sprawę, jak trudno może być mu wrócić na szczyt. Zresztą nie tylko dlatego, że sam może mieć problemy, ale przecież z „dołu” coraz bardziej naciera młodsze pokolenie. Daniił Miedwiediew wygrał US Open, Sascha Zverev triumfował na igrzyskach, a Matteo Berrettini i Stefanos Tsitsipas mają za sobą pierwsze wielkoszlemowy finały. Wszyscy niezmiennie podziwiają Djokovicia, Nadala czy Federera. Ale widzą, że są w stanie z nimi wygrywać.
Zwłaszcza jeśli ci wrócą po kontuzjach, niekoniecznie w pełni sprawni. Choć i Hiszpan, i Szwajcar dążą oczywiście do tego, by tę sprawność osiągnąć.
Rafa wrócił, Roger czeka
Fani Rafy Nadala się doczekali. W piątek Hiszpan pojawił się na korcie po raz pierwszy od sierpnia. Na razie w turnieju pokazowym, towarzyskim, ale i on, i Andy Murray stojący po drugiej stronie siatki, grali na poważnie. Tym bardziej, że grać ze sobą nie mieli okazji od kilku lat. Hiszpan przegrał – podobnie jak dzień później z Denisem Shapovalovem – ale mimo wszystko był zadowolony. Bo zobaczył, że jest w stanie rywalizować na wysokim poziomie, a przecież proces powrotu do pełnej sprawności nie jest u niego całkowicie zakończony. Prawda jest taka, że w jego przypadku wszystko do rozpoczęcia sezonu na mączce można traktować jako przygotowanie.
Już teraz mówi się zresztą, że Nadal niekoniecznie musi wystąpić na Australian Open.
– Walczę o to, by być gotowym na turnieje przed Australian Open. Jeśli uda mi się tego dokonać, wystąpię tam. Moim celem jest przygotowanie się w najlepszy możliwy sposób, by być gotowym na rywalizację. Wiem, że to skomplikowany proces – mówił kilka miesięcy temu. A niedawno dodawał: – W domu wykonałem kawał dobrej roboty, przygotowywałem się z odpowiednim nastawieniem, intensywnością, skupiłem się na kondycji. Na dziś jednak moim celem jest po prostu znaleźć się w Australii i zagrać tam jak najlepsze mecze. Nie mogę jednak na sto procent zagwarantować, że się tam pojawię. Od mojego ostatniego oficjalnego meczu minęło kilka miesięcy. To wszystko jest trudne.
Więcej nadziei w serca fanów Rafy wlał, paradoksalnie, Denis Shapovalov, który z Nadalem trenował przed turniejem. Kanadyjczyk powiedział wprost – może i Hiszpan dopiero wraca do siebie, ale gra nadal na niesamowitym poziomie. – Gdy z nim trenujesz, widzisz, jak genialnym zawodnikiem jest. To niesamowite, za każdym razem, gdy z nim odbijam, myślę sobie: „Cholera, ten gość jest dobry” – mówił Denis.
Główny pozytyw w tym wszystkim jest oczywisty – Rafa już wrócił. I nawet jeśli do Australii nie pojedzie, pokazał, że w kolejnych miesiącach będzie w stanie grać na dobrym poziomie. Zupełnie inaczej wygląda to w przypadku Rogera Federera. Gdy kilka miesięcy temu kilka osób nieśmiało przebąkiwało, że Szwajcar mógłby wrócić do rywalizacji właśnie w Melbourne, ten natychmiast takie informacje sprostował.
– Prawda jest taka, że będę niesamowicie zaskoczony, jeśli zagram na Wimbledonie. Australia nie wchodzi w grę. I to nie niespodzianka, już przed operacją wiedziałem, że będę potrzebować długiej przerwy. Pierwsze wizyty kontrolne u lekarzy są jednak bardzo zachęcające. Przede mną długi proces rehabilitacji, włożę w niego całe serce. Muszę być cierpliwy. Czy zagram w 2022, czy 2023 roku, czy będę mieć 40, czy 41 lat – to nie robi dużej różnicy. Pytaniem jest raczej to, czy zdołam się zmusić do wysiłku na odpowiednim poziomie. Na dziś moje serce mówi tak. Więc próbuję wrócić – opowiadał Szwajcar.
Tak jak już jednak wspomnieliśmy – dla Federera operacja była ważna nie ze względu na tenis, a właściwie całe jego życie. Bez niej mógłby za kilka lat mieć spore problemy ze zdrowiem, istniało ryzyko, że szybko przeszedłby od „zawodowego tenisisty” do „rencisty”. Za jej sprawą ma być w stanie cieszyć się sprawnością przez długie lata. To przede wszystkim. Ale jednak chce wrócić na kort, chce jeszcze spróbować. I, podobnie jak Rafa, wierzy, że może jeszcze raz będzie w stanie osiągnąć coś wielkiego.
– Chcę zobaczyć, co będę w stanie zrobić na korcie. Będę walczyć, jestem bardzo zmotywowany. Czuję wsparcie mojego teamu i rodziny. Wszyscy chcemy, bym mógł się pożegnać na własnych warunkach. Powiem jednak wprost: moje życie się nie zawali, jeśli nie zagram w kolejnym wielkoszlemowym finale. Choć to moje marzenie. Wierzę w takie cuda. Przeżyłem je już. Sport potrafi napisać niesamowite historie – mówił.
Na razie jednak jego głównym celem i marzeniem jest po prostu powrót na kort. Coś, co Rafa – z którym zresztą często rozmawiają prywatnie – już zrobił. I z tego Federer pewnie też będzie czerpać inspirację. Tym bardziej, że wkracza powoli w fazę, w której faktycznie będzie walczyć nie o zdrowie, a o przygotowanie jak najlepszej formy. Już we wrześniu mówił, ze najgorsze za nim, a teraz czeka go proces rehabilitacji. – Najpierw chcę zacząć chodzić właściwie, potem właściwie biegać. Później zobaczymy, co dalej – opowiadał.
Pod „co dalej” kryje się, oczywiście, rakieta w ręce i tenisowe treningi. Wszystko po to, by dołączyć do Hiszpana, który powinien już wtedy, w pełni sprawny, ponownie udowadniać, że jest jednym z najlepszych tenisistów w historii. Bo i on wierzy, że ma jeszcze sporo do zrobienia.
– Nie gram już dla pieniędzy, nie gram też dla czystej radości. Gram, bo mam cele, które chcę zrealizować. Jeśli się to nie uda, w porządku, ale motywacja i pasja wciąż są u mnie te same – mówił. Choć w innych wypowiedziach dodawał, że tak naprawdę niczego nie może przewidzieć, włącznie z… opcjonalną emeryturą.
Bo w tym miejscu właśnie stoją Federer i Nadal. Z jednej strony wierzą, że mogą osiągnąć jeszcze coś wielkiego wbrew wszelkim przeciwnościom losu. Z drugiej – wiedzą, że koniec ich karier jest bliski. Miejmy nadzieję, że zanim nastąpi, obaj zdołają jeszcze pokazać swój najlepszy tenis.
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix