Trzeba przyznać, że potężna burza przetoczyła się dzisiaj nad Łazienkowską. Już samo rozstanie Legii Warszawa z Kostą Runjaicem było dość niespodziewane, bo wydawało się, że wytrzyma on na stanowisku przynajmniej do końca sezonu, skoro uniknął zwolnienia przed niedawną przerwą na kadrę. Jeszcze większy szok wzbudziło jednak nazwisko nowego szkoleniowca “Wojskowych”. Goncalo Feio wkracza dzisiaj do Ekstraklasy razem z drzwiami i futryną, zasiadając na najgorętszym stołku trenerskim w całej polskiej piłce ligowej.
To zagranie va banque w wykonaniu Legii, w tym – w wykonaniu jej dyrektora sportowego. No bo trzeba tutaj wyraźnie podkreślić, że to Jacek Zieliński jest w dużej mierze odpowiedzialny za to, że warszawska ekipa ma już dziś niewielkie szanse na mistrzostwo kraju. Jeśli zatem eksperyment z Feio nie wypali, kibice Legii z pewnością upomną się o głowę Zielińskiego. Niezależnie od tego, jak zasłużoną dla klubu jest on postacią.
Zapewne Zieliński już tę presję na sobie czuje, dlatego postawił na trenera, który warsztatowo ma naprawdę wiele do zaoferowania, ale jest jednocześnie tykającą bombą. A przy Łazienkowskiej o eksplozję zdecydowanie łatwiej niż w Motorze Lublin, gdzie i tak wybuchów nie brakowało. Jest to zatem ruch ogromnie ryzykowny, nietypowy dla Zielińskiego, bo przecież na przestrzeni ostatnich miesięcy dyrektor sportowy “Wojskowych” bez ustanku starał się tonować emocje wokół klubu. Zyskał nawet reputację – chyba zasłużoną – ostrożnego do bólu minimalisty. Tymczasem Feio to taki typ szkoleniowca, który się na minimalizm nie godzi. I z pewnością będzie mu się publicznie przeciwstawiał w sposób zdecydowanie bardziej gwałtowny niż Kosta Runjaic, który długo kładł uszy po sobie.
Kuwetki na dokumenty lepiej też przezornie pochować.
Wszystkie odloty Goncalo Feio. Czy to trener na miarę Legii?
Frustracja trenera
Od dłuższego czasu można było zauważyć, że ścieżki Runjaica i Zielińskiego zaczynają się rozchodzić.
Wprawdzie ten drugi kurtuazyjnie podkreślał swoje poparcie dla trenera, starał się szukać argumentów na jego obronę, ale już Runjaicowi ze znacznie większą trudnością przychodziło robienie dobrej miny do złej gry. Legia katastrofalnie zaczęła bowiem rundę wiosenną – została zdemolowana przez Molde w fazie pucharowej Ligi Konferencji Europy, seryjnie traciła punkty w Ekstraklasie, poniosła też bolesną porażkę w prestiżowym starciu z Widzewem Łódź. Co gorsza, warszawskiej drużyny absolutnie nie bronił także styl gry. Obciążały ją niekończące się kłopoty z uszczelnieniem formacji obronnej, siermiężna ofensywa, uzależnienie w kreacji od Josue. Wyraźnie sfrustrowany Runjaic zaczął więc – czasem bardziej, czasem mniej dosłownie – napomykać o tym, że w przerwie zimowej działacze klubu drastycznie osłabili jego zespół. Że niełatwo jest zastąpić takich zawodników jak Bartosz Slisz i Ernest Muci – liderów drużyny – bez naprawdę jakościowych transferów.
Szczególnie obficie ulało się Runjaicowi po ostatnim, zremisowanym 1:1 starciu z Jagiellonią Białystok.
– Nie mówmy tylko o jakości, Qëndrim Zyba ma potencjał. To jest młody zawodnik, potrzebuje czasu. Tak jak powiedziałem, przyszedł w połowie sezonu ze słabszej ligi. Zetknął się tutaj z innym sposobem grania, my też trochę się zmieniliśmy. Nie graliśmy wszystkich meczów tak, jak chciałem, czyli z utrzymaniem przy piłce, atakiem pozycyjnym, wyprowadzeniem piłki. […] Jeśli tracisz reprezentanta jak Slisz, który rozegrał niesamowite spotkanie z Walią, nie da się zastąpić go piłkarzem, który przychodzi z takiego poziomu. To jest oczywiste, ale myślę, że to wiecie, on to wie, każdy to wie – ocenił Runjaic na antenie Canal+Sport.
Była to fanga wyprowadzona prosto w nos dyrektora sportowego. I to zasłużona. Zieliński, firmując swoim nazwiskiem kształt kadry “Wojskowych”, zaakceptował fakt, że Legia z jednej strony komunikowała chęć odzyskania mistrzostwa Polski, a z drugiej – po prostu się osłabiła w trakcie walki o upragniony tytuł. Wiadomo, że w przerwie między rundami trudno jest uzupełniać dziury w składzie, no ale od tego właśnie Legia ma Zielińskiego – by był on w stanie zareagować natychmiast. By miał w szufladzie listę piłkarzy do zatrudnienia “na już”. Albo by – po prostu – nie dopuścił do takich osłabień. Choćby temat kontraktu Slisza można było rozegrać inaczej.
Rozbieżne wizje
Jasne, że Runjaic popełniał w ostatnim czasie mnóstwo błędów. Rażące były zwłaszcza jego pomyłki w zarządzaniu poszczególnymi meczami. Często można było odnieść wrażenie, że były już szkoleniowiec Legii dokonuje w składzie korekt, który wyhamowują grę jego drużyny, zamiast tę grę przyspieszać. Irytować mógł też fakt, że Runjaic niezbyt umiejętnie radzi sobie z ogrywaniem w składzie wychowanków. Zdarzały mu się nawet dość kuriozalne wypowiedzi, gdy twierdził, że Legia nie jest odpowiednim miejscem dla zawodników stawiających pierwsze kroki w Ekstraklasie. Całkowicie kłóciło się to z opowieściami Zielińskiego. – Naszym celem jest rozwój – akademii, poszczególnych zawodników, rozwój pierwszego zespołu, ale i poszczególnych działów, np. skautingu. Efektem tego rozwoju mają być sukcesy, a nie odwrotnie. Oczywiście możemy sobie powiedzieć, wygramy ten mecz, albo śmierć, zdobędziemy mistrzostwo Polski, albo śmierć, ale to nie o to chodzi, to nie pomaga nam w rozwoju – przekonywał dyrektor Legii na kanale „LEGIA ON”. A więc znów – rozbieżne wizje, odmienne filozofie.
Przewrót na Łazienkowskiej, Runjaić stracił głowę, ale… nie tylko on
Tylko że akurat w ostatnich dniach Legia zdawała się oddychać odrobinę spokojniej. Zwycięstwo z Piastem zażegnało kryzys, pokonanie w niezłym stylu Górnika dodało zespołowi nieco wiatru w żagle. W pierwszej połowie zremisowanego starcia z Jagiellonią podopieczni Runjaica także zaprezentowali się przyzwoicie. O ile więc rozstanie z trenerem przed paroma tygodniami byłoby całkowicie zrozumiałe, tak dziś – jest ono zdumiewające. Z boku wygląda to trochę tak, jak gdyby Zieliński od dawna był już pogodzony z koniecznością dokonania zmiany na ławce trenerskiej, a teraz się trochę przestraszył, że Runjaic może nagle umocnić swoją pozycję.
Kosta Runjaic, Dariusz Mioduski, Jacek Zieliński
– Razem z trenerem zdobyliśmy trofea i awansowaliśmy do fazy pucharowej europejskich rozgrywek, odbudowaliśmy się również po bardzo trudnym dla klubu okresie. Doceniamy jego udział w tych osiągnięciach. Obecnie uznaliśmy, że możliwości rozwoju drużyny wymagają zmian. Jesteśmy bardzo zdeterminowani, żeby osiągnąć najlepszy możliwy wynik w obecnych rozgrywkach i poświęcimy wszystkie nasze działania dla tego celu – mówi dyrektor Legii w oficjalnym komunikacie na klubowym portalu. Mówi i… stawia wcale nie na trenera doświadczonego w walce o najwyższe cele w Ekstraklasie, tylko na Goncalo Feio, dla którego nie będzie to wprawdzie pierwsza zawodowa przygoda w Legii, ale z pewnością pierwsza okazja, by powalczyć o ligowy tytuł.
Coś się tutaj nie do końca spina.
Jasne: można dowodzić, że krewki Feio ze swoim mocnym charakterem pobudzi piłkarzy “Wojskowych” do walki, da im dodatkowy impuls. Jednak w tych okolicznościach działacze Legii nie mogą nawet udawać, że wciąż działają według jakiegoś drobiazgowo opracowanego, długofalowego planu. Bardziej pachnie tu desperacją – paniką na myśl o tym, że nie uda się klepnąć w Ekstraklasie miejsca gwarantującego europejskie puchary w przyszłym sezonie. To dla klubu czarny scenariusz – konieczność dalszego zaciskania pasa w organizacji, która i tak działa przecież od dawna w trybie oszczędnościowym.
Błędy Zielińskiego
Oczywiście trzeba zawsze podkreślać, że gdy Jacek Zieliński obejmował w Legii funkcję dyrektora sportowego, klub był pogrążony w jeszcze większych kłopotach. Na płaszczyźnie sportowej, organizacyjnej, finansowej – przy Łazienkowskiej po prostu nic się nie zgadzało. No i były defensor warszawskiego klubu parę tematów zdołał w dość szybkim tempie wyprostować. Wyeliminował ze składu sporo szrotu, pozbył się wielu obciążających klubową kasę kontraktów. Legia sięgnęła po Puchar Polski. Chwaliliśmy go zresztą na Weszło: “Jacek Zieliński miał przy Łazienkowskiej tyle sprzątania, tyle pracy nad odejściami, by uzdrowić strukturę płac, że nie chce dzisiaj brać byle kogo. I za to słowa uznania. Nie jest fanem przeciętności. Nie ulega też presji kibiców czy mediów społecznościowych, a nie oszukujmy się – w przeszłości w Legii dokonywano wielu ruchów właśnie pod naciskiem kibiców. Słynne „gdzie są ku… transfery” to nie tylko zabawne, kultowe hasło. To moment, gdy w gabinetach paliło się i zatrudniało późniejsze niewypały pod wpływem chwili dla uspokojenia nastrojów. Czas weryfikował te ruchy”.
Szybko się jednak okazało, że Zielińskiemu lepiej idzie sprzątanie niż kreowanie w Warszawie nowych bohaterów. Jeśli bowiem “Wojskowi” zarabiają dziś wielkie pieniądze na transferach, to głównie za piłkarzy, których obecny dyrektor sportowy już przy Łazienkowskiej zastał. A jego autorskie wynalazki? Cóż… Pankov, Gil Dias, Gual, Burch, Kapuadi, Kun czy Kramer to raczej nie są gracze, na których Legia w przyszłości zbije fortunę. A wychowankowie stołecznego zespołu, owszem, rozwijają się, ale na ogół – w innych drużynach. Wbrew szumnym zapowiedziom Zielińskiego, które, jak wspominaliśmy, otwarcie kontestował Runjaic.
Krótko mówiąc: kiepska postawa Legii wiosną 2024 roku obciąża zarówno konto Runjaica, jak i Zielińskiego. A można nawet znaleźć argumenty na poparcie tezy, że to ten drugi narozrabiał bardziej, a teraz rzucił tego pierwszego na pożarcie, kupując sobie w ten sposób trochę dodatkowego czasu.
Furiat Feio na tronie w Legii to tykająca bomba
***
Niezwykłe, jak szybko w futbolu wszystko może się pozmieniać. Na finiszu minionej kampanii ligowej Legia zdawała się ponownie rozkwitać, a współpraca na linii Runjaic – Zieliński układała się wręcz wzorowo. “Wojskowi” zakończyli sezon na drugim miejscu w tabeli, wywalczyli Puchar Polski, potem udało im się wyjść z grupy w Lidze Konferencji Europy, rozgrywając po drodze kilka szalenie efektownych spotkań na arenie międzynarodowej. A dziś nie ma już przy Łazienkowskiej Runjaica, zespół drży o udział w kolejnej edycji europejskich pucharów, a trenerski stołek przejmuje narwany skandalista Feio.
Jeśli ten śmiały manewr przyniesie zespołowi sukces: chapeau bas. Ale jeżeli kadencja Feio w Legii okaże się pasmem konfliktów i awantur, może się okazać, że posadą przypłaci to nie tylko Portugalczyk, ale i Jacek Zieliński. W przypadku tego drugiego, kredyt zaufania już się po prostu wyczerpał.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Największa porażka Bogdana Wenty [REPORTAŻ]
- Pobije czy nie pobije? Harry Kane na tropie rekordu Roberta Lewandowskiego
- Koniec Zielińskiego w Cracovii. Pytamy: to dobrze, czy nie dobrze? [KOMENTARZ]
- Za rogiem wielki sukces, za kulisami walka o wpływy. W Stuttgarcie jak zawsze jest wesoło
- W sprawie kibiców Wisły PZPN kompromituje się od dawna – teraz musi przestać
- Jim Baxter. Pijany geniusz lat 60. i szkocka wersja George’a Besta
fot. FotoPyk