Reklama

Sukces, który przerodził się w żałobę. Ostatnie 24 godziny życia Jocka Steina

redakcja

Autor:redakcja

23 lipca 2012, 09:50 • 8 min czytania 0 komentarzy

Gdybyśmy znaleźli się wtedy w szatni reprezentacji Szkocji, zapamiętalibyśmy tę scenę do końca życia. Jedni piłkarze zakrywali twarz w dłoniach, a drudzy siedzieli w samych ręcznikach, nie mając chęci, by zacząć się ubierać. Równie przejmująca jak widok była podobno bezkresna cisza. Przerwać zdołał ją dopiero kapitan, Graeme Souness. – Idę. W końcu trzeba im to powiedzieć – odparł, po czym wyszedł na korytarz pełen dziennikarzy.
24 godziny przed śmiercią

Sukces, który przerodził się w żałobę. Ostatnie 24 godziny życia Jocka Steina

Alex Ferguson kroczył korytarzem u boku Andy’ego Roxburgha. Obaj asystenci zmierzali do pokoju Jocka Steina. Co mógł od nich chcieć, skoro dochodziła 22 wieczorem? Kolejna narada przedmeczowa, pomyśleli. Jakżeby inaczej. W całym hotelu, gdzie nocowała reprezentacja Szkocji, dało się wyczuć nerwową atmosferę. Dzień później na Ninian Park w Cardiff rozegrane miało zostać decydujące spotkanie eliminacji MŚ 1986. W przypadku remisu z Walijczykami, Szkoci zapewniliby sobie grę w barażach. Porażka oznaczała, że jechaliby definitywnie do domu.

Zapukali, a drzwi już po chwili stanęły przed nimi otworem. Zobaczyli w nich Steina, który skinięciem głowy zapraszał ich do środka. – Jego wzrok był jakiś dziwny, jakby nieobecny. Może już wtedy zaczęło uchodzić z niego życie – zwierzał się potem Ferguson. Nie była to jedyna dziwna rzecz zaobserwowana tamtego wieczoru. Stein, ku zdziwieniu swoich gości, nie wyglądał na skorego do rozmowy o taktyce i zbliżającym się meczu. Gdy w pokoju zapanowała cisza, ogarnięty wyraźną nostalgią selekcjoner przemówił. Spotkanie, które trwało przeszło godzinę, okazało się jego monologiem. 62-latek, chociaż nigdy nie należał do wylewnych, ten jeden raz zaczął opowiadać o sobie.

Znamienne jest to, że Stein w swoim wywodzie ani na moment nie zapomniał o futbolu. Każdy, począwszy od syna George’a, a skończywszy na piłkarzach, wiedział, że piłka była jego życiem. Mimo sześcioletniej gry w Celticu, mianowanie go trenerem wywołało kontrowersje. Był w końcu protestantem, a biało-zieloni zatrudniali w swej historii jedynie katolików. Z czasem okazało się jednak, że Celtic i Stein byli sobie pisani. W ciągu trzynastu lat pracy w klubie wywalczył dziesięć mistrzostw Szkocji, dokładając do tego paręnaście mniej znaczących trofeów. Do legendy przeszedł jednak dzięki temu, co osiągnął w 1967 roku. Celtic, jako pierwszy zespół z Wysp, triumfował wówczas w Pucharze Europy.

Stein doskonale wiedział, że była to przeszłość, do której nie było już powrotu. Błogie życie w Glasgow przerwał mu wypadek, który omal nie przypłacił życiem. Mimo odzyskania zdrowia, sukcesy nie wróciły, a cierpliwość władz klubu wyczerpała się już po drugim roku bez trofeów. Ł»ywa legenda trafiła na bruk i właśnie wtedy zgłosiła się po nią głodna sukcesów reprezentacja. Praca z kadrą miała być dla Steina zwieńczeniem kariery. Wiedział o tym jego pilny uczeń i asystent, Alex Ferguson. 44-latek, który dopiero rok później miał objąć posadę w Manchesterze United, z pewnością nie przypuszczał, że kiedykolwiek dorówna w osiągnięciach swemu mentorowi.

Reklama

22 godziny przed śmiercią

Ferguson i Roxburgh opuścili pokój Steina nie pojmując do końca tego, co się właśnie stało. Twardy i niezbyt wylewny 62-latek pokazał się im ze strony, której dotąd nie znali. – Przez lata zastanawiałem się nad tym i doszedłem do wniosku, że Jock miał tego wieczoru chyba jakieś przeczucie. Być może wiedział, że jego czas dobiega końca – powiedział Ferguson.

Podczas gdy asystenci Steina udali się do własnych pokoi, on wykonał telefon do swojego syna. – George, proszę cię. Naprawdę nie ma sensu, byś tłukł się samolotem ze Szwajcarii. Zostań w domu i oglądaj ten mecz w telewizji. Zdzwonimy się jak już będzie po wszystkim – przekonywał go Stein. Miała być to ich ostatnia rozmowa w życiu.

14 godzin przed śmiercią

Dzwonek wybił 8:00, a Stein szykował się do śniadania. Jak później się dowiedziano, nie wziął rano swoich tabletek. Przypisano mu je na początku lat 70., kiedy zaczął miewać problemy z sercem. Nikt nie zauważył, że w ciągu ostatnich tygodni stan jego zdrowia znacznie się pogorszył. W maju, czyli cztery miesiące wcześniej, Szkocja wymęczyła wygraną nad Islandią (1:0), a Stein poczuł potworny ból w klatce piersiowej. Sprawa została zbagatelizowana, bo po zażyciu większej dawki tabletek 62-latek poczuł się znacznie lepiej.

3 godziny przed śmiercią

Reklama

Do meczu było coraz bliżej. Szkoci przyjechali autokarem pod Ninian Park, a ich poczynania za pośrednictwem stacji BBC z zapartym tchem śledziły miliony rodaków. Zespół Steina mógł po raz czwarty z rzędu pojechać na mundial. By awansować do wspomnianych baraży, Szkotom wystarczył remis z Walijczykami. Faworytem byli jednak gospodarze, którzy kilka miesięcy wcześniej wygrali w Glasgow 1:0.

Stein miał przed meczem nie lada ból głowy. Z powodu kontuzji z gry wypadli mu trzej kluczowi zawodnicy: Kenny Dalglish, Alan Hansen i Mo Johnston. Na domiar złego Szkoci nie mieli odpowiednich zmienników. Wypowiedzenie tego na głos nie wychodziło w grę. Selekcjoner robił dobrą minę do złej gry, a każda konferencja prasowa, na której padały niewygodne pytania, była kolejnym powodem do stresu.

Ostatnia godzina

Gdy gwizdek sędziego oznajmił koniec pierwszej połowy, zadowoleni mogli być tylko gospodarze. Szkoci zjawili się w szatni w niemrawych nastrojach, po golu Marka Hughesa przegrywając 0:1. Spodziewano się, że Stein wybuchnie złością i natchnie zespół do lepszej gry. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Selekcjoner wyglądał na zamyślonego i zupełnie nieobecnego. Powodem takiego, a nie innego zachowania – poza złym stanem zdrowia – mógł być fakt, że bramkarz Szkotów, Jim Leighton zgubił swoje szkła kontaktowe. – Ty głupcze, dlaczego nie wziąłeś zapasowej pary? – spytał go Stein, podejmując po chwili decyzję o zmianie. Między słupkami stanął po przerwie Alan Rough. – Powodzenia skurczybyku – powiedział mu na odchodne selekcjoner. Rezerwowy nie zawiódł jego oczekiwań i zachował po przerwie czyste konto.

Szkoci pozostawali tłem dla dobrze dysponowanych Walijczyków, ale w 80. minucie nadarzył się cud. Arbiter przerwał grę i za przewinienie na napastniku przyjezdnych podyktował karnego. Do jedenastki podszedł rezerwowy Davie Cooper i mimo że piłka przeszła po rękach walijskiego bramkarza, doprowadził do wyrównania. Szkocja miała wynik, który dawał jej upragnioną grę w barażach. Blisko połowa z 44-tysięcznej publiczności wpadła w euforię, a ogromna radość udzieliła się także ławce rezerwowych.

– Nie odpuszczajcie im! Mecz nie dobiegł końca! – darł się przy bocznej linii Stein, odganiając przy okazji próbujących go sfotografować reporterów. Fotografie, które wykonano kilka minut później, miały obiec pierwsze strony gazet.

Walijczycy nacierali z całą siłą, a wynik meczu i samego awansu wisiał ciągle na włosku. Dochodziła 90 minuta, gdy Stein odwrócił wzrok od boiska i poczuł przeszywający ból w klatce piersiowej. Zgiął się w pół i gdyby nie pomoc asystentów, z pewnością upadłby na murawę. Gdy sędzia oznajmił koniec spotkania, 62-latek znajdował się już na noszach i był pod czujną opieką lekarzy.

Nieświadomi wszystkiego piłkarze szaleli na murawie, wpadając sobie w ramiona. Atmosferę tę ostudził jednak po chwili Ferguson. Asystent Steina podbiegł do zastępcy kapitana, Richarda Gougha i powiedział: – Big Jock zasłabł. To chyba coś poważnego. Zatrzymaj wszystkich na murawie i nie chcę was widzieć teraz w szatni. – Mimo złych wieści, piłkarze starali się zachować zimną krew. Podczas gdy ich mentor walczył o życie, oni oklaskiwali awans, radując się wraz z przybyłymi do Walii kibicami.

Zupełnie inną rolę odgrywał w tej chwili wspomniany na wstępie Souness, który z powodu zawieszenia oglądał mecz z wysokości trybun. Gdy zobaczył, że Steina znoszono na noszach, natychmiast opuścił swoje miejsce i już po chwili znalazł się pod gabinetem lekarskim. Ze łzami w oczach oglądał ostatnie chwile życia swojego selekcjonera. – To była najtrudniejsza reanimacja jaką pamiętam – zwierzał się potem lekarz reprezentacji, Stewart Hillis. – Mieliśmy przy sobie najlepszy możliwy sprzęt, ale Jocka nie dało się uratować. Przy tak rozległym zawale nic nie mogliśmy zrobić.

Na twarzy Steina do samego końca malował się spokój. – Doktorze, czuję się już znacznie lepiej – powiedział, po czym zastygł w bezruchu i odszedł z tego świata. Z oczu Hillisa i stojącego w drzwiach Sounessa pociekły pierwsze łzy…

Później

Dochodziła 22:00, gdy zawodnicy zeszli z boiska i powrócili do szatni. Zastali w niej szlochającego masażystę, Jimmy’ego Steela. Widok ten mówił wszystko. Mimo że nikt nie powiedział tego na głos, wszyscy wiedzieli, że Steina już nie ma.

Mijały minuty, a w korytarzu przed szatnią zaczęły ustawiać się tłumy. Mimo krążących wszędzie plotek, wieść o śmierci selekcjonera nie została jak dotąd potwierdzona. Zza drzwi dobiegł w końcu stłumiony głos: – Idę. W końcu trzeba im to powiedzieć. – Po chwili stanął w nich Souness. Zabłysły flesze, a głodni wieści dziennikarze nadstawili swoje mikrofony. Dwa słowa, które wówczas padły, zapamiętano na zawsze. – On odszedłâ€¦ – powiedział kapitan, a cała Szkocja pogrążyła się w żałobie.

– Na lotnisku mijaliśmy setki fanów, którzy wracali do domu. Nikt nie świętował sukcesu, jakim był tamten remis. Wszyscy byli smutni i zapłakani. To była tragedia i ciężko było po tym się pozbierać – wspominał po latach Gough. „Nawet gwiazdy na niebie nie byłyby w stanie pocieszyć czarteru, który zabrał reprezentację do Edynburga” – napisano w prasie.

Szkoci wygrali baraże z Australią i trzy miesiące później zapewnili sobie udział w Mundialu. Tymczasowym selekcjonerem został Ferguson, ale pod jego wodzą drużyna nie przebrnęła w Meksyku nawet fazy grupowej. Bez Jocka Steina nic już nie było takie samo.

MICK WACHOWSKI

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIĘŁ»NE!

wlochy@weszlo.pl
hiszpania@weszlo.pl
anglia@weszlo.pl
niemcy@weszlo.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...