Jakoś w okolicach kwietnia gruchnęła informacja, że Mikael Ishak zmaga się z boreliozą. Kolejorz szybko otoczył swojego kapitana opieką lekarską. Kibice obawiali się, że Szwed wypadnie na kilka miesięcy. A ten już w połowie lipca zagrał w sparingu z AZ Alkmaar. Zaskakująco szybki powrót do zdrowia budzi optymizm, ale dziś do formy Ishaka trzeba podchodzić ze sporą rezerwą. Póki co to połowa gracza, który ciągnął Kolejorza za uszy.
“Mikael Ishak ma boreliozę” – napisały wiosną tego roku szwedzkie media. Wieść szybko trafiła też do polskich dziennikarzy, wreszcie głos zabrał Lech Poznań, który poinformował o “infekcji bakteryjnej” męczącej piłkarza.
Sam Ishak opowiadał: – Około 2,5 miesiąca temu poczułem, że coś dzieje się niedobrego z moim zdrowiem. Czułem się źle, nie miałem energii. Kiedy budziłem się rano nie miałem sił, żeby pojechać na trening, nie czułem się szczęśliwy. Ogólnie wiedziałem, że coś jest nie tak. Po treningu wracałem do domu i szedłem spać. W tym samym czasie miałem kaszel, bolała mnie głowa. Na początku mówiłem sobie, że to zwykła choroba, więc normalnie trenowałem i grałem mecze.
Cichy niszczyciel. Borelioza u sportowców
Mikael Ishak i borelioza. Zaskakująco szybki powrót
Kibice Kolejorza byli zdziwieni. Zadawali pytania. Po pierwsze – borelioza u sportowca? Przecież to raczej jakieś schorzenie grzybiarzy, których kleszcz użre w nogę. A po drugie – jak długo kapitan drużyny będzie wracał do zdrowia? Zaczęło się wertowanie innych przypadków sportowców zakażonych w ten sposób. Przypadek Tomasza Musiała, sędziego Ekstraklasy, budził jeszcze większy niepokój, bo ten stracił właściwie cały rok pracy na boisku. Z czego połowa to samo leczenie choroby.
– Łącznie z boreliozy leczyłem się pół roku. Przez pierwsze trzy miesiące przyjmowałem bardzo mocne leki. Później przeszedłem na ziołowe zamienniki. Z biegiem czasu moje wyniki się poprawiały i lekarz pozwolił mi powrócić do wyczynowego uprawiania sportu. Mój organizm był jednak w fatalnym stanie. Musiałem nadrobić pół roku bez intensywnych ćwiczeń. Dzięki reżimowi treningowemu dość szybko wróciłem do formy, aczkolwiek straciłem cały sezon. Najważniejsze to jak najszybsze zdiagnozowanie problemu. Teraz można już szybko wrócić do zdrowia, dzięki alternatywnym metodom jak komora hiperbaryczna – mówił na naszych łamach.
ZAKŁADY BEZ RYZYKA DO 500 ZŁOTYCH i DARMOWE 20 ZŁOTYCH NA LA LIGA W FUKSIARZ.PL!
Ale Ishak błyskawicznie dochodził do siebie. Lekarze Lecha wysłali go na kolejne badania, zapisano mu mocne leki. Stracił całą końcówkę sezonu, ale jego organizm dobrze reagował na leczenie. Ku zaskoczeniu wielu razem z kolegami rozpoczął okres przygotowawczy. Trenował lżej, z indywidualną rozpiską, ale z dnia na dzień był wrzucany na mocniejsze obroty. Zdążył nawet zagrać w sparingu z AZ Alkmaar.
I wyszedł w pierwszym składzie na mecz z Piastem Gliwice. Ledwie dwa miesiące od diagnozy o boreliozie.
Tempo powrotu Ishaka do gry jest imponująca. To nie ulega wątpliwości — spodziewaliśmy sie, że jeśli wróci do gry, to może jesienią. A tu facet biega po boisku od pierwszej kolejki nowego sezonu. Problem Lecha polega jednak na tym, że widać gołym okiem, iż kapitanowi drużyny daleko od formy choćby zahaczającej o optymalną.
“Ishak szuka minut”
– Nie mogę uwierzyć, że pierwsze pytanie po takim meczu dotyczy krytyki jakiegoś zawodnika… – zirytował się John van den Brom, gdy po zeszłotygodniowym starciu ze Spartakiem Trnawa (2:1) jeden z dziennikarzy zapytał o formę Szweda.
– Ale dobrze. Mika szuka po prostu rytmu meczowego. Miał przerwę w grze, przerwę w treningach i chcę zbudować go minutami. On potrzebuje czasu spędzonego na boisku – odpowiedział ostatecznie Holender.
Van den Brom przemycił jednak ważną informację. Otóż na Ishaka w formie trzeba poczekać. I nie przywróci się go do formy z jesieni zeszłego roku treningami, gierkami czy zajęciami indywidualnymi. Facet jest też po prostu zbyt ważnym zawodnikiem, by wysyłać go na granie po 90 minut w drugoligowych rezerwach. Do sensownej formy musi być doprowadzony meczami w pierwszym zespole. Dlatego też van den Brom mówił po pierwszych meczach, że ten starcia traktuje trochę jako kolejny etap przygotowań. Nie lekceważy Piasta czy Żalgirisu, ale wykorzystuje pełen pakiet zmian oraz rotuje zawodnikami, by każdy dostał swoje minuty.
W tym Ishak, który jest w sytuacji trudnej. Z jednej strony musi grać, bo pod względem umiejętności nie ma dla niego realnego konkurenta. A z drugiej grać musi, by z każdym kolejnym tygodniem prezentować się lepiej.
Cień piłkarza z poprzedniego sezonu
W poprzednim sezonie Ishak strzelał średnio 0,52 gola na 90 minut gry. Dochodził do sytuacji, które ważyły średnio 0,52 xG na 90 minut biegania po boisku. Brał udział w 12,95 pojedynkach na 90 minut gry, z czego wygrywał aż 39%. Był zaangażowany też w grę w destrukcji, odbierał piłki też na własnej połowie. Generalnie – wyglądał jak maszyna.
Jasnym jest, że próbka tych pierwszych pięciu spotkań jest mała, natomiast gołym okiem widać, że w każdym kluczowym parametrze gry Ishak zanotował spadek.
Strzelił jednego gola do tej pory, choć zagrał blisko 350 minut. Zarówno jeśli chodzi o xG, jak i o namacalnie strzelone bramki, to mamy dwukrotny spadek (z 0,52 na 0,26 jeśli chodzi o oba współczynniki). Toczy 12 pojedynków na mecz, wygrywa tylko 28%. Spadły średnie przechwytów, kluczowych podań, wygranych główek… W wielu aspektach to spadek dwukrotny lub oscylujący w tych granicach.
Test szkiełka potwierdza też test oka. Ishaka jest mniej w grze, nie wygląda tak świetnie fizycznie, brakuje mu nici porozumienia z zespołem. Brakuje mu też takiej typowej dla niego czutki w polu karnym. Gdy w meczu ze Spartakiem w pierwszej połowie Pereira posłał mocne podanie na pierwszy słupek, to Szwed minął się z piłką. Ishak sprzed roku dobiega, dostawia nogę, a później biegnie do chorągiewki z rozłożonymi rękoma i świętuje gole z kibicami.
– Musimy go odbudować minutami – powtarza van den Brom.
A jak się przekonaliśmy w zeszłym sezonie: Holender wie lepiej.
Po prostu trzeba poczekać
I trudno nie powołać się na banał, że “gorszy moment jednego, jest szansą dla drugiego”. Natomiast w Lechu nie do końca dotyczy to samych napastników, którzy rywalizują z Ishakiem o minuty. Artur Sobiech już musi pogodzić się chyba z pozycją “zabezpieczenia” – nie jest to gracz, na którym można oprzeć grę i jest jedynie opcją na wypadek, gdyby Szwed doznał poważnego urazu. Filip Szymczak? On też z kolei wraca po zabiegu kolana, a na dodatek do momentu dojścia do zdrowia Aliego Gholizadeha będzie częściej występował na skrzydle.
Problemy z formą Ishaka są natomiast szansą dla Filipa Marchwińskiego, który od początku roku błyszczy formą strzelecką. Pisaliśmy już szerszy tekst o tym, że nie ma większego sensu robienie z Marchwińskiego napastnika, natomiast jako ofensywny pomocnik strzelający gole wychowanek Kolejorza spisuje się wzorowo.
Zatem Lech nie został osierocony i nadal ma z przodu ludzi, którzy potrafią zdobywać bramki. A Ishak? Cóż, trzeba po prostu poczekać i zainwestować w niego trochę minut. Mówimy o facecie, który w trzech ostatnich sezonach strzelił blisko 60 goli z oczekiwanych ~60 xG. To piłkarz, który w normalnej dyspozycji gwarantuje 25-30 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej na sezon.
O tym, że na Szweda poczekać warto, nie trzeba przekonywać nikogo w Poznaniu.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO: