Reklama

Zszargana opinia, stadion i przyszłość piłkarzy. Największe problemy Rakowa

Jakub Radomski

25 maja 2025, 18:11 • 10 min czytania 124 komentarzy

Marek Papszun poprowadził Raków do wicemistrzostwa Polski, co trzeba odbierać jako spory sukces. Sam szkoleniowiec ma jednak świadomość problemów, jakie stoją przed zespołem. I które znajdują się na różnych polach. Dla ludzi lubiących generalizować Raków to dziś klub rasistów na trybunach, który oferuje wielką kasę graczom GKS-owi Katowice, łamiąc przy okazji prawo. Nie wiadomo, czy uda się zatrzymać trzech wypożyczonych i ważnych dla Rakowa piłkarzy. Tego najlepszego – raczej nie. Wreszcie – w otoczeniu klubu coraz więcej mówi się o wątpliwościach właściciela, Michała Świerczewskiego, do którego Papszun kieruje wiele słów.

Zszargana opinia, stadion i przyszłość piłkarzy. Największe problemy Rakowa

Raków został wicemistrzem Polski, ale ma swoje problemy. Sporo problemów. Dało się to zauważyć, wyczuć i usłyszeć, przebywając w Częstochowie przy okazji meczu ostatniej kolejki z Widzewem. Na niektóre problemy wprost zwracał uwagę na konferencji prasowej Marek Papszun, mimo że jego zespół właśnie osiągnął sukces i wydawało się, że to chwila, by przede wszystkim się cieszyć. Szczerze? Trochę można mu współczuć, bo pracuje w drużynie, w której zaangażowanie Michała Świerczewskiego i prywatne środki szefa x-komu trochę przykrywają to, co dzieje się w tle. A o tym też trzeba publicznie mówić.

Reklama

Zszargana opinia: Raków Częstochowa to dla niektórych rasiści na trybunach

Raków to rasiści. Raków ma dużo kasy i próbuje to wykorzystywać do łamania prawa. Takie opinie może mieć ktoś, kto lubi wpychać wszystkich do jednego worka, po zdarzeniach i publikacjach medialnych z ostatnich kilkunastu dni. Gdy w 2023 roku zespół z Częstochowy zdobywał pierwszy w historii tytuł mistrzowski, Raków był opisywany jako innowacyjny projekt, z piękną historią przechodzenia drogi od II ligi na ekstraklasowy top. Stawiano go za wzór, nawet nie tylko w polskiej skali.

A teraz? Najpierw pojawiały się nieśmiałe publikacje o tym, że kibice z młyna nie tolerują czarnoskórych piłkarzy, nawet zawodników swojej drużyny. Później był mecz z Jagiellonią i nagranie, na którym kilkanaście osób naśladuje małpy, kierując to w stronę napastnika rywali, Afimico Pululu. Skutek? Masa publikacji na temat rasizmu w Częstochowie. Nagranie nie pozostawia wątpliwości – grupa ludzi zachowuje się rasistowsko i nad tym na pewno nie można przejść do porządku dziennego, bo na tego typu zachowania po prostu nie ma miejsca w cywilizowanym świecie.

Klub zapowiedział ukaranie winnych i mamy nadzieję, że to nie będą tylko puste słowa. Na razie niestety są – niedawno pisaliśmy, że żadnych decyzji jeszcze nie ma. Z drugiej strony – generalizowanie, że ogólnie fani Rakowa to rasiści, albo że ten problem istnieje tylko na tym stadionie, jest niesprawiedliwe. Sam Pululu przyznał, że tego typu zachowania zdarzały się też na innych obiektach.

Pululu i jego gest do kibiców Rakowa

Pululu i jego gest do kibiców Rakowa

Raków mierzył się z jednym kryzysem wizerunkowym, a tu nadszedł drugi. Pojawiły się informacje, że klub z Częstochowy miał obiecać milion złotych piłkarzom GKS-u Katowice za urwanie punktów Lechowi Poznań w przedostatniej kolejce. Premiowanie w ten sposób innej drużyny od pewnego czasu jest nielegalne. Wojciech Kowalczyk przekonuje, że ten przepis jest po prostu głupi, m.in. dlatego, że łatwo go obejść. „Kowal” oczywiście ma sporo racji, poza tym: myślicie, że dowiadujemy się o wszystkich takich przypadkach? Nie bądźcie naiwni. Nie zmienia to jednak tego, że tak jak w starożytności mówiono „Dura lex sed lex”, czyli „twarde prawo, ale prawo”, tak my możemy napisać: „średnio sensowne prawo, ale jednak prawo”.

Marek Papszun przed meczem z Widzewem mocno odniósł się do tych oskarżeń, mówiąc o trenerze Lecha Nielsie Frederiksenie, że ten nie okazuje rywalowi szacunku. Po ostatniej kolejce trener Rakowa wypowiedział słowa o chorej narracji, którą niektórzy kupili, ale na szczęście nie wszyscy. W reportażu z Częstochowy pisałem, że wiele osób z otoczenia Rakowa ma poczucie, że klub stał się w tym sezonie kozłem ofiarnym, w którego ciągle się uderza, często niezasłużenie. Wiem, że Raków rozważał podjęcie kroków prawnych w związku z krytycznym dla niego przekazem medialnym. Ale ostatecznie nie zdecydował się na to. W Częstochowie mają jednak świadomość, że do klubu przykleiła się mało fajna łatka, której nie będzie łatwo oderwać.

Stadion-kurnik

Na meczu z Widzewem było 5500 osób. Chętnych było o wiele więcej, ale tylko tyle osób pomieści obiekt w Częstochowie, powszechnie nazywany kurnikiem. Po spotkaniu spotkałem dwójkę kibiców. Mówili, że wszystkie bilety rozeszły się w 10 minut, a oni musieli kupić wejściówki tuż przed meczem, za sporo większe pieniądze. I powtórzyli to, co słychać zewsząd: Raków potrzebuje większego i przede wszystkim bardziej nowoczesnego stadionu.

Na obiekcie w Częstochowie byłem wczoraj pierwszy raz. Przed meczem nasłuchałem się dużo o tym, jak niegodne jest, że zespół tej klasy musi grać na takim stadionie. Pierwsze wrażenie: jaki on mały. Wydaje się, że to bardziej stadionik na maksymalnie trzy, cztery tysiące osób. Że trochę przypomina obiekt w podwarszawskich Ząbkach, a przecież rywalizuje na nim jedna z najlepszych drużyn w Polsce.

Plusy? Bliskość boiska i ławek rezerwowych, gdy siedzi się na trybunie prasowej. Piłkarzy można łapać na rozmowy, gdy wychodzą ze stadionu i idą w stronę skromnego budynku klubowego. Ale czy to jest nowoczesne i profesjonalne? No właśnie. Sam budynek klubowy też pozostawia sporo do życzenia. Jest nieco dziwne, że idąc na konferencję prasową, mija się pokoiki (tak należałoby je nazwać) należące do ważnych osób w klubie. Minusy? Malutka przestrzeń dla mediów, na której pewnym problemem jest rozłożenie laptopa i pisanie tekstu. Ale malutki i mający swoje lata stadion to przede wszystkim fatalna wizytówka i problem dla mającego duże aspiracje klubu.

Michał Trela w tym tekście na naszych łamach pisał niedawno, że Rakowowi ciężko jest kibicować, bo dobre wyniki i wysoka pozycja w tabeli przykrywają to, co dzieje się niejako w tle, a jest równie ważne. Opisywał, że zespół bazuje na cudzoziemcach, nie rozwija właściwie wychowanków w akademii, a drużyny juniorskie spisują się gorzej niż wcześniej. Informował o fatalnej infrastrukturze. Marek Papszun na wczorajszej konferencji prasowej mniej lub bardziej wprost sugerował, że w Częstochowie nie pracuje się łatwo.

Pierwszy cytat: – Praca tutaj sprawiała mi satysfakcję. Jeszcze mi się chce.

Drugi: – Pewne obszary wymagają doinwestowania. Mam oczywiście na myśli też kwestie strukturalne.

Trzeci: – Przynajmniej mamy już boisko treningowe. To mała rzecz, a cieszy.

Trener Rakowa kierował ten przekaz trochę do właściciela Michała Świerczewskiego, ale przede wszystkim do rządzących miastem. Prezydentem Częstochowy od 2010 roku jest Krzysztof Matyjaszczyk, reprezentujący SLD. Ma opinię człowieka niezbyt interesującego się losem Rakowa i w ogóle częstochowskim sportem. Od dawna przy różnych okazjach „pozdrawiają” go kibice częstochowskiego klubu. – Zespół, który przez sześć sezonów w Ekstraklasie zdobywa trzy wicemistrzostwa i jedno mistrzostwo Polski, funkcjonuje w takich warunkach. Wiemy, że to jest temat złożony i to nie do nas, właściciela czy prezesa, tylko do prezydenta, urzędników. Do ludzi zarządzających miastem. Myślę, że wy też jako społeczność dziennikarska powinniście dociekać, dlaczego jest taka sytuacja, że obietnica została złożona, a jednak zostało to później odkręcone. I nie ma decyzji o budowie stadionu – zaapelował wczoraj Papszun.

Piłkarze Rakowa w meczu z Widzewem

Piłkarze Rakowa w meczu z Widzewem

Przyszłość piłkarzy

Stwierdzenie, że Raków w ostatnim czasie trafiał dobrze z transferami, na pewno byłoby przesadą. Klub z Częstochowy wydał prawie trzy miliony euro na trzech zawodników: Michaela Ameyawa, Ariela Mosóra i Leonardo Rochę. Z jednej strony można pochwalić działaczy, że rozwijają rynek wewnętrzny w Ekstraklasie i sięgają po zawodników dość młodych, którzy mogą się rozwinąć (kolejno 23, 21 i 25 lat). Ale z drugiej – żaden z tej trójki nie wywalczył sobie miejsca w podstawowym składzie.

Papszun ma świadomość, że trzeba wzmacniać zespół i wyraźnie zaznaczył, że praca nad ruchami transferowymi rusza już teraz. Ważne jest dla niego, by drużyny nie opuścił nikt, na kogo liczy. Świetnym ruchem okazało się wypożyczenie Joanatana Brauta Brunesa. Norweg trafił do Częstochowy bez okresu przygotowawczego spędzonego z klubem, ale ostatecznie strzelił w Ekstraklasie aż 14 goli. Spora część tych trafień była niezwykle ważna. Raków ma opcję wykupu Brunesa. Niedawno pisaliśmy, że to wydatek rzędu dwóch milionów euro.

Chciałbym, żeby Brunes oraz Jesus Diaz z nami zostali. Obaj się rozwijają, pokazali to również w meczu z Widzewem. Ale decyzja będzie należała do właściciela. Podobnie jest z Peterem Barathem. Na niego również liczę, jednak tu też mamy do czynienia z kwestią wykupu – powiedział Papszun.

Liczby Diaza, jak na skrzydłowego, nie powalają. Kolumbijczyk rozegrał w tym sezonie 24 spotkania. Zdobył bramkę, miał jedną asystę. Mało. Jednak w niektórych spotkaniach mógł się podobać. Podobnie jak Barath (25 spotkań / dwa gole / dwie asysty). Węgier był pechowcem w meczu z Widzewem. Najpierw nieuznano mu gola, a w drugiej połowie po świetnej akcji Jeana Carlosa Silvy trafił w poprzeczkę. Cała trójka jest do klubu z Częstochowy wypożyczona. I nie jest pewne, że w klubie zostaną. Gdybyśmy na dziś mieli typować, co się wydarzy, stwierdzilibyśmy, że zostanie jeden albo dwóch z nich. Brunes jednak sporo kosztuje, poza tym, jak słyszymy, sam Norweg wolałby raczej zmienić klub.

Jonatan Braut Brunes

Jonatan Braut Brunes

Z zespołem żegna się trener bramkarzy, Maciej Kowal. Papszun zdradził, że Raków jest na zaawansowanym etapie szukania najlepszego zastępcy, a w grze pozostało dwóch kandydatów. Decyzja, kto przejmie tę funkcję, ma zapaść w przyszłym tygodniu. Trener Rakowa umie dobierać sobie odpowiednich ludzi do sztabu. W sezonie, który właśnie się zakończył, drużyna nie miała tylu kontuzji. Można usłyszeć, że to zasługa m.in. Michała Garnysa, który zajmował się przygotowaniem motorycznym, a teraz w klubie stworzono nową funkcję, Head of Performance. Garnys zarządzał działem, który zajmował się i motoryką, i przygotowaniem medycznym. – To dało nam przewagę na polu regeneracji i rehabilitacji graczy – przyznaje Papszun, z którym rok temu do drużyny jako trener mentalny powrócił też Paweł Frelik. On również dołożył swoją cegiełkę do tego wicemistrzostwa.

Co z zaangażowaniem Świerczewskiego?

Tuż po meczu z Widzewem Papszun rozmawiał przez kilka minut na murawie z Michałem Świerczewskim. Pół godziny później, podczas konferencji, poświęcił zaskakująco dużo słów właścicielowi klubu i firmy x-kom.

Jestem dumny z tej drużyny. Chciałbym podziękować piłkarzom, sztabowi i kibicom. Duże podziękowania kieruję też do właściciela Michała Świerczewskiego, bo bez niego byłoby trudno o ten sukces. Mam nadzieję, że teraz będzie wytrwały i pomoże nam walczyć o najwyższe cele. Dla mnie ważne jest to, co będzie dalej. W jakim kierunku będziemy szli. To jest właśnie pytanie do Michała. Uważam, że po sezonie wicemistrzowskim powinno się walczyć o mistrzostwo. Powinniśmy mieć aspiracje, chcieć iść do przodu, ale w kolejnych rozgrywkach przynajmniej sześć drużyn będzie mierzyć w tytuł, a minimum w europejskie puchary – mówił trener Rakowa.

A zapytany o to, czy ma pewne wątpliwości odnośnie zaangażowania Świerczewskiego, odpowiedział nieco tajemniczo. Dokładny cytat: – Wiem, że Michał bardzo liczył na mistrzostwo Polski. To szalenie ambitny człowiek. Emocje sięgały zenitu, na trybunach nawet bardziej niż na boisku. Dało się to odczuć w ostatnim czasie. Jestem wdzięczny naszym sponsorom. Klub się rozwija, ma przychody zewnętrzne, ale on w pewnym sensie opiera się na Michale. Na koniec sezonu trzeba zadać sobie pytanie, w którym kierunku to wszystko będzie szło. Jest oczywiste, że mamy pewne deficyty.

W Częstochowie nie jest tajemnicą, że sam Świerczewski ma pewne wątpliwości, co dalej robić z Rakowem. Widzi, że miasto w ogóle nie pomaga drużynie i nie działa to na pewno dobrze na jego cierpliwość. Ma też jednak świadomość, że ten zespół akurat z Markiem Papszunem za sterami może iść wyżej. A Papszun nie ukrywa, że bardzo liczy na duże zaangażowanie szefa x-komu. Przyszłość jest jednak pewną niewiadomą.

Na razie wiadomo, że Raków latem będzie przygotowywał się do nowego sezonu w Arłamowie. Później poleci do Berlina i za granicą rozegra trzy sparingi. Papszun: – To będą mecze z silnymi rywalami. Zagramy z zespołami z Belgii. Uważam, że takie sparingi najbardziej rozwijają zespół i wiele nam dadzą przed występami w eliminacjach Ligi Konferencji.

JAKUB RADOMSKI

WIĘCEJ O PIŁCE NA WESZŁO:

Fot. Newspix

124 komentarzy

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama