Reklama

Jim Baxter. Pijany geniusz lat 60. i szkocka wersja George’a Besta

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

04 kwietnia 2024, 20:35 • 9 min czytania 2 komentarze

„Powinien urodzić się Brazylijczykiem” powiedział kiedyś Pele. „Był najlepszym zawodnikiem, z jakim miałem okazję zagrać” przyznał Alex Ferguson. „Gdzie ten facet się ukrywał?” dziwił się Ferenc Puskas, kiedy po raz pierwszy zobaczył go w akcji. A George Best, zapytany po karierze o najlepszą jedenastkę w historii futbolu, bez wahania umieścił w niej piłkarza o pseudonimie „Slim Jim”. Nie tylko ze względu na podzielanie podobnych pasji do życia bez limitów, kobiet, hazardu i alkoholu. W swoich czasach Jim Baxter był na Wyspach po prostu geniuszem.

Jim Baxter. Pijany geniusz lat 60. i szkocka wersja George’a Besta

Jim Baxter. Wybitny piłkarz, którego zniszczyły uzależnienia

Nazywali go najbardziej zarozumiałym, aroganckim i zuchwałym piłkarzem w Szkocji. Ale też jednym z najlepszych, który od 1872 roku kiedykolwiek wystąpił w barwach „Tartan Army”. Trochę zapomnianym przez historię, nieznanym szerszej publiczności, ale w dużej mierze na własne życzenie. Zamiast przedłużać swój szczyt kariery w połowie lat 60., zdecydowanie za szybko zepchnął się w otchłań uzależnień. W pubach miał opinię najczęstszego bywalca, który potrafił o 3 w nocy wracać do domu kompletnie nawalony, by następnego dnia, wciąż pijany, zagrać mecz życia. – Prawie zawsze robił to do odciny. Potrafił wypijać trzy butelki Bacardi dziennie – mówił jego bardziej znany kolega z reprezentacji i zdobywca „Złotej Piłki” z 1964 roku, Denis Law.

Jim Baxter nie był tak doceniany jak Law, bo nie strzelał tylu goli i nie grał w tak dużych klubach w Anglii. Był gwiazdą Glasgow Rangers, ale na mniej cenionym szkockim podwórku, a mimo to w 1963 roku postawiono go u boku Eusebio, Di Stefano, Puskasa, Yashina, Kopy czy Gento. Jak można się domyśleć, nie były to zwyczajne okoliczności. Wtedy angielska federacja z okazji swojego stulecia zorganizowała specjalny mecz, w którym wystawiła reprezentację Anglii do starcia z najlepszymi piłkarzami pozostałych państw świata. Na Wembley FIFA wysłała śmietankę nazwisk, wśród których znalazło się dwóch Szkotów: Law i, rzecz jasna, Baxter.

Bez Pele i Maldiniego, którym kluby nie pozwoliły polecieć na Wyspy, drużyna „Rest of the World” przegrała 1:2. Jedyną bramkę dla ekipy trenera Riery zdobył Denis Law, natomiast Jim Baxter wszedł na boisko dopiero w drugiej połowie. I choć miał mniej czasu od swojego rodaka, żeby zabłysnąć przed 80 tysiącami kibiców na stadionie, dał się zapamiętać na tyle dobrze, że później kapituła przyznająca „Złotą Piłkę” umieściła go na 13. miejscu w plebiscycie. Nazwisko „Baxter” wybrzmiało więc w całej Europie, dając jego posiadaczowi dodatkowy rozgłos. Jak się jednak okazało, większa sława była dla Szkota jednym z kroków do zguby.

Reklama

Jim Baxter sprzedał duszę trzem demonom. „Kobiety, hazard, alkohol – w tej kolejności”

 Szczerze mówiąc, jest kilka rzeczy, które dają mi taką samą radość jak granie w piłkę. To kobiety, hazard i alkohol. Muszę to doprecyzować: dokładnie w tej kolejności. Zanim przeszedłem do Glasgow, gonienie za spódnicą było udręką. Potem wszystko się zmieniło, bo w magiczny sposób jedynym problemem stał się wybór dziewczyny, z którą chciałem spędzić wieczór. To było łatwe. Miałem więcej pieniędzy i reputację piłkarza Rangersów. 

Kiedy Jim miał 20 lat, był pół-profesjonalnym piłkarzem Raith Rovers. Najpierw pracował jako praktykant w zakładzie stolarskim, a potem zjeżdżał głęboko do kopalni, dopóki w jednym z meczów towarzyskich w 1960 roku nie zaczarował Ibrox Park. Wtedy jego życie zmieniło się o 180 stopni.

Kiedy zostałem piłkarzem Rangersów, zacząłem obstawiać. Mówili mi, że jestem kompulsywny, ale nie wiedziałem, co to znaczy. Wiedziałem tylko, że miałem zwyczaj obstawiać wszystko. Kiedyś z kolegą zakładałem się nawet o 10 funtów, jaki kolor skarpetek będzie miał barman. Tak, przyznaję: zawsze lubiłem pić, ale nigdy nie uważałem, żeby to był mój problem.

„Pieprzony Austriak”. Brutalny początek końca Baxtera

Lewą nogą wiązał krawaty, a prawą podpierał się, gdy musiał o własnych siłach wracać po upojnej nocy w pubie. Każdy po kilku latach widział, że jest alkoholikiem, ale nie miało to żadnego znaczenia, dopóki robił dobrą robotę na boisku. Tak było w reprezentacji, w której zaskarbił sobie ogromny szacunek gwiazd z innych drużyn narodowych. Błyszczał też w europejskich pucharach i poprowadził Rangersów do kilku mistrzostw Szkocji. A w derbach z Celtikiem, mimo że kumplował się z jego piłkarzami, zawsze włączał dodatkowe pokłady motywacji. Nikt nie mógł zarzucić Baxterowi, że noc przy kieliszku z kimś z obozu największego rywala wpływa na niego negatywnie.

Nazwałem się „Don Juan”. Może nie wyglądałem jak Adonis, ale mój urok wydawał się nie odparcia przez szkockie kobiety. A może to pieniądze? Sam nie wiem, w Szkocji nie zarabiałem tyle, ile Włosi, Hiszpanie czy Anglicy. Powiedziałbym, że zarabiałem za mało. Nasze wynagrodzenie było śmiesznie nawet w porównaniu z Anglikami, kiedy zniesiono im limit wynagrodzenia. Ludzie znacznie biedniejsi ode mnie mogli zarobić dwa razy więcej niż ja w Rangers. Kiedy prezes odmawiał podwyżki, tłumacząc, że jedna osoba nie może zarabiać znacznie więcej od reszty, miałem ochotę go zapytać: „Czy Frank Sinatra zarabia tyle samo, ile gitarzysta?”.

Reklama

W grudniu 1964 roku Jim Baxter miał jednak znacznie większy problem niż zarobki. To, że nie były tak duże, w jakimś stopniu powstrzymywało uzależnienia, ale nie na długo. Z jednej strony większa sława w Europie w końcu wymusiła na szkockich włodarzach zmianę podejścia do finansów, lecz z drugiej – co łączy się z arogancją samego piłkarza – przyniosła nieoczekiwaną tragedię. Bo właśnie tamtego roku, podczas meczu w ramach europejskich pucharów w Wiedniu, zamiast zyskać kolejnych sympatyków, Szkot zyskał wroga, który urządził na niego polowanie.

Nie winię tego pieprzonego Austriaka. Naprawdę grałem świetnie i tamtej nocy go upokorzyłem…

Rapid nie radził sobie z Rangersami. Przegrywał dwumecz, a w dużej mierze za ten stan odpowiadał Jim Baxter, który wtedy do swojego repertuaru dodał coś jeszcze. Nie tylko asystował przy bramkach i dyrygował akcjami ofensywnymi, jak to miał w zwyczaju, ale w końcówce spotkania zaczął z nieskrywaną satysfakcją ośmieszać rywali. Jednemu z nich, Walterowi Skocikowi, założył którąś z kolei siatkę. Ten w pewnym momencie nie wytrzymał i w ramach zemsty brutalnym wślizgiem złamał Baxterowi nogę. Sędzia kilka chwil później zagwizdał po raz ostatni, podczas gdy Baxter leżał za linią boczną, krzycząc tak, że słyszał go cały stadion.

Nie zważał na zasady. Zalewał się w trupa, a potem grał wielkie mecze

Później Rangersi odpadli w ćwierćfinale z Interem Mediolan, a ich największa gwiazda…

Piłem i obstawiałem coraz więcej. Przez pięć miesięcy dochodzenia do siebie mało było dni, kiedy byłem trzeźwy. Nie mogłem grać w piłkę, więc musiałem zająć się czymś innym. Po moim powrocie w klubie uznali, że nie jestem tym samym piłkarzem i sprzedali mnie do Sunderlandu za ponad 7o tysięcy funtów. 

Pił, jakby jutra miało nie być. Chodził do pubów w piątkowe wieczory nawet wtedy, gdy następnego dnia jego zespół miał rozgrywać mecz. To był właśnie jeden z tych wieczorów, akurat poprzedzający derby z Newcastle. Wtedy kibice w innej części Wysp Brytyjskich bardzo szybko poznali się na Baxterze, który nie miał zamiaru zmieniać swoich nawyków po zmianie klubu. Pewnego dnia w 1965 roku, w stanie agonalnym, przypominający zwłoki, został wyniesiony poza drzwi lokalu. Sunderland o tym wiedział, ale zamiast karać swojego zawodnika, robił wszystko, żeby kilkanaście godzin później postawić Szkota na nogi.

Wygraliśmy 3:0. Zagrałem najlepszy mecz z wszystkich przez ponad dwa lata w Sunderlandzie. Nie miałem się czego wstydzić. Lubiłem pić.

Blisko 100 spotkań, kilkanaście goli i kilkanaście asyst. Kibice „Czarnych Kotów” mieli okazję zobaczyć Baxtera, u którego dewastujący wpływ stylu życia nie zaszedł jeszcze tak daleko. Ba, 15 kwietnia 1967 roku, też na alkoholowej fantazji po mocno zakropionych urodzinach, Szkot rozegrał jedno z najlepszych spotkań w koszulce reprezentacji. Z Anglią, o punkty w eliminacjach do mistrzostw Europy, zakończone wynikiem 3:2. Odkąd Baxter bronił barw narodowych, w Szkocji tak dużego wydarzenia nie było. Sir Bobby Charlton z Bobbym Moorem nie mogli się nadziwić, co wyprawia wtedy 28-letni Jim. A zaczął robić coś, co przeszło do legendy:

To nie wszystko. Tuż przed tym meczem, kiedy reprezentacja Szkocji robiła standardowe ćwiczenia w ramach rozgrzewki, Baxter analizował. Ale nie swoich rywali po drugiej stronie boiska, nie jak lepiej zrobić kolejny wymach nogą, tylko wyniki i predykcje z „Racing Post”, gazety dla wielbicieli wyścigów konnych. Selekcjoner prosił go o wstanie z ławki i dołączenie do zespołu, jednak Jim zupełnie go zignorował, oddając się dalszej lekturze.

Na obstawianie wyścigów wydałem w swojej karierze fortunę. Liczyłem to. Straciłem 500 tysięcy funtów, choć niektórzy twierdzili, że przesadzam. Na pewno kilkaset tysięcy. A czy większe zarobki piłkarzy w kolejnych dziesięcioleciach by coś zmieniły? Na pewno. Zamiast 100 funtów, grałbym tygodniowo za 50 tysięcy.

