W pierwszej odsłonie (miejsca 50. – 26.) naszego rankingu 50 najwybitniejszych trenerów wszech czasów poznaliście pozycje, na jakich umieściliśmy między innymi Diego Simeone, Zinedine’a Zidane’a czy Arsene’a Wengera. Nadszedł zatem czas na drugą, a zarazem przedostatnią część zestawienia, w której pojawią się tacy giganci jak Fabio Capello czy Otto Rehhagel. Przygotowaliśmy kilka – jak nam się zdaje – niespodzianek, ale przede wszystkim olbrzymią porcję wiedzy o historii futbolu. Zapraszamy do lektury.
50 NAJLEPSZYCH TRENERÓW PIŁKARSKICH WSZECH CZASÓW
Jakie kryteria braliśmy pod uwagę przy tworzeniu rankingu?
Wyróżniliśmy w naszych wewnętrznych rozważaniach aż osiem kategorii, pod kątem których analizowaliśmy kariery trenerów. Po pierwsze i najważniejsze – liczyły się dla nas zwycięstwa. Trofea. Nie czarujmy się, na koniec dnia właśnie o to chodzi w tej całej zabawie. Ale dużą wagę przykładaliśmy również do tego, w jakim stopniu szkoleniowiec wyróżniał się na tle danej epoki swoim spojrzeniem na grę. Docenialiśmy więc taktycznych rewolucjonistów, pionierów, myślicieli, filozofów futbolu. Ludzi, którzy stanowili inspirację dla całego piłkarskiego świata. Istotna była też dla nas zdolność do utrzymania się na szczycie. Plusika zarabiali zatem trenerzy na tyle elastyczni, by błyszczeć na topie przez długie lata, wręcz dekady. No i wreszcie kilka aspektów dodatkowych.
Spoglądaliśmy na to, czy trener umiał prowadzić do triumfów drużyny znajdujące się w cieniu, pozornie skazane na przeciętność. Przychylnym okiem spoglądaliśmy w kierunku tych szkoleniowców, których drużyny zachwycały efektownym stylem. Punktowaliśmy umiejętność odnalezienia się z sukcesem w rożnych krajach, a także smykałkę do promowania młodych piłkarzy. No i za istotne uznaliśmy, czy dany trener unikał kompromitujących niepowodzeń.
Nie znalazł się taki gigant, który wypadł perfekcyjnie pod każdym względem. Ale niektórym do ideału wiele nie brakowało. Nie przedłużamy zatem wstępu. Zapoznajcie się z mini-sylwetkami pięćdziesięciu najwybitniejszych trenerów w historii piłki nożnej.
25. GUUS HIDDINK
- data urodzenia: 8 listopada 1946 roku
- kraj: Holandia
- lata kariery trenerskiej: 1987 – 2021
- najważniejsze drużyny: PSV Eindhoven, Fenerbahce SK, Valencia CF, reprezentacja Holandii, Real Madryt, reprezentacja Korei Południowej, reprezentacja Australii, reprezentacja Rosji, Chelsea FC, reprezentacja Turcji, Anży Machaczkała
- największe sukcesy: dwa razy 4. miejsce na mistrzostwach świata (1998, 2002), Puchar Europy (1987/88), sześć mistrzostw Holandii (1987-89, 2002, 2005-06), cztery Puchary Holandii (1987/88, 1988/89, 1989/90, 2004/05), Puchar Anglii (2008/09), Puchar Interkontynentalny (1998)
- złota myśl:
Nie lubię braku zaangażowania. Niektórzy zawodnicy to diwy – nie zdają sobie sprawy, że ich znaczenie jest tylko pozorne
PODSUMOWANIE KARIERY
„Rolnicy” na tronie w potrójnej koronie. Złoty rok holenderskiego futbolu
O trenerskiej karierze Guusa Hiddinka jedno można powiedzieć z całą pewnością – była nierówna. Pełna spektakularnych wzlotów, ale i ostrych zakrętów. Holender nie bał się bowiem przyjmować ofert z kierunków uznawanych powszechnie za egzotyczne, co często przysparzało mu chwały, ale i niekiedy wpędzało w kłopoty. No i, co najważniejsze – przekładało się na sukcesy, lecz nie na trofea. Awans do fazy pucharowej mistrzostw świata z reprezentacją Australii w 2006 roku to ogromne osiągnięcie, mimo że pucharów za takie wyczyny nie przyznają. Półfinał mistrzostw Europy z reprezentacją Rosji – to samo. Nie należy również zapominać o osiągnięciu strefy medalowej mundialu z Koreą Południową, co do dziś pozostaje największym wyczynem azjatyckiej drużyny na arenie międzynarodowej. Hiddink stał się bohaterem narodowym w oczach Koreańczyków, aczkolwiek okoliczności tego sukcesu były akurat dość paskudne.
Żeby nie było tak kolorowo, na konto Hiddinka idzie też na przykład kiepska przygoda w reprezentacji Turcji. Nie jest więc tak, że Holender stanowił gwarancję świetnych wyników. Summa summarum trzeba mu jednak oddać, że sprawdził się na kilku kontynentach. W wielu różnych kulturach. To bardzo cenne.
Choć największych wyczynów dokonywał w ojczyźnie.
PAMIĘTNY MECZ
W 1987 roku objął posadę pierwszego trenera PSV Eindhoven i nie tylko zdominował krajowe podwórko, ale zdołał też doprowadzić holenderską ekipę do zwycięstwa w Pucharze Europy. W 1988 roku PSV zgarnęło potrójną koronę. Był to sezon o tyle niezwykły, że czerwono-biali dali się poznać jako zespół o dwóch twarzach. W lidze wręcz demolowali przeciwników, zdobywając aż 117 bramek w 34 spotkaniach, natomiast w Europie grali ultra-pragmatyczny futbol. Dość powiedzieć, że z pięciu ostatnich spotkań (dwa ćwierćfinały, dwa półfinały i finał) PSV nie wygrało ani jednego. Holendrzy dzięki korzystnemu stosunkowi bramek wyjazdowych wyeliminowali Girondins Bordeaux i Real Madryt, a w starciu decydującym o losach tytułu wygrali po rzutach karnych z Benficą.
– W klubie naszą największą siła była jedność. Wszyscy członkowie zespołu, od największych gwiazd po rezerwowych, czuli się równie ważni. Guus Hiddink był mistrzem tworzenia odpowiedniej atmosfery wewnątrz szatni – wspominał Berry van Aerle. – W Eindhoven powstała dzięki temu unikatowa mieszanka jakości piłkarskiej z zamiłowaniem do ciężkiej pracy. Potem udało nam się tę mentalność zaprowadzić również w reprezentacji.
ZAREJESTRUJ SIĘ W FUKSIARZ.PL I ZGARNIJ CASHBACK POWITALNY!
W 2005 roku Hiddink był blisko powtórzenia tego sukcesu, jednak tym razem jego PSV w dramatycznych okolicznościach przegrało półfinałową batalię w Lidze Mistrzów z AC Milanem. Choć jeszcze większym dramatem zakończył się półfinałowy dwumecz z 2009 roku. Chelsea, gdzie Holender pełnił rolę tymczasowego trenera, otarła się wówczas o wyrzucenie za burtę Barcelony. Ostatecznie Andres Iniesta rzutem na taśmę zapewnił awans Katalończykom w aurze wielkich sędziowskich kontrowersji. A do tej listy gorzkich rozczarowań można też dołożyć pracę Hiddinka w reprezentacji narodowej w latach 1995 – 1998. „Pomarańczowi” zarówno w ćwierćfinale mistrzostw Europy, jak i w półfinale mundialu polegli po serii rzutów karnych. Na dodatek w trakcie Euro 1996 Hiddink pożarł się z Edgarem Davidsem. Rozjuszony piłkarz wyleciał z kadry podczas turnieju i kazał potem trenerowi „wyciągnąć głowę z dupy”.
Bywało zatem blisko, kończyło się na niedosycie. W efekcie trochę w karierze Hiddinka brakuje konkretów, tytułów. Zaczął od Pucharu Europy i podobnie prestiżowego zwycięstwa już na swoim koncie nie zapisał. Co nie zmienia faktu, że w paru miejscach na świecie zapracował sobie na pomnik.
PLUS I MINUS
- wielka elastyczność taktyczna i, ujmijmy to, kulturowa
- nie najlepiej szło mu w drużynach, od których oczekiwano natychmiastowo trofeów
OCZAMI INNYCH
Guus był dla nas futbolowym ojcem. Uświadomił nas, do czego jesteśmy zdolni. Choć wychowywał nas przez tłumacza!
Park Ji-sung
24. OTTO REHHAGEL
- data urodzenia: 9 kwietnia 1938 roku
- kraj: Niemcy
- lata kariery trenerskiej: 1972 – 2012
- najważniejsze drużyny: Kickers Offenbach, Werder Brema, Borussia Dortmund, Arminia Bielefeld, Fortuna Dusseldorf, Bayern Monachium, FC Kaiserslautern, reprezentacja Grecji
- największe sukcesy: mistrzostwo Europy (2004), Puchar Zdobywców Pucharów (1991/92), trzy mistrzostwa Niemiec (1988, 1993, 1998), trzy Puchary Niemiec (1979/80, 1990/91, 1993/94)
- złota myśl:
Chciałem iść własną drogą i na pewno czasami przesadzałem
PODSUMOWANIE KARIERY
Czy reprezentacja Grecji na mistrzostwach Europy w 2004 roku zaprezentowała brzydki futbol? Owszem. Wręcz paskudny. Murarka i czyhanie na stały fragment gry – do tego można sprowadzić jej występ na portugalskich boiskach. Ale nikt ani wcześniej, ani później nie doprowadził tego rodzaju taktycznych założeń do aż takiej perfekcji. Anty-futbolem na ogół można zwyciężyć jedno spotkanie, czasami dwa. Ale koniec końców mocniejsza kadrowo, bardziej kreatywna drużyna wypunktuje słabeusza, który na boisku chce tylko przeszkadzać. Tymczasem podopieczni Otto Rehhagela wygrali w ten sposób cały turniej. Wszyscy życzyli im odpadnięcia, żeby wreszcie przestali zanudzać. A oni szli, szli, aż dotarli na najwyższy stopień podium, dokonując jednej z największych sensacji w dziejach piłki. Zespół funkcjonował jak szwajcarski zegarek. – Grecy wymyślili demokrację. Ja zaprowadziłem tutaj dyktaturę demokratyczną.
W 2004 roku Rehhagel jako trener dokonał niemożliwego. – Gramy staromodny futbol? Nowocześnie gra ten, kto wygrał.
PAMIĘTNY MECZ
Pamiętać jednak wypada, że Rehhagel to nie tylko Grecja.
To również długie, bardzo udane lata spędzone w Werderze Brema. Niemiecka prasa określała go wówczas dość kpiąco „Ottonem II” albo „Wiceadmirałem Ottonem”, ponieważ bremeńczycy pod jego wodzą regularnie finiszowali na drugim miejscu w Bundeslidze, no ale koniec końców Rehhagel dwukrotnie powiódł zespół do mistrzostwa kraju, dorzucając też do tego triumf w Pucharze Zdobywców Pucharów. Uchodził za trudnego człowieka – ekscentryka, awanturnika, uparciucha. Ale piłkarzom, którzy podporządkowali się jego absolutnej władzy, potrafił przychylić nieba. – Jeszcze za swoich zawodniczych czasów słyszałem od trenerów tylko: „biegaj!” i „graj!”. Nie mieli pojęcia, czym jest wsparcie psychologiczne. Nie rozumieli, że nie można zwiększać wydajności za każdą cenę. Wtedy sobie obiecałem, że kiedy sam zostanę szkoleniowcem, rozmowa z piłkarzami będzie podstawą mojej pracy.
Nie powiodło mu się na ławce trenerskie Bayernu Monachium. Czmychał ze stolicy Bawarii pokłócony z wszystkimi i z reputacją zszarganą do tego stopnia, że kolejnym przystankiem w jego karierze okazało się drugoligowe, pogrążone w chaosie Kaiserslautern. – Z nami możesz być sobą, Otto – zapewnili go klubowi działacze. A on najpierw wywalczył awans do Bundesligi, a potem… wygrał mistrzostwo Niemiec z dwupunktową przewagą nad Bayernem. – Gdzieś tam wysoko istnieje futbolowy bóg, który wszystko widzi i wszystko pamięta – zagrzmiał „Król Otto”. – On prędzej czy później każdemu wystawi ratunek.
PLUS I MINUS
- perfekcja, jeśli chodzi o dostosowanie taktyki do możliwości drużyny
- trudny charakter, który nie pozwolił mu zaistnieć w drużynach z pierwszego szeregu
OCZAMI INNYCH
Nikt nie był w stanie na niego wpłynąć. Uwielbiał dyscyplinę i udało mu się ją wprowadzić do naszej reprezentacji, a to nie jest łatwe w Grecji. Zaufało mu trzydziestu zawodników, dzięki niemu staliśmy się jednością
Georgios Karagounis
23. OTTMAR HITZFELD
- data urodzenia: 12 stycznia 1949 roku
- kraj: Niemcy
- lata kariery trenerskiej: 1983 – 2014
- najważniejsze drużyny: FC Aarau, Grasshopper Club, Borussia Dortmund, Bayern Monachium, reprezentacja Szwajcarii
- największe sukcesy: dwa razy Liga Mistrzów (1996/97, 2000/01), finał Ligi Mistrzów (1998/99), finał Pucharu UEFA (1992/93), siedem mistrzostw Niemiec (1995-96, 1999-2001, 2003, 2008), dwa mistrzostwa Szwajcarii (1990-91), trzy Puchary Niemiec (1999/2000, 2002/03, 2007/08), trzy Puchary Szwajcarii (1984/85, 1988/89, 1989/90), cztery Puchary Ligi Niemieckiej (1998, 1999, 2000, 2007), Puchar Interkontynentalny (2001)
- złota myśl:
Nigdy nie pozwalałem, by poniosła mnie euforia. Każdy kolejny krok starałem się dobrze przemyśleć
PODSUMOWANIE KARIERY
Z piłkarskiego szczytu prosto na kozetkę. Wypalenie Ottmara Hitzfelda
Ottmar Hitzfeld w Lidze Mistrzów zatriumfował dwukrotnie. Najpierw w 1997 roku, jako szkoleniowiec Borussii Dortmund. Wówczas była to wielka niespodzianka, ponieważ za murowanego faworyta do końcowego triumfu w rozgrywkach uchodził Juventus. Dla podopiecznych Hitzfelda już sam awans do finału, kosztem między innymi Manchesteru United, był sporego kalibru wyczynem. A jednak dortmundczykom udało się przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść między innymi dzięki znakomitej postawie prostego w sumie rzemieślnika środkowej strefy boiska, Paula Lamberta, który wspaniale ograniczył wielkiego Zinedine’a Zidane’a. Mimo to Hitzfeld osobiście znacznie wyżej ceni zwycięstwo odniesione cztery lata później. 23 maja 2001 roku na San Siro jego Bayern Monachium pokonał w finale Champions League Valencię po serii rzutów karnych. Na Bawarczykach ciążyła wówczas ogromna presja – dwa lata wcześniej w niewiarygodnie dramatycznych okolicznościach wypuścili sukces z rąk, tracąc dwa gole w doliczonym czasie gry z Manchesterem United.
Hitzfeld wiedział, że jego zespół w tym kształcie kolejnej okazji do wzniesienia Pucharu Mistrzów już mieć nie będzie. Że starcie z Valencią to mecz z gatunku „teraz albo nigdy”, że nie można sobie pozwolić na kolejne niepowodzenie. – Stawką starcia z Valencią było wszystko, na co pracowałem w Monachium po porażce z United na Camp Nou. Tym razem byliśmy zdecydowanymi faworytami do zwycięstwa – powiedział Hitzfeld. W wywiadzie udzielonym Markowi Wawrzynowskiemu i Maciejowi Szmigielskiemu dodał zaś: – To jest sztuka. Wygrać, kiedy wszyscy od ciebie tego oczekują. Przeciwko Valencii byliśmy gotowi do triumfu, bo spora grupa piłkarzy pamiętała porażkę z Barcelony. I mając taką okazję do rewanżu, musieliśmy ją wykorzystać.
PAMIĘTNY MECZ
Na początku XXI wieku Hitzfeld znajdował się zatem na absolutnym trenerskim topie. Wspinał się po szczebelkach kariery wręcz modelowo – najpierw święcił sukcesy w Szwajcarii, potem w Borussii, następnie w Bayernie. Wydawało się pewne, że kolejnym przystankiem będzie reprezentacja Niemiec, która po klapie na Euro 2004 pilnie poszukiwała selekcjonera w kontekście nadchodzących mistrzostw świata. Jednak Hitzfeld odmówił federacji. Potrzebował przerwy.
Na dwa lata odciął się o futbolu. Przeprowadził w góry, podjął leczenie. – To nie była naturalnie łatwa decyzja. Rozważałem ją bardzo intensywnie – przyznał „Generał” w rozmowie z Wolframem Porrem, autorem książki „Ottmar Hitzfeld: Fussballverruckter. Mutmacher. Menschenfanger”. – Uznałem jednak, że muszę w tym przypadku wsłuchać się w głos płynący z własnego wnętrza. Po sześciu latach spędzonych w Bayernie byłem po prostu wyczerpany. Kompletnie straciłem formę. Nie mogłem dłużej pracować pod taką presją, potrzebowałem natychmiastowej przerwy. Praca w Bayernie to wspaniałe, ale jednocześnie okrutne wyzwanie. W każdym meczu musisz zwyciężyć, inny rezultat zawsze jest rozczarowaniem dla twoich przełożonych, no i oczywiście dla kibiców. Czegoś takiego nie odczuwałem na przykład w Borussii. Sześć lat pracy w Monachium eksploatuje człowieka bardziej niż dwadzieścia w innym klubie.
Do trenerki powrócił w 2007 roku. Sięgnął z Bayernem po dublet, potem odwalił też kawał solidnej roboty w reprezentacji Szwajcarii. Ale wciąż można się zastanawiać, jak wielki byłby jego dorobek, gdyby w szczycie kariery nie odtrącał tak ciekawych ofert, jak ta z drużyny narodowej czy też Realu Madryt. No ale Hitzfeld postąpił w sposób, jaki uznał za najlepszy dla własnego zdrowia. Czyli zachował się rozsądnie i słusznie.
PLUS I MINUS
- sprawdził się zarówno budując cegiełka po cegiełce potęgę Borussii, jak i prowadząc żądny natychmiastowych sukcesów Bayern
- nie zawsze miał po drodze z charyzmatycznymi zawodnikami, choćby Matthiasem Sammerem
OCZAMI INNYCH
Ottmar Hitzfeld miał intuicję – zawsze wiedział, kiedy i jakich zmian dokonać. Był też wyjątkowy, jeśli chodzi o relacje z zawodnikami. Nigdy nie ustąpił z pozycji lidera grupy, ale potrafił się komunikować. Wiele decyzji pozostawiał nam, pomagaliśmy mu dźwigać ciężar odpowiedzialności
Paulo Sousa
22. BRIAN CLOUGH
- data urodzenia: 21 marca 1935 roku
- data śmierci: 20 września 2004 roku
- kraj: Anglia
- lata kariery trenerskiej: 1965 – 1993
- najważniejsze drużyny: Hartlepool United, Derby County, Brighton & Hove Albion, Leeds United, Nottingham Forest
- największe sukcesy: dwa Puchary Europy (1978/79, 1979/80), dwa mistrzostwa Anglii (1972, 1978), cztery Puchary Ligi Angielskiej (1977/78, 1978/79, 1988/89, 1989/90), Superpuchar Europy (1979)
- złota myśl:
Nie powiedziałbym, że jestem najlepszym trenerem na świecie, ale na pewno należę do czołowej jedynki
PODSUMOWANIE KARIERY
Prawdziwy kolorowy ptak brytyjskiego futbolu. Typ szkoleniowca, dla jakich w dzisiejszej piłce – przynajmniej na topowym poziomie – nie ma już miejsca. Ale może dla takich ludzi jak Brian Clough tak naprawdę tam miejsca nigdy nie było, a po prostu on wbrew wszelkim prawidłom logiki wdrapał się na sam szczyt?
Szokować piłkarską Anglię zaczął w drugiej połowie lat 60., gdy wraz ze swoim nieodłącznym asystentem Peterem Taylorem przejął drugoligowe Derby County. Klub od dawna błąkał się na zapleczu angielskiej ekstraklasy, a nawet zaznał smaku trzeciego szczebla rozgrywek. Jednak wystarczyło zaledwie pięć lat, by „Barany” pod wodzą Clougha sięgnęły po pierwsze mistrzostwo w dziejach, a potem dotarły do półfinału Pucharu Europy. Okoliczności ligowego triumfu były zresztą dość kuriozalne – Derby zakończyło sezon szybciej niż rywale w walce o tytuł i wiadomość o pomyślnych rozstrzygnięciach pozostałych spotkań zastała piłkarzy oraz samego Clougha w trakcie wakacji. Szkoleniowiec „Baranów” na ten moment czekał całe życie. Już wcześniej uchodził za nad wyraz wygadanego, wręcz aroganckiego faceta, ale triumf w lidze dodał mu jeszcze więcej animuszu. Można było odnieść wrażenie, że Clough cały czas gra pod publiczkę.
Dzień w dzień pojawiał się przed telewizyjnymi kamerami. Dokuczał ligowym oponentom, krytykował kolegów po fachu. Miał zdanie na każdy temat. Przekomarzał się nawet z Muhammadem Alim, wyzwał zresztą legendarnego pięściarza na pojedynek. Stał się kimś więcej niż trenerem, kimś więcej niż gwiazdą sportu. Było po prostu celebrytą. W dobie Internetu wyciągane przez niego jak z rękawa bon moty dzień w dzień stawałyby się viralami.
PAMIĘTNY MECZ
Ale w pewnym momencie – jak mogło się wydawać – Clough przesadził. Zagalopował się. Popadł w konflikt z władzami Derby i koniec końców musiał opuścić klub, od którego stał się większy. Całkowitą klęskę poniósł na ławce trenerskiej Leeds United, gdzie zastąpił Dona Reviego – chyba swojego największego wroga w piłkarskim środowisku (a miał ich naprawdę wielu). Pracę z ekipą „Pawi” zaczął od wyjątkowo bezczelnej propozycji, by piłkarze wyrzucili do śmietnika wszystkie medale wywalczone pod okiem Reviego, ponieważ w jego opinii zostały zdobyte nieuczciwymi metodami. 44 dni – tyle wytrzymał przy Elland Road. – – To nieprawda, że mafia ma swoją siedzibę na Sycylii. Mafia rezyduje w Leeds, a jej szef to John Giles. (…) To piłkarze przegrywają mecze, nie taktyka. Jest tyle gadania bzdur od ludzi, którzy nie potrafią wygrać w domino, nie mówiąc już o taktyce – odgrażał się jednak.
W 1975 roku duet Clough – Taylor, widziany do niedawna przez tak wielu na ławce trenerskiej reprezentacji Anglii, wylądował w Nottingham Forest. Znów druga liga, znów konieczność budowania drużyny od podstaw. I znów sukces. Tym razem wręcz oszałamiający. Podopieczni Clougha w 1978 roku sięgnęli po mistrzostwo kraju, a potem dwukrotnie zwyciężyli w Pucharze Europy. Na dodatek w świetnym stylu. – Kiedy atakują, mają dziewięciu napastników. Kiedy bronią, mają dziewięciu obrońców. Ktokolwiek przejmuje piłkę, zaraz ma wokół siebie trzy albo cztery opcje do rozegrania – zachwycała się hiszpańska prasa.
Jasne, Clough zanotował wiele potknięć. Z niejednym zawodnikiem niepotrzebnie się pożarł, zresztą nawet z Peterem Taylorem nie rozstał się w zgodzie. Jeżeli można posiadać w sobie zbyt duże pokłady charyzmy, to Anglik chyba faktycznie miał ten problem. Ostatecznie wyniszczyła go choroba alkoholowa. Ale wciąż trudno się dziwić, iż na wyspach popularne stało się powiedzonko, że Brian Clough to najlepszy selekcjoner, jakiego reprezentacji Anglii nigdy nie miała.
PLUS I MINUS
- genialny, jeśli chodzi o budowanie drużyny od postaw
- piekielnie trudny charakter
OCZAMI INNYCH
Kiedy przychodziłem do klubu, Clough powiedział, było to, że w ciągu roku będę grał w reprezentacji Anglii. Pomyślałem sobie: „o czym on w ogóle mówi? Przyszedłem tutaj z czwartej ligi”. Stwierdziłem, że jest szalony. Fakt, pomylił się. Zagrałem w kadrze 14 miesięcy po tej rozmowie
Roy McFarland
21. FABIO CAPELLO
- data urodzenia: 18 czerwca 1946 roku
- kraj: Włochy
- lata kariery trenerskiej: 1982 – 2018
- najważniejsze drużyny: AC Milan, Real Madryt, AS Roma, Juventus FC, reprezentacja Anglii, reprezentacja Rosji, Jiangsu Suning
- największe sukcesy: Liga Mistrzów (1993/94), dwa finały Ligi Mistrzów (1992/93, 1994/95), pięć mistrzostw Włoch + dwa odebrane tytuły (1992-94, 1996, 2001, 2005-06), dwa mistrzostwa Hiszpanii (1997, 2007), Superpuchar Europy (1994)
- złota myśl:
Najważniejszy jest końcowy rezultat. Jeśli wynik się nie zgadza, wszystko inne nie ma znaczenia
PODSUMOWANIE KARIERY
Mistrzowski gambit Fabio Capello. Historia niezwyciężonego Milanu
Od Fabio Capello, który latem 1991 roku niespodziewanie objął posadę szkoleniowca AC Milanu, oczekiwano w klubie poluzowania śruby. Miał być Arrigo Sacchim w wersji soft. Skoncentrowanym na zwycięstwach, przywiązanym do efektownego stylu. Ale bez tej całej szajby na punkcie perfekcyjnej gry w każdym spotkaniu. To na dłuższą metę wykańczało gwiazdorów mediolańskiej ekipy, którzy nie byli w stanie grać na najwyższych obrotach na tak wielu frontach, a doliczyć trzeba do tego jeszcze występy w reprezentacjach. Stąd Milan w latach 1989-90 zdobył dwukrotnie Puchar Europy, ale ani razu nie dołożył do tego sukcesu pierwszego miejsca w lidze. Niektórzy dowodzili jednak, że Capello będzie po prostu marionetką. Trenerem-potakiwczem, spełniającym wszystkie zachcianki Silvio Berlusconiego i Marco van Bastena, na co nie zgadzał się charyzmatyczny Sacchi.
– Media były zdecydowanie po stronie Sacchiego. Dziennikarze twierdzili, że Berlusconi boi się dalej pracować w klubie z kimś, kto potrafi mocno i szczerze z nim rozmawiać – pisał Gabriele Marcotti. Podczas pożegnalnego meczu Sacchiego na trybunach pojawił się transparent z napisem: „Van Basten do przedszkola”.
ZAREJESTRUJ SIĘ W FUKSIARZ.PL I ZGARNIJ CASHBACK POWITALNY!
– Capello był wielkim graczem, ale w pewnym momencie zniknął kibicom z widoku– wspominał Silvano Ramaccioni, wieloletni dyrektor sportowy Milanu. – Robił kursy trenerskie, pracował z młodzieżą w Mediolanie, ale nie było o nim głośno, jego nazwisko przepadło. Niektórzy się zastanawiali, czy on w ogóle ma zamiar kiedykolwiek zostać managerem. Karierę zakończył w 1980 roku, przez dekadę nie objął posady w żadnym klubie. To łagodna wersja. Capello spotykał się jednak również z brutalnymi głosami krytyki. Twierdzono, że nie jest żadnym szkoleniowcem, tylko wylansowanym na to stanowisko urzędasem. – Każdego dnia gdy patrzę w lustro, myślę sobie, że Fabio Capello w Milanie to największa na świecie obraza dla trenerskiej profesji. Wstyd mi, że taki człowiek został managerem w Serie A i, co za tym idzie, moim kolegą po fachu – stwierdził Franco Scoglio, szkoleniowiec Udinese.
Szybko się jednak okazało, że te nieprzychylne dla Capello spekulacje mają niewiele wspólnego z rzeczywistością.
PAMIĘTNY MECZ
Capello faktycznie zaczął przygodę na ławce trenerskiej Milanu jako kontynuator pracy Sarriego, ale szybko zaczął zaprowadzać w drużynie własne porządki. Nie wahał się odpalić ze składu doświadczonych zawodników, na przykład Carlo Ancelottiego, by w ich miejscu postawić żółtodziobów. Stopniowo wyrzekał się ofensywnego stylu, który charakteryzował jego poprzednika, by w końcu zacząć nawet przesuwać środkowych obrońców do środka pola. Najważniejsze jednak, że podziałało. Rossoneri wreszcie zdominowali krajowe podwórko. W latach 1992 – 1996 wywalczyli cztery tytuły mistrzowskie i zanotowali po drodze serię 58 ligowych spotkań bez porażki. W Lidze Mistrzów natomiast dotarli do trzech finałów z rzędu, zwyciężając jeden z nich.
Niewielu piłkarzy szczerze polubiło Capello. Dał się poznać jako człowiek gburowaty, okrutny, lubujący się w prowokacjach. Wyznający zasadę „dziel i rządź”. Ale większość eks-zawodników Milanu jest zgodna: Fabio po prostu znał się na swojej robocie. – Pracowaliśmy ciężko i na boisku, i umysłowo – wspominał Paolo Maldini. – Kazał nam wszystko powtarzać po tysiąc razy. Zwłaszcza uwziął się na obrońców. Robiliśmy to samo dzień w dzień. Można było oszaleć. Ale kiedy dzisiaj spotykam Baresiego, Costacurtę czy Tassottiego, to wciąż pamiętamy te treningi i taktyczne polecenia trenera. Utkwiły nam w mózgu.
– Powiedział mi: „wybiję ci z głowy holenderską mentalność, którą wpajali ci w Ajaksie, zapomnij o tych bzdurach. Masz grać po włosku, być maszyną do zabijania” – opowiadał z kolei Zlatan Ibrahimović.
Po kadencji w Milanie zapewnił dwa mistrzostwa Realowi Madryt, choć na Estadio Santiago Bernabeu jego do obrzydzenia pragmatyczne podejście do futbolu nigdy nie zostało w pełni zaakceptowane. Pod jego wodzą trzecie scudetto w swych dziejach zgarnęła Roma. No i jego Juventus również zdominował włoskie podwórko, aczkolwiek cieniem na tym etapie kariery Włocha kładzie się afera calciopoli. Tak czy owak – Capello był gwarantem ligowych sukcesów.
PLUS I MINUS
- wyborny taktyk wyspecjalizowany w grze defensywnej
- nie najlepiej się sprawdził w roli selekcjonera Anglii i Rosji
OCZAMI INNYCH
Kiedy Capello jest wściekły, strach nawet spojrzeć mu w oczy
Zlatan Ibrahimović
20. BILL SHANKLY
- data urodzenia: 2 września 1913 roku
- kraj: Szkocja
- lata kariery trenerskiej: 1949 – 1974
- najważniejsze drużyny: Carlisle United, Grimsby Town, Huddersfield Town, Liverpool FC
- największe sukcesy: Puchar UEFA (1972/73), finał Pucharu Zdobywców Pucharów (1965/66), trzy mistrzostwa Anglii (1964, 1966, 1973), dwa Puchary Anglii (1964/65, 1973/74)
- złota myśl:
Liverpool to nie jest zwykły klub piłkarski. To instytucja
PODSUMOWANIE KARIERY
Dla dziejów Liverpoolu postać absolutnie fundamentalna. – Moją ideą było uczynienie z Liverpoolu bastionu niezwyciężoności. Gdyby Napoleon pomyślał tak samo, podbiłby cały cholerny świat. Liverpool miał się piąć w górę i w górę, aż wszyscy musieliby mu ulec – mówił.
No i jak powiedział, tak uczynił.
Wprawdzie The Reds największe sukcesy w swych dziejach odnieśli już po odejściu Billa Shankly’ego ze stanowiska managera, ale klub wciąż funkcjonował zgodnie z jego wizją. Jego zasadami, jego koncepcjami. Kiedy Szkot w 1959 roku trafiał na Anfield, przejmował zespół pogrążony w marazmie. Drugoligowca z tęsknotą wspominającego dawne, lepsze czasy. I potrzebował zaledwie pięciu lat, by The Reds świętowali mistrzostwo Anglii. Mimo że przyszło mu poukładać wszystko od zera – od kwestii organizacyjnych poczynając, na piłkarskich kończąc. – Wystarczył mi jeden mecz w roli trenera, by dojść do wniosku, że drużyna jest słaba. Musiałem wzmocnić środek pola, zmienić bramkarza, znaleźć nowych obrońców i kogoś do ataku. Wszyscy do wymiany.
PAMIĘTNY MECZ
Kiedy w 1974 roku pozostawiał The Reds w rękach Boba Paisleya, zespół był gotowy, by uczynić kolejny krok w stronę świetności. I tak też się stało. Pewnego razu piłkarze pochwalili przed Shanklym robotę, jaką wykonuje po jego odejściu Paisley, ale Szkot zażartował tylko: – Po mnie mogła to wziąć nawet małpa.
Był zresztą królem piłkarskich powiedzonek. Na pewno kojarzycie przynajmniej kilka z nich. Najbardziej popularna? „Niektórzy ludzie uważają, że piłka nożna to sprawa życia lub śmierci. Jestem rozczarowany taką postawą. Zapewniam, że to coś znacznie poważniejszego”. Damy sobie głowę uciąć, że już to słyszeliście. Wszyscy słyszeli. Inne przykłady? Proszę bardzo: „Jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz”. „Jeśli nie wiesz, co zrobić z piłką, po prostu umieść ją w siatce, a o opcjach porozmawiamy później”. „Co masz na myśli mówiąc: twoje kolano?! To jest kolano Liverpoolu!”. „Waszym problemem, synu, jest to, że całe wasze mózgi znajdują się w waszych głowach”. „W Liverpoolu są dwie wielkie drużyny: Liverpool i jego rezerwy.”
I na dokładkę ostatnia sentencja, chyba najlepiej oddająca to, w jaki sposób Shankly patrzył na futbol: „Jeśli jesteś pierwszy – jesteś pierwszy. Jeśli jesteś drugi – jesteś niczym”. Dzięki jego pracy i pomysłowości The Reds na długo znaleźli na piedestale.
PLUS I MINUS
- wprowadzenie Liverpoolu z drugiej ligi na europejskie salony, co wymagało olbrzymiej pracy u podstaw
- kilka nędznych występów w europejskich pucharach
OCZAMI INNYCH
Uczynił ludzi szczęśliwymi
tablica pamiątkowa na Anfield
19. NEREO ROCCO
- data urodzenia: 20 maja 1912 roku
- data śmierci: 20 lutego 1979 roku
- kraj: Włochy
- lata kariery trenerskiej: 1947 – 1977
- najważniejsze drużyny: US Triestina, AC Treviso, Calcio Padova, AC Milan, Torino FC, ACF Fiorentina
- największe sukcesy: dwa Puchary Europy (1962/63, 1968/69), dwa Puchary Zdobywców Pucharów (1967/68, 1972/73), dwa mistrzostwa Włoch (1962, 1968), trzy Puchary Włoch (1971/72, 1972/73, 1976/77), Puchar Interkontynentalny (1969)
- złota myśl:
Niech wygra lepszy? Oby nie
PODSUMOWANIE KARIERY
Milan w latach 60. dwukrotnie wygrywał Puchar Europy, ale te dwa triumfy dzieliło sześć lat i aż… dziesięciu piłkarzy. Gdy porównać jedenastkę z meczu z Benficą w 1963 roku i z Ajaksem w 1969, okazuje się, że utrzymał się w niej tylko Giovanni Trapattoni. Przez tych kilka lat Rossoneri kadrowo zmienili się nie do poznania. Ale byli w stanie klasowych piłkarzy zastąpić młodszymi, o zbliżonym – a może i większym – potencjale. Strzałem w dziesiątkę okazało się sprowadzenie gwiazdy Fiorentiny Kurta Hamrina, strzelca obu goli w wygranym finale Pucharu Zdobywców Pucharów w jego debiutanckim sezonie 1967/68.
Różnic w kadrze pierwszej drużyny było wiele, co zaś łączy sukcesy Milanu z początku i końca lat dekady? Osoba Nereo Rocco. Włoch po powrocie na San Siro znów mógł rywalizować ze swoim ulubionym przeciwnikiem, Helenio Herrerą, będąc menedżerem klubu z tego samego miasta. To jednak nie starcie z Herrerą, a z innym wielkim myślicielem futbolu jest uważane za największą wiktorię w karierze Rocco. Mianowicie – pokonanie Ajaksu Rinusa Michelsa w finale Pucharu Europy w 1969 roku. Już sama droga do finału była naszpikowana kolcami. Celtic Jocka Steina, Manchester United Matta Busby’ego i wreszcie wisienka na torcie. Założyciele kościoła futbolu totalnego z Amsterdamu. Ajax został tamtego wieczora upokorzony doprawdy brutalnie.
Starcie gigantów zmieniło się w jednostronne piłkarskie biczowanie z Pierino Pratim w roli trzymającego bat i smagającego nim Holendrów raz za razem. Do dnia dzisiejszego pozostaje on strzelcem ostatniego hat-tricka w finale Pucharu Europy/Ligi Mistrzów.
PAMIĘTNY MECZ
Niech nie zmyli was rezultat tego spotkania – Rocco nie był bynajmniej znany z zamiłowania do ofensywnego, otwartego, beztroskiego futbolu. Wręcz przeciwnie, kojarzy się go jako jednego z najważniejszych, a może i po prostu najważniejszego propagatora filozofii catenaccio. Był doprawdy wytrawnym taktykiem. Nawet z niepozorną Triestiną sięgnął po wicemistrzostwo Italii. A kiedy w Milanie otrzymał do dyspozycji skład pełen gwiazd, efekty były porażające. Cztery triumfy w europejskich rozgrywkach, do tego szereg trofeów na krajowym podwórku. Rossoneri pod wodzą Rocco zgarniali puchary wręcz notorycznie. I wcale nie było tak, że odstraszali stylem gry – owszem, zdarzało im się zamęczać przeciwników, ale Rocco nie tłamsił potencjału swoich podopiecznych taktycznymi kajdanami.
Z jednej strony – słynął z żelaznych zasad, twardej ręki. Nie rozpieszczał swoich podopiecznych i nie dawał im taryfy ulgowej na treningach. Z drugiej – uchodził za dowcipnego faceta, który zagadnienia taktyczne chętniej omawiał przy kawie niż w jakiejś ciasnej salce z tablicą za plecami.
Po prostu El Paron. Znaczy: „Mistrz”.
Rocco to najlepszy przykład, jak nieszczęście jednego szkoleniowca może stać się szansą dla innego. Gdyby bowiem nie atak serca Giuseppe Vianiego, Milan w 1961 roku za nic nie zgodziłby się na odejście z klubu menedżera, który właśnie wywalczył dla Rossonerich scudetto. Ale zdrowie było ważniejsze, stąd zatrudnienie Rocco. W kontraście do poprzednika, Włoch stawiał w ogromnej mierze na przygotowanie fizyczne. Wymagał zasuwania za przeciwnikami od pierwszej do ostatniej minuty. I wymagał szacunku. — Do ciebie mogą mówić „trenerze”, ja jestem „pan Rocco” – powiedział kiedyś Vianiemu.
PLUS I MINUS
- mistrz w zakresie przygotowania fizycznego zawodników, co było widoczne zwłaszcza na tle drużyn spoza Serie A
- tylko dwa tytuły mistrza Włoch na koncie
OCZAMI INNYCH
Wydawał się gburowaty, ale to nieprawda. Był po prostu nieśmiały. Nigdy nie opowiadał banałów. Chętnie rozmawiał z piłkarzami. To jeden z moich najważniejszych nauczycieli
Giovanni Trapattoni
18. BELA GUTTMANN
- data urodzenia: 27 stycznia 1899 roku
- data śmierci: 28 kwietnia 1981 roku
- kraj: Węgry
- lata kariery trenerskiej: 1933 – 1973
- najważniejsze drużyny: Ujpest TE, Calcio Padova, US Triestina, AC Milan, Budapest Honved, Sao Paulo FC, FC Porto, SL Benfica, CA Penarol, reprezentacja Austrii, Servette FC, Panathinaikos AO
- największe sukcesy: dwa Puchary Europy (1960/61, 1961/62), finał Copa Libertadores (1962), Puchar Mitropa (1939), trzy mistrzostwa Portugalii (1959-61), mistrzostwo Urugwaju (1962), dwa mistrzostwa Węgier (1939, 1949), Puchar Portugalii (1961/62), Puchar Grecji (1966/67)
- złota myśl:
Trzeci sezon zawsze jest najgorszy
PODSUMOWANIE KARIERY
W latach 20. poprzedniego stulecia Bela Guttmann doskonale się bawił w Nowym Jorku. Węgierski Żyd, syn słynnych nauczycieli tańca, doskonale się odnalazł za wielką wodą pośród wielkomiejskiego zgiełku. Pykał w piłeczkę, z sukcesami grał na giełdzie, no i dokazywał na parkietach najsłynniejszych nocnych klubów. Żyć, nie umierać. Sielanka zakończyła się jednak w „Czarny czwartek” roku 1929, wraz z wybuchem wielkiego kryzysu. Guttmann w mgnieniu oka stracił wówczas właściwie wszystko. Został zmuszony do powrotu do Europy, gdzie wkrótce zakończył karierę zawodniczą i zaczął trenerską. Z wielkim zyskiem dla rozwoju futbolu, prawda. Choć on sam pewnie wolałby jednak pozostać w USA. W latach 40. trafił do niemieckiego obozu koncentracyjnego i cudem uniknął transportu do Auschwitz. Mniej szczęścia miał jego ojciec. I starsza siostra. I wielu innych członków rodziny. Guttmann do końca życia nie potrafił się z tym pogodzić.
Jako trener okazał się wizjonerem.
Już przed wojną dowodzony przezeń Ujpest święcił triumfy na krajowej i międzynarodowej arenie. Śmiałe wizje taktyczne Guttmanna – zwłaszcza zastosowanie niezwykle ofensywnego systemu 4-2-4 – stały się fundamentem triumfów węgierskiej „Złotej Jedenastki” oraz reprezentacji Brazylii. Choć sam trener długo nie zapisywał na swoim koncie zbyt wielu trofeów. Gdziekolwiek bowiem nie trafił, tam kłócił się ze wszystkimi wkoło i przedwcześnie odchodził. Z uwagi na niechęć do komunistycznych władz kraju i konflikt z Ferencem Puskasem nie objął w 1949 roku reprezentacji Węgier. Z kolei po utarczce z działaczami klubu zwolniono go z Milanu, mimo że Rossoneri zmierzali pod jego wodzą po mistrzostwo Włoch. Awantura za awanturą. Zawsze coś się wokół niego działo.
Jeśli chodzi o metody taktyczne, treningowe – Guttmann inspirował Europę Środkową i Amerykę Południową, jego zespoły stawiano za wzór. Ale jednocześnie jego pracodawcy na ogół woleli jednak, by na dłuższą metę pomysły Węgra wdrażał w życie ktoś mniej upierdliwy.
PAMIĘTNY MECZ
Trenerskiego spełnienia Węgier doświadczył po przeprowadzce do Portugalii. Najpierw jako szkoleniowiec FC Porto, z którym sięgnął po mistrzostwo kraju, a potem na ławce trenerskiej Benfiki. Ekipę „Orłów” Guttmann powiódł nie tylko do triumfów na krajowym podwórku, ale i do międzynarodowych sukcesów. W 1961 i 1962 roku lizbończycy zwyciężyli w Pucharze Europy. To właśnie pod okiem Guttmanna rozkwitł talent legendarnego Eusebio.
Swój drugi Puchar Europy Benfica zgarnęła dzięki wygranej z Realem Madryt na Stadionie Olimpijskim w Amsterdamie. Jest to jedno z tych spotkań, które dorobiły się miana „meczu stulecia” lub „meczu wszech czasów”. Uważani za faworytów „Królewscy” na przerwę schodzili z prowadzeniem 3:2, hat-tricka strzelił zresztą Puskas. Jednak Guttmann dobrze wiedział, że zwycięstwo znajduje się w zasięgu ręki jego podopiecznych. – Naprawdę wierzyliśmy, że możemy wygrać – opowiadał Antonio Simoes. – Pamiętam Guttmanna krzątającego się po szatni i mówiącego w jego własnym języku, swego rodzaju mieszanką portugalskiego i włoskiego: „panie, siadaj, panie, siadaj, Real Madryt zmęczony, Real Madryt zmęczony, Real Madryt stary, stary, stary, nie mogą wygrać, Real Madryt nie może biec, Di Stefano nie żyje”. Ta chwila naprawdę nas uderzyła. Wierzyliśmy, że wygramy.
Tak się stało – Benfica zwyciężyła 5:3. Po finale Guttmann w swoim stylu zażądał od władz „Orłów” gigantycznej podwyżki zarobków. Gdy jego bulwersujące żądania zostały odrzucone, rozgniewany Węgier rzucił na lizboński klub sławetną klątwę („przez sto lat Benfica nie zostanie mistrzem w Europie”) i ponownie ruszył w świat, by nauczać futbolu z mniejszymi bądź większymi sukcesami. Benfica na kolejny zwycięski finał europejskich rozgrywek czeka do dziś.
PLUS I MINUS
- doskonały taktyk, zwłaszcza świetny organizator gry ofensywnej zespołu
- kłótliwy, wyjątkowo uparty człowiek
OCZAMI INNYCH
Guttmann miał obsesję na punkcie dyscypliny. Chyba to było sekretem jego sukcesu. Potrzebowaliśmy trenera o takim podejściu – bez dyscypliny nasz zespół nigdy nie osiągnąłby tak wielkich sukcesów. Piłkarze się go obawiali i szanowali go jednocześnie. Kary wlepiał nam nawet za najdrobniejsze przewinienia. Musieliśmy mieć się na baczności cały czas. No i dawał nam mnóstwo cennych wskazówek. Na przykład, że zawodowy piłkarz powinien uprawiać seks najwyżej raz w tygodniu
Mario Coluna
17. JOCK STEIN
- data urodzenia: 5 października 1922 roku
- data śmierci: 10 września 1985 roku
- kraj: Szkocja
- lata kariery trenerskiej: 1960 – 1985
- najważniejsze drużyny: Dunfermline Athletic, Hibernian FC, Celtic FC, reprezentacja Szkocji, Leeds United
- największe sukcesy: Liga Mistrzów (1966/67), finał Ligi Mistrzów (1969/70), dziesięć mistrzostw Szkocji (1966-76, 1977), osiem Pucharów Szkocji (1964/65, 1966/67, 1968/69, 1970/71, 1971/72, 1973/74, 1974/75, 1976/77), sześć Pucharów Ligi Szkockiej (1965/66, 1966/67, 1967/68, 1968/69, 1969/70, 1974/75)
- złota myśl:
Najlepiej się bronić w polu karnym przeciwnika
PODSUMOWANIE KARIERY
Sukces, który przerodził się w żałobę. Ostatnie 24 godziny życia Jocka Steina
W latach 1955 – 1965 Celtic Glasgow nie wygrał ani jednego mistrzostwa kraju. W zasadzie to rzadko był choćby blisko najwyższego stopnia podium. Wtedy działacze klubu zdecydowali się jednak na ruch, który kompletnie odmienił losy klubu i uczynił z Celticu największą potęgę nie tylko szkockiej, nie tylko brytyjskiej, ale europejskiej piłki. Wiosną 1965 roku managerem mianowano Johna „Jocka” Steina – charyzmatycznego 43-latka, znanego z zamiłowania do ciężkiej pracy i ofensywnego, wręcz brawurowego futbolu. Na efekty nie trzeba było długo czekać – Stein zaczął od triumfu w Pucharze Szkocji, a już w pierwszym pełnym sezonie pracy na Celtic Park poprowadził klub do mistrzostwa kraju, po drodze gromiąc 5:1 odwiecznych rywali zza miedzy. Z kolei na europejskiej arenie The Bhoys dotarli do finału Pucharu Zdobywców Pucharów. A potem było tylko lepiej. Już w 1967 roku Celtic świętował triumf w Pucharze Europy.
To było wręcz niewiarygodne. W wielkim finale na Szkotów czekał Inter Mediolan, najlepsza drużyna Europy w pierwszej połowie lat 60. Murowany faworyt do triumfu. No i trzeba podkreślić, że mediolańczykami zawiadywał Helenio Herrera. Genialny taktyk, szkoleniowiec znany z zamiłowania do defensywnego stylu gry. Kiedy w siódmej minucie spotkania Sandro Mazzola wyprowadził Włochów na prowadzenie, wydawać się mogło, że Celtic jest skończony.
– Przed meczem piłkarze Interu się z nas śmiali w żywe oczy – przyznał Steve Chalmers, napastnik Celticu. – Uznali, że jesteśmy totalnymi leszczami.
ZAREJESTRUJ SIĘ W FUKSIARZ.PL I ZGARNIJ CASHBACK POWITALNY!
Stein sądził natomiast, że jego zespół padł ofiarą ustawki. – Herrera był mistrzem gierek psychologicznych. Przed meczem udzielił wywiadu niemieckim mediom, w którym poprosił sędziego Kurta Tschenschera, żeby ten miał oko na faule Szkotów – opowiadał dziennikarz Pat Woods. – Do tego z Italii wciąż napływały wiadomości, jakoby bogaty i potężny Inter pozwalał sobie na przekupywanie sędziów. Stein nie miał zatem za grosz zaufania do Herrery. Popadł w paranoję. A powszechnie wiadomo, że łatwo tracił panowanie nad sobą. Gdy zobaczył, że sędzia daje Włochom karnego na samym początku meczu, wrzasnął: „To ma być karny? Za ile cię kupili? Gdzie sobie wybudujesz tę willę, na którą dostałeś od Włochów?”.
PAMIĘTNY MECZ
Manager Celticu zdołał odzyskać nad sobą panowanie, a jego drużyna nie straciła ducha. W drugiej połowie The Bhoys zdobyli dwa gole i sensacja stała się faktem. Huraganowa ofensywa przeważyła nad catenaccio. Media uznały, że to symbol przemian w europejskim futbolu. Głoszono, że przykład Celticu dowodzi, iż piłka na najwyższym poziomie może być i piękna, i skuteczna. – To był czysty, pomysłowy futbol – chwalił swój zespół Stein. Sami zawodnicy Celticu długo nie potrafili uwierzyć, jak to się stało, że nagle znaleźli się na szczycie piłkarskiego Olimpu. – Byliśmy bandą lokalnych chłopków. Bobby Lennox urodził się 30 kilometrów od Glasgow i w naszym towarzystwie uchodził za przyjezdnego – opowiadał Billy McNeill. – Reszta wychowała się dosłownie obok stadionu. Sukcesem było dla nas samo przedostanie się do pierwszej drużyny Celticu, to było naszym celem. A potem przejął nas „Wielki Jock” i dostrzegł w nas potencjał.
Celtic europejskiego sukcesu już nie powtórzył, ale parę razy było blisko. Szkoci dotarli do finału Pucharu Europy, dwa razy do półfinału. Natomiast absolutna dominacja na krajowym podwórku (dziesięć tytułów mistrzowskich, w tym dziewięć z rzędu) pozwoliła Steinowi zyskać status bodaj największej legendy Celticu. Zresztą to właśnie na jego metodach wzorował się potem sir Alex Ferguson. Na przykład zaczerpnął od Jocka słynne „suszarki”, czyli zamiłowanie do srogiego opieprzania zawodników. – Trener może tracić nad sobą panowanie, o ile robi to w określonym celu – poradził Fergusonowi starszy rodak.
W 1978 roku Stein objął stery w reprezentacji Szkocji. Zmarł siedem lat później, tuż po meczu z Walią w ramach eliminacji do mistrzostw świata w Meksyku. Miał tylko 62 lata. Z pozoru dramatyczna historia, ale, jakkolwiek upiornie by to nie zabrzmiało, Steinowi chyba taki scenariusz pasował. Stwierdził bowiem kiedyś, że woli umrzeć na ławce trenerskiej, niż zgnić na starość w dyrektorskim gabinecie. – To jak śmierć króla. Dla futbolu Stein był królem – żegnał mentora SAF.
PLUS I MINUS
- mnóstwo trofeów wywalczonych w niezwykle efektownym stylu
- kilka wtop we wstępnych rundach europejskich rozgrywek (w tym z Wisłą Kraków)
OCZAMI INNYCH
Jock Stein to największy taktyczny geniusz w Europie
Don Revie
16. ARRIGO SACCHI
- data urodzenia: 1 kwietnia 1946 roku
- kraj: Włochy
- lata kariery trenerskiej: 1973 – 2001
- najważniejsze drużyny: AC Parma, AC Milan, reprezentacja Włoch, Atletico Madryt
- największe sukcesy: wicemistrzostwo świata (1994), dwa Puchary Europy (1988/89, 1989/90), mistrzostwo Włoch (1988), dwa Puchary Interkontynentalne (1989, 1990), dwa Superpuchary Europy (1989, 1990)
- złota myśl:
Szukałem ludzi, którzy byli na tyle inteligentni, by mnie zrozumieć i na tyle czujący ducha dyscypliny, by swoją inteligencję przełożyć na korzyści dla drużyny. Mówiąc w skrócie, szukałem ludzi, którzy wiedzieli, co to znaczy grać w piłkę nożną
PODSUMOWANIE KARIERY
– Byłem po prostu facetem, który miał pomysły i chciał nauczać – opowiadał o sobie skromnie Arrigo Sacchi. – Chciałem zapewniać kibicom dziewięćdziesiąt minuty radości. Radości płynącej przede wszystkim ze zwycięstw, ale również z samego piłkarskiego widowiska. Fani mieli od nas otrzymać coś wyjątkowego podczas każdego meczu. Najważniejsza była dla mnie pasja, a nie zdobycie Pucharu Europy.
Kiedy Włoch został mianowany szkoleniowcem Milanu, potraktowano to najpierw jako dowcip, a potem jako kolejny przejaw szaleństwa u ekscentrycznego właściciela Rossonerich, Silvio Berlusconiego. „Pan Nikt”. Tak media w Italii ochrzciły nowego trenera mediolańskiej ekipy. Ale Sacchi szybko udowodnił wszelkim niedowiarkom, że powątpiewanie w jego warsztat to przejaw kompletnej ignorancji. Fakt – Włoch nie miał za sobą wielkiej piłkarskiej kariery, mówił o futbolu trochę inaczej niż większość szkoleniowców ze świata calcio. Jednak jego rewolucyjne pomysły taktycznie nie tylko uczyniły z Milanu klub numer jeden w Europie, ale w znaczącym stopniu wpłynęły też na ogólne zmiany w światowym futbolu.
ZAREJESTRUJ SIĘ W FUKSIARZ.PL I ZGARNIJ CASHBACK POWITALNY!
– Berlusconi miał wspaniałą cechę: cierpliwość – opowiadał Sacchi w rozmowie z Rafałem Stecem. – Zaczęliśmy współpracę źle. W grudniu, jeśli dobrze pamiętam, zajmowaliśmy dziewiętnaste miejsce w lidze i odpadliśmy z Pucharu Włoch. Ale potem się podnieśliśmy. Dlaczego? Mieliśmy wielkie wsparcie władz, które nie kwestionowały naszego autorytetu. Mieliśmy projekt, jego podstawy i szukaliśmy odpowiednich piłkarzy. Dużo pracowaliśmy, wierzyliśmy w to, co robiliśmy. Zawsze wierzyłem, że w piłkę gra się głową, a nie stopami, dlatego najpierw patrzyłem na to, jaką kto jest osobą.
PAMIĘTNY MECZ
O skuteczności metod Włocha w Milanie świadczą sukcesy, tak to już w futbolu jest. Mistrzostwo kraju w 1988 roku. Puchar Europy w 1989 i 1990. Lecz Milan Sacchiego to coś więcej, niż tylko triumfy w tych czy innych rozgrywkach. To coś więcej niż wielkie gwiazdy, na czele z holenderskim trio: Marco van Bastenem, Ruudem Gullitem i Frankiem Rijkaardem. Sacchi był bardziej rewolucjonistą niż zwycięzcą. Sam to zresztą w cytowanej wypowiedzi podkreślił.
Pisaliśmy na Weszło: Sacchi nie wygrywał w stereotypowo włoskim stylu. Być może dlatego, że sam nigdy nie był profesjonalnym zawodnikiem i w efekcie nie przesiąkł do szpiku kości wariantami taktycznymi, z których przez lata słynęli szkoleniowcy pochodzący z Italii. O futbolu myślał po swojemu i obejmując Milan zaproponował nową jakość. Jego podopiecznym zdarzało się atakować naprawdę efektownie, z wielkim rozmachem, a jednocześnie Rossoneri zasłynęli przecież w Europie organizacją gry defensywnej, do perfekcji doprowadzając krycie strefą i zakładanie pułapki ofsajdowej. Wcale nie biegali intensywniej od rywali, lecz wzorowo kontrolowali boiskową przestrzeń, a dzięki temu bez ustanku wywierali na przeciwniku presję. Pełen pakiet.
Nie bez powodu ta ekipa dorobiła się przecież przydomka „Nieśmiertelni”.
Francuskie powiedzenie głosi jednak, że rewolucja, jak Saturn, pożera własne dzieci. Tak było i w tym przypadku. Obsesyjny perfekcjonista Sacchi szybko wyeksploatował Milan do cna. Dokręcał śrubę swoim podopiecznym tak mocno, że ci wreszcie nie wytrzymali i niemalże zbuntowali się przeciwko szkoleniowcowi, który wprowadził ich dopiero co na europejski szczyt. No i tak summa summarum, pobyt Sacchiego na trenerskim topie był niezwykle krótki. Po Milanie wywalczył jeszcze wicemistrzostwo świata w USA (choć nie w jakimś szałowym stylu), a poza tym – same niepowodzenia, często grubego kalibru.
Tak czy owak, jako wizjonerowi należy mu oddać właściwe honory.
PLUS I MINUS
- świetny organizator gry bez piłki, taktyczny innowator
- bardzo krótki okres spędzony na topie
OCZAMI INNYCH
Sacchi ciągle mówił o organizacji gry. Zwłaszcza w defensywie. Najpierw myśleliśmy o tym, jak się ustawić w fazie odbioru. Dopiero potem analizowaliśmy sposób, w jaki sami mamy zaskoczyć przeciwnika po odzyskaniu piłki
Marco van Basten
15. JÜRGEN KLOPP
- data urodzenia: 16 czerwca 1967 roku
- kraj: Niemcy
- lata kariery trenerskiej: 1987 – trwa
- najważniejsze drużyny: FSV Mainz, Borussia Dortmund, Liverpool FC
- największe sukcesy: Liga Mistrzów (2018/19), finał Ligi Mistrzów (2012/13, 2017/18), finał Ligi Europy (2015/16), dwa mistrzostwa Niemiec (2011-12), mistrzostwo Anglii (2020), Puchar Niemiec (2011/12), Klubowe Mistrzostwo Świata (2019), Superpuchar Europy (2019)
- złota myśl:
Nie ma nudy. Nie ma szachów
PODSUMOWANIE KARIERY
– Chcemy udanie zakończyć walkę o zwycięstwo w Champions League – zapowiadał Juergen Klopp przed rewanżem na Anfield. Przy 0:3 w plecy niewiele więcej mu pozostało. – Taki jest plan: po prostu spróbować. Jeżeli nam się uda, cudownie. Jeżeli nie, musimy polec najpiękniej jak się da. Miałem już kilka takich spotkań w swojej karierze. Z mojego doświadczenia wynika, że to nie jest tak, iż przed meczem mówisz sobie: „tak, dokonam niemożliwego!”. Ale wystarczają mi te szanse, jakie nam pozostały. Przynajmniej pozostały jakiekolwiek. Barcelona jest już jedną nogą w finale, absolutnie się z tym zgadzam. Lecz dopóki nie zapadła klamka, cały czas trwa rywalizacja. Choć nie powiedziałem mojej żonce: „czekaj na mnie w domu, wygrywam ten półfinał i robimy imprezę”.
No to żonka miała w domu imprezę-niespodziankę.
Trudno nawet wymienić, co było w tym starciu na najbardziej niezwykłe. Atmosfera na trybunach Anfield Road, gol na 4:0, szokująco skuteczna postawa rezerwowych zawodników The Reds, niemoc gwiazd Barcelony? Całe spotkanie składało się właściwie z kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu kapitalnych minii-historii. Jednak po meczu światła reflektorów skupiły się właśnie na postaci managera Liverpoolu. Rzadko kiedy jest tak oczywiste, że kluczową rolę w zmotywowaniu drużyny do walki odegrał trener. Że efekt przyniosło wiele miesięcy jego wytężonej pracy nad budową atmosfery. Że to misterna plątanina międzyludzkich relacji, utkana precyzyjnie przez Kloppa, przerodziła się ostatecznie pajęczą sieć, w którą wpadła tłusta, katalońska mucha.
PAMIĘTNY MECZ
Po takim comebacku Liverpool już po prostu nie mógł przegrał finału z Tottenhamem.
Za sprawą takich meczów przechodzi się do legendy i Klopp legendą za życia się stał. Najpierw zresztą złotymi zgłoskami zapisał się na kartach historii Borussii Dortmund, gdzie właściwie od podstaw zbudował europejskiego potentata. A potem krok po kroku przywrócił chwalę Liverpoolowi. Triumf w Champions League to jedno, ale być może nawet mocniej fanów The Reds usatysfakcjonowało odzyskanie mistrzowskiego tytułu po dekadach niemocy.
Pamiętajmy wszakże, że Klopp to nie tylko trofea. Nie tylko drużyny podźwignięte z kolan i anonimowi zawodnicy ukształtowani na gwiazdy. Klopp to być może najbardziej wpływowy manager ostatniej dekady w światowym futbolu. Jego gegenpressing znalazł przecież setki naśladowców. „Heavy metal football” stał się punktem odniesienia, tak jak kilkanaście lat temu tiki-taka. – Ważne, żeby dobrać taką taktykę, która odzwierciedla twoja osobowość – tłumaczył Niemiec. – Która pasuje do klubu i wyznacza mu drogę rozwoju. Ja wierzę w filozofię, która jest pełna emocji, gdzie gra jest szybka i mocna. Moja drużyna musi w każdym meczu osiągać szczyt swoich możliwości, dawać z siebie sto procent.
PLUS I MINUS
- niezwykle efektowny, a zarazem gwarantujący trofea styl
- tendencja do mocnego eksploatowania zawodników
OCZAMI INNYCH
Mieliśmy momentum. Czuliśmy, że trener jest jednym z nas. Czuliśmy się jedną, wielką społecznością, na której czele stał „Kloppo”, niosący dumnie nasz sztandar
Sandro Schwarz
14. VICENTE DEL BOSQUE
- data urodzenia: 23 grudnia 1950 roku
- kraj: Hiszpania
- lata kariery trenerskiej: 1987 – 2016
- najważniejsze drużyny: Real Madryt B, Real Madryt, Besiktas SK, reprezentacja Hiszpanii
- największe sukcesy: mistrzostwo świata (2010), mistrzostwo Europy (2012), dwie Ligi Mistrzów (1999/2000, 2001/02), dwa mistrzostwa Hiszpanii (2001, 2003), Puchar Interkontynentalny (2002), Superpuchar Europy (2002)
- złota myśl:
Nie lubię teatralnych gestów, nie wierzę w dodawanie w ten sposób energii piłkarzom. Ode mnie zawodnicy energię czerpią w taki sposób, że optymalnie przygotowuję ich do każdego spotkania
PODSUMOWANIE KARIERY
Kiedy Vicente del Bosque opuszczał Real Madryt w 2003 roku, zachował ogromną klasę. Trener, który poprowadził „Królewskich” do dwóch triumfów w Lidze Mistrzów, który znosił fochy pupilków prezesa sprowadzanych za grube miliony, zniósł też niesprawiedliwe zwolnienie nie skarżąc się ani słowem. Florentino Perez pozbył się szkoleniowca bezgranicznie poświęconego klubowi tuż po tym, jak Real wywalczył mistrzostwo Hiszpanii i dotarł do półfinału Champions League. – Ja uważam, że Perezem kierowały zazdrość i próżność – pisał Leszek Orłowski. – Nie mógł znieść, że del Bosque staje się idolem kibiców Realu, że swoją zwalistą postacią usuwa w cień jego osobę. Inaczej niż Zidane, Figo czy Ronaldo pojawił się w klubie przed prezydentem. Wywalczywszy w sezonie 2002/03 kolejne trofea, był dla Florentino poważnym zagrożeniem w rywalizacji o miano samca alfa, a rzecz jasna tylko taka rola prezydenta zadowalała.
– Zwolnienie del Bosque było największą niesprawiedliwością, z jaką zetknąłem się w świecie futbolu. To było zachowanie zgoła nienormalne. Przecież Vicente kładł na stół nie tylko zaangażowanie, uczciwość i miłość do klubu, ale także liczne trofea – pieklił się Luis Molowny.
PAMIĘTNY MECZ
Znaleźli się mimo wszystko tacy, którzy Pereza usprawiedliwiali. Del Bosque uchodził bowiem w powszechnej opinii za szkoleniowca, który drużyną zarządza zgodnie z ideą Pawła Janasa. Nie wpierdala się. Ot, cała jego zasługa – nie przeszkadzał „galaktycznym” madrytczykom w osiąganiu sukcesów.
Naturalnie szybko okazało się, że tego rodzaju teorie można odłożyć między bajki. Po rozstaniu ze „Sfinksem” ekipa ze stolicy Hiszpanii przestała odnosić jakiekolwiek sukcesy – ponosiła klęski zarówno w kraju, jak i w Lidze Mistrzów, mimo że Perez wymieniał jej szkoleniowców jak rękawiczki. Natomiast del Bosque swoją wartość dobitnie potwierdził jako selekcjoner reprezentacji Hiszpanii. Fakt, że przejął przepotężną drużynę ukształtowaną wcześniej przez Luisa Aragonesa, ale mistrzostwa świata oraz mistrzostwa Europy nie wygrywa się przecież przez przypadek. Może i temperament del Bosque nie pozwala sytuować go wśród najbardziej charyzmatycznych trenerów w dziejach, może i nie był on autorem przełomowych koncepcji taktycznych, lecz jedno trzeba mu oddać – niewielu w historii futbolu równie dobrze znało się na wygrywaniu. A przecież to jest w całej tej zabawie na koniec dnia najistotniejsze.
PLUS I MINUS
- ma na koncie wszystkie najbardziej prestiżowe trofea
- krótko pracował na najwyższym poziomie
OCZAMI INNYCH
Kiedy wychodzimy na murawę, każdy z nas wie co dokładnie ma robić. Del Bosque daje nam odpowiednią swobodę na boisku, więc możemy grać tak, jak lubimy. To bardzo ważne zwłaszcza dla najbardziej uzdolnionych piłkarzy, del Bosque jest kluczem do ich świetnej gry
Cesc Fabregas
13. MATT BUSBY
- data urodzenia: 26 maja 1909 roku
- data śmierci: 20 stycznia 1994 roku
- kraj: Szkocja
- lata kariery trenerskiej: 1945 – 1971
- najważniejsze drużyny: Manchester United
- największe sukcesy: Puchar Europy (1967/68), pięć mistrzostw Anglii (1952, 1956-57, 1965, 1967), dwa Puchary Anglii (1947/48, 1962/63)
- złota myśl:
Moim rajem jest Manchester United
PODSUMOWANIE KARIERY
Pisaliśmy przed laty na Weszło: 6 lutego 1958 roku jedna z najbardziej ekscytujących wówczas drużyn na świecie w jednej chwili przestała istnieć. Ekipa Manchesteru United wracała z Jugosławii, mając za sobą potyczkę z belgradzką Crveną zvezdą. Nastroje były radosne, w końcu drużyna Matta Busby’ego leciała do domu jako półfinalista Pucharu Europy. Nie wiemy, czy którykolwiek z członków lotu nr 609 miał złe przeczucie, że lotnisko Munchen-Riem zamieni się wkrótce w cmentarzysko, ale wiemy, że samolot „Lord Burghley” stał się symbolem tragicznie przerwanych marzeń.
Sir Matt Busby był jednym z największych kreatorów w historii piłki nożnej. Model funkcjonowania drużyny, jaki obrał w latach 40. XX wieku do dziś pozostaje kanonem, a naśladowcy dopracowują jego pomysły. Kultowe stały się słowa sir Aleksa Fergusona, który przy każdej możliwej okazji powtarzał, iż stara się jedynie nie popsuć tego, co stworzył Busby. Szkot objął Manchester United 1 października 1945 roku, choć umowę podpisał dużo wcześniej, bo 19 lutego. Gdy zakończyła się II wojna światowa, zrzucił kamasze i rozpoczął budowę jednej z najciekawszych drużyn na wyspach, złożonej w unikalny, oryginalny i kopiowany aż po dziś dzień sposób. Wyprzedzał epokę, tworząc zalążki skautingu, ściągając do klubu utalentowanych juniorów.
Młokosi rozpoczynali tam swoją drogę po laury mistrzów, a prasa wkrótce miała ich ochrzcić mianem „Dzieciaków Busby’ego”.
PAMIĘTNY MECZ
„Czerwone Diabły” pod wodzą Busby’ego w drugiej połowie lat 40. wyrosły na czołowy klub angielskiej ekstraklasy, a w kolejnej dekadzie zaczęły się również liczyć w walce o europejskie trofea. Aż do nieszczęsnej katastrofy, w której ośmiu zawodników zginęło na miejscu, a dziewięciu kolejnych poniosło obrażenia wymuszające wstrzymanie lub zakończenie kariery. A mówimy naprawdę o „dzieciakach”. Ta drużyna mogła wymiatać na krajowym i europejskim podwórku przez parę ładnych lat, może dekadę. Załamany Busby obwiniał o wszystko siebie. Jego trauma była tak ogromna, że chciał po prostu ustąpić ze stanowiska szkoleniowca United. Kolejne przykre sytuacje towarzyszące katastrofie po prostu go przerastały. Na przykład leżący w szpitalu Johnny Berry narzekał swojemu trenerowi, że ani razu nie odwiedził go najlepszy kumpel z drużyny – Tommy Taylor. Busby musiał utrzymać w tajemnicy fakt, że Taylor zginął w Monachium.
Ostatecznie Szkot dał się przekonać najbliższym oraz działaczom United do pozostania na stanowisku. Pięć lat po katastrofie przebudowana przezeń drużyna zdobyła Puchar Anglii. W kolejnym sezonie wywalczyła mistrzostwo kraju. A w 1968 roku wdrapała się na europejski szczyt. Niebywałe.
PLUS I MINUS
- genialne oko do młodych zawodników
- poświęcił się Manchesterowi United, więc trudno ocenić, jak poradziłby sobie w innych realiach
OCZAMI INNYCH
Po finale Pucharu Europy został, świętował, cieszył się, gdy klepał nas po plecach. Ale musiał myśleć o tych chłopakach, których nie było już z nami. Po prostu to krył
John Aston
12. CARLO ANCELOTTI
- data urodzenia: 10 czerwca 1959 roku
- kraj: Włochy
- lata kariery trenerskiej: 1992 – trwa
- najważniejsze drużyny: AC Reggiana, AC Parma, Juventus FC, AC Milan, Chelsea FC, Paris Saint-Germain, Real Madryt, Bayern Monachium, SSC Napoli, Everton FC
- największe sukcesy: trzy razy Liga Mistrzów (2002/03, 2006/07, 2013/14), finał Ligi Mistrzów (2004/05), mistrzostwo Włoch (2003/04), mistrzostwo Anglii (2009/10), mistrzostwo Francji (2012/13), mistrzostwo Niemiec (2016/17), Puchar Włoch (2002/03), Puchar Anglii (2009/10), Klubowe Mistrzostwo Świata (2007, 2014), Superpuchar Europy (2003, 2007, 2014)
- złota myśl:
Piłka nożna przypomina trochę lunch w towarzystwie przyjaciół – im więcej jesz, tym bardziej jesteś głodny
PODSUMOWANIE KARIERY
Carlo Ancelotti ma na koncie sporo dotkliwych wpadek. Wiadomo, Stambuł. Wypuszczenie trzybramkowej przewagi w finale Ligi Mistrzów, niewyobrażalna katastrofa. Do tego całkowita klęska na ławce trenerskiej Juventusu, w tym scudetto wypuszczone z rąk w ostatniej kolejce. Mało? Przypomnijmy koncertowo przerżnięty dwumecz Milanu z Deportivo. Dodajmy do wyliczanki przegranie wyścigu o mistrzostwo Francji z Montpellier. Albo dwukrotne stracenie przewagi w La Lidze i w efekcie brak (jak dotąd) mistrzowskiego tytułu z Realem Madryt. Oj, panie Carletto, trochę pan ma za uszami. I tylko dlatego nie zmieściliśmy pana w TOP10 rankingu najwybitniejszych trenerów wszech czasów. Musi się pan zadowolić dwunastą lokatą. Umówmy się – też całkiem niezłą.
– Byłem w kropce, nic się nie kleiło – opowiadał Ancelotti o pamiętnym przegranym finale z Liverpoolem w książce „Nienasycony zwycięzca”. – Zresztą, kto w takiej sytuacji nie postradałby zmysłów? W 360 sekund przebieg spotkania zmienił się o 180 stopni. Światło zgasło, a ja nie miałem czasu, by wkręcić nową żarówkę. Doskonale funkcjonująca maszyna szła właśnie na dno i nie było już dla niej ratunku. Ludzie często mnie pytają, co sobie myślałem, gdy Liverpool podnosił głowę. Odpowiedź jest prosta: nic. Zero. Miałem w głowie kompletną pustkę. Robiłem, co mogłem, żeby się skoncentrować. Dotrwaliśmy do dogrywki i wreszcie zaczęliśmy grać, jak należy. Wróciliśmy do gry jako zespół, którym się czuliśmy – ciągle zdolny pokonać Liverpool. Miałem jeszcze nadzieję, że ostatecznie wyjdziemy z tej opresji obronną ręką. Aż do ostatniej minuty, w której Dudek w niewiarygodny sposób obronił strzał Szewczenki.
ZAREJESTRUJ SIĘ W FUKSIARZ.PL I ZGARNIJ CASHBACK POWITALNY!
Trzeba jasno podkreślić – sukcesy Ancelottiego całkowicie przyćmiewają jego niepowodzenia, nawet te najboleśniejsze. Triumfy w Lidze Mistrzów z Milanem i Realem Madryt. Mistrzostwo Włoch, Francji, Niemiec i Anglii na koncie. A zapewne w 2022 roku Włoch dołoży również do kolekcji tytuł w Hiszpanii. To kosmiczny dorobek. Mimo że rozgrywki ligowe co do zasady nigdy nie były żywiołem Ancelottiego. Champions League – tam jego podopieczni pisali najpiękniejsze historie. – Liga Mistrzów jest bezapelacyjnie najważniejsza. W tej kwestii nie zgodzą się tylko ci, którzy nigdy nie zdołali jej wygrać – stwierdził Carletto.
PAMIĘTNY MECZ
Na temat warsztatu Ancelottiego można rozpływać się godzinami. To mistrz układania stosunków wewnątrz zespołu. Zawsze w pierwszej kolejności ocenia potencjał swoich zawodników. Kiedy w Milanie opracował swoją sławetną „choinkę”, to przecież nie dlatego, że tylko w takim systemie lubił ustawiać swoje drużyny. Na przykład w Parmie grał prostym 4-4-2. Po prostu podsumował możliwości podopiecznych i się dostosował. Choć takie podejście nie wszystkim przypadło do gustu – choćby w Bayernie Monachium uznano go za zbyt wielkiego luzaka, Arjen Robben dopominał się nawet w mediach o cięższe treningi.
Co ważne, Włoch nie powiedział ostatniego słowa. Wydawało się, że ostatnie lata to już powolny zjazd w jego karierze. Bayern, Napoli, Everton… Regres widać było gołym okiem. Zobaczymy zatem, jak wiele Carletto ugra po powrocie do Realu. Na razie wygląda na to, że jego „last dance” będzie naprawdę jordanowski.
– Carlo jest szczodry i umie cieszyć się życiem, co niesamowicie pomaga. W swojej karierze miałem okazję obserwować trenerów z różnym podejściem do zarządzania drużyną w szatni i metody Carletto wywołują zdecydowanie najmniej problemów – ocenił Paolo Maldini. – Nie daje po sobie poznać, że coś go martwi albo stresuje, dzięki czemu zespół zachowuje spokój, a później wychodzi na boisko i wygrywa… A potem wygrywa po raz kolejny i jeszcze raz.
PLUS I MINUS
- gwarancja sukcesu we wszystkich ligach z europejskiego TOP5
- kilka kompromitujących, wręcz legendarnych wpadek na koncie
OCZAMI INNYCH
Carlo to najlepszy trener, jakiego miałem. Po prostu wiedział, w jaki sposób wyciągnąć ze mnie maksa
Kaka
11. MARCELLO LIPPI
- data urodzenia: 12 kwietnia 1948 roku
- kraj: Włochy
- lata kariery trenerskiej: 1982 – 2019
- najważniejsze drużyny: Atalanta Bergamo, SSC Napoli, Juventus FC, Inter Mediolan, reprezentacja Włoch, Guangzhou Evergrande, reprezentacja Chin
- największe sukcesy: mistrzostwo świata (2006), Liga Mistrzów (1995/96), trzy finały Ligi Mistrzów (1996/97, 1997/98, 2002/03), finał Pucharu UEFA (1994/95), Azjatycka Liga Mistrzów (2013), pięć mistrzostw Włoch (1995, 1997-98, 2002-03), trzy mistrzostwa Chin (2012-14), Puchar Włoch (1994/95), Puchar Chin (2012), Puchar Interkontynentalny (1996), Superpuchar Europy (1996)
- złota myśl:
Nie wziąłem zawodników najlepszych technicznie, ale takich, którzy stworzą najlepszy zespół
PODSUMOWANIE KARIERY
Jeśli spojrzeć na pierwszy etap kariery trenerskiej Marcello Lippiego, to w sumie nie zanosiło się na to, że kiedykolwiek zostanie on uznany za najlepszego trenera świata. Pracował w stosunkowo małych klubach, najczęściej zresztą dość krótko. Miał jednak solidną podbudowę piłkarską – przez lata był świetnym stoperem w barwach Sampdorii – i być może dlatego nie przepadł przedwcześnie na trenerskiej giełdzie nazwisk. Na początku lat 90. trafił do Atalanty, potem zrobił solidną robotę w Napoli. Na tyle solidną, by zwrócić na siebie uwagę przedstawicieli Juventusu, którzy szukali akurat człowieka odpowiedniego, by poprowadzić „Starą Damę” z powrotem na szczyt. Wielu początkowo podważało tę decyzję Luciano Moggiego, ale słynny działacz raz jeszcze udowodnił swoją przenikliwość.
Lippi do Juventusu wszedł jak po swoje. Jak prawdziwy szef. Z miejsca zwyciężył w Serie A i Pucharze Włoch. Zaczął również marginalizować rolę Roberto Baggio, by ostatecznie wypchnąć go z klubu, co wielu kibiców Juve uznało początkowo za przejaw skrajnej głupoty, lecz summa summarum okazało się to słusznym posunięciem. Uniezależniony od „Boskiego Kucyka” zespół w sezonie 1995/96 zatriumfował w Lidze Mistrzów, a Lippi wykreował fanom nowego idola – Alessandro Del Piero. Młodszego, a więc łatwiejszego do ulepienia. Znacznie bardziej skorego, by dostosować się do taktycznych założeń trenera.
Zresztą w kolejnych latach Lippi również nie stronił od szokujących decyzji.
Tuż po triumfie w Champions League z Turynem pożegnali się wiodący zawodnicy – Vialli, Ravanelli czy Sousa. Zero sentymentów. Przełożyło się to rzecz jasna na kolejne trofea, choć w Lidze Mistrzów „Stara Dama” już nie zwyciężyła – ani za pierwszym, ani za drugim podejściem Lippiego. Kończyło się na finałach. Włoski szkoleniowiec te niepowodzenia powetował sobie jednak z nawiązką jako selekcjoner reprezentacji narodowej.
PAMIĘTNY MECZ
Italia na mundialu w Niemczech nie była zespołem pozbawionym wad, nie prezentowała równie efektownego stylu co Juve w latach 90. Ale zwyciężyła. Turniejowa niemoc włoskiej kadry została wreszcie przełamana, na dodatek tuż po wstrząsającej aferze calciopoli.
– W trakcie meczu najważniejsze jest wychwytywać punkty zwrotne i reagować – powiedział Lippi. – Trener musi sprawić, by czołowi zawodnicy cały czas czuli się zaangażowani. To jego najważniejsze zadanie. Nawet najlepszy szkoleniowiec niczego nie zdoła zdziałać, gdy piłkarze go opuszczą. Dlatego w pierwszej kolejności istotna jest selekcja zawodników, odpowiedni dobór jedenastki. A potem taktyka, która czyni z tych graczy efektywny zespół. Im więcej gwiazd masz w drużynie, tym trudniej jest utrzymać harmonię, bo każdy piłkarz musi się czuć równie przydany, a żaden nie może poczuć, że jest rozpieszczany. Od tego zawsze zaczynam moją pracę z zespołem – ustawiam piłkarzy w sytuacji, w której wszyscy są od siebie zależni. Nie ma wyjątków, nie ma świętych krów.
– Czasami przesadzałem – przyznał Włoch w rozmowie z UEFA. – Miałem dni, kiedy czułem się tak, jak gdyby moją życiową misją było zostanie cierniem w dupie moich zawodników. Ale mimo wszystko sądzę, że z większością udało mi się zbudować trwałe, silne więzi. Na tym mi zależało.
PLUS I MINUS
- odwaga do podejmowania niepopularnych decyzji, gdy wymagało tego dobro zespołu
- bardzo kiepski epizod w Interze Mediolan
OCZAMI INNYCH
Lippi stworzył drużynę w taki sposób, że staliśmy się grupą przyjaciół. Utrzymywał presję, która nas dodatkowo napędzała. Może w 2006 roku reprezentacja Włoch nie była najsilniejsza piłkarsko w swojej historii, ale na pewno najmocniejsza jako całość, zespół
Daniele De Rossi
RANKING NAJLEPSZYCH TRENERÓW W HISTORII
No dobrze, na dzisiaj to tyle. Najlepszą dziesiątkę wszech czasów poukładaną wedle naszej opinii poznacie w piątek. Tymczasem, jak to zwykle w przypadku tego rodzaju rankingów bywa, zapraszamy was do dyskusji. Kto za wysoko, kto za nisko?
TOP50 NAJLEPSZYCH TRENERÓW W HISTORII – część pierwsza
CZYTAJ TAKŻE:
- 100 najlepszych drużyn w historii polskiej piłki
- 100 najlepszych drużyn powojennej Europy
- TOP 100: najlepsi piłkarze w historii futbolu
- 100 najlepszych piłkarzy dekady 2011 – 2020
- TOP 20: najlepsi bramkarze w historii piłki nożnej
fot. NewsPix.pl / FotoPyk / WikiMedia / Getty Images