Luquinhas to najczęściej faulowany piłkarz w naszej lidze. W dwóch ostatnich sezonach był powalany 170 razy – a to tylko przewinienia, które zostały odgwizdane. Brazylijczyk jest na dobrej drodze do przebicia wyniku Javiego Hernandeza, który w dwa lata zebrał ponad 200 fauli. Z czego wynika to, że pomocnik Legii jest tak poniewierany na boisku? Dlaczego polska liga tak brutalnie obchodzi się z piłkarzami takimi jak on, Javi czy nawet Szymon Żurkowski? Czy faule na technikach można usprawiedliwiać? I jak walczyć z tym, żeby ci, którzy potrafią więcej, nie byli notorycznie narażani na kontuzje? Odpowiedzi poszukaliśmy u ekspertów, trenerów i piłkarzy.
Trzy bramki, trzy asysty i aż osiem asyst drugiego stopnia. Liczby Luquinhasa robią wrażenie. Zwłaszcza ostatnia rubryka, często niezauważana. Tymczasem mamy za sobą niecałe 2/3 sezonu, a on już ma na koncie tylko jedną asystę drugiego stopnia mniej niż rekordzista poprzednich rozgrywek – Dominik Furman. Wpływ Brazylijczyka na grę Legii jest ogromny, a wystrzał formy i dołożenie bezpośrednich asyst i bramek, sprawiło, że coraz częściej jest on na piedestale.
– Zachowując pewne parametry, on jest gwiazdą w naszej Ekstraklasie. Dla Czesława Michniewicza jest dużym skarbem – twierdzi Jakub Wawrzyniak, były obrońca reprezentacji Polski. – Nie ma piłkarzy podobnie grających do niego. Kamil Jóźwiak był takim piłkarzem, który fajnie wyglądał jeden na jeden. Teraz jest rodzynkiem pod tym względem.
– Nie ma wielu zawodników o takim potencjale technicznym, żeby tak swobodnie i szybko poruszali się z piłką i powodowali takie spustoszenie wśród przeciwników – dodaje Emil Nowakowski, trener techniki fundamentalnej w akademii Zagłębia Lubin.
A jak wiadomo ten, kto sieje wiatr (i spustoszenie) – zbiera burzę.
Dlaczego Luquinhas jest tak dobry?
Skąd w ogóle bierze się fenomen Luquinhasa i podobnych mu piłkarzy? Dlaczego na warunki Ekstraklasy to zawodnik tak dobry, że rywale nie nadążają za tym, co robi na boisku? Ameryki nie odkryjemy – to m.in. przez… Amerykę. Południową.
– Brazylia szkoli i wychowuje wielu zawodników o wysokich umiejętnościach technicznych. Mają się na kim wzorować. To, że mają dar i naturalność, że są szkoleni w ten sposób i grają ofensywie, bierze się z ich DNA. W Polsce musimy czekać na skrzydłowych czy zawodników ofensywnych z takimi umiejętnościami. Do tego trzeba mieć nie tylko smykałkę i dar, ale też predyspozycje fizyczne, koordynacyjne, bardzo dobre wyszkolenie od dziecka. Osobiście nie przychodzi mi na myśl taki zawodnik z umiejętnościami zbliżonymi do piłkarzy z najwyższych lig. Przykładem takiego skrzydłowego w ostatnich latach był Kuba Błaszczykowski, ich parametry fizyczne są zbliżone – nie jest wysoki, ale jest bardzo dynamiczny, bardzo dobrze czujący się twarzą do bramki, przeciwnika, bardzo dobrze dryblujący – mówi nam Nowakowski.
Najczęściej faulowani zawodnicy w Ekstraklasie – sezon 2020/2021
Nie tłumaczmy jednak wszystkiego krajem pochodzenia. To nie tak, że jak człowiek mieszka nad Wisłą i od grudnia do marca chodzi ubrany na cebulkę, to nie może grać w stylu “joga bonito”.
– Można próbować wyszkolić zawodników w podobnym stylu. Trzeba tylko robić to od dziecka, wpajać odwagę, inicjatywę. Dać możliwość uczenia się na błędach, żeby nikt nie miał do niego pretensji i nie wykluczał prób szkolenia indywidualnych umiejętności, to będzie nabierał tych zdolności przez lata, nasiąknie tym i kwestią wypracowanej improwizacji będzie to, jak wykorzysta to w meczu. Można na bazie swojego talentu i treningu improwizować na boisku, jeśli jest się tak wszechstronny, że można się zaadaptować do warunków meczowych. Można korzystać z tych umiejętności w każdej części boiska. To jest jednak rola trenerów, żeby namawiali i szkolili piłkarzy tak, żeby ci wykazywali się ochotą do takiej gry. Trzeba wymagać takich rzeczy w wieku dziecięcym, ale to się nie kończy w wieku 12-14 lat. Potem zmienia się oczywiście percepcja, ale oczekuję tego, żeby piłkarze byli szkoleni tak, żeby nawet w Centralnej Lidze Juniorów mogli bazować na indywidualnych umiejętnościach i robić różnicę – tłumaczy trener Zagłębia.
Teorię już znamy. Czas na praktykę. Średnio 3,97 fauli na 90 minut. To wynik Luquinhasa z tego sezonu – najwyższy w karierze zawodnika. Wiadomo, że trochę napompował go brutalny mecz z Górnikiem, jednak średnia fauli na Brazylijczyku czy częstotliwość sprowadzania go do parteru jest mniej więcej ta sama od lat.
Jaki jest tego powód?
Dlaczego Luquinhas jest często faulowany?
Nawet w Lidze NOS, a więc w lepszych rozgrywkach, piłkarz Legii (wówczas Desportivo Aves) był traktowany ostro i bezpardonowo. Nic dziwnego, bo miewał tam kapitalne występy.
- 9/12 udanych dryblingów ze Sportingiem Lizbona
- 10/13 z Chaves
- 6/9 z Benfiką
- 6/7 z Bragą
Według WyScouta notował 6,14 dryblingów na 90 minut, z czego 75% udanych. Dlatego i tam rywale lubili go przekopać.
Faktem jest to, że większość przewinień nie wynika z tego, że rywale otrzymali zadanie wysłania Luquinhasa do szpitala. Tak, kiedy dochodzi do sytuacji, w której obrońca chce wyciąć piłkarza Legii do tego stopnia, że trafia we własnego zawodnika, ciężko już mówić o przypadku. Ale jednak to wciąż – na całe szczęście – niechlubny wyjątek.
Z czego więc wynika fakt, że Luquinhas tak często obrywa? Według Emila Nowakowskiego z jego wyszkolenia oraz z tego, jak wygląda dziś futbol. – Nie trzeba być specjalistą, żeby ocenić, czym się wyróżnia. To umiejętność dryblingu na dużej szybkości. Niestety czasami to nie wystarcza, żeby uchronić się przed faulami, mimo że jest zawodnikiem bardzo dobrze wyszkolonym technicznie, poruszającym się z dużą dynamika podczas prowadzenia piłki, zmiany kierunku. Piłka w dzisiejszych czasach jest mocno zagęszczona, zwłaszcza na połowie przeciwnika. To dużej klasy zawodnik, ale nie jest w stanie przedryblować wszystkich. Ktoś wytrąci go z równowagi, utrudni jeden pojedynek, drugi, ale na trzecim szybkość i dynamikę wytraca i jest faulowany. Dryblowanie pod bramką przeciwnika, w ostatniej tercji, nie jest łatwe. Jest tam mało miejsca i trzeba mieć niesamowite umiejętności. Nawet najlepsi zawodnicy nie robią już takich akcji, jakie kiedyś robili Diego Maradona, Ronaldo czy Leo Messi.
Jak często faulowany był Luquinhas? Dane z Portugalii i Polski
Trenera techniki fundamentalnej spytaliśmy o to, co z warsztatu technicznego zawodnika Legii “zabrałby” i przekazał swoim podopiecznym. – Szybkość poruszania się z piłką przy jednoczesnym bardzo dobrym jej prowadzeniu. Jak włączy motorek i przyśpiesza, to aż się chce to oglądać. Dynamika prowadzenia jest u niego tak piękna, tak płynna, z naturalną swobodą, że to warto podpatrywać i namawiać chłopaków, żeby próbowali naśladować to na treningach i w meczach.
Ireneusz Mamrot, który musiał uporać się z Luquinhasem-rywalem, ma podobne przemyślenia. – Bazuje na tym, co się dzieje na boisku. Dużo obserwuje, jest niekonwencjonalny. Jego dużym atutem jest to, że jest niski, ale silny. Bardzo dobrze stoi na nogach, przy tej krępej budowie ciała na dwóch-trzech metrach łatwo mu zmienić kierunek biegu. W naszej lidze jest wielu wysokich zawodników, którym trudniej jest odebrać mu piłkę. Dobrym przykładem piłkarza, który by mu przeszkodził, jest Jacek Góralski. Gdyby ktoś taki biegał w jego strefie, na pewno byłoby mu trochę trudniej grać. Ale w większości drużyn na defensywnym pomocniku gra wysoki zawodnik, których Luquinhas “lubi”.
W dyskusji na temat stylu gry i powodów fauli na Brazylijczyku często pada jeszcze jedna teza. Długie holowanie piłki. Uwagę na to zwrócił Andrzej Gomołysek, analityk akademii Śląska Wrocław. – Przy takim sposobie gry będzie faulowany, ponieważ długo utrzymuje się przy piłce. Im dłużej zawodnik to robi, tym większa szansa, że zostanie sfaulowany. Nie ma to nic wspólnego z dryblingiem – napisał na Twitterze.
Przeczytaj także:
Z ostatnią rzeczą można się nie zgodzić, nasi rozmówcy wymieniali przecież nieprzewidywalność podczas dryblingu, jako jeden z powodów fauli. Natomiast teza, że “holujący” jest bardziej narażony na faule, to prawda. Problem w tym, że niektórzy – choć akurat nie autor wpisu – dopatrują się w tym wady zawodnika. “Sport.pl” cytował Bożydara Iwanowa, który podczas meczu powiedział: – Są piłkarze, którzy nadużywają prowadzenia piłki, dryblingu i narażają się na kontuzje. Zobaczymy, czy w trakcie rozwoju tego zawodnika nie będzie starał się grać częściej szybkim podaniem, będzie miał mniej kontaktów z piłką i wówczas nie będzie narażał swojego zdrowia.
W piłkarza uderzał też Andrzej Niedzielan, który sugerował, że “za dużo podpatruje Neymara”. Radosław Majdan twierdził, że Luquinhas “nadużywa prowadzenia piłki”. I tu dochodzimy do momentu, w którym trzeba powiedzieć pas. Bo utrzymywanie się przy piłce i drybling mogą być powodem fauli, ale obwinianie za to zawodnika faulowanego, to absurd.
– Ja nie oglądam Ekstraklasy, ale moi trenerzy mówili mi, że komentatorzy też się do tego przyczyniają. Że mówią: po co on tyle holuje, po co tak długo trzyma piłkę, że nie wolno tak robić, bo wtedy kara jest uzasadniona. To tylko nakręca takie sytuacje. Przecież to jego sprawa, co robi. Jeśli wsadzi nogę przed piłkę, żeby zablokować strzał, a rywal go w nią trafi, to jest to faul. I zawodnik ma prawo ten faul sprowokować – oburza się Stanisław Kwiatkowski, założyciel “Szkółki Techniki Fundamentalnej”.
Zrozumieć rywala
Skoro mówimy o faulowanym, to warto też zauważyć drugą stronę medalu. Przeciwnika, który chce Luquinhasa i jemu podobnych powstrzymać. Obrońcę, który musi uporać się z piłkarzem, który ewidentnie przerasta go umiejętnościami. Trenera, który myśli o tym, jak urwać rywalowi punkty. Jak to zrobić? Nie zawsze z góry zakładają oni “polowanie”. Dlatego warto spróbować ich zrozumieć, nawet w przypadku brzydkich zagrań. Podkreślmy – zrozumieć, nie wytłumaczyć czy usprawiedliwić. Jakub Wawrzyniak mówi nam, że zawsze jest inne wyjście niż faul. Ale… No właśnie, jest też pewne “ale”.
– Z perspektywy obrońcy sytuacja wygląda na „wyczyszczoną”, a Luquinhas potrafi go uprzedzić i o tempo szybciej zmienić kierunek gry, posłać piłkę obok nogi przeciwnika. Świadczy to o jego wysokich umiejętnościach. Ma wrodzony timing. Kiedy obrońca schodzi niżej na nogi, on przyśpiesza i tworzy sobie przewagę. Gra dobrze bez piłki. Zajmuje przestrzeń, w odpowiednim momencie wychodzi do podania. To pozwala przyjąć piłkę i rozpocząć kolejny drybling – twierdzi były reprezentant Polski.
Przeczytaj także:
To często “pierwszy stopień” do faulu. Bo skoro Brazylijczyk uprzedza rywala i gubi go w ostatniej chwili, to wiadomo, że przeciwnik może nie zdążyć cofnąć nogi i zareagować. Sztuka improwizacji jest bezcenna dla każdego ofensywnego piłkarza, jednak sprowadza na niego korki obrońców, których w ten sposób oszuka.
– Wielu zawodników cierpi na swojej widowiskowości. Powodem jest trochę frustracja obrońców. Nikt nie lubi być swobodnie mijany, przegrywać pojedynków. Potem wyładowują swoją złość na zawodnikach, którzy są „nie do zatrzymania” – ocenia Nowakowski. Dodaje jednak, że to także element kultury i podaje ciekawy przykład. – Na tym polega piękno piłki, żeby takich piłkarzy szukać, żeby ich nie marnować. Jakbym był obrońcą i ktoś by mnie opierdzielił w sposób spektakularny to bym… przyklasnął. Bo ma takie umiejętności, że nie potrafiłem na nie zareagować. Kiedyś była taka sytuacja, kiedy Isco ograł Verrattiego, zrobił mu mały wiatraczek. Ten drugi powiedział potem, że miał ochotę stać i bić mu brawo.
Emil Nowakowski mówi, że futbol to emocje, ale nie tylko pozytywne. Rywale po jednym, drugim, trzecim udanym zwodzie przeciwnika, dają się im ponieść. Tu dochodzimy jednak do pewnej granicy. Mówi o tym Stanisław Kwiatkowski. – Faule, które wynikają z tego, że chłopak lepiej wyszkolony technicznie dobrze panuje nad piłką, robi szybkie zwroty, można wytłumaczyć, bo słabszy nie zdąży. Tłumaczymy chłopakom, że muszą mieć świadomość, że skoro są dobrzy, to będą częściej faulowani nie dlatego, że ktoś chce to zrobić, tylko dlatego, że szybciej podejmują decyzje. Przypadkowość musi być jednak bardzo grubą krechą oddzielona od premedytacji. A trenerzy nawet w dużych akademiach mówią do 12-letnich dzieci, żeby połamać przeciwnikom nogi. Taki trener nie powinien nigdy w życiu dostać licencji.
Najczęściej faulowani piłkarze w Ekstraklasie
Na ten podział zwraca zresztą uwagę także Czesław Michniewicz. Fragment z ostatniej konferencji prasowej:
“Od momentu, kiedy tutaj przyszedł, gra jeden na jeden, wchodzi w drybling, mija przeciwników, którzy nie są w stanie go zatrzymać. Najczęściej kończy się to faulem. Jeśli ktoś go fauluje, pociągając za koszulkę, to ja nie mam z tym kłopotu, bo krzywda mu się wtedy nie dzieje. Mam problem wtedy, kiedy widzę atak na nogi i widzę go następnego dnia albo w przerwie meczu, jak nasi fizjoterapeuci cały czas przy nim siedzą i mu pomagają. Nie chcę, żeby sędziowie specjalnie go chronili. Chciałbym, żeby rywale nie atakowali go w tak brutalny sposób, jak to miało miejsce w ostatnim czasie”.
Jak zatrzymać technika?
Już po meczu w Zabrzu trener Legii mówił, że parę lat temu to on razem z Marcinem Broszem walczył o to, żeby rywale nie polowali na Szymona Żurkowskiego. Wtedy to zawodnicy z Warszawy ostro traktowali piłkarza Górnika, teraz role się odwróciły. Czy rywale mieli taką taktykę na ten mecz? Tego nie wiemy, natomiast Jakub Wawrzyniak przyznaje, że w trakcie kariery zdarzało mu się słyszeć takie instrukcje.
– Sami piłkarze czasami „podpowiadają”, w jaki sposób trzeba takich piłkarzy potraktować. Jest to pewien element gry. Jeśli raz, drugi zostaniesz okiwany, to delikatnie mówiąc niektórzy trenerzy każą się „przedstawić” takiemu piłkarzami. Oczywiście zamiarem nie jest zrobienie komuś krzywdy czy kontuzjowanie go, natomiast każda metoda, która przystopuje rywala, jest metodą słuszną.
Ale nie każdy trener zarządza wycinkę. Można inaczej podejść do tematu. – Niektórzy trenerzy robią tak, że w strefie, w której się znajduje, obrońca podchodzi do niego bardzo blisko. A przyjęte jest, że rzadko się gra na piłkarza, który ma obrońcę na plecach. Być może to jakaś metoda, ale trenerzy jednak odchodzą od tego, starają się kryć strefowo. Kiedy Luquinhas zmienia strefę, przejmuje go piłkarz, który zajmuje miejsce w tej części boiska – tłumaczy były reprezentant Polski.
Ratowania się faulami nie rozumie także Stanisław Kwiatkowski. – Dla mnie to nie jest wytłumaczenie, że inaczej się nie dało. Niech się zabierze do pracy. Niech mu trener wytłumaczy: zobacz, jakie masz braki, choć popracujemy ciężej, dłużej, zrób coś w domu. W internecie jest mnóstwo filmików pokazujących, jak można pracować nad techniką, panowaniem nad piłką.
Zachowując wszelkie proporcje – metodę przejmowania zawodnika w najbardziej spektakularny sposób zaprezentował chyba Jose Mourinho w meczu Interu z Barceloną. Warto rzucić okiem na analizę tego spotkania w wykonaniu “The Special One”.
Jak zatrzymać Messiego? Sposób Jose Mourinho
Natomiast pozostańmy przy naszych realiach. Zapytaliśmy u źródła: jak powstrzymać Luquinhasa? Odpowiada Ireneusz Mamrot, który zdradził nam, co mówił swoim piłkarzom przed meczem z Legią.
– Jestem ponad 20 lat trenerem i nigdy nie powiedziałem na odprawie, że tego zawodnika trzeba wyciąć równo z trawą, bo jest najlepszy. Szukamy innych rzeczy. Przede wszystkim – żeby go odciąć od podania. W przypadku Luquinhasa to jest bardzo trudne, bo on się bardzo dobrze porusza. Przede wszystkim stawiałem więc na podwajanie, żeby dwóch zawodników do niego doskoczyło, kiedy będzie przy piłce. Pamiętam mecz w Białymstoku, było bardzo trudno. Nie dość, że jest obdarzony bardzo dobrymi umiejętnościami dryblingu, to jeszcze ma bardzo dobry start do piłki na kilku metrach. Nie jest łatwo takiego zawodnika całkowicie zneutralizować. Musi mieć jak najmniej podań, ale wiadomo, że nie da się tak ułożyć meczu, żeby cały czas tak było. Czasami wynik się gorzej układa, zespół goni wynik, atakuje i taki zawodnik ma więcej przestrzeni, co jest niebezpieczne. Ale tak jak powiedziałem – te dwie rzeczy są dla mnie najważniejsze.
Przeczytaj także:
Były trener Jagiellonii i Arki twierdzi też, że lepiej unikać stosowania “plastra” na pojedynczego piłkarza. – Dzisiaj w piłce poświęcenie zawodnika, żeby krył jednego rywala, oznacza utratę go w grze ofensywnej. Nie podchodziłem do tego w ten sposób, czasy krycia indywidualnego na dziś minęły. Zdecydowanie stawiam na krycie strefowej. Bardzo ważne są w tym przypadku odprawy. Takiego zawodnika często się pokazuje, jego lepsze strony, na czym bazuje w dryblingu. Trzeba uczulić zespół, żeby nie doskakiwać do niego na raz, bo ma bardzo dobre przyjęcie kierunkowe i kogoś zgubi. Jeśli nie zdołasz zabrać mu piłki wcześniej, to lepiej poczekać. Widzieliśmy to w Zabrzu – doskok do niego, kiedy miał piłkę, kończył się uwolnieniem przez przyjęcie kierunkowe. Było na nim sporo kartek, a mogło być jeszcze więcej.
No właśnie, mogło być ich więcej, bo Luquinhas się nie poddawał. – W jego przypadku to jednak nie działa. Czy on zostanie sfaulowany w sposób wynikający z próby odbioru mu piłki, czy z premedytacją, dalej będzie szedł w drybling. To jego atut, kolejne faule nie powodują, że zaczyna grać prostą piłkę – mówi Wawrzyniak.
I bardzo dobrze, że nie zaczyna. Bo nie chodzi o to, żeby zmienić Brazylijczyka. Tylko żeby zmienić tych, którzy go otaczają.
Co zrobić, żeby było lepiej?
Nie jest to łatwa misja. Jak widać wyżej – winę za to, że tak jest, ponosi każdy. Piłkarze, trenerzy, eksperci, dziennikarze, sędziowie. Świadomie czy nie, wszyscy wpływają nie na liczbę fauli, a na ich brutalność. Na każdym poziomie, bo przecież na Luquinhasie i Ekstraklasie świat się nie kończy. – Mój syn ma 22 lata, gra w okręgówce, jest filigranowy, dobry technicznie. Jest ciągłe polowanie. Powtarza mi: tato, mnie już się nie chce grać – żali się Kwiatkowski, który próbuje zmieniać swoje lokalne środowisko.
– Trzeba rozmawiać. Z trenerami, z sędziami, może w jakiś sposób to się odwróci. Bardzo dobrze, że widzicie to, co jest na górze, ale to zaczyna się na dole. Trenerzy nie wkładają pracy w chłopców „fizycznych”, a potem żądają, żeby oni zatrzymali zawodnika technicznego. Skoro nie mają narzędzi, to uciekają się do brutalności. Główną przyczyną zła są trenerzy, a potem sędziowie. Nie dzieci, bo one nie są złe. Dzieci będą robiły to, do czego trener ich nakłoni. Jestem daleki od chuchania i dmuchania, nie chodzi o to, żeby nie przygotowywać piłkarzy do gry kontaktowej, bo ona jest jak najbardziej kontaktowa i fizyczna, ale o oddzielenie kontaktu od brutalności, celowego ataku – mówi nam trener techniki fundamentalnej.
Luquinhas jest jednym z najczęściej faulowanych piłkarzy w Europie w przeliczeniu na 90 minut
Także zajęcia, które w Kochlicach prowadzą Kwiatkowscy i Jarosław Rutkowski, uczą piłkarzy, jak grać w piłkę, a nie w tym przeszkadzać. – Mamy trampkarza, młodzika, oni wszyscy dryblują. Idą iskry, ale nie ma żadnych złośliwych wejść. Jeden drugiemu założy siatkę, to ten chce mu się odwdzięczyć. Jeżeli my w Polsce będziemy to rozpowszechniać, będzie więcej technicznych piłkarzy, to on nie będzie się mścił kopnięciem od tyłu czy skrobaniem po Achillesach. Będzie próbował zrobić to samo, bo będzie miał podobne umiejętności. A teraz dysproporcja jest nieprawdopodobna. Dbamy o technikę, ale też o siłę i szybkość. Mają być twardzielami, ale bez chamstwa. Powtarzam podopiecznym: technika musi być obroniona siłą. Bez tego się nie obroni, będziecie lecieć w górę w każdej akcji. Macie idola, Roberta Lewandowskiego, to zobaczcie, jak on wygląda. To jest wzór.
Tyle że takich miejsc jest w kraju niewiele. Dlatego potem ci wyszkoleni technicznie piłkarze są regularnie kopani. – To jest nienormalne, że do nas przyjeżdżają ludzie z trzech, czterech województw. Robią 300 kilometrów, żeby dotrzeć na trening. Z jednej strony czujemy się dowartościowani, że robimy dobrą robotę, ale z drugiej strony chce się płakać, bo pytam, czemu oni chcą tak daleko do nas jeździć i słyszę, że trenerzy w ich zespołach ściągają z boiska czy wyrzucają z treningu za drybling. Tak nie powinno być. Liczę, że będzie coraz więcej technicznych zawodników, którzy nie będą reagować w chamski sposób na siatkę. Syn był na turnieju w Słubicach, grali z dużymi chłopakami. Nasz jeden, mniejszy drybler, siedem razy płakał. 13-latek. Siedzimy cicho, ale może trzeba zacząć coś mówić… – ubolewa nasz rozmówca.
Przeczytaj także:
Stanisław Kwiatkowski nie traci nadziei, że polska piłka pójdzie do przodu. Liczy, że jeśli takie tematy będzie się nagłaśniać i piętnować do znudzenia, jeśli sędziowie będą lepiej reagować na wydarzenia boiskowe, a zawodników karać się będzie długimi dyskwalifikacjami, brutalność w końcu przestanie się “opłacać”. Tak samo myśli Ireneusz Mamrot. – Czasami VAR mógłby zwrócić uwagę – chociaż chyba przepisy tego zabraniają – że rywale dążą do zneutralizowania danego zawodnika. To jest trudne, bo jeżeli pięć fauli popełni pięciu różnych zawodników, to może mamy pięć żółtych kartek, ale mamy też chłopaka narażonego na poważną kontuzję. To powinno być surowiej karane, bo potem będzie się mówiło o naszej lidze, że tu się tylko przeszkadza. A jak będziemy trochę bardziej chronić takich zawodników, to może to nie pójdzie w tym kierunku.
Były trener Jagiellonii twierdzi też, że trzeba zmieniać podejście do zawodników. – Za bardzo wpajamy obrońcom, że muszą przerwać akcję. A za mało jest pracy w kierunku czystego odebrania piłki. W tym jest problem. Ok, czasami są faule, z których ani nie ma kartki, ani zagrożenia dla przeciwnika. Jakieś zahaczenie, przytrzymanie za koszulkę. Ale wiele razy oglądam mecz i widzę, że dało się odebrać piłkę w czysty sposób, z czego zespół miałby więcej korzyści.
***
Znamy więc przyczyny, znamy skutki, mamy też propozycje planu naprawczego. Co dalej? Przede wszystkim – nie czekajmy. Świat od razu się nie zmieni. Ale może jeśli Tomek z A Klasy przestanie być obijany co tydzień, a Jacek z trzeciej ligi nie będzie kończył każdego meczu z torebkami lodu przy piszczelach, to w końcu i w Ekstraklasie będziemy obserwować mniej brutalności. Wszystkim faulom nie zapobiegniemy, to wiadome. Ale spróbujmy sprawić, że mniej będzie tych, które bolą nawet obserwatorów przed telewizorami.
SZYMON JANCZYK
fot. FotoPyK