Pierwsza część sezonu na zapleczu Ekstraklasy za nami, więc warto przyjrzeć się temu, co działo się jesienią w 1. lidze. Przygotowaliśmy dla was podsumowanie rundy w pięciu punktach. Co nas zaskoczyło, co rozczarowało, a kto sprawił niespodziankę? Gdzie cierpliwość okazała się kluczowa, a gdzie na zmiany czekano może nawet za długo? Łapcie kilka fleszy z kolejnych szalonych miesięcy w 1. lidze.
1. To jest liga dla starych ludzi
Przy okazji wczorajszej “Jedenastki jesieni” rzuciło nam się w oczy, że na zapleczu Ekstraklasy nie ma w tym sezonie zbyt wielu młodych talentów. W poprzednim sezonie byliśmy w stanie złożyć cały skład z młodzieżowców i raczej się nie pomyliliśmy, bo większość z tych chłopaków albo trafiła szczebel wyżej, albo dalej z powodzeniem gra w I lidze. A dziś? Oj, ciężko byłoby to powtórzyć. Znajdziemy ledwie kilku murowanych kandydatów.
- Bramkarzy (Bieszczad, Kobylak, Kochalski)
- Lewych obrońców (Grabowski, obecny rok wcześniej Matuszewski)
- Jan Biegański (pomocnik)
- Kacper Śpiewak (napastnik)
Pewnie dorzucimy do grona jeszcze kilku gości, którzy choć trochę wybijali się ponad przeciętność, jak Paweł Tupaj czy Iwo Kaczmarski. Generalnie jednak – lipa. Na pewno spodziewaliśmy się czegoś więcej po sezonie, w którym spada jedna drużyna, więc większość zespołów może spokojnie grać o Pro Junior System i wprowadzać młodzież. Czy ktoś się na taki ruch zdecydował? Cóż, nie za bardzo. Resovia, Sandecja, GKS Bełchatów, Korona – cała czołówka PJS robi to raczej z przymusu, niż z wyboru. Szukanie młodzieżowców, którzy latem trafili do ligi i regularnie w niej grają, to prawdziwe wyzwanie. Załóżmy, że do tego grona załapią się tylko piłkarze, który zagrali chociaż połowę minut w rundzie (ok. 750). Lista jest krótka:
- Paweł Tupaj (Miedź) – piłkarz Miedzi
- Gabriel Kobylak (Puszcza) – wypożyczony z Legii
- Kacper Bieszczad (Chrobry) – wypożyczony z Zagłębia Lubin
- Szymon Zalewski i Kryspin Szcześniak (GKS Jastrzębie) – pierwszy to piłkarz GKS-u, drugi wypożyczony z Pogoni
- Karol Struski (Górnik Łęczna) – wypożyczony z Jagiellonii
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Dwóch “własnych” gości, reszta to tylko wypożyczenia. Szału nie ma. Grabowskiego, Kochalskiego czy Matuszewskiego nie liczymy – oni w tej lidze już grali. Ciekawostka jest taka, że latem w młodzież najmocniej nie inwestowali ci, którzy potencjalnie powinni budować swój budżet na promowaniu młodzieży, a ci najbogatsi – ŁKS, Miedź Legnica i Bruk-Bet. Oni już wiedzą, że warto. Reszta dopiero się uczy, a są wśród nich kluby, które naprawdę mają się czego wstydzić.
- Korona – nie ściągnęła żadnego młodzieżowca
- Radomiak – wypożyczył Kochalskiego z Legii
- Chrobry – wypożyczył Bieszczada, kupili Michalczyka, który nawet nie zadebiutował
- Widzew – ściągnęli jedynie Czubaka, który grzeje ławę
Poza Widzewem, który mierzy w awans, każdy zespół mógł być idealnym miejscem do pokazania światu “hej, tutaj stawiamy na młodzież, przyjdźcie do nas”. I co? I nic. Pierwszoligowcy ograniczyli się głównie do życia na łasce innych, czyli wypożyczeń. Jeśli odejmiemy wypożyczonych, okaże się, że na zaplecze Ekstraklasy trafiło 27 młodzieżowców (z czego 14 do ŁKS-u, Bruk-Betu i Miedzi). W tym samym okienku pierwszoligowcy sięgnęli po 31 obcokrajowców.
Kurtyna.
2. Dariusz Banasik znów to zrobił
Powiedzmy sobie szczerze – nietęgo wyglądała sytuacja Radomiaka tak przed startem rozgrywek, jak nawet już w trakcie grania. Przed sezonem finalista barażów stracił:
- Patryka Mikitę (kontuzja)
- Rafała Makowskiego (odszedł za darmo do Śląska)
- Dawida Abramowicza (odszedł za grosze do Wisły Kraków)
- Mateusza Michalskiego (odszedł za darmo do Widzewa)
- Damiana Nowaka (odszedł za darmo do GKS-u Tychy)
Czyli praktycznie całą czołówkę najlepszych strzelców i asystentów poprzednich rozgrywek. Jak już zaznaczyliśmy, wiele na tym nie zarobił, a przecież gdzieś w tle wciąż były i są problemy finansowe – choćby w listopadzie rzutem na taśmę udało się spłacić jednego z byłych zawodników, unikając poważnych konsekwencji, ale jak słyszymy, nie było to ostatnie nazwisko na liście. Samo to niech świadczy o tym, że warunki do pracy dla trenera Banasika nie były najlepsze.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
A to tylko część długiej listy kłód pod nogami.
Niezbyt dobra opinia w środowisku nie ułatwiała ściągnięcia zastępców. Przez to Radomiakowi uciekł chociażby Kamil Zapolnik, dziś czołowy strzelec ligi. Na chwilę przed startem ligowych rozgrywek kadra radomian była zdecydowanie chudsza niż w poprzednim sezonie. No chyba że jako “szeroką kadrę” liczymy kolejnych obcokrajowców, którzy w tajemniczych okolicznościach trafiają do Radomia, takich jak:
- Alain Ebwelle, wychowanek Barcelony, który kopał się po czole w lidze fińskiej
- Morimakan Diane, piłkarz, który krążył od 4. do 6. ligi francuskiej
- Athanasios Scheidt, gość błąkający się od USA, przez Argentynę i Niemcy aż po Portugalię
Zbierając to wszystko do kupy, widzimy trenera, który:
- Ma mniej więcej 13-14 piłkarzy do gry na najtrudniejszą rundę od lat
- Musi zbudować od nowa kręgosłup zespołu
- Do tego ma mocno okrojony sztab szkoleniowy – nie ma nawet trenera przygotowania fizycznego
- Musi także zmierzyć się z wysokimi oczekiwaniami, bo gdy Radomiakowi udało się wygrać wysoko z Widzewem i Miedzią, na górze zaczęły krążyć opinie o “silniejszym zespole niż przed rokiem”, który “na pewno wywalczy awans”
Tymczasem Dariusz Banasik nic sobie z tego nie zrobił i zaparkował z Radomiakiem na czwartym miejscu w tabeli. Jego zespół nie przegrał od 11 spotkań i stracił w tym czasie tylko trzy bramki. Jasne, po drodze zdarzały się niepotrzebne straty punktów – z Resovią, Zagłębiem Sosnowiec czy Sandecją, ale było też ogranie ŁKS-u i wyszarpania punktu Arce Gdynia. Krótko mówiąc: jak na te warunki, to 200% normy.
Oby tylko szkoleniowiec z Radomia nie został kolejną ofiarą polskiej myśli zarządzającej, tj. jak raz zrobisz wynik ponad stan, to potem nie możesz wykręcić żadnego słabszego.
3. Jednak lepiej grać z trenerem
A skoro już o trenerach. W rundzie jesiennej doszło do zmiany szkoleniowca w trzech klubach.
- Resovia
- Zagłębie Sosnowiec
- Sandecja Nowy Sącz
W dwóch pierwszych przypadkach mogliśmy odnieść wrażenie, że coś dzwoniło, ale raczej nie w tym kościele. Natomiast w trzecim… Cóż, to nie jest tak, że z Piotrem Mandryszem mamy jakiś problem. Ale widać gołym okiem, że od czasu pierwszego odejścia z Bruk-Betu nie ma najlepszej passy. 14 spotkań z rzędu bez wygranej. Łączny bilans pracy w czterech kolejnych klubach?
- 17 zwycięstw
- 11 remisów
- 29 porażek
Gość wygrał ledwo 30% meczów. Zdobył 62 punkty na 171 możliwych. W Nowym Sączu długo czekano, żeby coś zmienić, choć już raz był bardzo blisko zwolnienia. Wtedy wstawili się za nim piłkarze, co też nas specjalnie nie dziwi – Mandrysz to ponoć całkiem sympatyczny gość. Tyle że niestety, w piłce chodzi o robienie wyników. I specjalnie nie dziwi nas to, jak wygląda bilans każdej z drużyn po wspomnianej zmianie.
- Radosław Mroczkowski – 4 mecze, 1 punkt, tylko jedna strzelona bramka
- Kazimierz Moskal – 7 meczów, 4 punkty, tylko jedno zwycięstwo
- Dariusz Dudek – 7 meczów, 12 punktów, tylko jedna porażka
Sandecja za Mandrysza traciła średnio 2,63 bramek na mecz. Sandecja za Dudka straciła trzy gole w siedmiu meczach. Czasami jednak warto walczyć o utrzymanie, mając na ławce trenera.
4. Cierpliwość (znowu) popłaca
Dla odmiany był także przypadek, w którym klub dobrze wyszedł na tym, że trenera nie zmienił. Paweł Ściebura nie miał łatwego wejścia do GKS-u Jastrzębie. Objął zespół w poprzednim sezonie i nie wygrał ani razu. Przed startem obecnych rozgrywek zaliczył zwycięstwo w Pucharze Polski, jednak w lidze znów praktycznie wszystko w plecy. Na pierwsze zwycięstwo w nowym klubie czekał do 11. kolejki. Wliczając poprzedni sezon – 13 spotkań. Ile razy w tym czasie bywał zwalniany przez kibiców i obserwatorów gry GKS-u? Mnóstwo. A jednak wytrwał na stanowisku i dźwignął jastrzębian z kryzysu. Ciekawą rzecz w wywiadzie z nami powiedział Dariusz Stanaszek, prezes klubu.
“Łatwiej jest zachować cierpliwość, gdy spada jedna drużyna. Inna sprawa, że terminarz ułożył się tak, że my graliśmy większość meczów z czołówką ligi. Do tego kiedy można było grać z kibicami, my musieliśmy grać na wyjazdach. Dopiero teraz czekają nas spotkania z dołem i środkiem tabeli, więc będzie można ocenić, jaki poczyniliśmy progres i w jakim miejscu jesteśmy”.
Wynika z tego, że szkoleniowiec miał prosty cel – wygrać z tymi, z którymi będziemy bić się o utrzymanie. A pozostali? Co będzie, to będzie. W końcówce przyszedł więc czas próby.
- Stomil (13. w tabeli) – 1:0
- Zagłębie (16.) – 2:1
- Sandecja (18.) – 0:3
- Bełchatów (14.) – 3:2
- Resovia (18.) – 2:1
12/15 punktów z dołem tabeli zrobione, czyli misja wykonana zgodnie z planem. Choć można nawet powiedzieć – 12/12, bo Sandecja do tego grona zdecydowanie nie pasuje i nawet GKS nie był jakoś przesadnie zmotywowany na urwanie jej punktów, nastawiając się raczej na kluczową wojnę z ekipą z Bełchatowa.
Pewnie, siedem punktów przewagi zespołu z Jastrzębia nad strefą spadkową to żadna zaliczka. Natomiast z każdym oprócz Sandecji GKS ma dziś pozytywny bilans spotkań, co będzie ważne wiosną. Dlatego na Śląsku powinni się cieszyć, że podobnie jak Chrobry Głogów przed rokiem, nie zdecydowali się na pochopny ruch.
5. Jeden Robak wiosny nie czyni
Nie tak miała wyglądać jesień w wykonaniu piłkarzy Widzewa. Przed sezonem typowaliśmy łodzian jako firmę, która powalczy o awans i nie ma nic wstydliwego w przyznaniu się, że przestrzeliliśmy. Transfery w Łodzi nie były takie złe, jednak Widzew miał problem z tym, żeby właściwie to poukładać. Pomysł Enkeleida Dobiego także nie był taki zły – innowacyjna na zapleczu taktyka 4-4-2, wysoki pressing… Tylko znów – często był problem, żeby wcielić go w życie. Bo Widzew miewał mecze, w których wszystko szło dobrze, aż nagle, w pewnym momencie, łodzianie po prostu znikali i zapominali o wszelkich założeniach (pierwszy z brzegu – ostatni mecz z GKS-em Tychy). Największy problem tkwił w ofensywie, gdzie Marcin Robak był sterem, żaglem i okrętem.
- 6 goli
- asysta drugiego stopnia
- Udział przy 7 z 13 bramek
Problem tkwił w tym, że nie za bardzo kto miał się do Robaka dopasować. Atakowanie ligi Henrikiem Ojamą to plan śmielszy niż wyprawa na Mount Everest w klapkach. Merveille Fundambu miał dobry start – strzelił gola, zaliczył dwie asysty drugiego stopnia, jednak znacznie słabszą końcówkę. Mateusz Możdżeń? Dwa gole, dwie asysty. Patryk Mucha? Gol i dwie asysty. W Widzewie może i narzekają na to, że Robak nie jest już tak wielkim liderem, jak szczebel niżej, jednak na miejscu kibiców Widzewa bylibyśmy bardziej wyrozumiali. Bo wygląda na to, że w drużynie łatwiej więcej jest osób z 3 i czterema zerami po niej na liście wypłat niż piłkarzy z przynajmniej trzema punktami w “kanadyjce”.
To dość smutne, natomiast w Łodzi znów wieje wiatr zmian. Odejście prezes Pajączek jest już pewne, a z naszych źródeł wynika, że wiosną Widzew chce wejść all-in w walkę o awans. Czystki w szatni mają pozwolić na pokaźne wzmocnienia ofensywy. Szykuje się więc historia spod znaku “awans, albo śmierć”.
Albo Robak w końcu dostanie kogoś, z kim będzie mógł sobie pograć, albo na liście płac pojawi się jeszcze więcej “trójek z przodu”.
6. Sędziowie znów… aj, szkoda się powtarzać
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix