Gliwice chciały stać się w tym tygodniu stolicą piłkarskiej ofensywy. Najpierw zaprezentowały światu bojowe oświadczenie wymierzone w Waldemara Fornalika, którym klub chciał usprawiedliwić fakt nieotrzymania licencji na przyszły sezon. Było ono celne mniej więcej tak, jak dzisiejszy strzał Gabriela Kirejczyka z początku drugiej połowy. Później doszło do starcia Piasta z Pogonią, które siłą rzeczy zapowiadało się jak całkiem niezłe spotkanie, bo i Piast w formie, a i Pogoń wie przecież, jak zaatakować. Obie ekipy zaprezentowały jednak formę godną autora tych wypocin, które znalazły się wczoraj na oficjalnej stronie gliwickiego klubu. Czyli biedną.
Wybaczcie, jeśli zbyt ochoczo wplatamy ten wątek w relację pomeczową, ale… O czym innym tu gadać? Przecież to jedno z tych spotkań, o którym można powiedzieć tyle, że się odbyło i na tym zakończyć temat. I nawet taka myśl chodziła nam przez chwilę po głowie, ale niech będzie to motyw zarezerwowany dla tych najbardziej paździerzowych paździerzy, najbardziej gównianych gówien, najbardziej bolesnych traum. Dziś realizator Canal+ coś do skrótu wytnie, a więc uznajmy, że granica wstydu nie została przekroczona.
Irytowała nas przede wszystkim Pogoń, która zamiast gola, szukała dziś rzutu karnego. Najpierw Almqvist wpadł w nogi Tomasiewicza, licząc na to, że oszuka takiego lisa jak sędzia Marciniak. Klasyczne poszukiwanie jakiegokolwiek kontaktu i rozpoczęcie upadku zanim do czegokolwiek doszło. Reporterzy Canal+ donosili, że Gustafsson z ławki pieklił się, iż to na pewno jedenastka, bo jego rodak nigdy takich numerów nie robi. Mamy więc złą wiadomość – otóż robi. I to nieudolnie.
Almqvistowi się nie udało, spróbował więc Kowalczyk, gdy „Portowcy” dostali prezent od Dziczka. Pomocnik podawał do tyłu, lecz nie zauważył Grosickiego, a później… Chcielibyśmy napisać, że naprawił swój błąd, bo błyskawicznie ruszył z odsieczą, ale jego rywal, wspomniany Kowalczyk, po prostu się wywrócił. Tak samo jak później Wędrychowski, który najpierw okiwał Czerwińskiego, a później dostrzegł jego wystawioną nogę robiąc wiele, by się na nią nadziać i przekonująco wywrócić. Te trzy sytuacje miały miejsce w szesnastce, a przecież trzeba wspomnieć o jeszcze jednej akcji Almqvista, który puścił sobie piłkę obok Czerwińskiego, mógł wyjść sam na sam, lecz wolał się przewrócić i apelować o karę indywidualną.
Na tyle stać było dziś Pogoń.
Trochę to wszystko żenujące.
Mimo że goście skończyli mecz z wysoką przewagą w posiadaniu piłki (70%), to Piast tworzył sobie lepsze okazje (lub adekwatniejsze sformułowanie – jakiekolwiek okazje). W doliczonym czasie gry po klepce z pierwszej trzasnął Tomasiewicz i pomylił się nieznacznie. Na początku drugiej połowy Kirejczyk huknął tak, że szkoda gadać. A powinien z tego paść gol. Szansę z potencjałem na początku meczu miał też Ameyaw, ale nawet nie był blisko. Piast nie wykorzystał autodestrukcyjnych zapędów Loncara, który – taką mamy czutkę – może okazać się niezłym ananasem. Zdarzyło mu się oddać piłkę rywalom pod własnym polem karnym (ale Felix zagrał do nikogo). Znów źle pokrył nie dogadując się z Zechem jak przed tygodniem (ale Felix zagrał piłkę ręką). Hiszpan niweczył zapędy swoich kolegów, więc zszedł jako pierwszy, ale jego zastępca, Mucha, wcale nie był lepszy. Gdy w doliczonym czasie gry dostał piłkę w pole karne, zgubił ją pod swoimi nogami.
Chciwus Fornalik zakałą polskiego futbolu. Chce należnych mu pieniędzy
W niezłej formie była za to defensywa gospodarzy. Czerwiński schował Almqvista do kieszeni. Mosór zaliczył kilka ryzykownych, ale jednocześnie czystych interwencji. Pyrka, co ostatnio jest już regułą, napędzał akcje swoją stroną i wygrał korespondencyjny pojedynek z Grosickim.
Punkt z walczącą o podium Pogonią to i tak rezultat, który trzeba szanować. Jeśli ekipa Vukovicia nie przegra za tydzień w Radomiu, stuknie jej dziesięć spotkań bez porażki. Rezultaty zespołu trochę przykrywają – by nie użyć tu zbyt mocnych słów – kreatywną politykę zarządzania klubem, jaką proponuje kierownictwo Piasta. “Bednarski to twój ostatni dzwonek”, taki transparent zawisł dzisiaj na sektorze gliwickich kibiców, którzy raczej nie popierają łaskawego stanowiska klubu, obarczającego Waldemara Fornalika jedynie częścią winy za obecną sytuację licencyjną. Ku zdziwieniu władz Piasta, trybuny mogą nie podzielać zdania, że to przez takich ludzi jak Fornalik polska piłka jest tam, gdzie jest.
Wspomniany na transparencie Grzegorz Bednarski to oczywiście prezes śląskiego klubu. Od wczoraj w przestrzeni piłkarskiej mówi się o tym, jak Piast zachował się wobec autora jedynego mistrzostwa w jego historii. W tej całej dyskusji zbyt rzadko pada nazwisko tego, który jest za tę sytuację odpowiedzialny najbardziej. A chyba powinno, więc dobrze, że kibice przypominają o tym, kto kompromituje ich klub. Grzegorz Bednarski – oto prezes Piasta, który wydurnił się wczorajszym oświadczeniem.
Po prostu o tym pamiętajmy. Bo o samym meczu powinniśmy jak najszybciej zapomnieć.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Premier spotkał się z przedstawicielami klubów i władz PZPN
- Pertkiewicz: – Nawet gdyby Jagiellonia trzy razy z rzędu zdobyła mistrzostwo, dalej byłbym za solidarnością w podziale środków
- Chciwus Fornalik zakałą polskiego futbolu. Chce należnych mu pieniędzy