Jim Baxter potrafił czarować publikę. Aż wreszcie.. rozczarował

1967 był rokiem, kiedy Jim Baxter czarował po raz ostatni. Z czasem jego organizm nie był w stanie wytrzymywać jednocześnie trudów picia alkoholu w większych ilościach i rozgrywania meczów na akceptowalnym poziomie. Jego przydomek, „Slim Jim”, wziął się właśnie od nadużywania wysokoprocentowych trunków, a mimo to, jakby w akcie ignorancji na wieść o zwyczajach Baxtera, w Nottingham Forest się na niego nabrali. Zapłacili rekordowe w swojej historii 100 tysięcy funtów i może na papierze zyskali gwiazdę, ale nie minęło nawet kilka miesięcy, nim czar prysł bezpowrotnie. Angielskie gazety nie zostawiały na Baxterze suchej nitki, pisząc, że to prawdopodobnie najgorszy transfer w dziejach klubu.

Jim Baxter był już wtedy bardzo wolny w boiskowych reakcjach. Wcześniej, w latach swojej świetności, co prawda poruszał się po murawie niespiesznie, ale z gracją. Nie pasował stylem do szkockich realiów, bo nie był fizycznym i tak energicznym piłkarzem jak inni Rangersi. Wyróżniał się, ponieważ gubił przeciwników balansem ciała niemalże w miejscu. Billy Bremner, jego kolega z kadry, opowiadał, o co założył się z nim kiedyś Baxter. „Przedrybluję Gianniego Riverę 10 razy” powiedział przed meczem z Włochami, a potem podchodził za każdym razem, kiedy licznik trzeba było zaktualizować. „Jeszcze 9, 8, 7…”

Baxter był inny. Chodził swoimi ścieżkami, dosłownie i w przenośni. Nawet do tak banalnej rzeczy jak wciskanie koszulki w spodenki podchodził inaczej niż reszta. Bo tak. Bo to Baxter. Podobno tylko dwie żony, z którymi od 1965 roku spędził łącznie ponad połowę życia, potrafiły zrozumieć jego samego tak jak demony, które niegdyś zaprosił w swoje progi.

Piłkę trzeba traktować jak kobietę. Przytul ją, pogłaszcz trochę, nie spiesz się, a doczekasz właściwej reakcji. To moje podejście. Innego nie rozumiałem.

„Slim Jim” aż po grób

W wieku 31 lat Szkot wrócił do Glasgow Rangers, ale już jako wrak piłkarza, który z sentymentu po prostu chciał zakończyć tam karierę. Niby prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym, jak kończy, a nie zaczyna, ale w przypadku Baxtera było inaczej. Mimo wszystko ponad 250 występów w barwach „The Gers” i statusu legendy nikt nie mógł mu zabrać, a już po zawieszeniu butów na kołek on sam mógł o tym zdecydować.

Tak, koledzy z szatni mówili mi, żebym wziął się za cięższe treningi i zmienił styl życia. Ale lubię pić i zawsze będę to robił. Może przesadziłem z zabawą i lekceważeniem pewnych spraw życiowych, ale co tak naprawdę znaczy „przesadzać”? Kiedy wiemy, gdy to następuje? Bycie umiarkowanym zostawmy ludziom umiarkowanym. Ja nigdy takim człowiekiem nie byłem.

I zdecydował.

Otworzył własny pub, nie przestał pić i zabrał sobie życie.

W wieku 55 lat przeszedł dwa przeszczepy wątroby w ciągu kilku dni. Obiecał, że odstawi alkohol, ale tego nie zrobił.

Sześć lat później, w 2001 roku, zmarł w wyniku raka trzustki.

Źródła: 150.scottishfa.co.uk, ilnostrocalcio.it, Wikipedia, Youtube, biografia piłkarza, scottishfootballmuseum.org.uk

Fot. Youtube, konto X Rangersów

WIĘCEJ NA WESZŁO:

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Manchester United sprzeciwia się zmianom w regulacjach finansowych Premier League

Bartek Wylęgała
0
Manchester United sprzeciwia się zmianom w regulacjach finansowych Premier League

Piłka nożna

Anglia

Manchester United sprzeciwia się zmianom w regulacjach finansowych Premier League

Bartek Wylęgała
0
Manchester United sprzeciwia się zmianom w regulacjach finansowych Premier League

Komentarze

2 komentarze

Loading...